Skocz do zawartości
Forum

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla 'javiolla,2'.

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Forum
    • Forum Zdrowie
    • Forum Ginekologia
    • Forum Psychologia
    • Forum Żywienie i fitness
    • Forum Ciąża i dziecko
    • Forum Uroda
    • Forum Seks
    • Forum Gry i zabawy
    • Forum Humor
    • Forum Dom
    • Forum Ślub
    • Forum Hobby
    • Forum Kuchnia
    • Forum Interpretacja badania krwi
    • Forum Nerwica
    • Forum Alergia
    • Forum Konkursy
    • Forum Chirurgia plastyczna
    • Forum Kobiety
    • Forum Odchudzanie krok po kroku
    • Forum Porady prawne
    • Forum Zdrowe zęby
    • Forum Komunikaty
    • Forum Problemy skórne
    • Forum Aktualności
    • Forum Projekt Zdrowe kolano
    • Forum Kamica Nerkowa
    • Forum Żywienie w chorobie
  • Forum Zranione serce Forum Zranione serce
  • Forum męskie sprawy Forum męskie sprawy
  • Forum Muzykoterapia Psychoterapia Arteterapia Forum Muzykoterapia Psychoterapia Arteterapia
  • Forum Schizofrenia Forum Schizofrenia
  • Psychoterapia Psychoterapia
  • Tabletki antykoncepcyjne Tabletki antykoncepcyjne
  • Aktualności Aktualności
  • Małżeństwo Małżeństwo
  • Depresja lęk natręctwa fobie i inne Depresja lęk natręctwa fobie i inne
  • Samo Życie Samo Życie
  • Forum Psychologia bez spamu Forum Psychologia bez spamu
  • Zdrada Zdrada
  • Forum Astma Forum Astma
  • Serce Serce
  • Nietypowe problemy miłosne Nietypowe problemy miłosne
  • Drukarnia Drukarnia
  • Samotność Samotność
  • WIADOMOŚCI Z POLSKI WIADOMOŚCI Z POLSKI

