Byłem kiedyś w związku z mężczyzną, miał na imię Andrzej. Kochaliśmy się 3 lata bez przerwy. On nigdy nie narzekał. Był ze mną szczęśliwy. Lecz od 2 lat coś zaczęło się psuć między nami. Andrzej stał się nieznośny, drażliwy. Kiedy go dotykałem, odpychał mnie, mówił "nie ruszaj mnie, ja nie chce", dziwne, bo przecież na początku bardzo chciał seksu i nawet sam mi proponował i opowiadał, jakie pozycje lubi najbardziej. Ta sytuacja ciągle się powtarzała. Pomyślałem sobie, że ma kogoś. Wkurzyło nie to, bo zapewniał mnie, że tylko mnie kocha! Nie wytrzymałem i zrobiłem mu scenę, powiedziałem że jak tak dalej ma mnie oszukiwać, to ja go zostawiam, porzucam! Na moje słowa Andrzej osłupiał i obraził się. Pózniej nie odzywał się bardzo długo, czasami dzwonił do mnie i prosił o spotkanie, ale jakoś do niego nie doszło, bo zaczął się wymigiwać. Teraz smutno mi, bo jednak przeżyliśmy wspaniały romans, i wszystko prysnęło jak bańka mydlana. Zdarza mi się coraz częściej myśleć o nim o nas razem. Wspomnienia powracają, a ja coraz bardziej staje się nerwowy. "Andrzej wracaj do mnie szybko"! Czy Wy też mieliście takie rozterki w swoich związkach? Jeśli tak, napiszcie jak sobie z tym poradziliście?