Skocz do zawartości
Forum

Poczucie odgrywania aktorskich ról


Gość Archimedesik

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Archimedesik

Powiedzcie mi jak to jest, że kiedy w środku czuję się kreatywnym, spontanicznym lubiącym porozmawiać człowiekiem tak w rzeczywistości PRAWIE zawsze jest na odwrót. Czuję się jak plastelina, którą społeczeństwo, róźni znajomi bliżsi, dalsi modelują. Zatracam siebie poprzez udawanie kogoś kim nie jestem i źle się bardzo w tej skórze czuję. Normalnie wiem jaki jestem, ale prawie nigdy nie potrafiłem sięczuć swobodnie - nie licząc dzieciństwa i częściowo okresu gimnazjum i liceum. Teraz bardzo rzadko się czuję w zgodzie, w harmonii z samym sobą. Jest to nei do zniesienia bo czuję wielki konflitk w sobie i pomiędzy otoczeniem. Nie mogę się spełniać przez to, że zatraciłem siebie i źle mi z samym sobą. Czuję się jakbym był ciągle pod wodą i od czasu do czasu sięwynurzę na powierzchnię i wtedy czuję wielką ulgę. O co tu chodzi? -.- Tak poza tym byłem mniej już 5 razy u psychologa ( wiem, że mało ), ale osoba ta w ogóle mnie nie rozumiała i zaprzestałem chodzenie tam. Miała mnie za kogoś sympatycznego, ale dziwnego - nie rozumiała, że to dla mnie męczący problem. Próbowałem jej wytłumaczyć, że się nie czuję komfortowo z samym sobą a tym bardziej otoczeniem; że jestem brany za kogoś innego itp. Miarka się przebrała, gdy na spotkaniu grupowym psycholog podchodził do mnie w sposób lekceważący i pokazywał mnie innym jako 'freaka', śmieszka, dziwaka itp. Wkurzyłem się bardzo, ale oczywiście też mam problem z okazywaniem gniewu - zamiast na zewnątrz złość zostaje w środku. Wyjaśni mi ktoś o co tu chodzi? Jakieś wskazówki, rady?

Odnośnik do komentarza

Witaj ~Archimedesik.
Muszę Ci zdradzić, że wolę nie zastanawiać się nad tym czy żyję w harmonii z samym sobą. Bo odpowiedź brzmi 'nie' a zmiana tej sytuacji wymagałaby poważnych decyzji, na które obecnie nie mogę sobie pozwolić. Właśnie teraz korzystam z małej okazji bycia sobą :-)
W zasadzie czuć się jak plastelina, którą może ulepić otoczenie to nic specjalnie dziwnego. Tak właśnie jest dopóki człowiek nie stanie się w zupełności samodzielną jednostką a to wcale nie następuje wraz z osiemnastką czy założeniem rodziny.
Każdy z nas został w jakimś stopniu uformowany przez otoczenie. W innym przypadku nie potrafilibyśmy żyć obok siebie.
Wydaje mi się, że tak bardzo obawiasz się tego wpływu z zewnątrz, że przekłada się to na to niekomfortowe odczucie. Co takiego wydarzyło się, że straciłeś zaufanie do innych?
Wewnętrznie czujesz się zupełnie inną osobą i proponuję Ci zastanowić się nad tym bardzo poważnie i poszukać sposobu na to, jak przelać to wewnętrzne życie do codzienności.
W jaki sposób możesz realizować samego siebie? Jeżeli wiesz, co takiego jest Ci potrzebne to staraj się tak pokierować swoimi decyzjami, żeby to osiągnąć. Co stoi na przeszkodzie?
Powiedz mi jeszcze czym się zajmujesz, jakie jest, są Twoje hobby? Co sprawia Ci przyjemność? Kiedy czujesz się sobą? Czy pisząc o sobie pozostajesz w harmonii?
Pozdrawiam serdecznie.

