Skocz do zawartości
Forum

Niechęć do wszystkiego i brak zainteresowań oraz celu


Gość znikąd donikąd

Rekomendowane odpowiedzi

Gość znikąd donikąd

No to nie pozostaje mi nic innego, jak udać się do specjalisty. Tylko najpierw muszę się jeszcze pofatygować do urzędu, bo nie mam ubezpieczenia. Mam nadzieję, że w miarę szybko to załatwię, ostatnio czekałem prawie dwa miesiące na wizytę u psychologa.

Najgorsze jest to, że jak siedzę w nocy i myślę nad tym, to czuję się w miarę zdeterminowany, żeby doprowadzić do tej wizyty i nie olać kolejnych, ale jak na drugi dzień wstaję, to znowu wydaje mi się to bez sensu i tak w kółko, muszę się przekonywać, że chcę coś zmienić w swoim życiu, a i tak ciężko mi uwierzyć, że uda mi się zmienić swoje podejście do życia, że zamiast pałać do wszystkiego niechęcią, zacznę coś robić. Nie wiem może już za długo bezczynnie siedzę i chyba przez to nie potrafię wyobrazić sobie siebie, kończącego szkołę, pracującego, robiącego coś konstruktywnego i na dodatek ciągnącego z tego wszystkiego satysfakcję.

Odnośnik do komentarza

Znikająca dobrze prawi. Leki naprawdę potrafią wyciągnąć człowieka z depresji czy takiego zawieszenia w bezczynności. Moja matka zachorowała na depresję wiele lat temu, i w ciągu miesiąca leki postawiły ją na nogi, stała się znowu tą kochaną mamą jaką znałam. Nie żadne tam straty-terapie i inne bzdety, na depresję trzeba lekarstw. Tak samo po miesiącu pomogły mojej babci, która już wnet do grobu się wybierała, nic tylko o śmierci mówiła i jak ją wszystko boli. Na siłę ją z mamą wzięliśmy do psychiatry, który przepisał jej leki i po miesiącu-dwóch stała się NIE DO POZNANIA. Zaczęła się cieszyć życiem, wrócił jej humor, apetyt, energia, gadała jak nakręcona, a wcześniej prawie wogóle się nie odzywała. Więc nie pieprzcie tu głupot, że leki nie pomagają, bo to one właśnie stawiają na nogi. Każdy lek ma skutki uboczne, ale korzyści są znacznie przewyższające wady. Śmigaj kolego do psychiatry, nawet prywatnie, stówkę dasz, leki dostaniesz i odżyjesz na nowo.

Odnośnik do komentarza
Gość znikąd donikąd

Zarejestrowałem się do psychiatry, za dwa miesiące mam wizytę.

Nadal nie widzę się w roli normalnie funkcjonującej osoby, w sumie to chyba lubię siebie takiego jakim jestem, ale nie chcę się męczyć, a niezależnie od tego czy coś robię czy nie, czuję że się z tym męczę, jedyne czego teraz bym chciał, to żeby innym przestało na mnie zależeć, wtedy miałbym chociaż czyste sumienie.

Odnośnik do komentarza

Jesteście beznadziejni naprawdę, jak można drugą, nieznaną sobie osobę tak szkalować i upokarzać ? Mówić, że jest leniem, niedorajdą, że jest rozpieszczony. Gdzie jest w was jakakolwiek empatia gbury ? Gdyby autor wątku był pospolitym leniem jak mu to przypisujecie ( zwłaszcza ta nawiedzona osoba na "B" ) to chlałby teraz piwsko pod blokiem albo "dmuchał" panienki na dyskotece, wszystko oczywiście za pieniądze mamusi. Tymczasem ten chłopak nie wychodzi od 9 miesięcy z domu, nie utrzymuje z nikim żadnych kontaktów, tylko w ostateczności się myje i zmienia ubrania. Jak bardzo PODŁYM i NIECZUŁYM człowiekiem trzeba być żeby widzieć w tym lenistwo a nie chorobę ???
A za Ciebie autorze wątku trzymam kciuki, nie daj się podłym ludziom i walcz o siebie !

