Skocz do zawartości
Forum

adkagratka

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    katowice

Osiągnięcia adkagratka

0

Reputacja

  1. Polecam antyperspirant aloesovy - aloe ever shield. Można zamówić przez internet, białe opakowanie, kosztuję ok. 30-40 zł. Jest rewelacyjny. Starcza na długi czas. Ma działanie bakteriostatycznego i co najważniejsze nie hamuje naturalnego wydzielania potu. :)
  2. Witam. Bardzo proszę o porady w zakresie kuracji witaminą a (izotek), który stosowany jest na trądzik. Mam 26 lat, kilka dni temu wybrałam się do dermatologa (ponoć wybitnego, dobrego, polecanego) z prośbą o pomoc w wyleczeniu trądziku, który nadal występuje pomimo wieku. Dodam, że nie mam poważnych problemów z cerą, w ostatnim jednak znacznie się on nasilił, mam więcej wyprysków i bardzo przetłuszczającą się skórę twarzy (wypryski ropne - żuchwa i boczne części czoła, przetłuszczanie się skóry w strefie T). I to właśnie największy problem, ponieważ podkłady i dobre kosmetyki nie dają rady. W czasie studiów miałam ładniejszą cerą niż obecnie. Mogę powiedzieć, że nie miałam nigdy poważnych problemów z cerą. Byłam pewna że z wiekiem trądzik ustąpi całkowicie. Nigdy nie używałam kremów ani maści i leków przeznaczonych na tego typu problemy skórne. Po pierwszej wizycie u dermatologa dostałam propozycję leczenia witaminą a, mimo, że słyszałam jak bardzo inwazyjna jest to kuracja i jak negatywnie wpływa na organizm. Poprosiłam o łagodniejszą formę leczenia w postaci maści - leku. Przepisano mi maść Acnatac. Dostałam skierowanie na zbadanie prolaktyny. Nigdy nie stosowałam środków antykoncepcyjnych. Czy nie powinnam najpierw poszukam źródła problemy aby rozpocząć leczenie antybiotykami i tym bardziej odłożyć w czasie leczenie witaminą a. (na którą i tak chyba nigdy się nie zdecyduję). Być może problemem są hormony? Proszę o rade.
  3. Wracając do wątku sprzed roku :) rozstaliśmy się, odeszłam, wszystko zostawiłam pół roku temu. Czuję się wolna i szczęśliwa. To była moja najlepsza decyzja. :) Wszyscy znajomi, przyjaciele mówią, że odkąd jestem sama jestem inna, spokojna i znowu pracuję nad moją pewnością siebie, którą nie wiadomo kiedy i w jak łatwy sposób utraciłam w związku, który nijak się miał do prawdziwej i szczerej relacji. Nie szkoda mi lat, jestem bardziej doświadczona. To była lekcja. Pozdrawiam wszystkich i dziękuje za odpowiedzi i rady.
  4. Nie jestem ani wyrarchowana ani nie lecę na jego kasę. Sama jestem architektem i dobrze zarabiam więc pomyłka. Nie w tym rzecz.... Chyba normalne i ludzkie jest to że po 4 latach wspólnego życia wspólnych planów i marzeń nagle coś się zmienia i po prostu nagle ciężko odciąć się od tego wszystkiego co kiedyś wydawało się życiem takim a nie innym... Atrakcyjne a też jestem więc tu też skucha. Wiem że mnie kocha i zrobiłby dla mnie wszystko ale oboje nie potrafimy się dogadać... Warczymy oboje na siebie często a nie on na mnie. Kiepski z Pani psycholog ale dziękuję za opinie...opinie która kopie tylko i wyłącznie moja osoba w tej sprawie.
