Skocz do zawartości
Forum

Forumowy Hydepark


Rekomendowane odpowiedzi

Tzn Twoje obserwacja są życiowe, ale powierzchowne- dotykają skutku pomijając przyczynę.
Kazdy z tych ''zdemoralizowanych przerośniętych leni" jak to malowniczo sklasyfikowałaś , tez kiedyś po raz pierwszy przekraczał próg szkoły podstawowej z obawą ale i w nadziei ze będzie fajnie. Bardzo szybko przekonywał się jednak że są równi i równiejsi, ze materiał pędzi i nikt nie ma czasu ani ochoty niczego mu specjalnie tłumaczyć, że jak koleżanka się rozpłacze bo dostała np czwórkę to pani poprawia ją na piątkę bo przecież Iksińska same piątki mieć musi, a jeśli jemu brakuje do trói pół punkta, to dostaje pałę bez gadania. I nikogo tu nie obchodzi że jest np w czymś dobry, ponadprzeciętny. Kto by tam sobie głowę nim zawracał- jest przegrany na starcie.
Kazdy chce być chwalony i doceniany, skoro nie w nauce, to może chociaż w korytarzowych przepychankach ma szansę zabłysnąć - no i dochodzi złe zachowanie, które jest również wyładowaniem żalu gniewu i frustracji.

Odnośnik do komentarza

Sinnn

Tez mieszkam w dużym mieście. Pracuję w fundacji pomagającej m in zdolnym dzieciom z tzw 'marginesu'. Mogę powiedzieć tyle- liczy się w szkole układ, nazwisko, pochodzenie i rodzinne koneksje.
Córka czy syn kogoś "z pozycją" ma piątki i szóstki z reguły i z zasady.
Szaraki i "patologia"-nikt- lub dla sprawiedliwości- prawie nikt nawet się nie pochyli żeby odkryć i rozwinąć drzemiące w nich często zdolności i talenty, a oceny mają wręcz zaniżane żeby była większa i bardziej spektakularna przepaść pomiędzy tymi dwoma światami.
No i wiadomo- względy finansowe umożliwiają tez intensywne korepetycje, wiec różnica szans jest miażdżąca.
Nie mówię ze wszyscy studenci są z takiej weryfikacji, jednak wielu tak- i potem mamy wykształconych ludzi bez talentu czy predyspozycji do danego zawodu- jeśli jest to np zawód lekarza to już jest dramat.

Witaj Sinnn, obawiam się, że wymianę naszych poglądów, moderacja usunie z tego wątku, ponieważ dotyczy problemów pobocznych.
Nie obrażam się w żadnym wypadku, ale też całkowicie nie zgadzam się z tobą.
Sytuacje które opisujesz, dla mnie (tak, od wielu lat pracuję w szkole) są (wybacz) z księżyca wzięte. Sytuacje, które opisujesz pamiętam z czasów komuny tzn. faworyzowanie dzieci ustawionych rodziców i to w skrajnych przypadkach.
W mojej pracy NIGDY nie spotkałam się z sytuacją, żeby uczniowi naciągano ocenę, bo pochodzi z "lepszej" rodziny - NIGDY!!!
Podobnie, nikt nie gnębi, czy poniewiera dzieckiem, bo jest biedne z domu - NIGDY!!!
KAŻDY zdolny uczeń objęty jest dodatkowa pomocą (jeśli chce),podobnie jak uczeń słaby. Zdolny ma szanse przygotować się do konkursów, jeśli chce dodatkowo wysilić się, słaby może wziąć udział w zajęciach wyrównawczych, jeśli chce, ale najczęściej nie chce.
Pochodzenie dziecka, stan majątkowy czy pozycja rodziców nie mają żadnego znaczenia.
Częściej mamy do czynienia z pretensjami roszczeniowych, ustawionych rodziców (tych którzy uważają, że wszystko im się należy), ale wtedy dochodzi do mniej lub bardziej merytorycznej dyskusji, zdarza się, że taki rodzic składa skargę do kuratorium i wtedy szkoła ma kontrolę.
Każdy uczeń ZAWSZE dostaje szansę, tylko ci leniwi, zagrożeni nieotrzymaniem promocji, nie wykorzystują jej, ożywiają się najczęściej tydzień przed klasyfikacją, podobnie jak ich rodzice.
W trakcie semestru, rodzice uczniów zaniedbanych pojawiają się w szkole często po pisemnym wezwaniu (nie jednym) w którym pedagog grozi zgłoszeniem do sądu rodzinnego, w przeciwnym razie nie sposób ściągnąć ich do szkoły i zainteresować postępami ich dziecka w nauce.
Uwierz, pracuję w normalnej, całkiem niezłej szkole.
Oceny na ogół naciąga się właśnie tym najsłabszym, żeby ich przepchnąć dalej, ale czasami nie ma jak, gdy uczeń nie wykazuje żadnej chęci.
Obstaję przy swojej opinii i nie uważam, że kogokolwiek obraziłam. Odniosłam się do ogólnej sytuacji, w końcu, nikomu nie powiedziałabym wprost, że jest beznadziejny i totalnie pozbawiony ambicji.
Jeszcze jedno, pedagog szkolny, w miarę możliwości organizuje indywidualne korepetycje, dla uczniów mających problemy, tzn są studenci, którzy w ramach wolontariatu przychodzą do szkoły, żeby indywidualnie pracować z uczniem (nie zawsze jest taka okazja) i często bywa tak, że ten student przyjeżdża do szkoły, poświęca swój czas, a uczeń nie przychodzi, bo woli iść do domu.
W kwestii niedouczonych studentów, zgadzam się z tobą, ale to znak czasu. Parcie na studiowanie jest duże, ale chęci do pracy brak. Ta tendencja ujawnia się już na niższych etapach edukacji. Większość dzisiejszych uczniów nie chce się uczyć. Po szkole nawet nie zaglądają do podręczników. Ambitni stanowią niewielką grupę i oni rozwijają się, pozostali, to przeciętniacy lub bardzo słabi uczniowie, a na końcu są właśni ci, o których pisałam wcześniej.
Uważam jednak, że w ich przypadku sukcesem jest fakt, że w ogóle uczą się nadal i próbują zdobyć zawód w szkole zawodowej.

