Skocz do zawartości
Forum

Liljana

Użytkownik
  • Postów

    32
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Ostatnia wygrana Liljana w dniu 20 Grudnia 2022

Użytkownicy przyznają Liljana punkty reputacji!

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Liljana

1

Reputacja

  1. Witam, byłabym wdzięczna jeśli na moje pytanie odpowiedziałaby specjalistka. Byłam po raz już kolejny (3) na zabiegu usuwania owłosienia na udach w gabinecie kosmetologii i medycyny estetycznej. Wiem, że zabieg przeprowadzała Pani kosmetolog. Nie chcę pisać nazwy lasera, ale wiem, że wykorzystuje on 3 wiązki ( tak mówiły Panie wykonujące te zabiegi). Po pierwszych 2 zabiegach nie miałam żadnych efektów ubocznych i był widoczny efekt w postaci zmiejszenia się ilości odrastających włosków. Natomiast po ostatnim zabiegu (jestem już 2 dzień po piecze mnie skóra na zewnętrznej części jednego uda- w tym miejscu tez podczas zabiegu odczułam oparzenie, na co Pani kosmetolog powiedziała- ze widocznie głowica się nagrzała). Na skórze nie mam widocznych zmian, a ciepło odczuwane jest jakby głębiej. Czułam to wieczorem, po połowie dnia od zabiegu i przez cały dzisiejszy dzień. Rano zastosowałam panthenol w sprayu z apteki i żel chłodzący, po domu chodzę obecnie w krótkich spodenkach, żeby chłodzić tę skórę i staram się też więcej pić. To pieczenie nie jest jakoś bardzo dokuczliwie, ale jest odczuwane i martwię się, czy nie będzie to miało jakiś konsekwencji.....Czy Pani wykonująca zabieg zrobiła jakiś błąd? Nie chodzi mi o to, zeby iść się teraz kłócić, ale może kolejnym razem albo już nie będę powtarzała depilacji na tej partii ciała, albo też umówię się do kogoś innego...
  2. Cóż mogę powiedzieć...dziś już nie za wiele, bo jestem bardzo zmęczona. Pogmatwane to moje życie i dużo we mnie nerwów, złości, żali itp. Ciężko mnie jest się samej odnaleźć. Pisałaś JaViolla o niekonsekwencji- chyba w innym poście- ale tak, też na taką rzecz zwróciła mi uwagę specjalistka. To prawda. To jest tak, że w jednym momencie myślę sobie, że chciałabym żyć za swoje a w drugim budzi się we mnie złość. Nie mam takiej stałości myślenia. Jak tak teraz na spokojnie to przeczytałam, to widzę, że ...no jest tez w tym trochę użalania się. Wiecie- mnie też jest trudno, bo ja jestem taką trochę perfekcjonistką i.... Wiecie, jak ogólnie czułam i czuję się nie najlepiej, nie żyję według jakiegoś planu dalszego, no to tak się wszystko chrzani. Jeszcze z 5 lat temu lepiej z tym było- pamiętam, że wtedy był robiony ten biały remont- a ja pracowałam, więc ogólnie jak byłam poza domem, no to mama tam trochę doglądała. Mnie jeszcze wtedy chciało się pomyśleć co i jak bym chciała. Jak musiałam wybrać płytki, to już późnym wieczorem z tatą pojechaliśmy do Castoramy - i...dobrze, że wiedziałam jakie chcę i kupiliśmy (ocztwiście, później nie obylo się bez oglądania ich ileś tam razy czy na pewno dobre ;)- dobre są. Ale udało się. Jeszcze sama wybierałam farby- tzn, kupowałam i..no czasu się nie cofnie, ale źle zrobiłam, że jakoś tak wyszło, że tego nie dokończyłam- tzn, mebli. A ..jeszcze wcześniej przecież i był hydraulik, gaz trzeba było doprowadzać- bo to pokój mojego brata był. Jedyne co, to sama sobie później kupiłam taką kuchnię gazową nablatową- polecam Gorenje jak coś ? Nie była najtańsza, ale warta swojej ceny. Nie wiem czemu tego nie zrobiłam kiedyś- mama na pewno by się dołożyła, bo wtedy to ja kasy nie miałam za bardzo. No..jak tak teraz myślę, to miałam takie wątpliwości- a po co wydawać, jak tu mi się tak źle mieszka..... Ale na moich błędach, jak ktoś to czyta, to...nie róbcie tak. O ile można finansowo, trzeba od razu (w miarę od razu) kończyć co się zaczyna. Strasznie żałośnie to brzmi- że...no nie zrobiłam tego do tej pory. Hmmm...później byłam troche w innym mieście, i ogólnie cały czas myślałam o tym, żeby gdzieś się wyprowadzić. Nie miałam w głowie kuchni. Może nie chciało mi się myśleć, jak mają wyglądać te meble, stąd odkładałam to...?? Nie wiem..jakoś tak. Kiedy zaczęłam sobie sama gotować, zmywać to...serio- okazało się, że jest ch*lernie ciężko w takich warunkach. Zainstalowana kuchnia na blacie, stół i 1 szafka...Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale...no, chyba wcześniej nie rozumiałam tego. Jak już porządnie dało mi to w kość....zauważyłam, że....nie ma co tego odkładać, że to jest rzecz pierwszej potrzeby. Ale..z roku na rok, no, nie byłam szczęśliwsza, przez to i bardziej zmęczona. Nawet nie chciało mi się myśleć co gdzie ma być. Raz umówiłam się ze stolarzem i...czułam się jak głupia. Mimo iż go nie wzięłam, bo....no, to było z 3 lata temu (może 2??). Zapytałam ile mniej więcej może to kosztować. On zapytał, ile chciałabym wydać, na co ja ze znakiem zapytania powiedziałam 10 tys? (same meble). Okazało się, że w tej kwocie, nie zrobię nawet zwykłych szafek, bo 10 tys to kosztowały 4 szafki w kawalerce, którą ten pan ostatnio robił (moja kuchnia ma ok 20 m2 i zabudowa miałaby być na 3 ścianach). Nie chciałam marnować jego czasu, więc, no.. Później już z nikim się nie zgadałam. Nie wiem jak mam to powiedzieć. Mam wrażenie, że moja cała energia szła na moją pracę, ogarnięcie domu, pranie, prasowanie, zakupy i gotowanie. Więc...zaniedbywałam też siebie. Tzn, nie to, że chodziłam brudna, ale...nie chciało mi się już jakoś zadbać o manicure (serio- nie chciało mi się, czułam, że muszę to robić z wysiłkiem...), o makijażu nawet niewielkim nie wspomnę. Poszłam niekiedy do fryzjera...i, z raz w roku do kosmetyczki i to wszystko. Praktycznie