Skocz do zawartości
Forum

katrina777

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    podkarpackie

Osiągnięcia katrina777

0

Reputacja

  1. mam problem dręczących myśli, tzn w życiu ogólnie sobie z tym radzę, ale w ciężkich momentach one wracają. opiszę moją historię. byłam z kimś przez rok, ten ktoś był dla mnie wsparciem, stwarzał mi poczucie bezpieczeństwa, w końcu uwierzyłam że dla mnie jest szansa na szczęście.. ja nie byłam do końca pewna swojego uczucia - traktowałam go trochę na dystans, jednak wydawało mi się że wszystko jest ok..bo przecież byliśmy jak bratnie dusze, spędzaliśmy z sobą możliwie najwięcej czasu (weekendy bo mieszkamy daleko). ale nigdy się nie kłóciliśmy było między nami zaufanie, pogoda.. myślałam że wreszcie idę właściwą drogą.. pewnego dnia ten ktoś odszedł tłumacząc się że będzie miał zbyt dużo pracy by być ze mną w związku - był to związek na odległość, widzieliśmy się tylko w weekendy. tłumaczył że będzie pracował we wszystkie weekendy. nie mogłam tego przeżyć, byłam w takim szoku, cały mój świat się rozpadł. Nie mogłam się uspokoić, coś mi nie dawało spokoju więc drążyłam temat. okazało się że on mnie okłamał - prawda była taka że jego uczucia do mnie się wypaliły, mimo że 2 tygodnie wcześniej spaliśmy z sobą/ najgorsze że w oczy tak pięknie mi kłamał że mu na mnie zależy, że mu ze mną dobrze ale nie wytrzyma pół roku bez widzenia ze mną - bo w weekendy będzie pracował. przytulał i był taki jak zawsze. A wszystkiego dowiedziałam się od osób trzecich - jak się okazało szybko był gotów poznać już kogoś innego.. cały mój obraz wspaniałego faceta zawalił się i nie mogłam poradzić sobie z tym we własnej głowie - jestem osobą bardzo wrażliwą, która bardzo wolno oswaja się z miłością ale mocno przywiązuje. całą winę zrzucił na mnie że to przez to że nie zawsze przyjeżdżałam, że się tym zmęczył. że nie potrafi pokochać, mimo iż sam mnie oswajał. wtedy wpadłam w załamanie, nie jadłam, schudłam z 6 kilo. To było 3 miesiące temu. Byłam tak zdesperowana i zraniona, że do niego wypisywałam.Miałam takie wyrzuty sumienia że go przepraszałam, poniżałam się. Nie mogłam zrozumieć że z faceta pełnego ciepła (takie wrażenie sprawiał przez cały związek) stał się dla mnie kimś opryskliwym, okłamał mnie. Im więcej naciskałam tym bardziej on był niemiły. Jak nie on - to go tylko wkurwiało.. zero zrozumienia, obrót o 180 stopni. pisałam - on stawał się obcy i obojętny. jednak wciąż dawał mi nadzieję że może się spotkamy tylko mam dać mu czas. Jednak to mnie zabijało - ta niepewność, wciąż pisałam, aż wreszcie nie mogąc wytrzymać napisałam że bardzo chciała bym się spotkać by spokojnie porozmawiać. Wtedy on napisał mi strasznie niemiło, jak do wroga że mnie nienawidzi i nigdy się już nie zobaczymy. Znów całą winą obarczył mnie, że to przeze mnie bo jak bym nie była tak natarczywa to byśmy się spotkali ale ma mnie serdecznie dość. To wszystko kosztowało mnie prawie załamanie - teraz moim problemem jest straszne poczucie winy, że to ja zawaliłam, najpierw obwiniałam się o to że jego uczucia do mnie przeszły - że przez to że nie umiałam się otworzyć na jego miłość, straciłam go. teraz obwiniam się że po rozstaniu dręczyłam go smsami, nie umiałam przestać, dopiero teraz się uspokoiłam, nawet za wszystko go jakiś czas temu przeprosiłam mam okropne poczucie winy że to moja wina - że straciłam jedyną szansę by go jeszcze kiedykolwiek zobaczyć. jakoś funkcjonuję w codzienności ale najgorzej jest jak wracam do domu- wkręcam się, itd . z jednej strony coś mi mówi że to absurd - przyczyna jest inna, że powinnam być silna i cieszyć się życiem bo jestem tą samą osobą którą byłam zanim go poznałam i w czasie związku - cieszącą się życiem, będącą sobą i akceptującą swoje wady i zalety, oraz jego, ale z drugiej strony wciąż wracają te myśli, że to kara, że gdybym inaczej postąpiła, nie jak histeryczka tylko kobieta z klasą to bym go odzyskała..