Odnośnik do komentarza

Myślałam ze się obraziłaś bo nic nie odpisałaś już na mój dawny wpis o szkole:)
No widzisz Yonka - Ty nie spotkałaś się z tym nigdy, a moje dzieci i wiele innych spotykało i spotyka się z tym nagminnie. Dzieci z prominentnych czy bogatszych rodzin traktowane są lepiej zawsze i wszędzie.
I nawet bym się tak nie buntowała-bo w końcu to odwieczne prawo dżungli ze silny ma władzę i racje - gdyby nie to ze dla pogłębienia przepaści te "zwykłe" dzieci są permanentnie zaniżane.
I tu nie chodzi tylko o ocenę- ale o od najwcześniejszych klas wybieranie do konkursów, występów, tych przysłowiowych wierszyków -tylko tych z górnej półki, to one mają zawsze tę przyjemność i zaszczyt, a reszta może im służyć co najwyżej za usłużne tło. I to bez względu na to jakie zdolności kto przejawia- zawsze reprezentacja ma jeden z góry ustalony skład. No może wf jest tu wyjątkiem- ale to tylko dlatego ze tam nie można ukryć faktycznych predyspozycji lub ich braku.

A ocena to nie tylko cyferka- to narzędzie budowania lub łamania wiary w siebie u młodej osoby. I kiedy widzi się ze tak niesamowicie trudno zasłużyć na lepsza notę czy pochwalę- to przestaje się chcieć. A potem to już jedyne na co szkołę stać to naciąganie ocen żeby przepchać "lenia i nieuka" do następnej klasy. Taki wygodny dla wszystkich schemat. A raz podcięte skrzydła łatwo nie odrosną.Albo i wcale.

Gdyby to wszystko działało jak piszesz to te dzieciaki na pewno chodziłyby na zajęcia wyrównawcze. No i wybacz Yonka ale Twój własny odbiór i słownictwo- jako nauczyciela, pedagoga- ze te dzieci to ''zdemoralizowane przerośnięte lenie" mówi świetnie sam za siebie jakie jest rzeczywiste podejście szkoły do nich oraz do problemu. Teoria sobie, a rzeczywistość skrzeczy.

Ja wiem ze praca w szkole nie należy do wdzięcznych ani łatwych. Jednak poprzez podejście które opisałam dzieje się wiele zła- nie rozwijają się rzeczywiste talenty w wyniku czego odpowiedzialna prace i stanowiska zajmują później często ludzie predestynowani nie zdolnościami, ale warunkami i pochodzeniem.

Ja osobiście mam satysfakcję że moje własne dzieci, które nawet nie śniły o czerwonym pasku na świadectwie, kierowane przez pedagoga szkolnego do szkoły zawodowej, pomimo ciągłego zaniżania i poniżania tak dobrze zdały maturę ze dostały się na prestiżowe kierunki- ale to gorzka satysfakcja, bo na pewno przypłaciły taka sytuację poczuciem niesprawiedliwości i o wiele mniejszą wiarą w siebie i ludzi.

Odnośnik do komentarza

Sinnn

A ocena to nie tylko cyferka- to narzędzie budowania lub łamania wiary w siebie u młodej osoby. I kiedy widzi się ze tak niesamowicie trudno zasłużyć na lepsza notę czy pochwalę- to przestaje się chcieć. A potem to już jedyne na co szkołę stać to naciąganie ocen żeby przepchać "lenia i nieuka" do następnej klasy. Taki wygodny dla wszystkich schemat. A raz podcięte skrzydła łatwo nie odrosną.Albo i wcale.

