Skocz do zawartości
Forum

JackieK

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez JackieK

  1. datoya zastanawia mnie co to było: No i pytanie co zobaczył we mnie ten chłopak ? Ano miałam takie szczęście ze akurat dostrzegł to co inni musieli mieć bardziej wyeksponowane. [/ Pocieszyłaś mnie :) i cieszę się, że ktoś z takim problemem (bo jest to problem) jest szczęśliwy i nie doczekał się zgorzkniałości :) Zgadzam się też, że większość zależy od naszego wnętrza. Jednak obecnie kiedy dopadł mnie okropny dół i zwątpienie obawiam się, że wysyłam tylko te negatywne sygnały. Nie wiem jak się odbić od tego "dna". js_11 napisałeś całą prawdę o mnie od zawsze: " które zachowując się po męsku odstraszają od siebie mężczyzn, ale za to bardzo lubimy rozmawiać z takimi dziewczynami, bo rozumieją nas lepiej niż inni mężczyźni" * w ramach sprostowania nie zachowuję się już aż tak bardzo jak kumpel jednak cały czas moją linią obrony jest prowadzenie rozmów z facetami w "ten" najbezpieczniejszy sposób.
  2. Jak widać można wiele znaleźć błędów w naszym zachowaniu. Jestem tego coraz bardziej świadoma. Od wszystkich zawsze słyszę, że "O Ciebie nie muszę się martwić bo i tak sobie poradzisz". A ja właśnie chciałabym dla odmiany żeby ktoś się o mnie pomartwił, przytulił, żebym mogła czasem poczuć się bezsilna jak dziecko. Jednak cały czas zastanawiam się co jest nie tak przy tzw. pierwszym kontakcie, że nie potrafię zainteresować żadnego faceta na tyle, żeby chciał mój numer i się po prostu umówić. Musi być coś w środku mnie co totalnie musi odstraszać facetów. Może to ten wcześniej opisany brak seksapilu ? I jedynym ratunkiem jest czekanie aby statystycznie raz na 3 lat pojawił się ktoś kto jest w miarę zainteresowany.
  3. Jestem tego świadoma. Nie mniej jednak mam lęk wpisany w naturę. Od zawsze stresowałam się tym, że zaraz będę wywołana przed tablicę i dostanę 1, że nie skończę studiów, że nie napiszę magisterki, że będę musiała skonfrontować się z szefem,który będzie się na mnie wyżywał, że będę miała do załatwienia coś co mnie przerasta. Lęk i stres towarzyszy mi od zawsze. Jednak te słowa jakby głupio nie brzmiały dawały mi pocieszenie, że dam radę wyjść z opresji, że jest to pewien proces. Jednak piękna refleksja o tym w jakim stanie po tym procesie wychodzimy. Czasem silniejsi a czasem wręcz odwrotnie...
  4. Cześć, Może to nie rozwiąże problemu (bo na pewno ma poważniejsze podłoże) ale jest pewien cytat, który od lat pomaga mi pokonać najróżniejsze stresowe sytuacje: "Jak coś Cię zje to i wysra". Wiem, że brzmi jak żart ale jest w tym pewna głębia :)
  5. Święta prawda - zawsze tak reaguje: "nic się nie stało, ok, zdarza się, trudno, że zapomniałeś ja sobie jakoś poradzę". Nigdy o tym nie pomyślałam. Faktycznie jest tak, że już wyciągnęłam od jakiegoś czasu wnioski co robię nie tak. I uwierzcie mi bardzo chciałabym mieć okazję to przećwiczyć :) Serce mnie boli na myśl o przeszłości ile okazji i naprawdę fajnych facetów uciekło mi sprzed nosa bo byłam tak zamknięta, że ich nie widziałam (bo przecież to, że ciągle do mnie przychodzi i ze mną rozmawia to oznacza, że chce się kumplować). Teraz wiem, że gdybym wiedziała więcej o sobie i o swoich lękach to mogłoby się potoczyć inaczej. Dlatego wspomniałam o tym, że nigdy nikt nie chciał się postarać bardziej czyt. zawalczyć. Może zrażony moją postawą (wynikającą z kompletnego braku doświadczenia) sobie darował a może po postu nie podobałam się wystarczająco bardzo. Nie mniej jednak teraz jest totalna posucha NIKOGO nie poznaje z kim mogłabym nawiązać relację (i sprawdzić to wszystko o czym piszecie). I to na ten moment jest sednem problemu. Patrząc na problem matematycznie jest to statystycznie niemożliwe żeby nie przypadła mi jakaś pula facetów do próby nawiązania znajomości.
