Skocz do zawartości
Forum

taliathere

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Krakow

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia taliathere

0

Reputacja

  1. taliathere

    Pomoc

    Pomylił Pan forum - to forum psychologiczne
  2. Witam, dręczy mnie pewna sprawa. Mam 15 lat, od kilku miesiecy chodze do psychologa (o czym moi rodzice nie wiedza). Przechodząc do sedna...meczy mnie pytanie czy mogę miec zepsol munchhausena? Od bardzo długiego czasu marze by być chora psychicznie, by trafić do szpitala psychiatrycznego, od jakiegoś czasu marze by być ogólnie na coś chorą i trafić do szpitala. Jakies 2-3 miesiące temu bylam w szpitalu, bo uderzylam glowa o kant okna i zostawili mnie 3 dni na obserwacji - bardzo mi sie to spodobało, nie chciałam stamtąd wychodzić, mówiłam, że bardzo boli mnie ta głowa, jednak nie bolała wcale... Ostatnio posuwam się do bardzo radykalnych rozwiązań, byleby trafić do szpitala. Wychodzę na dwór w krótkich spodenkach i zwiewnej bluzce przy -7 stopniach, aby złapać zapalenie płuc, robie sobie rany i dotykam brudnymi rękami, aby złapać jakieś zakażenie. Trochę się boje, że posunę sie jeszcze dalej i np połkne kawałek szkla by mieć operację. Czytałam o objawach tego zespolu i w sumie sie zgadza - swiadome robienie sobie krzywdy, albo symulowanie (sytuacja z głową) byleby trafić do szpitala, jednak ja wiem co jest grane tzn zdaje sobie sprawe z tego, ze moge miec ten zespol wiec nie wiem czy to nie wyklucza tego, że moge na to cierpiec (masło maślane, ale mam nadzieje, że w miare zrozumiale). Dodatkowo swego czasu wymyslałam sobie choroby, zaburzenia - czytałam o objawach i nagle większosc z nich miałam. Dodam jeszcze, że jestem dzieckiem z ,,trudnej rodziny'' do 12 roku zycia mieszkałam z babką alkoholiczką, która robiła nieziemskie awantury, które bardzo odbijały mi się na psychice i do dzisiaj cierpię z ich powodu (ciagle to wspominam, zle mowie o zmarłej, nie chodze w ogole na jej grób), mój ojciec miał zaburzenia osobowości,leczyl sie psychiatrycznie, wg psychologa takze mam objawy zaburzen. Ale przechodząc do konkretu - czy mogę cierpieć na ten zespol, mimo, że zdaje sobie sprawę z tego? Nie bardzo mam chęć mowić o tym mojemu psychologowi, bo boje sie, że uzna to za błahostkę i powie, że wymyślam.
  3. Siemacha to taki ośrodek gdzie Chodzi sie dobrowolnie. Pomagają tam w nauce, rozwijają poprzez rozne zajęcia muzyczne, plastyczne itd http://siemachaspot.pl/placowki <- tutaj spis placówek. Uczęszczając do owej siemachy można korzystać z pomocy psychologa. Uczęszczanie jest całkowicie bezpłatne, rozmowy z psychologiem także. Od siebie bardzo serdecznie polecam, siemacha to moj drugi dom
  4. Chodze do takiego ośrodka (?) siemacha sie nazywa i tam wlasnie jest psycholog i nie trzeba na to zgody opiekunów prawnych
