Spes, masz uraz i wcale mnie to nie dziwi.
"Korzystam z odzyskanej wolności", bo nie muszę troszczyć się o codzienność. O obiady (mąż sam sobie radzi podczas mojej nieobecności), drugie śniadania, poranne budzenie do szkoły, korepetycje itd. Czas wychowywania dzieci juz minął. Ich szkoły, studia....
Dzieci są wykształcone i samodzielne. Dostały wszystko, by samodzielnie sobie radzić w życiu.
I tyle. Teraz jesteśmy partnerami. Gdy o coś poproszą, to im pomogam jeśli mogę, a oni nam, jeśli mogą. Ale nie jest to przymusem i obowiązkiem.
Moja synowa uważa natomiast, że sensem mojego życia ma być życie jej rodziny. Że mam być w ciągłym pogotowiu, na zawołanie, bo przecież starsza kobieta żyje tylko życiem swoich dzieci.
Otóż ja tak nie mam. Mam swoje życie, interesujące. Robię to, na co nie miałam czasu przez 30lat.
Tak, uważam, że synowa to też człowiek. Było by mi miło, gdyby synowa dostrzegła człowieczeńswto w teściowej. Człowieka, ktory ma swoje marzenia i potrzeby, inne niż opieka nad wnukami i zdmuchiwanie pyłków spod nóg swoich bardzo dorosłych dzieci.