  6. Poczekajcie... Chcecie mi powiedzieć, że to NIGDY się nie zmieni? Nie można tego wyleczyć ? Mam stać z boku i ciągle marzyć o czymś czego nie przeżyłam ? Przecież to nie miałoby sensu...
  7. js_11 nadzijeja umiera ostatnia i informuję, że źle zrozumiałeś zacytowany przez Ciebie fragment wypowiedzi :) Absolutnie nie chcę mieć kogoś bo inni mają kogoś. Zadaję retoryczne pytanie dlaczego jestem obarczona takim problemem i u mnie nic się nie dzieje. Przez co czuję się "inna" dlatego czasem mam obrzydzenie do siebie bo "coś" jest nie tak. Dlatego tak jak wspomniałam kiedy kogoś poznaję żeby opowiedzieć o mojej sytuacji muszę pokonać jakiś lęk w sobie, ponieważ obiektywnie uważam, że to jest dziwne. PiataDwanaście miło Cię poznać :) Nie jesteśmy same - a to najważniejsze. To co opisałaś jest dokładnie tym co przeżywam. Mamy jeszcze kolejną wspólną przypadłość a mianowicie mam szalone powodzenie u mężczyzn po 40 i żonatych. Wiadomości, najgorsze obcinanie z możliwych, przysiadanie się na weselach i stawianie w niezręcznych sytuacjach przy żonach, zatrzymywanie samochodu na przystanku z propozycjami. To jest po prostu obrzydliwe i wpędza czasem w kolejne otchłanie doła. Małżeństwo jest dla mnie rzeczą świętą i nienaruszalną a paradoksalnie przyciągam żonatych. Dla odróżnienia jak idę korytarzem to widzę jak się na mnie patrzą moi wolni koledzy i nie jestem głupia tylko dlaczego nigdy nic z tego nie ma. Odwazni są tylko żonaci...
  8. racja! zapomniałam w tym poemacie dodać, że najprawdopodobniej "nie mam tego czegoś"
  9. Witam, Właściwie to nie wiem od czego zacząć. Mam 27 lat i właściwie zerowe powodzenie u mężczyzn. To trwa od zawsze i się nie zmienia. Całą ta sytuacja coraz bardziej pcha mnie w stronę stanów depresyjnych. Może zacznę od krótkiego opisu. Jestem normalną, przeciętną kobietą, która ma swoje pasje, wspaniałych przyjaciół, pracę którą kocham oraz angażuje się w najróżniejsze projekty i wolontariaty. Jeżeli chodzi o wygląd musiałabym być obłudna żeby powiedzieć, że jestem brzydka. Może mam niezbyt miły na pierwszy rzut oka typ urody ( bardzo chłodny) jednak w pełni to akceptuje, że nie jestem słodką blondynką , która wzbudza zaufanie. Jednak nie jestem jakąś zwalającą z nóg seksbombą. Od kiedy tylko pamiętam miałam masę kumpli z którymi się przyjaźniłam. Razem imprezowaliśmy, spędzaliśmy wieczory i wychodziliśmy na miasto. Nigdy nie brakowało wokół mnie chłopaków jednak nigdy nie patrzyli na mnie jak na kobietę. Szanowali, liczyli się z moim zdaniem i troszczyli się o mnie. Czar prysł w momencie kiedy poznali swoje obecne żony :) Wiem, że ta dziwna przypadłość wiąże się z tym, że mam tendencje do przyjaźnienia się z jednostkami bardzo dominującymi co spowodowało u mnie wpojenie niskiego poczucia wartości. Od czasów nastoletnich kiedy tylko ktoś mi się zaczynał podobać i zanim jeszcze zdążyłam sobie o nim pomyśleć już słyszałam, że patrzy się w "ten" sposób na moją przyjaciółkę i ,że na nią "leci". Od młodości zatem jestem przyzwyczajona do tego, żeby sobie względem facetów za dużo sobie nie wyobrażać bo przecież oni się na mnie "w ten sposób" nie patrzą. A jeżeli widzę, że patrzą to na pewno jest to złudzenie albo mają zeza bo i tak patrzą się na którąś z moich przyjaciółek. Tak mijały mi czasy młodości - żadnych miłości tylko kumple i jeszcze raz kumple. Dzisiaj kiedy zrozumiałam, że