też w moim planie tygodniowym jakoś nie było żadnych rozrywek, wyjść itp. Czułam, że nic ponadto co robię nie dam rady zrobić. Takie monotonne życie. Nie miałam takiego powera, bo, jak człowiek jakoś nie cieszy się to i nie ma tyle siły. No, tak cały czas ciężko mi było i nadal jest, aby nakierować to swoje życie. Teraz chciałam znaleźć sobie pracę. Myslałam, żeby zacząć coś innego- z duzą oczywiście niepewnością. Znalazłam oferty, gdzie nie ma wielkich wymagań. No..i nic. Poprawiłam graficznie swoje CV, pisałam niekiedy listy motywacyjne. Nie wiem jak mam to powiedzieć. Po prostu czuję się niespełniona zawodowo, ale też prawda jest taka, ze nie wiem do końca, czy to na co sie uparłam, to jest to, ale...no nie umiem być szczęśliwa. Nic mi się przez to nie chce. Czasem (jak czuję się gorzej) to też myslę, że żałuję, że wogóle żyję...bo od wielu już lat, to zycie jest dla mnie męczarnią. Odbiegając już od tych remontów- ale wiecie- jak człowiek ma w głowie, w życiu, tak i w otoczeniu...no to, teraz to się składa do kupy. Zawsze gdzieś też towarzyszy mi lęk o finanse, bo ...no nie czuję się na siłach, że ja na pewno zarobię. Kurcze, miałam napisać jedno zdanie i widzicie jak wyszło. Jak chcę coś zmienić to prawie każda droga którą obiorę to...czai się na niej lęk. Moje życie określiłabym jako: lęk, niepewność, ambicje, niemożność godzenia się z porażką, poczucie winy, może trochę też samotność,..a, no i szybkie denerwowanie się. Kiedyś jedna psychiatra powiedziała, że ja sama siebie nie rozumiem- i miała rację także. To jest tak, że chcesz coś zmienić, ale boisz się człowieku, że jak zostaniesz w danym miejscu, albo blisko niego- to..nie masz do siebie zaufania, że zmienisz to. Z jednej strony chcesz, z drugiej jakby nie do końca. Więc mam takie myśli, że...gdybym uciekła daleko,to musiałoby byc tak i tak, z racji...chociażby fizycznej odległości. Ale ta fizyczna odległość to z kolei inne wątpliwości. Tak jakby na nic się zdaje moje myślenie. Jak zbliża się jakiś deadline to we mnie rośnie ten stres i lęk, że nie mogę już go opanować. Wybucham wtedy, płaczę, krzyczę, kłócę się. Jak się uspokoję to żałuję, że tak się stało i ...tak w kółko.
  3. Cześć, Chciałam zapytać co o tym myślicie. Ja mam takie uczucie, że uważam, że powinnam dostać na przyszłość od rodziców pieniądze. Mam wrażenie, że rodzina nie traktowała mnie poważnie. U mnie pracował tata- nie będę mówiła tu dokładnie kim był, ale zarabiał w miarę dobrze, ostatnimi czasy myślę, że min. 5 max 7 tys miesiącznie netto. Mama jest na wcześniejszej emeryturze i już od dawna tak było. Mój brat ma 1 gr inwalidzką i ma swoją rentę. Mama ma też na niego pieniądze- łącznie ok. 2 tys a brat ma ok. 1200. Jeśli chodzi o mnie, mam już więcej niż 30 lat, jestem singielką. Ogólnie mam wrażenie, że zepsułam (sama/zespuło mi się) całe życie. Jak skończylam studia pracowałam w rożnych miejscach, ale głównie niezwiązanych z zawodem, bo mój zawód to trochę przypadek. Nie miałam dużych pieniędzy, ale zawwsze coś mi się udało odłożyć. Na studiach odrobinę dorabiałam sobie, ale to tylko na takie dodatkowe potrzeby. Mam zdiagnozowane zaburzenia osobowości, w typie anankastycznym. Bardzo Dużo pieniędzy w dużej mierze z mojej kieszeni poszło też na moje wizyty u psychologa. Trochę lepsze pieniądze udaje mi się odkładac od jakiś 6 lat, ale obecnie stać mnie na ok. 1/3 kawalerki w małym mieście. Dodam, że przez ten okres praktycznie nic nie robiłam w domu rodzinnym w którym mieszkam do tej pory. Kupowałam sobie rzeczy które potrzebuję, ale raczej oszczędnie- nie ubieram się jakoś modnie, kosmetyki też kupuję te które potrzebuję, na wakacje mało co jeździłam. Nie jadam w restauracjach itp. Mój pokój mam skromnie urządzony a oprócz łazienki która była zrobiona dla mnie jak miałam ok. 12-13 lat i białego remontu ok. 5 lat temu w pomieszczeniu który miał być dla mnie kuchnią, terakoty w korytarzu nic nie było u mnie robione. Nawet zaoszczędziłam na szafie, którą kupiłam z sieciówki i składałam z tatą, choć chciałam od stolarza bo mam nieustawny pokój. Laptop, lepszą drukarkę, szafę, rolety zewnętrzne, panele i glazurę do kuchni kupowałam ze swoich. Moje pieniądze poszły jeszcze na kurs językowy, certyfikat, inne leczenie jak np. stomatolog, nowy rower, koszty utrzymania się przez jakiś czas w innym mieście (gdzie pracowałam i też zarobiłam). Oczywiście ze swoich kupuję sobie jedzenie, przez jakiś czas dokładałam do rachunków, teraz płacę internet i tel tylko. A, jeszcze utrzymuję auto, które kupila mama (OC, czasem autocasco, opony, paliwo itp.) a którym trochę ja jeżdżę, obecnie ogólnie mało jeżdżę. Do tego koszta utrzymania psa od niedawna. I teraz tak: ogólnie mam na myśli, że chciałambym jakbym gdzieś znalazła pracę wyprowadzić się i z czasem też może kupić jakieś małe mieszkanko. Ponieważ jeszcze mieszkam tu, chciałam sobie teraz coś jeszcze tu zrobić, zacząć od kuchni i tak: moja mama na to- a po co, skoro będę się wyprowadzać. Ja nie chcę zostawiać tu takiej rozszarpanej góry. A jakbym np. przyjechała, chciała zaprosić kogoś do siebie? Mama powiedziała, że mi dołoży ok. 3-4 tys do mebli kuchennych. Problem w tym, że teraz jest wszystko bardzo drogie i mimo iż wiem, jak chciałabym aby wyglądała moja kuchnia, to w związku z tym jestem zmuszona składać ją z gotowych mebli i raczej nie uda mi się osiągnąć takiego efektu jaki chciałam. Kuchnia od stolarza to byłby koszt rzędu 20 tys. A to tylko kuchnia..... moimi ścianami w pokoju powinien już tej zająć się fachowiec, bo zaczęły pękać, poci