Jesteś niesprawiedliwa, wczytaj się w to, co napisałam wcześniej. Szkoła ze swojej strony i w miarę swoich możliwości daje szansę wszystkim uczniom i tym zdolnym i ambitnym, także słabym, a ty spłyciłaś moją wypowiedź do przypadków "przepychania" lenia do następnej klasy.
Zgadzam się, nie wszystkie dzieci mają równe szanse, ale to wynika nie z podejścia szkoły, lecz samego rodzica.
Dzieci, zwłaszcza te młodsze, powinny być dopilnowane, często potrzebna im pomoc. Szkoła nie załatwi wszystkich problemów, zwłaszcza, gdy rodzic kompletnie nie interesuje się, a dziecko albo sobie nie radzi, albo nie chce.
Nie oszukujmy się, jest mnóstwo leniwych uczniów, których żadna siła nie zmusi do nauki.
Co do szans...oczywiście zamożni rodzice mają więcej możliwości, a ich dzieci mają lepiej, ale zawsze byli bogaci i biedni, trudno obwiniać szkołę. Ja też płacę za korepetycję swojego dziecka, chociaż nie siedzę na worku z pieniędzmi.
Sinnn
Gdyby to wszystko działało jak piszesz to te dzieciaki na pewno chodziłyby na zajęcia wyrównawcze. No i wybacz Yonka ale Twój własny odbiór i słownictwo- jako nauczyciela, pedagoga- ze te dzieci to ''zdemoralizowane przerośnięte lenie" mówi świetnie sam za siebie jakie jest rzeczywiste podejście szkoły do nich oraz do problemu. Teoria sobie, a rzeczywistość skrzeczy.

Zajęcia są, ale ci, którym są one najbardziej potrzebne nie są zainteresowani, nie zmusisz nikogo siłą do obecności na zajęciach pozalekcyjnych. Ci zdolni, lub ambitni (czasami uczeń nie wykazuje się szczególnymi zdolnościami, ale jest chętny i aktywny) przychodzą na zajęcia. W konkursach mogą brać udział wszyscy i wiesz co robią cwane lenie?
Zgłaszają się do konkursu na etapie szkolnym np. z języka obcego, bo akurat konkurs odbywa się na ich l. matematyki.
Z języka mają dopuszczający, ale perzcież nikt im nie może odebrać szansy :) a chodzi tylko o to, żeby urwać się z lekcji, bo bo testów konkursowych nie wypełniają nawet w połowie.
"Twój własny odbiór i słownictwo- jako nauczyciela, pedagoga- ze te dzieci to ''zdemoralizowane przerośnięte lenie" mówi świetnie sam za siebie jakie jest rzeczywiste podejście szkoły do nich oraz do problemu"
Moje słownictwo jest jak najbardziej odpowiednie i przedstawia fakty. Napisałam wcześniej, że ci uczniowie są często przerośnięci i zdemoralizowani, bo przecież nie zawsze, ale lenistwo wyłazi z nich wszystkimi porami i to jest fakt niezaprzeczalny.
A o rzeczywistym podejściu szkoły pisałam już wcześniej.
Jeśli chodzi o rozwijanie talentów, szkoła ma ograniczone możliwości, tak jak może przygotować chętnego ucznia do konkursu przedmiotowego, to jednak te możliwości nie dotyczą wszystkich dziedzin.
Faktycznie, w dzisiejszych czasach za wszystkie dodatkowe zajęcia pozaszkolne najczęściej trzeba płacić, ale...przy dobrych chęciach można znaleźć coś za darmo np. Twoja fundacja?, niektóre kluby sportowe szkolą młodzież za darmo, ośrodki pracy twórczej (dawne domy kultury) organizują ciekawe zajęcia za stosunkowo niewielkie opłaty.
To wszystko w ramach chęci i indywidualnych możliwości.
Trudno za całe zło świata obarczać szkołę i nauczycieli (a ci ostatni też bywają wspaniali i całkiem do d...).

Odnośnik do komentarza

Yonka, moim zdaniem, w sposób dość charakterystyczny właśnie dla nauczycieli, stawiasz problem w pewnym sensie na głowie. No a że dodatkowo punkt widzenia przeważnie zależy od punktu siedzenia,to trochę trudno się nam dogadać.
No i zupełnie pomijasz moje osobiste doświadczenia, a są niestety charakterystyczne.
Np syn miał tak zaniżone pojecie o swoich możliwościach ze nie poszedł na kierunek który jeszcze bardziej go interesował,w ogóle nie zamierzał studiować a po swoje pierwsze stypendium rektora dla najlepszych studentów wcale się nie zgłosił bo w ogóle do głowy mu nie przyszło ze może je otrzymać.

Wydaje mi się że trochę udajesz, że nie wiesz o co tak naprawdę tu chodzi. Wiadomo ze w szkole do np konkursu niby może zgłosić się każdy -jesteś inteligentna wiec zapewne wiesz w czym rzecz:-)
- w permanentnym wyróżnianiu jednych a pomijaniu innych. Takie z założenia lepiej traktowane dzieci już na starcie czują się w szkole bezpieczniej i pewniej - i na tym jadą, a wiadomo że wiara w siebie to podstawa sukcesu.