Odnośnik do komentarza

Pięknie i sprytnie- gratuluję! Jesteś bardzo inteligentnym człowiekiem i nie tyle leniwym, co samotnym. Czytając te wypowiedzi pojawiały się łzy, zaskoczenie i uśmiech powodowany tym jak zręcznie wszystkich czarujesz. Jesteś mistrzem! Może pomyślałbyś w tej swojej bezczynności o napisaniu książki? To już nie byłaby bezczynność, lecz intratne dla ciebie lenistwo. Pewnie ta książka pobiłaby wszelkie rekordy czytelności, jestem tego pewna. Zdolniacha! I nie śmiej się z naiwnych- chcieli pomóc.

Odnośnik do komentarza
Gość znikąd donikąd

la12ma
Nie jesteś pierwszą osobą, która sugeruje mi napisanie książki, pierwsza była jedna z moich polonistek w moim biednym liceum. Oczywiście w domu wszyscy buchali śmiechem jak mówiłem, że napiszę książkę.
Kiedyś trochę pisałem, ale po prostu nie sprawia mi to przyjemności, wręcz przeciwnie wyjątkowo się przy tym męczę, zresztą nieważne co stworzyłem, to i tak w moich oczach jedynym słusznym miejscem dla tego był kosz. Ja nawet nie lubię czytać książek, w całym swoim życiu w całości przeczytałem może z trzy.

I nie powiesz mi chyba, że kwestionujesz wszystko co do tej pory napisałem w tym wątku? Nie napisałem tutaj po to, żeby czarować, też nie po to żeby dostać rozwiązanie na mój powiedzmy problem, nie od dzisiaj myślę, że wizyta u psychiatry/psychologa by mi się przydała, przede wszystkim chcę się utwierdzić w przekonaniu, że skorzystanie z fachowej pomocy, nie jest w moim przypadku głupotą, od dziecka mam tendencje do zastanawiania się nad wszystkim dziesięć razy, często przez to kończę właśnie na bezczynności. Zdaję sobie sprawę, ze swoich możliwości, wiem, że stać mnie na ukończenie studiów, znalezienie dobrej pracy, ale co z tego, skoro jawi mi się to jako coś kompletnie nie mającego znaczenia, do tego zero ambicji, motywacji, brak jakiegokolwiek pomysłu na siebie. Nie wiem, ja po prostu nie ogarniam tego co się wokół mnie dzieje, dla mnie tego wszystkiego jest po prostu za dużo. Skrajnie introwertyczny charakter też mi nie specjalnie w tym wszystkim pomaga.

Odnośnik do komentarza

I już coś się dzieje, przynajmniej myśli nie te, co przedtem. Wierzę w ciebie, bo wydajesz mi się nadzwyczaj inteligentnym człowiekiem, a jeśli chodzi o książkę, to po co klikasz tyle w klawiaturę bez sensu? Mógłbyś w tym czasie napisać swoją biografię, to interesujące i zarazem dramatyczne, że tak zdolny człowiek marnuje się przez jakieś tam wizje. Mam ci opowiedzieć jak mnie życie dotknęło, jak bardzo walczyłam o to, by uwierzyć w jego sens? Nie zrobię tego, bo takie historie tylko dołują. Wierzę w ciebie i miejscem na twoje przemyślenia nie jest kosz, lecz czytelnicy, którzy będą ci wdzięczni za podzielenie się tak nietypowymi problemami. Uwierz w siebie, bo ja wierzę, że stać cię na nieprzeciętność podczas, gdy ty użalasz się nad bezczynnością. Jesteś bardzo zdolnym człowiekiem- wykorzystaj to

Odnośnik do komentarza

Wszystko ma znaczenie. Pomyśl- ludzie, którzy cię nie znają, po przeczytaniu twojego listu myślą i starają się pomóc w taki sposób, by ta pomoc była skuteczna, by trafić w twoje potrzeby. Często zarywają noce przemyślając co może być problemem i jak odpisać, by nie zranić, a wesprzeć. Wiesz, że słowo rani jak nóż i nieumiejętne użycie słowa może zaszkodzić. A teraz o tobie- napisz cokolwiek i jeśli będziesz chciał poddać to mojej cenzurze, to zapraszam. Wtedy podam ci mojego e-maila, na który wyślesz swoje piękne dzieło. Nie trzeba czytać książek, by je pisać. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość znikąd donikąd