  5. Zacznę od początku. Mam 15 lat, jakoś od października 2014 (z 7 miesięczną przerwą w okresie luty-sierpień) uczęszczam do psychologa. Dodam, że rodzice o tym nie wiedzą. Zaczęłam chodzić, bo miałam problemy (albo raczej dalej mam, ale to później) głównie z autoagresją. Od razu przed psycholog się otworzyłam, pokazałam jej swoje pocięcia, a ona zakazała mi się ciąć, grożąc, że zgłosi to na policję. Przez pewien okres czasu tego nie robiłam, bo sprawdzała mi ręce, potem zaczęło mi tego brakować i cięłam się po nogach - oczywiście jej o tym nie powiedziałam. Z dnia na dzień zaczęłam uzależniać się od psycholog, w głowie było mi tylko ,,rozmowa już we wtorek". Nie mogłam spać, jeść, uczyć się, bo cały czas myślałam o niej. Powiedziałam jej o tym wszystkim i bardzo długo ciągnęłyśmy ten temat. W lutym tego roku przed feriami oznajmiła mi, że jeżeli chce kontynuować kontakt psychologiczny to mam zacząć robić coś w tym kierunku, mam mieć motywację. Bo nasze spotkania polegały (i nadal polegają) tylko na rozmowach. Nie ukrywam, że bardzo się tym faktem załamałam, bo tej motywacji zupełnie jeszcze nie czułam - nie chciałam się zmieniać. Przeżyłam to niesamowicie, cięłam się intensywnie - był to dla mnie cios. Przez te 7 miesięcy nie miałam z nią generalnie kontaktu. Prócz kilku wiadomości we wakacje. W lipcu napisałam do niej maila, że chce wrócić i byłyśmy umówione, ale nie przyszłam. Nie dałam rady. Potem napisałam znowu pod koniec sierpnia to odpisała, żebym przyszła na początku roku szkolnego, ona zawsze jest. W końcu w połowie jakoś września się zebrałam i poszłam. Porozmawiałyśmy, ona przyznała się do błędu, mówiąc, że nie był to dobry i przemyślany plan żeby stawiać mi warunek, że mam przyjść z motywacją. Mówiła, że myślała, iż przyjdę po feriach z dawką motywacji, lecz zniknęłam na te 7 miesięcy. Zapytała czy chce wrócić, nie zastanowiłam się nad tym, ale powiedziałam, że tak. I w sumie od tamtej pory chodzę praktycznie co tydzień i czuję, że ta obsesja, czy uzależnienie do jej osoby wraca. Powiedziałam jej o tym, a ona odpowiedziała, że była pewna tego, że to wróci. Tnę się w dalszym ciągu, ona o tym nie wie - wiem, że powinnam jej o tym powiedzieć, bo taka praca jest bez sensu. Ostatnio mam wrażenie, że mnie nie rozumie, ale przechodząc do sedna... Ostatnio przeczytałam o borderline, objawy opisują w 90% mnie, a dokładniej: np. mam problemy z kochaniem, nie umiem pokochać kogoś. Moje ,,związki" trwają zawsze maksymalnie 4 dni, a potem szukam sposobów ażeby się z tego wyplątać. Często mam niesamowite huśtawki nastrojów, potrafię płakać przez pół dnia, a potem jakby nigdy nic śmieję się. Ostatnio była taka sytuacja w szkole, że powstrzymywałam się od płaczu na lekcjach, a na przerwach szłam do łazienki i ryczałam. W końcu po któreś przerwie było tak źle, że się pocięłam w łazience. Po lekcjach do domu i wieczorem było okej, śmiałam się, grałam... Nie widzę sensu w życiu, często myślę o samobójstwie. Mam też niesamowite kompleksy, uważam się za najgorszą, najbrzydszą. Niekiedy zdarzają się momenty, że myślę o sobie, że jestem ładna, fajna, czuje się ze sobą w porządku. Ale to trwa tylko przez chwilę i wraca ta niska samoocena. Jestem też ciągle zmienna. Kilka razy w miesiącu zmieniam np poglądy religijne, zmieniam zdanie o swojej orientacji. Najpierw mówię jedno, a za jakiś czas drugie, w niczym nie jestem, że tak powiem stała. Dodatkowo chciałabym trafić do szpitala psychiatrycznego, być chora na coś... być psychiczna... Na siłę szukam uwagi od osób dorosłych, a