Czy myślisz że w ogóle są dzieci którym z góry pasuje pozycja tych słabszych, gorszych, wiecznie nieprzygotowanych? robiących uniki i trzęsących się przed każdym sprawdzianem czy wywiadówką?
Nie, Yonka. Każdy chce być wartościowy, doceniony i chwalony, czuć się dobrze i bezpiecznie. I być traktowany sprawiedliwie- czyli nie tylko wg osiągnięć- ale biorąc pod uwagę jego indywidualne warunki i możliwości.
Mówisz pomoc rodziców, korepetycje, fundacja, wola szukania pomocy.
Jeżeli program jest za obszerny, praktycznie nie do ogarnięcia, brak jest czasu na utrwalenie podstaw a już pędzi się dalej produkując wtórnych analfabetów, to czy nie uważasz że nauczyciele i dyrekcje powinni zgłaszać to do kuratorium i ministerstwa, a nie godzić się na fikcję i z góry zakładać konieczność korepetycji?

My w fundacji mamy kontakt z dziećmi i młodzieżą która jest często na pograniczu poprawczaka. Myślisz że oni sami szukają pomocy? Przecież to tylko dzieciaki, to my jesteśmy dorośli, to my powinniśmy ponosić odpowiedzialność, w tym szkoła szczególną z racji misji i funkcji zawodowej.
A szkoła traktuje ich często jak dorosłych partnerów, a nie podopiecznych -na zasadzie: marnujesz sobie życie- to wyłącznie twoja sprawa. Tobie nie zależy, to ja mam się przejmować ?
A przecież każdy nauczyciel to również pedagog.
O wychowawcy mawia się nawet że to opiekun klasy...
Tymczasem całą odpowiedzialność przerzuca się na dzieci oraz ewentualnie rodziców, co przebija się tez w Twojej wypowiedzi.. To wyłącznie ICH WINA ze źle się uczą, ze nie chcą pomocy, że są leniwe.Nikt nie powie ze program jest przeładowany a pani np mało tłumaczy albo wręcz niemal tylko zadaje i potem rozlicza z "przerobionego" materiału...

Nie obarczam szkoły winą za całe zło, no bez przesady. Chciałam tylko zwrócić uwagę na jej wielki i jednocześnie bardzo niedoceniany i lekceważony wpływ na życie, poczucie wartości i wybory kształcących się tam dzieci i młodzieży, a więc w perspektywie na jakość całego zawodowego obrazu świata w którym żyjemy.
Mówiąc szkoła- nie myślę budynek, szkoła to ludzie.
A prawdziwe zainteresowanie dzieckiem i uczciwa szansa dla niego dają nadspodziewanie dobre, niekiedy wręcz spektakularne efekty :-) Nauczyciele którzy to rozumieją i stosują w praktyce są w mniejszości- ale jednak są - i są bezcenni.

Moze gdybyśmy sami nie przeszli edukacji dzieci z pozycji osób które na tamten moment nagle utraciły wszystko- status materialny i społeczny- to nawet bym się nad tym nie zastanawiała.I nie chodzi tu o to żeby wylewać gorzkie żale,
tylko nie uznaję zamiatania problemow pod dywan, to obłudne i zawsze odbija się czkawką. Po prostu działając tak jak akurat z kolegami działam doskonale wiem jak jest i ta Twoja klasyfikacja jakoś mnie zabolała,bo pokazuje skutki pomijając przyczyny.To niesprawiedliwe.

Odnośnik do komentarza

Uff, ustosunkuję się do tego co napisałaś, ale będzie obszernie, dlatego m.in. nie odpowiedziałam na twoją wypowiedź, na ten temat, którą zawarłaś w innym wątku.

Sinnn
Yonka, moim zdaniem, w sposób dość charakterystyczny właśnie dla nauczycieli, stawiasz problem w pewnym sensie na głowie. No a że dodatkowo punkt widzenia przeważnie zależy od punktu siedzenia,to trochę trudno się nam dogadać.

Zgadzam się z tym punktem widzenia. Odnoszę wrażanie (choć na końcu swojej wypowiedzi zaprzeczasz), że za swoje przykre doświadczenia obarczasz generalnie szkołę i wszystkich wrzuciłaś do jednego worka.
Osobiście w swoim życiu (moja edukacja i moich dzieci) sporadycznie spotykałam się z jakimiś drastycznymi sytuacjami za które ewidentnie mogłabym obarczyć nauczyciela. Bo jeżeli już to tylko indywidualnie mogłabym mieć żal do konkretnego człowieka. Ja też miałam sytuacje, gdy musiałam zawalczyć o własne dziecko. Wiadomo, wszędzie są ludzie i ludziska, ale NIDGY nie byłam świadkiem sytuacji, gdzie dziecko było gorzej traktowane ze względu na pochodzenie, czy status materialny rodzica.
Za czasów komuny zdarzało się (jak wcześniej pisałam) ale raczej faworyzowanie dzieciaka ustawionego rodzica, jednak biedni i pokrzywdzeni zawsze byli otaczani przez szkołę (mniej lub bardziej) opieką.
Sinnn
No i zupełnie pomijasz moje osobiste doświadczenia, a są niestety charakterystyczne.

