Skocz do zawartości
Forum

Skuteczność psychoterapii


Jacobsen

Rekomendowane odpowiedzi

Nie nastawiaj sie negatywnie. Po prostu pójdź i sie otwórz. grupowa terapia ma nam pokazać jak nasze problemy są postrzegane przez innych. Więc bądź otwarta bez nastawienia i przewidywań że może być tak albo inaczej ?
Bardzo słsznie, daj sobie czas i zobacz jak wszystko będzie się rozwijało. Podchodzisz rozsądnie ale nie nastawiaj się tez na to że ktoś ci powie co robić. Wyciagaj wnoski i nad tym pracuj. Pzdr ?

Odnośnik do komentarza
28 minut temu, Gość Loraine napisał:

Nie nastawiaj sie negatywnie. Po prostu pójdź i sie otwórz. grupowa terapia ma nam pokazać jak nasze problemy są postrzegane przez innych. Więc bądź otwarta bez nastawienia i przewidywań że może być tak albo inaczej ?
Bardzo słsznie, daj sobie czas i zobacz jak wszystko będzie się rozwijało. Podchodzisz rozsądnie ale nie nastawiaj się tez na to że ktoś ci powie co robić. Wyciagaj wnoski i nad tym pracuj. Pzdr ?

Wiem, że nie powinnam się nastawiać negatywnie, ale po prostu jestem zmęczona psychicznie moimi psychoterapiami. Najchętniej bym wszystko rzuciła i pogrążyła się w smutku, ale wiem, że to nie jest rozwiązanie. Zobaczę co grupowa terapia mi da i wtedy zacznę się martwić co dalej. Tymczasem dzięki za rozmowę i prawdopodobnie odezwę się jakoś za kilka miesięcy jak psychoterapia grupowa ruszy na całego. Może wtedy będę bardziej optymistycznie nastawiona, kto wie. Papatki!

Odnośnik do komentarza

Karola to co piszesz jest troche nie spójne (Czy czułas sie dobrze przed terapia, czy terapia Ci zaszkodziła, czego potrzebujesz, czego nie - jest to niespójne i  nie ma sensu wchodzic z tym w dialog,  bo w tym  ugrzeżniemy tylko razem z Toba.To jest taki etap i to co potrzebujesz to akceptacji tego..)

jesli oczekujesz, że bedziemy Twoim sojusznikiem w sprawie: "wystarczy przeczytac kilka ksiazek by sie uzdrowic i tak coś doświadczyć, a teraputa/terapie sa do dupy ..."  to nie wiem czy Ci to pomoże ?  i czy będzie to konstruktywne.Nie wydaje mi sie też  by  terapia miała dawać nam wskazówki - a takie są chyba Twoje oczekiwania - terapia to nie poradnictwo. Terapia jest po to by czegos doświadczyc ( bardziej niz  zrozumieć), samo rozumienie to moze jakis przedwstep dopiero, . I to jako proces jest dośc frustrujące, czego własnie doświadczasz.

To co robi Twój teraputa znamy z Twoich relacji , więc tez nie bardzo mozemy sie wypowiedzieć co robi- dobrze , czy źle - bo to nie nasze kompetencje i zakres mozliwości widzenia.

Jesli oczekujesz że: do naprawy Twojej sytuacji wystarczy sie czegoś dowiedziec i rozwiązac "problem" -  to  terapia C nie na tym polega ( byc może troche bechawioralna daje takie poczucie, ale nie jest to tez terapia które specjalnie drazy odsobowośc)

Ty masz dojśc sama do tego czego w zyciu potrzebujesz - to jest twoje zadanie. Sama bedziesz musiała wydeptac swoja drogę.  I jednym z etapów terapii jest umiejetnośc pogodzenia sie  z tym, zobaczenie że terapeuta teo za Ciebie nie zrobi , i samodzielnie acząć raczkowac pełzac, aż wreszcie chodzić..

To co sie dzieje w terapi to doswiadczenie tego "jak jestes w relacji i jak w nia wchodzisz - i jestes taka jak opisujesz z teraputką - nie wiesz w zasadzie poco realacja jest, na czym ma polegac - .. bo przeciez my nie mówimy o tym ze masz problem w relacji z terapeutka tutaj, Mówimy o problemach w relacjach  w ogóle i to co sie dzieje z teraputka może tylko  to unaocznia.Masz za soba lata róznych deficytów zaniedbań i na to potrzeba czasu by pewne rzeczy nadrobić. I to tez potrzebujesz zaakceptować.

I jeszcze...

Rodzice denerwują nas najbardziej dlatego że jestesmy do nich podobni. To jest przykre ale tak jest, wyrastając w czyms wadliwym i niekorzystnym  , nie tylko odczuwamy bezposrednie straty z tego powodu, ale także nasiąkamy tym równiez... i niesiemy dalej w świat. I potem odbieraja nas inni. I Ty jak podajesz nie odnajdowałas sie w grupie przez lata i życie zawodowe potwierdza ogólnozyciową smutna tendencje...która nie jest Twoja wina ale faktem.

Terapia grupowa da Cie mnóstwo feedbackówna na Twój temat - w bezpiecznych warunkach.W grupie będziesz mogła zaistnieć- zaznaczyc siebie, postawic granice, ale przystosować sie tez i tą grupe przyjąć.  I Indywidualna mogłabyć tu dobrym rozbiegiem.

Ale! zeby nie pozostawiac Cie bez porady ? :

przed grupowa i w trakcie - dawaj sobie ( sama, samej sobie) duzo łagodności i akceptacji - będzie Ci łatwiej. Tymbardziej jesli jestes na etapie że denerwuje Cie współczucie innych - dawaj sobie duzo łagodności, to da Ci przestrzeń .

zycie sukcesów na  tej grupowej, wierze że pomoże 

 

 

Odnośnik do komentarza

Właśnie dlatego zawsze powinno się wybierać te najbardziej sprawdzone miejsca w kontekście podjęcia terapii. Na przykładzie Kliniki PsychoMedic.pl w Katowicach najlepiej widać, że da się szybko wrócić do kondycji psychicznej, tylko trzeba mieć ku temu odpowiednie wsparcie. Zajrzyjcie do https://psychomedic.pl/psychiatra-katowice/ i sami dowiedzcie się więcej, w jaki sposób powinniście podjąć leczenie tak, by było ono najbardziej skuteczne. 

Odnośnik do komentarza

 

W dniu 20.02.2021 o 22:27, Gość Karo33 napisał:

Właśnie dlatego zawsze powinno się wybierać te najbardziej sprawdzone miejsca w kontekście podjęcia terapii. Na przykładzie Kliniki PsychoMedic.pl w Katowicach najlepiej widać, że da się szybko wrócić do kondycji psychicznej, tylko trzeba mieć ku temu odpowiednie wsparcie. Zajrzyjcie do https://psychomedic.pl/psychiatra-katowice/ i sami dowiedzcie się więcej, w jaki sposób powinniście podjąć leczenie tak, by było ono najbardziej skuteczne. 

Perfidna reklama do tego mnie wkurzyła, bo jeden z moich psychoterapeutów właśnie był z PsychoMedic (ale z innego miasta) i wg mnie nie był ani trochę pomocny na moje problemy ?

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Gość Karola napisał:

 

Perfidna reklama do tego mnie wkurzyła, bo jeden z moich psychoterapeutów właśnie był z PsychoMedic (ale z innego miasta) i wg mnie nie był ani trochę pomocny na moje problemy ?


Karola, a jak ci idzie w twojej terapii. Na co się zdecydowałaś (o ile to nie tajemnica), bo chodziłaś prywatnie  i szukałaś innego terapeuty. Swoją drogą czemu ten z Psychomedic ci nie pasował? Pzdr

 

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość Loraine napisał:


Karola, a jak ci idzie w twojej terapii. Na co się zdecydowałaś (o ile to nie tajemnica), bo chodziłaś prywatnie  i szukałaś innego terapeuty. Swoją drogą czemu ten z Psychomedic ci nie pasował? Pzdr

 

Obecnie korzystam z innej opcji niż PsychoMedic, ale też firma tego typu prywatna. Jestem jeszcze na indywidualnej przed grupową, ale udało mi się nakreślić niezadowolenie na tyle mocno, że będę mieć jeszcze dwa spotkania, po czym będzie od kwietnia grupowa. 

