Skocz do zawartości
Forum

Guin

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Guin

  1. Chce przerzucić odpowiedzialność na Ciebie, to zrozumiałe. Sama borykam się z takim zachowaniem u faceta, więc wiem o co chodzi. Myślę, że najważniejsze teraz jest żebyś nie uwierzyła w jego słowa. Postaraj się teraz znaleźć coś na czym mogłabyś się skupić i oderwać od myślenia o nim. Jestem z Tobą. Wierzę że Ci się uda przetrwać ten czas, bo my kobiety jeśli chcemy potrafimy przenieść góry.
  2. Ja zostałam opuszczona przez "przyjaciółkę" po 19 latach przyjaźni. Znałyśmy się od zawsze, nasze mamy razem chodziły do szkoły i się przyjaźnią. Wspólnie obiema rodzinami jeździliśmy na wakacje, spotykaliśmy się. I to jest przerażające że nasza przyjaźń ot tak się skończyła. Nie potrafię w to uwierzyć. Mam do niej wiele żalu, że zostawiła mnie w momencie kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Zawsze powtarzałyśmy sobie, że faceci mogą przychodzić i odchodzić, ale my będziemy trzymać się razem. I z tego co widzę tylko z mojej strony były to szczere zapewnienia. Niedawno miałam burzliwe rozejście z wieloletnim partnerem i zostawiła mnie ze słowami "Zrobiłam co mogłam, już ci nie pomogę. Potrzebujesz psychologa. Umywam ręce. Stałaś się taką osobą jakiej nigdy bym nie polubiła". W jednym momencie straciłam przyjaciółkę i faceta co jeszcze pogłębiło moją rozpacz. Wiele razy wybaczałam jej gdy łamała dane słowo. Widzę, że byłam jej przyjaciółką tylko wtedy gdy jej to odpowiadało. W momencie gdy pojawiły się u mnie problemy zwinęła się. Staram się jej wybaczyć, ale czasem są takie dni i mam wrażenie, że nigdy nie czułam takiego żalu i nienawiści do jednej osoby.
  3. Zszokowana, i jak tam sytuacja? Coś się wyjaśniło?
  4. Cóż, doskonale rozumiem autorkę wątku. A może nie.. sama już się pogubiłam. Z mojej strony jest o tyle źle, że strasznie chcę kochać, trafiam na świetnych facetów, ale gdy pierwsze emocje dotyczące znajomości opadną wycofuję się. I tak, myślę że jest to nieumiejętność kochania. Umiem te emocje określić inaczej: pożądanie, przywiązanie. Wmawiam sobie że kocham. Ale nie czuję miłości, nie wiem czym ona jest. Czasem, gdy jestem bardzo szczęśliwa myślę że to jest to, to jest chyba miłość. Wiem że takim zachowaniem ranię i siebie i facetów.
  5. ~anoooo991 jayz dosłownie wyjąłeś mi to z ust. tylko że u mnie dochodzi jeszcze przejmowanie się tym co inni powiedzą + te chore myśli. zamiast myśleć swobodnie to niepotrzebnie się zastanawiam nad czymś co tak naprawde nie ma sensu i zdaje sobie z tego sprawe, ale nic z tym nie moge zrobić. I automatycznie wypowiedzi stają się powolne, jakby procesy myślowe się zatrzymały. Ciężko zebrać myśli. Wszystko zaczynam analizować, czy to co mówię jest głupie czy nie.
  6. Dołączę się do Was i również powiem: Też tak mam. I jestem tym już coraz bardziej zmęczona. Najpierw słucham co dana osoba ma do powiedzenia, a dopiero później dopasowywuję się z odpowiedzią. O wiele łatwiej zbijać obiekcje, które nie dotykają mnie osobiście. Czasem jestem pewna swojej racji i nie mam problemów aby sensownie o problemie rozmawiać. Gorzej jest jak rozmówca świadomie lub nieświadomie rzuci jakimś tekstem, którym trafi w czuły punkt. Momentalnie tracę pewność siebie. Jakkolwiek w rozmowie z rówieśnikami jeszcze jakoś czasem jest ok, to jak rozmawiam ze starszymi od siebie, włącza mi się myślenie, że nie powinnam podważać zdania starszej osoby ode mnie... Błędne koło.