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


About Me


Płeć


Miasto

Znaleziono 21 wyników

  1. Witaj Javiolla. Pod koniec 2021 podjęłam terapię psychodynamiczna, uczęszczałam ponad rok, ale to głównie ja mówiłam, zero wskazówek, zero rad, psychoterapeutka namawiała mnie do korzystania 2 razy w tyg, a ja nie widziałam rezultatu i koszty były duże, więc zrezygnowałam. W połowie 2022 zgłosiłam się do psychiatry. Brałam escitalipram przez kilka mies, następnie zmienił na seronil, bralam prawie rok, a teraz jestem na rexetin. Na terapię psychodynamiczna uczęszczam od pół roku. Terapeutka widzi 3 wyjsca. I.rozstanie, ale ponieważ bardzo go kocham, to potwornie by bolało. II.Odegranie się, ale ja w 5% nie potrafiła bym zrobić jemu tego, co on mi, a po 2 on mógłby się odegrać za to jeszcze bardziej. III. PRZEBACZENIE. Dla swojego świętego spokoju. A to proces na lata, bo poczucie krzywdy mam głęboko zakorzenione. IV. Sprawianie sobie przyjemności, myślenie o sobie. To jeszcze dla mnie za trudne, ale myślę o tym... A jeśli chodzi o dzieci, to nie jest złym ojcem, dba, bawi się z nimi. Kochają go, ale nabierają dystansu, jak widzą, że ja cierpię. Na ten moment to dla mnie bardzo trudne. Na weekendach, urlopach jest dobrze, a kiedy jeździ...wszystko się zmienia. Jest opryskliwy, zbywa mnie, a mój strach narasta.
  2. Dziękuję ka-wa i Javiolla za zainteresowanie problemem, to dla mnie ważne. Zdaje sobie sprawę, że to uzależnienie, dlatego też szukałam pomocy u specjalisty, aby się od tego uwolnić i pracuje nad tym. Jeśli chodzi o dzieci, to bardzo mi na nich zależy i dlatego tak trudno podjąć decyzję. Ja miałam już wypełniony wniosek o rozwód... Rozmawiam z nimi o tym bardzo spokojnie, przygotowuje je na taką ewentualność, ale nie chce im tego fundować. Jeśli o nie chodzi, to z mężem staramy się przy nich nie kłócić i trzymać ta samą stronę, żeby nie czuły, że mogą wybierać, kto im więcej popuszcza... W pewnym momencie było tak, że zaczął podważać moje zdanie przy nich, żeby był góra w ich oczach, ale długo mu tlumaczylam, że my możemy się nie dogadywać, możemy sobie nie ufać, ale względem dzieci musimy trzymać jedną strone, nie możemy pokazać, że rywalizujemy o nie, bo teraz może będą to wykorzystywac i wybierać tego, kto jest dla nich lepszy, na więcej pozwala, ale za kilka lat to przeanalizują i zrozumieją. Ja bardzo interesuje się psychologia, dużo czytam, bo nie chce zrobić im krzywdy. I cieszę się, że przynajmniej w tej kwestii mąż się ze mną zgadza. Jeśli chodzi o rozstanie, to myślę o tym bardzo często, bo boje się przyszlosci, ale uważam, że na ten moment jestem jeszcze zbyt słaba psychicznie na taki krok, po 2 pracuje tylko dorywczo, po 3 boje się, że wykorzystałby przeciwko mnie to, że jestem pod opieką psychiatry.
  3. Dla mnie jest oczywiste że koleś to typowy toksyk, tzw narcyz ukryty, i jak przystało na taki typ osobowości to pewnie ma o sobie wysokie mniemanie. Jak Ty Javiolla chcesz pomagać innym skoro nie masz dystansu do siebie? Franca napisała z ironią a Ty potraktowałaś to osobiście. Zresztą nie tylko tu ale praktycznie w każdej Twojej wypowiedzi widać że wypierasz z siebie niechciane emocje. Częstokroć powtarzasz że 2 lata Ci zajęło pozbieranie się i że pomógł Ci lekarz na NFZ. I fakt, widać że coś Ci pomógł ale na pewno nie była to pomoc taka do końca, ewidentnie jakieś deficyty są. I nie, nie jest to jakiś mój osobisty przytyk, Ty faktycznie nie uporałaś się ze wszystkim i to widać niemal na każdym kroku. Kolejny dowód że to tak naprawdę narcyz, do tego ma poblokowane emocje, nie potrafi wyrażać uczuć. To że każdy związek to wzloty i upadki to fakt ale u Was to istna parodia! Co to za związek gdzie nie ma zaufania, i jeszcze ta bajka że Jego ex to Jego miłość życia. To jest klasyczne dziecinne zachowanie, i jeszcze to podejrzenie o zainteresowanie Twoją siostrą. Franca należycie Ci wyjaśniła jak wyglądają zdrowe relacje i w istocie tak właśnie powinno być. Sama najlepiej wiesz jak się czujesz w tej iluzji związku i widać ze wiesz czego chcesz. Rozumiem Twoją potrzebę bycia potrzebną komuś, bycia kochaną, uważaną, każdy tak naprawdę tego potrzebuje i to że szukasz ,,głasków” jest jak najbardziej zrozumiałą koleją rzeczy. Rozumiem też potrzebę zostania rodzicem, ale czy uważasz że On faktycznie nadaje się na Ojca? Ja byłam w dwóch toksycznych związkach, z jednym toksykiem jakakolwiek relacja zakończyła się kilka lat temu, druga jest jeszcze w trakcie. Świadomie zrezygnowałam z macierzyństwa chociaż bardzo bym chciała zostać matką. Generalnie najlepszą radą jest uciąć to jednym cięciem, ale w toksycznych związkach to zazwyczaj tak nie działa. Wpierw musiałabyś podjąć definitywną decyzję a na to czasami potrzeba bardzo dużo czasu.
  4. Pewnie tak... Przypomniałam sobie, że jakiś czas temu, kiedy jeszcze nie było tak złej atmosfery, moja mama rozmawiała z moim mężem o całej sytuacji. Chciała dobrze, ale powiedziała mu, że to on powinien odpuścić, bo ojciec ma już swoje lata i się nie zmieni, a on jest dużo młodszy i powinien schować dumę do kieszeni. Teraz widzę, że to mogło mojego męża jeszcze bardziej podburzyć przeciwko moim rodzicom... To nie jest takie proste... albo może i jest ale nie mam odwagi i jestem zbyt wygodna aby to przyznać? Teraz zauważyłam jak dużą "władzę" mają nade mną moi rodzice. Władzę w znacznej mierze spowodowaną tym, że mają pieniądze... W domu zawsze było tak, że co powie ojciec to jest święte i tak ma być. Tak mam wpajane od dziecka... Jeszcze przed ślubem, mimo że miałam już 26 lat rodzice kategorycznie ZABRONILI MI zamieszkać z narzeczonym, bo to "nie po katolicku" i "co znajomi powiedzą" ? Ojciec powiedział, że jeżeli się wyprowadzę, to więcej nie chce mnie widzieć i mogę zapomnieć o jakiejkolwiek pomocy finansowej z jego strony. A ja głupia się wystraszyłam... i zostałam w domu... Teraz widzę jakie durne to było. Masz rację, że wdzięczności i szacunku nie okazuje się przez posłuszeństwo i uległość. Ale mam żal do męża, że nie odnosi się kulturalnie do moich rodziców. Po prostu czasami jest mi wstyd przed nimi, bo widzę jak na niego patrzą, a chciałam żeby mieli o nim dobre zdanie. Ale na to chyba już nie ma szans z obu stron. Dobry z Ciebie psycholog Javiolla. Dzięki Twoim wypowiedziom spojrzałam na to wszystko z innej strony. Chyba nareszcie z tej strony, z której powinnam była patrzeć na to od początku, że to mój mąż w tym wszystkim jest tym pokrzywdzonym i osamotnionym. Muszę tylko stanowczo trzymać się tej wersji, a to nie zawsze jest to takie proste... Bo kiedy mąż nagle, z dnia na dzień przestaje się do mnie odzywać i tak przez 2-4 dni chodzi nadąsany, odpowiada zdawkowo, nie je obiadów, nie okazuje żadnej czułości i ucieka do kolegów... To jedyne o czym myślę to "co ja sobie zrobiłam wychodząc za niego za mąż???". Niestety takie sytuacje powtarzają się co najmniej 2-3 razy w miesiącu. Potem po kilku dniach "ciszy" zachowuje się jakby nic się nie stało. Zauważyłam już, że zazwyczaj te ciche dni są po jakieś awanturze z moim ojcem. Z tym że mnie nigdy przy tych awanturach nie ma, nawet nie wiem o co mogło pójść, bo mąż nic mi nie mówi.... A propo psychologa- zapisałam się na wizytę we wtorek. Mam małą nadzieję, że może pomoże mi to ułożyć sobie wszystko w głowie i zrozumieć, gdzie ja robię błąd, jak znaleźć równowagę w relacjach z rodzicami, bo chyba za bardzo siedzą mi na głowie.
  5. Javiolla dziękuję za rady i wsparcie. Zapisałam się już do psycholożki na NFZ i mam 2 spotkania konsultacyjne, a później muszę poczekać rok na terapię. Masz rację z tym stawianiem granic, jednak to nie zawsze takie proste. W błachych sprawach kończy się na drobnych zatarkach, ale kiedy chodzi o coś poważnego np wiarę, studia itp to grożą, że nie dostanę kieszonkowego albo nałożą na mnie sankcje typu nie będę spotykać się ze znajomymi, nie pojadę na wieś. Oczywiście jakbym mieszkała sama mogłabym mieć na to wywalone, bo ich groźby nie miałyby możliwości się spełnić, ale póki mieszkamy razem trochę się boję.
  6. Javiolla pracuję dorywczo, ale przede mną jeszcze 2 lata studiów, które rodzice mi opłacają. Dopiero gdzieś za 3,4 lata jak zarobię będę mogła się wyprowadzić. Co do dziecka chciałabym je wychowywać po katolicku, ale nie będę go zmuszać i chodzić z nim w każdą niedzielę do kościoła, zwłaszcza jak już będzie miało te 12,13 lat. Ciężko mi tylko okłamywać rodziców, jeszcze kazać to robić dziecku.
  7. Javiolla Ad 1. zacieranie rąk to -moim zdaniem- nerwica natręctw, a bujanie się to wygląda jak choroba sieroca. To już w zasadzie wystarczy, aby mieć pewność, ze potrzebne jest leczenie. Chociaż jeśli twierdzisz, że umiesz nad tym zapanować to rób to. Ad 2. samookaleczenia, nieistotne jakim narzędziem. To jest tez powiązane z natręctwem. Patrz wyżej. Myślę, że faktycznie to może być nerwica. Nie napisałam o tym w głównym wątku bo już wydawał mi się za długi. Występują też inne objawy np. w moich zachowaniach, nawykach często występuje schemat związany z liczbami 3,4,6,13 (chodzenie po pokoju stawiając 12 kroków w każdym okrążeniu, zamykanie drzwi i sprawdzanie ich 3 razy, zapalanie światła 3 razy itd.), czasem również natrętne myśli, ale to rzadko (myśli, żeby np. powiedzieć coś komuś niemiłego). W dodatku mimo wieku 19 lat nadal boję się ciemności, mam wtedy wrażenie, że ktoś jest obok mnie, albo gdy zamykam drzwi, że coś szarpnie z drugiej strony za klamkę, albo wejdzie mi do pokoju. Gdy wychodzę z psem czasem mam wrażenie, że ktoś zacznie mnie gonić albo już goni i wtedy szybko wracam do domu. Z samookaleczaniem się problem ciągnie się już kilka lat i rodzicie nie rozumieją problemu, tego że ciężko zastosować mi się do ich rady,,po prostu przestań". Jest to powodem wielu kłótni, a blizny dokuczają w lecie, kiedy ludzie dziwnie się na mnie patrzą gdy noszę bluzkę z długim rękawem przy 30 stopniach. :c
  8. Javiolla - na pewno nie z wygody i z egoizmu to krzywdzace ze tak piszesz. zalezy mi na tym facecie po prostu. zdaje sobie sprawe z tego ze on teraz mna manipuluje, ze sie ponizam rzeczywiscie jest mi zle z tym i nie, nie podjelam decyzji wlasnie jak probuje podejmowac i "podnosic glowke" to znowu maniupulacja daj mi jeszcze czas, bede troche obserowac itp. zalezy mi na nim po prostu nie jest mi obojetny, nie jest to facet zeby tylko nie byc sama. a z innej strony pogodzic sie z byciem sama- samemu nie jest zle, nie jest teraz ale bedzie malo tego jestesmy raz na tej ziemi to co zrobie jak bede pragnac dziecka itp. juz pewne sprawy mnie omina, 2 raz nie przezyje czegos to tak po prostu odpuscic tez niedobrze, moze kiedys bede zalowac z ta dziewczyna poprzednia wiem, bo to male miasto nie bede sie tu rozpisywac, to byla inna sytuacja, ta dziewczyna to byla gowniara duzo mlodsza ode mnie (wtedy tym bardziej) imprezowiczka, troche inny typ po prostu, pewnie jej sie nudzilo z nim i odeszla, takie kobiety tez bywaja. kobiety potrafia byc wredne i faceci tez z ta obserwacja zas czy mu odpowiadam to mu sie zrobilo dopiero wtedy jak pisalam kilka miesiecy temu sie rozpadlo a wczesniej byc pewny, podejrzanie pewny (nawet bardziej ode mnie) ze chce i w ogole ze mu odpowiadam itp. wiec sadze ze ktos trzeci moze miec tez udzial w tym, mieszac mu w glowie
  9. Gość