Na tej w ww ośrodku nie podobała mi się psychoterapia z tego samego powodu co teraz na indywidualnej, czyli że ja mówię co mnie boli, smuci itp. mówię jak sobie z tym radzę, poradziłam, lub co za sposoby radzenia sobie mi nie wyszły w jakiś problemach co dalej mnie trawią, ale te rozmowy nic nie zmieniają, bo czuje się jakbym przekazywała dużo informacji o sobie, swoim sposobie myślenia, radzenia sobie z problemami, ale to donikąd nie dąży poza tym, że psychoterapeuta dużo o mnie wie. Równie dobrze mogłabym pisać pamiętnik, który zamykałabym w sejfie. Przyszłam na psychoterapię, bo mam problemy z którymi nie umiem sobie poradzić i po blisko 2 latach odkąd zaczęłam przygodę z terapiami nie poznałam żadnego nowego sposobu radzenia sobie z tymi problemami. Jedyne czego się nauczyłam to nazywać moje problemy innymi słowami, bardziej specjalistycznymi (np. zamiast robić rozwlekły opis jak ktoś mnie traktuje w pracy to wiem, że to podpina się pod definicję mobbingu). Jakieś pomniejsze moje problemy w związku romantycznym rozwiązałam po przeczytaniu książki "Partnerstwo bliskości" i zastosowane techniki z książki pomogły mi już po miesiącu poczuć się odrobinę lepiej w relacji z chłopakiem - te same problemy chciałam rozwiązać za pomocą psychoterapii przez rok, ale się nie udało mimo że poruszałam te problemy regularnie. 

Na terapii w ww ośrodku Pani była bardzo miła i ciepła, ale to nie dawało mi niczego przydatnego poza tym, że coraz bardziej pogrążałam się w poczuciu, że moje problemy nie są do rozwiązania, że nie ma do nich rozwiązań, że muszę się pogodzić z tym, że moje życie mi się nie podoba i że osoba co jest specjalistą od problemów jedyne co może zrobić to mi współczuć. Nawet na tej terapii miałam wrażenie, że moje życie jest jeszcze gorsze niż mi się wydaje, że jest. Pani mi co jakiś czas sugerowała terapię par lub grupową, aż w końcu pękłam i postanowiłam iść na grupową. Byłam nastawiona na ostrą pracę na psychoterapii, ale byłam rozczarowana bo sobie gadałam z Panią i mogłam co najwyżej się wypłakać czy powściekać na problem, ale mój problem ostatecznie dalej był problemem takim samym tyle, że ktoś dodatkowy o nim wiedział i mógł zobaczyć jak bardzo sobie z nim nie radzę. Przed grupową były konsultacje indywidualne u innego terapeuty, który zaczął ze mną na nowo rozmawiać i na nowo dawać mi poczucie, że se gadam dla samego gadania i że rozwiązań nie ma. Tyle, że ta nowa Pani terapeutka co będzie na grupowej potrafi tak ze mną omawiać problemy, że w sumie czuje się jakbym miała jakiś zaawansowany autyzm i nie rozumiała o co jej chodzi albo dlaczego jej sugestia (zawsze jakaś dziwna i nielogiczna dla mnie) miałaby być moim źródłem problemu. To nowe "źródło" problemu też nie jest rozwiązywalne jak mój problem i źródło które ja czuję, że mój problem się wziął. Dostaje więc co najwyżej więcej hipotetycznych źródeł problemu, które są nie do rozwiązania, ale brzmią... głupio. Np. mam kompleks na temat mojego wyglądu, bo przez całe życie byłam traktowana przez rówieśników jak trędowata, brzydka, nieatrakcyjna, a nawet w relacjach romantycznych mężczyźni i Ci wg mnie całkiem atrakcyjni jak i Ci nieatrakcyjni okazywali mi, że jestem co najwyżej do zaakceptowania, a nie że jestem ładna, ale obecna psychoterapeutka rzuciła źródłem, że nie akceptuje swojego wyglądu, bo jestem podobna z wyglądu do swoich rodziców z którymi nie mam dobrych relacji ani dobrych doświadczeń.... jak mi to powiedziała to byłam w szoku, bo nawet nigdy nie pomyślałam, że patrząc w lustro widzę matkę czy ojca, ale że ogólnie mam jakieś cechy wyglądu, które w ogóle nie mieszczą się w kanonach piękna jakie sama bym uznała za atrakcyjne, a zmiana tych cech wyglądu wiąże się z co najmniej kilkoma zabiegami i operacjami, które są czasochłonne, bolesne i mocno inwazyjne (m.in. aparat na zęby i operacja mojego tyłozgryzu, przeszczep włosów ponieważ od 8 lat zmagam się z łysieniem androgenowym itp. itd. nie chce mi się wszystkiego wymieniać). 

Odnośnik do komentarza

Karola, kilka rzeczy w temacie o którym piszesz. A mianowicie zminiałas terapeutów kilka razy bo były rzeczy które uważałaś z ich strony za nielogiczne tak najprościej i najkrócej pisząc. napisałas coś co idealnie pokazuje z czym jest twój problem:
 

44 minuty temu, Gość Karola napisał:

To nowe "źródło" problemu też nie jest rozwiązywalne jak mój problem i źródło które ja czuję, że mój problem się wziął. Dostaje więc co najwyżej więcej hipotetycznych źródeł problemu, które są nie do rozwiązania, ale brzmią... głupio.

Moim prywatnym zdaniem jest tak że terapeutka wskazuje ci że to i to może byc probelmem nad którym trzeba pracować. uważasz że to może być głupie, nielogiczne i t.d. Ale :

44 minuty temu, Gość Karola napisał:

ale obecna psychoterapeutka rzuciła źródłem, że nie akceptuje swojego wyglądu, bo jestem podobna z wyglądu do swoich rodziców z którymi nie mam dobrych relacji ani dobrych doświadczeń.... jak mi to powiedziała to byłam w szoku, bo nawet nigdy nie pomyślałam, że patrząc w lustro widzę matkę czy ojca

Ja ci o tym wcześniej pisałam dlatego dostałas ode mnie różne rady także ze źródła psychologicznego abyś zastosowała konkretne techniki pracy nad sobą m.in. afirmacje na przeciwko lustra. Napisałam ci to w jakimś innym wątku ale pamietam że tam chyba najbardziej się otworzyłaś i napisałaś o tym co nadal jest tym problemem dla ciebie. Sugerowanie przez terapeutkę także terapii grupowej jest moim zdaniem bardzo dobrą decyzją, bo szczerze móiąc uważam że jesteś na pewne sprawy zamknięta. I mimo że ty tego możesz nie widzieć to z czasem na terapii grupowej więcej rzeczy może stać się dla ciebie jasnych. Ale napisałaś jeszcze coś ważnego:
 

44 minuty temu, Gość Karola napisał:

Byłam nastawiona na ostrą pracę na psychoterapii, ale byłam rozczarowana bo sobie gadałam z Panią i mogłam co najwyżej się wypłakać czy powściekać na problem, ale mój problem ostatecznie dalej był problemem takim samym tyle, że ktoś dodatkowy o nim wiedział i mógł zobaczyć jak bardzo sobie z nim nie radzę.

terapia ma ci pokazać z czym powinnaś pracować ale nie tylko na terapii. terapia tak naprawdę to tylko wskazówki które dostajesz aby zobaczyć swoją faktyczną sytuacje (problemy których nie dostrzegasz, lub które są dla ciebie np.głupie i nieważne).Sama musisz nauczyć sie pracować nad problemami. czasami wygadanie się na terapii komuś wystarczy o chce wywalić z siebie gniew, niemoc i wszelkie negatywy. Natomiast poza terapią bierze się mocno w garsć i zaczyna nad sobą pracować. Jeżeli chodzi tylko o problem z wyglądem to od razu ci mówię że każdy ma w sobie coś z wygladu obojga rodziców. Ale także dziedziczymy dużo rzeczy po rodzicach i dziadkach. Zmiana wyglądu nie sprawi że problem minie. Wszystko co jest twoim problemem jest w twojej głowie a nie na twarzy, na głowie, na ciele. Ty się nie akceptujesz i dlatego nie umiesz spojrzeć w lustro. Na żadnej terapii nikt nie nauczy cie jak w nie spojrzeć z akceptacją. tylko możesz dostać wskazówki, jednak najpierw musisz sie otworzyć i przyjąć że nawet głupie dla ciebie problemy które widzi terapeutka może być tym co ma na ciebie duży wpływ. Na grupowej terapii możesz trafić na różnych ludzi którzy powiedzą ci wprost co jest z tobą nie tak, i powinnaś sie na tyle otworzyć aby przyjąć to co widzą inni a ty nie. Od razu mówię że są techniki pracy nad sobą ale nie ma gotowego przepisu jak masz sobie ze swoimi problemami poradzić. Pzdr
 

Odnośnik do komentarza
24 minuty temu, Gość Loraine napisał:

Karola, kilka rzeczy w temacie o którym piszesz. A mianowicie zminiałas terapeutów kilka razy bo były rzeczy które uważałaś z ich strony za nielogiczne tak najprościej i najkrócej pisząc. napisałas coś co idealnie pokazuje z czym jest twój problem:
 

Moim prywatnym zdaniem jest tak że terapeutka wskazuje ci że to i to może byc probelmem nad którym trzeba pracować. uważasz że to może być głupie, nielogiczne i t.d. Ale :

Ja ci o tym wcześniej pisałam dlatego dostałas ode mnie różne rady także ze źródła psychologicznego abyś zastosowała konkretne techniki pracy nad sobą m.in. afirmacje na przeciwko lustra. Napisałam ci to w jakimś innym wątku ale pamietam że tam chyba najbardziej się otworzyłaś i napisałaś o tym co nadal jest tym problemem dla ciebie. Sugerowanie przez terapeutkę także terapii grupowej jest moim zdaniem bardzo dobrą decyzją, bo szczerze móiąc uważam że jesteś na pewne sprawy zamknięta. I mimo że ty tego możesz nie widzieć to z czasem na terapii grupowej więcej rzeczy może stać się dla ciebie jasnych. Ale napisałaś jeszcze coś ważnego:
 

terapia ma ci pokazać z czym powinnaś pracować ale nie tylko na terapii. terapia tak naprawdę to tylko wskazówki które dostajesz aby zobaczyć swoją faktyczną sytuacje (problemy których nie dostrzegasz, lub które są dla ciebie np.głupie i nieważne).Sama musisz nauczyć sie pracować nad problemami. czasami wygadanie się na terapii komuś wystarczy o chce wywalić z siebie gniew, niemoc i wszelkie negatywy. Natomiast poza terapią bierze się mocno w garsć i zaczyna nad sobą pracować. Jeżeli chodzi tylko o problem z wyglądem to od razu ci mówię że każdy ma w sobie coś z wygladu obojga rodziców. Ale także dziedziczymy dużo rzeczy po rodzicach i dziadkach. Zmiana wyglądu nie sprawi że problem minie. Wszystko co jest twoim problemem jest w twojej głowie a nie na twarzy, na głowie, na ciele. Ty się nie akceptujesz i dlatego nie umiesz spojrzeć w lustro. Na żadnej terapii nikt nie nauczy cie jak w nie spojrzeć z akceptacją. tylko możesz dostać wskazówki, jednak najpierw musisz sie otworzyć i przyjąć że nawet głupie dla ciebie problemy które widzi terapeutka może być tym co ma na ciebie duży wpływ. Na grupowej terapii możesz trafić na różnych ludzi którzy powiedzą ci wprost co jest z tobą nie tak, i powinnaś sie na tyle otworzyć aby przyjąć to co widzą inni a ty nie. Od razu mówię że są techniki pracy nad sobą ale nie ma gotowego przepisu jak masz sobie ze swoimi problemami poradzić. Pzdr
 

No właśnie nie dostaje wskazówek jak sobie z czymś radzić... Gdyby tak było to od razu bym leciała i próbowała te sposoby rozpracowywać, ale nie dostawałam. Z obecną na 3 sesjach omawiałam sposoby radzenia sobie z samoakceptacja co w innym wątku napisałaś. Opisałam terapeutce co robiłam, jakie miałam z tymi sposobami problemy, pytałam jak mogłabym inaczej pracować, albo pytałam dlaczego mogły te sposoby mi nie wychodzić, ale jedyne co dostałam od niej to to źródło, że jest w tym, że wygląd mam po rodzicach i że nie mam do nich dobrego nastawienia więc i do swojego wyglądu... Ale poza tym nic nie otrzymałam i nadal nie mam pojęcia co robić.

Ogólnie wiem, że mam niską samoocenę, ale nie wiem jak ją sobie polepszyć mimo, że wiele lat próbuje na różne sposoby (próbowałam poprzez pracę, znajomości, jakieś prywatne osiągnięcia typu prawo jazdy, ale te próby zawsze okazywały się fiaskiem). Przez niską samoocenę to moje kompleksy na temat wyglądu jeszcze mocniej mnie uderzają i moje lęki, problemy z innymi ludźmi są jeszcze bardziej odczuwalne. Moją niską samoocenę inni wyczuwają i dzięki temu łatwiej podejmują próby złego traktowania mnie, a ja jako, że nie mam zbyt wielu doświadczeń z rówieśnikami to albo zbyt szybko albo zbyt późno reaguje co w ostateczności sprawia, że ludzie albo coraz gorzej mnie traktują, albo się po prostu ode mnie odsuwają. Przez to złe traktowanie albo odsuwanie się ode mnie czuje się jeszcze gorzej sama ze sobą. Ogólnie żyję w takim samonapędzającym się kręgu problemów i nie umiem z tego wyjść mimo wieloletnich prób, aż całkowicie bezradna poszłam na psychoterapię, na której... odczuwam, że nie da się wyjść z tego kręgu, że wyczerpałam możliwości... czuje się coraz mocniej bezradna tyle, że teraz kolejny terapeuta się o tym dowiaduje. 

Odnośnik do komentarza

czyli jak dobrze rozumiem Ty teraz idziesz na terapie grupową z aktualna terapeutką, bo się pogubiłam?

 

Godzinę temu, Gość Karola napisał:

Ogólnie wiem, że mam niską samoocenę, ale nie wiem jak ją sobie polepszyć mimo, że wiele lat próbuje na różne sposoby (próbowałam poprzez pracę, znajomości, jakieś prywatne osiągnięcia typu prawo jazdy, ale te próby zawsze okazywały się fiaskiem).

nie wiem czy czytałas - znasz taka  ksiązkę Anety Lastik - Praca z wewnętrznym dzieckiem,  Tam są gotowe techniki pracy. Napisła  jeszcze inna ksiązke  "uwolnij swój głos". Dla mnie te książki były odkrywcze.

I moje pytanie czy napewno jestes zdecydowana na ta terapie grupową gdzie idziesz teraz?  W warszawie mozna znaleźć duzo dobrych terapii grupowych.  Kurde nie che robić tu jakis reklam, ale jak mieszkasz w wawie to jest w czym wybierać, 

Godzinę temu, Gość Karola napisał:

Przez to złe traktowanie albo odsuwanie się ode mnie czuje się jeszcze gorzej sama ze sobą. Ogólnie żyję w takim samonapędzającym się kręgu problemów i nie umiem z tego wyjść mimo wieloletnich prób,

ale Ty tez masz swój wdrukowany sabotaż, bo  jak ma się niską samoocene to sie nieświadomie rózne rzeczy sabotuje, by nie mieć lepiej.

Odnośnik do komentarza

Tak, idę z obecną psychoterapeutką na grupową, bo przed każdą grupową są konsultacje indywidualne (co najmniej kilka musi być). Z obecną psychoterapeutką spotykam się mniej więcej 3 miesiące. Uznałam, że każdy psychoterapeuta będzie dla mnie taki sam (bo miałam styczność z 3 i za każdym razem miałam te same odczucia). 

Ten nurt grupowej to ma być analityczno-psychodynamiczny. 

 

Jeśli chodzi o samo sabotaż to wątpię, ale jeśli tak faktycznie jest to może lepiej bym co chwile nie zmieniała miejsca i terapeuty bo nigdy nigdzie nie dojdę, a będę tylko non stop zaczynać od nowa i od nowa... 

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Gość Karola napisał:

Ogólnie żyję w takim samonapędzającym się kręgu problemów i nie umiem z tego wyjść mimo wieloletnich prób, aż całkowicie bezradna poszłam na psychoterapię, na której... odczuwam, że nie da się wyjść z tego kręgu, że wyczerpałam możliwości... czuje się coraz mocniej bezradna tyle, że teraz kolejny terapeuta się o tym dowiaduje. 