  7. Dziękuję :) Wiem, że łatwiej jest dawać rady, niż wcielać je w życie. Sama czasem łapię się na niekonsekwencji swoich działań. Mimo to wydaje mi się, że warto "przeskakiwać samego siebie". Jest Ci źle w tej sytuacji i ciągle zatruwasz sobie tym głowę. Usiądź i na spokojnie przemyśl wszystkie za i przeciw. Pomyśl o tym co dla Ciebie będzie dobre.
  8. Cóż, może warto w takim razie odpuścić? Dać sobie czas na przemyślenie. Nie spotykać się przez jakiś czas. Czasem taka przerwa podobno pomaga. Jeśli nic się nie zmieni, to chyba warto zerwać tę znajomość. Bo takie ucinanie sprawy "nie bo nie" to dziecinada. Jemu jest wygodnie, ma zakochaną partnerkę która mu ogrzeje łóżko. Może czas wylać mu wiadro zimnej wody na głowę? Pisałaś, że się w nim zakochałaś. Może on to po prostu wykorzystuje? Sytuacja jest conajmniej dziwna.
  9. ~zszkowana Franca,dlaczego milczysz i nie udzielasz sie juz w tym temacie? ~zszkowana Co Ty na to franca,tak zaciekle go bronilas... Widzę że jest w Tobie dużo złości i szukasz teraz zaczepki. Przecież franca miała pełne prawo wyrazić swoje zdanie. Jednocześnie rozumiem Twoje zaniepokojenie sytuacją. Rozmawiałaś z nim o swoich uczuciach? Na spokojnie, bez fochów? Może miał jakiś powód aby odwołać to spotkanie, a odpisał na tamtym forum bo po prostu lubi poznawać nowych ludzi. Co nie znaczy że od razu idzie z nimi do łóżka. Jeśli chodzi o ciążę, to faktycznie sprawa wygląda gorzej. Nie chcę abyś myślała, że stoję po jego stronie. Po prostu analizuję każdy możliwy scenariusz :) Powiedz mu, że bardzo zależy Ci na poznaniu jego znajomych czy rodziny. Może nie już, zaraz, ale w najbliższym czasie. Może się zgodzi?
  10. Gdy słyszę jak mój facet jęczy lub wzdycha z przyjemności od razu mrowi mi całe ciało. To jest bardzo podniecające!
  11. Jestem świadoma tego, że najbardziej w tym wszystkim krzywdzę siebie. Problem polega na tym, że nie potrafię myśleć i działać inaczej. Za każdym razem, gdy staram się dbać o siebie czuję wewnętrzny opór. Jak by coś chciało mi powiedzieć "ocho! co ty robisz dziewczyno? Buntować ci się zachciało. Przecież nie chodzisz głodna, młoda jesteś, czego ty jeszcze chcesz?" Albo słowa rodziców "Pokorne cielę dwie matki ssie","Przed każdym działaniem dwa razy się zastanów i postaw się w miejscu drugiej osoby". Strasznie mnie to drażni, że nie mogę przeskoczyć samej siebie, bo to ja jestem swoim najgorszym wrogiem. Nienawidzę się za swoje słabości. Odnoszę wrażenie, że mam na plecach worek piachu i nie mam siły już go nieść. Tylko nie potrafię go tak ot, wyrzucić. Kontakt z eks został zerwany co strasznie mnie dobiło. Kwiatuszek2, możliwe że masz rację z tym, że byłam/jestem uzależniona od niego psychicznie i emocjonalnie. Czułam się tragicznie po "ostatecznym" rozstaniu. Tak tragicznie że stałam z nożem w dłoni i celowałam nim w nadgarstek. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niego, tak wsiąkł w moją świadomość i życie. Jestem świadoma, że to głupota. Franca - odpieram jakiekolwiek pozytywne emocje, bo momentalnie robię się podejrzliwa. Z pewnością nadinterpretuję, ale nie umiem inaczej. Pomału przestaję wierzyć w miłość.