    Szef robi wszystko żebym odeszła

    Javiolla Niby nic nie mówił, niby nie wyzywał, nie poniżał, ale wykluczał, ignorował, pomijał i buntował innych przeciwko mnie. Dokładnie tak samo mam.. już przez to jestem na etapie, że mdli mnie rano przed pracą a boję się dalszych konsekwencji. Nie ukrywam jestem wrażliwa. Nie chce przez to podupaść na zdrowiu. Ta praca jest tego niewarta. Nic nie jest tego warte. Bardzo Ci dziękuję Javiolla za poradę. Tak właśnie zamierzam zrobić z tym wypowiedzeniem. Za porozumieniem stron. Tylko naprawdę z tej sytuacji to obawiam się że nie wyrazi zgody. A Nie chce tam pracować już więcej. Mam 2 tyg okres wypowiedzenia gdyż mój staż to niespełna 5 msc. Tego się obawiam, tej pracy tam na tym okresie.. Z resztą on już dał pozwolenie na obgadywanie mnie za plecami innym pracownikom. Urlopu nigdy nie brałam także będzie musiał wypłacić ekwiwalent. A Ty wypowiedziałaś wtedy umowę na tej zasadzie ? Zgodził się? Czy pracowałaś tam jeszcze w takiej toksycznej atmosferze jakiś czas? Jeśli tak to jak to wytrzymałaś i kiedy finalnie odeszłaś?
  10. Gość

    Szef robi wszystko żebym odeszła

    Dziękuję za opinię. Javiolla czuje się gnębiona .. strasznie ciężko mi się tam pracuje. Może nie jestem obrażana wprost ale zrobił ze mnie kozła ofiarnego. Dostałam znaki od pewnych osób że to widzą. Czytałam definicję. Może u mnie to nie trwa zbyt długo ale jest to bardzo uporczywe.. Nie wiem co szef mówi o mnie do innych ale domyślam się że coś negatywnego i nieprawdziwego. Była sytuacja że szef przy 3 innych pracownikach mnie wysmial. Poczułam się wtedy upokorzona. Wyszłam wtedy z pokoju. Javiolla, Chciałabym złożyć wypowiedzenie i odejść z dnia na dzień ale wątpię czy się zgodzi. Może będzie chciał żebym była przez te 2 tyg okresu wyp. zeby mnie gnębić? Do końca umowy zostało dużo, bo pół roku.
  11. To czemu od niego nie odejdziesz? Ja tego nie rozumiem, przeciez maz jest od tego, zeby wspierac, a Twoj co? Maz Javiolli tez nie jest tu wzorem do nasladowania, tylko przykladem negatywnym, pokazujacym, jak w malzenstwie nie powinno byc. Bo nie powinno byc tak, ze jego matka go wspierac nie nauczyla, a Javiolla z problemami radzi sobie sama, i nagle, po 2 latach, bez wiedzy meza okazuje sie ze jest juz po problemie. Jesli chcesz jakis przykladow z zycia, na ktorych moglabys sie jakos oprzec, to szukaj przykladow pozytywnych, a nie negatywnych, bo te ostatnie tylko Cie utwierdza w tym, ze masz sie godzic na takie traktowanie meza, ze masz sie prosic 10 razy dziennie o oczywistosci takie jak wsparcie emocjonalne, ze to Ty robisz cos nie tak, ze zle mu tlumaczysz, ze to normalne, ze mu sie nie podoba, ze chcesz jego wsparcia, ze on sie przez to "blokuje", nie, to sa wszystko bzdury! Nic nie robisz zle, a on ma psi obowiazek Cie wspierac, a nie "blokowac sie", gdy Ty tego wsparcia potrzebujesz. Prawda jest taka, ze TO JEGO POSTAWA poglebia Twoj stan, tylko Cie dobija. Paranoja. Gdyby zachowywal sie jak nalezy, to pewnie jakims "dziwnym trafem" okazalo by sie, ze zaczynasz czuc sie lepiej i jakos hormony w tym nie przeszkadzaja. A te pozytywne przyklady, na ktorych powinnas sie oprzec, to przyklady bardzo dobrych, bardzo kochajacych sie, czasem nawet 50 letnich i dluzszych malzenstw, gdzie jedno wie, ze moze drugiemu powiedziec wszystko, i moze zawsze na niego liczyc, gdzie jedno jest otwarte na drugiego i w pelni mu ufa. Takich malzenstw znam troche, jesli chcesz moge Ci przeslac wiecej info na ich temat, oczywiscie bez przesady, np bez nazwisk. ? Na tej stronie zycia staraj sie skupiac. Na tym, jak powinno byc. A nie na tym, jak to czasem moze sie nie udawac i jakie to usprawiedliwienia dla tego trzeba wymyslic. A jak odejdziesz od meza, to moze to bedzie pierwsza rzecz, ktora Ci pomoze w lepszym samopoczuciu, skoro na razie maz jest dla Ciebie wszystkim, czym nie powinien byc, i tylko Ci utrudnia zycie.
  12. Gość

    niedudane marzenia

    Udało się jedno miejsce na którym mi zależało najbardziej. O dziwo w sobotę. Rodzice się dziwili ze tam tyle do zwiedzania myśleli że tam nic nie ma. Pojechałam sama stopy zakrwawione popękane odciski(mimo najwygodniejszych butów) nogi bolą ale szczęśliwa. Jak już wsiadłam do pociągu w tamtą stronę to płakałam. Pokonałam 2 jedne z największych gór w mojej okolicy z trudem ale wyszło. Pomogłam innym turystom w czymś co się dowiedziałam w informacji. I jeszcze wyszło że były dni otwarte i miałam wejście za darmo. Pogoda dopisała. Ledwo zdążyłam na pociąg powrotny, resztkami sił dobiegłam do stacji. Javiolla dziękuję za życzenia i ta rozmowę która mnie zmotywowała.
  13. Gość