Biorę leki już prawie dwa tygodnie, nie czuję żadnych efektów, nawet tych ubocznych. Na terapię będą wolne miejsca dopiero za pięć miesięcy. W takim tempie, to ja do trzydziestki nic ze sobą nie zrobię. Ja wiem, że tak od razu nie ma niczego, ale mi się po prostu cierpliwość kończy. Jestem coraz bardziej poirytowany swoją sytuacją i zachowaniem. Kiedy mi nie zależy i jedyną moją ambicją jest przesypianie całego dnia i siedzenie przed kompem, to jest w miarę ok, ale jak próbuję coś zrobić to wszystko ze mnie wyłazi. Na domiar złego, tak wyszło, że zacząłem korespondować ostatnio z pewną dziewczyną, mam chwilami ochotę przestać, ale zostało mi jasno powiedziane że moja korespondencja jest po prostu mile widziana i w sumie cieszy mnie to, bo fajna i ładna z niej dziewczyna, ale ja się po prostu zaczynam czuć jak gówno, gorszy gatunek człowieka, tak naprawdę mam niewiele do zaoferowania, niczym się nie różnię od menela spod sklepu. Ledwo zaczęliśmy pisać, ja już się boję i po prostu zaczyna mnie to boleć. Prawda jest taka, że czuję się chwilami okropnie samotny, bardzo chciałbym mieć kogoś bliskiego, nie ma w tym chyba nic złego, mam prawo czuć się z tego powodu źle. Czuję się nieprzystosowany, ja się chyba po prostu boję ludzi. To nie jest tak, że mnie moje obecne życie satysfakcjonuje, ja bym chyba już nawet poszedł do tej pracy, ale ja się po prostu boję, wystarczy, że z domu wyjdę i zaczynam czuć się źle, wstydzę się siebie. Każda wizyta w urzędzie pracy, kiedy jestem pytany o to co chciałbym robić, gdzie pracować, gdzie pytałem o pracę, jest po prostu okropna. Trudno jest rozmawiać z pracodawcą, kiedy niema się zainteresowań, motywacji do pracy, żadnego wykształcenia, doświadczenia, kiedy trzeba zapewniać o umiejętności pracy z ludźmi, w zespole, kiedy trzeba pokazać się od jak najlepszej strony. Boję się, że sobie po prostu nie poradzę, z najprostszą pracą, przez co całkowicie, zdegraduję się do poziomu mułu i tyle, jedyna praca na jaką mogę liczyć, to praca fizyczna, a ja fizycznie jestem po prostu słaby, intelektualnie też się taki czuję. I tak już daję ciała na całej linii. Naprawdę, chciałbym mieć chociaż jedną osobę, przy której czułbym się dobrze. Chciałbym być zdolny do założenia rodziny, do bycia dobrym ojcem, dobrym mężem, chciałbym mieć na świecie swoje spokojne miejsce gdzie ktoś by na mnie czekał i byłbym tam mile widziany, ale wiem że nie jestem do tego zdolny i prawdopodobnie nie będę, nie potrafię. Boję, że jestem taki jak mój ojciec, ale póki co jestem gorszy, on przynajmniej jest pracowity. Nie widzę się na tym świecie. Już drugą noc praktycznie wyję, i wyrzucam w wordzie jaki to ja jestem do dupy. I to przez tą dziewczynę, bo wiem, że ona jakoś sobie poradzi w życiu i będzie szczęśliwa, bo się uczy, ma pasję, wie co chcę robić, a ja w końcu wyciągnę ten pieprzony kabel z szuflady i się na niej powieszę.

Odnośnik do komentarza

Poza tym twierdzę, że masz fobie społeczną. Musisz wziąć się w garść bo tak żyć nie można. Twoje "lenistwo" powoduje to, że się zamykasz pierw w domu potem może być gorzej. Musisz uwierzyć w to, że warto żyć. Jeżeli poradzisz sobie ze sobą (zaczniesz wychodzić z domu, znajdziesz pracę) to zawsze znajdziesz miłość. Musisz po prostu tego chcieć. :)

Odnośnik do komentarza
Gość ciekawe...