  12. Jestem młodą osobą, mam 22 lata ale często łapię się na myślach, że chciałabym jak najszybciej ze sobą skończyć. Zniszczyłam związek z bardzo wartościowym chłopakiem, byliśmy razem 5 lat. Zaczęliśmy być razem gdy miałąm jeszcze 16 lat, on 20. Byłam bardzo młoda, miałam dość ciężkie dzieciństwo i główną moją myślą zawsze było że powinnam się cieszyć że mam takiego wspaniałego faceta i nie powinnam w ogóle narzekać. Często się denerwowałam, robiłam problemy bo nie potrafiłam wyrażać swoich potrzeb. On jednak zawsze to znosił ze spokojem, dawał mi się wykrzyczeć/wypłakać i był dla mnie oazą spokoju. Nigdy nie podniósł na mnie głosu, jedynie mnie przytulał. Jednak ciągle coś mi nie pasowało, wiecznie coś było nie tak. Były okresy szczęścia, spokoju, jednak zawsze czułam jakąś wewnętrzną blokadę, nie potrafiłam mówić o tym czego naprawdę potrzebuję i chcę. Zadowalałam się tym co miałam bo czułam że "kim ja jestem aby kazać mu się zmienić? Przecież jest starszy, mądrzejszy, inteligentny, ma jasno określone cele w życiu. Co tam ja, gówniara która zawsze była czarną owcą w rodzinie". Poza tym wychowano mnie i ciągle mi tłuczono do głowy, żeby zawsze najpierw myśleć co druga strona myśli i czuje, dopiero później stawiać swoje potrzeby. Mam wrażenie, że ciągle żyłam w jakimś takim dziwnym, wykreowanym przez siebie śnie, nieświadoma realnego życia. Był dla mnie zawsze wsparciem, gdy miałam problemy z ojcem to zawsze mogłam mu się wypłakać a on mnie pocieszył. Był również moim pierwszym partnerem seksualnym, pierwsze zbliżenie mieliśmy dopiero po roku znajomości. Na początku było cudownie, jednak z czasem coś zaczęło się psuć. Nie wiem co to było. Podejrzewam, że to znów moja nieumiejętność wyrażania potrzeb dała o sobie znać. Choć ogólnie na tym polu dość swobodnie potrafiłam się wypowiadać. W pewnym momencie doszło do tego, że nie mogłam się kochać. Bardzo tego pragnęłam, ale każdy kontakt seksualny wywoływał u mnie straszny ból. Im bardziej tego chciałam tym bardziej nie mogłam. Czułam się nic nie warta, miałam wrażenie że nie zasługuję na miano kobiety. Moja i tak już niska samoocena spadła do zera. Przestało mi się cokolwiek chcieć. Bałam się kolejnego zawodu. Mówiłam mu żeby znalazł sobie inną, że to nie ma już sensu, przecież nic nie jestem mu w stanie już dać. Seks przestał dla mnie istnieć, a każde pieszczoty wywoływały u mnie panikę „pewnie robi to tylko aby się ze mną kochać, a przecież wie że nie mogę”. Płakałam strasznie z tego powodu, a on jak zwykle był dla mnie podporą, wspierał mnie, był bardzo delikatny. Widziałam, że ma swoje potrzeby i czułam się w obowiązku je zaspokoić. Z jednej strony panicznie bałam się bólu, a z drugiej chciałam być dla niego potrzebna. Czułam, że tylko w ten sposób mogę być z nim blisko. To było błędne koło. I trwaliśmy w takiej stagnacji. Idealny związek – tak nas określali znajomi, co tylko jeszcze większą przykrość mi sprawiało, bo czułam, że muszę sprostać swoim chorym