Skocz do zawartości
Forum

Skuteczność psychoterapii


Jacobsen

Rekomendowane odpowiedzi

Nie przyjmowałam tego co piszesz Agu, bo ja tego nie rozumiałam o czym Ty piszesz. Kiedy mówisz o doświadczaniu i zaopiekowaniu wewnętrznego dziecka to dla mnie jest taki ogólnik, że nie wiem jak to w praktyce zrobić. Wtedy to trochę jakbyś do mnie po chińsku pisała. Wiele razy słyszałam o "przepracowywaniu emocji" ale już nikt mi nie mówił nigdy jak to się robi - trochę tak jakby powiedzieć komuś wychowanemu na bezludnej wyspie by zrobił herbatę u Ciebie w domu, po pierwsze nie wie gdzie szukać herbaty, nie wie, że wodę trzeba zagotować i w czym, ile tej herbaty dodać itp itd. Jak podpowiesz takiej osobie wskazówki gdzie szukać narzędzi do robienia herbaty to ta osoba to zrobi, jak nie podpowiesz wskazówek to ta osoba może Ci robić herbatę w zimnej wodzie w wannie, a to zupełnie nie będzie to o co Ci chodziło gdy mówiłaś "zrób mi herbatę" i patrzysz na taką osobę z politowaniem albo złością że robi wszystko na opak, źle, bez sensu. Tak samo u mnie jest z określeniami "zaopiekuj się wewnętrznym dzieckiem", "przepracuj emocje z dzieciństwa", "kontakt uczuciowy z tym Dzieckiem" itp 


PS: Z raz czy dwa napisałam że dzięki za wiadomości i że odezwę się później, po czym powracałam po kilku tygodniach lub miesiącach. Może gdzieś umknęło w gąszczu innych moich wiadomości. Przepraszam Agu jeśli Cię uraziłam, nie wiedziałam że to mogło jakoś na Ciebie wpłynąć negatywnie. 

Odnośnik do komentarza
2 minuty temu, Gość Karola napisał:

Nie przyjmowałam tego co piszesz Agu, bo ja tego nie rozumiałam o czym Ty piszesz. Kiedy mówisz o doświadczaniu i zaopiekowaniu wewnętrznego dziecka to dla mnie jest taki ogólnik, że nie wiem jak to w praktyce zrobić. Wtedy to trochę jakbyś do mnie po chińsku pisała.

 

OK to mówisz o swoich potrzebach i je rozumiem, ale przyjmiej tez że osoba z która rozmawiasz też ma swoje potrzeby, i słyszenie po raz 10 tego że to co się pisze mozna spuścić w kibel jest tez nie fajne.

 

14 minut temu, Gość Karola napisał:

trochę tak jakby powiedzieć komuś wychowanemu na bezludnej wyspie by zrobił herbatę u Ciebie w domu, po pierwsze nie wie gdzie szukać herbaty, nie wie, że wodę trzeba zagotować i w czy

Rozumiem że tu musi być frustrująca sytuacja i przyjmuje że tak się czujesz,  ale wybobraz sobie, że ja się czuje tak jakbym Ci parzyła 10 filiżanke herbaty wg tradycji japonskiej  a Ty ja poraz wtóry wylewasz z coraz krótszym okresem reakcji od momentu podania , nie mówiąc juzo nauczeniu się czegoś ?

Odpisze Ci po robocie bo musze mieć więcej przestrzeni

Odnośnik do komentarza
19 godzin temu, Gość Karola napisał:

Wiesz... takie małe zaopiekowanie jak kupienie mi podpasek i czekolady jak mam okres to chłopak zrobi, ale to dla mnie za mało bym czuła się zaopiekowana. Jeśli straciłabym nogi i musiałby się mną zajmować to zapewne by mnie rzucił. Kiedyś miałam relację z chłopakiem, który pomógł mi się wyprowadzić z domu rodzinnego mimo że nie do końca fundusze mi się spinały by taki krok podjąć, ale ta relacja okazało się, że ma swoją cenę, bo im więcej ten chłopak mi dał/zaopiekował się tym więcej ode mnie wymagał. Ta relacja skończyła się katastrofą. Kolejne w których dawałam się sobą zaopiekować czy to finansowo czy jakoś tak by facet mnie w czymś wyręczał też miały znamiona tego, że mężczyźni chcieli przejąć kontrolę nad moim życiem albo wymagali ode mnie czegoś w zamian. Obecnie jestem w relacji partnerskiej i nie czuje bym mogła sobie coś odpuścić i on by to znosił z pełnią troskliwości. Kiedy wymagam od niego za dużo to on stawia mi granice, więc jeśli stałabym się totalnie bezbronna i skazana na czyjąś łaskę to nie mogłabym na nią liczyć, albo byłabym traktowana jak konieczny obowiązek.

Kiedyś jak miałam problemy osobiste i jeszcze nie byłam na tyle otwarta jak teraz do ludzi to zostałam zwolniona z pracy. Kiedy jeszcze byłam na studiach to w jednej pracy nie przedłużyli mi umowy za to, że byłam sobą. Moje przyjaźnie nigdy nie były szczere, bo były krótkie, a w jednej co trwała kilka lat okazało się, że jak raz zwróciłam komuś uwagę to kilka lat znajomości się urwało i mimo moich prób przegadania zostałam olana... jak nie selekcjonowałam znajomych w ogóle to w moim życiu pojawiały się osoby co chciały mi zniszczyć życie np. "koleżanka" dzwoniła do mojego chłopaka i mówiła mu że jestem z nim z braku laku i by on mnie rzucił i znalazł sobie lepszą (w domyśle chodziło jej o nią samą).

Obecnie ciężko mi znaleźć ludzi z którymi bym spędzała czas, bo moje znajomości się szybko urywają, albo są na tyle zdystansowane, że mnie w ogóle nie satysfakcjonują np. kolega co ma dwójkę dzieci i przez to widuje się z nim raz na pół roku albo rok, czasem go zaczepiam na fb by pogadać, ale nie trwa to za długo bo musi pomagać dziewczynie ogarniać dzieci, pracować, albo coś zrobić w domu. Jak znajduje znajomych bez dzieci to po jakimś czasie wypadam z towarzystwa... Stworzyłam i poznałam co najmniej 3 grupy planszowkowe, gdzie dwie poprzednie z czasem pozbyły się mnie z grona grających... Próbuje poznawać ludzi, ale te znajomości są tak nietrwałe i ja je często na siłę próbuje rozruszać czy wskrzeszać. Jakbym przestała się starać w tym temacie to nikt by się do mnie nie odezwał.