To chyba najlepiej określiłaś w tej chwili co się z tobą dzieje. Próbujesz sobie radzić, chodzisz na terapię. byłaś u różnych terapeutów. I teraz zobacz, pisałaś że sama dawałaś sobie radę bo czytałaś różne książki, ale twoim problemem jest to że masz niską samoocenę i uważasz że nie jesteś lubiana. Prawdopodobnie łatwo tobą manipulować. Jednak sama znalazłaś odpowiedzi i sposoby na radzenie sobie w książkach psychologicznych. I teraz, już wyżej napisałam i wcześniej też, ważne jest jak będzie przebiegała terapia grupowa. Dlatego napisałam abyś się otworzyła na niej bo bez tego taka i w ogóle żadna terapia nie ma za bardzo sensu. Ludzie będą mogli powiedzieć ci co uważają jeżeli ty powiesz z czym masz problem. I dostaniesz wskazówki prawdopodobnie właśnie od tych osób. Ale wszystko zależy czy uznasz że to co mówią jest logiczne lub nie, czy będziesz otwarta na tyle aby uznać że ktoś kto mówi o twoim problemie może mieć rację. Masz niskie poczucie wartości, masz niską samoocenę. Na ciebie bardzo wpłynęli rodzice. I podświadomie nadal wpływają. Już terapeutka powiedziała ci że nie akceptujesz siebie bo widzisz w odbiciu swoich rodziców. Znasz źródło, ale nie wszystkie problemy akceptujesz bo wydają ci się nielogiczne. Przyjmij że nie wszystko co nam się wydaje jest głupotą. I teraz i wcześniej dostałaś także rózne tytuły książek które mogłabyś wykorzystać w radzeniu sobie z problemami. Pytałaś o terapeutę i napisałam ci o terapeutce którą polecam. Myślałas nad zmianą ale widze że jesteś niepewna bo obecna prowadzić będzie terapię grupową. Więc może skoro to już od kwietnia sie zaczyna, poczekaj, pójdź na terapię grupową. Pytanie, czy ty bezpośrednio pytałas obecnej terapeutki jakie może ci polecić techniki radzenia sobie z problemami, z niskim poczuciem wartości, z nieakceptowaniem siebie? Czy po prostu powiedziałas jej że co innego jest twoim problemem? Wcześniej pamiętam że pisałam z tobą o tym że powinnaś przepracowac przeszłość i to co było z rodzicami. teraz po twoim wpisie jestem pewna że nie dopuszczasz do siebie pewnych rzeczy które być może widzi w tobie terapeutka obecnie prowadząca spotkania z tobą. I znowu uważam że terapia grupowa jest dobra pod warunkiem że przyjmiesz to co inni będą do ciebie mówili.Pzdr

Odnośnik do komentarza
17 minut temu, Gość Karola napisał:

Ten nurt grupowej to ma być analityczno-psychodynamiczny. 

To jest własciwy nurt na długie, zapierzchłe niepozalepiane rzeczy - takie jak Twoje.

 

19 minut temu, Gość Karola napisał:

 ale jeśli tak faktycznie jest to może lepiej bym co chwile nie zmieniała miejsca i terapeuty bo nigdy nigdzie nie dojdę, a będę tylko non stop zaczynać od nowa i od nowa...

Dokładnie tak .

Na tej terapi też nie dostaniesz specjalnych wskazwek -porad od terapeuty - bo ta terapia działa w inny sposób - i pisałam o tym w Twoim innym wątku.

Powinnaś po prostu trwać i wytrzymać na tej terapii mimo wszelkich obiekcji jakie będa się pojawiać.

jak się już oswoicsz na tej grupowej rozejrzyj się za treningami interspersonalnymi - takie kilkudniowe wyjazdy - to wzmocnij Twoje umiejętnosci społeczne- od czasu do czasu mozesz w coś takiego zainwestowac, ale to tak wytrwaj na grupowej najpierw pół roku ... I niespodziewaj sie efektów po 1 mcu czy dwóch, bo efekty takich terapii widoczne sa po min roku.

 

Odnośnik do komentarza

Nawet jak przyjmę, że nie lubię swojego wyglądu bo jestem genetycznie powiązania z moimi rodzicami to co ja mam z tym zrobić? Mam iść się im przypodobać za wszelką cenę by mieć z nimi "dobre" relacje? Ja z matką spędziłam setki godzin na rozmowach gdzie próbowałam jej wytłumaczyć czemu podejmuje takie a nie inne decyzje w moim życiu, a ona ich nie akceptowała i mnie wyzywała lub biła za to... Powiedziałam więc jej że mnie skrzywdziła, w jaki sposób i jak to na mnie skutkuje, ale do niej to nie dotarło bo ona nadal uważa, że jestem tą złą. Zatem odcięłam się od niej by nie zaznawać tych wszystkich złych emocji i złego traktowania od niej. Ojca nie obchodzę od tak dawna ani on mnie. Zapominam, że w ogóle kiedykolwiek mieszkał pod jednym dachem ze mną. Z rodzicami jedyne co mogę zrobić to się odciąć i zabrać za swoje życie co robię od wielu lat.

Robię to co chcę w życiu i co wydaje mi się drogą ku mojemu szczęściu. Niestety nigdy nie mogę dotrzeć do momentu w którym będę miała spokój psychiczny, bo non stop muszę walczyć z niską samooceną, złym traktowaniem mnie, odrzuceniem, zazdrością o moich partnerów, kompleksami na temat urody. Kiedyś dążyłam do bycia perfekcyjną, ale wiem że to nie możliwe i pogodziłam się ze swoimi porażkami zawodowymi i zaczęłam kreować karierę tak by była możliwie jak najbardziej spokojna i stabilna, ale.... nie jest to możliwe, bo pracują ze mną ludzie i o ile byłam w stanie dostać się do zawodu, że nie mam kontaktu z ludźmi jak pani przy kasie w markecie (co musi znosić jak ludzie potrafią ją obrażać) to jednak czynnik ludzki i tak w mojej pracy jest. Dużo łagodniejszy niż ten hejt klienta na ekspedientkę, ale jednak nadal jest i sobie z nim nie radzę. 

Ja naprawdę nie wiem co można zrobić więcej w kontekście moich rodziców oprócz tego co zrobiłam, wiem, że mam ich geny i mogę mieć po nich jakieś choroby czy jakieś cechy wyglądu, ale to nic nie zmienia, bo nie da się z nimi mieć dobrych relacji. Skoro się nie da to nie da się mieć dobrej samooceny? To naprawdę jest aż tak połączone, że aż wręcz nierozerwalne? Oduczyłam się lub jestem w trakcie oduczania się złych nawyków, które nabrałam próbując przetrwać z matką (nie być bita non stop i wyzywana), ale no więcej nie jestem już wstanie z siebie wycisnąć sama, bo nie wiem jak działać z moim błędnym, samonapędzającym się kołem, a gadanie non stop o moich rodzicach jest bezcelowe, bo już tyle godzin wypłakałam nad tym co mi zrobili, że od kilku lat potrafię mówić o tym wszystkim bez tych wszystkich emocji. Jedyne czego chcę to się poprawić, ale nie wiem jak. Udało mi się zacząć rozumieć żarty i sama żartować, bo kiedyś tego nie potrafiłam, bo nie rozmawiałam z ludźmi. Jeszcze 5 lat temu nie rozumiałam w ogóle seksualnych podtekstów w żartach, ale z czasem się tego nauczyłam, więc jeśli ktoś mógłby mi powiedzieć co mogę zrobić i jak to ja się tego nauczę, ale w obecnej chwili nie wiem jak, a na terapii cały czas się mówi, że relacja leczy, ale w jaki sposób? Jak zadaje takie pytania to wszyscy mi mówią, że to trzeba poczuć, ale jak to poczuć i co to jest "to" co mam poczuć, bo ja nie wiem? To są jakieś ogólniki, których ja totalnie nie rozumiem o czym się do mnie mówi. 

Odnośnik do komentarza
45 minut temu, Gość Loraine napisał:

[...] Pytanie, czy ty bezpośrednio pytałas obecnej terapeutki jakie może ci polecić techniki radzenia sobie z problemami, z niskim poczuciem wartości, z nieakceptowaniem siebie? Czy po prostu powiedziałas jej że co innego jest twoim problemem? Wcześniej pamiętam że pisałam z tobą o tym że powinnaś przepracowac przeszłość i to co było z rodzicami. teraz po twoim wpisie jestem pewna że nie dopuszczasz do siebie pewnych rzeczy które być może widzi w tobie terapeutka obecnie prowadząca spotkania z tobą. I znowu uważam że terapia grupowa jest dobra pod warunkiem że przyjmiesz to co inni będą do ciebie mówili.Pzdr

Powiedziałam jej jakie mam problemy, jak sobie z nimi próbowałam radzić i jak mi to wychodziło/czym skutkowało. Pytałam co mogłabym zrobić inaczej i co mogłoby pomóc mi. Mówiłam to wszystko przed pytaniem, by mi nie podawała rad, wskazówek które już znam i stosowałam. Nawiązywałam z nią dialog by ona mi coś podpowiedziała, albo zrobiła ze mną burzę mózgów z której coś mogłoby wyniknąć pomocnego, coś co da się wykonać. Stwierdzenie, że podobno widzę swoich rodziców patrząc na siebie w lustrze mi nie powiedziało w sumie nic. Mówiłam terapeutce, że to jej stwierdzenie nie bardzo jest mi pomocne oraz nie widzę by to było mi jakoś pomocne, a nawet jeśli że nie mam pojęcia co mam z tym zrobić. 

