Mam na imię Natalia i mam 24 lata. Mój post może się wydać komuś nietypowy, ale naprawdę czuję się zagubiona i zdołowana. I liczę, że ktoś rozjaśni mi tą sytuację .Otóż prawie rok temu na wakacjach poznałam chłopaka. Super nam się gadało i coś zaczęło iskrzyć dlatego mimo dzielącej nas odległości 200 km postanowiliśmy zacząć się spotykać. On był do mnie przekonany od początku i stwierdził, że nigdy nikt go tak nie zauroczył. U mnie było inaczej. Chwilami było fajnie i czułam tą chemię, a innym razem pojawiała się myśl, że on mi się nawet nie podoba i coś jest nie tak. To minęło po jakimś miesiącu i stwierdziłam, że chcę to kontynuować. Widywaliśmy się co 1-2 tyg na weekendy. Na początku były tylko pocałunki, przytulenia i delikatne pieszczoty. Wszystko to odbierałam bardzo pozytywnie. Do tego oczywiście długie szczere rozmowy, smsy, wspólne wyjścia itp. Znajomość się rozwijała i wydawało mi się, że naprawdę coś do niego czuję. Ogólnie czułam się szczęśliwa. Dodam, że to moja pierwsza poważniejsza znajomość. Czasem tylko jak przebywałam z nim za długo czułam się przytłoczona, ale wtedy nie uważałam tego za coś nienormalnego. Wszystko stopniowo zaczęło się zmieniać po kilku miesiącach gdy zaczęło dochodzić do bardziej intymnych sytuacji. Niby mi się podobało, było podniecenie, chciałam tego z nim ale miałam wrażenie, że czegoś brakuje. Na początku zwalałam to na stres i nie zorientowałam się, że coś nie gra. Po prostu chciałam, żeby było dobrze. Dziwiło mnie tylko , że częściej są nieporozumienia i nagle zaczynam widzieć jego wady. Dopiero gdy kilka razy doszło między nami do seksu (w tym momencie tego chciałam) zaczęło do mnie docierać, że to nie to. Akurat w międzyczasie doszło do ostrej kłótni. Nagle cała więź między nami zaczęła zanikać. Nie miałam ochoty z nim gadać, ani się spotykać. On nie rozumiał czemu go tak olewam, bo przecież on nadal mnie kocha. A ja po prostu już nie chciałam z nim być. Nagle coś we mnie pękło i stwierdziłam, że mam dosyć. Po ponad 7 mscach nastąpił koniec. On i tak nie mógł zrozumieć co się stało i dalej nie może. Ja mam wyrzuty sumienia zwłaszcza jak słyszę od niektórych osób, że on świata poza mną nie widzi bo zakochał się bardzo. Zresztą nie chodzi tutaj o roztrząsanie tego związku. Po prostu nie rozumiem jak mogło mi się wydawać, że jest chemia/ pociąg Chyba jestem jakaś inna skoro tak prostych rzeczy nie widzę od razu. Jestem nerwowa, czuję pustkę, mam wrażenie, że nie umiem kochać, a faceci stali mi się obojętni. Coś się we mnie zablokowało. Po prostu boję się, że gdy wejdę w jakąś relację to będzie to samo. Najpierw będzie fajnie a po kilku miesiącach uznam, że nawet mi się nie podoba. Czy ze mną jest coś nie tak? Proszę o szczere opinie.