Skocz do zawartości
Forum

palusinka88

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Działoszyn

Osiągnięcia palusinka88

0

Reputacja

  1. nie mam niestety takiej możliwośći.Finanse mi nie pozwalają niestety..w zasadzie mam nad morzem koleżankę i u niej nie płacę za nocleg,ale i tak kasę trzeba mieć przy sobie...
  2. witam po krótkiej nieobecności... Byliśmy całą rodziną tzn Ja mój mąż i nasze dzieci nad morzem,,,,więcej się tam kłóciliśmy,choć on obiecał,że nie tknie już tematu,da mi czas do września... Wbrew mnie obłapywał mnie,chciał,żebym patrzyła jak robi sobie dobrze ew,żebym "dała się na minutę".. błagałam,żeby te wakacje dobiegły końca,... o mały włos nie strzeliłam mu w twarz po tym jak poprosiłam go żeby mi posmarował plecy bo od słońca miałam w nich gorączkę(on smarował mi plecy,masując przy tym kark,zaczął się ocierać o mnie i mówić że się trzęsie na mój widok..) wróciliśmy przedwczoraj do domu,chciałam wyjść wieczorem do znajomej,on zaczął się rzucać,że znowu wrócę za 3 godziny,że on chce żebym spędziła z nim wieczór,bo jak ja chcę naprawić nasze małżeństwo,kiedy "uciekam przed nim"(a ja wiem,że gdybym została,on chciałby seksu-bo po południu o tym znów napominał..) nie dość że czekał za mną i przyszedł jak położyłam się spać,żebym mu "dała" to dziś rano sprawdzał licznik w samochodzie,bo nie wierzył,,że byłam u koleżanki. Nie wiem co mu chodzi po głowie,znów schudłam..czuję się coraz lepiej w swoim ciele,lubię od niedawna nosić spódniczki,chcę o siebie dbać a dla niego to pewnie są podstawy do twierdzenia,że mam kochanka albo bóg wie z kim się spotykam...
  3. wczoraj wróciłam z kolejnej wizyty od pani psycholog,która uświadomiła mi,że nawet kiedy zakładamy rodzinę,mamy prawo do samorealizacji,że mąż powinien mnie wspierać w wychowywaniu dzieci oraz w obowiązkach domowych,ponieważ pomimo,że pracuje to jednak nie jest kawalerem i ma wobec nas obowiązki.Ja również mam obowiązki,ponieważ w domu samo nic się nie zrobi. Co do wychodzenia ze znajomymi,on nie może mi zabronić chęci kontaktu z ludźmi,a jeśli tak jak się odgraża,odetnie internet,zabierze mi komórkę i kluczyki od samochodu,mogę to zgłosić na policję jako znęcanie się.Co do spania-mam się nie zmuszać,tylko sama poczekać na moment,o ile taki przyjdzie,czy będę mieć ochotę spać w jednym łóżku z nim. We wrześniu,kiedy moja młodsza córcia pójdzie do przedszkola pójdę do pracy,planuję też zacząć szkołę(jeśli praca mi to umożliwi). jeśli on nadal będzie sapał o wszysko a ja nie zauważę zmiany-odejdę Pani dr powiedziała mi,że przechodzę załamanie psychiczne(nie jest to depresja,ponieważ nie byłabym w stanie wstać z łóżka)i potrzebuję antydepresantów,żeby się podnieść i zacząć normalnie funkcjonować.
  4. autorko tego tekstu! jak ja Cię rozumiem! przez to jak moja teściowa dorzucała swoje pięć groszy i chciała nami rządzić,to że mój mąż nie umiał się wstawić za mną,spowodowało we mnie wielkie zmiany w psychice.Mam do nich obydwóch żal,czuję niechęć,nie umiem im obydwóm spojrzeć w oczy..
  5. nie obchodzi mnie to,że on jest tego świadom. niech wie,jakie zdanie mam na jego temat. do jakiego stanu mnie doprowadził.