konkretnie takich jak pedagog, wychowawczyni, nauczycielka. Ostatnio był u nas w szkole psycholog na takiej co miesięcznej kontroli, chciałam z nim porozmawiać, chciałabym zacząć z nim jakąś terapie mimo, że mam tą swoją psycholog. Psycholog mówi, że nie umiem być w bezpiecznych relacjach, że się zbliżam, potem oddalam. Mówi także, że w momencie kiedy mi na kimś zależy to jest okej, jestem w tej relacji, ale kiedy komuś zaczyna zależeć na mnie tak jak mi na tej osobie to ja uciekam. I ma rację, bo cholernie zależy mi na niej i wiem, że nigdy nie będzie jej zależało tak na mnie, że mnie nie przytuli i dlatego nadal trwam w tej relacji i nie uciekłam jak to mam w związkach (bo jak wiemy związki polegają na wzajemnym uczuciu). Nie bardzo chce mówić psycholog o moich objawach i podejrzeniach a propos borderline, bo mam wrażenie, że powie czy pomyśli, że wyolbrzymiam i, że za dużo naczytałam się w internecie. Proszę o jakąś radę, pomoc...
  6. Chodzi o mnie, może zacznę od początku. Jakoś w październiku 2014 roku zaczęłam chodzić do psychologa - z powodu problemów w domu. Cięłam się po rękach i czasem głodziłam. Rozmawiałam z moją psycholog co tydzień, powiedziałam jej o tym wszystkim, a ona zakazała mi się ciąć, bo powiedziała, że zgłosi to na policje. Przestałam na jakiś czas, potem zaczęłam robić to po udach - nie powiedziałam jej o tym. Z tygodnia na tydzień uzależniłam się od psycholog, czekałam na spotkanie z nią cały tydzień, nie mogłam skupić się na niczym, bo w głowie było mi tylko ,,kiedy spotkanie?". Jakoś w styczniu oznajmiła mi, że jeśli nadal chce mieć kontakt psychologiczny to muszę coś w tym kierunku robić. Konkretnie chodziło jej o to, że mam zacząć pracować w terapii, a nie, że przychodzę i tylko rozmawiamy. Tłumaczyłam jej, że na razie nie mam takiej motywacji by się zmieniac, ale na marne - powiedziała, ze jak będe miała motywację do pracy to mam przyjść. Nie chciałam się zmieniać, więc co za tym szło przestałam z nią rozmawiać. Byłam w totalnej rozsypce, przez miesiąc nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Jest już teraz trochę lepiej, rozmawiam z moją wychowawczyni w szkole o swoich problemach - ona bardzo mnie wspiera. Ale otóż: wydaje mi się, że odkąd zaczęłam spotykać się z ta psycholog zaczęły się problemy ze sobą. Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że chce się zabić itd. Nie pamiętam kiedy ostatnio się cięłam, ale brakuje mi tego bardzo, nie raz myśle o samobójstwie bez powodu. Dodam, że rodzice o niczym nie wiedzą - nie mam co na nich liczyć. Czuję do nich wielką nienawiść, dla mnie mogło by ich nie być. Jestem mistrzynią w wymyślaniu sobie chorób. Wystarczy, że o jakieś przeczytam, a za chwile mam prawie wszystkie jej objawy. Doszukuję się na siłe chorób, uważam, ze potrzebuje psychiatry (nie psychologa, psychiatry), dodatkowo chciałabym trafić do szpitala psychiatrycznego,chciałabym być chora na jakąs chorobę psychiczną. Lubię swoje blizny po cięciu i chciałabym mieć ich więcej, lubię także się dołować przeróżnymi zdjęciami z pociętymi rękami itd.Prosiłabym o pomoc, o jakaś porade, o moze jakieś podejrzenie co mi jest? Dziękuję
×
×
  • Dodaj nową pozycję...