się przewód od prądu i w roku coś sie stało, że mimo ocieplenia domu z zewnąrz wszedł grzyb. Dodam, że mam trochę krzywy sufit a malowania nie było od jakis 15 lat. Mimo iż dużo czasu poświęcam na porządki i lubię jak jest czysto to nie ma takiego efektu bez tego remontu, a ja krępuję się jak ktoś do mnie przychodzi. Korytarz i klatka schodowa- znów- ściany do remontu przez fachowca- może jedynie na korytarzu sama bym coś zrobiła. Na co tata- że on mi sam pomaluje!!!!!!! Pomalowanie tam nic nie da!!!!! I tu mam żal, bo tata powydawał pieniądze na co on uważał, a ja mieszkam w takich warunkach mimo iż w domu przyjmowałam klientów (praca w domu...) Naczynia musiałam myć w umywalce, nie mam nawet jak się urządzić w kuchni, stąd aby coś ugotować, ciągle czegoś szukam, bo nic nie jest wyposażone. Schody do mnie na górę są w opłakanym stanie- zrobione kiedyś przez lichego robotnika z sosnowych desek. I teraz tak- ja mi tu rodzice dadzą, to potem powiedzą, że mi już pieniądze dali i nie dołożą mi do mieszkania własnego. Ja uważam, że to nie fair, że moje potrzeby były tak pominięte. Ja zawsze oszczędzałam, nie kupowałam sobie ani za bardzo ubrań- ostatnio zauważyłam, że przez oszczędności i przez to, że żyję jak w depresji brakuje mi wielu rzeczy z garderoby a w mojej szafie niektóre ubrania są sprzed 10 lat. Fajnie....za 20 lat nie będę już młodą kobietą, która powinna się ubrać, zadbać o siebie. Nie wiem więc, na co powinny pójść te pieniądze które mam. Tata w tym czasie zrobił, według mnie rzeczy ktore nie były pierwszej potrzeby: (ogrzewanie gazowe- tu ok), ale np. drogie ogrodzenie- a chodziło tylko o to, że brama jest za wąska. Koszt ogrodzenia to blisko 30 tys zł. Remont starego samochodu, który był wart raptem 3 tys- poszło blisko 10 tys. Dodatkowo znajomemu z naszej rodziny w jakimś jeszcze rozliczeniu z remint tego auta dał narzędzie, które było też własnością mamy i które było warte min. 2 tys. Dodatkowo zadaszenie na drugie auto, którego ani ja ani mama nue chciałyśmy, a na pewno nie takie duże- ok. 10 tys. Auto suv, ok. 55 tys + opłaty na nie, jakieś zabezpieczenie- dodatkowe 3 tys na początku. Uważam, że te rzeczy były niepotrzebne w kontekście tego, że potrzebujemy mieć rzeczy pilniejsze w środku domu. Mama i tata rządzą pieniądzmi oddzielnie, bo ogólnie nie żyją razem. Brat do pewnego czasu pracował dodatkowo, ale teraz nie i jeszcze ciągle na swoje potrzeby kasę ciągle wyciąga. Tata nie zabezpieczył do mnie pieniędzy na przyszlość- zrobił to w psytaci tych rzeczy ktore tu są. A ja tu nie chcę mieszkać. Z moim bratem bardzo ciężko się żyje.
  4. Liljana

    Szelki dla psa,M

    Witam, czy może komuś zalegają niepotrzebne szelki, które łatwo zakładać i które nie obciążają stawów? Obecnie dla mojego 9 kg pieska mam szelki Trixie, które na brzuchu są jeszcze dobre, ale trochę ciężko je zdejmować przez głowę. Szkoda trochę, bo kupiłam takie trochę lepsze, wyścielone i nie są wcale zniszczone- więc jeśli ktoś potrzebuje mniejszych mogę się wymienić na większe ? Mogłabym ogólnie mu kupić w sklepie, ale...ostatnio, nie żartuję wydałam blisko 700 zł na jego leczenie...więc muszę trochę zaoszczędzić już ... Ja mieszkam pod Łodzią, także jak coś wysyłka?
  5. Liljana

    Meble kuchenne

    Hejka, chciałabym w końcu dokończyć moją kuchnię, a mianowicie mam tylko biały remont oraz kupioną kuchnię wpuszczaną w blat, lodówkę po rodzicach i stół z odzysku. Kuchnia ma ok. 20 m2, meble miałyby być na dwóch przyległych ścianach, myslałam o takich z szafkami do samego sufitu. Dodatkowo na 1 ścianie w rogu stałyby słupek w ktorym kiedyś zainstalować można byłoby piekarnik czy postawić mikrofalówkę. No i zamiast stołu - blat połączony z parapetem. Aż boję się ile wyniosłyby mnie meble na wymiar od stolarza. Fronty...zastanawiam się nad matowymi, ale nie z drewna oczywiście tylko z tej płyty bardziej odpornej na wilgoć- chyba mdf? Czy ktoś niedawno (najlepiej w tym roku) urządzał sobie kuchnie na wymiar od stolarza i mógłby powiedzieć ile wyniosły same meble+ montaż? Mile widziane zdjęcie mebli, podam e-mail. Opcja nr 2: ponieważ, kuchnię urządzam u góry w domu rodzinnym, ale niby na stałe nie chciałabym tu mieszkać. Pieniędzy trochę odłożyłam, ale głównie z myślą, że kiedyś dołożę do własnego M, więc...danie 20 tys tu na kuchnię to już dla mnie dużo. Więc, jeszcze biorę pod uwagę opcję kupna mebli modułowych z jakiejś sieciówki. Czy takie coś ktoś nabył? jak sie sprawdza i jak z jakością? Ile kosztowały, również mile widziane zdjęcie. Raczej wydaje mi się, że w tej opcji i tak musiałby stolarz dorobić ten blat- stół. No i powiem szczerze, chciałabym te meble na jakiś nóżkach, aby spokojnie pod nie mógł sobie odkurzacz np. wjechać. Jeszcze zastanawiam się, bo raczej nie dobrałabym w sieciówce tak szafek, żeby starczyły do sufitu- chyba, że jakieś niższe te górne, a stolarz by dorobił takie wykończenie? Poradzcie coś, ja już muszę zrobić tę kuchnię, bo fatalnie mi sie tak funkcjonuje. Myślę, że jestem gotowa na jakieś ustępstwa. ps. ja jestem z łódzkiego, a konkretnie pod Łodzią mieszkam. Jeśli też ktoś miałby do polecenia stąd jakiegoś stolarza, to chętnie wezmę namiary (mile widziane zdjęcie wykonanych mebli). Z góry dzięki. Obiecuję podzielić się tym jak wyszło u mnie :))) Spokojnego ? ps. Jeśli ktoś też chciałby podzielic się jakimiś radami odnośnie tych mebli- co się sprawdza, co nie, lub pomóc w projekcie- ale zaznaczam, że chyba już bardziej na zasadzie wymiany umiejętności- ja mogę pouczyć języka angielskiego ? to chętnie.
