Skocz do zawartości
Forum

Skuteczność psychoterapii


Jacobsen

Rekomendowane odpowiedzi

8 minut temu, Gość Karola napisał:

A co do mojej terapii to myślę, że może łatwiej by mi było z terapeutką jakby podejmowała ze mną polemikę nad tym co chcę omówić, a jeśli widzi, że to nie ma sensu dla mojej terapii,

Tak a ja zperspektywy kogos kto taka terapie odbył, tłumacze na czym to polega. I to czego Ty chcesz  nie istnieje  w ramch nurtu o którym mówimy. A dwa nie działa i wg mnie ostatecznie nie karmi na to czego doświadczasz. Nie ma wskazówek , które miałabys zastosować by pozbyć się "poczucia braku" . A Wyczucia w relacjach w sytuacjach o których mówisz człowiek sie uczy przez doświadczenie.

 I jesli terapeutka mówi Ci że nie przyjmujesz - to niestety ale może to byc prawda, bo nie byłas w relacjach w których nauczyłabyś się tego. Nie da sie komus kto ma braki pomóc inaczej niz przez doświadczenie.

wiec wracajac do nauki pływania - nie stoisz przed tablicą i nie oglądasz slajdów z tego jak to sie robi i nie polemizujesz, tylko wskakujesz do wody. Tak po prostu praktyka pokazuje że działa mimo że Twoje wyobrażenia są inne.

A teraz weź pod uwage to ze bedziesz za chwile w procesie grupowym. A wiec terapia nie bedzie skoncentrowana tylko na Tobie. Będziesz słuchać problemów innych, wiec Twoim dylematem nie bedzie tylko to czy wziaść czy nie, ale też to czy dać lub nie. I moze być sesja na której sie nawet nie odezwiesz. I bedziesz musiała uczyc sie wyposrodkowania swoich potrzeb  i innych...

To jest to co chciałam Ci tu przekazać, mimo że taka perspektywa Cie nie zadawala...ale tez nie jest to cos do czego chce Cie na siłe przekonać. To jest ten wybór...Ty mozesz to wziąśc lub nie. Ale tez Twoje życie I Twoja odpowiedzialność , jak i z czego bedziesz korzystać, czy bedziesz sie karmić ja k Ci sie będzi życ za lat kilka.

 

Jesli chodzi o frustracje to pewnie będziesz jej jeszcze jakis czas doświadczać. do do czego Cie by m tylko przekonywała to trwać w tej terapii , jakkolwiek nie była by frustrująca i wydawać by sie mogło bez sensu trwac w niej - i sie z nia mierzyć, tak jak teraz mierzysz sie z frustracją

....i nie zapominac o ciele - tak poza terapia.

 

Odnośnik do komentarza
23 godziny temu, Gość Karola napisał:

Biorę leki od psychiatry tyle samo czasu co chodzę na psychoterapie różnego rodzaju. Obecnie będę zmieniać psychiatrę na innego, bo leki jakoś nie koją moich nerwowych stanów (w sumie nie widzę różnicy, po jednych po prostu spałam jak zabita, że nawet obudzić się było mi ciężko, a po drugich jestem taka jak przed lekami). 

Afirmacji nie stosuje, bo kiedyś miałam z tym przygodę gdzie było ze mną bardzo źle (rezygnowałam z życia, trafiłam zainteresowanie ludźmi wokoło mnie i opuściłam się w pracy, że mnie zwolnili i byłam bezrobotna ok. 3 miesiące bo nie mogłam znaleźć nowej pracy...) Boję się zatem wrócić do afirmacji, bo wtedy zniszczyły mi życie i dopóki ich nie porzuciłam to robiło się coraz gorzej, a nie mogłam sobie na to pozwolić finansowo. 

Sport uprawiam regularnie. Nie lubię sportu ale to robią mimo niechęci do tego. Różne rzeczy ćwiczę od biegów, po spacery, jogi, pilatesy, basen i inne. W zależności od możliwości to takie sporty lecą. Nie widzę by to koiło moje nerwy, ale dalej to robię, bo chyba trzeba. 

Nie słucham muzyki relaksacyjnej, mogę próbować zacząć. Czasem robię sobie kąpiele w ciepłej wodzie, ale nie relaksuje mnie to.

Od matki się odcięłam już wiele lat temu, ale niestety strach że jakimś pokrętnym sposobem mnie odnajdzie nadal we mnie jest. Jak mnie nęka dzwoniąc do mnie to blokuje jej nr telefonu. Co jakiś czas zmieniam adres zamieszkania. Nazwiska nie zmieniałam, bo dzięki niemu łatwiej mi znaleźć pracę, bo mam brata pracującego w tej samej branży/zawodzie i czasem ktoś mnie zapyta czy jesteśmy spokrewnieni. Nie jestem mega specjalistą w przeciwieństwie do mojego brata, więc to ciut mi pomaga kiedy zmieniam pracę, a robię to dość często. 

Boję się okazywać moich emocji związanych z lękiem, odrzuceniem na chłopaku, bo bym go tylko oskarżała albo okazywała mu mega brak zaufania co może go ode mnie oddalić. Jak za często z nim rozmawiam w sposób stonowany i przemyślany o moich potrzebach czy problemach to już widzę, że ma dość... jakbym zaczęła na niego krzyczeć albo płakać mu że wydaje mi się, że on mnie nie kocha i że pewnie mnie rzuci to by szybko mnie zostawił... Sam jakby mnie tak traktował jak ja bym go emocjonalnie traktowała gdybym się nie hamowała to bym uciekła też... Miałam raz faceta niecały rok, który okazywał dużo niepewności co do relacji i zazdrości to go rzuciłam bo miałam go dość ? (jakiś czas go zapewniałam, że jest ok i nie musi się martwić, ale z czasem go po prostu rzuciłam bo nie wytrzymywałam tego). Boję się być tak samo potraktowana jak ja jego potraktowałam ?
Chyba, że okazywanie tych moich lękowych emocji to coś innego Ty masz na myśli niż to co ja kojarzę że Ci chodzi (może napisz jakiś przykład np. co do moich kompleksów na temat wyglądu i strachu, że mój obecny chłopak może mnie rzucić jak się zestarzeje, przytyje, czy będę mieć aparat na zębach itp). Lepiej rozumiem na przykładach, bo nie mam za bardzo doświadczenia. 

 

Karola, zauważ że pisząc o psychiatrze, piszesz dosłownie tak samo jak o psychoterapeutach i twoich terapiach które były i o tej którą teraz przerabiasz. Odnoszę wrażenie że ty chcesz aby farmakoterapia i terapia rozwiązała za ciebie wszystkie twoje problemy. A to tak nie działa. Jeszcze raz i w koło będę ci powtarzała że to czy ruszysz do przodu zależy od ciebie bo jak na razie tylko maskujesz twoje uczucia a co za tym idzie reakcje. Wszystko co robisz jest wyuczone bo podpatrzone u innych. Chcesz sie wbić w otoczenie, ale wszyscy widzą że twoje zachowanie jest sztuczne i rozmowa z tobą na dłuższą metę nie zadziała bo sie nie otwierasz tylko stosujesz to czego sie nauczyłaś. To tak jak z przeczytanymi przez ciebie książkami. Masz wiedzę i uważasz że jak dostaniesz wskazówki to zastosujesz i wtedy będzie ok. A to tak nie działa. Musisz sie otworzyć na uczucia a nie grać, udawać jak do tej pory. To jest twoim priorytetem. Tylko że ty nie jesteś na to gotowa. Nie ma tutaj jednego skutecznego sposobu. Możesz ćwiczyć techniki, możesz przeczytać książki ze wskazówkami. Ale jeżeli wewnętrznie jesteś zamknięta to żadna terapia czy farmakoterapia nie zadziała i ci nie pomoże. Poza tym wychodzenie z twoich problemów, przepracowywanie ich będzie jeszcze trwało latami. Bo te problemy cały czas wpływają na twoje życie, ty w zasadzie żyjesz tak jak wtedy gdy mieszkałaś z rodzicami i nie umiesz sie uwolnić od przeszłości, nie umiesz jej zostawić. Bo nie umiesz okazywać uczuć, tylko maskujesz siebie i to co czujesz. Każdy włącznie z terapeutami to widzi.

Napisz prosze jeżeli to nie problem, czemu afirmacja tak na ciebie zadziałała? Podaj przykład co afirmowałaś i jak dokładnie na ciebie to wpływało? Czy afirmowałaś raz na jakiś czas czy codziennie? Co mówiłaś do siebie (to jest ważne)?

Ważne że cwiczysz, ale...piszesz że uprawiałaś jogę. I nic ci to nie pomagało. Wiesz czemu bo to co robisz robisz automatycznie, nie relaksujesz się tylko wszystko wykonujesz zadaniowo. Z afirmacją jest tak że nawet jeżeli coś wykonujesz zadaniowo to mówiśz i myślisz o swoich faktycznych uczuciach (na głos lub po cichu) i musisz być sama ze sobą szczera czyli nie maskujesz się jak przed wszystkimi w około. I przypuszczam że to dlatego afirmacja na ciebie tak wpłynęła jak wpłynęła. Nie umiesz się zmierzyć z problemami gdy chodzi o faktyczne uczucia bo jesteś zamknięta w swojej wewnętrznej wierzy i czekasz aż ktos ci da gotowy przepis jak wszystkie problemy pozamykać. Na terapii grupowej będziesz rozmawiała z innymi ludźmi którzy ci powiedzą co widzą, jak cie odbierają i dzieki temu sama usłyszysz co jest twoim problemem. Na terapeutów można trafić różnych - tych dobrych i tych do D. . Ale jeżeli każdy lub większość mówi ci że np. nie umiesz sie otworzyć i odpychasz od siebie ludzi to bierz to pod uwagę. To znaczy też że ty nie chcesz przyjąć do siebie że może tak być tylko czekasz aż ci ktoś pokarze że można zrobić lub zachowac się tak lu inaczej i wtedy twoja zadaniowość wchodzi do akcji. Ale faktycznie nic się nie zmienia. Przez to że jesteś zamknięta na otworzenie się, na pokazanie innym swoje uczucia, to co myslisz. Wszystko ukrywasz. A w relacjach nie o to chodzi aby komuś pokazać sztuczność. Zdobędziesz znajomych, może przyjaciół ale tylko wtedy gdy pokarzesz swoje uczucia, gdy będziesz mówiła co faktycznie uważasz (prywatnie, w pracy lepiej nie mówić wszystkiego ? . I musisz sie liczyć z tym że zawsze będą jakie s porażki, że komuś nie będzie twoje towarzystwo lub zdanie pasowało. Ale dzięki temu w naszym życiu zostają ci prawdziwi znajomi, przyaciele z którymi nam dobrze, z którymi jesteśmy szczęśliwi. A nie z którymi jesteśmy na silę. Ruszysz gdy sobie to uświadomisz i zaczniesz sama od zmian w swoim życiu. Tych w głowie i tych namacalnych.