nie jestem gorsza od moich koleżanek staram się zwalczać wszelkie złe myśli na swój temat, które zagnieździły się przez lata w mojej głowie. Wracając do obecnej chwili... Faktycznie nie mogę powiedzieć, mężczyźni mijając mnie uśmiechają się, obracają i się patrzą. I na tym zawsze się kończy: patrzą. Nigdy w moim życiu nie pojawił się żaden mężczyzna, który pofatygowałby się mnie poznać, potrudzić się chwilę żeby się czegoś o mnie dowiedzieć. Mam wrażenie, że mimo tego, że poznaję masę ludzi to dla facetów jestem transparentna. Nie istnieje. Paradoksalnie nie ma dnia w pracy abym nie dostała komplementu dotyczącego mojej osoby (jest to ogromna firma). Ludzie nie wiedząc czemu do mnie lgną i mnie w pewien sposób podziwiają. Kobiety za poczucie estetyki a od kolegów najczęściej słyszę, że "już takich kobiet nie ma". Żeby było śmieszniej faceci u mnie w firmie myślą (nie konsultując się ze mną), że mam mega powodzenie i nie robię nic oprócz przebierania w ofertach matrymonialnych. Prawda jest taka, że ja nigdy nawet nie byłam na randce. I od razu mówię, jestem wdzięczna za każdy miły gest w moim kierunku ale paradoks tej sytuacji jeszcze bardziej wpędza mnie w dół. Nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego jeżeli faceci tak mnie lubią i codziennie jest tyle "achów" i "ochów" nikt nie jest w stanie zainteresować się bardziej. Dodatkowo każda sytuacja z facetem który mi się spodobał kończyła sie tragedią bo każdy wycofywał się w podskokach nie wiedząc o co mi chodzi. Wynika to z braku jakiegokolwiek doświadczenia w tym temacie. A dodam , że takie sytuacje są statystycznie raz na 3 lata. Jest to błędne koło. Gdybym miała jakiekolwiek powodzenie mogłabym chociaż pomyśleć, że źle trafiam i mieć nadzieje, że prędzej czy później poznam właściwą osobę. W moim przypadku jednak nie mam skąd już czerpać nadziei. Biorąc pod uwagę częstotliwość moich wyjść oraz intensywności w poznawaniu nowych ludzi już więcej nie dałabym rady. W jakie towarzystwo bym nie weszła nigdy nie ma sytuacji żeby jakiś facet mną się zainteresował. Wszyscy zawsze są zainteresowani moimi koleżankami. Przeżywam koszmar kiedy wchodzę w nowe relacje i nadchodzi pytanie o związki i muszę powiedzieć koleżankom, że nigdy z nikim nie byłam (już nie wspominając , ze nigdy nit mnie nie zaprosił). Spotykam się z wybuchami śmiechu, pytania czy to żart, że to na pewno nie prawda, że oszukuję albo zarzuca mi się kokieterie bo to przecież niemożliwe, żeby "taka dziewczyna jak ja była całe życie sama". Nie chce zazdrościć moim przyjaciółkom, które są w szczęśliwych związkach albo dobrze się bawią biegając z randki na randkę (bo zazdrość to okropna sprawa ;p). Martwię się, że najlepsze lata spędzam w samotności* (bez faceta - bo samotna w sensie społecznym to na pewno nie jestem), czy chodząc samotnie na wesela (bo kolegów też już nie mam, bo żaden z facetów nie chce mnie nawet na koleżankę). Nie mam już siły wierzyć w te puste słowa, że na pewno w końcu to się zmienia. To się nie zmienia. Dodam, że chodzę na terapię grupową, która też nie jest w stanie pomóc mi w odnalezieniu przyczyny mojej przypadłości. Chciałabym wiedzieć tylko czy jest ktoś jeszcze z takim defektem ? Czy to wada fabryczna ?Czy da się coś zmienić? Mam dosyć myślenia, że jestem dziwolągiem i kosmitką.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...