Do niedawna ćwiczyłam różne rzeczy typu fitnesy, bieganie, joga, pilates, jakieś hantle, sztangi i inne rzeczy, ale sport nie daje mi endorfin. Po ćwiczeniach zawsze płaczę, bo nienawidzę tego bólu, zmęczenia i potu, a do tego później patrząc w lustro i widząc, że wcale nie jestem jakoś piękniejsza dzięki temu sprawia, że tego jeszcze mocniej nienawidzę. Próbowałam też rowerów, rolek itp. też jakiś zespołowych rzeczy, ale to zawsze to samo odczucie mam. Ćwiczę, bo muszę, nie bo lubię czy mi to wyraźnie coś daje. Obecnie robię sporo różnych badań i konsultacji z różnymi specjalistami by to jakoś ogarnąć, ale póki co nikt nie znalazł przyczyny czemu mnie to tak wybija z równowagi (kiedyś przy dużo intensywniejszych treningach nawet miałam myśli samobójcze ? ) .

Gdy mam za duży stres to wtedy nikt nie chce ze mną gadać bo panikuje mocno. Mój chłopak wtedy z grzeczności chyba ze mną rozmawia albo siedzi ze mną, bo nie czuje by wtedy chciałby patrzeć jak ryczę z bezsilności spowodowanej stresem. Niby ze mną jest, ale nie czuje wtedy by chciał ze mną być. On jak się stresuje to trzeba dać mu czas na samotność, a ja po wielu rozmowach nauczyłam go by ze mną przy moim stresie był, ale on nie umie mojego stresu ogarniać, wtedy po prostu jest przy mnie i słucha moich żałosnych szlochów i gadania, które też nie prowadzi do polepszenia mojej sytuacji.

Karola, zobacz że wchodziłas w związki gdzie ty byłas osobą uległą, to nie były związki równe. Ty zawsze na tym wychodziłaś jako ta osoba podporzadkowana i zmanipulowana. Tak jak w rodzinnym domu. Rodzice też tak z toba postępowali z tego co pamietam jak pisałaś. Pamietaj że to zaopiekowanie z ich strony (tych toksycznych partnerów którzy manipulowali) było po to aby mieli nad tobą kontrolę bo widzieli że tobie zalezy na uczuciu. I jesteś podatna na uległość gdy dostaniesz tylko troche uwagi i uczucia. To zostalo wykorzystane przeciwko tobie. Tak jak toksyczni rodzice wykorzystują uczucia dzieci aby nimi manipulować. Bo dzieci są naiwne i wierzą że jak ktoś daje im troche uwagi i zainteresowanie to jest to jest to miłość. Niestety nie. Jak teraz jest w twoim związku i jeżeli inaczej niż w poprzednich to czym sie różni od tych wcześniej? Napisałas że on stawia granice gdy coś za dużo wymagasz i że w razie co nie mogłabyś liczyć że ci pomoże lub będziesz dla niego ciężarem. Więc teraz pytanie do ciebie, czy gdyby jemu coś się stało to były to dla ciebie uciążliwy obowiązek czy zostałabyś z nim i sie nim opiekowała, pomagała?

Kolejna sprawa, napisz co u ciebie konkretnie powoduje duzy stres? Co jest czynnikiem/czynnikami powodującymi ten silny stres? Kiedy najbardziej się denerwujesz? O tych sytuacjach mów otwarcie terapeutce. Twój chłopak raz czy drugi cię wysłucha, pogadacie ale nie obciażaj go. Od tego masz terapeutkę. Troche mam wrażenie że cierpisz na nerwicę lękową, i chyba z tego co kiedyś pisałaś to właśnie cierpisz m.in. na nerwicę lekową. Polepszenie sytuacji będzie ale nad tym prawdopodobnie musisz pracować jeszcze kilka lat. Pracuj nad cierpliwością. Pzdr
 

Odnośnik do komentarza
5 godzin temu, Gość Agu napisał:

widze to tak że Karola jest n i e z a o p i e k ow a na  w sensie zaległości z dzieciństwa.

Tak, jak najbardziej. Nie dopuszcza bo jej się wydaje to nielogiczne. A to jest do przepracowania ale nie przez rok, a przez lata.

5 godzin temu, Gość Agu napisał:

To z kolei rozumiem tak - że z perspektywy tego dziecka, wszystko - każda pomoc będzie nie doskonała( z perspektywy bezmiaruzaległych  potrzeb)  - a jezeli jest niedoskonała, to niemozliwa do przyjęcia. I to są kolejki ? terapeutów którzy nic nie dają.

Z perspektywy dziecka i aktualnie osoby dorosłej pomoc jest inaczej odbierana, tak jak napisała Karola, że miała partnerów ale toksycznych którzy niby coś jej dawali ale manipulowali gdy widzieli że ona jest głodna uczucia, miłości. Tak jak z dzieckiem które chce uczucia i uwagi, miłości od rodziców. Karoli jako dorosłej osobie pewne zachowania mogą wydawać sie nie logiczne bo nigdy nie miała z nimi styczności czyli np. w związku ulegała bo potrzebowała uczucia i uwagi więc nie miała w partnerach równorzędnych partnerów, i sama też ulegała bo nie zna innych wzorców jak tego z domu rodzinnego, więc chciała dostać sposobami jakie znała lub na czuja uczucie od tych byłych. Może się wzorować podświadomie na relacjach rodziców. Sama może sobie nie zdawać z tego sprawy. Te zaległe uczucia dają zawsze o sobie znać. Pzdr ?

Odnośnik do komentarza

Co u mnie powoduje stres? Sporo rzeczy... relacje z ludźmi z pracy,  znajomymi i chłopakiem (ciągle się boję odrzucenia, porzucenia, złego traktowania), mój wyglad, zdrowie, co będzie jak z jakiegoś powodu strace możliwość pracy, boję się być ciężarem lub utrudnieniem dla chłopaka w życiu, utraty pracy, rozmowy o nowa prace,  wpadniecie ponownie w mobbing, tego że matka może dowiedzieć się gdzie mieszkam lub pracuje i mnie będzie nawiedzać by mnie gnębić psychicznie lub niszczyć moją reputację, że nigdy nie zaznam szczescia i poczucia bezpieczeństwa.  I wiele innych... każda z wymienionych obaw jakos już w przeszłości była powodem które krzyżowały moje plany życiowe.