    Lęk

    ps. Javiolla, widzę, że masz dobrą intuicję. A...jeszcze dodam, że w szkole (jak byłam ja uczniem) też bywało róznice. W podstawówce miałam jakąś tam koleżankę, miałam chłopaka, przyjaciółkę, ale później przyjaciółka znalazła sobie inne towarzystwo. Ja, zostawszy sama, szukałam kogoś w zamian. Na moim osiedlu na moje nieszczęście spotkałam pewną dziewczynę, która dziś jest kosmetyczką i ogłasza się na wielkich plakatach ze swoim uśmiechem .... Miałam przez nią same problemy. Kłamała, manipulowała, wyciągała ode mnie ubrania. Ona była ciut starsza i miała swoje też koleżanki. Pewnego razu mama pożegnała się z nią, bo dziewczyna zostawała u mnie na noc i rządziła sie jak u siebie. Byłam kiedyś u niej w domu. Nie za dobre wyniosłam stamtąd wrażenie. Nie wiem co tam dziewczyna naopowiadała tym swoim koleżankom, które ja de facto znałam z widzenia jedynie, ale gdy poszłam do gimnazjum zaczęło się prześladowanie. Teraz sądzę, że laska mogła odgryzać się na mnie, że moja mama ją przegoniła. Nie wiem ile to trwało, ale na pewno kilka miesięcy. Wyśmiewanie i dogadywanie przy mojej kolezance jak tylko spotkały nas. To samo przy przechodzeniu przez korytarz. Nie pamiętam czy komuś mówiłam. Któregoś razu, stały za mną na apelu szkolnym. Nie wytrzymałam, popłakałam sie i poszłam do nauczycielki muzyki. Wtedy się to skończyło. Sądzę, że po prostu nakarmiły się, widząc, że płaczę. Do tego mieliśmy beznadziejną wychowawczynię. Nie powinna wogóle pracować w szkole. Pomijając to, że w ciągu 3 lat przeprowadziła może z 2 lekcje ze swojego przedmiotu to też miałam z nią problem. Owszem, czepiała się i dogadywała uczniom, którzy latali palić co przerwa, ale mnie czepiała się z innego powodu. Kiedyś z lekcji na lekcję zadała chyba z pół książki pracy domowej. Gdzieś wpisałam jakąś głupote, którą ona...przeczytala przy całej klasie i dostałam 1. Byłam wtedy bardzo dobrą uczennicą, więc był to dla mnie cios. Jeśli jesteś młodą osobą, pamiętaj, nie przejmuj się ocenami. Jeśli coś umiesz- nikt Ci tego nie zabierze. Ja wtedy się przejęłam i będąc już przy biurku odpaliłam, (?) że to wszytsko przez to, że za dużo było zadane. Dostałam drugą 1. Płakałam cały dzień. Teraz wiem, że "nauczycielka" geografii za wszelką cenę chciała pokazać kto tu rządzi. Gdyby była mądrzejsza, inaczej by zareagowała, wiedząc przecież że dobrze się uczę i zależy mi na ocenach. Innym razem oddała moją klasówkę komuś innemu, aby mi przekazał a klasówkę trzeba było poprawić. Ja nie dostałam jej. Więc...przy oddawaniu kolejnych sprawdzianów byłam wzywana jako jedyna do podpisywania się przy odbiorze. Psycholog stwierdziła, że był to jakby "mobbing". Do tego mam, miałam chorego brata, leczącego się psychiatrycznie. Zdarzało się, że nie spałam całą noc, bo albo przez niego i nie szłam do szkoły albo...stresowalam się klasówką. Faceta już wtedy nie miałam. Miałam jedynie koleżankę, ale nie nawet jakąś bardzo dobrą.Dużo uczyłam sie, chyba lubiłam sie uczyć, chciałam miec lepszą przyszłość. Wymyśliałam, że chcę iść na farmację/stomę/lek. W L.O. w 3 kl dostałam nerwicy natręctw. Matura nie poszła mi tak, jak zakładałam. Poszłam na studia na umed. Specjalność studiów to był przypadek, ale w trakcie trwania studiów nie moglam pogodzic się z niedostaniem się na medycynę (dziś już wiem, że to nie dla mnie). Nie zmieniłam też kierunku. Tak na prawdę, dzięki temu , że mieliśmy fajną opiekunkę roku i ...że w ostatnich momentach brałam sie do nauki, oraz...nie byłam odrzucana przez grupę zdałam wogóle te studia. Czuję sie mgr tylko formalnie. Nie byłam w żadnym poważnym związku od czasów szkolnych. Po studiach brakowało mi kontaktu z koleżankami. Jak szłam na korepetycje to trochę rekompensowało mi to brak kontaktu z ludźmi. Chyba wtedy jeszcze częściej się śmiałam. Czasami jak dzieciaki coś palnęły to miałam ubaw przez tydzień. Tak to wygląda.....
  14. Pewnie tak... Przypomniałam sobie, że jakiś czas temu, kiedy jeszcze nie było tak złej atmosfery, moja mama rozmawiała z moim mężem o całej sytuacji. Chciała dobrze, ale powiedziała mu, że to on powinien odpuścić, bo ojciec ma już swoje lata i się nie zmieni, a on jest dużo młodszy i powinien schować dumę do kieszeni. Teraz widzę, że to mogło mojego męża jeszcze bardziej podburzyć przeciwko moim rodzicom... To nie jest takie proste... albo może i jest ale nie mam odwagi i jestem zbyt wygodna aby to przyznać? Teraz zauważyłam jak dużą "władzę" mają nade mną moi rodzice. Władzę w znacznej mierze spowodowaną tym, że mają pieniądze... W domu zawsze było tak, że co powie ojciec to jest święte i tak ma być. Tak mam wpajane od dziecka... Jeszcze przed ślubem, mimo że miałam już 26 lat rodzice kategorycznie ZABRONILI MI zamieszkać z narzeczonym, bo to "nie po katolicku" i "co znajomi powiedzą" ? Ojciec powiedział, że jeżeli się wyprowadzę, to więcej nie chce mnie widzieć i mogę zapomnieć o jakiejkolwiek pomocy finansowej z jego strony. A ja głupia się wystraszyłam... i zostałam w domu... Teraz widzę jakie durne to było. Masz rację, że wdzięczności i szacunku nie okazuje się przez posłuszeństwo i uległość. Ale mam żal do męża, że nie odnosi się kulturalnie do moich rodziców. Po prostu czasami jest mi wstyd przed nimi, bo widzę jak na niego patrzą, a chciałam żeby mieli o nim dobre zdanie. Ale na to chyba już nie ma szans z obu stron. Dobry z Ciebie psycholog Javiolla. Dzięki Twoim wypowiedziom spojrzałam na to wszystko z innej strony. Chyba nareszcie z tej strony, z której powinnam była patrzeć na to od początku, że to mój mąż w tym wszystkim jest tym pokrzywdzonym i osamotnionym. Muszę tylko stanowczo trzymać się tej wersji, a to nie zawsze jest to takie proste... Bo kiedy mąż nagle, z dnia na dzień przestaje się do mnie odzywać i tak przez 2-4 dni chodzi nadąsany, odpowiada zdawkowo, nie je obiadów, nie okazuje żadnej czułości i ucieka do kolegów... To jedyne o czym myślę to "co ja sobie zrobiłam wychodząc za niego za mąż???". Niestety takie sytuacje powtarzają się co najmniej 2-3 razy w miesiącu. Potem po kilku dniach "ciszy" zachowuje się jakby nic się nie stało. Zauważyłam już, że zazwyczaj te ciche dni są po jakieś awanturze z moim ojcem. Z tym że mnie nigdy przy tych awanturach nie ma, nawet nie wiem o co mogło pójść, bo mąż nic mi nie mówi.... A propo psychologa- zapisałam się na wizytę we wtorek. Mam małą nadzieję, że może pomoże mi to ułożyć sobie wszystko w głowie i zrozumieć, gdzie ja robię błąd, jak znaleźć równowagę w relacjach z rodzicami, bo chyba za bardzo siedzą mi na głowie.
  15. Gość