  2. a czy waszym zdaniem jest w ogóle jeszcze szansa? ja nie mogę funkcjonować normalnie, każdy dzień uświadamia mi jak bardzo za nim tęsknie, minęły już 3 miesiące a ja nie widzę sensu w niczym.. zastanawiam się nawet czy nie przeprowadzić się do jego miasta, nie dawać o sobie znać, po prostu tam wynająć i pracować, żeby być bliżej..
  3. to prawda znów zawaliłam, bo znów pisałam miłe smsy i on mi odpisał że nas już nie ma i to nie wróci. Ale co do spotkania napisał że jak będe go nagabywać to coraz bardziej nie będzie chciał się spotkać. Żebym dała mu czas. teraz obiecałam sobie że choćby nie wiem co, nie odezwę się
  4. nie wytrzymałam i trochę pisałam, napisał że jak tak dalej będzie to szansa że się zobaczymy maleje. minęło już tyle czzasu a ja nie umiem zapomnieć, ale nie widzę sensu, on mnie chyba nie kocha, nie zależy mu, skończyło sie
  5. w tym momencie jesteśmy na etapie milczenia, bo ja trochę przesadziłam z pisaniem i on dał mi do zrozumienia że czuje się przeze mnie osaczony. chcę walczyć bo rozsadza mnie w środku. pomyślałam że najlepszym sposobem jest dać czas, by ochłonąć i może wtedy on zanalizuje że dobrze mu było ze mną, przypomni sobie, pomyślałam by się nie odzywać a złożyć mu życzenia na urodziny które są w lipcu, może nawet osobiście, z prezentem, raz kozie śmierć
  6. postanowiłam napisać tutaj na forum bo szukam wsparcia i pocieszenia.. moze ktoś cierpliwie poczyta mój przydługi post.. rok temu poznałam chłopaka przez portal randkowy.. dzieli nas 100km.. od razu zaiskrzyło i się polubiliśmy spotykaliśmy się w każdy weekend - była wiosna, lato - jeżdziliśmy w okoliczne piękne miejsca, lasy, okazało się że jest nam ze sobą dobrze - podobne usposobienie, charakter, z mojej strony nie była to miłość jak strzała ale bardziej coś rodzącego się, z jego strony było więcej, mówił że jest szczęśliwy że poznał taką normalną i dobrą kobietę.. po jakimś miesiącu poznał mnie ze swoimi znajomymi, kórzy mnie ciepło przyjęli, ze swoją rodziną (mama i siostra są bardzo za mną)..poznał też moją rodzinę.. mieliśmy jechać ze znajomymi do domków na wakacje, ale niespodziewanie umarł przyjaciel mojego chłopaka bo tak mogłam już o nim mówić. W tym samym dniu umarł też mój dziadziu - to nas do siebie jeszcze bardziej zbliżło.. czułam że ufam mu coraz bardziej a jego spokój sprawia że czuję bezpieczeństwo.. on cieszył się że może na mnie liczyć i że czuje przy mnie też spokój.. po 2 miesiącach zaczęłam u niego nocować, jednak mam liczne blokady jeśli chodzi o zbliżenie intymne, on czekał i nie nalegał, traktował mnie bardzo czule i zawsze okazywał mi czułość gdy do niego przyjeżdżałam.. z czasem byłam bardzo przemęczona pracą i to 'zauroczenie' zaczynało mi się ulatniać, czasem zastanawiałam się czy do siebie pasujemy.. jednak wciąż chciałam go widzieć gdyż czułam się z nim dobrze.. zimą mieliśmy kilka nieporozumień, między innymi w nerwach raz mu powiedziałam że mam wątpliwości - on zrozumiał że męczy mnie jeżdżenie do niego - bardzo go to uraziło, nie odzywał się cały dzień, lecz potem się pogodziliśmy i znów pojechałam do niego - to była noc, z mojej inicjatywy nareszcie nastąpiło zbliżenie całkowite - był bardzo czuły i byłam z nim szczęśliwa, potem czule