 

Staram się minimalnie mówić o moich obawach i problemach z chłopakiem bo by mnie uznał pewnie za wariatkę lub miał mnie po prostu dość. Jak nie patrzy to często płacze nie wytrzymując stresu i braku rozwiązań na moje problemy. Ja bym się nim zajęła jakby co się działo,  ale nie czuje by on się mna zajął jeśli np. Popadłabym w jakiś nalog albo jakoś inaczej się stoczyła. Czuję że muszę funkcjonować by chciał ze mna być np jeśli się opuszczę to zacznę proces w którym zacznę mu brzydnąć a na końcu mnie rzuci. 

Odnośnik do komentarza

Karola, przypomnij mi bo ja nie pamiętam a pisałyśmy w kilku wątkach, co masz zdiagnozowane? Masz zdiagnozowaną nerwicę lękową? U ciebie widać mnóstwo lęku, niepewności związanej nie tylko z np. matką i rodzicami w ogóle, ale z partnerem. Niby jesteś w związku ale nadal uważasz że w razie coś partner by cie zostawił bo nie poświęcił by dla ciebie czasu na pomoc, opiekę. Ty jesteś na pomoc jemu gotowa. Tutaj jest problem który już wyżej ci napisałam. Tak jak za czasów dziecka, tak teraz jesteś podatna na osoby które cię krzywdzą. Uważasz że to co było w dzieciństwie nie ma na ciebie wpływu, ale ma i to co piszesz na to wskazuje. I jeszcze raz napisze że nie bierzesz pod uwagę ludzi którzy sie na ciebie otwierają i chcą ci pomóc, może wysłuchać. Ty wchodzisz w relacje z ludźmi którzy traktują cię tak jak w młodych latach traktowali cię rodzice. Ty nadal boisz sie matki. Jesteś zupełnie uzalezniona od relacji z toksycznymi rodzicami i te relacje oraz uczucia przekładały i pewnie przekładają się dalej na relację z obecnym partnerem. chłopak by pewnie nie wziął cię za wariatkę, ale on nie jest od przerobienia twoich problemów. on może cię dopingować. Ale nikt za ciebie tego nie zrobi. Sama zauważ co napisałaś że nie chcesz go obciążać i sama często płaczesz w ukryciu. Tak samo jak nie mówisz jemu wszystkiego i nie otwierasz się tak samo jest z terapeutami i obecną terapeutką. Płaczesz w ukryciu, natomiast przed innymi ludźmi nie potrafisz bo tłumaczysz to sobie tym że cię nie będą akceptować jeżeli pokarzesz słabość. Twój bagaż jest na tyle duży i na tyle poważny że im dłużej będziesz wszystko w sobie kisiła, tym wszystkie problemy, stres i wszystko wokoło będzie narastało aż nie wytrzymasz. Dlatego ci napisałam, jedynym sposobem abyś zaczęła nad sobą pracować to otworzenie się na innych. Płakac umiesz, ale nie do ludzi których odbierasz jako kogoś kto w sumie dzisiaj jest a jutro może nie być. Kogo (w moim odczuciu) możesz podejrzewać o to że w zasadzie ty nie interesujesz. Twoje poczucie wartości jest zniszczone i w dodatku wygląda na to że masz silną nerwice lękową. Pzdr

Odnośnik do komentarza

Mam zdiagnozowaną depresję, coś z pogranicza dystymii a czegoś co podobno można by było nazwać depresją wysokofunkcjonującą. 

Zdarza mi się płakać przy chłopaku, ale później jest mi z tym głupio, że to zrobiłam. On jak mam taki płaczliwy humor i nie umiem tego ukryć to posiedzi ze mną, pogada, ale to nie łagodzi mojego humoru. Raczej płaczę aż się zmęczę i usnę. Na poprzedniej psychoterapii bywały sesje, które całe przepłakałam łącznie z całym dniem przed lub po sesji. Czasem nawet zdarzało mi się że i płakałam przez kilka dni po kilka godzin. Płacz mam wrażenie że mnie nakręca do złego humoru i oddalania się od życia codziennego, bo im więcej płaczę tym trudniej mi pracować, funkcjonować na co dzień, ogarniać obowiązki domowe czy móc się zająć czymś innym niż płaczem. 

Przy ludziach w pracy czy przy znajomych staram się nie płakać, bo boję się że mnie źle odbiorą np jak niestabilną psychicznie i będą mieli realny powód do nienawiści. Sama nie lubiłam w pracy osób co z powodu głupot zanosiły się płaczem - widziałam takie osoby jako nieodpowiedzialne, niestabilne i nieprofesjonalne. 

Boję się matki ponieważ kilka razy musiałam zmieniać miejsce zamieszkania, bo matka przychodziła pod drzwi i mnie wyzywała. Tylko policja była w stanie się jej pozbyć spod drzwi. W jednym tanim mieszkaniu została wpuszczona przez właścicielkę do środka pod moją nieobecność i opowiedziała jakieś okropne rzeczy na mój temat i właścicielka kazała mi się wyprowadzić bo jej uwierzyła ? Raz też zrobiła mi awanturę pod pracą przy moich współpracownikach i w autobusie stosowała wobec mnie przemoc dopóki nie dojechałam do komendy policji i Pan policjant mnie odprowadził do domu, a drugi pilnował by moja matka siedziała na komendzie w tym czasie. Nie są to komfortowe sytuacje i budują w ludziach z mojego otoczenia raczej takie dziwne spojrzenia, albo odrzucenie lub powód do żartów... ;( 

Mój chłopak raczej nie chciałby takich akcji jak ww mieć jako codzienność, dlatego nie zapoznałam go z moją matką, a jedynie o niej opowiedziałam. Mój chłopak mnie akceptuje mimo moich rodziców i tej przeszłości, ale jako osoba z normalnego domu widzi takie rzeczy jako sygnały ostrzegawcze i pewnie jakbym wykazywała jakieś podobne zachowania jak rodzice albo wykazywała jakieś problematyczne do znoszenia na co dzień rzeczy to by się bronić przed patologią, przemocą, nałogami, histerią, nieradzeniem sobie w życiu itp to by mnie po prostu zostawił. Miał w przeszłości dziewczyny co albo nim manipulowały by go zdominować, albo robiły jakieś akcje typu mówiły że nie widzą sensu w życiu, lub długi czas nie pracowały to on troszkę im pomagał do jakiegoś momentu po czym z nimi zrywał, bo jakieś sytuacje go przerastały. Dlatego boję się przestać dobrze funkcjonować bo to się może dla mnie skończyć jak dla jego byłych ?