Uświadom sobie też to że każdy się zmieni, zestarzeje, utyje lub schudnie, pomarszczy, wyłysieje lub zsiwieje. I albo ty to zaakceptujesz u siebie, albo żadna terapia i prochy tego nie zmienią. Jeżeli chcesz z kimś być szczęśliwa to akceptuj siebie, innych i nie próbuj zminieniać się dla innych tylko dla siebie. Myśląc że musisz być silna bo cię ktoś zostawi, pokazuje że nie tylko siebie nie lubisz ale nie szanujesz sama siebie. Masz do przepracowania wiele ważnych kwestii także twoje myślenie o sobie. I od tego zacznij. Nikt za ciebie tego nie zrobi. Dostałas wskazówki, a czy to zrobisz zalezy tylko i wyłącznie od ciebie. Pzdr

 

Odnośnik do komentarza

Afirmacje robiłam na moje kompleksy na temat wyglądu. Stawałam przed lustrem i mówiłam na głos do odbicia w lustrze, że jestem piękna, albo, że mam ładne oczy, włosy czy inne części ciała, albo że nie jestem taka gruba jak mi się wydaje itp. ale czułam w momencie tych afirmacji, że mówię jakieś ogromne kłamstwa. Zupełnie tak jakbym mówiła, że jestem mężczyzną mimo że widać w lustrze, że jestem kobieta. Początkowo robiłam tak rano i wieczorem bez emocji, ale każdego kolejnego dnia mną to coraz bardziej poruszało, aż po jakimś miesiącu mówiłam te rzeczy płacząc. Nawet jedno lustro zniszczyłam podczas takich afirmacji. Po około 5-6 tygodniach poranne affirmance kończyły się tym, że zamykałam się w łazience i płakałam długie godziny tym samym wagarując od porannych zajęć na uczelni, albo spóźniając się do mojej dorywczej pracy. Po około dwóch miesiącach stosowania afirmacji przestałam w ogóle wychodzić z domu łącznie z wyrzucaniem śmieci. Wtedy tylko spałam, albo płakałam. Jak na mnie ówczesny wtedy chłopak krzyczał że nie dbam o siebie to jadłam jakiś mały posiłek, bo inaczej to nie jadłam w ogóle. W połowie 3 miesiąca afirmacji straciłam pracę  i oblałam pierwsze terminy połowy przedmiotów na uczelni łącznie z WF, który zaliczało się samą obecnością na zajęciach. Wtedy potrafiłam nie jeść nawet po kilka dni, nie myłam się w ogóle a gdy chłopak zapraszał jakiś znajomych do domu to ja udawałam że śpię w innym pokoju i się nawet z tymi ludźmi nie witałam, nie czytałam maili, nie odbierałam telefonów, ani nie czytałam sms ani nie zaglądałam na portale społecznościowe. W sumie to wtedy tylko płakałam afirmując się przed lustrem, płakałam w łazience, albo spałam. Wtedy w sumie nic mnie nie obchodziło i nie chciałam rozmawiać z ówczesnym chłopakiem, bo się wstydziłam swojego wyglądu. Zdarzały mi się też momenty gdy się drapałam po skórze do krwi albo waliłam pięściami w ścianę. Pewnego dnia uznałam że nienawidzę siebie i nic z tym chyba nie da się zrobić. Przestałam patrzeć w lustro, afirmować się i ogarnęłam jakoś uczelnie, ale nigdy jej nie skończyłam (nie mam żadnego dyplomu ani nic), po dłuższym czasie znalazłam jakąś pracę (na kilka miesięcy, chyba pół roku) w której dzień przed zakończeniem umowy powiedzieli mi że nie chcą ze mną przedłużać umowy, bo nie angażuje się w pracę tak jakby tego chcieli. Po kilku miesiącach bezrobocia znów znalazłam jakąś pracę, gdzie wyraźnie okazywali mi że mnie nienawidzą, bo był gość co otwarcie mi mówił, że jestem beznadziejna i powinnam pracować jako kopacz grobów a nie specjalista w jakimkolwiek zawodzie... jakoś te rzeczy znosiłam i ignorowałam fakt, że jestem brzydka, w międzyczasie ucząc się robić makijaż i próbując jakoś wynagrodzić chłopakowi, że byłam taka beznadziejna. W ostateczności on ze mną zerwał mówiąc mi, że nie jestem materiałem na dziewczynę i że nikt mnie nigdy nie zechce i powinnam się z tym pogodzić. 

Odnośnik do komentarza
26 minut temu, Gość Karola napisał:

Afirmacje robiłam na moje kompleksy na temat wyglądu. Stawałam przed lustrem i mówiłam na głos do odbicia w lustrze, że jestem piękna, albo, że mam ładne oczy, włosy czy inne części ciała, albo że nie jestem taka gruba jak mi się wydaje itp. ale czułam w momencie tych afirmacji, że mówię jakieś ogromne kłamstwa. Zupełnie tak jakbym mówiła, że jestem mężczyzną mimo że widać w lustrze, że jestem kobieta. Początkowo robiłam tak rano i wieczorem bez emocji, ale każdego kolejnego dnia mną to coraz bardziej poruszało, aż po jakimś miesiącu mówiłam te rzeczy płacząc. Nawet jedno lustro zniszczyłam podczas takich afirmacji. Po około 5-6 tygodniach poranne affirmance kończyły się tym, że zamykałam się w łazience i płakałam długie godziny tym samym wagarując od porannych zajęć na uczelni, albo spóźniając się do mojej dorywczej pracy. Po około dwóch miesiącach stosowania afirmacji przestałam w ogóle wychodzić z domu łącznie z wyrzucaniem śmieci. Wtedy tylko spałam, albo płakałam. Jak na mnie ówczesny wtedy chłopak krzyczał że nie dbam o siebie to jadłam jakiś mały posiłek, bo inaczej to nie jadłam w ogóle. W połowie 3 miesiąca afirmacji straciłam pracę  i oblałam pierwsze terminy połowy przedmiotów na uczelni łącznie z WF, który zaliczało się samą obecnością na zajęciach. Wtedy potrafiłam nie jeść nawet po kilka dni, nie myłam się w ogóle a gdy chłopak zapraszał jakiś znajomych do domu to ja udawałam że śpię w innym pokoju i się nawet z tymi ludźmi nie witałam, nie czytałam maili, nie odbierałam telefonów, ani nie czytałam sms ani nie zaglądałam na portale społecznościowe. W sumie to wtedy tylko płakałam afirmując się przed lustrem, płakałam w łazience, albo spałam. Wtedy w sumie nic mnie nie obchodziło i nie chciałam rozmawiać z ówczesnym chłopakiem, bo się wstydziłam swojego wyglądu. Zdarzały mi się też momenty gdy się drapałam po skórze do krwi albo waliłam pięściami w ścianę. Pewnego dnia uznałam że nienawidzę siebie i nic z tym chyba nie da się zrobić. Przestałam patrzeć w lustro, afirmować się i ogarnęłam jakoś uczelnie,

Przejmujące  świadectwo autoagresji ?

wiem że twoim celem jest udowodnienie że nic na Ciebie nie działa , ale tym razem troche przegełaś formułując teorie ze afirmacje Ci zaszkodziły było zapewne tak że to był gorszy czas z jakiegos powodu, chwyciłas sie afirmacji w nadziej  ze to zreperuje osobowośc, nie zreperowało, ale wszystko czego doświadczyłas nie było efektem afirmacji tylko stanu w którym w tedy byłaś.

Podobnie lawirowałas w tym watku obieszczając nam że terapie Ci zaszkodziły, po czy przyznałas że jednak wczesniej było tez do dupy.

.. tak sie zachowuja dzieci, ze nieraz rózne rzeczy koloryzuja, przesadzają, uwypuklaja by wywołac efekt w otoczeniu. Zeby ktos się zajał pochylił... "no , no Karoli faktycznie nic nie pomaga -hmm kiepska sprawa"

relaks, nie działa, terapia, leki, joga, kapiel - nic, klops. Karola wymaga  s p e c j a l n e j   uwagi ?

 

 

Godzinę temu, Gość Loraine napisał:

Odnoszę wrażenie że ty chcesz aby farmakoterapia i terapia rozwiązała za ciebie wszystkie twoje problemy. A to tak nie działa. Jeszcze raz i w koło będę ci powtarzała że to czy ruszysz do przodu zależy od ciebie bo jak na razie tylko maskujesz twoje uczucia a co za tym idzie reakcje.

Czyli mimo całego tragzmu wziąśc odpowiedzilanośc. Zgadzam się z tym Karola wiele rzeczy maskuje..  Cierpi ale ucieka sie do półsrodków.

 

 

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Gość Agu napisał:

Czyli mimo całego tragzmu wziąśc odpowiedzilanośc. Zgadzam się z tym Karola wiele rzeczy maskuje..  Cierpi ale ucieka sie do półsrodków.

Agu, tak. Poza tym uważam że ta ucieczka jest przede wszystkim przed sobą samą, przed otwarciem się i pokazaniem uczuć które ukrywa i maskuje, ale przede wszystkim przed tym że ktoś/ coś może jej pomóc. Natomiast jest nastawiona na coś gotowego bo jeżeli ma gotowca to sama nie musi sie otwierać i pokazywac kim faktycznie jest i co czuje. Szuka bezpiecznego rozwiązania ale niekoniecznie skutecznego.

 

Odnośnik do komentarza
3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Afirmacje robiłam na moje kompleksy na temat wyglądu. Stawałam przed lustrem i mówiłam na głos do odbicia w lustrze, że jestem piękna, albo, że mam ładne oczy, włosy czy inne części ciała, albo że nie jestem taka gruba jak mi się wydaje itp. ale czułam w momencie tych afirmacji, że mówię jakieś ogromne kłamstwa. Zupełnie tak jakbym mówiła, że jestem mężczyzną mimo że widać w lustrze, że jestem kobieta. Początkowo robiłam tak rano i wieczorem bez emocji, ale każdego kolejnego dnia mną to coraz bardziej poruszało, aż po jakimś miesiącu mówiłam te rzeczy płacząc. Nawet jedno lustro zniszczyłam podczas takich afirmacji. Po około 5-6 tygodniach poranne affirmance kończyły się tym, że zamykałam się w łazience i płakałam długie godziny tym samym wagarując od porannych zajęć na uczelni, albo spóźniając się do mojej dorywczej pracy. Po około dwóch miesiącach stosowania afirmacji przestałam w ogóle wychodzić z domu łącznie z wyrzucaniem śmieci. Wtedy tylko spałam, albo płakałam. Jak na mnie ówczesny wtedy chłopak krzyczał że nie dbam o siebie to jadłam jakiś mały posiłek, bo inaczej to nie jadłam w ogóle. W połowie 3 miesiąca afirmacji straciłam pracę  i oblałam pierwsze terminy połowy przedmiotów na uczelni łącznie z WF, który zaliczało się samą obecnością na zajęciach. Wtedy potrafiłam nie jeść nawet po kilka dni, nie myłam się w ogóle a gdy chłopak zapraszał jakiś znajomych do domu to ja udawałam że śpię w innym pokoju i się nawet z tymi ludźmi nie witałam, nie czytałam maili, nie odbierałam telefonów, ani nie czytałam sms ani nie zaglądałam na portale społecznościowe. W sumie to wtedy tylko płakałam afirmując się przed lustrem, płakałam w łazience, albo spałam. Wtedy w sumie nic mnie nie obchodziło i nie chciałam rozmawiać z ówczesnym chłopakiem, bo się wstydziłam swojego wyglądu. Zdarzały mi się też momenty gdy się drapałam po skórze do krwi albo waliłam pięściami w ścianę. Pewnego dnia uznałam że nienawidzę siebie i nic z tym chyba nie da się zrobić. Przestałam patrzeć w lustro, afirmować się i ogarnęłam jakoś uczelnie, ale nigdy jej nie skończyłam (nie mam żadnego dyplomu ani nic), po dłuższym czasie znalazłam jakąś pracę (na kilka miesięcy, chyba pół roku) w której dzień przed zakończeniem umowy powiedzieli mi że nie chcą ze mną przedłużać umowy, bo nie angażuje się w pracę tak jakby tego chcieli. Po kilku miesiącach bezrobocia znów znalazłam jakąś pracę, gdzie wyraźnie okazywali mi że mnie nienawidzą, bo był gość co otwarcie mi mówił, że jestem beznadziejna i powinnam pracować jako kopacz grobów a nie specjalista w jakimkolwiek zawodzie... jakoś te rzeczy znosiłam i ignorowałam fakt, że jestem brzydka, w międzyczasie ucząc się robić makijaż i próbując jakoś wynagrodzić chłopakowi, że byłam taka beznadziejna. W ostateczności on ze mną zerwał mówiąc mi, że nie jestem materiałem na dziewczynę i że nikt mnie nigdy nie zechce i powinnam się z tym pogodzić. 