    Szef robi wszystko żebym odeszła

    Rozumiem :) mam jeszcze do Ciebie jedno pytanie Javiolla w związku z tym co mi poradziłaś z tym wypowiedzeniem. Zamierzam tak zrobić i dopisać ta klauzulę z 2 tyg okresem wyp. Gdyby nie wyraził zgody. Tylko jaki tytuł mam dać takiemu wypowiedzeniu? skoro z jednej strony spróbuje za porozumieniem stron i dam mu kilka dni, oraz dodam ta klauzulę. Czy tytuł "rozwiązanie umowy o pracę za wypowiedzeniem" będzie tu adekwatny czy nie? Czy po prostu " wypowiedzenie umowy o pracę" ? Bo chce żeby to było zgodne wszystko..
  16. Gość

    Niski wzrost 177cm

    ~BógJestZły Javiolla, Ty wiesz, że ja cię szanuje i często mówisz z sensem, ale tu się zupełnie z Tobą nie zgodzę. Tzn. oczywiście, że są takie związki, że kobieta jest z niższym facetem, ale to są ekstrema, bardzo rzadkie przypadki i wyjątki potwierdzające regułę, a regułą jest taka, że kobiety czują wręcz obrzydzenie, odrazę, a czasem nienawiść do niskich facetów. Po pierwsze dzieje się to instynktownie, atawistyczny mechanizm. Mniejszy samiec kojarzy się ze wszystkim co najgorsze. Słabość, uległość, brak poczucia bezpieczeństwa. Można to nadrobić, ale to jest orka na ugorze i trzeba flaki z siebie wypruwać. Nakłada się na to wspolczesna rzeczywistość blichtru i wręcz kampanie, że facet poniżej 180 to zero. Facet z niższym wzrostem niż 180 ma trudniej, żeby spodobać się kobietom niż kobieta ze 100 kg nadwagi, rozszczepieniem kręgosłupa, torbielą na czole, twarzą 1/10 i łysieniem plackowatym. Miałem przez 3 lata wykłady z feministką na uczelni to właściwie przez 3 lata wykładała nam co zajęcia, że facet poniżej 180 to zero i nic kompletnie nie sprawi, żeby to się zmieniło, a jak pójdzie do baru z wyższym kumplem to nieważne co się stanie. Każda kobieta zwróci uwagę tylko na jego kumpla. Wspolcześnie to już w ogóle facet o niskim wzroście nie ma szans, bo ma katastrofalny dowód słuszności społecznej. Oczywiście kobieta nie odróżnia czy masz 178 czy 180, ale jak ją okłamiesz a ona się dowie to nie masz życia, bo kobiety strasznie przejmują się tym dowodem słuszności i balyby się, że koleżanki je zrównają z ziemią jak się dowiedzą, że jej facetowi brakuje 2 cm do bycia pełnoprawnym mężczyzną. Robiliśmy kiedyś z kumplami eksperymenty na portalach randkowych. I jak wstawisz zdjęcie tego samego ryja atrakcyjnego faceta i napiszesz 180 wzrostu to będziesz miał branie. Jak dasz już 175-170 to będziesz siedział tam aż wykonujesz i żadnej dziewczyny nie znajdziesz. No i jest rzeczywiście instynkt eliminacji niskich facetów. Ileż razy ja słyszałem jak koleżanki ze szkoły, uczelni, czy mijane dziewczyny w swoich rozmowach zrownywaly z gnojem niskich facetów to ja nie zaliczę. Oczywiście większość kobiet będzie miła, ale jak niski się chamsko do nich odezwie to zostanie natychmiast zwyzywany od karakanów, śmieci, karłów i od najgorszych, jak wysoki zrobi to samo to dziewczyny zaczną go usprawiedliwiać, że się pogubił, coś się stało itd. Weźmy mój przykład, obiektywnie jestem przystojny z ryja, sylwetki i ubioru. To nie są przechwałki itd. ale tak mówiło wiele kobiet, dziewczyn i dostawałem nawet propozycje bycia fotomodelem. Jak koleżanki dodawały ze mną zdjęcia na fejsbuka itd to dostawałem następnego dnia kilka propozycji seksu i to nie od brztdkich kobiet, tylko ładnych dziewczyn. Tylko, że ja mam 175 wzrostu, więc suma sumarum i tak byłem skreslany ostatecznie zawsze dla jakiegoś typa 190, bo nie iskrzyło. Byłem coś na zasadzie maskotki. Niby słodki, piękny, inteligentny, ale nie ma chemii. A dlaczego? Ponieważ 190 wzrostu u brzydala i tak przebije wszystkie atrybuty u niskiego, no chyba że masz majątek w milionach, ale wtedy wiadomo po co ona z tobą jest.... Nie wiem gdzie szukasz dziewczyn, ale zmień to miejsce ;) chociaż szczerze to myślę, że sobie dopowiadasz, że problemem jest Twój wzrost. Wynika to pewnie z tego, że Ci nawet brzydsi ale wysocy nie mają aż takich kompleksów i są prawdopodobnie wyluzowani i pewni siebie. A Ty nie. Jeżeli spotkasz wartościową dziewczynę, której się szczerze spodobasz to nie będzie miało to znaczenia. I tak jak powiedziała Javiolla facet musi być po prostu wyższy od kobiety (ewentualnie w podobnym wzroście). Dawno temu spotkałam się z chłopakiem na 'randce w ciemno' i okazało się że gość ma z 170 cm wzrostu..byłam od niego trochę wyższa, ale to w jaki sposób się zachowywał totalnie mnie odrzuciło. Nie chodziło o jego wzrost, chodziło o to że był burakiem :P prawdopodobnie zachowywał się tak dziwnie, bo to JEMU przeszkadzało, że jest niższy. Poza tym to bzdura roku, że wysoki mężczyzna- dobre geny. Ludzie wysocy mają często problemy z kręgosłupem.
  17. Gość