  6. Hej, no tak, to, że moim problemem są lęki, decyzyjność to już wiem od dawna. Jutro mam wizytę u psychologa i powiem Wam, że...nie wiem czy na teraz już nie zrezygnuję z regularnego chodzenia. Dlaczego? Dlatego, że nie bardzo widzę, aby mi to coś dawało. Do tej psycholog chodzę już blisko rok raz w tygodniu. Miesięczny koszt to blisko 600zł, a ja obecnie nie zarabiam. Nie chcę być aż tak stratna, 140 za wizytę to dużo. A do tego, jeśli nie będzie jakiegoś bliskiego terminu do lekarza laryngologa na nfz, to jeszcze jutro może uda mi się prywatnie zapisać. Czyli 300zł dziennie na leczenie, a ja mam w szafie rzeczy nawet sprzed 10, 15 lat....wiecie, jest to trochę dobijające. No nie mam konkretnie sprecyzowanego celu- i co w takim razie mam zrobić? Na terapię wydałam już spokojnie kilkadziesiąt tys. złotych i nie pomogła mi ani być bardziej decyzyjną ani mniej lękową. Owszem, mam jakieś wskazówki czy to od lekarza czy od jeszcze poprzedniego psychologa. Ale moje najgłębsze problemy nie zniknęły. Ile jeszcze mam wydać żeby mi coś pomogło. Ostatnio terapeutka stwierdziła, że po prostu takie dążenie aby coś osiągnąć itd. u mnie się utrwaliło, bo chciłam mieć lepsze życie w przyszłości i...ok, zgadzam się pewnie z tym. A najlepsze jest to, że ja nawet mam problem z tym, żeby podjąć decyzję, że na razie nie chciałabym przychodzić regularnie, jeśli będzie taka możliwość, że gdybym potrzebowała pomocy a ona miałabym akurat wolne mnie przyjąć...może na takiej zasadzie. Chodzi o koszt głównie. Owszem, jak wspomniałam, mam oszczędności, ale teraz nie zarabiam, leczę jeszcze zwierzaka swojego....ile mam być stratna.? Jeszcze ciekawostkę Wam powiem, że u mnie w mieście wogóle ciężko było o termin prywatnie do psychologa, jeśli chciało się chodzić regularnie. Powiem tak- mam wrażenie, że takie decyzje, gdzie pójdę do pracy, co będę robić, czy wyprowadzę sie już teraz no muszę podjąć sama. A może akurat znajdę pracę która mi odpowiada, przyjmą mnie to od razu się przeprowadzę.... A jak nie....to gorzej. Tak pomyślałam, że też jak jest sezon letni, czy wczesnojesienny czy wiosenny to łatwiej też zmieniać miejsce- bo...po prostu zimą są krótkie dni i długie wieczory w samotności mogłyby na mnie źle wpłynąć. Chciałabym gdzieś wyprowadzić się trochę dalej od domu, nie wiem...150 km chociaż....Wyobraźcie sobie, że nawet jak pójdę na miasto, to jak np. spotka mnie tata z bratem, to mnie kurcze zaczepiają, kiedy do domu wracam itp. Wiecie...chodzi o to, że ja się czuję taka osaczona. Mój brat się przyzwyczaił, że czasem go gdzieś ze sobą brałam. Mój brat jest starszy, ale nie jest samodzielny, ma 1 grupę. Jest trudnym człowiekiem przez swoją chorobę, NN. Do tego ma upośledzenie lekkie, zaburzenia zachowania. I często jest tak, że brat mnie gdzieś woła, żeby np. do sklepu pojechać czy na basen. A tata jeszcze dodatkowo traktuje mnie jak opiekunkę jego, tzn. brata. Tata pracuje na wyjazdach, więc jak coś się dzieje, to....no ja jstem tutaj. Ja mam prawo jazdy w razie czego, tzn. mama też ma, ale już nie jeździ. Chciałabym, aby sprawy domowe mniej mnie dotyczyły. Jesli byłabym gdzieś blisko, to sama miałabym wyrzuty sumienia, że w czymś nie pomogłam. A tak- zeszłe wakacje jak brat trafił do szpitala, to tata nie wziął urlopu tylko ja jeździłam. jeździłam, bo chciałam pomóc, bo widziałam, że mama już też ledwo żyła. Jak jestem tutaj też w domu jest ciężko, bo jak brat się zdenerwuje, a często tak jest, to i krzyczy i budzi mnie po nocach...z tym budzeniem to akurat rzadziej, ale często są krzyki na całą okolicę. Ja już nawet się nie wstydzę, bo już jest to dla mnie na porządku dziennym. Mam żal do taty, że swoje oszczędności ulokował tu w tym domu...bo z góry mi przyszłość zaplanował...że ja, owszem, wyjdę za mąż i będziemy tu mieszkać i opiekować się bratem. A....co jeśli ja np. chciałabym mieć dzieci? Je również mam skazać na to co ja przechodzę przez całe życie. Najwięcej przechodzi mama, ale ja też. A może ja chciałabym wyjechać gdzies z chłopakiem/mężem i tam sobie kupić mieszkanie/dom? Wogóle nie zostało to wzięte pod uwagę. Moje życie zostało z góry zaplanowane. Czy to jest w porządku? Dodatkowo....ja od paru lat starałam się odkładać kasę, na prawdę ile mogłam. Zresztą, ja całe życie byłam oszczędna. A mój tata (bo mama ma emeryturę, najniższą + dodatek ze względu na opiekę nad bratem), brat ma rentę) pracował, były okresy, że na prawdę dobrze zarabiał i....jak juz mama przestała rządzić pieniędzmi, bo...no raczej tak nie dogadują sie, żyją fizycznie razem, w jednym domu, ale..no jakby osobno.) to tata dawał mamie, nie wiem 1000 zł, 1500 miesięcznie, coś tam dawał też na opłaty ale odłożone pieniądze wydawał według własnego uznania i nie zawsze dobrze. Tzn, ok, zmienić ogrzewanie w domu, czy ocieplenie jeszcze ok, ale nie potrzeba było wydawać kupę kasy na nowe ogrodzenie, elektryczną bramę etc. mogło być skromniejsze. To tylko ogrodzenie. Kwota- ok 30 tys. Na nas to wcale nie mało. Tata potrafi wydać całe oszczędności. Albo....reperowanie starego auta za blisko 10 tys, jak mozna było sprzedać za jakieś 3 tys, dołożyć z 5 i miałby nowszy na dojazdy do pracy. Cóż innego? Płacenie blisko 2 tys ubezpieczenia jak kupił nowsze (6 letnie) auto- które stało prawie cały rok na podwórku, bo był już ten wyremontowany na dojazdy. Do tego zakładanie 2 zabezpieczeń przeciwkradzieży- dodatkowe blisko 2 tys. A ja teraz jeźdżę autem tylko z opłaconym OC. W zeszłym roku zapłaciłam 1200 za oc i autocasco, bo myślałam, że będę więcej jeździć i też miałam więcej zarobionej kasy, a jak w tym roku zobaczyłam, że zrobiłam jedynie 2 tys km...i mało jeźdzę to już tylko OC zapłaciłam.... Więc...ok, załóżmy, że żeby nie siedzieć w domu, pójdę gdzieś tu w okolicy gdzie obecnie mieszkam do pracy Hej, dzięki za odp. Psycholog...psycholog mówi mi, że..