Skocz do zawartości
Forum

Jak mam odejść od męża?


Gość Colitami88

Rekomendowane odpowiedzi

Gość doświadczona

Ja uważam,że należy ratować związek szczególnie jak są dzieci.Skorzystać z psychologa z psychoterapi ale jeśli potem jest nadal źle odchodzę ze świadomością że zrobiłam wszystko i już nie patrzeć że dla dziecka jest lepiej bo dziecku będzie dobrze przy szczęśliwej matce a jak odejdzie z domu to zostaną w pamięci przykre niezrozumiałe obrazy i zgoszkniała nieszczęśliwa matka.Odwagi kobiety lepiej żyć samej niż w toksycznym związku.

Odnośnik do komentarza

mam podobny problem.Tkwie w małż.13lat.mamy troje dzieci.Były dobre i złe dni i są.Ja nigdy nie pracowałam poświęciłam się na wychowanie dzieci.Zrobiłam żle.Trzeba było być egoistką.Teraz muszę non-stop wysłuchiwać go że nie pracuje ,że wszystko jest jego,jak coś to krzyczy idz se zarób..Jest dla mnie i dzieci chamem.nie wiem co robić.Nie poradze sobie finansowo.A tak żyć też nie mogę.Mam 36lat.Dobija mnie psychicznie.nie ma do mnie szacunku.szukam pracy ale nadal nic,nie mam doświadczenia.Nie chcą takiej osoby.

Odnośnik do komentarza

Ja przy takich i podobnych sytuacjach zawsze myślę..., tak te akty małżeństwa są prestiżowe,że wszystkie marzymy o tym ślubie ,jak to ma być pięknie...,
ale to tak na marginesie.

Zawsze jest lepiej jak kobieta jest niezależna finansowo tak ,że idź do obojętnie jakiej pracy,np.do sprzątania.

Cham pozostanie chamem,ale będziesz pewniejsza siebie,nie dasz się lekceważyć,itp.,

Innej możliwości nie masz ,jak nie pracujesz to on jest pewny,że nie odejdziesz ,jak będziesz pracowała już takiej pewności nie będzie miał i też trochę zmieni front.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Masz doświadczenie w opiece nad dziećmi, może w tym kierunku zacznij poszukiwania.
A co do małżonka to się nie wypowiem, bo jakby można było cofnąć czas, to taki baran powinien się ze stertą siana związać postronkiem a nie z kobietą, nie wspomnę o posiadaniu jakiejkolwiek hodowli a co dopiero o własnych dzieciach.

Odnośnik do komentarza

~przeczytałam

A co do małżonka to się nie wypowiem, bo jakby można było cofnąć czas, to taki baran powinien się ze stertą siana związać postronkiem a nie z kobietą, nie wspomnę o posiadaniu jakiejkolwiek hodowli a co dopiero o własnych dzieciach.

Dobrze powiedziane. ;)
Jesteś w ciężkiej sytuacji, bo jesteś od niego zależna finansowo. Chyba nie masz na razie innego wyjścia, jak szukać pracy, jakiejkolwiek, żeby to zmienić.
No chyba, że masz kogoś bliskiego, na którego wsparcie i pomoc możesz liczyć. Jest ktoś taki? Mama, tata, siostra, przyjaciółka? Masz się w ogóle komu wygadać?

Odnośnik do komentarza
Gość Dani553

Ja kiedys bylam w podobnej sytuacji. Jak wiele poprzedniczek mieszkam za granica. Pamietam jak czulam sie wtedy zagubiona, niewazna.Jak denerwowalo mnie ze moj maz dobrze zarabiajac trwonil wszystkie pieniadze.Ja ciagle oszczedzalam. Ale po jakims czasie, kiedy doszlam do punktu krytycznego przewartosciowalam swoje zycie i ustalilam cele. Nie chcialam juz zyc w taki sposob. Wiedzialam ze moj slaby punk to jezyk, bo nie moglam znalesc pracy. Okazalo sie ze obok mojej dzielnicy robia kurs angielskiego. Nie chcieli mnie przyjac na ten poziom, bo moj angielski byl na granicy wymaganej znajomosci. A le jakos przekonalam osobe przyjmujaca i udalo mi sie.Bardzo mi ten kurs pomogl, nabralam wiary w siebie, poczucia wartosci i okazalo sie ze jestem w tym dobra. To dalo mi poczucie sily.Zlozylam podanie do collegu zdalam egzaminy, zaliczylam i zlozylam podanie na studia.Teraz jestem na drugim roku i wlasnie go koncze.
W tym czasie moj maz zmienil sie nie do poznania.Jeszcze w ubieglym roku obrazal sie o to ze jestem na studiach, ale ja mialam to gdzies. Bylam zajeta i nie mialam czasu zwracac uwagi na jego humory. Teraz mnie naprawde wspiera.To co robie daje mi poczucie ze zawsze dam sobie rade. Acha ja mam dwoje dzieci i 39 lat.