Z terapeutką miałam kilka rozmów o naszej relacji w terapii. Cały czas mi mówiła, że ją odpycham od siebie i że pewnie tak samo robię z innymi ludźmi, ale.... nie wiem jak to możliwe jak ja w choćby związkach partnerskich raczej miałam tak, że starałam się aż za mocno. To samo było z moją przyjaciółką i innymi koleżankami, które miewałam, ale mnie porzucały i znajdowały sobie inne koleżanki a mnie olewały. Z terapeutką mam tak, że nie próbuje się jej przypodobać, nie próbuje ukrywać przed nią rzeczy których się wstydzę, po prostu mówię wszystko jak u lekarza, całkowicie szczerze bo może to być istotne by mi pomóc, ale to nie daje efektu jakiego oczekiwałam, bo nie wiem co dalej robić. Opowiedziałam o swoich relacjach z członkami rodziny i ludźmi spoza rodziny, ale i tak nie wiem co robię dalej źle, oraz mam jakiś taki dysonans, bo ja mówię jak bardzo się starałam w relacjach, a terapeutka mi mówi, że ją odpycham. W ogóle tego nie rozumiem.... 

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Gość Karola napisał:

Mówiłam to wszystko przed pytaniem, by mi nie podawała rad, wskazówek które już znam i stosowałam. Nawiązywałam z nią dialog by ona mi coś podpowiedziała, albo zrobiła ze mną burzę mózgów z której coś mogłoby wyniknąć pomocnego, coś co da się wykonać. Stwierdzenie, że podobno widzę swoich rodziców patrząc na siebie w lustrze mi nie powiedziało w sumie nic. Mówiłam terapeutce, że to jej stwierdzenie nie bardzo jest mi pomocne oraz nie widzę by to było mi jakoś pomocne, a nawet jeśli że nie mam pojęcia co mam z tym zrobić. 

Więc tak, czy umiałabyś wysłuchać jej i jej wskazówek, rad i z tego wywnioskować co by ci się jeszcze przydało, co z jej rad i wskazówek jest tym czego nie bierzesz pod uwagę? Burza mózgów jest dobra ale między psychologiem i psychologiem, natomiast z tobą to ona jako terapeuta powinna ciebie słuchać. A jeżeli coś ci mówi to znaczy że być może widzi ona w twoim zachowaniu coś czego ty nie dostrzegasz i co ważne - nie bierzesz lub nie chcesz wziąć pod uwagę. Dlatego napisałam abyś próbowała się otworzyć na to co dla ciebie jest głupie czy nielogiczne. Zastanów się nad tym co takiego mówili ci terapeuci co od razu odrzucałaś? Czy każdy z nich mówił ci o czymś co powtarzał drugi? jeżeli tak to warto się jednak nad tym zastanowić bo być może oni widzą problem w tym o czym ci powiedzieli, natomiast ty z góry to odwaliłaś bo uznałaś że to jednak głupie i niepotrzebne. Terapeutka nie ma ci powiedzieć bezpośrednio co powinnaś, ale daje ci wskazówki poprzez to co w tobie zauważy. Jeżeli widzi to że siebie nie akceptujesz, i mówią ci to inne osoby że jednak to kwestie które odrzucasz, to może jednak coś w tym jest. Pamiętasz jak napisałaś mi że nie umiesz spojrzeć w lustro bo płaczesz. Myślę że terapeutka właśnie mówiąc o rodzicach miała to na myśli. Więc nie odwalaj czegoś dlatego bo terapeutka mówi ci o kwestiach związanych z rodzicami i tobą teraz.

Godzinę temu, Gość Karola napisał:

Z terapeutką miałam kilka rozmów o naszej relacji w terapii. Cały czas mi mówiła, że ją odpycham od siebie i że pewnie tak samo robię z innymi ludźmi, ale.... nie wiem jak to możliwe jak ja w choćby związkach partnerskich raczej miałam tak, że starałam się aż za mocno

Wiesz co uważam, że twoja postawa na zasadzie właśnie "to jest głupie, to jest nielogiczne" może w jakiś sposób odpychać inne osoby. Pokazuje że ty wiesz lepiej. Oczywiście to moje spojrzenie na twoją sytuację. Starasz się dla tych którzy ciebie odrzucaja i nie traktują dobrze, natomiast nie starasz się dla kogoś kto ci faktycznie chce pomóc. teraz piszesz bardziej otwarcie, więcej piszesz tak jak czujesz. I dzisiaj coraz bardziej widzę że jednak twoje problemy to coś co wyniosłaś z domu, z relacji z rodziną i przekładałaś na innych ludzi ale na tych którzy też ciebie odrzucali. Weź pod uwagę że ty też negujesz i mówisz że coś jest nielogiczne twoim zdaniem. Dlatego inni mogli czuć sie takim twoim podejściem odrzucani. Tak myślę.

Godzinę temu, Gość Karola napisał:

Opowiedziałam o swoich relacjach z członkami rodziny i ludźmi spoza rodziny, ale i tak nie wiem co robię dalej źle, oraz mam jakiś taki dysonans, bo ja mówię jak bardzo się starałam w relacjach, a terapeutka mi mówi, że ją odpycham. W ogóle tego nie rozumiem.... 

Więc dopuść do siebie to co ona mówi. Jeżeli też mówi że ją odpychasz, to zapytaj jak to okazujesz, w jaki sposób ją odpychasz? Poproś aby ci powiedziała wprost bo ty tego nie widzisz i nie rozumiesz. Bardzo często podobny problem mają osoby dorosłe które są z domów dziecka. Też mają problemy z okazywaniem uczuć, a gdy komuś robią przykrość lub odpychają kogoś podświadomie to nie zdają sobie z tego sprawy. Pzdr

Odnośnik do komentarza

To co się powtarza przez te terapię to to że wg terapeutów pragne być zaopiekowana i ochroniona przed złem, a wg ostatniej dodatkowo że odpycham ja. 

Odpycham ja podobno nie przyjmując jej wsparcia i powstrzymujac się od płaczu gdy mówię coś co mnie porusza. Nie wiem jak ona mnie wspiera i to też powiedziałam,  a ona wtedy mówiła o tym jak relacja z drugim człowiekiem dużo daje a ja tego w ogóle nie biorę od niej. Nie zrozumiałam tego jej wywodu mimo że dopytywałam o to by zrozumieć. 

Co do zaopiekowania i chęci by ktoś mnie uchronil przed złym to fakt,  ale nikt przecież mna się nie zaopiekuje i nie ochroni. Muszę to sama robić a tego nie potrafię mimo wielu lat prób.  Próbuje nauczyć się chętni przed tym co złego moja mi ludzie zrobić ale to i tak się dzieje czy się staram czy też nawet nie probuje. Zaopiekować też się mna nikt nie zaopiekuje, bo jak przestane funkcjonować jak dorosla i odpowiedzialna osoba to strace pracę,  partnera i ludzi co czasem ze mna jeszcze pogadaja. Niestety jestem za duża by ktoś ogarniał za mnie życie a ja bym mogła zająć się zabawa i znajomościami na które w dzieciństwie nie miałam czasu bo musiałam walczyć o przetrwanie. Obecnie muszę jednocześnie być dorosla i ogarniać braki z dzieciństwa ale doszłam właśnie do momentu że nie wiem co mogę zrobić ze sobą by było mi lepiej i łatwiej w życiu dorosłym.

Jedyne co do tej pory robię to jak nie wytrzymuje psychicznie to biorę 2 tygodnie L4 od psychiatry by móc posiedzieć w domu i bawić się z kotami czy grać w gierki, ale to za mało dla mnie by się zresetować od stresu i też muszę uważać by z tego nie korzystać za często bo strace pracę albo ktoś w pracy zacznie mnie pytać co się dzieje,  a nie mogę tam powiedzieć że choruje na depresje... nikt w nie lubi pracowników z depresja... 

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Gość Karola napisał:

To co się powtarza przez te terapię to to że wg terapeutów pragne być zaopiekowana i ochroniona przed złem, a wg ostatniej dodatkowo że odpycham ja. 

Odpycham ja podobno nie przyjmując jej wsparcia i powstrzymujac się od płaczu gdy mówię coś co mnie porusza. Nie wiem jak ona mnie wspiera i to też powiedziałam,  a ona wtedy mówiła o tym jak relacja z drugim człowiekiem dużo daje a ja tego w ogóle nie biorę od niej. Nie zrozumiałam tego jej wywodu mimo że dopytywałam o to by zrozumieć. 