Co się dalej stało? Ciekawi mnie to,bo sama mam identyczne objawy. Jednak jestem troszkę młodsza,mam 17 lat. Moja niechęć do życia nie objawia się w braku mobilizaji (szkolnej) tylko takiej...hm duchowej. Mam momenty w których mysle o bez-sensie zycia. Po co to wszystko skoro i tak umre?skoro wszyscy umrzemy? nie mogę tego pojąć,a chciałabym być szczęśliwa,tak jak inni... ...Dodatkowo nie lubię ludzi,wręcz niecierpie. Może to dziwne,ale zawsze nadużywają moje zaufanie...zawsze się na nich zawodzę. Wiec odcinam się od nich w jak najwiekszym stopniu zeby nie zostac zraniona. Tak na zapas. Wyjatkiem jest mój chłopak...Moze tez powinnam pojsc do psychiatry....?

Odnośnik do komentarza
Gość mr nobody

Witam. Jestem w dużym stopniu kalką osoby, która rozpoczęła ten temat. Nie widzę siebie w przyłości, nie chce być z kimkolwiek, bo jedynie bym zameczył sobą kogoś na śmierć, mam podły charakter. Właściwie to we mnie chyba nastąpiła jakaś kumulacja najgorszych cech, jak tak po krótce się zastanowić - cyniczny, podły, chamski, arogancki, złośliwy, ironiczny, mściwy, leniwy(?[ w jakimś stopniu na pewno]), nerwowy, głupi - that's a news. Można tak ciągnąć długo. Nie przepadam za swoim wyglądem. Jako 23-letnia osoba powinienem już po części wyglądać jak mężczyzna, w rzeczywistości mam twarz 16-latka. Nie napawa mnie to zbytnią radości, gdy się rozglądam na mój rocznik. W przeciwieństwie do kolegi, posiadam pracę, od 3 lat. Z tą sprawą, również wiąże się moje przekonanie, tok myślenia. Pracja, którą wykonuje całkowicie nie ma nic wspólnego z kierunkiem studiów na jaki obrałem, właście to ta praca spadła mi z nieba, zwykły przypadek. Nie będę wdawał się w szczegóły, uważam, że zwyczajnie na nią nie zasługuję. Powinna ją wykonować osoba, która ma do tego kwalifikacje i wiedzę, ja takowej nie posiadam. W tym momencie, to ja właściwie odbieram potencjalnym kandydatom stanowisko pracy, pieniądzę, możliwość dalszego rozwoju. Źle się z tym czuję... Uprzedzając pytania na obecnym etapie wykonuję podstawowe czynności, których każdy głupi mógłby się nauczyć. Osoba z ambicjami, pasją, zainteresowaniami dostałaby szansę przejścia dalej. Z powodu mojej nerwowości nie nadaję się pracy w grupię, a konkretnie gdy coś się dzieje na żywo. Cholera, nawet swoich myśli nie potrafię porządnie przelać w słowa. Z góry za to przepraszam. Podobnie jak autor wątku nie odczuwam żadnych zainteresowań, pasji, nie posiadam marzeń czy celów. Jestem pewny, że taka stan był od zawsze, z chwilowymi "zapłonami", który okazywały się fałszywe. Z niczego nie czerpię przyjemności. Gdy nie muszę iść na zajęcia, to przesiaduję standardowo przed tą tępą maszyną, do której zaczynam czuć odrazę. Mam wrażenie, że spotyka mnie codziennie dzień świstaka. Podejmując jakąś inicjatywe zakładam zawszę porażkę, co pozowala mi się nie rozczarować. Na świecie żyją miliony ludzi, którzy są w stanie wykonać ode mnie wszystko lepiej, co całkowicie skłania mnie do pozostania w stagnacji, nie podejmowania czegokolwiek, wolę się nie ośmieszać. Nabawiłem się chyba szczególnie tego w pracy, ponieważ znajduję się tam wśród osób sporo starszych, no i mądrzejszch, posiadających specjalistyczną wiedzę. Czuję wobec nich respekt za to, a jednocześnie wolę zejść do roli popychła, by uniknąć porażki. Z resztą, początkowo bardzo często dostawałem opierdal za to, że źle coś wykonuję, niby próbowano mnie czegoś nauczyć, ale ze względu na tępote jaką się cechuję oraz nerwowość, całkowicie zapominałem co próbowano mi przekazać. Nie mam zbyt wiele