łatwiej byłoby się wyprowadzić z kimś, w sensie, gdybym miała jakiegoś faceta. Czy ja wiem- z jednej strony łatwiej, z drugiej, nasze rewolucje w życiu wpływają wtedy na drugą osobę. Nie chciałabym komuś życia komplikować. Mówisz, że warto zakręcić się za pracą, jakąkolwiek. Wiesz co, właśnie zastanawiam się czy: nie pójść sobie gdzieś tutaj do mojego miasta, czy większego miasta nieopodal do pracy- w zasadzie no tak na razie gdzieś. I- wtedy dopada mnie lęk i wątpliwość- że, jak gdzieś pójdę, to....zasiedzę się tam może, może poznam jakieś osoby, i później ciężej będzie mi podjąć decyzję o zmianie. Moim dużym problemem jest decyzyjność. Ja na prawdę chciałam coś zmienić w swoim życiu. Ale na prawdę jest mi trudno. O zagranicy też myślałam, bo..jedna osoba z mojej rodziny pracuje w Austrii. Sama przeglądałam oferty na Linkdin, szukałam jakiejś online pracy, tzn zdalnej stamtąd, ale do tej pory jak znalazłam coś nie w IT to..wymagany był też niemiecki, a ja tylko angielski dobrze znam, niemieckiego w ogóle. Też myślałam o takim wyjeździe- na jakiś czas, ale czy w takiej zwykłej pracy, już nie mówię na zmywaku, ale np. w sklepie opłacałoby się to nie wiem na jakiś kwartał...Też na YT oglądałam filmik pewnej dziewczyny która tam pracuje/pracowała w hotelu i mówiła, że w Austrii wynajmują mieszkania min. na rok czasu. Nie wiem czy podróż samolotem, koszta mieszkania ...czy to by się kalkulowało. Też tak z tą osobą która tam mieszka, tzn. moją kuzynka nie mam zbytnio kontaktu, poza tym- nie odzywam się z jej mamą- czyli moją ciotką. No to by było na pewno trudniejsze niż załatwienie pracy tu w Polsce. Ja nawet jak miałam pracę to i tak dorabiałam sobie na lekcjach. Jak pracowałam kiedys w Wawie w systemie tydzień po 12h i później tydzień przerwy to zawsze miałam chociaż kilka lekcji w tym tygodniu niby wolnym.....Jakbym później miała jakąś pracę już znalezioną, ułożyłoby mi sie to chociaż to wtedy popatrzyłabym sobie ile jeszcze czasu jestem w stanie poświęcić na lekcje. Chciałabym już wkrótce wyprowadzić się,jestem już po 30. Tylko no w takiej pracy zwykłej, gdzie dostanę może 3 tys do ręki to jedna wypłata niemalże pójdzie na kawalerkę i żywność, albo i na żywność nie wystarczy. Więc...żeby coś odłożyć później musiałabym jeszcze dorobić sobie na lekcjach. No nic, poprzeglądam oferty. Jeszcze biorę pod uwagę pracę biurową w obsłudze klienta z angielskim, tam płacą ok 4-4,5 a nawet 5 tys brutto. Może jeszcze zarobiłabym więcej jako przedstawiciel medyczny, ale ....nie wiem czy jestem na tyle pewna siebie, żeby tak jeździć do tych lekarzy czy farmaceutów. Może i by mnie przyjęli, bo mam podobne wykształcenie. Sądzę, że tam stawka nie powinna być niższa niż 5 tys brutto....
  7. Hej, dzięki za odp. Psycholog...psycholog mówi mi, że..łatwiej byłoby się wyprowadzić z kimś, w sensie, gdybym miała jakiegoś faceta. Czy ja wiem- z jednej strony łatwiej, z drugiej, nasze rewolucje w życiu wpływają wtedy na drugą osobę. Nie chciałabym komuś życia komplikować. Mówisz, że warto zakręcić się za pracą, jakąkolwiek. Wiesz co, właśnie zastanawiam się czy: nie pójść sobie gdzieś tutaj do mojego miasta, czy większego miasta nieopodal do pracy- w zasadzie no tak na razie gdzieś. I- wtedy dopada mnie lęk i wątpliwość- że, jak gdzieś pójdę, to....zasiedzę się tam może, może poznam jakieś osoby, i później ciężej będzie mi podjąć decyzję o zmianie. Moim dużym problemem jest decyzyjność. Ja na prawdę chciałam coś zmienić w swoim życiu. Ale na prawdę jest mi trudno. O zagranicy też myślałam, bo..jedna osoba z mojej rodziny pracuje w Austrii. Sama przeglądałam oferty na Linkdin, szukałam jakiejś online pracy, tzn zdalnej stamtąd, ale do tej pory jak znalazłam coś nie w IT to..wymagany był też niemiecki, a ja tylko angielski dobrze znam, niemieckiego w ogóle. Też myślałam o takim wyjeździe- na jakiś czas, ale czy w takiej zwykłej pracy, już nie mówię na zmywaku, ale np. w sklepie opłacałoby się to nie wiem na jakiś kwartał...Też na YT oglądałam filmik pewnej dziewczyny która tam pracuje/pracowała w hotelu i mówiła, że w Austrii wynajmują mieszkania min. na rok czasu. Nie wiem czy podróż samolotem, koszta mieszkania ...czy to by się kalkulowało. Też tak z tą osobą która tam mieszka, tzn. moją kuzynka nie mam zbytnio kontaktu, poza tym- nie odzywam się z jej mamą- czyli moją ciotką. No to by było na pewno trudniejsze niż załatwienie pracy tu w Polsce. Ja nawet jak miałam pracę to i tak dorabiałam sobie na lekcjach. Jak pracowałam kiedys w Wawie w systemie tydzień po 12h i później tydzień przerwy to zawsze miałam chociaż kilka lekcji w tym tygodniu niby wolnym.....Jakbym później miała jakąś pracę już znalezioną, ułożyłoby mi sie to chociaż to wtedy popatrzyłabym sobie ile jeszcze czasu jestem w stanie poświęcić na lekcje. Chciałabym już wkrótce wyprowadzić się,jestem już po 30. Tylko no w takiej pracy zwykłej, gdzie dostanę może 3 tys do ręki to jedna wypłata niemalże pójdzie na kawalerkę i żywność, albo i na żywność nie wystarczy. Więc...żeby coś odłożyć później musiałabym jeszcze dorobić sobie na lekcjach. No nic, poprzeglądam oferty. Jeszcze biorę pod uwagę pracę biurową w obsłudze klienta z angielskim, tam płacą ok 4-4,5 a nawet 5 tys brutto. Może jeszcze zarobiłabym więcej jako przedstawiciel medyczny, ale ....nie wiem czy jestem na tyle pewna siebie, żeby tak jeździć do tych lekarzy czy farmaceutów. Może i by mnie przyjęli, bo mam podobne wykształcenie. Sądzę, że tam stawka nie powinna być niższa niż 5 tys brutto....