    Niski wzrost 177cm

    Javiolla, Ty wiesz, że ja cię szanuje i często mówisz z sensem, ale tu się zupełnie z Tobą nie zgodzę. Tzn. oczywiście, że są takie związki, że kobieta jest z niższym facetem, ale to są ekstrema, bardzo rzadkie przypadki i wyjątki potwierdzające regułę, a regułą jest taka, że kobiety czują wręcz obrzydzenie, odrazę, a czasem nienawiść do niskich facetów. Po pierwsze dzieje się to instynktownie, atawistyczny mechanizm. Mniejszy samiec kojarzy się ze wszystkim co najgorsze. Słabość, uległość, brak poczucia bezpieczeństwa. Można to nadrobić, ale to jest orka na ugorze i trzeba flaki z siebie wypruwać. Nakłada się na to wspolczesna rzeczywistość blichtru i wręcz kampanie, że facet poniżej 180 to zero. Facet z niższym wzrostem niż 180 ma trudniej, żeby spodobać się kobietom niż kobieta ze 100 kg nadwagi, rozszczepieniem kręgosłupa, torbielą na czole, twarzą 1/10 i łysieniem plackowatym. Miałem przez 3 lata wykłady z feministką na uczelni to właściwie przez 3 lata wykładała nam co zajęcia, że facet poniżej 180 to zero i nic kompletnie nie sprawi, żeby to się zmieniło, a jak pójdzie do baru z wyższym kumplem to nieważne co się stanie. Każda kobieta zwróci uwagę tylko na jego kumpla. Wspolcześnie to już w ogóle facet o niskim wzroście nie ma szans, bo ma katastrofalny dowód słuszności społecznej. Oczywiście kobieta nie odróżnia czy masz 178 czy 180, ale jak ją okłamiesz a ona się dowie to nie masz życia, bo kobiety strasznie przejmują się tym dowodem słuszności i balyby się, że koleżanki je zrównają z ziemią jak się dowiedzą, że jej facetowi brakuje 2 cm do bycia pełnoprawnym mężczyzną. Robiliśmy kiedyś z kumplami eksperymenty na portalach randkowych. I jak wstawisz zdjęcie tego samego ryja atrakcyjnego faceta i napiszesz 180 wzrostu to będziesz miał branie. Jak dasz już 175-170 to będziesz siedział tam aż wykonujesz i żadnej dziewczyny nie znajdziesz. No i jest rzeczywiście instynkt eliminacji niskich facetów. Ileż razy ja słyszałem jak koleżanki ze szkoły, uczelni, czy mijane dziewczyny w swoich rozmowach zrownywaly z gnojem niskich facetów to ja nie zaliczę. Oczywiście większość kobiet będzie miła, ale jak niski się chamsko do nich odezwie to zostanie natychmiast zwyzywany od karakanów, śmieci, karłów i od najgorszych, jak wysoki zrobi to samo to dziewczyny zaczną go usprawiedliwiać, że się pogubił, coś się stało itd. Weźmy mój przykład, obiektywnie jestem przystojny z ryja, sylwetki i ubioru. To nie są przechwałki itd. ale tak mówiło wiele kobiet, dziewczyn i dostawałem nawet propozycje bycia fotomodelem. Jak koleżanki dodawały ze mną zdjęcia na fejsbuka itd to dostawałem następnego dnia kilka propozycji seksu i to nie od brztdkich kobiet, tylko ładnych dziewczyn. Tylko, że ja mam 175 wzrostu, więc suma sumarum i tak byłem skreslany ostatecznie zawsze dla jakiegoś typa 190, bo nie iskrzyło. Byłem coś na zasadzie maskotki. Niby słodki, piękny, inteligentny, ale nie ma chemii. A dlaczego? Ponieważ 190 wzrostu u brzydala i tak przebije wszystkie atrybuty u niskiego, no chyba że masz majątek w milionach, ale wtedy wiadomo po co ona z tobą jest....
  18. Gość