 

Na terapii często poruszam temat niskiego poczucia własnej wartości i kompleksów, bo wiem, że jeśli co z tego obszaru bym poprawiła to łatwiej by mi było poczuć, że nie jestem taka beznadziejna i tym samym że ktoś ma jakiś powód by ze mną być, bo teraz nie widzę tych powodów gdy się załamuje, płaczę, histeryzuje, ciągle mi czegoś brakuje i mam niskie poczucie własnej wartości i czuje się obrzydliwie brzydka.... Niestety nic do tej pory nie poprawiłam. Rzucam się jedynie na jakieś sposoby poprawienia wyglądu od czasu do czasu. A to chodzę do kosmetyczki na zabiegi, a to do dentysty czy dermatologów i innych lekarzy by walczyć z różnymi moimi niedoskonałościami ciała. Nawet myślę o aparacie na zębach i operacji szczęki choć wiem, że to będzie minimum 2 lata bycia obrzydliwszą niż jestem... Boję się tego czasu że mnie chłopak rzuci, ale już nie wiem co zrobić by być ładniejszą... 

Odnośnik do komentarza

Karola, poczytałam o depresji maskowanej (wysokofunkcjonującej).

I dokładnie to się z tobą dzieje. A przynajmniej z tego co piszesz. Jednak aby terapia miała sens musisz chodzić do psychiatry. nie wiem czy chodzisz czy tylko skupiłąś sie na terapii. Poza tym jeżeli chcesz sobie pomóc, zacznij szukać sposobów na radzenie sobie ze stresem. I tutaj jest to co tobie wcześniej pisałam, najlepsze sposoby na radzenie sobie ze stresem to afirmacje, joga, sport - generalnie wysiłek fizyczny, muzyka relaksacyjna, i do tego farmakoterapia oraz terapia (niedługo na grupie). To wszystko razem to to co powinnaś robić aby z czasem zobaczyć poprawę.

Natomiast cokolwiek zrobiła matka, odetnij sie od niej. W każdym tego słowa znaczeniu, Odetnij kontakt tak aby cie nie znalazła. Możesz także zmienić nazwisko urzędowo. Wtedy będziesz pewna że matka i nikt inny (o ile nie podasz rodzicom lub komuś z rodziny informacji o sobie)nie znajdą cię. Odcięcie będzie znaczyło że zaczynasz nowe życie. Ustal dla siebie priorytety, to co chcesz robić, kim być i jak chcesz być traktowana w związku. Nie szukaj porównań do kogoś lub do czegoś zachowania bo każdy czuje i widzi inaczej. Przede wszystkim depresja którą u ciebie zdiagnozowano nazywa sie Maskowana, i o ile czytałas na ten temat artykuły lub książki to na pewno wiesz że ta depresja odzwierciedla twoje zachowanie. Więc jeżeli maskujesz uczucia, to czas aby uczyć się odpuszczać i je okazywać oraz mówic o nich. Ale nie w sposób wyuczony, tylko naturalny. Próbuj, poćwicz nawet na chłopaku, poćwicz na znajomych (może niekoniecznie w pracy), ale możesz nawet podczas zwykłej rozmowy. jesteś odbierana tak jak jesteś bo jesteś zamknieta i inni widzą że twoje zachowanie jest sztuczne czyli zamaskowane. Ludzie widzą że coś jest nie tak, że zachowujesz się tak jakbyś udawała lub grała i to może ludzi od ciebie odstraszać. Poza tym uświadom sobie, z czasem, że masz prawo zachowywać się jak chcesz i masz prawo czuć się tak jak chcesz, a nie tak jak inni tego chcą i wymagają. Jeżeli to zrozumiesz będzie to ogromny postęp. Weź wszystko pod uwagę, bo to od ciebie teraz zalezy na co się zdecydujesz, na jakie zachowanie (maskowanie czy naturalne), czy ty ruszysz czy będziesz czekała aż terapeutka lub ktoś inny odważy się to zrobić za ciebie - co nigdy nie nastąpi. Ty ruszaj, troche odwagi i otwartości. Pzdr

Odnośnik do komentarza

Biorę leki od psychiatry tyle samo czasu co chodzę na psychoterapie różnego rodzaju. Obecnie będę zmieniać psychiatrę na innego, bo leki jakoś nie koją moich nerwowych stanów (w sumie nie widzę różnicy, po jednych po prostu spałam jak zabita, że nawet obudzić się było mi ciężko, a po drugich jestem taka jak przed lekami). 

Afirmacji nie stosuje, bo kiedyś miałam z tym przygodę gdzie było ze mną bardzo źle (rezygnowałam z życia, trafiłam zainteresowanie ludźmi wokoło mnie i opuściłam się w pracy, że mnie zwolnili i byłam bezrobotna ok. 3 miesiące bo nie mogłam znaleźć nowej pracy...) Boję się zatem wrócić do afirmacji, bo wtedy zniszczyły mi życie i dopóki ich nie porzuciłam to robiło się coraz gorzej, a nie mogłam sobie na to pozwolić finansowo. 

Sport uprawiam regularnie. Nie lubię sportu ale to robią mimo niechęci do tego. Różne rzeczy ćwiczę od biegów, po spacery, jogi, pilatesy, basen i inne. W zależności od możliwości to takie sporty lecą. Nie widzę by to koiło moje nerwy, ale dalej to robię, bo chyba trzeba. 

Nie słucham muzyki relaksacyjnej, mogę próbować zacząć. Czasem robię sobie kąpiele w ciepłej wodzie, ale nie relaksuje mnie to.