  8. Hej, to znów ja. Przyznam, że temat na który założyłam ten wątek wciąż spędza mi sen z powiek. Przez to ciągłe myślenie, zamartwianie się do tego tylko przeziębiam się co jeszcze pogarsza moje samopoczucie. Tak też czuję się i dzisiaj. Ból głowy...podejrzewam że może to od zatok, mam już skierowanie do larygnologa, więc sprawdzę jakie są terminy a jak nie, to trudno, zapłacę i pójdę prywatnie. Obecnie, tzn w tej chwili nie zarabiam, bo wcześniej zarabiałam na udzielaniu lekcji z języka angielskiego. Mam oszczędności i to z nich teraz żyję. Udało mi się zmienić, tzn. poprawić swoje CV i wysłałam je na kilka ofert, ale bez skutku. Chciałabym znaleźć pracę gdzieś dalej od domu, żeby tak fizycznie i przez to też psychicznie się od niego odizolować. Ale najpierw musiałabym mieć tam pracę. Póki co, jestem w domu. Zaczęłam się zastanawiać co zrobić, jeśli wkrótce nie będę miała odzewu z miejsc do których może chciałabym się dostać. Jedna opcja jest taka, że: idę np. do jakiegoś sklepu, typu może IKEA czy jakiś z ciuchami, ale gdzie jest mniej klientów. Zarabiam sobie, żeby nie podbierać stale z oszczędności i przy okazji odłożę jeszcze trochę pieniędzy. W międzyczasie mogłabym tu w domu może urządzić sobie kuchnię. Tzn, ja mieszkam na piętrze, mam tu zrobiony już biały remont w pomieszczeniu przeznaczonym na kuchnię, doprowadzoną wodę, gaz i mam tak już...od paru lat przyznam szczerze zrobioną bardzo prowizoryczną kuchnię...a, może tego nie zrozumiecie, ale nawet gdybym tu nie mieszkała, nie chciałabym aby to tak zostało. W ogóle wstyd kogoś zaprosić. Kupioną mam już, tez od jakiegoś czasu kuchnię wpuszczaną gazową dobrej firmy. Jest tak - niby tymczasowo zainstalowana, na blacie, mam jedną szafkę, stół z odzysku i lodówkę po rodzicach. I...ja tam gotowałam obiady. Naczynia musiałam myć w umywalce w łazience. To, że nie miałam i nie mam tam porządku, nie jest wykończone, dodatkowo mnie męczy, bo nie mogę za bardzo się tam zorganizować, umyć na spokojnie naczyń itp. Pieniądze mam odłożonei na kuchnię starczyłyby i jeszcze by sporo zostało, ale...ja te pieniądze odkładałam od jakiś 6 lat, ogólnie z myślą, że poodkładam trochę na mieszkanie. To jest duże pomieszczenie i na same meble potrzeba ok. 10 tys zł. Nie mówie już wcale o tym, że od tego myślenia to już nawet nie mam siły pomyśleć jakie bym chciała szafki itp. Ogolnie rodzice jak coś podejrzewam, że by pomogli tylko jak mama usłyszała o wyprowadzce, to mówi- no to po co tu kuchnię robić. A no, po to, że ja nie lubię spraw niedokończonych. Jakbym przyjechała w odwiedziny, czy np. jakiś chłopak mnie odwiedził to chciałabym tam normalnie funkcjonować. A kuchnia to nie jest jedyne pomieszczenie które wymaga u mnie na górze remontu, ale chciałabym na teraz chociaż ją zrobić. Bo w ogóle to u mnie mój pokój wymaga malowania, a tak naprawdę to powinien fachowiec to zrobić, z różnymi poprawkami (krzywy sufit, w rogu weszła pleśn, przewód podobno się poci...) pomijam fakt, że ściany mimo braku plam, od jakiś minimum 10 lat nie były malowane. Ale ok, może narazie i sama bym to zrobila z czasem, żeby czyściej po prostu było. Korytarz- ściany nie lepsze, tylko podłogi w tych pomieszczeniach są ok, na korytarzu terakota a w pokoju też były wymieniane panele i meble. Łazienkę mam ok, ale...klatka schodowa też koszmar. Sciany do remontu, schody tak samo. Więc...ja nie oczekuję, że będzie to wszystko zrobione, tylko na razie ta kuchnia, żeby cokolwiek było ruszone. Może popatrzę przez internet jakie są teraz te szafki, może pojadę też do jakiegoś dużego sklepu sieciowego, pooglądam wystawy i wiem, że tam też mogą zaprojektować meble z tych które mają dostępne. Zobaczyłabym czy to byłoby warte kupienia. Bo...stolarz raczej weźmie więcej. Chyba, że..ktoś z Was wie coś na ten temat.? Wiem, że...zaczęłam o pracy a gadam o kuchni, ale ja już serio chciałam to dokończyć. Boję się, że nigdy tego nie zrobię. Powinnam już dawno temu się za to zabrać. Ten czas jakoś przecieka przez palce, ja z roku na rok czuję się bardziej zmęczona. ps. Bedę szukała pracy, ale pozwolę sobie jeszcze na takie ogłoszenie- Ponieważ jak już wspomniałam zajmowałam się od kilku lat udzielaniem lekcji z angielskiego, gdyby ktoś był chętny na ciekawe, w przyjaznej atmosferze zajęcia w wakacje to zapraszam. Możemy zrobić lekcje konwersacyjne, gdzie nauczę Cie jak porozumieć się na wakacjach (lotnisko, hotel, sklepy, restauracja itp.), mam fajne do tego materiały. Lekcje mogą być online, a jeśli mieszkasz w Łodzi lub niedaleko, również mogę dojechać.