  6. wczoraj ogródkami zorientowałam się,że mój mąż czyta to co tu piszę.. będę silna,będę!
  7. Słuchaj,~mhmmmmm Mój mąż nigdy nie wziął pod uwagę,mojego zmęczenia przy opiece nad dwójką małych dzieci,ja wszystko miałam na głowie ,dom,wszystkie obowiązki,nawet spacery.On miał nawet problem żeby przeczytać dzieciom bajkę na dobranoc,kiedy one tego chciały..Moje dzieci pranęły kontaktów z tatą,z resztą,do tej pory nic się nie zmieniło,ponieważ jak on jets w pobliżu to ja mogę nie istnieć,tyle,że z jego strony zainteresowanie własnymi dziećmi jest znikome.On na nie krzyczy,nie chce mu się z nimi bawić,najlepiej jest położyć się na narożniku,one wtedy po nim skaczą,on się denerwuje,krzyczy na nich one płaczą.Tak się kończy ich każda zabawa. Jak mu zależało jechać z młodszymi ode mnie gówniarzami na jakąś noc z duchami to wtedy umiał się zająć dziećmi,choć mnie o zdanie w tej kwestii nie zapytał(nie spytał czy chcę jechać,czy mam ochotę i czy odpowiada mi towarzystwo,nie spytał czy może zostawić dzieci ze swoją matką-symulantką i histeryczką,która w styczniu wyzwała moje dzieci od obcych dzieciorów i bachorów).Kiedy ja proponowałam kino,dyskotekę czy zwykłe wyjście na piwo ze znajomymi -jemu się nie chciało,dyskoteka to nie jego klimaty,do kina mu się nie chce,na piwo mu się nie chce..Jak przychodzili do nas znajomi,wysłuchiwali naszych kłótni,wysłuchiwali jak wydzierał się na dzieci,każdy wie,jaki jest opryskliwy w stosunku do nich.. Każda impreza rodzinna wyglądała tak,że ja się narobiłam on przychodził 10 minut przed,zdążyliśmy się pokłócić,bo ja pragnęłam pomocy a podczas imprezy on wychodził na pogaduchy i potrafił mnie zostawić z nieodzywającą się do mnie teściową i jej rodziną,którym z grzeczności nadskakiwałam.. Decyzja o ciąży była naszą wspólną decyzją.Nie złapałam go na dziecko i w życiu bym tak nie zrobiła.Chciałam odejść od niego on szantażował mnie,że się zabije,a ja mu uwierzyłam i zostałam bo poczułam się "usidlona".Nie miałam nikogo,kto by stanął w mojej obronie a ja zostałam z nim z powinności.. Mój mąż nie lata za mną jak piesek,wręcz to ze mnie robi swoją służącą..nigdy w życiu nie przyszedł sam i nie wziął dzieci na spacer,nie pozwolił mi odpocząć,kiedy z mojej strony padały takie propozycje,żeby położył się do drugiego pokoju,żeby się zdrzemnąć.Ja zawsze umiałam znaleźć wyjście z sytuacji,raz to lepsze raz gorsze.Negocjowaliśmy,umiałam przyznawać się do błędów,umiałam przepraszać(mnie nigdy moja mama nie przeprosiła,nigdy nie przytuliła,nigdy nie powiedziała mi,że mnie kocha)Chciałam stworzyć ciepły dom,mieć kochającą się i szanującą rodzinę,robiłam wszystko,żeby to ratować,przytulałam się-on odbierał to jako chęć do seksu,w końcu przestałam..W tym momencie nie umiem nawet płakać,tak się na to wszystko uodporniłam,nie wiem co się ze mną dzieje.. Sądzę,że to mój mąż wpoił we mnie że "trzeba mieć wyjebane" na wszystko.. i tak właśnie dziś to wygląda..