  5. Wątpliwości przed ślubem coraz większe ! Jak zmienić całkowicie swoje życie? Nie jestem pewna niczego i nie mam kompletnie pojęcia co dalej robić. Taki stan wątpliwości czy aby na pewno w dobrym kierunku w życiu idę i czy z właściwą osobą trwa dość długo. Mijały dzień za dniem i jakoś się żyło razem, raz lepiej raz gorzej. Już prawie 4 lata bez dwóch, trzech miesięcy. Tylko, że jest coraz gorzej... Może to dziwne, ale najbardziej boję się zmiany. Jak będę żyła dalej jak rozstanę się z moim facetem? Jak sobie ze wszystkim poradzę. Czułam bezpieczeństwo, zawsze pomógł mi w każdej sprawie, wspólne mieszkanie. W tych sprawach mu ufałam zawsze. Gorzej w kwestii innych kobiet - chyba nie potrafię zaufać mojemu narzeczonemu. (raz mnie zdradził, wiele razy kłamał) i mogę wprost powiedzieć, ze pod tym względem mu nie ufam. Ten związek mam takie wrażenie zniszczył mnie, moje poczucie własnej wartości i pewność siebie. Kiedyś mogłam wszystko, nie bałam się nowych wyzwań. Byłam bardzo pewna siebie, uśmiechnięta i radosna. Teraz jestem znerwicowana, bo o wiele łatwiej wyprowadzić mnie z równowagi niż kiedyś (nad tym bardzo pracuję bo zdaje sobie sprawę z tego, że jestem choleryczka). Choć mam wrażenie, że jestem nią tylko w tym związku. Mam wrażenie, że jestem ciągle manipulowana psychicznie przez niego. Co bym nie zrobiła, jestem krytykowana i ciągle to on jest tym najmądrzejszym, bezbłędnym człowiekiem. Nie ma mowy o normalnej rozmowie z odmiennym zdaniem, od razu nerwy, krzyk, złość i brak szacunku. Brak szacunku to chyba najgorsze... On potrafi każdego obronić, stanąć w obronie zwykłych ludzi, znajomych, obcych jak trzeba. Natomiast to co ja powiem, to jest zawsze jakaś głupota. ... Zawsze mnie krytykuje, a jego słowa z tym obrzydliwym tonem '' znowu wymyślasz, co ty gadasz'' są na porządku dziennym. W jego domu jest takim cudownym mężczyzną, jest inteligentny, mądry i po prostu najlepszy (jest prawnikiem i smiało mogę powiedziec, ze prawnicy to kłamcy, oszuści i manipulanci, zawsze mają rację nie obrazając wyjatków). Mam wrażenie ze jego mama myśli ze ''Pana Boga za nogi złapałam''. rozumiem, jest dumna ze swojego syna ale bez przesady. wbijanie w dumę jest złe. może myślę tak bo zawsze byłam sprowadzana na ziemie. poza tym nie praca, zawód jest jakimś wyznacznikiem.... nie w tym rzecz ... Chyba strasznie się pomyliłam... a teraz strasznie boję się odejść i zaczynać od nowa. Mieszkamy razem od roku. Jesteśmy zaręczeni. Rok temu o tej porze przyjęłam oświadczyny, a teraz zastanawiam się z kim jestem i dlaczego. Za rok ślub. Wspólne życie, przyzwyczajenia, rodziny już też w jakiś sposób. Szkoda mi tych lat, boje sie, że w przyszłości będe żałowac tej decyzji. Że mogłam mieć rodzine, ustatkowane życie. Zaczynanie wszystkiego od nowa bardzo mnie przeraża. Myślę o tym codziennie od kilku miesięcy. Kilka rzeczy, których nie moge zaakceptować w moim związku to brak szacunku, brak zrozumienia, rozmowy, coraz gorszy seks. Ta sfera nie jest zadowalająca i wiem, że tak nie powinno być, szczególnie przed ślubem. Mogę powiedzieć, ze seks jest beznadziejny i nie przynosi mi przyjemności i radości. Narzeczony mnie nie pociąga, nie ma chemii. Nigdy też nie przyznał mi racji. Nigdy nie potrafiliśmy normalnie spokojnie ze sobą porozmawiać. Nie mamy wspólnych zainteresowań. Głupie sytuacja wczoraj: wrocil z pracy o 18, ja chwile przed nim, nie widzielismy sie cały dzien, a ja tez wreszcie mialam chwilę wolngo, zeby... ''pomalowac paznokcie'' błaha sytuacja i normalna czynność kobiet - pierwsze słowa jakie od niego uslyszałam bo całym dniu to z podniesionym tonem: co tu tak śmierdzi, nienawidze zapachu lakieru !!!!!!!!!!! krew mnie zalewa. na samą myśl jak widze jego wyraz twarzy przed oczami i sposob w jaki sie do mnie odzywa. nie wiem jak to wytrzymuje. warczymy na siebie. Czasami jest fajnie ale jak widać więcej tu negatywów. Już kiedyś pisałam post na ten temat- tyle tylko, że teraz te wątpliwości są 100 razy bardziej widoczne z mojej strony. A nadal tkwię w tym związku.