Odnośnik do komentarza

Witam.Też chce odejść od męża co to miał być na całe życie.Nie czuję ,że cos przegralam ale juz dlużej nie mogę.Zawiódł mnie,okłamał i niby jesteśmy ,mieszkamy razem ale to co było miedzy nami umarlo.Zawsze byłam silną kobieta ,taką co to ,,zawsze da radę i znajdzie wyjście z sytuacji,cale moje dotychczasowe życie bylo ,,dla kogoś,,moje potrzeby i pragnienia zawsze na końcu.Mam 47 lat i nigdy tak naprawdę nie zrobilam nic dla siebie.Boję sie ,że dla mnie za pózno zaczynac wszystko od poczatku.

Odnośnik do komentarza

~pola44
cale moje dotychczasowe życie bylo ,,dla kogoś,,moje potrzeby i pragnienia zawsze na końcu.

Poważnie? Jak tak można żyć? Przecież Twoje życie też jest bardzo cenne, nie mniej ważne od innych. A nie da się prawdziwie kochać innych nie kochając samego siebie.

Musisz kompletnie zmienić podejście. Co do Twojego związku, to jeśli to co w nim było umarło, i chcesz odejść, to nie widzę sensu, żebyś w nim dłużej tkwiła. Jaka by nie była tego przyczyna, nie zmieni tego co jest teraz.
Nigdy nie jest za późno na zmiany na lepsze, ale też nie warto z tymi zmianami niepotrzebnie zwlekać. Szkoda życia.

Odnośnik do komentarza

Czytając poprzednie posty widzę, że trafiłam w odpowiednie miejsce. Tak, chcę odejść ale jak większość dziewczyn boję się tego co dalej. Doskonale zdaje sobie sprawę, że jestem w beznadziejnej sytuacji gdyż z powodów zdrowotnych nie pracuję a tym samym jestem uzależniona finansowo od męża i tu jest mój ból.
Jesteśmy ze sobą 13 lat od 7 małżeństwem, mamy 5 letniego synka jak i kredyt na mieszkanie. Pod wieloma tekstami mogłabym się podpisać a nawet potwierdzić, że zostały napisane moją ręką. Mąż nie pije jeżeli chodzi o uzależnienia to ich nie ma dlatego ktoś mógłby powiedzieć, że tylko się cieszyć a nie narzekać. Same doskonale wiecie, że nie same uzależnienia rujnują związki i nie są wyznacznikami rozstań. Tak, napiszę to, mam dosyć bycia tą która decyduje o całym naszym życiu, być napędem "czegoś" co już w moim odczuciu umarło. Czuję się cholernie samotna. Samotna w prowadzeniu domu, zajmowaniu się dzieckiem, planowaniu wszystkiego co potrzebne i co należy zrobić, pojechać, kupić itp itd. On o niczym nigdy nie pamięta, nie wychodzi z inicjatywą niczego nie planuje nawet nie pomyśli aby cokolwiek zorganizować np jakis wypad rodzinny czego mi bardzo brakuje. Od takich spraw jestem ja.
Jestem otwartą osobą i zawsze mówię o swoich emocjach tak więc mąż doskonale wie co mi na sercu leży, najbardziej boli mnie to, że jest głuchy na me wołanie. Zastanawiam się czy jeszcze go kocham i jestem właśnie na etapie rozmyślań. Wydaje mi się, że poprzez tą nudę i rutynę naszego życia zaprzepaściliśmy to co było najważniejsze - miłość. Często myślę nocami nad odejściem, mogę zdecydowanie rzec, że nie jestem z nim szczęśliwa i to wiem na pewno. Mam dosyć kłótni i braku porozumienia, czasem w ogóle się zastanawiam czy jest sens jeszcze rozmawiać.... chciałabym wyjść tak jak stoję i już nigdy nie wracać, niestety nie jest to takie proste w moim odczuciu.

Odnośnik do komentarza

Zawsze by się chciało mieć lepiej...
w Twój związek wkradła się nuda i beznadzieja ,bo nie pracujesz...,to chyba dobrze,że jak jesteś w domu zajmujesz się wieloma sprawami,
ja bym była zadowolona, bo lubię decydować,

widać masz spokojnego męża,też niedobrze,jak widać...,jak byś miała dominującego ,co to o wszystkim by decydował i nie liczył się z Twoim zdaniem...,też niedobrze,

myślę ,żeby wszyscy mieli takie problemy jakie opisałaś to by nie było tak źle ,chyba ,że jeszcze coś...

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

~Carmens
Same doskonale wiecie, że nie same uzależnienia rujnują związki i nie są wyznacznikami rozstań.

