Skocz do zawartości
Forum

Rzeżucha

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Toruń

Osiągnięcia Rzeżucha

0

Reputacja

  1. próbowałam, nie raz.. i już przestałam, już mi się nawet nie chce dalej próbować.. on nie chce widzieć problemów.. Wszytko kończy się tym, że on nie ma ochoty/nie ma atmosfery/nie ma warunków/..inne powody../ na rozmowy.. Szczerze mówiąc, żeby nie moja beznadziejna pensja już by mnie tu prawdopodobnie nie było a tak sytuacja jest beznadziejna i zamiast wziąć własną depresję w garść wypłakuję się tutaj..
  2. Bardzo dziękuję za odpowiedź. Problem w tym, że ja chciałabym iść na terapię ale on nie chce o tym słyszeć. Twierdzi, ze histeryzuję i nie widzi powodu.. Coraz częściej myślę, że już nie ma co ratować.. A ja tak bym chciała nie płakać co noc.. zasnąć i obudzić się ... albo i nie.. Pozdrawiam.. Rz.
  3. Bardzo przepraszam, jeśli taki wątek już był i się powtarzam ale jestem tu zupełnie nowa i potrzebuję chyba pomocy i porady. Od początku.. jestem DDD (dorosłe dziecko z rodziny dysfunkcyjnej) i wiem z doświadczenia, że choroba sieroca pozostawia trwały uszczerbek na zdrowiu psychicznym na całe życie :) Nie mam zbyt dobrych kontaktów z rodzicami. A skutkiem wszystkich traumatycznych przeżyć przez życie szłam zawsze ze spuszczoną głową. A do rzeczy.. jestem 19 lat po ślubie, mam 16 letnia córkę. Moje małżeństwo nie było nigdy sielanką bo oboje mamy ciężkie charaktery ale nie było źle. Dopóki wiedziałam, ze jestem kochana i potrzebna łatwiej było pokonywać problemy. Miałam niezłą pracę ale okazało się, że mój szef jest tak samo toksyczny jak moi rodzice skutkiem czego zaczęłam odchorowywać problemy. Kiedy doszło do sytuacji, że pół roku bez przerwy byłam na antybiotykach i już nic nie działało wylądowałam u psychiatry. Diagnoza - ciężka depresja, prawdopodobnie wieloletnia. Dostałam leki, było lepiej. Już wydawało mi się, ze to koniec problemów.. ale.. najpierw szef oświadczył mi, że nie wierzy w moje choroby - po prostu symuluję z lenistwa i zdegradowano mnie ze znacznym obniżeniem pensji a potem mój mąż uznał, że moje problemy go nie dotyczą. W czerwcu zeszłego roku przestał interesować się domem. Zawsze dostawałam śliczne bukiety kwiatów z każdej możliwej okazji, a tu przyszła rocznica ślubu i nic.. imieniny, urodziny, walentynki, dzień kobiet.. nic.. nawet życzeń. Z jednej strony tłumaczenia, że on przecież przepracowany i zmęczony.. Wszystko rozumiałam ale Przez parę następnych miesięcy stawał się coraz bardziej chamski i wredny, przychodził do domu na obiad, wychodził z psem, po czym kąpał się, wypachniał i wracał z powrotem. Wiele świadczyło za tym, że kogoś ma ale do tej pory nie wiem czy tak jest. Było już wiele awantur, po każdej było jakby lepiej na chwilę. A teraz jest już tak, że wychodzi o 8, wraca o 20, zakłada słuchawki na uszy i zasiada przed komputerem lub telewizorem i tyle. A ja mam wrażenie, że z depresją wróciłam do początku, znowu nie mogę spać, nie mogę się skupić, boję się, ze mnie wywalą z roboty. Chciałaby stąd uciec ale nie stać mnie na wynajęcie mieszkania. Wiem, że jeśli zostanę ale np. zażądam rozwodu to on zrobi się wredny i złośliwy, a wie, że nie jestem odporna psychicznie. Trzymam się tylko dlatego, żeby moja córka nie musiała przechodzić przez takie piekło dzieciństwa jakie ja miałam, ale jak długo.. Uciekać czy przeczekać? Bo może jeszcze będzie lepiej? Przecież tyle lat razem szkoda zostawiać.. Co radzicie? Pozdrawiam wszystkich "depresantów" :) Rzeżuszka (bardzo gorzka)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...