Od matki się odcięłam już wiele lat temu, ale niestety strach że jakimś pokrętnym sposobem mnie odnajdzie nadal we mnie jest. Jak mnie nęka dzwoniąc do mnie to blokuje jej nr telefonu. Co jakiś czas zmieniam adres zamieszkania. Nazwiska nie zmieniałam, bo dzięki niemu łatwiej mi znaleźć pracę, bo mam brata pracującego w tej samej branży/zawodzie i czasem ktoś mnie zapyta czy jesteśmy spokrewnieni. Nie jestem mega specjalistą w przeciwieństwie do mojego brata, więc to ciut mi pomaga kiedy zmieniam pracę, a robię to dość często. 

Boję się okazywać moich emocji związanych z lękiem, odrzuceniem na chłopaku, bo bym go tylko oskarżała albo okazywała mu mega brak zaufania co może go ode mnie oddalić. Jak za często z nim rozmawiam w sposób stonowany i przemyślany o moich potrzebach czy problemach to już widzę, że ma dość... jakbym zaczęła na niego krzyczeć albo płakać mu że wydaje mi się, że on mnie nie kocha i że pewnie mnie rzuci to by szybko mnie zostawił... Sam jakby mnie tak traktował jak ja bym go emocjonalnie traktowała gdybym się nie hamowała to bym uciekła też... Miałam raz faceta niecały rok, który okazywał dużo niepewności co do relacji i zazdrości to go rzuciłam bo miałam go dość ? (jakiś czas go zapewniałam, że jest ok i nie musi się martwić, ale z czasem go po prostu rzuciłam bo nie wytrzymywałam tego). Boję się być tak samo potraktowana jak ja jego potraktowałam ?
Chyba, że okazywanie tych moich lękowych emocji to coś innego Ty masz na myśli niż to co ja kojarzę że Ci chodzi (może napisz jakiś przykład np. co do moich kompleksów na temat wyglądu i strachu, że mój obecny chłopak może mnie rzucić jak się zestarzeje, przytyje, czy będę mieć aparat na zębach itp). Lepiej rozumiem na przykładach, bo nie mam za bardzo doświadczenia. 

 

Odnośnik do komentarza
W dniu 23.02.2021 o 14:37, Gość Karola napisał:

Kiedy mówisz o doświadczaniu i zaopiekowaniu wewnętrznego dziecka to dla mnie jest taki ogólnik, że nie wiem jak to w praktyce zrobić.

 

Ale to jest tak jak matka która rodzi dziecko i ona zaczyna sie nim opiekować. I nieraz zdarza sie że kobiety z róznych powodów maja problem z tym instynktem.

Niestety nie da sie wytłumaczyć "jak" : "weż podniesc, przytul, pocałuj, nakarm pokołysz..."- te mechaniczne instrukcje nie pokaża i nie  nauczą jak opiekowac sie dzieckiem. I ciokolwiek wówczas się nie dzieje musi cos kliknąc. i  terapeuci mają swoje techniki żeby klikneło.

podobnie jak z nauka pływania, mozna uczyć się technik ,ale jak ktos nie pływał to pierwsze co musi sie z "czymś" oswoić. Nauczyc w tym oddychać , przyzwyczaić do fal. Być po prostu.

I wracajac do tematu... takie "bycie" praktykuje sie na terapii...aż w końcu "klika" -  terapuci nie maja jakis instrukcji obsługi , których udzielają.

 

Ty mi się wydaje  nie żyłas w relacjach takich no ...jakb powiedzieć wypływających z Ciebie. Ty wykonywałas rózne ruchy, nauczone, wg wskazówk lub takie które należało robić, ale nie miałas swojego ruchu z wewnątrz. Tak ja to słysze.

 

 

21 godzin temu, Gość Loraine napisał:

A to jest do przepracowania ale nie przez rok, a przez lata.

To jak ścieżka do pokonania dłuższego dystansu i to co trzeba to iść - po prostu iść nie ustawać i widzieć w tym sens, że sie idzie... a nie  snuć refleksji że nic on nie dał ?

 

Z ego co złapałam z tego wątku. Masz dwie terapie za sąbą_ jedna bechawioralną ( umówmy sie w świetle Twoich potrzeb powierzchowną) i psychodynamiczną przerwaną i teraz indywidualną która prowadzi Cie na grupową. Wiec Ty Karola nie zaznałaś jeszcze procesu  terapi " w pełnym wymiarze" adekwatnego do Twojej historii ..

 

To co się zdarzyło jeszcze, to to że z miare poukładanego życia typu "jakoś takoś" terapia Ci je rozwaliła i zaczełaś sie czuc podle - no bo sięgnęła do jakiegoś nieuporządkowanego centrum Ciebie, które nie da sie zamieśc pod dywan. Trzeba tam zajrzec , uporzadkowac i to boli.

---

To co piszesz to wszystko, to jak dorastałas i jak trwałaś, te relacje zmatką, ojciec, praca-  L4 które trzeba brac bo sie juz pada...  to jest wszystko tragiczne -  to jest cos takiego, co  normalnemu czlowiekowi nie miesci sie w głowie. I w tym tez trudno sie odnaleśc, że człowek zmaga się z czymś co dla przecietnej jednostki miesci sie poza grancami wyobraźni. 

 Trudno się Karola poukładać ze wszystkim po takich doświadczeniach. Po prostu tak jest. I terapia psychoanalityczna- psychodynamiczne to jest takie składanie cegiełek, kaweł po kawałeczku od nowa. Uzbrój sie po prostu w cierpliwość, i nie popedzaj sie ,że musisz to wszystko zmontowac na juz. To nie jest Twoja wina , to wszystko co Ci sie przytrafiło.

musisz sobie dać czas i spojrzeć na to tak że powoli wyprowadzasz sie z jakiegos zagubienia, bo wszystko jednak co stosowałaś, było nie koniecznie z gruntu wziete...adekwatnie do rozmiarów tego co przeszłas.

Dobrze że trnujesz rózne rzeczy w sensie sportowym, bo praca z ciałem jest nieunikniona w leczeniu traum- tak jest moja opinia i moje doświdczenie. Tylko nie taka praca z ciałem by sie zajechać..