Więc cos w tym musi być. Skoro to są kwestie które zauważali wszyscy terapeuci, a ostatnia powiedziała ci wprost że chcesz być zaopiekowana lub przyjąć pomoc ale nie pozwalasz na to. I teraz zobacz:

Godzinę temu, Gość Karola napisał:

Co do zaopiekowania i chęci by ktoś mnie uchronil przed złym to fakt,  ale nikt przecież mna się nie zaopiekuje i nie ochroni. Muszę to sama robić a tego nie potrafię mimo wielu lat prób. 

A może powinnaś pozwolić na to osobom które chcą ci pomóc i które są z tobą np. chłopakowi. Zobacz że piszesz że nikt cię nie ochroni czy nie zaopiekuje. Czyli nie dopuszczasz tego do siebie tak jak ludzi którzy chcą ci pomóc. Trochę jak Zosia samosia chcesz się z tym wszystkim sama uporać. Czy przypadkiem nie jest to taka sytuacji kiedy sama musiałaś sobie radzić ze wszystkim gdy jeszcze mieszkałas z rodzicami i byłas zdana na ich łaskę/niełaskę?

Godzinę temu, Gość Karola napisał:

Zaopiekować też się mna nikt nie zaopiekuje, bo jak przestane funkcjonować jak dorosla i odpowiedzialna osoba to strace pracę,  partnera i ludzi co czasem ze mna jeszcze pogadaja.

Wiadomo to jest normalne że musimy dbać o zdrowie, żebyśmy nie padli. Ale nie chodzi tutaj o niańczenie, ale o zwykłe normalne pozytywne uczucia na które ludzie sobie pozwalają czyli na to aby być  zaopiekowaną przez partnera ze wzajemnością, na to że prawdziwi przyjaciele pogadają z tobą bez względu na to jaka jest twoja sytuacja i pomogą gdy mogą, pogadają, spotkają się. Uważasz że musisz być cały czas silna i nie możesz podupaść bo jak popełnisz jakiś błąd to od razu zostaniesz bez faceta i bez znajomych oraz pracy. To wyobraź taki przypadek: człowiek ulega wypadkowi i jest sparaliżowany, inna osoba choruje na stwardnienie rozsiane (stadium zaawansowane). Kiedyś ci ludzie chodzili, mieli znajomych, bawili się, wyjeżdżali, kochali. W pewnym momencie ich życie się odwróciło o 180 stopni. Nic nie mogą. Mają partnerów albo partnerzy odeszli, tak samo jak znajomi bo wiadomo że znajomi i rodzina to najlepiej wychodzą na zdjęciach. Zostaję rodzina najbliższa i jeden lub dwoje stałych przyjaciół. Wyobraź sobie siebie w takiej sytuacji. Sytuacje że potrzebujesz pomocy, zaopiekowania w sytuacji gdy sama nie możesz być silna i się sama sobą zaopiekować, chronić. Nie jesteś robotem.

Godzinę temu, Gość Karola napisał:

Niestety jestem za duża by ktoś ogarniał za mnie życie a ja bym mogła zająć się zabawa i znajomościami na które w dzieciństwie nie miałam czasu bo musiałam walczyć o przetrwanie. Obecnie muszę jednocześnie być dorosla i ogarniać braki z dzieciństwa ale doszłam właśnie do momentu że nie wiem co mogę zrobić ze sobą by było mi lepiej i łatwiej w życiu dorosłym.

W życiu człowiek powinien miec czas na zabawę, na spędzanie czasu z kimś kogo kocha ale też ze znajomymi. Jeżeli jest tylko praca i dom (partner) to automatycznie odrzucasz znajomych, rozmowy z nimi, zabawę. Każdy w każdym wieku powienien mieć w swoim życiu czas na zabawę. Nie pisze o jakiś imprezach gdzie wszyscy są zachlani, ale o przyjemnie spędzonym czasie z kimś z kim dobrze sie dogadujesz, możesz pogadać o wszystkim i nie jest to tylko twój partner. Każdy z nas jest dorosły i musi sie ogarniać i swoje życie. Ale ten czas na zluzowanie trzeba mieć. Spotkanie się z 2 czy 4 znajomych to coś co jest dobre nawet po pracy żeby po prostu ze sobą pogadać czasami o dupie maryni i pośmiać. To jest coś czego nie umiesz bo nigdy nie miałaś szansy w młodym wieku aby tak żyć.

1 godzinę temu, Gość Karola napisał:

Jedyne co do tej pory robię to jak nie wytrzymuje psychicznie to biorę 2 tygodnie L4 od psychiatry by móc posiedzieć w domu i bawić się z kotami czy grać w gierki, ale to za mało dla mnie by się zresetować od stresu i też muszę uważać by z tego nie korzystać za często bo strace pracę albo ktoś w pracy zacznie mnie pytać co się dzieje,  a nie mogę tam powiedzieć że choruje na depresje... nikt w nie lubi pracowników z depresja..

A czy próbowałaś czegoś innego zamiast L4? Np sportu i wyżycia sie w ten sposób. Może to być bieganie, mogą to być dalekie spacery, może to być dowolny sport abyś wszystkie stresy wyzywała w taki sposób by w sobie tego nie trzymać. Sport możesz uprawiać na dworze. Wtedy nawet zwiększysz swoją odporność. Do tego muzyka na uszy i lecisz. Po tym co teraz zacytowałam z twojej wypowiedzi wnioskuję że ty sie odcinasz od wszystkich gdy ciśnienie jest za wysokie i czujesz że nie dasz rady. Nie odcinaj sie od uczuć i od ludzi. Zacznij pracować nad sobą także w sposób fizyczny. Twojej psychice to na pewno pomoże. Na pewno bardziej niż gry. Może skoro lubisz to też czytaj książki takie jakie lubisz. Pzdr
 

Odnośnik do komentarza
52 minuty temu, Gość Loraine napisał:

Więc cos w tym musi być. Skoro to są kwestie które zauważali wszyscy terapeuci, a ostatnia powiedziała ci wprost że chcesz być zaopiekowana lub przyjąć pomoc ale nie pozwalasz na to. I teraz zobacz:

A może powinnaś pozwolić na to osobom które chcą ci pomóc i które są z tobą np. chłopakowi. Zobacz że piszesz że nikt cię nie ochroni czy nie zaopiekuje. Czyli nie dopuszczasz tego do siebie tak jak ludzi którzy chcą ci pomóc. Trochę jak Zosia samosia chcesz się z tym wszystkim sama uporać. Czy przypadkiem nie jest to taka sytuacji kiedy sama musiałaś sobie radzić ze wszystkim gdy jeszcze mieszkałas z rodzicami i byłas zdana na ich łaskę/niełaskę?

Wiadomo to jest normalne że musimy dbać o zdrowie, żebyśmy nie padli. Ale nie chodzi tutaj o niańczenie, ale o zwykłe normalne pozytywne uczucia na które ludzie sobie pozwalają czyli na to aby być  zaopiekowaną przez partnera ze wzajemnością, na to że prawdziwi przyjaciele pogadają z tobą bez względu na to jaka jest twoja sytuacja i pomogą gdy mogą, pogadają, spotkają się. Uważasz że musisz być cały czas silna i nie możesz podupaść bo jak popełnisz jakiś błąd to od razu zostaniesz bez faceta i bez znajomych oraz pracy. To wyobraź taki przypadek: człowiek ulega wypadkowi i jest sparaliżowany, inna osoba choruje na stwardnienie rozsiane (stadium zaawansowane). Kiedyś ci ludzie chodzili, mieli znajomych, bawili się, wyjeżdżali, kochali. W pewnym momencie ich życie się odwróciło o 180 stopni. Nic nie mogą. Mają partnerów albo partnerzy odeszli, tak samo jak znajomi bo wiadomo że znajomi i rodzina to najlepiej wychodzą na zdjęciach. Zostaję rodzina najbliższa i jeden lub dwoje stałych przyjaciół. Wyobraź sobie siebie w takiej sytuacji. Sytuacje że potrzebujesz pomocy, zaopiekowania w sytuacji gdy sama nie możesz być silna i się sama sobą zaopiekować, chronić. Nie jesteś robotem.

W życiu człowiek powinien miec czas na zabawę, na spędzanie czasu z kimś kogo kocha ale też ze znajomymi. Jeżeli jest tylko praca i dom (partner) to automatycznie odrzucasz znajomych, rozmowy z nimi, zabawę. Każdy w każdym wieku powienien mieć w swoim życiu czas na zabawę. Nie pisze o jakiś imprezach gdzie wszyscy są zachlani, ale o przyjemnie spędzonym czasie z kimś z kim dobrze sie dogadujesz, możesz pogadać o wszystkim i nie jest to tylko twój partner. Każdy z nas jest dorosły i musi sie ogarniać i swoje życie. Ale ten czas na zluzowanie trzeba mieć. Spotkanie się z 2 czy 4 znajomych to coś co jest dobre nawet po pracy żeby po prostu ze sobą pogadać czasami o dupie maryni i pośmiać. To jest coś czego nie umiesz bo nigdy nie miałaś szansy w młodym wieku aby tak żyć.