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza
Gość archimedes2

O tak, pisząc tu powiedziałbym, że jeśli nie w 99% to w 100% czuję siebie. Moje hobby to sport, czytanie książek, lubię także śpiewać. Czuję, że realizuję siebie, gdy jestem aktywny i się rozwijam w różnych aspektach: językowych, sportowych, wiedzy, muzycznych. Także czuję realizację, gdy poznaję nowych ludzi, którzy w niewielkim stopniu albo w ogóle nie sprawiają mi dyskomfortu i gadam na luzie. Także dobrze mi ze mną, gdy potrafię być i spontaniczny, i gdy czuję, że nie muszę nic mówić, a także i wtedy gdy mogę okazać złość, wnerwić się mówiąc dosadnie. Mam wrażenie, że jestem wrażliwy i życie może być naprawdę fantastyczną sprawą, ale chyba nie dla mnie. No o prostu nie wytrzymam z tą zasr%%% skorupą czy co to jest! Dzięki Innylnna - mam wrażenie, że w końcu ktoś mnie rozumie. Czekam na Twój odzew:]

Odnośnik do komentarza

Z tego drugiego posta wyglądało by na to, że jest zupełnie inaczej, niż to w pierwszym opisujesz. Na pewno znacznie lepiej. Właściwie to moim zdaniem wszystko jest w porządku, a nawet w Twoim życiu jest dużo pozytywów.
To, że jesteś wrażliwy, to też bardzo dobrze, to duża zaleta.
Dziwne jest tylko to poczucie, że życie może być fantastyczną sprawą, ale nie dla Ciebie. Tak jakbyś jednak był przekonany, że coś z Tobą jest nie tak.

Odnośnik do komentarza
Gość Archimedesman

Właśnie nei jest w porządku, bo odczuwam subiektywne cierpienie, dyskomfort. Wie, że kiedyś mi to nie towarzyszyło. Czuję skorupę na sobie i nie czuję się wolny, aczkolwiek czasem to pęka i wtedy jest to dla mnie fantastyczne uczucie - być sobą, o tak! Tak to normalnie nawet nie mam ochoty rozmawiać, przytakuję albo mówię na odczepnego. Fakt, że czytam książki, trochę tylko się uczę, i raz na jakiś czas jest sport utrzymuje mnei przy życiu, ale nie sprawia przyjemności, i nie daje mi takiej pewności, poczucia sensu, celu jak kiedyś. Ogółem mówiąc nie czuję się szczęśliwy w takim stanie - najgorzej jest w jakiejś grupie nieznanych mi ludzi; biorą mnie za innego i się zaczyna koszmar. Najlepiej jak się jest w grupie znanych ludzi i wtedy można śmiać się, gadać, milczeć do woli. Niestety.

Odnośnik do komentarza

~Archimedesman.
Czy mógłbyś bardziej obrazowo opisać to , że w grupie nowych osób biorą Cię za kogoś innego i zaczyna się koszmar?
Chodzi mi faktycznie o przykłady tego, co wtedy czujesz, myślisz, co takiego mówią inni do Ciebie i dlaczego uważasz, że to koszmar.
Rozumiem, że odczuwasz dyskomfort i znam to uczucie skorupy, ale na razie nie widzę przyczyny takiej osłony. W moim przypadku izolowałem się od otoczenia, ale w Twoim izolujesz swoje wnętrze od otoczenia.
Przykro mi, że nie zostałeś potraktowany poważnie przez psychologa. Niestety nie wszyscy postępują profesjonalnie.
Proponuję Ci jednak poszukać kogoś innego. Możesz poszukać w Rankingu kogoś najbliżej Twojego miejsca zamieszkania.
A jeśli pisząc czujesz się swobodnie i możesz sobie pozwolić na bycie sobą to pisz, jak najbardziej, nawet tutaj.
Pozdrawiam .