  6. Dziękuje wszystkim za opinie. Co niektórzy krytycznie spojrzeli na moja sytuacje, oceniając moje - złe zachowanie, ale wlasnie o to mi chodziło, obiektywizm. Jestem świadoma tego, ze mam problem z nerwami, ale nie jest to jeszcze tak poważny problem bo na ogół jestem opanowana osoba, w ekstremalnych sytuacjach wybucham złością, chyba jak każdy. Jestem typowym ekstrawertykiem i chyba odziedziczyłam rodzinnie ostry, dominujący charakterek. Poza tym życie przyczyniło sie tez do tego, ze gorzej u mnie z radzeniem sobie z nerwami. Kłamstwa, oszustwa, podejrzliwość, stres związany z praca i innymi doświadczenia w życiu m.in poważna choroba w rodzinie. To wszystko wplywa na zachowania ludzi, ostatnie lata i te wszystkie rzeczy jakie miały w tym czasie miejsce bardzo wpłynęły na moja osobę. Mimo to staram sie zachowywać umiar w tym wszystkim. Nie wiadomo jak bardzo byłabym opanowana, przy niektórych teściowych nawet aniołkowi puszczają nerwy. I tutaj tak wlasnie sprawa wyglada. Staram sie byc bardzo wyrozumiała i wiele odpuszczam, naprawdę wiele. Najlepsze jest to ze podobno jestem idealna, super wybranka jej syna. Mysle ze to taki typ zaborczej kobiety jedynaka. Mój mężczyzna mnie bardzo kocha i wiem ze zrobiłby dla mnie wszystko. Bardzo chciałabym stworzyć relacje z moja przyszła teściowa na dobrym życzliwym poziomie, moze czas to zmieni. Martwię sie najbardziej postawa mojego narzeczonego, zniosłabym wszystko, każda uwagę, słowa, zachowania, gdybym widziała odpowiednia reakcje mojego mężczyzny na to wszystko, gdyby po prostu mnie rozumiał i stał za mną murem. Jesli kobieta czuje wsparcie, jest w stanie olać te wszystkie rzeczy. I tak z teściowa nie widujemy sie codziennie. Po co psuć sobie nerwy.... Nie chce tylko byc ta druga! Czasami nie mam siły na to wszystko, nie mam siły prosić o konstruktywna rozmowę, o spokój, o to by rozmawiać w spokoju, bez krzyków i nerwów, tonu w głosie który automatycznie wywołuje złość i kłótnia jest nieunikniona. Mój facet tez ma charakterek i jesli juz mielibyśmy pracować nad nerwami to na pewno oboje, bo nie wiem kto bardziej z nas jest nerwowym człowiekiem. W pewnym momencie trzeba odciąć pępowinę, bo nikt nie ułoży sobie normalnej relacji partnerskiej, nikt nie chce żyć w trojkącie. Nerwy moje tutaj to najmniejszy problem ;( chyba nie mozna miec wszystkiego ....