Interesowałas sie jakimis masażami np. ale takimi porządnymi, które wprowadzają naprawde gruntownie w głęboki relaks? 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Jako dziecko próbowałam nawiązywać relacje bez wyuczonych technik, ale to jakoś było nieskuteczne. W sensie takim że miałam koleżankę z którą dobrze się bawiłam,  miałam podobne hobby i upodobania ale jak miała wybór bawić się z kimś innym to się bawiła z kimś innym zamiast ze mna. W sumie to do momentu zanim zaczęłam czytać książki to moje relacje tak wyglądały. Czasem też rówieśnicy mnie podpuszczali dla rozrywki np. Opowiadali mi jakieś zmyslone historie na które ja reagowałam tak ze się kogoś balam, albo do kogoś szlam z chęcią pomocy choć  tej osoby był zmyślony i tylko wychodziłam na idiotke. 

Pozniej nauczyłam się inaczej zachowywać i reagować. Dzięki temu miałam jakieś znajomości choć też fakt że nie były zbyt trwale. 

Nigdy nie byłam na masażu. 

W sumie to nie jest tak że terapia mnie rozwaliła bo wcześniej też taka byłam.  Tylko że teraz nie bardzo wierzę w poprawę. Niby się staram ale zaczynam tracić zapal. Trwam. Zyje. Ale jakoś nie widzę by to mogło jakoś lepiej wyglądać. Nawet jak niby nic się nie dzieje to ja panikuje się boję itp. Czuję się tym wszystkim zmęczona i nie wiem kiedy, jak i w ogóle to coś "kliknie" i będzie dobrze.  ;( ;( ;(

Odnośnik do komentarza
22 minuty temu, Gość Karola napisał:

Nigdy nie byłam na masażu. 

Spróbuj ?

Tylko nie u jakiegoś sadysty 

Ja lubię masaz tajski, albo shiatsu. A Lomi- lomi u kogoś dobrego to    jest suuuuper 

 

 

30 minut temu, Gość Karola napisał:

. W sumie to nie jest tak że terapia mnie rozwaliła bo wcześniej też taka byłam.  Tylko że teraz nie bardzo wierzę w poprawę. Niby się staram ale zaczynam tracić zapal. Trwam. Zyje. Ale jakoś nie widzę by to mogło jakoś lepiej wyglądać. Nawet jak niby nic się nie dzieje to ja panikuje się boję itp. Czuję się tym wszystkim zmęczona i nie wiem kiedy, jak i w ogóle to coś "kliknie" i będzie dobrze.  ;( ;( ;(

Ja też chodziłam na terapię grupowa psychodynamicznej 3 lata. Pierwszy rok myślałam że zwariuje... i dobijał mnie każdy bez wyjątku uczestnik tej terapii ?

Nauczyłam sie tam pracy ze snem. Do dziś spisuje swoje sny i gdy mam takie poczucie że stoję w miejscu to widzę jednak że psychika pracuje, i mimo że ja nie czuje zmian w życiu, co mogłoby byc frustrujące,, to wiem że to się już dzieje na nieświadomym poziomie...a potem i faktycznie już w życiu , to przez długi czas mnie wzmacnialo, gdy miałam taki czas jak Ty że w niczym nie czułam poprawy.

A ty omawialas już jakieś sny ze swoją terapeutka? Nieraz jak rzeczywistość jest za trudna można pogadać na terapii o tym.

--

Ja do dziś  przed każda zmiana na lepsze zaliczam jakąś psychiczna dziurę. I tak już mam -  kiedyś te dziury mnie pochłaniały, teraz wiem że sa i mam je przetrwać. 

I rozumiem to tak że jak kiedys "nic nie miało mi się  lepszego dostać"..to za każdym razem gdy lepsze ma przyjść teraz pojawiają się niewidzialne łapy z wewnątrz , które miałyby to odebrać.Z pewnymi rzeczami trzaba nauczyć się już żyć ...

Wydaje mi się jednak że u Ciebie idzie to jednak w jakąś spójną kontynuację.Nurt też wydaje się trafiony... No a że są bóle porodowe, no to są , tak ta droga wygląda terapia wiąże się ze świadomym przeżywaniem cierpienia...to jest ten trudny element 

Odnośnik do komentarza

W sumie to nie omawiam snów bo odkąd choruje na cukrzyce typu 2 (czyli od 5 lat) to nic ze snów nie pamiętam. Spie mega głębokim snem i podobno nawet nie zmieniam pozycji przez cały sen. Mój chlopak mówi że ja nie śpię tylko umieram a rano dochodzi do zmartwychwstania. Wcześniej jak coś śniłam to były to raczej jakieś fantazje gdzie byłam bohaterem albo osiągałam jakieś mega sukcesy w nierealistycznej rzeczywistosci, nic nie miało to wspólnego z moim życiem codziennyn, bo np ratowałam pociągi przed wykolejeniem się,  albo ubijalam dinozaury z innego wymiaru itp itd.

W sumie to ja z terapeutka nie czuje bym omawiała coś istotnego. Na początku mówiłam dużo ale jak już mi się skończyły rzeczy z przeszłości i były aktualne problemy co niczym się nie różniły od tego co było np 5 czy 10 lat temu to w sumie miałam wrażenie że ona schodzi z tematu albo łapie się jakiś rzeczy co w ogóle nie są dla mnie istotne lub sa wynikiem mojej decyzji dobrze przemyślanej z którą świetnie się czuje. Na jednej sesji miałam wrażenie że terapeutka tak się uczepila tego że wspomniałam że nie chce mieć dzieci,  że zaczęłam jej tłumaczyć czemu bo myślałam że się nie odczepi od tego tematu i nie przejdziemy do czegoś co dla mnie jest istotne lub faktycznie problematyczne.

Odnośnik do komentarza
56 minut temu, Gość Karola napisał:

 Mój chlopak mówi że ja nie śpię tylko umieram a rano dochodzi do zmartwychwstania. 

Dobre.

56 minut temu, Gość Karola napisał:

, bo np ratowałam pociągi przed wykolejeniem się,  

 

Pociągi często znaczą instynkt, który prowadzi w życiu, rodzaj popędu. skojarzyło mi się dosłownie z życiem - ..ze to były .różne Twoje starania w życiu , by jednak jechać na przód..nie wykoleic się 

 

Mi na pewnym etapie  śniło się że biegnę na peron i nie wiem  w który pociag wsiąść...nie wiedziałam co zrobić ze swoim życiem.