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza
Gość Archimedesikk

Izoluję wnętrze od otoczenia.. Naprawdę ciekawie się robi. Nie ironizuję:D Więcej mi mówisz i odczuwam, że trafiasz w sedno niż tamten psycholog. Co do opisu: normalnie jest tak, że trafi się jakiś dzień, że czuję, że żyję - śmieję się, opowiadam dowcipy, rozmawiamy poważnie, organizujemy sport itp. Dotyczy to wąskiej grupy znajomych bądź przyjaciół a także członków rodziny. Także nawet wtedy, gdy się śmieją ze mnie bo coś zapomnę czy coś głupiego zrobię, nie biorę tego do siebie. A jak się wkurzę, to mówię co czuję i po prostu się nie daję obrażać, jeśli ktoś przekroczy pewną granicę. Tak samo jest z ludźmi, których poznam od kogoś, np na jakimś grillu, imprezie - jak się nie dogadam to trudno, jak się dogadam to się rozmawia fajnie, chociaż już wtedy staram się nie żartować i śmiać powiedziałbym w sposób niekontrolowany. Neutralnie jest także i to też w normie raczej, gdy nie żartuję i tylko rozmawiamy - nie jest ani dobrze, ani źle. Najgorzej gdy jestem w jakiejś grupie i czuję, że nie pokazuję i odczuwam dyskomfort, brak bezpieczeństwa jakby. Najgorzej jak się gada z kimś na siłę - ta osoba się czuje swobodnie i mówi, a ja już chcę jak najszybciej do domu. Także przeszkadza mi wizerunek, który nabywam bo wiem, że taki naprawdę nie jestem - czyli, że nieśmiały, bez swojego zdania itp. Słowa z gardła wychodzą z wielkim trudem jak jest źle. Jak ta plastelina. Chciałbym czuć, że zawsze ja to ja. Wpadłem w jakąś spiralę zależności. Nie wiem o co tu chodzi.

Odnośnik do komentarza

Witaj Archimedesik ponownie.
Powiedziałbym, że Twój nick sugeruje, że bywasz zarozumiały. Czy to prawda?
Na pewno nie ma nic dziwnego w tym, że odczuwasz poważny dyskomfort, kiedy jesteś postawiony na przeciw osoby z którą nie możesz znaleźć wspólnego języka. Niektórzy ludzie nie mają takiego problemu bo potrafią się dostosować do rozmówcy, potrafią gadać o wszystkim. Niektórzy natomiast są bardziej wymagający i nie bawi ich rozmowa o pogodzie. Powiedziałbym , że bardziej lubią dyskusje niż zwykłe rozmowy. Ale można się tego nauczyć. Bardzo dużą rolę odgrywa w tym własne samopoczucie. Myślę, że po prostu miewasz dni, że jesteś bardziej wylewny i otwarty, i to właśnie uważasz za bycie sobą. Ale czy tak jest faktycznie nie potrafię teraz powiedzieć. Na pewno chciałbyś być taką osobą i bardzo możliwe, że Twoje pragnienie w konfrontacji z rzeczywistością buduje ogromny stres, który najwyraźniej blokuje możliwość bycia kimś, kim chcesz. To pragnienie może być za bardzo wygórowane i może nie będziesz mógł nigdy go zrealizować bo z natury nie jesteś aż tak społeczną osobą? Tylko zgaduję. Może po prostu za dużo od siebie wymagasz?
Jednak nie sądzę, żeby w tym leżała przyczyna Twojej skorupy. Raczej skłonny jestem powiedzieć, że jest to związane z Twoją przeszłością, ze szkołą lub domem.
Nie piszesz nic o swojej rodzinie.
Jak sobie radziłeś w szkole?
Co teraz robisz? Masz dziewczynę? Miałeś?
Jak dużo czasu spędzasz przed komputerem?
Powiedz mi jeszcze dlaczego zatytułowałeś ten wątek jako "Poczucie odgrywania aktorskich ról"?
Odpowiedz proszę na pytania.
Pozdrawiam.