Oczywiście, że tak. Tak samo jak stwierdzenia typu "nie bije i nie zdradza" nie świadczą same w sobie o jakości związku.
To, że w Twoim związku jest bardzo źle, widać chyba z każdego zdania w którym go opisujesz, zarówno to co się dzieje, jak i to, co czujesz. Myślę że głównym problemem i źródłem innych jest kompletny brak zaangażowania ze strony Twojego męża, a to już samo w sobie świadczy o tym, że człowiekowi nie zależy na partnerze.
Ja bym nie wytrzymała nawet 3 lat takiego życia, co dopiero mówić o 13.
Jeszcze dodam, że w zdrowym związku decycje podejmuje się wspólnie, a nie że jedno decyduje za drugie.
Najważniejsze jest jednak to, że jesteś nieszczęśliwa, jakie by nie były przyczyny, i jeśli tak jest już od dłuższego czasu, to nie ma sensu ciągnąć tego na siłę, odgrywać przed dziećmi spektakl pt "Wszystko jest w porządku" i marnować sobie zdrowie i życie.
Pamiętaj też, że mozna być szczęśliwym samemu, natomiast w związku w którym się nie spełniasz na pewno nie.
No ale jesteś od męża zależna finansowo, niewiele na razie możesz zrobić. Pozostaje czekać aż zdrowie pozwoli Ci pracować, a w międzyczasie zwierzyć się z problemów komuś z rodziny albo przyjaciołom, w każdym razie komuś bliskiemu, kto mógłby Ci dać wsparcie.

Odnośnik do komentarza

Witam. Ja jestem mężatką od dwóch lat. Mamy rocznego syna. Jestem nieszczęśliwa. Ciągle się kłócimy i zawsze słyszę, że to moja wina. Mąż nic sobie ze mnie nie robi. Jest dla Niego najważniejsze to co On chce i myśli. Kupiliśmy dom w kredycie i ciągle przy nim remontuje nie mając w ogóle czasu dla dziecka. Nie jest dla Niego rodzina najważniejsza tylko rzeczy materialne. Ciągle żyje tym co jak zrobić, co kupić i gdzie żeby było taniej. A ja i dziecko... Dla nas nie ma czasu. Mieszkamy za granicą i nie mam się nawet komu zwierzyć. Jego nie interesuje co mnie boli, że jest dziecku potrzebny.Jesteśmy ciągle sami z synkiem, a jak coś powiem na ten temat od razu kłótnia i teksty "zamknij się", "nie mogę już tego słuchać", "ten temat mnie drażni, nie powinnaś go poruszać". Masakra. Właściwie to nigdy nie miałam wsparcia z Jego strony. Jak byłam w ciąży to też ciągłe kłótnie i ciągłe obwinienie mnie za to. Męczę się w tym związku. Proszę męża, żeby zmienił swój stosunek do mnie i żeby znalazł czas dla dziecka, ale to nic nie daje. Tylko złośliwy się robi. Co lepsze dla dziecka? Bo to On jest najważniejszy. Żeby Jego rodzice żyli razem i ciągle się kłócili czy żeby się rozstali? Dodam, że nawet nie współżyjemy razem. Wszystko już chyba umarło. Boję się odejść. Mamy kredyt, który musimy spłacać przez co najmniej 20 lat. Boję się, że będzie mi samej ciężko z dzieckiem, że dziecko na tym ucierpi. Co wybrać z dwojga złego? Ciężko żyć z człowiekiem, który jest dla siebie najważniejszy, który źle się odnosi do żony i nie ma czasu dla dziecka...

Odnośnik do komentarza

Ja bym ci radziła wziąć dziecko i pojechać do Polski, do rodziny.
Na razie nic nie zrywać, nie decydować o poważnych sprawach, tylko odpocząć od siebie i zastanowić się nad sytuacją.

Ciągle się kłócicie i to ty masz się zamknąć, nie drążyć tematu. Wygląda na to, że to ty zaczynasz.
Jak czujesz się nieszczęśliwa, to nie dziwi mnie to. Ale za pomocą kłótni, jeszcze nikt nie rozwiązał swych problemów. Odwrotnie. Zawsze jest wtedy gorzej.