  9. Cześć, ciekawe czy nie zostanie ten wpis usunięty, ale..serio- ja muszę się wygadać. Pracowałam ciężko w roku szkolnym udzielając lekcji. Ceny moich lekcji są dosyć przystępne, a lekcje są skuteczne, pomogłam już w kilku na prawdę podbramkowych sytuacjach. Zawsze miałam problem z tym, żeby podnosić ceny swoich usług. Głupio mi było, tak samo jak np. upomnieć się, aby ktoś oddał zaległe pieniądze. Ale..wiecie co- już nie będzie tak słodko. Inni ludzie, którzy najprawdopodobniej żyją na lepszej stopie finansowej niż ja mnie do tego skutecznie zmuszają. Niestety, ale żeby zarobić np. na weterynarza, bo mój zwierzak ostatnio zachorował i w przeciągu tygodnia wydałam 500 zł, a to nie koniec, muszę podnieść od nowego roku ceny swoich usług. Ja mam studia dzienne ukończone, wprawdzie nie kierunkowe, ale mam też certyfikat i już 10 letnie doświadczenie. Uczyłam też w prywatnych szkołach. Żeby zarobić średnio 70zł muszę kogoś uczyć przez godzinę zegarową. Miałam też taką cenę dla licealistów, gdzie materiał jest już wymagający. I wiecie co- jestem głupia. Bo dziś np. fakt, byłam tuż przed zamknięciem, za jeden zastrzyk u weta tyle zapłaciłam, cała wizyta to max 5 min, i niemalże już za mną drzwi zamykał. Tak się każdemu spieszy. Kiedyś chodziłam do psychologa. Wydałam mnóstwo kasy. Jak któregoś razu coś mi wypadło, musiałam zapłacić połowę ceny za wizytę. Psycholog wiedziała, że nie jestem jakąś majętną osobą- i co to kogo obchodzi. Wiecie co...ja jestem bardzo naiwna. I powiem Wam- im szybciej człowiek pozbędzie się naiwności- tym lepiej. 90 pare procent ludzi interesuje tylko i wyłącznie ile i jak szybko mają określoną sumę na koncie. Taki weterynarz- ok, są pewnie z powołania, ale..tam nic się nie zrobi za free. Ja nie umiałabym nie pomóc np komuś kogo zwierzak cierpi, bo ktoś nie ma kasy (tak ogólnie mówię, teraz zapłciłam, ale..przecież są takie sytuacje). Jak mam nauczyć się lepiej żyć z ludźmi skoro osoba, której zaufałam, psycholog robi takie rzeczy- i co najlepsze, taka umowa w obie strony nie działa. Prawda jest taka, że...każdy musi sam siebie ratować, bo prawie 100% ludzi ma cię człowieku w d....I to jest prawda. Życzę szczerze wszystkim, aby jak najmniej chorowali i na duszy i na ciele ❤️ !Aby Wasze ciężko zarobione pieniądze można było przeznaczyć nie na aptekę, nie na niekończącą się terapię, ale na...zobaczenie ładnych miejsc, kupienie sobie ładnego ubrania, wizytę u fryzjera, w teatrze, na basenie....Ludzie, dbajmy o siebie. Ja sama powinnam bardziej zatroszczyć się o higienę życia- zdrowsze odżywianie, ruch, jakieś relaksujące hobby. Dbajmy o siebie, bo jak sami o siebie nie zadbamy to nikt tego nie zrobi, i nie będziemy skazani na stanie w kolejkach do lekarzy, płacenie strasznych sum różnym specjalistom. Owszem- są potrzebni, ale życzę wszystkim i sobie aby udało się korzystać więcej z życia a mniej z recept i specjalistów.
  10. Witam, mam straszny lęk przed tym, że trzeba podejmować decyzje. Biorę leki przeciwlękowe. Moja praca, nierejestrowana dodatkowo właśnie jest źródłem takich kłopotów, gdyż, jest to praca z ludźmi, i to nie jednorazowe jakieś spotkanie, typu wejdzie klient i wyjdzie, tylko właśnie jest oparta na relacjach. Ja mam przeogromne problemy niekiedy, gdy myślę, że chciałabym z danego klienta zrezygnować. Nie wiem co mam robić. Mam takie myśli, że chciałabym uciec od wszystkiego i żeby z nikim ani z niczym się nie wiązać. Chodzę tez do psychologa, ale ..pomaga mi to tak jak wiadać i dodatkowo też jest źródłem problemu, bo to...też jest umowa, że chodzę co tydzień. Wydaje mi się, że nie bardzo z tego korzystam, a jest to bardzo drogie, cena jak za wizytę u lekarza specjalisty, którą ja ponoszę co tydzień, a boję się zrezygnować, bo nie wiem czy dam radę sama w trudniejszych okresach i do tego psycholodzy nie chcą przyjmować tak powiedzmy z doskoku. Nie mówię, że ma mnie przyjśc zawsze kiedy potrzebuję, ale w moim mieście wogóle trudno było o termin nawet prywatnie u psychologa. Mam wrażenie, że mój problem się pogłębia. To samo dotyczy powiedzmy tego, jak poznaję przez internet jakiegoś chłopaka. Czuję, że to nie jest to, ale powiedzmy gadamy sobie online. Ja boję się nawet zakolegować z nim, bo ...boję się, że mogłby nadejść moment, że np. ja jemu bym się podobała a ja zaczęłabym się zastanawiać.