Karola, co do afirmacji, to pamiętaj że prawdziwych siebie widzimy jedynie w lustrze. Bo wtedy widzimy siebie takimi jacy jesteśmy Fizycznie i mentalnie to lustro jest odbiciem nas w każdym sensie. Dlatego afirmacje tak w ciebie trafiały, bo widziałas coś co jest dla ciebie niewygodne, co cię dołowało całe życie, coś powodowało i powoduje że masz zniszczone poczucie wartości. Coś co pokazuje że nie akceptujesz siebie taką jaka jesteś, tylko się nienawidzisz ( i tutaj Agu ma rację bo twoje zachowanie autogresywne mówi że nienawiść skierowałaś nie na problem ale na siebie). A to pokazuje z kolei że ty siebie traktujesz jako problem, co nie jest prawdą bo problem jest tym co powoduje u ciebie takie myślenie. I teraz zastanów się i jak możesz to napisz co było powodem (co myślałaś) że widziałas w sobie osobę brzydką, grubą i t.d.?  Czy umiesz podać ten ważny powód dla którego myslisz o sobie że jesteś brzydka? Zwróć uwagę że afirmowałaś tylko to co chciałabyś zmienic w wyglądzie - przynajmniej z tego co piszesz to w większości chodzi o wygląd, nie o charakter. Więc chcę cię zapytać czy rodzice mówili ci że jesteś brzydka, gruba, że masz brzydkie ciało i t.d.? napisz jeżeli to nie problem. Po afirmacjach płakałaś, siedziałaś w łazience i się nie myłaś, więc wpadłaś w głeboką depresję i wtedy nie miałas siły udawać mimo że próbowałaś. Patrząc w lustro które rozwaliłaś co myślałaś o sobie? Myślałaś o rodzicach i o tym co tobie i o tobie mówili? Może bardziej o tym co matka o tobie i do ciebie mówiła?

Zwróć uwagę że w pracy usłyszałaś że nadawałabyś się na kopacza grobów. - i pytanie do ciebie, z czym ci sie kojarzą osoby które kopią groby, z czym kojarzy ci sie pochówek, cmentarz?

Napisałas że spałaś w łazience, nie rozmawiałaś z chłopakiem bo się wstydziłaś (nie charakteru) wyglądu. Do znajomych nie wychodziłaś nawet się przywitać. I powiem ci szczerze - na tamten moment i mysle że na ten też najpierw powinnaś zrobić z sobą porządek, ze swoimi problemami, z przeszłością która na ciebie oddziałuje. I dopiero na powaznie myślec o miłości, o byciu z kimś. W innym wypadku bedzie tak że nowy chłopak- związek- nie spowoduje że problemy sie rozwiążą. Ty swoje problemy przenosisz ze związku na związek. Żaden chłopak nie byłby ci w stanie pomóc, a wiem że zycie z osoba w depresji jest bardzo trudne bo ludzie często po prostu nie wiedzą jak pomagać takim osobom jak ty czy innym osobom w depresji. Ty sie zamknełaś w sobie, nie mówisz o uczuciach i ich nie okazujesz. Trochę mówisz chłopakowi co jest nie tak, ale też nie chcesz go obciążac bo się boisz. I prawda jest taka że także ten chłopak nie jest wstanie ci pomóc bo od tego masz terapeutkę. Jednak nadal wolisz sie wypłakac chłopakowi, a nie na terapii. Ty nie masz w ogóle zaufania do ludzi, nawet tych - a może przede wszystkim- którzy chcą ci pomóc.

jeżeli kiedyś chciałabyś spróbowac afirmacji, to nie mów np. :"Jestem ładna, mądra, piękna". Mów np. "chciałabym być ....", "lubie w sobie....", "chciałabym umieć ....", "chciałabym aby ....", "chciałabym zmienić.....". Nie kłam sama przed sobą. Mów to z czym się zgadzasz. Mów to wszystko co byś chciała lub nie w swoim życiu. Pzdr

 

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Gość Loraine napisał:

Agu, tak. Poza tym uważam że ta ucieczka jest przede wszystkim przed sobą samą, przed otwarciem się i pokazaniem uczuć które ukrywa i maskuje, ale przede wszystkim przed tym że ktoś/ coś może jej pomóc. Natomiast jest nastawiona na coś gotowego bo jeżeli ma gotowca to sama nie musi sie otwierać i pokazywac kim faktycznie jest i co czuje. Szuka bezpiecznego rozwiązania ale niekoniecznie skutecznego.

 

No, skoro trudno jest  patrzeć na siebie przed lustrem to czemu miałoby się pozwolić by patrzeli inni.uprawia się kamuflaż przed sobą i światem.

I tu nie chodzi o wygląd, ale o jakąś prawdę o sobie

To chodzi o całą historię upokorzenia i upodlenia na którą się nie zasłużylo i na którą  nie chce się spojrzeć, bo się siebie za nią obwinia- i  gdy się patrzy to wywołuje to autoagresję. Bo nie potrafi się jeszcze tym zaopiekować, potrafi się siebie tylko za to atakować.

 

Autoagresja to odbieranie sobie i atakowanie siebie, czyli to co robili źli "bliscy " kiedyś, robimy znowu sobie.

Wiec gdy mówi się sobie " jestem, ładna, dobra i zasługuje na dobro" to autoagresja jest przywaleniem sobie w odpowiedzi na takie myśli, bo to wzorzec. Wiec to co faktycznie mogło się stać im więcej Karola opowiadała sobie dobrych rzeczy, tym bardziej musiała sobie przywalić , aż wreszcie stłukła lustro i zakończyła cały proceder?. Ale wtedy trzeba oddzielić to co robiły afirmacje od tego co robiła Karola sobie.

Ale ważna rzecz o autoagresji jest jeszcze taka że autoagresja jest agresja , która "powinna" byla w cudzysłowiu powędrować do innych, do tych którzy nas krzywdzili, a została wewnątrz, nie wyrażona, i nieuświadomiona, Coś co nie mogło się wyrazić za dziecka: "wyp..rd..ac, dajcie mi przestrzeń do życia, rozwoju i przestańcie mnie gniebic".

To nie lustro powinno być zbite, bo jest w nim dziewczynka, która czeka dalej na ciepłą uwagę i opiekę.

 

Wiec zamiast to agresję uzyc konstruktywnie do stawiania granic, do ochrony siebie, do ochrony wewnętrznego dziecka -  agresja kierowana jest na siebie , na to bezradne dziecko, na ciało, które nie spełnia oczekiwań i jest źródłem cierpienia.

 

Poza tym uciekając od siebie, nie można siebie zakomunikować innym- więc na co się wskieka Karola u terapeutki, czy naprawdę na to że ta jej nie odpowiada na zgłaszane rzeczy , czy sęk że Karola nie zgłasza siebie. I każde dotknięcie głębiej powoduje a to złość na terapeutkę a to złość na siebie.

Uciekając od siebie, i lawirując w różne historyjki staje się też toksycznym, odpychajacym- bo to prowokoje takie trochę tańcowanie bez żadnego, skutku efektu, będąc " podmiotem" frustracji, która jest de facto prowokowana przez  taką osobę, - bierze się udział w czyims tańcu niezadowolenia 

---

ta frustracja w dochodzeniu do siebie samej tej autentycznej, jest brutalnie mówiąc trochę na miejscu ...w takim sensie, że to bolesny proces...ale ostatecznie prowadzący do uwolnienia.

Odnośnik do komentarza

Agu, ja się cieszę że Karola tak się tutaj otworzyła. Może jest to trochę spowodowane tym że łatwiej jest pisać o problemie osobom których się nie zna i nie widzi. Ale tak czy inaczej obecnie to co pisze jest bardziej konkretne, jest bardziej otwarta bo w poprzednich wątkach mam wrażenie że dużo kwestii było bardziej rozjechanych. Tutaj pisze bardziej konkretnie i przede wszystkim otwarcie nie próbuje sie kłócić że cos jej nie pasuje z naszej strony. Ważne jest to że pyta i że chce (mam nadzieję) się dowiedzieć od czego zacząć. napisałam o lustrze bo to pokazuje jak bardzo się nienawidzi. Karola pisze i dzieki temu my możemy jako osoby nie związane z nią powiedzieć jak wygląda jej zachowanie. Myślę że terapia będzie bardzo długa, ale wszystko zalezy od niej. Od tego czy się otworzy sama przed sobą bo tym sposobem żadne lustro już nie poleci. Nie da się siebie pokochać z miejsca po przeżyciach z młodości takich jakie miała Karola. Tutaj też ważne jest aby odkryła że ma prawo reagować jak chce. Nie musi się ukrywac przed terapeutką. Maskowanie w depresji którą ma, wyglada trochę jak robienie makijażu - na jakiś czas można zrobić świetny makijaż, ukryć siniaki, podbite oczy, przecięte usta. Ale  na dłuższą metę makijaż się rozmazuje, z czasem się ściera i wychodzi na wierzch to co jest niewyleczone. Najpierw Karola powinna "wyleczyć siniaki, przecięte usta, podbite oczy" i dopiero później robić makijaż. W tej chwili to co robi Karola to maskowanie siebie "makijażem" który ani nie leczy jej, ani nie ukrywa na stałę jej problemów. Opisałam to tak obrazowo bo tak jest łatwiej może też dla Karoli aby sobie wyobraziła jak to jest z jej problemami i tym jak odbierają ją inni którzy ją widzą, rozmawiają. Maskowanie i ucieczka jest łatwiejsze ale działa jak ten makijaż tylko na jakiś czas. Później się zmywa i wszystko wychodzi na wierzch. A jak wychodzi na wierzch to wtedy jest płacz i postrzeganie siebie jako osoby brzydkiej i nie idealnej. nie umie odciąć tego co jest dla niej toksyczne ale ja się nie dziwię. Ludzie mają z tym ogromny problem czesto przez całe życie. Niektórym ludziom się udaje ale to są lata pracy nad sobą. Otwartość na zmiany to jest to co jest dla Karoli jedną z najważniejszych rzeczy. Gdy sie otworzy, ruszy z miejsca. Myślę że to będzie milowy krok. bo wtedy zacznie przyjmować to co m.in. terapeutka do niej o niej mówią.

Odnośnik do komentarza
5 godzin temu, Gość Loraine napisał:

I teraz zastanów się i jak możesz to napisz co było powodem (co myślałaś) że widziałas w sobie osobę brzydką, grubą i t.d.?  Czy umiesz podać ten ważny powód dla którego myslisz o sobie że jesteś brzydka? Zwróć uwagę że afirmowałaś tylko to co chciałabyś zmienic w wyglądzie - przynajmniej z tego co piszesz to w większości chodzi o wygląd, nie o charakter. Więc chcę cię zapytać czy rodzice mówili ci że jesteś brzydka, gruba, że masz brzydkie ciało i t.d.? napisz jeżeli to nie problem. Po afirmacjach płakałaś, siedziałaś w łazience i się nie myłaś, więc wpadłaś w głeboką depresję i wtedy nie miałas siły udawać mimo że próbowałaś. Patrząc w lustro które rozwaliłaś co myślałaś o sobie? Myślałaś o rodzicach i o tym co tobie i o tobie mówili? Może bardziej o tym co matka o tobie i do ciebie mówiła?