  7. Koniecznie skorzystaj z pomocy psychologa - terapia. Nie masz na co czekać. Jak pojawi sie dziecko możesz sobie ze wszystkim nie poradzić, mysle ze bedzie jeszcze gorzej. Moja znajoma ma ten sam problem, sprawa z tygodnia na tydzień wygladała poważniej, zacznij od siebie. Ona zaczęła oczywiście od terapii, od samokontroli z pomocą męża i wsparcia matki. Wiele wyrzeczeń, łez, pilnowania jak dziecka. Ale to Ty przede wszystkim musisz chcieć. Musisz pokonać swoje słabości. Chyba rodzina i zaufanie to najważniejsze wartości w życiu, bo chyba nie ubrania, kosmetyki ???? Trzymam kciuki ! Pozdrawiam
  8. Nie wiem czy wyolbrzymiam ale cała sytuacja wowołuje we mnie złosc, nerwy i kłótnie z narzeczonym. Problem istnieje od dłuzszego czasu - chodzi o zachowanie mojej przyszłej teściowej w stosunku do mnie i zachowaniem mojego narzeczonego. Jesteśmy razem juz 3 lata i juz od początku mama mojego faceta nie wydawała się miła, była zdystansowana, poważna, zero uśmiechu, takiej życzliwości i rozmów, po roku jak juz sie wszyscy bardziej poznaliśmy, jego mama pokazała mi moje miejsce w szeregu. Miedzy innymi załatwialismy pewna urzędową sprawe. Pojechalismy we czwórke, my wtedy jeszcze nie zareczeni i jego rodzice, oczywsicie ja towarzyszyłam mojego chłopakowi - zaznacze ze do załatwienia tej formalnosci okazało się ze sa potrzebni tylko panowie, wiec my czekałysmy na zewnatrz. Żeby zbyt szczegolowo nie opisywac sytuacji przy wyjsciu i po załatwieniu całej sprawy usłyszałam tekst od mamy mojego chłopaka - że o jedną osobe było nas tu za dużo. (z konkretnym tonem i zaakcentowaniem tego w moja strone). Kazdy glupi odebrałby to w taki sposob, w koncu nie naleze do rodziny wiec o kogo mogłoby chodzic. Powiedziala to do mnie gdy jej mąż nie słyszał. (tu zupelnie inny czlowiek). Moj facaet słyszał. Nie zaregował. We mnie sie zagotowało. Porostu zatkało mnie, bo pierwszy raz zostałam w ten sposob potraktowana przez nią. W tym momencie gdybym mogła sie cofnac do tego czasu wszystko bym jej wygarnęla, bo teraz bym sobie na to nie pozwoliła. Mysle ze kolejne dwa lata pokazaly mi co jest na rzeczy i ze nie mogę się tak cackać i siedziec cicho. Nie darzę jej sympatią od tamtej sytuacji. Jestem bardzo pamietliwa. Ale gdyby to była tylko jedna sytuacja. Bylo jeszcze kilka które sugerowały, ze nie naleze do rodziny, były to zachowanie niemiłe i wręcz chamskie. Wszystko przy moim chłopaku, który nigdy nie umial sie odezwac. Co najlepsze nigdy nie widział nic złego w tych zahowaniach i tekstach. Po wielkiej klotni przyznal racje, ze moglo to zle wygladac ale nie wierze w jego szczere intencje tylko poprostu chyba chcial juz odpuscic temat. Mieszkamy w inych miastach, dzieli nas troche km, ja z moim facetem mieszkamy razem od jakiegos czasu jestesmy zareczeni. Dla mnie ogromnym problem jest to, ze jeszcze nigdy nie widzialam zeby moj facet stał po mojej stronie, zeby sie przeciwstawil mamie w mojej obecnosci. Poprostu sie jej boi. Jest jedynakiem i wychodzi na to ze mamisynkiem. Kontaktuja sie codziennie, on dzwoni do mamy ona (tak jest nauczony, ze to jego obowiazek, dzwoni codziennie jak wychodzi z pracy kiedy nie slysze ich rozmów - wie o wszystkim co sie u nas dzieje, i pewnie wielu rzeczy nie wiem o czym rozmawiaja) jak moj facet nie zadzowni to mama sie obraza i strzela fochy - troche taka manipulacja. On tego nie widzi i sa wielkie awantury jak zaczynam temat jego mamy i moich roznych przemsylen na ten temat, gdy mowie co mi sie nie podoba, ze nie chce byc ta druga, ze skoro chce zalozyc rodzine to teraz ja mam byc na 1 miejscu. Smieszna sytuacja jest tez to ze zawsze to ona siedzi w samochodzie kolo swojego synka, natomiast ja i jej maz z tyłu jak juz musimy jechac razem samochodem, to taki absurd ale tak doprowadza mnie do szału i nakręca na to wszystko. Jest zaborcza i władcza, pokazuje kto tu rzadzi. Najgorsze jest to ze moj facet nigdy nie stoi za mna, tylko zawsze broni swojej matki. Nie chce z nikim rywalizowac, ale to jego mama pierwsza to wszystko obudziła. Ona nawet nie jest swiadoma tych naszych klotni o te sytuacje. Mam czasami ochote to wszystko zostawic i jej powiedziec co mysle..... ;/ a za 2 lata slub i co dalej.