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza
Gość archimedeses

Archimedesik..hmm raczej przypadkowo wziąłem tą nazwę, nic ona nie znaczy dla mnie;p Wpisałem co mi przyszło do głowy i tyle. Co do tematu. Właśnie pisałem już w jakimś innym wątku, że prawdopodobnie wiąże się to z przeżyciami szkolnymi w liceum gdy trafiłem do patologicznej klasy, gdzie się wszyscy cisnęli ( ale też lubili ), no i mi też się obrywało. Fakt, że byłem obrażany - powinienem jakoś to znieść bo wszyscy tam się wyzywali. Niestety nie wiem czemu włączyła mi się tak silna blokada i zaczęli mnie w klasie brać za kogo innego. Czułem się jakby obcy, osamotniony, lekceważony, no i obrażany, nieszanowany przez niektórych. Gehennna trwała 1,5 roku, następny rok było w miarę normalnie bo wszyscy jakby dojrzeli, ale dalej się czułem tragicznie. Stres dla mnie to był ogromny, a także męczyłem się bo nie mogłem być sobą i się w niczym wykazać. I od tego czasu jakby pokrywa mnie coraz grubsza skorupa. Nie mam ochoty się spotykać z niektórymi ludźmi, których ponoć dobrze znam, bo czuję przy nich dyskomfort. O ile oni normalnie się czują, ja już myślę o powrocie do domu. I co najlepsze tak jest raczej zawsze w pojedynkę, jak się widzimy w grupie to nie jest aż tak źle, czuję się wtedy nieco lepiej. Poczucie odgrywania ról - może nie do końca trafione bo jednak nie udaję kogoś innego. Chodzi o to, że czuję takie specyficzne ciśnienie i brak harmonii z samym sobą jak i z otoczeniem. Najlepiej jest gdy się zdenerwuję albo zaśmieję np w domu ( pomyślę o czymś albo sobie wyobrażę ). Wtedy czuję się wolny bo jakby wszystko wraca. Kiedyś często bywałem także nerwowy ( poza liceum bo tam nie potrafiłem z siebie wydusić złości - wiadoma blokada ), ale np w gimnazjum czy podstawówce. Też nie czułem się tam jakoś super, nie miałem sukcesów co mnie wprawiało poniekąd w zły nastrój, jednak miałem tam kilku kumpli i na przerwach czy po szkole miałem z kim wracać i się mogłem pośmiać. O ile podstawówka i gimnazjum były ok, może z kilkoma przykrymi wspomnieniami, brakiem sukcesów, co u mnie powodowało frustrację i pewne kompleksy, o tyle liceum to był koszmar ( zwłaszcza pierwsze dwie klasy ). Co do tych pierwszych dwóch szkół - traktuję to jako swój błąd, bo wystarczyło się nie przejmować i iść przed siebie. Zamiast się skupić na tym, żeby ktoś zwrócił uwagę na mnie czy to w podstawówce czy gimnazjum, wystarczyło zacisnąć zęby i walczyć o swoje. Wtedy nie