Zwróć uwagę że w pracy usłyszałaś że nadawałabyś się na kopacza grobów. - i pytanie do ciebie, z czym ci sie kojarzą osoby które kopią groby, z czym kojarzy ci sie pochówek, cmentarz?

Widziałam siebie brzydka bo wszyscy rówieśnicy mi to mówili otwarcie albo w jakiś sytuacjach z wyraźnie obrzydzona miną unikali tematu mojego wygladu. Często byłam wysmiewana z powodu trądziku , sylwetki, zębów, twarzy. Moi rodzice nic nie mówili o moim wyglądzie, ale jak pod wpływem rowiesnikow coś zmieniałam w wyglądzie to matka mnie bila i przeżywała od pan lekkich obyczajów nawet jeśli jedyne co zrobilam to np. Pomalowałam brwi lub rzęsy. Nie wolno mi było używać makijażu,  farby do włosów,  ani ubierać się tak by podkreślać swoją urodę w jakikolwiek sposób. 

Co myślałam o sobie? Że jestem brzydka i że nikt mnie nie będzie chciał na dłużej ani nie będzie to szczera chęć bycia ze mna. Nie myślałam wtedy w ogóle o rodzicach,  bo ja już dawno wiedziałam że matka gada głupoty, robi mi krzywdę i mnie ogranicza. Ja już w podstawówce kombinowałam pokatnie by osiągać jakieś swoje cele np. W 4 klasie podstawowej podrobilam podpis matki pod zgoda na chodzenie na chor w godzinach gdy byłam na świetlicy. Miałam to tak przemyślane ze dałam zgodę tej pani co była mało wygadana by przypadkiem nie zaczęła rozmowy z moją matka o chorze by się nie wydało że robię coś czego matka nie chce bym robiła w swoim wolnym czasie. 

Odnośnik do komentarza

Karola, czyli inaczej mówiąc chciałaś wszystkich dookoła zadowolić. I o tyle o ile rozumiem że młoda dziewczyna chce się podobać innym i jakoś wpasowac w towarzystwo, to matki nie rozumiem. Ale może matka tak z toba postepowała jak z nią postepowano. Więc jeżeli nie chciała abyś sie malowała, to mówiła że wyglądasz jak panna lekkich obyczajów. Rodzic może powiedzieć że ładnie dziecko wygląda bez makijażu, albo że w pewne miejsca nie wypada się mocno malować. Jednak gdy doznałaś odrzucenia w szkole, od matki też dostałaś kopa. I było tak źle i tak niedobrze. Zupełnie nie umiesz się obnosić z uczuciami, z emocjami jakie tobie towarzyszą bo wiesz że jak coś zrobisz pod znajomych to znajdzie się ktoś kto i tak nie będzie z ciebie zadowolony. Więc przyjęłąś maskę. Dla każdego coś dobrego. Zaspokajasz innych, wszystkich dookoła, jednak ty jesteś z tego powodu nieszczęśliwa. Więc może przestań. Po prostu ćwicz krok po kroku przestawanie robić wszystkiego dla innych, zaspokajanie marzeń i życzeń innych bo im sie tak podoba. Rób to co ty chcesz i będę jak mantrę powtarzała - MASZ PRAWO DO CZUCIA I MYŚLENIA TAK JAK TY CHCESZ. Ty o sobie tak myślałaś bo z jednej strony dostawałas informacje zwrotną że jednak nie bardzo cie akceptują taką jaka jesteś w szkole (pamietam że chyba pisałas że się dobrze uczyłaś więc byłaś dla innych też pewnego rodzaju zagrożeniem), a gdy już chciałaś w ten fizyczny sposób sie do nich zbliżyć, upodobnić, wtedy matka dawała ci informacje zwrotną że to złe, że to grzeszne i niemoralne abyś sie do nich upodabniała. teraz po latach ty musisz sie otworzyć i ustalic sama ze sobą kim chcesz być, jak chcesz sama dla siebie wyglądać, komu pozwalac wejśc do swojego życia, jak ma wyglądac twój związek (czy tak jak małżeństwo rodziców, jak poprzednie związki, czy tak jak ty tego chcesz), sama musisz w życie wprowadzić kogo do swojego życia wpuszczasz i czy chcesz nadal wiązać się z toksykami, z ludźmi którzy tobie nie pomogą w razie co, czy jednak chcesz szacunku i miłości bez zniżania się do poziomu toksyków i przypodobania sie im z czym ty sama się nie zgadzasz. Po prostu jeżeli z kimś z czymś jest ci źle to znaczy że to nie jest dla ciebie. nie rób nic wbrew sobie. Pracuj najpierw nad sobą, a później wprowadzaj w życie innych. Nie bój się że ktos cie odrzuci przez to że jesteś jaka jesteś. Np. "chcę szacunku więc nie pozwalam na zachowania wobec mnie takie....i takie....",  " nie chce w życiu znajomości toksycznych więc nie wpuszczam do swojego zycia takich ludzi jak ...., ". ustal dla siebie priorytety w każdej sferze życia. To ci powinno pomóc. Co do matki to jeżeli pracujesz z bratem to matka pewnie wie gdzie mieszkasz od niego. Pzdr

Odnośnik do komentarza

Matka mnie nienawidziła, bo zdarzało mi się, że lubiłam coś jeść lub robić co mój ojciec. Dlatego nie wolno mi było mieć nic wspólnego z muzyką poza minimum wymaganych w szkole na lekcjach muzyki. Ja osobiście wtedy tego nie rozumiałam i walczyłam o siebie zapisując się potajemnie na lekcje chóru, albo ucząc się samodzielnie gry na gitarze gdy matki nie było w domu itp. Co do wyglądu to nie wiem o co jej chodziło. Bardzo chciała bym się ubierała tak jak ona chce (tyli tak jak ona się ubiera, jako stara kobieta bez gustu, chodząca w luźnych ciuchach bo jest gruba) z czym cały czas walczyłam. 

Nie mam poczucia, że zaspokajam innych potrzeby czy marzenia, bo z matką walczyłam od najmłodszych lat i w wielu rzeczach jej nie ulegałam. Bardziej miałam tak, że prowadziłam swoje prawdziwe życie w ukryciu przed nią. A co do wyglądu to po prostu mam wrażenie że za dużo rzeczy poszło w moim ciele nie tak jak trzeba co też widzą inni. Ja wiem jaka chcę być i kim chcę być. Większość rzeczy co chcę realizuje, ale to nie zmienia faktu, że kontakty międzyludzkie sprawiają mi wiele problemów. 

Nie pracuje z bratem w tej samej firmie, ale w tej samej branży więc to trochę co innego. Ona nie wie od niego gdzie mieszkam czy pracuje, bo ma zakaz jej mówienia. Jeszcze ze 2-3 lata temu próbował mnie godzić z matką myśląc, że ja z nią się nie kontaktuje bo się z nią pokłóciłam o głupoty... No ogólnie on to dba o matkę, odwiedza ją często i non stop martwi się o nią. Zdarzało się jeszcze z 7 lat temu, że mój brat powiedział, że matka się o mnie martwi bardzo i chciałaby wiedzieć co u mnie, a jak do niej zadzwoniłam to po krótkim przywitaniu mnie zwyzywała od najgorszych... także on w ogóle nie widzi tego co ona robi, a od kiedy on sam ma dzieci to wręcz jej każdą agresywną reakcję tłumaczy tym, że była samotnie wychowującą matką więc mogła mieć ciężko i mogły jej puszczać nerwy. Dla mnie jej przejawy agresji były tak częste, intensywne i powtarzające się, że to raczej nanawiść do dzieci za zniszczone życie a nie puszczenie nerwów bo jej ciężko. Bo tak naprawdę wielokrotnie ludzie dawali jej realną pomoc by było jej lżej np. sąsiadka chciała jej dać pracę w sklepie spożywczym w bloku obok, co dałoby jej stały dochód, blisko domu, ale ona tą pracę odrzuciła bo nie będzie sprzedawać alkoholu... przez to jeździła do pracy ok 60-80km sprzątać biura gdzie non stop ją popędzali i byli niezadowoleni, a przez dojazdy ta praca prawie w ogóle nie przynosiła realnych dochodów, więc matka zatrudniała mnie i brata wbrew naszej woli na weekendy i wakacje na gospodarstwo dziadków ok 80km od domu gdzie musieliśmy pracować po 10-15h dziennie, koniecznie na równi z dorosłymi, z czego dochód odejmując koszty tej pracy jak w gimnazjum obliczyłam to było 1.24 zł za godzinę pracy... Teraz nikt mnie nie zmusi do takich prac za bezcen, ale fajnie jakby mi relacje z ludźmi z pracy jakoś szły dobrze... 

Odnośnik do komentarza
11 minut temu, naturalab napisał:

Niestety psychoterapia nie jest dla każdego a wiem to z doświadczenia. 3 psychoterapeutów a po wyjściu z gabinetu zażenowanie. Mam wrażenie, że złe podejście niektórych psychoterapeutów, którzy starają się człowieka zaszufladkować sprawia, że część osób szybko zniechęca się do psychoterapii...

Ja w sumie nie wiem co jest przyczyną, że mi to nie idzie. Czasem miewam wrażenie, że jak nie płaczę na sesji mówiąc o rodzicach tylko łapię żenułę nad ich zachowaniem to terapeuta twierdzi, że stosuje dysocjację emocjonalną. Pod koniec podstawówki już nie oczekiwałam niczego od rodziców, a tym bardziej nie próbowałam im się przypodobać, a jedynie próbowałam przetrwać i ogarnąć się tak by możliwie jak najszybciej wyfrunąć z domu i móc jawnie się realizować w życiu, a nie w ukryciu przed matką. A mam wrażenie, że terapeuci mi nie wierzą że tak było i wszystkie moje problemy sprowadzają do tego, że chcę akceptacji od rodziców i ich miłości, ale prawda jest taka, że ja ogólnie pragnę akceptacji i miłości, ale od rodziców wiem, że nigdy tego nie dostanę więc nawet przestałam się tym przejmować szukając tego czego pragnę wśród innych ludzi a nie u rodziców. Dlatego jak na terapii padają stwierdzenia od terapeuty typu, że nie akceptuje swojego wyglądu, bo jestem podobna do rodziców z którymi nie mam dobrej relacji, to nawet nie wiem co mam z czymś takim robić... mogę zaakceptować takie stwierdzenie, ale to nie zmienia i tak mojego problemu w tym, że się sobie nie podobam, a jak już chodzi o wygląd to zawsze boli mnie to jak na mnie ludzie patrzą albo jak mnie traktują (np. będąc nastolatką i startując do pracy jako hostessa w sklepie byłam kilkakrotnie wyśmiana, że co najwyżej na rozkładanie towaru mnie mogą wziąć, albo mimo dobrej znajomości j.angielskiego i szybkiego szukania w magazynie butów to ładna dziewczyna została przyjęta na stanowisko choć nie umiała z siebie wydobyć ani jednego słowa po angielsku). 

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Ja osobiście wtedy tego nie rozumiałam i walczyłam o siebie zapisując się potajemnie na lekcje chóru, albo ucząc się samodzielnie gry na gitarze gdy matki nie było w domu itp. Co do wyglądu to nie wiem o co jej chodziło. Bardzo chciała bym się ubierała tak jak ona chce (tyli tak jak ona się ubiera, jako stara kobieta bez gustu, chodząca w luźnych ciuchach bo jest gruba) z czym cały czas walczyłam. 

Karola, cały czas walczyłaś. I ta walka cały czas trwa, bo nie potrafisz ani zakończyć tej walki, ani zaakceptowaniem siebie - bo matka.