  8. tylko,że ja nic pozytywnego do niego nie czuję. Czuję wstręt,zażenowanie,niechęć.. nie mam ochoty na niego patrzeć..tak bardzo zgasł w moich oczach,. bo kiedy ja płakałam i próbowałam walczyć,tłumaczyć,chciałam dobrze pod każdym względem(jak zrobiłam źle,umiałam przyznać się do błędu) u niego poprawy zawsze były chilowe,dopóki nie przyjął,że "zapomniałam".. Nie wiem co się ze mną stało,chyba rozum przyszedł mi do głowy..czuję się jakbym się obudziła ze złego snu,..
  9. mąż inicjuje,oj tak.jemu w zasadzie seks-pierwsze miejsce.. zaczyna tekstami od rana,obłapywaniem do południa aż do próbowania dostania,czego żąda wieczorem. Każda moja próba przytulenia kończyła się tym,że wkładał mi rękę w majtki i chciał się "kochać" tak,przestałam się przytulać.dobrze,że mam dzieci:(
  10. nie śpimy w jednym łóżku już ok miesiąca, nie współżyjemy już ok 2 miesiące,w czym współżycie było raz,może dwa w miesiącu...tak odkąd urodziłam dzieci:(
  11. ponadto,jak potrzaskasz auto to i tak będziesz zmuszony pokryć szkody,przecież rozwalonym jeździć się nie da;)
  12. u mnie 2 lata minie w grudniu, dwa tygodnie po tym jak odebrałam prawko wyjeżdżając wieczorem z podwórka, tyłem auta uderzyłam w płot.Pękła lampa,zdarłam farbę ze zderzaka(auto teściowej) myślałam,że mnie zje po tym jak wyskoczyła za mną jak usłyszała ten huk(a faktycznie było słychać jak cholera) przez jakieś dwa tygodnie nie wsiadałam do auta,bo bardziej byłam zła niż to,że obawiałam się jazdy. Fakt,zanim znów zaczęłam parkować tyłem,czy wyjeżdżać z wąskiego wjazdu minęło kilka miesięcy,ale nie poddałam się,kontynuowałam jazdę i dziś jeżdżę na prawdę dobrze jak na swoje możliwości.Przed zrobieniem prawka nie siedziałam NIGDY za kierownicą,a jak wysiadłam po pierwszej jeździe,byłam cała mokra z nerwów. Najważniejsze jest,żebyś przezwyciężył strach,a jeśli jest on na prawdę tak duży to na początek nie wypuszczaj się daleko ,jeździj w obrębie swojej miejscowości,przyzwyczajaj swój umysł do myślenia za kierownicą i za każdym razem wyjeżdżaj coraz dalej.Jak jesteś siebie pewny,bierz kluczyki i jedź sam,żeby nikt nie gadał Ci nad uszami swoich mądrości.To Ty w danym momencie jesteś kierowcą i Ty odpowiadasz za swoje życie oraz samochód.Jaki by nie był-rodziców,Twój,jak się nie nauczysz jeździć i dasz się zdominować przez strach,bo zdarłeś błotnik o konar drzewa,to nie będziesz nigdy kierowcą. Nawet najlepsi kierowcy którzy mają o wiele większe doświadczenie,popełniają błędy na drodze.Mój tata jest zawodowym kierowcą od kilkunastu lat i do tej pory zdarzy mu się dostać mandat. Kurczę,rowerzyści,ja zwalniam przed rowerzystami i co więcej,uważam że bardziej niebezpieczni są PIESI na drodze!! warto przestrzegać zasad ruchu drogowego,nie myśleć na zapas co się może stać,tylko spokojnie,bez stresu dojechać do celu.Im bardziej na luzie wsiądziesz do auta,tym szybciej pokonasz swój strach.pozdrawiam Cię serdecznie
  13. spes,mając czwórkę dzieci i piąte w drodze,szczerze mówiąc nie walczyłabym już o swoje dobro:( przepraszam,że to napisałam,ale stawiam oczy w komputer i otwieram buzię ze zdziwienia,kiedy czytam post zdesperowanej,niedocenionej kobiety,która sama nie poczęła 5tki dzieci a musi temu stawić czoła.To jak stąpanie po cienkiej linie nad przepaścią.Ja z dwójką mam obawy,czy sobie dam radę..tymczasem mając piąteczkę pociech,poświęciłabym im się w zupełności..nie odważyłabym się na taki krok,jaki planuję sama w niedalekiej rpzyszłości:( Nie umiem dać kolejnej szansy mojemu mężowi,ponieważ tonie pierwszy raz,kiedy mówił,że się zmieni dla nas... on teraz może stanąć na rzęsach,niestety na mnie to już nie działa.Wypaliłam się,spasowałam...