musiałbym iść do liceum niepewny siebie, jakby z góry na przegranej pozycji. Niestety wiele rzeczy źle odbierałem w życiu i nadal odbieram. Fajnie jest, jak się czuję pewnie, z żartem itp. Tragedia jest jak się z kimś spotykam i wydaję siebie bełkot i traktuję to jakby swoją porażke bo nie potrafię byc tym kim chcę ( a wiem, że taki 'potrafię ). Fakt, że wtedy ktoś taki bierze mnie za kogo innego, pogarsza sprawę i tak w kółko - co spotkanie, to źle. I nie mogę się z tej przeklętej spirali wyrwać. Co do rodziny, wszystko w normie, relacje dobre. Dziewczynę kiedyś miałem, nawet dwie. Z jedną to tak po prostu się spotykałem przez krótki czas, jakby nieoficjalnie. Z drugą podobnie. Mówiąc szczerze, nie podobało mi się to bo czułem - a jakże - brak swobody, skorupę, i to że byłem brany za trochę kogo innego niż np w relacji z przyjacielem czy członkiem rodziny. Frustrujące to. Co do szkoły jeszcze a mianowicie gimnazjum - paradoksem było to, że o ile w szkole z wieloma ludźmi nie rozmawiałem, najwyżej krótko i czułem, że niektórzy podchodzą do mnie lekceważąco, o tyle jak już chodziłem z przyjacielem i kilkoma ludźmi ( z tej samej klasy - stanowili oni wraz ze mną większość ) na korepetycje z przedmiotu językowego do takiej pewnej pani, to tam już się czułem swobodnie: jak ja. Wszystko jest tak pogmatwane i skomplikowane, że mówiąc dosadnie - ryje mi to banie już przez wiele lat. Nie czuję się szczęśliwy i nie poczuję, dopóki nie rozwiąże tej 'zagadki', nie uporam się z przeszłością, a przede wszystkim poczuję w końcu komfort, brak lęku i swobodę z samym sobą i ludźmi. Jak się z kimś nie dogadam - to trudno -, ale chciałbym patrzeć na to tak, że nie jest winna temu przeszłość i kompleksy związane ze szkołą, tylko po prostu przypadek. Co do komputera - kilka godzin dziennie .Czasem przerwy sobię robie, gdyż znajdę jakąs dorywczą robotę. PS: mam 21 lat, stoję w miejscu, czuję się fatalnie. Prawdę mówiąc nie jestem wolnym człowiekiem, ale tę wolność widzę nieopodal - tylko że cięzko ją chwycić. Inaczej mówiąc, wiem że jest to wykonalne i czasem mam takie dni, że czuję że wszystko mogę i jakby ten stan wydłużyć na stałe, byłoby super. Trochę jakby to była huśtawka - jest skorupa, nie ma skorupy - i tak ciągle. Wiem, że chaotycznie napisane, więc z góry przepraszam. PS: po tym jak piszę ten tekst, to widzę że jestem człowiekiem, który jest na swój sposób wylewny i chce porozmawiać. Tyle, że ciężko. Pisanie duuużo łatwiejsze.