3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Nie mam poczucia, że zaspokajam innych potrzeby czy marzenia, bo z matką walczyłam od najmłodszych lat i w wielu rzeczach jej nie ulegałam.

Ty wszystko porównujesz do walki z matką. Tak samo to jak ciebie traktwała przenosisz na innych ludzi. Nie poddawałaś się ale jej zachowanie miało i cały czas ma wpływ na ciebie. Ty nawet chyba sobie nie zdajesz sprawy jak duży. Albo nie chcesz tego przyjąć do siebie.

3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Bardziej miałam tak, że prowadziłam swoje prawdziwe życie w ukryciu przed nią. A co do wyglądu to po prostu mam wrażenie że za dużo rzeczy poszło w moim ciele nie tak jak trzeba co też widzą inni. Ja wiem jaka chcę być i kim chcę być. Większość rzeczy co chcę realizuje, ale to nie zmienia faktu, że kontakty międzyludzkie sprawiają mi wiele problemów. 

I znowu walka, bo całe życie sie przed matką ukrywałaś i - teraz też się ukrywasz. Wyglądu nie akceptujesz bo matka widziała cały czas nie akceptowała cię, tego że chcesz się inaczej ubierać, umalować czyli nie akceptowała tego że jesteś inna niż ona. Że nie jesteś nią, bo nie jesteś. Może i to że jesteś podobna do ojca też jej przeszkadzało, ale jeżeli tak to widocznie chciała cię wytresować na swój obraz i podobieństwo. A to co było przekłada się na to co jest. Maskujesz swoje emocje bo się matce nie podobały i nie spodobają - a to dlatego że cię nie akceptuje. I boisz się że inni w około też nie będą jeżeli pokarzesz emocje. Dobrze że większość rzeczy realizujesz, ale ty nie jesteś rzeczą. I teraz napisz, czemu te kontakty z innymi np w pracy sprawiają ci problem? Napisz jakie okazujesz faktyczne emocje? I napisz co ukrywasz przed innymi, czego nie chcesz np. pokazywać? Co jest dla ciebie największym problemem w rozmowie z innymi? Jakieś konkretne tematy?

3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Nie pracuje z bratem w tej samej firmie, ale w tej samej branży więc to trochę co innego. Ona nie wie od niego gdzie mieszkam czy pracuje, bo ma zakaz jej mówienia. Jeszcze ze 2-3 lata temu próbował mnie godzić z matką myśląc, że ja z nią się nie kontaktuje bo się z nią pokłóciłam o głupoty... No ogólnie on to dba o matkę, odwiedza ją często i non stop martwi się o nią. Zdarzało się jeszcze z 7 lat temu, że mój brat powiedział, że matka się o mnie martwi bardzo i chciałaby wiedzieć co u mnie, a jak do niej zadzwoniłam to po krótkim przywitaniu mnie zwyzywała od najgorszych... także on w ogóle nie widzi tego co ona robi, a od kiedy on sam ma dzieci to wręcz jej każdą agresywną reakcję tłumaczy tym, że była samotnie wychowującą matką więc mogła mieć ciężko i mogły jej puszczać nerwy. Dla mnie jej przejawy agresji były tak częste, intensywne i powtarzające się, że to raczej nanawiść do dzieci za zniszczone życie a nie puszczenie nerwów bo jej ciężko.

ok, bo zrozumiałam że pracujesz w jednej firmie z bratem. Jeżeli brat ( z tego co piszesz tak wnioskuję) jest mocniej związany z matką, a napewno się o nią bardziej martwi i jakoś ją usprawiedliwia, to może być powodem dla którego jednak on jej bez twojej wiedzy mówi co u ciebie i gdzie mieszkasz. Ty mu zakazałaś, ale sama wiesz jak jest. On może ze względu na ciebie abyś się nie denerwowała może matce coś mówić. Wcześniej też cię jakoś znalazła. I pytanie kto oprócz brata mógł jej powiedzieć gdzie mieszkasz? Jeżeli nikt to najwidoczniej jednak brat jej powiedział. On inaczej teraz patrzy się na kwestie rodzicielstwa bo sam ma dzieci i swoją rodzinę. Zakładam że sam jest bardziej skłonny do usprawiedliwienia matki właśnie dlatego bo sam ma dzieci. Być może matka faworyzowała od zawsze twojego brata. Zazwyczaj jest tak że syn jest bardziej mamy, a córka taty. Może tak było w waszej rodzinie. Podejrzewam też że matka miała jakieś swoje marzenia co do tego jak macie być wychowani, jak macie wyglądać i kim być. I to by w pewnym sensie tłumaczyło jej tresurę i agresję wobec ciebie.

3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Bo tak naprawdę wielokrotnie ludzie dawali jej realną pomoc by było jej lżej np. sąsiadka chciała jej dać pracę w sklepie spożywczym w bloku obok, co dałoby jej stały dochód, blisko domu, ale ona tą pracę odrzuciła bo nie będzie sprzedawać alkoholu... przez to jeździła do pracy ok 60-80km sprzątać biura gdzie non stop ją popędzali i byli niezadowoleni, a przez dojazdy ta praca prawie w ogóle nie przynosiła realnych dochodów, więc matka zatrudniała mnie i brata wbrew naszej woli na weekendy i wakacje na gospodarstwo dziadków ok 80km od domu gdzie musieliśmy pracować po 10-15h dziennie, koniecznie na równi z dorosłymi, z czego dochód odejmując koszty tej pracy jak w gimnazjum obliczyłam to było 1.24 zł za godzinę pracy... Teraz nikt mnie nie zmusi do takich prac za bezcen, ale fajnie jakby mi relacje z ludźmi z pracy jakoś szły dobrze... 

Nie znam twojej matki, ale z tego co piszesz ona była też w pewien sposób wychowywana, miała pewne poglądy którymi kierowała się w życiu. jeżeli chciała abyś ubierała się jak ona w workowate rzeczy, żebyś się nie malowała, nie miała chłopaka, chciała ciebie i brata przyzwyczajać do pracy po 15 godzin na wsi to nie było to tylko trasowanie was. ale ona was chciała chyba wychować jak w zakonie, z dala od wszystkiego co niemoralne, co rozwojowe, co naturalne. Chociażby fragment który zaznaczyłam wyżej o tym świadczy. Teraz to od ciebie zależy czy będziesz żyła walką z matką, z tym jak ciebie tresowała, z tym czy to co robiła (nie akceptowała) będzie cały czas wpływało na to kim jesteś teraz jako dorosła osoba, dorosła kobieta, a przede wszystkim człowiek.Pzdr

Odnośnik do komentarza
7 minut temu, Gość Loraine napisał:

I teraz napisz, czemu te kontakty z innymi np w pracy sprawiają ci problem? Napisz jakie okazujesz faktyczne emocje? I napisz co ukrywasz przed innymi, czego nie chcesz np. pokazywać? Co jest dla ciebie największym problemem w rozmowie z innymi? Jakieś konkretne tematy?

Na początku nie mam pojęcia o czym z ludźmi, których nie znam rozmawiać. Tematy o pogodzie, ploteczki itp mnie w ogóle nie rajcują więc się w takie rozmowy nie angażuje. Kiedy już trafia się jakiś temat, na który mam coś do powiedzenia i chcę coś powiedzieć to ludzie mnie ignorują... nawet ostatnio były jakieś rozmowy o poprzednich pracach i ktoś wspomniał moją poprzednią firmę, więc zaczęłam mówić chcąc się włączyć do rozmowy, ale reszta grupy totalnie zignorowała moje słowa jakbym nawet nic nie powiedziała. Zrobiłam minę zażenowania i się rozłączyłam ze spotkania, po czym sobie pod nosem przeklęłam i wróciłam do pracy. 
W pracy nie chcę okazywać płaczu, bo sama gardzę ludźmi co płaczą z powodu głupot i nie chcę być tak samo postrzegana. Nie mówię o swoim dzieciństwie, ani o rodzicach. 

Największym problemem dla mnie z innymi ludźmi jest to, że na początku nie wiem o czym z tymi ludźmi rozmawiać, a jak już wiem to oni mnie ignorują jakby był jakiś czas znajomości gdy trzeba poruszyć jakieś tematy poza pracowe, bo inaczej nikt ze mną o takowych nie będzie już chciał rozmawiać. Na początku w pracy staram się zadawać pytania różnym osobom by poznać imiona, kojarzyć co Ci ludzie robią, jakie mają stanowiska, jaki staż pracy i doświadczenie, by ogólnie mieć jakiś ogląd na to kim są w pracy i by móc szybko zacząć być samodzielna w pracy. Zadawanie pytań jest moim problemem, ale walczę z tym. Jak ktoś mnie zbywa albo jakoś burknie byle co w odpowiedzi to pomijam takie osoby w zadawaniu pytań, bo mnie takie zachowania demotywują do zadawania pytań, a nie chcę się zamykać przez kilka osób na wszystkich. Najgorzej jest jak ktoś mnie zbywa gdy zadaje pytania, albo na pytanie o łowienie ryb tłumaczy mi niechlujnie jak się buduje wędkę i do tego jeszcze nie mamy żądnych tematów poza pracą, bo takie osoby ostatecznie zawsze są mega negatywnie na mnie nastawione co czasem przeradza się w mobbing, albo obgadywanie mnie z innymi współpracownikami przez co też inni nastawiają się do mnie negatywnie. 

25 minut temu, Gość Loraine napisał:

ok, bo zrozumiałam że pracujesz w jednej firmie z bratem. Jeżeli brat ( z tego co piszesz tak wnioskuję) jest mocniej związany z matką, a napewno się o nią bardziej martwi i jakoś ją usprawiedliwia, to może być powodem dla którego jednak on jej bez twojej wiedzy mówi co u ciebie i gdzie mieszkasz. Ty mu zakazałaś, ale sama wiesz jak jest. On może ze względu na ciebie abyś się nie denerwowała może matce coś mówić. Wcześniej też cię jakoś znalazła. I pytanie kto oprócz brata mógł jej powiedzieć gdzie mieszkasz? Jeżeli nikt to najwidoczniej jednak brat jej powiedział. On inaczej teraz patrzy się na kwestie rodzicielstwa bo sam ma dzieci i swoją rodzinę. Zakładam że sam jest bardziej skłonny do usprawiedliwienia matki właśnie dlatego bo sam ma dzieci. Być może matka faworyzowała od zawsze twojego brata. Zazwyczaj jest tak że syn jest bardziej mamy, a córka taty. Może tak było w waszej rodzinie. Podejrzewam też że matka miała jakieś swoje marzenia co do tego jak macie być wychowani, jak macie wyglądać i kim być. I to by w pewnym sensie tłumaczyło jej tresurę i agresję wobec ciebie.

Jeśli chodzi o mój adres to na pewno nie mówi, bo matka na pewno by mnie odwiedziła. Kiedyś mnie odwiedzała bo byłam głupia i sama podawałam jej adres myśląc, że może matka musi wiedzieć co się dzieje z jej dzieckiem i gdzie mieszka, ale to było głupie myślenie. Później raz mnie znalazła, bo zadzwoniła do dziekanatu mojej uczelni i trafiła na Panią co uwierzyła żę trzeba mnie ratować przed złym towarzystwem i jakimiś innymi wyimaginowanymi rzeczami, więc podała matce mój adres podany uczelni. Później musiałam na uczelni podawać nr skrytki pocztowej a nie mój faktyczny adres. 

A co do mojego brata to go nie faworyzowała, bo po prostu matka uważała mężczyzn za zwierzęta nad którymi nie da się panować, a kobiety za odpowiedzialne za wszystko. Więc gdy mój brat miał nieślubne dziecko to matka się litowałą nad nim że kobieta go owinęła wokół palca i wykorzystała, a jego dziewczynę gnębiła tak jak i mnie wyzywając od najgorszych. 

