Wbiegamy z ukochanym do łazienki, jak zwykle spóźnieni. Biodrami zamykam drzwi, w rękach mam stos ręczników i z niepokojem patrzę na coraz szybciej poruszające się wskazówki zegara.
Wyjmujemy z szafek swoje manatki. Tylko ja wiem o dumnie stojących od wczoraj płynach Colgate. Zerkam dyskretnie jak się prezentują. Wyglądają elegancko i profesjonalnie – teściowej może odechce się komentarzy, że nie stosuję odpowiedniej ilości środków dbających o jej synka – myślę sobie.
W szafkach szukam na szybko lakierów do paznokci. Niestety nawał szpargałów wysypuje się po całej łazience. Płyny Colgate za to wytrzymują kosmetyczną lawinę. Stoją solidnie.
Nachylam się nad wanną próbując ułożyć sobie włosy. Mój facet rozpycha się nad umywalką i zacina się przy goleniu. Pamiętaj, żeby umyć zęby – syczę. W odpowiedzi słyszę tylko leniwe – mhm.
Nagle krzyczy – O, co to takie kolorowe? I wskazuje palcem fioletowy płyn Colgate. Tłumaczę mu cierpliwie, mimo że mam jeszcze parę wałków we włosach.
Dłonie mam mokre, lecz bez trudu otwieram butelkę. Jest poręczna, wygodna, dobrze leży w dłoni. Nabieram trochę na nakrętkę i demonstracyjnie płuczę usta.
Wypluwam i trochę z udawaną miną mówię – mmmm ale mocne, Tobie się nie spodoba.
Ten naburmuszony powtarza moje ruchy, po czym stwierdza, że jest bardzo smaczny. Pokazuje swój zachwyt cmokając w moją stronę miętowym oddechem.
Ja zdecydowanie przygarniam delikatniejszy, różowy. Narzeczony lekko przesuwa fioletowy na swoją stronę łazienki.
Kończąc fryzurę rozmarzamy się z ukochanym nad możliwymi smakami takich płynów. Przekrzykujemy się propozycjami: truskawkowe, malinowe, bananowe, albo mango! Oczywiście wszystko połączone z odświeżającą miętą. Mniam!
Wiele dni później zaglądam do łazienki. Z satysfakcją stwierdzam, że fioletowy płyn jest już do połowy pusty. Sukces co nie miara! Do używania kremu nawilżającego zmusiłam go tylko jeden raz. Do tej pory flakonik stoi nie naruszony. W tej materii natomiast pełen odjazd.
A i stwierdzamy widoczną poprawę. Jesteśmy parą, która chyba coraz częściej się uśmiecha. Nic dziwnego, bo mamy dłużej świeży oddech i chyba trochę zdrowsze zęby. Przynajmniej zmniejszyła się nadwrażliwość dziąseł.
Jesteśmy uśmiechnięci, a co najważniejsze facet mój myśli, że o swoje zęby zadbał z własnej woli, chełpiąc się tym przy każdej okazji.
A tylko ja wiem komu powinniśmy być wdzięczni, gdy podsuwałam na nasze półki produkty Colgate.
Dziękuję!