    Lęk

    Javiolla. Z tą zmianą to chodziło mi może o zmianę terapeuty. W ogóle to mam problem największy w funkcjonowaniu w grupie. Najtrudniej jest mi dogadać się z osobami dorosłymi. Często mam wrażenie, że nie jestem szanowana, boję się, że ktoś będący na wyższym stanowisku, mogący sobie pozwolić na więcej bedzie mną "pomiatał", bo...będzie mu wolno, a ja nie będę mogła nic z tym zrobić. Takich lęków nabawiłam się już jak byłam po studiach, w różnych pracach. Czasami zupełnie nie wiem czemu jestem jakby odrzucana. Nie czuję się pewnie wśród dorosłych. W mojej pierwszej pracy po studiach (call centre) zapoznałam się z jedną dziewczyną i trzymałyśmy się razem, ale...zdarzały się komentarze jakiejś innej grupki, tzn, no może jednej z dziewczyn, że ona zabrałaby mnie na zakupy i dobrałaby inną garderobę. Sorry, ale nie chodziłam jakaś zaniedbana. Może komuś nie podobają się traperki i jeansy. Zrobiło mi się głupio, starałam się jakoś inteligentnie, nie pokazując, że nie to boli wybrnąć z tej sytuacji. Innym razem wkurzyłam się, bo moje miejsce przy biurku, (moje od zawsze) nagle zajął sobie kolega. Chciałam zaczynać pracę a nie miałam miejsca. Z kolegą nie dało się dogadać, a ja wkurzona poszłam do kierowniczki. Teraz bym już tak nie zrobiła;) Mimo wszystko zostawiliby mnie w tej pracy, ale ja już zrezygnowałam, bo pisałam pracę mgr i miałam nóż na gardle. Póżniej skończyłam studia i...(cudem skończyłam) i nie bardzo widziało mi się iść do pracy w tym co skończyłam. Nie wiedząc co robić, nie mając dużej wiedzy ani umiejętności zapisalam się na staż z urzędu (bo..koleżanka tak zrobiła). Na stażu masakra. Kierowniczka praktycznie chciała się mnie pozbyć od 1 dnia. Z perspektywy czasu...odeszłabym 2 dnia. Pomijając to, że serio, ja musiałam się nauczyć co i jak, to...byłam przez większość personelu niemile przywitana. To branża medyczna. Póżniej był inny staż, na stanowisku biurowym. Praca mało ciekawa, trochę przynieś, wynieś, pozamiataj. Siedziałam i ciągle myślałam co tu zrobić, jaką pracę sobie znaleźć. Siedziałam z poczuciem straty czasu. Gdy przyszły trudniejsze obowiązki, prace z Excelem, ja nie mogąc się za bardzo skupić nie wyrabiałam się czasowo. Mimo iż nie chciałam źle, wychodziło źle. Moje nastawienie chyba było widoczne. Później była znów praca w zawodzie, zaproponowana przez koleżankę, w innym mieście. Z tego wszystkiego najbardziej podobało mi się, że zmieniłam otoczenie. I tego było mi najbardziej żal, kiedy znów po roku wracałam do domu. Co się stało? Hmmm...spróbowałam tej pracy, bo wiedziałam, że bez znajomości nie będę miała tej szansy, ale...już tak na prawdę ucząc się, myślami byłam gdzie indziej. Szukałam co by było dla mnie dobre. Praca trudna, potrzebne było skupienie, szybkość, dokładność. Ogólnie coś tam sie nauczyłam i pracowałam samodzielnie, ale niektórych rzeczy nie zrobiłam poprawnie. Też zauważyłam niechęć do mnie ze strony koordynatorki i sądzę, że to przez nią zakończyła sie ta praca. Myślę, że mogło tez zawinić to, ze jestem dosyc dokładna, inni robia po łebkach i jest ok. Jestem też niepewna, czasem potrzebuję się o coś kogoś dopytać, bo nie chcę czegoś odwalić. Póżniej...poszłam do zupełnie innej pracy. Zaczęłam uczyć w prywatnej szkole języka obcego. Tam pracowałam już dłużej. Z dzieciakami sobie radziłam, rodzicami również. Nie poradziłam sobie z ...właścicielką. Ja tam miałam 2 funkcje, ale chciano mi dać jeszcze ....sprzątanie. Wiem, że ja tez mogłam sie do tego przyczynić bo: będąc sekretarką miałam też w obowiązku zmyć filiżanki po gościach, kupić papier toaletowy itp. Jak przychodziłam to zawsze ogarnęłam ten kącik kawowy, w łazienkach nigdy niczego nie brakowało. Kiedyś szef kazał mi posprzątać na biurku i w biurku (to był jeszcze bałagan zastany przeze mnie). Sądzę, że spodobały się im moje porządki, bo właścicielka..hm..(przemilczmy) i ...pewnego razu słyszę, zebym korytarz trochę zamiotła. Było przed świętami, jej bylo głupio przed klientami i zleciła to mnie, bo sprzątaczka od dłuższego czasu nie przychodziła (?). Zamiotłam. A późnej było...ze schodów tam gdzie większy bród też by pani zamiotła. Kiedy powiedziałam, że w umowie nie było takich prac spotkałam się tylko ze sprzeciwem. Póżniej miałam rozmowę z obojga. Usłyszałam, że jeśli nie chcę wykonywać takich prac "interwencyjnych" to dla nich jest to nie do przyjęcia. Ustaliliśmy czas rozwiązania mojej umowy na stanowisku sekretarki, ale zostałam dalej lektorką. Po tym wszystkim, właścicielka czepiała się mnie. Lekcje online, które weszły to było dla mnie wykończenie. Ciągłe sprawdzanie mojej pracy, poprawianie, kontrola. Któregoś razu nie wytrzymałam i ...nie mówiąc nic obraźliwego powiedziałam coś większym tonem. Wyszłam tuż przed zajęciami z pracowni chyba mówiąc, że odchodzę (?). Jak wróciłam...było jeszcze przed lekcją, szefowa już wzięła sobie moją grupę. Rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron. Póżniej jak spotkałam jakiegoś rodzica ucznia na mieście, to pytali, czy nie wracam do szkoły i chcieli sie zapisać do mnie na lekcje prywatne (moją grupę prowadziła ta szefowa). Póżniej.....znów przeżywszy to wszystko rozwiesiłam ulotki i...jeżdziłam do uczniów. Tak się to już toczy jakiś czas. .....
  19. Gość

