Prawdopodobnie jest tak, jak mówi zakonnik, że każdy może. Ale jak widać w tym wątku nie dla każdego jest każda medytacja. Są, nazwę to, techniki (np. w Tybecie), które, by wykonywać, trzeba iluś tam lat nieustannych ćwiczeń w klasztorze: zaczyna się od prostych rzeczy, stopniowo do skomplikowanych - to trwa latami. Nie zdradzają ich postronnym osobom, jest to tajemnica, bo dla nieprzygotowanej (latami) osoby będzie to niebezpieczne. Właściwie to zastanawiam się czy coś takiego nie ma miejsca w przypadku vipassany. Biorąc pod uwagę dużo załamań nerwowych podczas tych sesji, czy nie jest to technika, która powinna być wprowadzana w długim czasie, by osobę przygotować, a robi się to w ekspresowym tempie 10 (12) dni, na dużą skalę, z osobami żyjącymi na co dzień często bardzo szybko: czyli nieprzygotowanymi.
Nie słyszałam natomiast, by prosta medytacja z oddechem, była szkodliwa. Oddychasz naturalnie, ale obserwujesz ten oddech. Są dwie szkoły: jedna masz zamknięty wzrok, druga masz wzrok spuszczony, patrzysz jakby na podłogę przed siebie. Można zacząć od 5 minut, stopniowo zwiększać. Jednak medytacje nie są jak antybiotyk, nie działają szybko i by były efekty, trzeba to robić przynajmniej raz dziennie i dosyć długo.
Jeśli jesteś osobą wierzącą, to starodawni święci mieli coś takiego jak swoją króciutką modlitwę, którą powtarzali nieustannie, tak jak dokładnie robią to w innych religiach, w buddyzmie jest to mantra. Można też usiąść jak do medytacji i po prostu się modlić tą krótką modlitwą w kółko.
Ja próbuję wrócić do medytacji, ale mam problem z regularnością:(