34 minuty temu, Gość Loraine napisał:

ie znam twojej matki, ale z tego co piszesz ona była też w pewien sposób wychowywana, miała pewne poglądy którymi kierowała się w życiu. jeżeli chciała abyś ubierała się jak ona w workowate rzeczy, żebyś się nie malowała, nie miała chłopaka, chciała ciebie i brata przyzwyczajać do pracy po 15 godzin na wsi to nie było to tylko trasowanie was. ale ona was chciała chyba wychować jak w zakonie, z dala od wszystkiego co niemoralne, co rozwojowe, co naturalne. Chociażby fragment który zaznaczyłam wyżej o tym świadczy. Teraz to od ciebie zależy czy będziesz żyła walką z matką, z tym jak ciebie tresowała, z tym czy to co robiła (nie akceptowała) będzie cały czas wpływało na to kim jesteś teraz jako dorosła osoba, dorosła kobieta, a przede wszystkim człowiek.Pzdr

Wiem, że mnie tresowała i mojego brata. Miała plan na nas byśmy byli jej "przedłużeniem" czyli idealną kopią jej i jej marzeń. No ja to wiem i dlatego nie poddałam się temu i robię zawodowo co chcę i nie siedzę po godzinach, no chyba że mi za nie zapłacą, ale też tych nadgodzin nie akceptuje zbyt często, bo po prostu nie chce. Nie wiem co innego mogę dla siebie zrobić oprócz ochrony moich danych związanych z adresem zamieszkania i adresem pracy, by nie walczyć z matką. 

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
3 godziny temu, Gość Karola napisał:

na początku nie wiem o czym z tymi ludźmi rozmawiać, a jak już wiem to oni mnie ignorują jakby był jakiś czas znajomości gdy trzeba poruszyć jakieś tematy poza pracowe, bo inaczej nikt ze mną o takowych nie będzie już chciał rozmawiać.

Ty chcesz z ludźmi z pracy rozmawiać na tematy poza pracowe. Czasami są tacy ludzie, z którymi można pogadać, nawązuja sie nawet jakieś stałe znajomości. Ale...jeżeli chcesz pogadać na luźne tematy to do tego nie szukaj kogoś z pracy. Jeżeli z chłopakiem macie jakiś znajomych nawet jednego czy dwóch to z takimi osobami sobie gadajcie. w pracy z reguły ludzie właśnie gadają o jakiś pierdołach na przerwach. Czasami jak już sie dłużej znają to rozmawiają o jakiś prywatnych sprawach. I teraz ja odnosze wrażenie że ty chcesz raczej ze wszystkimi zyć dobrze. I dopiero jak ktoś tam odburknie czy nie odpowie to widzisz że trzeba omijać i się nie odzywac do takich osób. Natomiast

3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Na początku w pracy staram się zadawać pytania różnym osobom by poznać imiona, kojarzyć co Ci ludzie robią, jakie mają stanowiska, jaki staż pracy i doświadczenie, by ogólnie mieć jakiś ogląd na to kim są w pracy i by móc szybko zacząć być samodzielna w pracy.

Rozumiem że pytania to problem dla ciebie ale radzisz sobie. Tutaj pokazujesz że pytasz raczej w większości o pracę, doświadczenie innych. mi się to kojarzy z rozmową kwalifikacyjną. Takim przepytywaniu innych.

3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Najgorzej jest jak ktoś mnie zbywa gdy zadaje pytania, albo na pytanie o łowienie ryb tłumaczy mi niechlujnie jak się buduje wędkę i do tego jeszcze nie mamy żądnych tematów poza pracą, bo takie osoby ostatecznie zawsze są mega negatywnie na mnie nastawione co czasem przeradza się w mobbing, albo obgadywanie mnie z innymi współpracownikami przez co też inni nastawiają się do mnie negatywnie. 

Odpowiadanie na twoje pytanie na luzie gdy komuś łowienie kojarzy się z budową wędki nie jest niczym złym. po prostu jeżeli pytasz o temat poza pracowy to ktos widzi że może sobie pogadać od niechcenia i nie musi być idealny, nie musi odpowiadać idealnie. Ludzie rozmawiając na tematy poza pracowe wola pogadać na luzie, bez spinania się, bez bycia idealnym. Bo to ma byc coś o czym można sobie pogadać na luzie, bez ciągłego pilnowania się czy odpowiedziało się bardzo dobrze, czy komuś się podoba czy nie. Czyli powiedzmy że ty i ja pracujemy w firmie. I wtedy gdy jest czas na bycie zdycyplinowanym na robocie, skupionym i konkretnym jest się nastawionym na działanie i nie popełnianie błędów. Natomiast gdy ludzie są po pracy nie chcą dyscypliny, skoncentrowania i nie chcą uważać na to co mówią przy innych. Chcą sobie pogadać bez spinania, bez kontroli, wyluzowac się bez pilnowania tego co się mówi. Czyli jak ktoś podczas pracy tłumaczy ci budowę wędki to oznacza pewnie że pracujecie albo w sklepie wędkarskim, albo masz potwornie nudnych współpracowników. Natomiast jeżeli takie rozmowy prowadzicie poza pracą, to oznacza że ludzie prace i dyscyplinę zostawiają za sobą i im nie specjalnie zalezy czy odpowiedzą idealnie jak w ulotce w której jest opis obsługi powiedzmy wędki. A ja odnosze wrażenie że jesteś nastawiona na zadawanie pytań ale ciebie odbierają jak osobę która ich przepytuje i w zasadzie nie ma nic innego do powiedzenia poza tymi pytaniami, lub jakimiś pytaniami np. jak wedka jest zbudowana. Odbieram cię jako osobę maskującą, spiętą. która nie umie n luzie włączyć sie w rozmowę, a jak już to robisz to w taki nienaturalny sposób który pokazuje że bardzo chcesz z nimi gadać (to jeżeli chodzi o twój przykład gdy masz np. coś do powiedzenia w jakimś danym temacie. Nie ma w tobie nic autentycznego, zachowanie twoje może być odbierane jako zachowanie udawane i wymuszone. Oczywiście że są ludzie i to wszędzie i pewnie każdy z nas na kogoś takiego trafił, kto jest wredny, kto jest nastawiony negatywnie, kto obgaduje. Ale o ile nie zwraca się uwagi na takie osoby, nie próbuje się rozmawiać z nimi, nie mówi o swoich prywatnych sprawach to ja przynajmniej uznaję zasadę że przecież wszystkim ust nie zamkniesz. Jeżeli wiesz że są osoby fałszywe w twoim towarzystwie, w pracy to jeżeli nie mozesz się od nich odciąć i musisz utrzymywać kontakt to tylko na gruncie pracownik - pracownik. Tym bardziej jak wiesz i widzisz że ktos cię zbywa to nie próbuj zagadywać. Nawet jeżeli stoisz z innymi i słuchasz rozmowy to możesz udawać że nie widzisz tych osób które ciebie olewają. Zakładam że umiesz odpowiedziec cos konkretnego takim osobom co jednocześnie pójdzie im w pięty i jednocześnie pokarze im miejsce w szeregu. Może też w pracy pozwalasz na za duzo tym którzy ciebie mobbingują. Może nie umiesz na zachowanie takich osób zareagować.

3 godziny temu, Gość Karola napisał:

A co do mojego brata to go nie faworyzowała, bo po prostu matka uważała mężczyzn za zwierzęta nad którymi nie da się panować, a kobiety za odpowiedzialne za wszystko. Więc gdy mój brat miał nieślubne dziecko to matka się litowałą nad nim że kobieta go owinęła wokół palca i wykorzystała, a jego dziewczynę gnębiła tak jak i mnie wyzywając od najgorszych. 

Więc domyślam się że wasz ojciec też nie miał z nią różowo. Innymi słowy matka was terroryzowała. Teraz jesteście i ty i brat dorośli macie świadomość że nic nie musicie, ale możecie. Co do matki to brat z nią jakiś kontakt utrzymuje bo chce. Ale też domyślam się że już jego partnerka i dzieci to tak niekoniecznie. Ty z kolei w momencie w którym wyszłaś z domu, wyprowadziłaś się, zaczęłaś żyć na swoim i na swoje zarabiać nie jesteś matce nic winna. nie musisz już się zachowywać tak jak ona tego oczekiwała, nie musisz nikomu nic udawadniać i nie musisz walczyć o cokolwiek. Fakt faktem że jesteśmy kolejnym pokoleniem po naszych ordzicach i dziadkach po których wiele rzeczy dziedziczymy. I te kwestie zewnętrzne i wewnętrzne. Jednak od nas samych zalezy czy zgadzamy się na to co powielamy po zachowaniach rodziców i dziadków. Najpierw musimy sobie uświadomić czego nie chcemy powtarzać po nich, czego nie chcemy przekazywać dalej i czego nie chcemy wprowadzać w nasze życie lub utrzymywać w naszym życiu. Jeżeli umiesz wprowadzac zmiany fizyczne w życiu, to teraz czas abyś zaczeła zmieniać sposób myślenia, abyś uświadomiła sobie co negatywnie wpływalo i nadal wpływa na ciebie i co trzeba przerwać, usunąc z życia (tak samo ludzi jak i mysli).

3 godziny temu, Gość Karola napisał:

Wiem, że mnie tresowała i mojego brata. Miała plan na nas byśmy byli jej "przedłużeniem" czyli idealną kopią jej i jej marzeń. No ja to wiem i dlatego nie poddałam się temu i robię zawodowo co chcę

Ze swojego punktu widzenia uważam że podałaś się ale praca to takie twoje wyjście awaryjne na które matka nie wpłynęła. natomiast cały czas wpływa na ciebie i twoje życie prywatne (chociażby twoje związki, to że nie umiesz spojrzeć w lustro bo widzisz że jesteś pełna kompleksów, że nie jesteś idealna bo przypominałaś matce ojca - tego kogos kto w jej oczach był zwierzęciem a nie człowiekiem. Więc plusem jest praca, ale już nie kontakty międzyludzkie dlatego bo się maskujesz. Daj znać też jak terapia. Pzdr

Odnośnik do komentarza

Nie bombarduje ludzi pytaniami,  bo jednak zadawanie jakiekolwiek pytania dla mnie jest trudne, ale staram się by w ogóle próbować jakos wdrażać się w nowa prace czy zrobić jakieś zadanie dobrze. Kiedy nie wytężam się by zadawać pytania to robię zadanie,  długo,  niepoprawnie i to ludzi wkurza, więc staram się zadawać pytania. 

W pracy ciężko mi dobrze współpracować z ludźmi z którymi nie mogę pogadać bardziej na luzie,  bo wtedy w ogóle nie mam o czym gadać. Nie mówię że chce wielkich przyjaźni i dyskusji o polityce w pracy,  ale pogadanie o filmie w kinie, zwierzątku domowym czy fajnej knajpie na mieście by mi wystarczyło, ale tam gdzie do tej pory pracowałam to zawsze tzw. Small talk albo ploteczki co mnie w ogóle nie rajcuje i w to nawet nie probuje się wciskać na siłę bo tam to już w ogóle byłabym sztuczna, bo musiałabym udawać zainteresowanie rozmowa. 

Skoro ustaliliśmy że matka wplywa na mnie mimo że zerwałam z nią kontakt,  to co mogę więcej zrobić by ta sprawe załatwić? 