    Nie mam już siły żyć

    Javiolla dziękuję, że jesteś. Nie raz mi już pomogłaś z różnymi problemami, z którymi tu się pojawiłam dawno temu ? Zapisałam się na terapię. Na razie miałam konsultacje, bo u psycholog są długie kolejki, ale za 2 miesiące zacznę terapię behawioralno poznawczą.
  20. Witaj Mini. ze swojego doświadczenia wiem że Demencja jest mylona z Alzheimerem. Ale tak czy inaczej ta osoba powinna być pod kontrolą Neurologa. Rozumiem że jestś kimś z rodziny albo się zajmujesz taką osobą więc jeżeli ta osoba jest na wózku i nie ma za wiele możliwości ruchowych powinna mieć pomoc przy prostych ćwiczeniach aby nie zanikały mięśnie czyli lekkie ćwiczenia rąk, nóg na leżąco. Powinna mieć także fizjoterapeutę który by troche pomagał w takich ćwiczeniach. U osób z Demencją czy Alzheimerem (choroba neurodegeneracyjna) osoby tracą pamięć tak najprościej mówiąc, ich mózg jest wyniszczany i wraca do momentu gdy się rozwijał czyli u niektórych jest to po prostu wegetacja, nie ma z nimi kontaktu. Trzeba też ćwiczyć jak najwcześnie w tej chorobie pisanie i mówienie, rozwiązywanie podstawowych ćwiczeń (są do kupienia takie świczenia dla osób starszych gdzie trzeba dopasowywać drzewo do lasu czy umieć napisać to co się widzi na zdjęciu np kota, psa czy dom. Takie ćwiczenia utrzymują jak najdłużej chora osobę w stanie w miarę dobrym. Taka osoba musi mieć spokój. Musi mieć tez dobrane leki i te leki musi przyjmować regularnie aby choroba nie postępowała tak szybko. U osób starszych jest jescze ten problem o którym już napisała Javiolla, czyli choroby współistniejące. Jeżeli taka osoba przeszła zawał, występują jeszcze inne choroby neurologiczne, kardiologiczne, czesto problemy z układem immunologicznym to trzeba bardzo przykładac uwagę do tego aby taka osóba właśnie miała dobrze dospadowane leki i była pod odpowiednią kontrolą lekarzy. Istotna jest też dieta, uzupełnianie witamin. Ważne aby podczas opieki taką osobą, nie siedzieć tylko w 4ech ścianach, ale aby wychodzić z nią na dwór, wietrzyć pokój. I kolena jeszcze równie ważna rzecz to higiena oraz unikanie odleżyn. Niestety jeżeli ta osoba nie chodzi lub tylko może zrobić kilka kroków to istotne aby smarować jej ciało, miejsca narażone na odleżyny specjalnymi kremami. generalnie higiena jest u starszych ludzi bardzo ważna. Znalazłam taką fajną str. o demencji i jest tam bardzo przystepnie przedstawione czym ona jest, jest napisane jak postępować, i jak taka osoba nas rozumie. Gdybyś chciała to zajrzyj i poczytaj: https://damy-rade.info/opieka-w-domu-2/co-warto-wiedziec-o-chorobie-alzheimera-i-innych-formach-demencji/zrozumiec-demencje/demencja_-otepienie_-choroba-alzheimera_-czym-sie-roznia Pzdr.
  21. Cóż mogę powiedzieć...dziś już nie za wiele, bo jestem bardzo zmęczona. Pogmatwane to moje życie i dużo we mnie nerwów, złości, żali itp. Ciężko mnie jest się samej odnaleźć. Pisałaś JaViolla o niekonsekwencji- chyba w innym poście- ale tak, też na taką rzecz zwróciła mi uwagę specjalistka. To prawda. To jest tak, że w jednym momencie myślę sobie, że chciałabym żyć za swoje a w drugim budzi się we mnie złość. Nie mam takiej stałości myślenia. Jak tak teraz na spokojnie to przeczytałam, to widzę, że ...no jest tez w tym trochę użalania się. Wiecie- mnie też jest trudno, bo ja jestem taką trochę perfekcjonistką i.... Wiecie, jak ogólnie czułam i czuję się nie najlepiej, nie żyję według jakiegoś planu dalszego, no to tak się wszystko chrzani. Jeszcze z 5 lat temu lepiej z tym było- pamiętam, że wtedy był robiony ten biały remont- a ja pracowałam, więc ogólnie jak byłam poza domem, no to mama tam trochę doglądała. Mnie jeszcze wtedy chciało się pomyśleć co i jak bym chciała. Jak musiałam wybrać płytki, to już późnym wieczorem z tatą pojechaliśmy do Castoramy - i...dobrze, że wiedziałam jakie chcę i kupiliśmy (ocztwiście, później nie obylo się bez oglądania ich ileś tam razy czy na pewno dobre ;)- dobre są. Ale udało się. Jeszcze sama wybierałam farby- tzn, kupowałam i..no czasu się nie cofnie, ale źle zrobiłam, że jakoś tak wyszło, że tego nie dokończyłam- tzn, mebli. A ..jeszcze wcześniej przecież i był hydraulik, gaz trzeba było doprowadzać- bo to pokój mojego brata był. Jedyne co, to sama sobie później kupiłam taką kuchnię gazową nablatową- polecam Gorenje jak coś ? Nie była najtańsza, ale warta swojej ceny. Nie wiem czemu tego nie zrobiłam kiedyś- mama na pewno by się dołożyła, bo wtedy to ja kasy nie miałam za bardzo. No..jak tak teraz myślę, to miałam takie wątpliwości- a po co wydawać, jak tu mi się tak źle mieszka..... Ale na moich błędach, jak ktoś to czyta, to...nie róbcie tak. O ile można finansowo, trzeba od razu (w miarę od razu) kończyć co się zaczyna. Strasznie żałośnie to brzmi- że...no nie zrobiłam tego do tej pory. Hmmm...później byłam troche w innym mieście, i ogólnie cały czas myślałam o tym, żeby gdzieś się wyprowadzić. Nie miałam w głowie kuchni. Może nie chciało mi się myśleć, jak mają wyglądać te meble, stąd odkładałam to...?? Nie wiem..jakoś tak. Kiedy zaczęłam sobie sama gotować, zmywać to...serio- okazało się, że jest ch*lernie ciężko w takich warunkach. Zainstalowana kuchnia na blacie, stół i 1 szafka...Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale...no, chyba wcześniej nie rozumiałam tego. Jak już porządnie dało mi to w kość....zauważyłam, że....nie ma co tego odkładać, że to jest rzecz pierwszej potrzeby. Ale..z roku na rok, no, nie byłam szczęśliwsza, przez to i bardziej zmęczona. Nawet nie chciało mi się myśleć co gdzie ma być. Raz umówiłam się ze stolarzem i...czułam się jak głupia. Mimo iż go nie wzięłam, bo....no, to było z 3 lata temu (może 2??). Zapytałam ile mniej więcej może to kosztować. On zapytał, ile chciałabym wydać, na co ja ze znakiem zapytania powiedziałam 10 tys? (same meble). Okazało się, że w tej kwocie, nie zrobię nawet zwykłych szafek, bo 10 tys to kosztowały 4 szafki w kawalerce, którą ten pan ostatnio robił (moja kuchnia ma ok 20 m2 i zabudowa miałaby być na 3 ścianach). Nie chciałam marnować jego czasu, więc, no.. Później już z nikim się nie zgadałam. Nie wiem jak mam to powiedzieć. Mam wrażenie, że moja cała energia szła na moją pracę, ogarnięcie domu, pranie, prasowanie, zakupy i gotowanie. Więc...zaniedbywałam też siebie. Tzn, nie to, że chodziłam brudna, ale...nie chciało mi się już jakoś zadbać o manicure (serio- nie chciało mi się, czułam, że muszę to robić z wysiłkiem...), o makijażu nawet niewielkim nie wspomnę. Poszłam niekiedy do fryzjera...i, z raz w roku do kosmetyczki i to wszystko. Praktycznie też w moim planie tygodniowym jakoś nie było żadnych rozrywek, wyjść itp. Czułam, że nic ponadto co robię nie dam rady zrobić. Takie monotonne życie. Nie miałam takiego powera, bo, jak człowiek jakoś nie cieszy się to i nie ma tyle siły. No, tak cały czas ciężko mi było i nadal jest, aby nakierować to swoje życie. Teraz chciałam znaleźć sobie pracę. Myslałam, żeby zacząć coś innego- z duzą oczywiście niepewnością. Znalazłam oferty, gdzie nie ma wielkich wymagań. No..i nic. Poprawiłam graficznie swoje CV, pisałam niekiedy listy motywacyjne. Nie wiem jak mam to powiedzieć. Po prostu czuję się niespełniona zawodowo, ale też prawda jest taka, ze nie wiem do końca, czy to na co sie uparłam, to jest to, ale...no nie umiem być szczęśliwa. Nic mi się przez to nie chce. Czasem (jak czuję się gorzej) to też myslę, że żałuję, że wogóle żyję...bo od wielu już lat, to zycie jest dla mnie męczarnią. Odbiegając już od tych remontów- ale wiecie- jak człowiek ma w głowie, w życiu, tak i w otoczeniu...no to, teraz to się składa do kupy. Zawsze gdzieś też towarzyszy mi lęk o finanse, bo ...no nie czuję się na siłach, że ja na pewno zarobię. Kurcze, miałam napisać jedno zdanie i widzicie jak wyszło. Jak chcę coś zmienić to prawie każda droga którą obiorę to...czai się na niej lęk. Moje życie określiłabym jako: lęk, niepewność, ambicje, niemożność godzenia się z porażką, poczucie winy, może trochę też samotność,..a, no i szybkie denerwowanie się. Kiedyś jedna psychiatra powiedziała, że ja sama siebie nie rozumiem- i miała rację także. To jest tak, że chcesz coś zmienić, ale boisz się człowieku, że jak zostaniesz w danym miejscu, albo blisko niego- to..nie masz do siebie zaufania, że zmienisz to. Z jednej strony chcesz, z drugiej jakby nie do końca. Więc mam takie myśli, że...gdybym uciekła daleko,to musiałoby byc tak i tak, z racji...chociażby fizycznej odległości. Ale ta fizyczna odległość to z kolei inne wątpliwości. Tak jakby na nic się zdaje moje myślenie. Jak zbliża się jakiś deadline to we mnie rośnie ten stres i lęk, że nie mogę już go opanować. Wybucham wtedy, płaczę, krzyczę, kłócę się. Jak się uspokoję to żałuję, że tak się stało i ...tak w kółko.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...