mnie ubrał i przytulał całą noc, mówił że teraz będzie nam już coraz lepiej.. jedak potem ja znów nie miałam siły i nie przyjechałam.. to była kwestia ciężkiego miesiąca.. pewnego dnia dowiedziałam się od niego że odkąd mu powiedziałam o wątpliwościach zaczął rozmyślać i doszedł do wniosku że jego odczucie bliskości maleje, dodatkowo dowiedział się że pracować będzie także często w weekendy (raczej prawda) więc widywalibyśmy się coraz rzadziej.. mieliśmy dwa spotkania, na których płakaliśmy - on mnie czule tulił, ale podjął decyzję o rozstaniu bo jak uznał nie potrafi długo nikogo pokochać a jego uczucie jest zbyt małe by przetrwać tak mały kontakt.. ale że zależy mu i cierpi, że go bardzo boli jak mnie widzi dlatego chce urwać kontakt... oczywiście ja go męczyłam - typowe dla kobiet - aż wreszcie pod wpływem emocji go zwyzywałam i on na odpowiedź wykrzyczał mi że nic już do mnie nie czuje i jego uczucia malały z każdym dniem przez dzielącą nas odległość.. minął miesiąc - prawie nie mamy kontaktu, ja cierpię.. ostatnio napisał mi żebym go nie męczyła bo on już do mnie nic nie czuje i nic nie wskrzesi jego uczuć, że nie chce mnie widzieć teraz, że może kiedyś, ale że nie ma nikogo (to raczej prawda - mam źródła)..' Jego znajomi, rodzina są w szoku bo był za mną bardzo, niektórzy twierdzą że nadal jest.. ja nie mogę się pozbierać bo teraz przypominają mi się wszystkie nasze momenty i wiem jak naprawdę można powiedzieć pokochałam go... jak odzyskać straconą miłość, nie chcę tutaj rad typu daj sobie spokój, jestem osobą która wierzy w niemożliwe, a wiem że on raz że mnie lubił, dwa podobałam mu się, trzy zaczynał do mnie czuć coś, cztery - dobrze mu ze mną.. jak mnie widział ostatni raz to się ciągle przytulał - nie chciał mnie puścić.. ogólnie powiem że on pochodzi z patologicznej rodziny, nie ma ojca i ma bardzo ciężki, uparty charakter, nie może też zmienić pracy bo ma długi.. a jego 2 poprzednie związki skończyły się zdradą ze str partnerek (mam źródła) szanse są nikłe lecz czy ktoś ma jakieś rady.. by odzyskać moją nadzieję.. przez czas rozstania schudłam z 5 kilo a i tak jestem drobną osobą :( z tego wszystkiego jadę za granicę na wakacje na 2 tygodnie.. szczęście że znam jego znajomych, siostrę, niedługo mam się widzieć z jego koleżanką, mam też tam w mieście swoją koleżankę bliską - więc jakaś droga dostępu jest.. :(
  7. będąc na świętach Bożego Narodzenia u rodziny we Francji poznałam znajomego mojej kuzynki Francuza. wróciłam do Polski i mieliśmy kontakt internetowy przez 3miesiace. potem on zaczął się oddalać. jak się okazało stracił pracę i się załamał. przyjechałam tu w maju i kontakt się odnowil. widać było ze gościowi zależy ale chciał bym została z nim we Francji. Ale ja nie byłam na to gotowa. obiecalismy sobie ze spróbujemy będę przyjeżdżać co jakiś czas by sprawdzić czy warto dla niego zostawić kraj. przyjechałam teraz i on jest jakiś dziwny. minął zaledwie miesiąc on znalazł nową pracę i od tego czasu się zmienił. ja jestem bardzo zaangażowana i nie umiem sobie z tym poradzić. przyjeżdżam do Francji dla faceta a on nawet nie ma siły się spotkać bo jest zmęczony praca. fakt to prawda ale boje się ze to koniec. co o tym sądzicie. dla niektórych to pewnie głupoty ale ja sie poświęcam przyjeżdżam dzięki mnie on bierze się w garść i wychodzi z dołka. potem przyjeżdżam drugi raz a on odsuwa mnie na bok ze względu na pracę. nie chodzi raczej o inną kobietę. Ale ta miłość jest jakąś taką toksyczna bo z mojej strony wychodzi mnóstwo poświęcenia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...