Odnośnik do komentarza

Zaczynam rozmowę, a nie kłótnię. To co mam się nie odzywać jak coś jest nie tak i chcę, żeby coś zmienił i znalazł również czas dla dziecka? Bo problem jest w tym, że prawie za każdym razem jak zwrócę mężowi uwagę to Jego to denerwuje i od słowa do słowa i robi się ogromna kłótnia. Nie chcę, żeby moje dziecko wychowywało się w takiej rodzinie i tego słuchało. Żeby było dobrze to musiałabym się nie odzywać i siedzieć cicho jak szara myszka. A to chyba nie na tym życie polega i nie tak się tworzy rodzinę. Ja już nie wiem jak do Niego dotrzeć. Ciągle płaczę i zastanawiam się co robić. Jego nawet moje łzy nie wzruszają. Żyje sam dla siebie, a ciągle gada, że wszystko co robi to dla nas. A to że jest potrzebny dziecku i że ja chcę czegoś innego to nic... Byłam już w Polsce i to też nic nie zmieniło. Mówiłam, że odejdę z dzieckiem i nic. I ciągle jest złośliwy i się kłóci, a mówi, że to przeze mnie ta kłótnia. W ogóle w sobie winy nie widzi.

Odnośnik do komentarza

Macie różne priorytety i to się raczej nie zmieni i albo wzajemnie się akceptujecie,staracie się dogadać ,a nie wymagać jeden od drugiego... ,albo przyjdzie się rozejść.

napisz sobie plusy i minusy ,coś zdecyduj i nie ciągnij tych wiecznych pretensji i kłótni,które jak widzisz i tak nic nic zmieniają, a pogarszają relację miedzy wami,

dla męża najważniejsze są sprawy materialne i tak zostanie,nie zmienisz go na siłę,
może nawet nie lubi zajmować się dzieckiem,każdy jest inny,
dla waszej całej rodziny byłoby lepiej jakbyś to
zaakceptowała,zajęła się bardziej sobą,poszła do pracy ,jak dziecko będzie mogło iść do przedszkola ,żyła też swoim życiem.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Dzięki za dobre rady. Spróbuję się tym nie przejmować i zająć się sobą. Może w tym jest jakieś wyjście. Wiadomo, że nic na siłę. Niestety życie to nie bajka. Każdy ma swój krzyż i trzeba z nim przez życie iść. Dziecko najważniejsze a czas pokaże co dalej. Może mąż się kiedyś obudzi.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość Dobraradaludojada

Czytam bleble , ale nie wszystkie . To nieszczęście przez picie Jedyna rada , przy świadkach powiedz że tak dalej nie może by i jeśli nie podda się leczeniu odwykowemu i nie pójdziecie razem do psychologa to poważnie rozważysz definitywne rozstanie . Dziecko jeszcze nie widzi problemu alkoholowego u tatusia , ale niebawem zobaczy , zrozumie i zacznie się bać i wstydzić kochanego tatusia Nastąpią potem jeszcze czarniejsze scenariusze . Jak kocha Ciebie i dziecko , to się powinien wziąśc w garść , jak nie , Twój wybór !

Odnośnik do komentarza
Gość mikadu_22

Witam wszystkich.
Weszłam na forum przypadkiem, szukając gdzieś wsparcia dla swojego doła i postanowiłam, że opiszę tu swoją historię. Właśnie rozwodzę się z mężem. Oczywiście piszę z mojej perspektywy. Po ślubie musieliśmy pomieszkać osobno, przez prawie półtora roku, jako że jest on obcokrajowcem i była to kwestia dokumentów, pieniędzy (wtedy nie pracowałam) i kilku innych rzeczy. Jego przyjazd udało się zorganizować w końcu w zeszłym roku. Mieszkał w moim mieszkaniu, nie płacił za nic, nie dokładał się do rachunków poza jednym razem bodajże - dodam, że pieniędzy ze sobą nie przywiózł jak się dowiedziałam po fakcie praktycznie żadnych - tylko 60 euro. Starczyło żeby mu kupić bluzę i na zakupy. Raz.
Do pracy nie mógł iść - bariera językowa, brak legalnego pozwolenia, opieszałość biura. No i jak ja mogłam go naciskać, żeby się w ogóle za czymś rozglądał?
Czemu bez przerwy gderałam, że mało jest pieniędzy itd.? Z mojej pensji na dwie osoby i wysoki czynsz ledwo ciągnęliśmy niestety... Czynsz przecież i tak płaciłam, nawet ja go tu nie było, no więc jaki problem?! Rodzina czy znajomi nie kwapili się by go wesprzeć, ja pożyczałam.
Ciągłe kłótnie, ciche dni, brak rozmów, zero bliskości plus wzajemne żale, pretensje, złośliwości i oskarżenia dały taki skutek, że złożyłam pozew o rozwód. I nie żałuję!!
Nie będę upokarzać się żyjąc z człowiekiem, który ma milion ważniejszych spraw niż to, co jest najważniejsze - rodzina. Żona. A potem dziecko.
Który ze mną nie rozmawia.
Który chce mieć dziecko ale nie ma za co go nakarmić i odziać.
Który jest nieodpowiedzialny.

Chcecie, wieszajcie na mnie co chcecie - psy, szakale, hieny.. Ale może ktoś spojrzy na to z perspektywy "obok" i napisze mi co tu jest nie tak...
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...