Współczuję, jeśli twoje dzieci/dziecko tak trafiło, ale to nie jest sytuacja charakterystyczna, to nie jest standard.
Nie wiem na ile opisywana historia twojego syna jest obiektywna, a na ile podyktowana twoim poczuciem żalu i krzywdy, ale trudno uwierzyć, że za tę sytuację odpowiedzialni są wszyscy n-ele z którymi twój syn miał kontakt na wszystkich etapach edukacji. To po prostu niemożliwe. Jak to czytam, to zastanawiam się na jakiej bezludnej wyspie istnieje taka szkoła?
Sinnn
...- w permanentnym wyróżnianiu jednych a pomijaniu innych. Takie z założenia lepiej traktowane dzieci już na starcie czują się w szkole bezpieczniej i pewniej - i na tym jadą, a wiadomo że wiara w siebie to podstawa sukcesu.
Czy myślisz że w ogóle są dzieci którym z góry pasuje pozycja tych słabszych, gorszych, wiecznie nieprzygotowanych? robiących uniki i trzęsących się przed każdym sprawdzianem czy wywiadówką?

Zahaczasz niemal o problemy filozoficzne. Nie od dzisiaj wiadomo, że lepiej być zdrowym i bogatym, niż chorym i biednym.
Wyróżniani są ci, którzy sobie na to zapracowali, uzdolnienia, też nie są bez znaczenia.
" wiadomo że wiara w siebie to podstawa sukcesu."
Oczywiście, ale pierwszymi osobami, które tę wiarę budują w dziecku są rodzice. Później szkoła (zbiorowa edukacja) weryfikuje odpowiedzialność, pilność, niestety zdolności.
Takie jest życie. Tracą na tym przede wszystkim dzieci zaniedbane, a jeśli do tego nie przejawiają uzdolnień (co może zmienić się w przyszłości), nie nauczone są odpowiedzialności i pracy, to na efekty nie trzeba długo czekać. Zaległości pogłębiają się, a wraz z nimi frustracja.
Szkoła nie ma złotego środka na zaradzenie wszystkim problemom, ale to właśnie dzieci pokrzywdzone przez los (tzn. mające nieodpowiedzialnych rodziców, czy takich z pogranicza patologii), otaczane są opieką. Są pod szczególną opieką psychologa szkolnego, to dla nich są zajęcia wyrównawcze, obniżone wymagania, to ich rodzice są mobilizowani do zainteresowania się dziećmi, rodzicom wskazuje się możliwości (stypendia socjalne, poradnia psychol. inf. o zajęciach dodatkowych itd.). Wszystko rozbija się o brak chęci.
Piszesz, że drżą przed sprawdzianem. czy odpytywaniem...ja też drżałam, gdy się nie przygotowałam, ale nie obwiniałam za to szkoły, czy nauczyciela?
Sinnn
Każdy chce być wartościowy, doceniony i chwalony, czuć się dobrze i bezpiecznie. I być traktowany sprawiedliwie- czyli nie tylko wg osiągnięć- ale biorąc pod uwagę jego indywidualne warunki i możliwości.

Zgoda, dla jednego sukcesem będzie dostateczny ze sprawdzianu z matematyki, dla drugiego wygrana w konkursie wojewódzkim, ale wiadomo, że na świeczniku będą zawsze ci najlepsi. Tak było, jest i będzie i trudno się temu dziwić.
Sinnn
Jeżeli program jest za obszerny, praktycznie nie do ogarnięcia, brak jest czasu na utrwalenie podstaw a już pędzi się dalej produkując wtórnych analfabetów, to czy nie uważasz że nauczyciele i dyrekcje powinni zgłaszać to do kuratorium i ministerstwa, a nie godzić się na fikcję i z góry zakładać konieczność korepetycji?

To co teraz napisałaś, potwierdza tylko twoją niezmienną niechęć do szkoły i n-eli, bez względu na wszystko.
Oczywiście, że programy nauczania powinny być zweryfikowane, ale my nauczyciele jesteśmy tylko szaraczkami wykonującymi odgórne polecenia, z których jesteśmy rozliczani. N-ciele, owszem protestują, tylko nikt się nami nie przejmuje, a programy piszą często ludzie, którzy nie mieli do czynienia z uczniem, tak jak większość urzędasów w MEN.
Sinnn
A przecież każdy nauczyciel to również pedagog.
O wychowawcy mawia się nawet że to opiekun klasy...
Tymczasem całą odpowiedzialność przerzuca się na dzieci oraz ewentualnie rodziców, co przebija się tez w Twojej wypowiedzi.. To wyłącznie ICH WINA ze źle się uczą, ze nie chcą pomocy, że są leniwe.Nikt nie powie ze program jest przeładowany a pani np mało tłumaczy albo wręcz niemal tylko zadaje i potem rozlicza z "przerobionego" materiału...

