joanna1972
eeeh-Ale właśnie o to chodzi żeby Marjola podjęła decyzję.Czasem każdemu z nas potrzeba tzw,,kopa"żeby wziął się w garść i coś zrobił a nie tkwił w impasie....
No pewnie, że to czasem jest potrzebne! Dlatego nie pojmuję, skąd to wielkie oburzenie się wzięło. W mocnych słowach ukazałam oczywisty bezsens tego wszystkiego. Ok, gdyby ona była ofiarą przemocy, czy osobą ciężko chorą, czy to na coś somatycznego, czy psychicznego, to by była inna sprawa... Wtedy ciągłe, delikatne podejście byłoby bardziej wskaZANE. ale tutaj? Bez przesady. Ile czasu ciągnie się już ten wątek? 7 MIESIĘCY! Masakra, tyle, czasu, a ona NIC ze swoją sytuacją nie zrobiła! A jak widać, chociażby teraz, TO NIEPRAWDA, że nie może nic zrobic. Sam Tom napisał, że rozwód bardzo ułatwiłby załatwienie tego rozstania od technicznej strony. Myslę, Marjola, że jest tak, jak Joanna napisała. Nie wiesz, czego chcesz, i oszukujesz samą siebie. Gdybyś naprawdę chciała, to byś dawno przerwała tę CHORĄ sytuację.
Powiedzmy, że to, co sie tu tyle czasu działo, jest ok. Załóżmy, że dzieje się tak dalej.
Kolejne 7 MIESIĘCY żalisz się, jak Ci źle, jaki Twój jest mąż niedobry. A jednocześnie nic z tym nie robisz, godzisz się na to. Ludzie Ci odpisują, współczują, krytykują męża, i na chwilę poprawia Ci się samopoczucie. Ale za jakiś czas znowu czujesz się gorzej(bo tak napradę nic się nie zmieniło), więc znowu tu przychodzisz po słowa pocieszenia. I powstaje takie błędne koło. A Ty taj jak byłaś nieszczęśliwa przez poprzednie 7 miesięcy, tak jesteś nieszczęśliwa przez kolejne tyle. Czyli w sumie półtora roku. To ja się pytam, jaki to ma sens? Dla kogo to jest dobre? Bo NA PEWNO nie dla Ciebie.