kontaktów z ludźmi, znam tylko 2-3 osoby + rodzina. Nie odczuwam jakieś chęci poznawania nowych ludzi, wolę się nie narzucać nikomu, każdy ma swój świat, swoje klocki, problemy. Irytują mnie ludzie, bo widze ich ograniczenia, kretyńskie decyzje, a jednocześnie sam jestem nie lepszy, jestem posranym hipokrytą, robię coś innego, a myśle coś zupełnie odmiennego. Nie chce zaakcepotować siebie, bo boję się, że zbuduję patologiczny obraz, który bezkrytycznie będzie akcepotwał każde swoje przewinienie, powstanie jakaś chora figura, postawa hołdująca sama sobie. Gdybym posiadał jakieś skonkretyzowaną idee na życie, to mógłbym przebrnąć je bez kontkatu z innymi. Oczywiście komfortowa sytuacja by była, jakby jednocześnie z tą radością wiązałyby się jakieś pieniądze.
Nie potrafię o sobie pisać, zdecydowałem się umieścic, tego posta dla eksperymentu,ciekawości. Obojętność mnie niszczy, staję się ciężarem dla rodziny, szczególnie z moim charakterem. Myślałem, żeby się wyprowadzić, ale zarobki mimo, że spore jak na mnie, nie są i tak wystarczające na samowystarczalność. Przepycham się przez kolejne dni, nie wiem po co, jakbym dryfował. Nie prosiłem się na ten świat, nie chce stać okrakiem, zawadzać innym, robię jedynie za kłodę czy jak to ujął Buquile rozpuszczonego gówniarza. Mam do życia to co trzeba, pojechać gdzieś - nie ma sprawy. Jedyne co mi się właściwie marzy to całkowita obojętność na wszystko, by leżeć dniami, oraz by wszyscy o mnie zapomnieli, uwolnić ich od siebie, bo na zabicie siebie nie mam odwagi i stanowiłoby to zbyt duży problem dla innych. Czuję obrzydzenie oraz strach co do przyszłości. Jeśli znacie jakiś zakład utylizacji ludzi to dajcie znać. Podobno już taki w Holandii otworzyli, znaczy eutanazja na telefon. Z raportów jego działalności wynika, że 75% ludzi, którzy poddali się eutanazji było całkowicie zdrowych fizycznie i psychicznie. Cały ten tekst zupełnie wygladał inaczej w głowie, a tu jakiś paszkwil. Eh

Odnośnik do komentarza
Gość psychiczna22

Mam identycznie jak wy. Z tym że nie mam pracy i całymi dniami siedze w domu. Wzielam dziekanke na studiach bo miałam dość ludzi. W ogole nie wychodze z domu, nie czuje takiej potrzeby. Mam wrazenie ze nic mnie juz w zyciu nie czeka. Czekam tylko az uda mi sie nazbierac wystarczajaca ilosc psychotropow zeby odejsc z tego swiata. Dziwne ale jak to pisze nawet nie jestem smutna. Tyle lat zmagan z chorobą, niezrozumieniem, samotnoscia. Nie czuje zebym kiedykolwiek była młoda, a zachorowałam mając 14 lat. Teraz jestem wrakiem wyprutym z emocji. Nie ma nikogo kto by mi pomogl. Psycholodzy to oszusci, najpierw mowia ze masz depresje i niby ze cie rozumieja, a potem udzielaja rad w stylu weź się w garść, choć oficjalnie tego nie przyznają. Po pół roku terapii nadal nie pamiętają twojego imienia. Tak naprawdę psycholodzy nie potrafią pomóc ludziom z depresją. Jak widzę czasem co odpowiadają w necie tacy "specjaliści" to mnie strzela. Opiszesz problem: odpowiedź psychologa zawsze będzie brzmiała: radzę udać się do psychologa... Czyli chodź sobie od Annasza do Kajfasza w nadziei, że ktoś ci pomoże. Pomyślicie teraz że pisze to jakaś zacofana gimbuska. Mam 22 lata ale psychicznie nadal jestem 14- latką, która zatrzymała się w rozwoju bo nie umiała sama przeskoczyć swoich problemów. Dobra, kończę bo przynudzam... Co 40 sekund ginie człowiek, ginie z własnej ręki, nikt nas nie obroni przed nami samymi, wymagaja od nas bysmy radzili sobie sami, w sobie poszukali odpowiedzi... Znajduję 2 odpowiedzi. Tabletki i sznurek.