Dziecko przede wszystkim kształtuje rodzina, potem środowisko, a dopiero potem szkoła. Rodzic ma jedno, dwoje, czasem więcej dzieci, a wychowawca 20 parę. Kto ma większą możliwość indywidualizacji, z kim dziecko jest (powinno być) najbardziej związane emocjonalnie?
Tak, to rodzice są na pierwszym miejscu i to oni ponoszą odpowiedzialność za przyszłość własnego dziecka, a im dziecko starsze, tym więcej odpowiedzialności spoczywa na nim. nie widzę nic złego w tym, gdy dorosłemu uczniowi przypomina się o tym, że jest dorosły. Szkoła nie jest idealna, ale trudno obarczać nauczycieli całym złem.
Jak pisałam wcześniej ludzie są różni, dotyczy to także n-eli.
Nadal obstaję przy tym, że do drastycznych sytuacji dochodzi sporadycznie, a te które opisujesz, to jakieś kuriozum.

Sinnn
Nie obarczam szkoły winą za całe zło, no bez przesady. Chciałam tylko zwrócić uwagę na jej wielki i jednocześnie bardzo niedoceniany i lekceważony wpływ na życie, poczucie wartości i wybory kształcących się tam dzieci i młodzieży, a więc w perspektywie na jakość całego zawodowego obrazu świata w którym żyjemy.
Mówiąc szkoła- nie myślę budynek, szkoła to ludzie.
A prawdziwe zainteresowanie dzieckiem i uczciwa szansa dla niego dają nadspodziewanie dobre, niekiedy wręcz spektakularne efekty :-) Nauczyciele którzy to rozumieją i stosują w praktyce są w mniejszości- ale jednak są - i są bezcenni.

Większość n-li nie lekceważy swojej pracy.
Patrząc na problem z twojego punktu widzenia powinnam mieć pretensje do swoich byłych n-li za to, że dzisiaj nie mam luksusowej posiadłości, wypasionych samochodów, nie stać mnie na egzotyczne wyprawy i nie jestem powszechnie podziwianą osobą na świeczniku???
Nie, to co mam i czego nie mam, zawdzięczam sobie, swojej pracy, albo lenistwu, niewykorzystanym lub wykorzystanym możliwościom i domowi rodzinnemu.
"Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz" to przysłowie jest ciągle aktualne, chociaż jedni startują z łoża z baldachimem, a inni z pryczy i tak zawsze będzie.

Odnośnik do komentarza

Widzę ze wg Ciebie atak najlepsza obroną:)
To ja mogłabym się Ciebie zapytać gdzie jest taka kosmiczna sprawiedliwa szkoła oderwana od rzeczywistości, a robisz to Ty.
Dokładnie tak było Yonka- dyskryminacja przez wielu nauczycieli na prawie wszystkich etapach edukacji.
Oczywiście absolutnie nie przez wszystkich, jednak wystarczająco wielu żeby skutecznie podciąć skrzydła i odbierać chęć do nauki.
Jest to zjawisko powszechne i nie mowie tu o jednej szkole. Inaczej traktowane jest dziecko powiedzmy właściciela jakiejś firmy który zasponsoruje jakiś remoncik, dziecko pani mecenas czy pana doktora również nie ma prawa mieć złych ocen a jakby co to ma możliwość poprawiania do skutku i czerwony pasek musi być- ale tak jak wspomniałam- nie ma w tym nic dziwnego, tylko wyjątkowo wredne jest to że dla nich to za mało - i dodatkowo stwarzana jest sztuczna przepaść poprzez zaniżanie pozostałych. I w tyłek sobie można za przeproszeniem wsadzić budowanie własnej wartości przez rodziców, kiedy dziecko od pierwszej klasy wie ze np bardzo ładnie tańczy czy śpiewa ale przy wyborze do występu jest zawsze pomijane. Albo pisze piękne wypracowania, koleżanka o wiele słabiej a i tak ocenę ma lepszą. No i motywacja gaśnie kiedy wiesz ze twoja praca będzie oceniana na zasadzie- najniżej jak się da, szukajmy wszystkich możliwych błędów, byle nie za wysoko. A kiedy przed wystawieniem ocen niewiele brakuje ci do piątki , to nie dostaniesz szansy na dodatkowe pytanie- bo nie - a kolega jak najbardziej tak i nawet z gorszej średniej piątka u niego jest.

Wiesz może faktycznie nam było ciężej j, bo nasza sytuacja była trudna z powodów losowych, więc przynależąc mentalnie do innego świata, nagle społecznie i finansowo znaleźliśmy się w tym drugim. Dzieci "z marginesu" to i tak nie będą zagrożeniem w wyścigu po lepsze jutro dla tych z układami,wiec spokojnie, można się ulitować i pomagać.
No a tu to co - no jeżeli jesteś taki mądry to czemu jesteś w takiej sytuacji?:P
I to nieprawda ze przejawiam niechęć do wszystkich nauczycieli- mam wśród nich dobrych znajomych których bardzo lubię. To raczej Ty Yonka twierdzisz ze Cesarz ma piękne nowe szaty podczas kiedy naprawdę to on jest jednak nagi :-)

Odnośnik do komentarza

Sinnn
Widzę ze wg Ciebie atak najlepsza obroną:)

W którym miejscu?
Sinnn

Oczywiście absolutnie nie przez wszystkich, jednak wystarczająco wielu żeby skutecznie podciąć skrzydła i odbierać chęć do nauki.
Jest to zjawisko powszechne i nie mowie tu o jednej szkole.