  14. właśnie Krzysztof.w moim przypadku właśnie tak będzie to wszystko przebiegać.Moi rodzice,w szczególności mama,robią ze mnie ofiarę losu,myśląc,że nie dam sobie sama rady,tymczasem SAMA wychowałam dwójkę dzieci.Fakt,wiele nauczyłam się z internetu,ale to tylko determinacja jak najszybszego rozwiązania problemu mnie za tym pociągnęła.. Dziś wiem,że spokojnie dałabym radę sama to wszystko ogarnąć.Pod murem stawia mnie raczej ta psychiczna niemoc.Niby wiem,że dam radę(nie mówię,że będzie lekko),ale wszyscy naokoło mówią,że będzie odwrotnie.Każdy mnie poucza,że mam dwójkę dzieci,że zabieram im ojca,że on zabierze mi dzieci,ponieważ nie jestem w stanie ich utrzymać(tymczasem mój mąż na lewo kręci swój interes a nie jest nawet zarejestrowany w up),nawet moja matka mi tym grozi... Czuję się po prostu przez nich zdominowana.. Wczoraj znajoma powiedziała do mnie-jakbyś go nie kochała to byś po prostu odeszła..a nie robiła mu wodę z mózgu.Tylko gdzie ja mam pójść?Moi rodzice mieszkają w m3 w bloku z moją młodszą siostrą,a ja nie przywykłam do proszenia o pomoc obcych ludzi:( Życie mnie nauczyło,że trzeba samemu stawić czoła problemom i je rozwiązać.. I tak jak piszesz Krzysztof,dom to dwoje kochających się ludzi przelewających swe ciepło na potomstwo które oddaje swoje uczucia spowrotem rodzicom.Dom to atmosfera ciepła,wsparcia,to klimat,jedyny w swoim rodzaju. U mnie nie ma wsparcia,są ciągłe kłótnie o wszystko i o nic,klimat jest naciągnięty,w sumie dzięki mnie,ponieważ chcę za każdym razem tworzyć atmosferę,święta,urodziny,chcę wpoić dzieciom jak ważna jest rodzina,pomimo,że z mężem nic nam się nie układa.Ja tak bardzo chcę,a on ma to wszystko w dupie,przychodzi 10 minut przed urodzinami dziecka bierze prysznic i siada jak gość a ja fruwam naokoło wszystkich,bo chcę,żeby moje dzieci miały jakieś wspomnienia,no i oczywiście,chciałabym dać im to czego ja nigdy nie miałam-i tu znów na tapetę wkracza moje dzieciństwo:( spes,jesteś z piątym dzieckiem w ciąży?dobrze zrozumiałam? jeśli tak,niskie ukłony w Twoją stronę,mnie by w domu rozerwało:( Martyna,cieszę się,że doszłyśmy do porozumienia,mam nadzieję,że wniosłam swoim postem w Twoje życie choć iskrę nadziei na lepsze jutro,to właśnie ja-umiem pomóc ludziom,nie umiem ratować siebie:(
  15. tylko,najgorzej zrobić pierwszy krok,jak wszyscy są przeciwko:(
×
×
  • Dodaj nową pozycję...