A czy próbowałaś czegoś innego zamiast L4? Np sportu i wyżycia sie w ten sposób. Może to być bieganie, mogą to być dalekie spacery, może to być dowolny sport abyś wszystkie stresy wyzywała w taki sposób by w sobie tego nie trzymać. Sport możesz uprawiać na dworze. Wtedy nawet zwiększysz swoją odporność. Do tego muzyka na uszy i lecisz. Po tym co teraz zacytowałam z twojej wypowiedzi wnioskuję że ty sie odcinasz od wszystkich gdy ciśnienie jest za wysokie i czujesz że nie dasz rady. Nie odcinaj sie od uczuć i od ludzi. Zacznij pracować nad sobą także w sposób fizyczny. Twojej psychice to na pewno pomoże. Na pewno bardziej niż gry. Może skoro lubisz to też czytaj książki takie jakie lubisz. Pzdr
 

Wiesz... takie małe zaopiekowanie jak kupienie mi podpasek i czekolady jak mam okres to chłopak zrobi, ale to dla mnie za mało bym czuła się zaopiekowana. Jeśli straciłabym nogi i musiałby się mną zajmować to zapewne by mnie rzucił. Kiedyś miałam relację z chłopakiem, który pomógł mi się wyprowadzić z domu rodzinnego mimo że nie do końca fundusze mi się spinały by taki krok podjąć, ale ta relacja okazało się, że ma swoją cenę, bo im więcej ten chłopak mi dał/zaopiekował się tym więcej ode mnie wymagał. Ta relacja skończyła się katastrofą. Kolejne w których dawałam się sobą zaopiekować czy to finansowo czy jakoś tak by facet mnie w czymś wyręczał też miały znamiona tego, że mężczyźni chcieli przejąć kontrolę nad moim życiem albo wymagali ode mnie czegoś w zamian. Obecnie jestem w relacji partnerskiej i nie czuje bym mogła sobie coś odpuścić i on by to znosił z pełnią troskliwości. Kiedy wymagam od niego za dużo to on stawia mi granice, więc jeśli stałabym się totalnie bezbronna i skazana na czyjąś łaskę to nie mogłabym na nią liczyć, albo byłabym traktowana jak konieczny obowiązek.

Kiedyś jak miałam problemy osobiste i jeszcze nie byłam na tyle otwarta jak teraz do ludzi to zostałam zwolniona z pracy. Kiedy jeszcze byłam na studiach to w jednej pracy nie przedłużyli mi umowy za to, że byłam sobą. Moje przyjaźnie nigdy nie były szczere, bo były krótkie, a w jednej co trwała kilka lat okazało się, że jak raz zwróciłam komuś uwagę to kilka lat znajomości się urwało i mimo moich prób przegadania zostałam olana... jak nie selekcjonowałam znajomych w ogóle to w moim życiu pojawiały się osoby co chciały mi zniszczyć życie np. "koleżanka" dzwoniła do mojego chłopaka i mówiła mu że jestem z nim z braku laku i by on mnie rzucił i znalazł sobie lepszą (w domyśle chodziło jej o nią samą).

Obecnie ciężko mi znaleźć ludzi z którymi bym spędzała czas, bo moje znajomości się szybko urywają, albo są na tyle zdystansowane, że mnie w ogóle nie satysfakcjonują np. kolega co ma dwójkę dzieci i przez to widuje się z nim raz na pół roku albo rok, czasem go zaczepiam na fb by pogadać, ale nie trwa to za długo bo musi pomagać dziewczynie ogarniać dzieci, pracować, albo coś zrobić w domu. Jak znajduje znajomych bez dzieci to po jakimś czasie wypadam z towarzystwa... Stworzyłam i poznałam co najmniej 3 grupy planszowkowe, gdzie dwie poprzednie z czasem pozbyły się mnie z grona grających... Próbuje poznawać ludzi, ale te znajomości są tak nietrwałe i ja je często na siłę próbuje rozruszać czy wskrzeszać. Jakbym przestała się starać w tym temacie to nikt by się do mnie nie odezwał.

Do niedawna ćwiczyłam różne rzeczy typu fitnesy, bieganie, joga, pilates, jakieś hantle, sztangi i inne rzeczy, ale sport nie daje mi endorfin. Po ćwiczeniach zawsze płaczę, bo nienawidzę tego bólu, zmęczenia i potu, a do tego później patrząc w lustro i widząc, że wcale nie jestem jakoś piękniejsza dzięki temu sprawia, że tego jeszcze mocniej nienawidzę. Próbowałam też rowerów, rolek itp. też jakiś zespołowych rzeczy, ale to zawsze to samo odczucie mam. Ćwiczę, bo muszę, nie bo lubię czy mi to wyraźnie coś daje. Obecnie robię sporo różnych badań i konsultacji z różnymi specjalistami by to jakoś ogarnąć, ale póki co nikt nie znalazł przyczyny czemu mnie to tak wybija z równowagi (kiedyś przy dużo intensywniejszych treningach nawet miałam myśli samobójcze ? ) .

Gdy mam za duży stres to wtedy nikt nie chce ze mną gadać bo panikuje mocno. Mój chłopak wtedy z grzeczności chyba ze mną rozmawia albo siedzi ze mną, bo nie czuje by wtedy chciałby patrzeć jak ryczę z bezsilności spowodowanej stresem. Niby ze mną jest, ale nie czuje wtedy by chciał ze mną być. On jak się stresuje to trzeba dać mu czas na samotność, a ja po wielu rozmowach nauczyłam go by ze mną przy moim stresie był, ale on nie umie mojego stresu ogarniać, wtedy po prostu jest przy mnie i słucha moich żałosnych szlochów i gadania, które też nie prowadzi do polepszenia mojej sytuacji.

Odnośnik do komentarza

Nie mam doświadczeń takich że oddając się całkowicie lub w dużej części czyjemuś zaopiekowaniu to się dobrze dla mnie skończyło. Też w związkach nie miałam od mężczyzn tyle wyrozumiałości kiedy miałam jakieś gorsze momenty... Ci sami mężczyźni później potrafili dawać mnóstwo wyrozumiałości innym ale pięknym kobietom... przez to był czas że nie czułam że w ogóle że zasługuje na monogamiczna relacje i wdalam się w relacje z mężczyzna co widywał się z innymi kobietami. Szybko ta relacja mnie wyniszczyła bo byłam jeszcze bardziej zazdrosna i w kompleksach niż podczas moich zwyklych związków. Z reguły jak na chwilę sobie odpuszczam to dzieje się jakaś tragedia w moim życiu... obecnie nie mogę wziąć z chłopakiem kredytu na mieszkanie bo odpuściłam sobie trochę w pracy i teraz muszę udowadniać że zasługuje na swoje stanowisko... Jak zmienię pracę teraz to przetrzymam ten stan kredytowy na co najmniej rok.  Niby chłopak nic nie mówi ale czuje ze ta sytuacja psuje mu nasze plany

Odnośnik do komentarza
15 godzin temu, Gość Loraine napisał:

Skoro to są kwestie które zauważali wszyscy terapeuci, a ostatnia powiedziała ci wprost że chcesz być zaopiekowana lub przyjąć pomoc ale nie pozwalasz na to.

 widze to tak że Karola jest n i e z a o p i e k ow a na  w sensie zaległości z dzieciństwa.

 

osoby wyrasające z niesprzyjąjącego środowiska z róznymi deficytami w dorosłym życiu robia wyczyn by mimo róznych braków zaadaprtować sie  w życiu - dostosować do niego.

i tu Karola robiła rózne rzczy by być skuteczna i fakt jest taki że jest skuteczna. I tu była mowa w poprzednim wątku o róznych operacjonalizacjach rzeczywistości - prób rozumienia mechanizmów i dostrojenia sie do nich.I to staranie sie dorośnięcia do życia bywa wyczrpujące (trzymając w sobie zagnieżdzone braki i frustracje) i mam wrażenie dla Karoli było wycczerpujące - " ona nie wie , co juz ma robić" Jest zmęczona staraniami.