Nigdy się z tym nie zgodzę, dla mnie, mimo twoich przykrych doświadczeń, jest to jakaś abstrakcja.
Ja także miałam do czynienia z różnymi n-lami, nawet w przedszkolu dochodziło do różnych incydentów, ale to były wyjątkowe sytuacje i zawsze załatwiałam je na bieżąco, choć nie było miło. Nie zmienia to jednak mojego zdania na całokształt edukacji w Polsce. Nie piszę w tym momencie tego z pozycji n-la, tylko rodzica, bynajmniej bez żadnych układów.
Sinnn
Inaczej traktowane jest dziecko powiedzmy właściciela jakiejś firmy który zasponsoruje jakiś remoncik, dziecko pani mecenas czy pana doktora również nie ma prawa mieć złych ocen a jakby co to ma możliwość poprawiania do skutku i czerwony pasek musi być- ale tak jak wspomniałam- nie ma w tym nic dziwnego, tylko wyjątkowo wredne jest to że dla nich to za mało - i dodatkowo stwarzana jest sztuczna przepaść poprzez zaniżanie pozostałych. I w tyłek sobie można za przeproszeniem wsadzić budowanie własnej wartości przez rodziców, kiedy dziecko od pierwszej klasy wie ze np bardzo ładnie tańczy czy śpiewa ale przy wyborze do występu jest zawsze pomijane. Albo pisze piękne wypracowania, koleżanka o wiele słabiej a i tak ocenę ma lepszą. No i motywacja gaśnie kiedy wiesz ze twoja praca będzie oceniana na zasadzie- najniżej jak się da, szukajmy wszystkich możliwych błędów, byle nie za wysoko. A kiedy przed wystawieniem ocen niewiele brakuje ci do piątki , to nie dostaniesz szansy na dodatkowe pytanie- bo nie - a kolega jak najbardziej tak i nawet z gorszej średniej piątka u niego jest.

Makabra!
Teraz piszę z pozycji nauczyciela - to o czym piszesz, to jakiś horror z którym ja NIGDY nie spotkałam się. Szkoła tak nie funkcjonuje. Każda szkoła wyławia tych najlepszych (bez względu na pochodzenie), chwali się nimi, bo nie ukrywajmy, sukces ucznia, to sukces szkoły. W mojej szkole każdy sukces naszego ucznia jest przedstawiany na stronie internetowej szkoły, dotyczy także sukcesów pozaszkolnych, do których n-el nie przyłożył ręki.
Dodatkowo w szkole w gablotach prezentowane są te sukcesy. Tutaj żaden ustosunkowany rodzic niczego nie załatwi, liczą się nagie fakty.
Sinnn
Wiesz może faktycznie nam było ciężej j, bo nasza sytuacja była trudna z powodów losowych, więc przynależąc mentalnie do innego świata, nagle społecznie i finansowo znaleźliśmy się w tym drugim. Dzieci "z marginesu" to i tak nie będą zagrożeniem w wyścigu po lepsze jutro dla tych z układami,wiec spokojnie, można się ulitować i pomagać.

Ja i moja rodzina jesteśmy zwykłymi ludźmi, niezbyt zamożnymi, bez żadnych układów (podobnie mój dom rodzinny) i przeszłam przez te wszystkie etapy bez szczególnych burz. Nie twierdzę, że wszystko było piękne i z górki, ale nie mam jakiegoś poczucia krzywdy.
Być może mogłam osiągnąć w życiu więcej, ale zdaję sobie sprawę z własnych błędów, charakteru itd. Nikogo jakoś szczególnie nie obwiniam, no, może trochę moich rodziców (dotyczy poczucia własnej wartości, w czasie gdy dorastałam), ale zawsze miałam do szkoły wszystko czego potrzeba, także pomoc w lekcjach, jednak bez wsparcia, zawsze byli niezadowoleni. Nie chcę w tym miejscu rozwijać tematu.
Sinnn
Dzieci "z marginesu" to i tak nie będą zagrożeniem w wyścigu po lepsze jutro dla tych z układami,wiec spokojnie, można się ulitować i pomagać.

Pomoc tym dzieciom nie wynika bynajmniej z litości i nie dotyczy tylko tzw. "marginesu". Głównym celem jest umożliwienie im ukończenia szkoły i kontynuowanie edukacji, wiele zależy od współpracy z rodzicami i chęci samych zainteresowanych, którzy najczęściej zainteresowani nie są. Owszem, chcą dostać promocję i to wszystko, szkoda tylko, że często nie widzą związku między pracą, a efektem.
Zgodzę się natomiast, że dzieciaki z zamożnych, czy ustosunkowanych rodzin mają najczęściej lepszy start od tych z przeciwnego bieguna, ale tak było zawsze i szkoła nie ma z tym nic wspólnego, takie życie.