Co do terapii to miałam kolejna dziwna rozmowę gdzie terapeutka chyba probowala ze mnie wycisnąć chyba łzy dopytując wciąż o to czemu nie chce mieć dzieci. Cały czas tłumaczyłam jej czemu i że im jestem starsza tym mocniej się utwierdzam w tym. Ogólnie nie rozumiem co ta rozmowa miała na celu,  ale odbyła się bo poprosiłam terapeutke by dla odmiany ona wybrała temat który uwaza za istotny, bo ja najwidoczniej chciałam prowadzić te sesje po swojemu więc chciałam by ona poprowadziła tym razem sesje wg tego co jej zdaniem jest bardzo istotne. W sumie po tej sesji czułam się niezrozumiana o czym powiedziałam. Ona powiedziala że jest jej przykro ze tak to odebrałam i że czuje się teraz że jest bliżej mnie. Chociaż ja tego nie rozumiem bo dla mnie ta rozmowa w ogóle nie była przyjemna,  bo musiałam bronić tego co uważam i czuje za słuszne dla mnie. Wg niej chyba coś "kliknelo" a z mojej perspektywy to wygląda jakby chciała wywołać u mnie irytacje, złość lub płacz. 

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
W dniu 1.03.2021 o 19:08, Gość Karola napisał:

Nie bombarduje ludzi pytaniami,  bo jednak zadawanie jakiekolwiek pytania dla mnie jest trudne, ale staram się by w ogóle próbować jakos wdrażać się w nowa prace czy zrobić jakieś zadanie dobrze. Kiedy nie wytężam się by zadawać pytania to robię zadanie,  długo,  niepoprawnie i to ludzi wkurza, więc staram się zadawać pytania.

Karola, nie chodzi mi o bambardowanie pytaniami, tylko to jak je zadajesz. Czasami może być widać to że nie jesteś pewna siebie, że próbujesz udawać np. zainteresowanie. 

W dniu 1.03.2021 o 19:08, Gość Karola napisał:

W pracy ciężko mi dobrze współpracować z ludźmi z którymi nie mogę pogadać bardziej na luzie,  bo wtedy w ogóle nie mam o czym gadać. Nie mówię że chce wielkich przyjaźni i dyskusji o polityce w pracy,  ale pogadanie o filmie w kinie, zwierzątku domowym czy fajnej knajpie na mieście by mi wystarczyło, ale tam gdzie do tej pory pracowałam to zawsze tzw. Small talk albo ploteczki co mnie w ogóle nie rajcuje i w to nawet nie probuje się wciskać na siłę bo tam to już w ogóle byłabym sztuczna, bo musiałabym udawać zainteresowanie rozmowa. 

To na co chcę tobie zwrócić uwagę to to że inaczej jest z nawiązywaniem znajomości, rozmowy z ludźmi w pracy, a inaczej w towarzystwie na luzie, poza pracą. Nie trzeba nawiązywać przyjaźni ale te relacje pracownik - pracownik nie powinny być wymuszone. O tyle o ile, możecie sobie na luzie pogadać o łowieniu ryb jest ok, ale niekoniecznie trzeba o sobie wielu rzeczy opowiadać. Ze swojego punktu uważm że zawieranie przyjaźni w pracy lub jakiś głebokich znajomości koleżeńskich mże być ryzykowne. Co nie znaczy że nie ma takich przyjaźni, ale to są na prawdę wyjątki. Tak jak wszędzie trzeba trafić na dobrą dla nas osobę. Natomiast wracając do twojego problemu - nie umiesz rozmawiać o duperelach bo sie nie otwierasz na innych tylko maskujesz zachowanie. Ludzie którzy nie mają problemów z samoakceptacją to ludzie którzy nie ukrywają się z mówienie co uważają, co czują, co im się podoba lub co nie. Zastanów się jakie tematy sprawiają że się zamykasz, że nie umiesz rozmawiać z innymi. Może chcesz wypadać świetnie w ich towarzystwie i ukrywasz pewne rzeczy których w sobie nie lubisz? Jedno co wiem na pewno to to że większości ludzi nie widzi kompleksów innych. nie widzą tego co sie tobie nie podoba w twoim ciele lub zachowaniu. Natomiast widzą że udajesz i wyczuwają sztuczność. Wiesz czemu afirmacja ci przeszkadzała i płakałaś, zbiłaś lustro - bo widziałaś siebie taką jaka jesteś, widziałaś też wszystkie swoje kompleksy i to co jest twoim problemem. I może włąśnie na tym sie skup. Tak samo u terapeutki. Dopóki się u niej nie otworzysz tak jak podczas afirmacji to żadna terapia nie będzie miała sensu. Żadna terapeutka/terapeuta i żadna terapia za ciebie nie rozwiąże twoich problemów, twoich kompleksów tego co w tobie siedzi, co siedzi w twojej psychice.

W dniu 1.03.2021 o 19:08, Gość Karola napisał:

Skoro ustaliliśmy że matka wplywa na mnie mimo że zerwałam z nią kontakt,  to co mogę więcej zrobić by ta sprawe załatwić? 

Nie, to ty masz to zrozumieć w jaki sposób matka na ciebie nadal wpływa. Nie licz że inni to za ciebie zrobią i za ciebie rozwiążą twoje problemy. Jestem teraz najbardziej szczera w tym temacie jak tylko mogę. Nikt inny tylko ty zdecydujesz co zrobić. Więc co chcesz z tym dalej zrobić? I jeszcze jedno pytanie - po co chodzisz na terapię?

W dniu 1.03.2021 o 19:08, Gość Karola napisał:

Wg niej chyba coś "kliknelo" a z mojej perspektywy to wygląda jakby chciała wywołać u mnie irytacje, złość lub płacz. 

Irytuj się, mów co ci nie pasuje, ale wyobraź sobie że terapia ma yć dla ciebie tym czym jest afirmacja. Dopóki sie nie uzewnętrznisz i nie pokarzesz terapeutce tego samego co mówiłaś i pokazałaś w lustrze - to terapia nic nie da, tobie  na pewno nie. Dostałaś informacje takie same od wszystkich terapeutów. Więc co z tym zrobisz? Pzdr

 

Odnośnik do komentarza

Znaczy ja nadal nie widzę by matka na mnie wpływała w jakikolwiek sposób poza tym że muszę zatajać przed nią informacje. A zatajam bo w przeciwnym razie by zakłócała mój spokój w domu i w pracy. Lubię spokoj i ciszę. Nie chciałabym mieć co kilka dni dramatów z wzywaniem policji albo jakiś aktów przemocy wobec mnie na ulicy w okolicy miejsca pracy czy zamieszkania. Kiedy ona nie wie to mogę spać spokojnie i robić co uważam za dobę dla mnie. Co chce dalej robić? Nie wiem bo nie mam pomysłów. Liczę że niedługo matka straci zdrowie i będzie siedzieć w jakimś domu starców i nie będzie mogła tak łatwo wyjsc nawet jakby znała mój adres. Ja jej nie odwiedzam, a rozmawiam przez telefon tylko kiedy brat mnie poprosi , bo inaczej to z nią nie rozmawiam i mam jej numer zablokowany by ona nie mogła do mnie dzwonić.

Po co chodzę na terapię? Bo nie mam przyjaciół a kiedy wydaje mi się że mam jakaś dobra relacje to jest to tylko złudzenie które z czasem się kończy. Często nie jestem szanowana w pracy. W związkach jestem zbyt zazdrosna i przypominam przysłowiową kobietę bluszcz. Chciałabym te rzeczy zmienić,  ale moje kompleksy i niskie poczucie własnej wartości mi w tym przeszkadza,  a nie umiem z tego błędnego kręgu wyjsc. Nie mam dobrych relacji bo mam niskie poczucie własnej wartości a nie umiem tego poczucia zmienić bo ludzie mnie nie szanują. Myślałam że na terapii uda mi się to przerwać, ale w sumie dalej nie wiem co mogę zrobić. Chciałam wpierw ogarnąć kompleksy by może się poczuć lepiej i nie emanować zła aura ktora ludzie czytają jako zaproszenie by mnie źle traktować. 

Co do terapeutki i tego ze wymusza na mnie irytacje, smutek lub złość to niby z tym zyje ale prawda jest taka że szanuje ją jako człowieka i nie chce się zirytowac i powiedzieć jej niemiłych słów... ona to pewnie przyjmie ja przeproszę,  ale w realnych warunkach nie mogę złe mówić do ludzi co mnie złoszczą lub irytuja... Np. Nie lubię dźwięków jakie ludzie wydają podczas jedzenia,  więc potrzebuje w tym czasie też jeść i mieć w tle muzykę lub film,  ale miałam kiedyś chłopaka który często jadl w innych porach niż ja co mnie doprowadzalo do szału i z zirytowanym głosem mówiłam by chciaz muzykę włączył,  co się kończyło tym że się czepiam głupot i się kłóciliśmy a im więcej się kłóciliśmy tym bardziej mi on brzydl i ja jemu. Więc trochę nie rozumiem czemu służy tak naprawdę reagowanie emocjonalne poza tym że rodzi konflikty jeśli to sa negatywne emocje. 

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość Loraine napisał:

Karola, nie chodzi mi o bambardowanie pytaniami, tylko to jak je zadajesz. Czasami może być widać to że nie jesteś pewna siebie, że próbujesz udawać np. zainteresowanie. 

 

Często to jest też odbierane jako chamstwo

 

2 godziny temu, Gość Loraine napisał:

Natomiast wracając do twojego problemu - nie umiesz rozmawiać o duperelach bo sie nie otwierasz na innych tylko maskujesz zachowanie.

Być może ale to może mieć głębsze podłoże. Jak jesteśmy w dobrym nastroju to łatwo rozmawiać o duperelach a kiedy depresja rozrywa od środka i przytłacza to rozmowa z innymi jest bardziej przymusem i wtedy chcemy żeby odpowiadali raczej logicznie a kiedy tego nie robią to irytują.

2 godziny temu, Gość Loraine napisał:

Zastanów się jakie tematy sprawiają że się zamykasz, że nie umiesz rozmawiać z innymi.

Może taka natura i tyle tylko wtedy nie trzeba się na siłę próbować otwierać.

2 godziny temu, Gość Loraine napisał:

Żadna terapeutka/terapeuta i żadna terapia za ciebie nie rozwiąże twoich problemów, twoich kompleksów tego co w tobie siedzi, co siedzi w twojej psychice.

W takim razie po co terapia?

2 godziny temu, Gość Loraine napisał:

Irytuj się, mów co ci nie pasuje, ale wyobraź sobie że terapia ma yć dla ciebie tym czym jest afirmacja. Dopóki sie nie uzewnętrznisz i nie pokarzesz terapeutce tego samego co mówiłaś i pokazałaś w lustrze - to terapia nic nie da, tobie  na pewno nie. Dostałaś informacje takie same od wszystkich terapeutów.

Ale to tak jakby terapia miała być zafałszowaniem problemów.

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Gość mózg napisał:

W takim razie po co terapia?

Też często zadaje sobie to pytanie,  ale jak ma się problem którego nie umie się rozwiązać to wszyscy wysyłają na psychoterapię łącznie z lekarzami. Dlatego poszłam na terapię. 

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
28 minut temu, Gość Karola napisał:

Też często zadaje sobie to pytanie,  ale jak ma się problem którego nie umie się rozwiązać to wszyscy wysyłają na psychoterapię łącznie z lekarzami. Dlatego poszłam na terapię. 