Odnośnik do komentarza

A moze (oprocz wymienionych mozliwosci aburzen) jest po prostu zwykly brak w rzeczywistosci tego, co inspiruje czlowieka? Niektorzy sa bardziej wrazliwi i jak nie moga zyc tak jak chca to potem ne chca zyc i wszystko im zwisa. Temat dobry do pojscia d specjalisty ale nie walilbym od razu do psychiatry tylko do dobrego psychologa i z nim skonusltowal problem. Moze chodzi p o prostu o brak wielu rzeczy, ktore wiekszosc ludzi dostalo od rodzicow czy zycia...

Odnośnik do komentarza

I taka jeszcze rozkmina: zaden psychiatra i proszki nie pomoga jesli czlowiekowi nie zapewni sie tego, czego potrzebuje a problem polega wg mnie na tym, ze osoba ktora napisala o sobie nie moze realizowac siebie. Moze ja przerastaja zobowiazania ktore trzeba podjac aby mic to robic? Nie wiem, mam podobny problem i proboje wiazac koniec z koncem ale widze ze to nie jest takie proste jak to Wy sugerujecie. Mozna sobie wyszukiwac coraz to nowe zaburzenia tylko co to da oprocz nabijania kabzy specjalistom?

Reasumujac: jak ktos jest nadwrazliwy to niestety ma przerabane w dzisiejszym swiecie gdzie trzeba lapac byle jaka robote i gonic za kasa.

A osoba kochajaca duzo robi wbrew pozorom-druga osoba moze bardzo mocno zmotywowac do dzialania.

Odnośnik do komentarza
Gość kurczak123

Piszę, ponieważ od dłuższego czasu również mam poczucie przygniatającej bezsensowności i niechęci do wszystkiego. Pracowałem przez dłuższy czas w firmie, gdzie na codzień ma się kontakt z ludźmi i zobaczyłem jacy ludzie są naprawdę. Tyle obrazy w stosunku do mojej osoby nie miałem przez całe swoje życie co w tej pracy. Teraz jestem na skraju załamania. Mam wrażenie że jestem w jakimś bagnie co się nazywa rzeczywistość. Przez tą pracę straciłem chęć do podejmowania jakichkolwiek działań. Ja osobiście uważam, że ta cała niechęć i złe podejście wynika z mentalności. Inni ludzi tak się zachowują to ty też. Widzę to po sobie. Jak zaczynałem tą pracę z ludźmi to byłem pełen optymizmu, natomiast teraz sam zacząłem się w taki sam sposób zachowywać. Sam nie wiem co mam robić. Dodatkowo w wielu kwestiach brak mi odwagi. Na początku myślałem, że taka praca pomoże mi w czymś, a okazało się, że przez to co robiłem jeszcze mniej mam odwagi

Odnośnik do komentarza
Gość gupia wykształciucha

dobra, przebrnęłam przez wszystko.
A może byście się tak do czegoś zmusili? Czegoś nauczyli?

Jakbym ja całe życie niczego się nie nauczyła, nic nie umiała, to też bym czuła bezsens. Nawet w kopaniu rowów można widzieć sens.
Poza tym to jest całkiem normalne, że człowiek wchodząc w dorosłe życie ma doła. Każdy prawie ma

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...