Odnośnik do komentarza

Witaj Archimedesik.
Przypadek to na pewno nie jest. Zawsze jest jakaś przyczyna takich problemów i bardzo często związana właśnie z przeszłością.
Piszesz, że w domu jest wszystko w porządku, ale czy tak zawsze było? W Twoim opisie widzę silną potrzebę posiadania przyjaciela, kolegów. Widać także, że bardzo chciałeś być docenionym, chciałeś się wykazać, być lepszym niż jesteś. Mogę się jedynie domyślać, że jesteś jedynakiem a rodzice nie poświęcili Ci wystarczająco dużo czasu, a jeśli już to nie tak jak powinni.
Twój czas w podstawówce wygląda tak, jakby nikt nie pomagał Ci z przeciwnościami, że byłeś sam z problemami. Nie rozmawiałeś wtedy z rodzicami o sytuacji w szkole? Może rodzice wymagali od Ciebie za dużo?
Jak piszesz, najgorsze były pierwsze dwa lata w liceum. Rozpocząłeś tam naukę będąc już poniekąd zrezygnowany, niezadowolony z siebie, otoczenia i życia. To był także czas wielkich przemian wewnętrznych mających wprowadzić Cię w dorosłe życie.
Już w gimnazjum nie radziłeś sobie z emocjami. Myślę, że nie bardzo je rozumiałeś a wynikało to z konfliktu, jaki w Tobie narastał, konfliktu między tym kim jesteś a kim chciałbyś być. Przeniosłeś to wszystko do szkoły średniej a tam było jeszcze gorzej. Nie dziwię się więc, że będąc niespełnionym i niedowartościowanym, pozostającym pod ciągłym negatywnym wpływem otoczenia zacząłeś szukać sposobu na pozbycie się złych emocji. Nie wydajesz się być osobą, która odreagowuje stres na słabszych i wydaje mi się, że nie miałeś w tym czasie nikogo, komu mógłbyś zaufać i po prostu wyżalić się. Z tego powodu ta cała złość, która w Tobie narastała została skierowana do wewnątrz. Tylko, że to spowodowało, że Twoje życie emocjonalne tak jakby zatrzymało się w tamtym miejscu i schroniło wewnątrz skorupy przed tą agresją. Nie wniosło to nic pozytywnego do Twojego życia a wręcz przeciwnie.
Piszesz o dziewczynach, ale piszesz tak, jakbyś nie bardzo potrafił czuć tego czegoś, co nazywa się miłością. To bardzo silne uczucie, które próbowało wydostać się ze schronienia, ale zbyt intensywne byś mógł nad nim zapanować, przez co, nie potrafiłeś zaakceptować tego, co się z Tobą działo?
Piszesz, że czujesz się najbardziej sobą wtedy, kiedy się śmiejesz albo jesteś zły, wściekasz się. To silne emocje, które powodują, że organizm jest bardzo pobudzony. Wydaje mi się, że poza tymi chwilami to Twoje życie emocjonalne jest w zasadzie żadne, puste, zimne, pozbawione barwy i smaku. Ty chciałbyś, żeby Twoje emocje jednak wypłynęły z Ciebie i pokazały Ci ten cały świat w innych kolorach, ale te uczucia są tak intensywne, że skorupa jaką zbudowałeś, żeby chronić swoje wnętrze i wyidealizowany wizerunek siebie samego, nie pozwala im się wydostać.
Faktycznie zatrzymałeś się w miejscu, w tamtym czasie szkoły średniej i chyba trzeba się w końcu jakoś z tego rozliczyć.
Bardzo wiele poświęcasz na opisanie tego, co się z Tobą dzieje, ale przy okazji omijasz faktyczne problemy, maskujesz je niezrozumiałością Twoich reakcji. Myślę, że powinieneś skupić się właśnie na tych problemach i nie studiować aż tak dokładnie ich otoczki. Postaraj się poszukać dlaczego czułeś się niedowartościowany, samotny. Dlaczego aż tak bardzo bałeś się, czego się bałeś? Czego obawiasz się w relacjach z innymi? Dlaczego uważasz, że inni chcą Cię skrzywdzić? I tym podobne.
Myślę także, że bardzo dobrym pomysłem jest, żebyś nauczył się wybaczać i w końcu odciął się od tej całej przeszłości. Wpisz w google "jak wybaczać", znajdziesz dużo materiałów na ten temat. To, co pobieżnie czytałem nie bardzo działa na mnie więc nie wklejam żadnego linka.
Uważam także, że powinieneś popracować nad swoim wizerunkiem i samooceną. Tym razem linki:
Jak podnieść poczucie własnej wartości
Niska samoocena
Poszukaj także innych materiałów.

Pisząc czujesz się sobą. W takim razie pisz. To także forma uzewnętrznienia emocji. Jeśli chcesz możesz opisać dokładnie to, co się wydarzyło. Nie zmuszam.
I najważniejsze:
Nie zrażaj się i poszukaj innego psychologa. Możesz skorzystać z rankingu na "abc zdrowie"
Powinieneś porozmawiać o tym wszystkim, ale tym razem staraj się bardziej docierać do źródeł problemów.
Oczywiście pamiętaj, że to, co napisałem to tylko moje gdybanie.
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam jeszcze raz, że tak długo nie odpisywałem.

Gdyby ktoś, kiedyś na chwilę się zatrzymał być może wykwitłaby z tego minuta refleksji. Poszedł jednak zmierzch do poranka a temu wcale nie było do śmiechu, bo gdyby chcieć przeczytać własne wspomnienia można by je odnieść do teraźniejszości a przyszłość przestałaby być potrzebna.