i nierealnym wymaganiom. Że muszę sprawić aby ten związek był rzeczywiście idelny. Zawsze uważałam się za głupszą od niego, nie potrafiłam prowadzić z nim dyskusji, zwykle prowadził monologi, a po jakimś czasie nasze spotkania ograniczyły się do oglądania filmów. Bałam się podejmować jakiekolwiek inicjatywy aby nie uznał mnie za dziecinną. Zawsze stawiałam jego potrzeby ponad swoje, w myśl zasad wpajanych mi od dzieciństwa. Jest dla mnie strasznym wzorem i dzięki niemu nauczyłam się po części panować nad swoją agresją. Jednak ta moja ułomność w kwestii seksualnej była kolcem w mojej świadomości. Bardzo skrzywiło to moją osobowość. Seks bez bólu był dla mnie nieosiągalny. Przestałam czuć przyjemność z jakichkolwiek zbliżeń i unikałam ich jak ognia. Zaczęliśmy się od siebie oddalać, on starał się jak mógł, jednak wiem że to z mojej strony brakło inicjatywy… I jakieś 5 miesięcy temu wszystko się posypało. Poznałam innego chłopaka do którego poczułam straszne pożądanie i straciłam głowę. Jednocześnie rozszalała się we mnie straszna burza, jak ja to nazywam „budzącej się świadomości”. Od początku mój o wszystkim wiedział. Zerwałam z nim, czułam że musze być sama, ale jednocześnie „wskoczyłam” do nowego związku. Panicznie boję się być sama, choć bardzo tego pragnę. Potrzebuję czasu aby ukształtować swoją osobowość ale nie mam szans na to w obecnej sytuacji. Obiecałam sobie że już nigdy więcej nie skrzywdzę człowieka na którym mi zależy, bo to zbyt wiele dla mojej psychiki. A jestem strasznie przeczulona na punkcie dawania obietnic. I jakkolwiek to głupio brzmi, zależy mi w jakimś stopniu na tym chłopaku, ale boję się że jestem z nim głównie ze strachu przed samotnością. Kształcę się, rozwijam wewnętrznie, nie chcę być już nieświadomą swoich emocji i potrzeb. Dalej utrzymuję kontakty ze swoim byłym, bo pomimo sporego już czasu od rozstania dalej mi na nim zależy. Wiem że bardzo go zraniłam, z osoby bez nałogów został palaczem i mam świadomość że jest to moja wina. On również chce utrzymywać kontakty, bo mówi, że choć już nigdy raczej nie zaufa drugiej osobie to lubi spędzać ze mną czas. Ale że ni chce być ze mną. Zawsze uważał mnie za inteligentną, ale poblokowaną osobę. Chcę mu zaimponować, pokazać, że nie jestem już tą zahukaną dziewczyną. I ciągle myślę jak wyglądałaby nasza relacja gdyby nie mój obecny. Obecny, który również jest świetnym człowiekiem, ale mam wrażenie, że role się odwróciły. Teraz to ja pełnię rolę mentora i osoby która musi wyciągać drugą połowę ze swoich lęków. A nie wiem czy mam na to siłę. Chciałabym to wszystko jakoś mądrze rozwiązać, nie chcę znów zamknąć się we własnej skorupie, a czuję że balansuję na cienkiej linii. Jestem jeszcze zbyt słaba aby pełnić rolę tej „silniejszej” i stabilniejszej emocjonalnie połówki. Sama potrzebuję pomocy. Zależy mi na byłym, nie chcę ranić obecnego, chcę być sobą. Nie potrafię tego wszystkiego pogodzić.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...