Tylko musi przyjśc taki moment , gdy zaopiekowane zostanie to Dziecko - ten "Dorosły" który zorganizował jakkolwiek życie się ustąpi miejsca dziecku powoli i pzwoli mu powoli dojrzewać. . Więc to nie są juz starania Dorosłego - dorosłej cześci karoli. Zgaduje że ta częśc Karoli jest OK. Chodzi o zajecie sie częscia, która, niewie, nie rozumie, i czuje sie zagubiona - dalej. Bo nie ruszone są w sposób istotny i zsatysfakcjonujący odczucia Dziecka. 

karola jak narazie nie dopuszcza tego dziecka do glosu - nie Ufa Mu. Bo ono to dziecko - jak pisze, nie mogło zająć się zyciem - a więc co niby ma jej do zaoferowania ?! .  jest niezaopiekowane, jest nieznosne, sabotujące i wymykające sie kontroli i naprzykrzające. . Trudno oddać mu głos.

Karola zamiast zająć sie ta częścia siebie - usłyszeć ja , szuka sposobów na rozumienie świata jeszcze bardziej... by dostosowac sie do niego jeszcze bardziej.... i zmęczyć sie jeszcze bardziej.

 

15 godzin temu, Gość Loraine napisał:

A może powinnaś pozwolić na to osobom które chcą ci pomóc

To z kolei rozumiem tak - że z perspektywy tego dziecka, wszystko - każda pomoc będzie nie doskonała( z perspektywy bezmiaruzaległych  potrzeb)  - a jezeli jest niedoskonała, to niemozliwa do przyjęcia. I to są kolejki ? terapeutów którzy nic nie dają.

 

Podobnie Karola oceniła wsparcie z forum wcześniej ( a  pierwszy wpis był ponad pół roku temu) - "nic mi to zasadniczo nie dało. Nie dało- bo "Dziecko" dalej jest niezaopiekowane  i fakt ten uniemożliwia Przyjęcia mnóstwa uwagi i obecnosci jakie tu dostała od róznych osób.  Tylko że "Dzieckiem" może zając sie w głównej mierze tylko  Karola (najpierw) inaczej niczego od nikogo nie przyjmie.

 

 Z niecierpliwością czekam na komentarz że mój wpis jest raczej  nie trafiony ? 

 

Odnośnik do komentarza
39 minut temu, Gość Agu napisał:

 widze to tak że Karola jest n i e z a o p i e k ow a na  w sensie zaległości z dzieciństwa.

 

osoby wyrasające z niesprzyjąjącego środowiska z róznymi deficytami w dorosłym życiu robia wyczyn by mimo róznych braków zaadaprtować sie  w życiu - dostosować do niego.

i tu Karola robiła rózne rzczy by być skuteczna i fakt jest taki że jest skuteczna. I tu była mowa w poprzednim wątku o róznych operacjonalizacjach rzeczywistości - prób rozumienia mechanizmów i dostrojenia sie do nich.I to staranie sie dorośnięcia do życia bywa wyczrpujące (trzymając w sobie zagnieżdzone braki i frustracje) i mam wrażenie dla Karoli było wycczerpujące - " ona nie wie , co juz ma robić" Jest zmęczona staraniami.

Tylko musi przyjśc taki moment , gdy zaopiekowane zostanie to Dziecko - ten "Dorosły" który zorganizował jakkolwiek życie się ustąpi miejsca dziecku powoli i pzwoli mu powoli dojrzewać. . Więc to nie są juz starania Dorosłego - dorosłej cześci karoli. Zgaduje że ta częśc Karoli jest OK. Chodzi o zajecie sie częscia, która, niewie, nie rozumie, i czuje sie zagubiona - dalej. Bo nie ruszone są w sposób istotny i zsatysfakcjonujący odczucia Dziecka. 

karola jak narazie nie dopuszcza tego dziecka do glosu - nie Ufa Mu. Bo ono to dziecko - jak pisze, nie mogło zająć się zyciem - a więc co niby ma jej do zaoferowania ?! .  jest niezaopiekowane, jest nieznosne, sabotujące i wymykające sie kontroli i naprzykrzające. . Trudno oddać mu głos.

Karola zamiast zająć sie ta częścia siebie - usłyszeć ja , szuka sposobów na rozumienie świata jeszcze bardziej... by dostosowac sie do niego jeszcze bardziej.... i zmęczyć sie jeszcze bardziej.

 

To z kolei rozumiem tak - że z perspektywy tego dziecka, wszystko - każda pomoc będzie nie doskonała( z perspektywy bezmiaruzaległych  potrzeb)  - a jezeli jest niedoskonała, to niemozliwa do przyjęcia. I to są kolejki ? terapeutów którzy nic nie dają.

 

Podobnie Karola oceniła wsparcie z forum wcześniej ( a  pierwszy wpis był ponad pół roku temu) - "nic mi to zasadniczo nie dało. Nie dało- bo "Dziecko" dalej jest niezaopiekowane  i fakt ten uniemożliwia Przyjęcia mnóstwa uwagi i obecnosci jakie tu dostała od róznych osób.  Tylko że "Dzieckiem" może zając sie w głównej mierze tylko  Karola (najpierw) inaczej niczego od nikogo nie przyjmie.

 

 Z niecierpliwością czekam na komentarz że mój wpis jest raczej  nie trafiony ? 

 

Czy jest trafiony czy też nie, to i tak nie wiadomo jak mogłabym się zaopiekować tą dziecięcą częścią siebie. Ja mogę spełniać swoje dziecięce marzenia i zbierać doświadczenia których nie zaznałam za dzieciaka, ale to jest właśnie niewystarczające. Bo wiesz... mogę mieć kotki o jakich marzyłam, iść do zoo, podróżować, jeść lody na śniadanie i inne tego typu rzeczy, ale to do tej pory i tak było dla mnie za mało. Im robiłam sobie w życiu więcej przestrzeni na bycie dzieckiem tym bardziej zagrożone jest moje życie jako osoby dorosłej. Nigdy nie będę mieć 2 miesięcy wakacji gdzie podróżuje, bawię się ze znajomymi całymi dniami albo gram w gierki, bo już minął czas takich doświadczeń i też wiele innych podobnych rzeczy które dzieci odczuwają - ja nie będę mogła doświadczyć. Ludzie tęsknią za beztroską z dzieciństwa, a ja nie wiem co to znaczy być beztroskim, bo dla mnie to zawsze miało srogie konsekwencje. 

Nie da się nic więcej zrobić, albo o jakimś sposobie nie wiem i w terapii chciałam poznać, ale nie poznałam. Części Twojej wypowiedzi Agu nie rozumiem, bo możesz dużo pisać o zaopiekowaniu się tą dziecięcą częścią mnie, ale prawda jest taka, że to ma granice które osiągnęłam i nie umiem nie znam innych sposobów. To taka ładna teoria do której nikt nie dopisuje jak to w praktyce ma wyglądać. 

Odnośnik do komentarza
7 minut temu, Gość Karola napisał:

Czy jest trafiony czy też nie, to i tak nie wiadomo jak mogłabym się zaopiekować tą dziecięcą częścią siebie

I to jest właśnie to co zniechęca do kontaktu z Tobą.I to że przeciętna osoba inna niż np taka Loraine wycofa się.

Bo to jest nie do zniesienia na dłuższa metę.

10 minut temu, Gość Karola napisał:

Nie da się nic więcej zrobić, albo o jakimś sposobie nie wiem i w terapii chciałam poznać, ale nie poznałam. Części Twojej wypowiedzi Agu nie rozumiem, bo możesz dużo pisać o zaopiekowaniu się tą dziecięcą częścią mnie, ale prawda jest taka,

. To taka ładna teoria do której nikt nie dopisuje jak to w praktyce ma wyglądać. 

To jest twoja koleina technika sabotażowa.

Ja ci to opisałam wcześniej , jak to działa. I szczerze mówiąc nie chce mi się Tobie tłumaczyć już tego poraz drugi, bo Ty tego nie doceniasz i nie przyjmujesz. T nie jest to kwestią rozumienia - a doświadczenia, - a żeby tego doświadczyć to wytrzymają proszę w jakiejś terapii dłużej np. rok.

  Ja nie wiem np. czy Ty kiedykolwiek napisałs tu coś takiego: Dziekuje za Wasze komentarze -  Tutaj osoby zazwyczaj tak pisza.

I nie chodzi mi o to że ja potrzebuje od Ciebie wdzięczności - nie potrzebuje jej, tylko zauważam, fakt który zapewne powielasz i w ten sposób odpychasz innych. .

 Ty - nieświadomie" piszesz" z perspekty nienasyconego dziecka, któremu nie można dogodzi w żaden sposób - bo to dziecko jest wqurwione własnym losem i teraz będzie pokazywać i udowadniać że wszytsko jest dupy.... "No może trafiłam, ale chuj z tym bo i tak nie działa" :)

 

20 minut temu, Gość Karola napisał:

że to ma granice które osiągnęłam

Osiągnelas takie granice że nie masz kontaktu uczuciowego z tym Dzieckiem. I dlatego nie umiesz się nim zając.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...