Karola, terapia nie jest lekiem które wszystko uleczy i terapia jako taka (czyli chodzenie i czekanie aż się poprzez to chodzenie problemy rozwiążą) nie rozwiąże za ciebie tego z czym tam przychodzisz. terapia jak napisałam wyżej jest feedbackiem  których ty nie przyjmujesz ani od byłych ani od obecnej terapeutki. Nawet ode mnie i nawet od innych osób które napisały swoją opinię. Terapia ma ci pokazać gdzie faktycznie leżą twoje problemy. Bo bywa tak bardzo czesto że ludzie idą na terapię i myślą że wiedzą z czym idą, myślą że problem z którym idą to np. alkohol. I takie osoby oczekują że terapeutka da radę, gotowy przepis na to jak nie pić. No i skoro da ten przepis to w zasadzie wszystko rozwiązane. Ale niestety to nie tak. każdy musi sam pracować nad i ze sobą. I jeżeli na terapii osoba dowiaduje się np. jak ty, od swoich terapeutów że jesteś taka i taka i problem dotyczy tego i tego i jeszcze czegoś innego, nie przyjmujesz tego to zachowuje się tak jakbyś oczekiwała że no skoro jest ustalone w czym jest problem to niech się rozwiązuje, dajcie mi przepis gotowy a ja sobie rozwiąże. To tak nie działa. terapia ma działać tak jak zadziałała na ciebie afirmacja. Masz zobaczyć siebie tak jak w lustrze, wszystkie swoje wady i zalety i masz się na to otworzyć. Jeżeli będziesz oczekiwała na gotowca, to nie ruszysz. Jeżeli będziesz chodziła na terapię i oczekiwała wskazówek odrzucając te które dostałaś, to nic ci to nie da. A dostałaś i odrzuciłaś te wskazówki od byłych terapeutów i obecnej terapeutki bo uważasz że to co mówi jest głupie i nielogiczne tak jak byli terapeuci. Jednak w ogóle nie bierzesz pod uwagę tego (bo jesteś zamknieta na innych i sie maskujesz) że skoro już kolejny terapeuta /terapeutka mówią ci to samo to jednak coś w tym jest. A ty nie chcesz z tego wyciągnąc wniosków bo się boisz że zobaczysz to co podczas afirmacji (własnie tego się boisz i przed tym uciekasz udając przed innymi i przed sobą) i pękniesz na terapii. Ja szczerze mówiąc trzymam kciuki za twoją terapię grupową bo może w końcu ona ci coś pokarze. Może tam się skonfrontujesz z innymi tak samo jak podczas afirmacji z lustrem. Dla ciebie to by był punkt zwrotny. Czyli w końcu byś ruszyła. Pzdr

Odnośnik do komentarza

Tylko nie wiadomo czy się go nie potrafi rozwiązać bo się nie da czy dlatego że się nie potrafi. Może po prostu powinnaś sobie usystematyzować że większość ludzi Ci nie odpowiada i terapeuci także. Może nie jest tak że to Ty masz problemy tylko może większość ludzi to problematyczne egocentryczne jednostki. Może każdy jest problemem a po terapii ci ludzie są jacyś dziwni jakby zindoktrynowani i chłodni tak samo jak po lekach. Może widzisz więcej i chcesz się dostosowywać do ludzi na niskim poziomie na który nawet nie chce Ci się schodzić ale dałaś się uziemić ludziom którzy wmawiają Ci że wina jest w Tobie i to ogranicza Twój potencjał. Tak naprawdę nie ma żadnej winy tylko są różne mechanizmy i przeżycia ale jak coś wychodzi na poczucie winy to jest złe i nadaje się do zmiany. Terapia ma na celu konkretne skutki ale to nie znaczy że bez niej ich nie osiągniesz. To ma być pomoc w tym a skoro jej nie odczuwasz to może akurat dla Ciebie będzie lepiej jak przeżyjesz to w taki sposób że żadna terapia Ci nie pomoże i jesteś zdana sama na siebie. Rozwiązanie ostatecznie i tak ma powstać w Tobie.

Odnośnik do komentarza
Gość Loraine
2 godziny temu, Gość mózg napisał:

Być może ale to może mieć głębsze podłoże. Jak jesteśmy w dobrym nastroju to łatwo rozmawiać o duperelach a kiedy depresja rozrywa od środka i przytłacza to rozmowa z innymi jest bardziej przymusem i wtedy chcemy żeby odpowiadali raczej logicznie a kiedy tego nie robią to irytują.

Karola cierpi na depresję maskowaną. i dosłownie sie tak zachowuje. Właśnie o to chodzi i w jej kontaktach z ludźmi w pracy i z innymi osobami jak terapeuci. I to powoduje że ludzie ją odbierają jak odbierają. Bo zazwyczaj jest także ludzie czują i widzą że coś w zachowaniu kogoś jest nie halo, coś nie gra, jest jakaś nieszczerość. I to samo uważam dotyczy Karoli. W grę wchodzi niska samoocena i brak akceptacji siebie. Co wazne Karola umie udawać przed innymi ludźmi bo tak robi cały czas od młodości. Ale przed sobą samą już nie umie udawać. Dlatego zbiła lustro. Afirmując pewne rzeczy nie akceptuje siebie, bo wie że matka jej nie akceptowała. Natomiast koledzy jej nie akceptowali bo nie umiała sie przeciwstawić matce. Więc nastawiła się na zamknięcie i na maskowanie siebie. Dosłownie. teraz żeby ten proces odwrócić i żeby się otowrzyła pewnie zajmie lata, ale żeby tak było sama musi tego chceć i zrobić pierwszy krok. Sama. Ani terapeutka ani nikt inny za nią tego ne zrobi. I to dotyczy każdego kto idzie na terapię. 

Nie wiem czy mnie dobrze zrozumiałeś, mi chodzi o to żeby Karola otworzyła się na terapii tak jak podczas afirmacji z lustrem. Ale cały czas chodzi tutaj o otwarcie się. Można w zasadzie powiedzieć że jeżeli Karola nad tym nie będzie pracowała, to terapia ani od razu nie przyniesie jej nic, w dodatku będzie wiecznie zirytowana i zdenerwowana bo będzie oczekiwała rezultatów ale nie od siebie a od terapeutki. Więc można powiedzieć że Karola w tej chwili ma zafałszowane pojęcie tego czym jest terapia i o co w niej naprawdę chodzi, lub po prostu nie jest gotowa na to aby się z problemami zmierzyć. To jest bardzo mozliwe. Z tym że jeżeli nie teraz to kiedy. Nigdy nie ma tego właściwego momentu. Albo się człowiek a coś decyduje i chcąc się leczyć wchodzi to całym sobą, otwiera się, albo tkwi w przekonaniu że to i tak wszystko nic nie daje bo przeciez powienien być gotowy przepis jak walczyć o siebie. I Karola tak naprawde wskazówki dostała, nawet czytała dużo o tym jak sobie pomóc, ja i inne osoby np.Agu pisałyśmy co moze zrobić. Jakie techniki zastosować. Ale widzę że to nic nie da. Afirmacje są złe bo Karola napisała że płakała i się źle czuła. Ale nie umie się tak i na tyle otworzyć przed terapeutą. To jest to o co chodzi. Przed sobą przezywa, ale na zewnątrz udaje i zwyczajnie uwazam że nie umie pokazac kim jest, nie umie być szczera, otwarta. To jest chyba najwiekszy problem na teraz do przepracowania.

Odnośnik do komentarza
47 minut temu, Gość Loraine napisał:

Bo zazwyczaj jest także ludzie czują i widzą że coś w zachowaniu kogoś jest nie halo, coś nie gra, jest jakaś nieszczerość. I to samo uważam dotyczy Karoli.

Zazwyczaj to ludzie nic nie czają a nieumiejętność rozmowy o duperelach nie jest wcale wadą.

48 minut temu, Gość Loraine napisał:

W grę wchodzi niska samoocena i brak akceptacji siebie

To na pewno ale może właśnie poważnym krokiem w stronę wyższej samooceny i akceptacji byłoby wyznaczenie swoich granic i stwierdzenie że ta terapia jest bez sensu. Choćby to co Karola pisze o tym że nie chce mieć dzieci i jak reaguje terapeutka to przecież świadczy o tym że Karola wychodzi na dojrzalszą od swojej terapeutki.

52 minuty temu, Gość Loraine napisał:

Co wazne Karola umie udawać przed innymi ludźmi bo tak robi cały czas od młodości. Ale przed sobą samą już nie umie udawać

To jest akurat naturalne dla osób które nie są na tyle prymitywne żeby udawać przed samym sobą.

55 minut temu, Gość Loraine napisał:

Afirmując pewne rzeczy nie akceptuje siebie, bo wie że matka jej nie akceptowała.

Albo po prostu nie widzi tych zalet które próbowała sobie wmówić i problemem jest myślenie że musi je mieć żeby być szczęśliwa np urodę. Co Wy macie z tym wracaniem do dzieciństwa i relacjami z rodzicami? Przeciętny człowiek powinien przerastać swoich rodziców i czuć się ponad cokolwiek by nie mówili. Niektórzy mają rodziców godnych tylko pogardy bo ich się nie wybiera i wtedy jeśli sami są wartościowi to dość wcześnie to zauważają i dojrzewają bez ich pomocy i może nawet wbrew ich działaniom.

Godzinę temu, Gość Loraine napisał:

Natomiast koledzy jej nie akceptowali bo nie umiała sie przeciwstawić matce

A moim zdaniem dlatego że chciała ich akceptacji bardziej niż powinna bo nie dostała jej u rodziców i w tej kwestii to jest naprawdę ważne. Jeśli terapia ma na to nie pomóc albo pomóc po wielu latach tak samo jak działania bez terapii to po co w ogóle chodzić do terapeutów?

Godzinę temu, Gość Loraine napisał:

Nie wiem czy mnie dobrze zrozumiałeś, mi chodzi o to żeby Karola otworzyła się na terapii tak jak podczas afirmacji z lustrem. Ale cały czas chodzi tutaj o otwarcie się. Można w zasadzie powiedzieć że jeżeli Karola nad tym nie będzie pracowała, to terapia ani od razu nie przyniesie jej nic,

Otworzyć się trzeba przed samym sobą ale to często wygląda tak że takie otwarcie generuje nieskończone cierpienie póki świadomie nie podejmie się decyzji żeby to zamknąć i funkcjonować jakoś pomimo tego czego się nie da zmienić.

Godzinę temu, Gość Loraine napisał:

w dodatku będzie wiecznie zirytowana i zdenerwowana bo będzie oczekiwała rezultatów ale nie od siebie a od terapeutki.

Raczej od terapii jako produktu na który się zdecydowała. I jeśli ona nic nie daje to po co jest?

Godzinę temu, Gość Loraine napisał:

I Karola tak naprawde wskazówki dostała, nawet czytała dużo o tym jak sobie pomóc,

Moim zdaniem to nie do końca dostała i nie wiem czy w ogóle da się je dostać. Można sobie czytać ale większość to są ogólne reguły albo puste slogany.

Godzinę temu, Gość Loraine napisał:

ja i inne osoby np.Agu pisałyśmy co moze zrobić. Jakie techniki zastosować. Ale widzę że to nic nie da.

No tutaj żadne techniki nie zdziałają cudów bo Karola powinna raczej odpuścić pewne tematy.

Godzinę temu, Gość Loraine napisał:

Afirmacje są złe bo Karola napisała że płakała i się źle czuła.

A jak ma się czuć człowiek który wmawia sobie nieprawdę bo myśli że trzeba być ładną i zgrabną osobą żeby być szczęśliwą?

Godzinę temu, Gość Loraine napisał:

Ale nie umie się tak i na tyle otworzyć przed terapeutą. To jest to o co chodzi. Przed sobą przezywa, ale na zewnątrz udaje i zwyczajnie uwazam że nie umie pokazac kim jest, nie umie być szczera, otwarta. To jest chyba najwiekszy problem na teraz do przepracowania.

Zgadzam się i dziwne że nawet przed terapeutą nie otworzy się bardziej i nie narzeka wprost na terapię skoro to jej dominujące odczucie związane z nią. To jest właśnie ten problem jakby Karola zabraniała sobie gniewu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...