  11. Odświeżam temat, Ogólnie jeszcze nic nie znalazłam (powoli szukam pracy), ale tak- u mnie w domu jest trochę nieciekawa sytuacja. Nie dość, że mam brata z nerwicą natręctw, bardzo niekiedy uprzykrza życie, to jeszcze mama bierze tabletki na depresję. Ogólnie...no, nieciekawie. To też na mnie wpływa. Jutro ja miałam wizytę u lekarza, na którą byłam zapisana już wcześniej, a....że mama do lekarki się nie dodzwoniła to jedzie jutro ze mną. Nie powiem, że mi się jakoś podoba ten pomysł, bo w poczekalni u tego lekarza wszystko słychać co pacjent mówi w gabinecie- nie wiem? jakieś źle przystosowane drzwi mają. No, ale co...teraz jej leków brakło i czuje się gorzej. No nic, ja jutro idę do psychologa rano, to sobie porozmawiam, a do lekarza, zeby mi leki przeciwlękowe przedłużyła. I tak- kurcze, no ciężko tu w domu. Myslałam, czy by tak narazie sobie chociaż na jaki tydzień gdzieś nie wyjechać. Wziąć komputer, może jakies lekcje zdalnie też zrobię, poszukam jeszcze ofert na spokojnie. No...nie powiem, ze też dziwnie się czuję. Obecnie, trochę odczuwam samotność i brak takiego bezpieczeństwa. Tzn, po prostu, czuję, że mama mi nie pomoże, może jedynie trochę finansowo jak coś. Taka raczej też. Ale czuję się osamotniona w moim problemie. Chodzę do psychologa, wydaję na to dodatkowo też kupę kasy, ale narazie jeszcze raczej potrzebuję chodzić. Miesięcznie to dla mnie wydatek rzędu 600 zł blisko. Chciałabym gdzieś dalej wyjechac od tego domu, żeby się odciąc. Nie mam jakiejś koleżanki u której np. mogłabym się zatrzymać, więc jak coś to wezmę kasę i pojadę, tyle że...tam też będę sama ? Boję się, że też będzie mi smutno. Mogłabym wziąć psa, ale on w pokoju nie wysiedzi, nawet gdybym wyszła z nim na jakieś 3 spacery....także, miałabym z nim kłopot. Ciężka to sytuacja. Nie jest Ci dobrze ani w domu ani w świecie, gdzie nie masz jakiejś bliskiej osoby. Niedawno jak jechałam autem, też miałam to poczucie samotności i powtarzałam sobie- Jesteś już dorosła, jesteś już dorosła...musisz dać sobie radę sama. Brak mi mężczyzny, do którego można by się przytulić, który byłby takim bliskim człowiekiem, ale..to też mi nie wychodzi. Mimo iż ostatnio staram się zadbać o swój wizerunek zewnętrzny, to...jednak jakoś ja płoszę mężczyzn...
  12. Wiem, że może to ciężko rozumieć, musiałabym opisać swoje doświadczenia z przeszłości, ale nie chcę pracy z polecenia.
  13. Hej, myślałam o zatrzymaniu się w Gdyni, gdzie też już byłam. Jeśli chodzi o rozejrzenie się za pracą, to też tam (wstępnie rozglądałam się za ofertami pracy i w tym co mnie interesuje i takimi zwykłymi i wiem, że w Gdyni czy Gdańsku takie możliwości są). Z Gdyni do Gdańska jest łatwo się dostać pewnie jak sama wiesz, chociażby pociągiem. Ogólnie chciałabym znaleźć pracę docelową, ale ...hmm...zastanawiam się, czy jeśli nie znalazłabym na razie to czy po prostu nie znaleźć jakiejś innej, np. w sklepie kosmetycznym, odziezowym czy jakąś biurową i...znaleźć tam jakąś kawalerkę (bez jakiś super udogodnień- wiem, że są droższe o jakieś min. 500 zł niż w mojej miejscowości, sprawdzałam też już). Tylko, że z takiej zwykłej pracy to ja dostanę jakieś 3000 zł podejrzewam, więc...musiałabym sobie dorobić np. lekcjami, ale to nie jest jakiś problem duży. Mam też oszczędności. Tak, masz rację, jest to takie marzenie. Nie wiem, po prostu jakoś tak, tęsknię za wodą ? Pomyślałam, że byłoby super móc siedzieć częściej na plaży, oddychać czystym powietrzem, spacerować z psem...Ja jestem z centrum Polski.
  14. No, nie odezwała się ta osoba już chyba od soboty rana jak do niej napisałam, a...pieniądze miała mieć naszykowane już na wczoraj. Pisała wtedy ze jest przeziębiona, więc...no może jeszcze nie wychodzi, ale powinna dać znać. To już jest bardzo nie fajne. Ja jej serio szłam na rękę, kiedy mi odwoływała lekcje tuż przed..... Ja na chwilę obecną nie będę już do niej pisać, poczekam z tydzień, jak nic..to ja zadzwonię i w razie czego pojadę po pieniądze, ale....jak ma to tak wyglądać, to raczej nie widzę sensu tej współpracy. Ja jeżdżę do jednego ucznia raz w m-cu, ale wtedy ja uczę go i biorę za lekcję z dojazdem o połowę więcej- czas+ paliwo.
  15. Hej, Chciałam znaleźć pracę, mam wykształcenie wyższe, ale w dziedzinie z której niby dyplom mam, ale musiałabym uczyć się wszystkiego od początku. Na pewno też chciałabym wyprowadzić się z domu, ale że moja sytuacja rodzinna jest trochę trudna, to ...z jednej strony nie chciałabym zostać nawet w swoim mieście. Myślałam o wyprowadzce może do pomorskiego, gdyż bardzo lubię morze. Kilka moich znajomych właśnie ułożyło sobie tam życie. Ja jestem singielką. Przeglądam ogłoszenia, niby są jakieś oferty, na kilka na które wysłałam swoje CV nie dostałam odpowiedzi. Teraz udzielam jedynie korków i...jestem id niedawana zarejestrowana w up. Myślałam, żeby jechać w przyszłym tygodniu nad morze, wynająć jakiś pokój z kuchnią na min. tydzień. Może tam na miejscu bym się jeszcze rozejrzała. Tak szczerze, to mam ochotę zostać tam dłużej, bo jestem bardzo zmęczona. Chciałabym uciec od tego wszystkiego, jestem już też zmęczona lekcjami. I..wszystko było by ok, gdyby nie to, że ...zaczęłam się bać, że jak zostanę tam dłużej, np. znajdę jakąś pracę nawet tymczasową, to tak mi się tam spodoba, że ..jeśli nie znajdę konkretnej pracy, to będę miała dylemat- czy wyjeżdżać do jakiegoś miasta za tą pracą na której mi zależy. Wiem, że takie duże dylematy są może przesadą. Ja mam taką osobowość lękową, anankastyczną i na prawdę mam problemy z decyzjami, jestem ambitną, perfekcjonistką strasznie już zmęczoną. Do tego dziś zadzwoniła moja kuzynka z pytaniem, czy byłabym nadal zainteresowana pracą u nich na recepcji w hotelu, bo...ona mi kiedyś mówiła, że kogoś tam szukają i czy byłabym zainteresowana. Głupio mi, bo moja pierwsza myśl to było- nie. Ale zapytałam jej czy mogę się przespać z tym. Praca chyba nie byłaby na pełny etat, ale zaczynałaby się od zaraz. To oznacza, że nie wyjechałabym nad morze, aby może na miejscu się rozejrzeć, też żeby zobaczyć, czy ja tam siebie samą widzę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...