 

56 minut temu, Gość Karola napisał:

W sumie to ja z terapeutka nie czuje bym omawiała coś istotnego. Na początku mówiłam dużo ale jak już mi się skończyły rzeczy z przeszłości i były aktualne problemy co niczym się nie różniły od tego co było np 5 czy 10 lat temu 

Nie zawsze trzeba omawiać coś istotnego. Nieraz na istotne trzafia się w czasie spontanicznej rozmowy o niczym. Że jechałaś autobusem i coś się stało, albo że coś obejrzaład i to w Tobie, zostało.

No chodzi o to żeby wejść w jakiś taki rytm relacyjny i się w nim kołysać. Sam ten rytm już prowadzi

Odnośnik do komentarza
4 godziny temu, Gość Agu napisał:

To jak ścieżka do pokonania dłuższego dystansu i to co trzeba to iść - po prostu iść nie ustawać i widzieć w tym sens, że sie idzie... a nie  snuć refleksji że nic on nie dał ?

 

Albo zrozumieć że nie ma sensu ale nie ma też wyboru i wtedy może "kliknąć".

 

Odnośnik do komentarza

O jakim rytmie relacyjnym mówisz? Ja to zawsze na terapii próbuje omawiać moje problemy, pomysły na ich rozwiązanie, moje nieudane próby rozwiązań problemów i próbuje omówić co mogę zrobić inaczej lub lepiej. W sumie nie wyniosłam za wiele z tych rozmów (w moim stylu rozumowania i odczuwania) i gdy porzucałam moich terapeutów to w ogóle za nimi nie tęskniłam ani za rozmowami z nimi. 

Na pierwszej terapii terapeuta czasem zadawał mi jakieś pytanie od czapy i początkowo na nie odpowiadałam ale jak lapalam się za gadam o nieistotnych rzeczach dla mojej terapii to zmieniałam temat. 

Np. Terapeuta zapytal mnie ile mam kotów i ja nagle zaczęłam o moich kotach opowiadać, po czym zatrzymywałam się i zmieniałam temat bo mówienie o nich raczej nie zmieniłoby tego że mam kompleksy na temat wygladu czy niska samoocenę. Jeśli taki terapeuta miałby być moim kumplem to bym dalej popłynęła w gadaniu o moich kotach a tak to to urywałam by nie marnować czasu przeznaczonego na leczenie mnie. 

 

Ogolnie to w sumie chyba nie rozumiem co jest celem rozmów na terapii i kiedy można uznać ze dana rozmowa coś zmienia. Ja rozmawiając na terapii z terapeutami cały czas mam wrażenie że prowadzę te rozmowy wg jakiegoś planu co chce a terapeuta dokleja się do czegoś nieistotnego z mojego punktu widzenia i mój cel rozmowy jaki chciałam osiągnąć nie jest realizowany. Jak chciałam omówić sposoby radzenia sobie z kompleksami i chciałam omówić listę sposobów co ktoś tu na forum pisal, to nawet nie udało mi się omówić 1 punktu z 8 przez 2 sesje... Jak chciałam omówić sposob jak mogę osiągnąć poczucie bezpieczeństwa z relacji to ostatecznie tłumaczyłam czemu nie chce mieć dzieci i miałam poczucie ze musze bronić mojej mega przemyślanej decyzji tak jakby to była decyzja podjęta w momencie rozmowy pod wpływem emocji... to jakieś takie dziwne dla mnie. Jakbym była w morzu problemów i chciała nauczyć się w nich jakos pływać by gdzieś dopłynąć  a terapeuta zamiast jakos pomóc to by mi mówił, że "o patrz tu jest chmurka na niebie", albo rozmowa zaczęłaby dotyczyć rodzajów wołowiny sprzedawanych w Tesco ^^' po prostu nie widzę celu do jakich daza te rozmowy,  a też przecież mają one cel by mnie leczyć i za nie się płaci,  więc po prostu gadanie o nieistotnych rzeczach mnie boli bardziej niż moje problemy,  bo to tak jakby ktoś grał na czas by wyciągnąć ode mnie hajs...

Odnośnik do komentarza

No ale ja Ci już to napisałam, ale Ty chyba masz dalej problem z przyjęciem tego.

12 godzin temu, Gość Agu napisał:

 

 

podobnie jak z nauka pływania, mozna uczyć się technik ,ale jak ktos nie pływał to pierwsze co musi sie z "czymś" oswoić. Nauczyc w tym oddychać , przyzwyczaić do fal. Być po prostu.

I wracajac do tematu... takie "bycie" praktykuje sie na terapii...aż w końcu "klika" -  terapuci nie maja jakis instrukcji obsługi , których udzielają.

 

Ty mi się wydaje  nie żyłas w relacjach takich no ...jakb powiedzieć wypływających z Ciebie. Ty wykonywałas rózne ruchy, nauczone, wg wskazówk lub takie które należało robić, ale nie miałas swojego ruchu z wewnątrz. Tak ja to słysze.

 

 

To jak ścieżka do pokonania dłuższego dystansu i to co trzeba to iść - po prostu iść nie ustawać i widzieć w tym sens, że sie idzie... a nie  snuć refleksji że jeden krok  nic on nie dał ?

 

Ty dalej próbujesz wejść w dyskursywna celowość każdej rozmowy szukasz instrukcji i technik. A masz nauczyć się być.

I terapia psychodynamiczna jest procesem, mi n rocznym najczęściej 2-3 letnim, w której się człowiek uczy by ereszci e kliknelo. Ty natomiast żyjesz wyobrażeniem że potrzebujesz instrukcji konkretnej w czymś podczas gdy relację się nie na tym opieraja. I kiedy Ci to pisze denerwujesz się że tego nie rozumiesz i nie przyjmujesz że musisz dać sobie czas by tego doświadczyć.

To już moje której podejście gdy piszę o tym samym, ty tego nie przyjmujesz - bo nie chcesz przyjąć swojej aktualnej bezradności w tym.

To jest proces, caly., Z różnymi niuansami - ty masz opór by w niego wejść, bo masz inne wyobrażenie tego co powinno się stać.

Odnośnik do komentarza

A może iść piszesz że nie wiesz, w relacjach w życiu, z terapeuta ja .zna wyglądać by szły naprzód.

