Dziękuję bardzo za rady.
Długo się męczyłam z problemem niestrawności i nic nie pomagało dopóki nie przestałam jeść potraw, które mi nie służą. Stosowałam też środki, które opisywaliście, ale mało skuteczne były. Przynosiły tylko chwilową ulgę. Całe szczęście w tym nieszczęściu żołądkowym jest to, że ja nie lubię niezdrowych rzeczy. Od dziecka musiałam wybrać wszystkie oczka tłuszczu zanim zjadłam zupę, a frytki i fast foody mogły dla mnie nie istnieć. Ograniczyłam jednak do minimum posiłki zawierające dużo glutenu, czyli przede wszystkim pszenne (moje ulubione białe bułeczki, albo makaron) itp, nabiał krowi, a słodyczy i tak nigdy nie jadłam, bo o dziwo nie przepadam, więc tyle dobrego. Rano codziennie robię smoothie z warzyw i kawałka owoca (później już nie jem owoców) i staram się nie łączyć w jednym posiłku węglowodanów i białek. Do smoothie wypijam też łyżeczkę wysokiej jakości oleju lnianego, aby witaminy rozpuszczalne w tłuszczach się dobrze wchłonęły. Zaczęłam też zwracac uwagę na to co jeść z czym, aby lepiej się wchłonęło (np pomidory z oliwą z oliwek, lub awokado). Oczywiście nie trzymam się aż do przesady tej diety, ale naprawdę mi pomogło. Niekiedy, gdy jestem kilka dni w domu rodzinnym, to pozwalam sobie na to, co mi nie służy, ale później jest ciężko. Zawsze wtedy pomaga mi Rapacholin Forte. Niekiedy nawet muszę wziąć 2 tabletki, ale na ulotce pisze, że raz na jakiś czas wolno. To środek żółciopędny. Niekiedy piję też zioła żółciopędne (np kwiatostan kocanka). Do smoothie dodaje zawsze nawet 3 cm imbiru - bardzo mi pomaga na trawienie. Gdy już mam zaparcia po "domowej uczcie", to piję herbatę z senesu, która "czyści mi jelita. Jeżeli herbata za bardzo mnie przeczyści, to rozpuszczam 1 saszetkę Gastrolitu (to na receptę, ale w aptekach jest pełno elektrolitów).
Dopóki nie zmieniłam diety, to nigdy bym nie uwierzyła, że to naprawdę może pomóc. Oczywiście efekt nie był od razy, tylko po jakimś czasie. Nawet teraz, gdy u rodziców przez 2-3 dni jem, to co nie powinnam, to później mój żołądek potrzebuje tyle samo dni, aby dojść do siebie. Trochę tą dietę odczułam w portfelu, ale i tak wcześniej, gdy miałam bulimię, to potrafiłam więcej pieniędzy "przejeść".