Nic mi się nie układa od bardzo dawna. Mam 17lat. Nie mam szczęśliwej rodziny, nigdy jej nie miałam. Ojciec jest alkoholikiem nieraz się da z nim normalnie porozmawiać, ale tylko kiedy jest trzeźwy a to zadkosc. Oczywiście kiedyś było gorzej awantury, krzyki, wyzwiska wszystko działo się na oczach małej dziewczynki. Potem straciłam brata. Jestem wredna dla rodziny. Z ojcem kloce się non stop ponieważ przez to co przeszłam przez niego - nienawidzę go. Dla mamy też jestem wredna często przeklinam i wyzywam ja od najgorszych a bardzo się stara chociaż często nic nie rozumie, nikt mnie nie rozumie. Starsze rodzeństwo wyżywa mnie od "syfiary". A po co mam sprzątać, nie mam sił nie chce mi się nic. Mam 17lat a nie mam swojego pokoju a potrzebuje tego zero miejsca dla Siebie zero miejsca żeby się przed kimkolwiek ukryć chociaż na chwilę. Kompleksy! Nienawidzę swojego wyglądu, swojej urody, mam nadwagę 9 kg, tyle ile razy próbowałam się odchudzać, zawsze kończyło się wszystko niepowodzeniem, nie chciało mi się, brak pieniędzy na dietę, chociaż licząc straciłam kolo 300zl w okresie 3 miesięcy, przytyłam 2kg, chudnąć słabo, ale tyje bardzo szybko. Wszystko mnie dobija! Mogłabym zniknąć, albo zasnąć chociaż na miesiąc. Moje marzenia? Mieszkać z mama same bez tego cholernego Pana, nigdy nie nazwę go ojcem. Mieć własny pokój, zamknąć się w nim i nie wychodzić. Mam koleżanki wszystkie są chudsze ode mnie, jest mi tak cholernie wstyd, na wakacje nie wyjdę z domu, koleżanka mnie zaprasza na imprezy oczywiście,że nie chodzę nie mam jak się dostać, jestem z tej grupy najgrubsza, na modne ubrania mnie nie stać miesięcznie dostaje 100 zł co mogę za to sobie kupić bluzkę? A gdzie wydatki ogólne? Jeszcze nigdy nie miałam takiej nerwicy, wszystko jest źle jedynie moja huśtawka siedem na nią i wyobrażam sobie idealna siebie, o miłości nawet nie wspomnę już tyle razy zostałam skrzywdzona, brak słów na co kolwiek. Nawet nie musicie odpowiadać, chciałam poprostu się wygadać.