Przyjmij to że nie wiesz i doświadcz tego , tej bezradności przed którą starałas się całe życie uciekać.  Poznaj ją i ja przeżyj, pobądź w niej zamiast się szamotać z tym - co i tak do niczego nie prowadzi ?

 

Odnośnik do komentarza

Sorry ..

2 minuty temu, Gość Agu napisał:

A może iść piszesz że nie wiesz, w relacjach w życiu, z terapeuta ja .zna wyglądać by szły naprzód.

 

*Piszesz że nie wiesz w relacjach w życiu czy  z terapeuta jak relacje maja wyglądać by szły naprzód.

Odnośnik do komentarza

No właśnie nie wiem o czym mam rozmawiać z terapeutą by to coś "kliknęło", bo póki co skupiając się na moich problemach nie klika, a gdy rozmowy idą w jakimś innym kierunku niż problemy to się stresuje że płace za gadanie o niczym. Dziwnie tak trochę płacić hajs za to by pogadać z PAnią o kotach czy tym co oglądam na natflixie ?

Odnośnik do komentarza
29 minut temu, Gość Karola napisał:

Dziwnie tak trochę płacić hajs za to by pogadać z PAnią o kotach czy tym co oglądam na natflixie ?

 No bardzo dziwne, tylko sek w tymze nie ma wokół dziebie przyjaciół, z którymi mogłabyś o tym rozmawiac, wiec widać musisz się tego nauczyć.

30 minut temu, Gość Karola napisał:

No właśnie nie wiem o czym mam rozmawiać z terapeutą by to coś "kliknęło",

to wogóle sie tym nie przejmuj, za to płacisz, by nie było to tylko Twoje zmartwienie.

musisz nauczyc się przepływu z drugim człowiekiem, a sądząc po dotychczasowej wymianie zmian nie masz go. wieć tak - byc moze trzeba sie tego uczys na rozmowach o kotkach, filmach i innych rozmów z dupy jakie ludzie podejmują utrzymując miedzy soba relacje. Rozmowy  z dupy daja ludziiom rozlunienie,  i z tych rozluznień przychodzi autentycznosc z której wynika  nieraz cos istotnego.

Nie wierze tez że nie czytałas, na czym polega psychodynamiczna czy psychoanlityczna- pod lupe idzie to co przekazywane nieświadome- a więc poza Twoja intencją - więc nie spinaj się tak specjalnie ze swoimi intencjami ?

Odnośnik do komentarza

i ta spontanicznosc relacyjna wypływa tez z ciała, z tego co dzieciece, Ty miałaś ograniczoną przestrzen na to w życiu - to było poddane opresji. I Twoje ciało dziś jest schorowane... ciało tez  somatyzuje. 

 Twoje ciało nie mogło sie wyrażać swobodnie, nie miało tez możliwości to co spontaniczne-dzieciece dojrzewać do dorosłych form (ale dalej spontanicznicznych , zakotwiczonych o to co autentyczne)

 

W dniu 23.02.2021 o 14:00, Gość Karola napisał:

jeść lody na śniadanie i inne tego typu rzeczy, ale to do tej pory i tak było dla mnie za mało

Inie chodzi o to by lody jesć  teraz na sniadanie, ale by to co sie kiedys zatrzymała, miało warunki by zaczac dojrzewac i sie rozwijac, ale tez zacząć być pewne siebie. I takie rzeczy się robi w terapii

Odnośnik do komentarza

Ale Karola pisała że ma te odruchy błędne. Wychodzi się do ludzi i trzeba być normalnym więc nauczyła się pozorować normalność a terapeuta nie robi nic żeby przestała odtwarzać ten wzorzec. Z opisu Karoli wynika że raczej zachowuje się jak plebs i nie pozwala Karoli być. A przecież życie to nie tylko feedback z tego co z siebie dajemy ale również przyjmowanie tego co inni emitują i uodparnianie się na to. Tylko że jak wszyscy wokół Karoli powtarzają te same schematy to jej może być od tego niedobrze. Żeby stworzyć z kimś relację trzeba wysłuchać tego co ta osoba chce omówić i wypowiedzieć swoje zdanie na ten temat. Potem płynnie przejść do innego tematu który jest jakoś pokrewny. Poza tym nie wystarczy tylko być i siema. Ludzie mają różne pragnienia, dziwactwa nie do zmiany, dążymy do rozwoju i życia wg wartości a one muszą się jeszcze odpowiednio wyklarować.

Odnośnik do komentarza

Agu i mózg - proszę się nie pokłóćcie jak wcześniej. Miło mi, że każde z Was chce mi pomóc na swój własny sposób, ale nie popadajcie z tego powodu w konflikt między sobą.

A co do mojej terapii to myślę, że może łatwiej by mi było z terapeutką jakby podejmowała ze mną polemikę nad tym co chcę omówić, a jeśli widzi, że to nie ma sensu dla mojej terapii, albo jakby stosowała jakieś techniki terapeutyczne dla mnie to by je zastosowała i wytłumaczyła mi czemu je zastosowała i jaki miały one cel, bo mam tak wielkie braki w relacjach, że ja nie wyczuwam tego drugiego dna w jakiś słowach.

np. jak mój pierwszy terapeuta na jednej z sesji zapytał mnie co trzeba zrobić by być w moim zawodzie to ja nie odebrałam tego jako podbudowanie mojej samooceny co być może miał na myśli (o czym pomyślałam dopiero po ponad roku od tego pytania i dwóch zmianach terapeutów, przeczytaniu jednego podręcznika dla psychoterapeutów będącego kompendium do tzw. trudnych pacjentów) pytając mnie o to, bo ja to zrozumiałam dosłownie - czyli myślałam, że serio on chce zmienić zawód bo jego zawód mu nie leży i widzi że ja mogę mu w tym jakoś pomóc, podjęłam chwilę temat po czym go przerwałam bo uznałam, że omawiamy jego problemy życiowe, a moje są całkowicie pominięte, olane i nieistotne w tej chwili. Normalni ludzie w tej sytuacji czuli by się pewnie dowartościowani, tacy "wielcy", doświadczeni, albo by zauważyli że coś potrafią i ktoś to docenia itp. itd. Także mam braki tak podstawowe w relacjach, że standardowe metody na mnie nie działają, bo nie jestem na takim etapie relacyjnym (? emocjonalnym?) by wyłapać te podprogowe przekazy w sposób właściwy.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...