Odnośnik do komentarza

Co do miłośći - czułem kiedyś wielką miłość, starałem się nawet pisać jakieś wierszyki czy coś, ale to było dawno - kilka lat temu ( początki liceum ). Wiem, że potrafię głęboko przeżywać pewne sprawy, wzruszać się na filmach jak jest nastrój. Jestem wrażliwy, ale w odpowiednich proporcjach. Jeśli chodzi o wrażliwość patrzenia na świat, odbierania muzyki, filmów itp. Czasem świat mi się wydaje piękny - jednak wiem, że to tylko iluzja chwilowa. Na podwórku, czy gdzieś jak też chodziliśmy z kumplem do chóru w dawnych dziejach - nie czułem tego konfliktu, czułem się sobą - byłem szanowany po prostu, z każym mogłem pogadać, pośmiać się, powydurniać itp. Podobnie w chórze było. Natomiast w klasie został mi jakby z góry nadany wizerunek ( mówie o podstawówce i gimnazjum pierw ), i fakt, że miałem kilku fajnych kumpli, z którymi po szkole czy na przerwie było super, to przy niektórych z klasy czułem blokadę. To byli ci tzw najfajniejsi, też dziewczyn kilka, przy których się czułem marny. Normalnie jak coś mi się nie podoba i ktoś mnei obraża - reaguję. Tyle, że nie mogę czuć blokad. Nie lubię cfaniaków, megalomanów i mam ochotę takiemu człowiekowi dowalić. W gimnazjum czułem się jakby pominięty, poczułem się wtedy naprawdę bez swojej wartości - np wspomnienie o tym jak w szatni się wszyscy przebierali na ławkach, a ja wraz z kilkoma innymi na podłodze. Albo jak ktoś mnei obrażał i wtedy - co ciekawe -ledwo co ledwo, ale potrafiłem się postawić i uderzyć. Jednak w gimnazjum takich akcji było niewiele, bo klasa jakby nie patrzeć była w miarę normalna. Mam kilka dobrych wspomnień z tego okresu. Jednak jak myslę o tej szkole to przede wszystkim sobie myślę o tym jak się wtedy czułem. Mianowicie : źle, niedoceniony, zmarnowany, z chęcią opuszczenia już tej szkoły, a raczej klasy.( poza klasą miałem sporo kolegów, których poznawałem od kilku bliskich mi przyjaciół z podwórka czy skądś gdzie indziej )Jednak kosztowało mnie to mnóstwo emocji. W liceum to już był prawdziwy koszmar - zostałem jakby przejęty całkowicie przez klasę. Tu już swobodnie z nikim nie rozmawiałem. Przeżywałem koszmar, upokorzenie, utratę godności. O sukcesach nawet nie było co marzyć, żeby chociaż tak było jak w gimnazjum. Najgorszy fakt to nie był taki, że poznałem takich ludzi a nie innych, tylko to co się ze mną działo. Nie rozumiałem tego czemu nie potrafiłem być tym kim byłem w domu czy gdzie indziej. Wtedy bym się postawił i nawet z chęcią bym zwalczał ludzi, którzy dokuczają innym. Wiem to po sobie bo czasem tak w życiu potrafię się zachować - np gdzieś u kogoś na imprezie ( oczywiście najlepiej w obecności osób, które znam od lat ) ,,Ty chciałbyś, żeby Twoje emocje jednak wypłynęły z Ciebie i pokazały Ci ten cały świat w innych kolorach, ale te uczucia są tak intensywne, że skorupa jaką zbudowałeś, żeby chronić swoje wnętrze i wyidealizowany wizerunek siebie samego, nie pozwala im się wydostać " Hmm to być może prawda.
W relacjach z innymi się boję poczucia dyskomfortu, niebycia sobą, albo tego że ktoś mnie weźmie za kogoś innego. Nie wiem czemu tak jest.
Aa i jeszcze to - wcześniej napisałeś, że nei jestem typem, który mógłby dokuczać innym. To prawda, zawsze wolę stawać w obronie innych, być może też dlatego, że rozładuję swoje emocje i pokażę tym - co dokuczają - żeby się pilnowali. Jednak też miałem w swoim życiu epizody, gdzie potrafiłem kogoś obśmiać, zripostować, szturchnąć - nie był to mobbing, ale raczej forma chęci dowartościowania się. To były starsze czasy. Czego żałuję i tak. Śmieszne jak sobie pomyślę, że w starszych czasach - nie w szkole -bardzo lubiłem się udzielać społecznie, grałem nawet kilka razy w teatrzyku jakimś ( nie pamiętam co to było), chodziłem na pływanie itp, a w szkole prawie, że nic. Byłem pod kontrolą. Czekam na odzew!:} Chętnie jeszcze popiszę.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...