  9. Witam, prosze o obiektywne spojrzenie i ocenę mojej sytuacji. Konflikty i kłótnie były od początku, oboje mamy wybuchowe, temperamentne charaktery. Znamy się cos ok. 6 lat, kolegowaliśmy się, dużo o sobie wiedzieliśmy zanim zaczęliśmy byc razem. Wyszło to wszystko niespodziewanie, traktowałam go jak dobrego kumpla, on był w 5 letnim związku. Ale nie był to związek poważny, on zdradzał i kręcił na boku długi czas. Wtedy też poznał mnie. Ja byłam wtedy zakochana w innym, a siebie po pewnym czasie traktowaliśmy jak kumpli. Był wtedy bardzo niedojrzały i poprostu szalał, sam zadał mi pytanie, czy zaufałabym mu jako partnerowi. Po 2 latach znajomości jednak wyszedł związek. Bardzo szalony, goracy, zakochanie, emocje, kłótnie też. Docieraliśmy się od samego początku bardzo w każdej głupiej sprawie. Czułam się mimo wszystko bezpieczne w zwiazku (majac na myśli zdrade, inne na boku) do momentu kiedy po 3 miesiacach związku przeczytałam jego rozmowe z koleżanka, że mnie zdradził ze swoją byłą. Wszystko co zbudowaliśmy, całą relacje, zaufanie szlag trafił. Nigdy nie przyznał sie do tej zdrad, do tej pory, stwierdził, ze to głupie pisanie i, że sam nie może wytłumaczyc czemu to wszystko wyszło w ten sposób. Było bardzo źle, praktycznie to był wtedy koniec związku. Jakoś to wtedy przeszło jak widziałam jak bardzo chciał ratowac nasz związek. Do tej pory nie uwierzyłam. Wtedy miałam troche inne podejście do związku. Co prawda, teraz jest innym człowiekiem, dojrzałym, poważnym i juz ,raczej, nie w głowie mu imprezy, to siedzi wszystko w środku, te wydarzenia, później też jakieś drobne kłamstwa. I tak minęły 3 lata związku. Ogólnie związek dobry, pełen miłośc, czułości, choć z tym też do czasu, wszystko stopniowo maleje i sie zmienia. Teraz zaręczyny, plany związane na wspólne życie i ślub w niedługim czasie. Mimo to zaczęły sie watpliwosci, bo kłótni jest coraz wiecej i więcej i juz nie sa to sytuacje, które mozna odpuscic. Duzo zlych, smutnych słów padło z mojej strony i jego. Kolejna sprawa jaka wyszła po czasie, moj facet jest chyba mamisynkiem. Nie umie przeciwstawic sie w niektorych sytuacjach swojej mamie.... one manipuluje, jest władcza i zaborcza. On tego nigdy nie zauwazy, jak o tym mowie wybucha ogromna klotnia. Ogolnie jak zaczynam temat mamy to jest awantura. Od poczatku dała mi odczuc kto tu rzadzi, nie moge siedziec nawet obok mojego narzeczonego w samochodzie. zawsze ona i on z przodu a ja i jej mąz(przyszły tesc) z tyłu. Mnie sie to w glowie nie miesci, niby błaha sprawa moze tak wam sie to wydawac. Ale dla mnie to jest chore i w tej sprawie było mnóstwoooooooooooo kłótni! Rozmawiaja codziennie przez tel, opowiada o wszystkim co sie dzieje. Mieszkamy w innych miastach całe szczescie. My mieszkamy razem od pol roku, tutaj tez ciagle klotnie o glupoty. W łóżku gorzej niz na poczatku, rutyna. Kiedys seks codziennie, teraz raz w tyg jak dobrze pojdzie, Ogolnie rece opadaja :( juz nawet nie chce mi sie tego opisywac. wypalam sie w tym zwiazku. nie pamietam kiedy było jakos spontanicznie, romantycznie. i pierwszy raz korzystam z takiej formy wywnętrzania sie komukolwiek. Bardzo chaotycznie pisze i pominelam tysiac innych waznych kwestii, pewnie tez nie jestem obiektywna. Bo pisze tylko co on robi jaki on jest, ja tez nie jestem swieta, jestem upartą, zawzietą, impulsywną choleryczką. Tez za duzo zlych rzeczy powiedzialam w klotni emocjach. Nie chce podjac pochopnej decyzji. Nie wiem czy mu ufam, chyba nikomu nie umiem zaufac.. Nie wiem juz co robic.....
×
×
  • Dodaj nową pozycję...