Odnośnik do komentarza

Yonka,
Podważasz moje słowa nie jest to miłe ale próbuję to jakoś sobie wytłumaczyć.
To co opisałam to czysta i szczera prawda.
Ty mi nie wierzysz bo pewnie sama takich metod nie stosujesz, no a wobec Twoich dzieci tez nikt tak nie postępuje, dzieci nauczycieli są "swoje" i nie podlegają wykluczeniu z założenia- więc masz spokój, są na ogół traktowane sprawiedliwie.
I dlatego żyjesz sobie w takiej edukacyjnej jakby bajce, tzn problemy są, kto ich nie ma, ale już opisana jak najbardziej prawdziwa sytuacja jest dla Ciebie nieprawdopodobna i kuriozalna.

Yonka, ja nie kłamię, ani nie przesadzam.
Ale tak jak napisałam - gdybyśmy nie przechodzili tej wcześniejszej edukacji dzieci w tragicznej wręcz wtedy sytuacji życiowej, to być możne nigdy nie doświadczylibyśmy z nimi co to znaczy - i podobnie ja Ty nic bym na ten temat nie wiedziała.
Lub nie chciała wiedzieć ?

Nagłe załamanie się sytuacji finansowej i życiowej weryfikuje wiele spraw- przyjaźnie, znajomi, rodzina -masz jak na dłoni kto jest kim dla ciebie, a nie twoich pieniędzy czy znajomości. No i stajesz się łatwym łupem do odstrzału dla wszelkiej konkurencji. A pierwszym etapem walki o pozycję w życiu jest wczesna szkoła. I są tacy nauczyciele którzy pomagają w tej preselekcji. Z boku jest to dość trudno zauważalne- to miękki rodzaj mobbingu i dyskryminacji. Nikt nie jest na tyle debilny żeby robić to ostentacyjnie i wprost. Ale to jest, to się dzieje.
No i widzisz jak twoje radosne dotąd i ufne dziecko zmienia się w zniechęcone przygnębione i smutne. Jak masz wytłumaczyć 8 latkowi dlaczego pani nigdy nie wzięła go do konkursu ortograficznego pomimo ze to on wcale nie robi robi błędów? Albo 7 latce dlaczego nie może zaśpiewać piosenki na Dzień Mamy chociaż ma głosik jak słowik, a przez godzinę występują na zmianę te same cztery dziewczynki?
No i potem już leci - zaniżanie ocen, głuchota na zdolności.

Ja nie jestem roszczeniowa, po prostu jestem wyczulona na niesprawiedliwość i sku...synstwo i to wobec wszystkich, nie tylko najbliższych.
Bardzo duzo nas kosztowało żeby dzieciaki się nie poddały - i pomimo średnich ocen i otwartego kierowania ich przez pedagogów do szkół nie dających szans na lepsze wykształcenie - uczyły się nadal i całkiem nie zwątpiły.
Gdyby faktycznie się poddali, to moje wywody można byłoby traktować jak biadolenie sfrustrowanej mamusi.
No ale zawsze było tak ze przy ocenianych zewnętrznie testach końcowych i maturach "niespodziewanie" mieli wysokie wyniki.
No i studia- inny świat gdzie liczy się faktyczna wiedza i zdolności. Oboje mają stypendia rektora, syn także ministra.
Jednak przeszli naprawdę drogę przez mękę.
Tym bardziej Szczególne Podziękowania dla tych nielicznych Nauczycieli, którzy oceniali bezstronnie, motywowali i dzięki którym nie zwątpiliśmy w innych i w siebie :-)

Mozna powiedzieć- no dobrze się skończyło, to nie ma o czym mówić. To nieprawda. To było złe. To czy w to wierzysz ma o tyle znaczenie z niedobrze jest żyć w Matrix-ie
a jako n-ciel zdając sobie sprawę z problemu mogłabyś czasem komuś naprawdę pomóc.

Odnośnik do komentarza

Sinnn
Yonka,
Podważasz moje słowa nie jest to miłe ale próbuję to jakoś sobie wytłumaczyć.
To co opisałam to czysta i szczera prawda.

Nie podważam, tylko dyskutuję z twoimi opiniami. Wierzę, że czujesz się pokrzywdzona, ze względu na przeżycia twoich dzieci, jednak uważam, że twoja opinia jest subiektywna i przesadzona, generalnie krzywdząca nauczycieli.
Sinnn
Ty mi nie wierzysz bo pewnie sama takich metod nie stosujesz,

To oczywiste, nawet nie przyszłoby mi do głowy wyróżniać ucznia, ze względu na pozycję rodziców.
Tak jak oczywiste jest, że wyciągam rękę i staram się pomagać dzieciakom pokrzywdzonym przez los, tak jak większość n-li.
Sinnn
no a wobec Twoich dzieci tez nikt tak nie postępuje, dzieci nauczycieli są "swoje" i nie podlegają wykluczeniu z założenia- więc masz spokój, są na ogół traktowane sprawiedliwie.
I dlatego żyjesz sobie w takiej edukacyjnej jakby bajce, tzn problemy są, kto ich nie ma, ale już opisana jak najbardziej prawdziwa sytuacja jest dla Ciebie nieprawdopodobna i kuriozalna.

I tu się mylisz. Moje dzieci nie chodziły do szkoły w której pracuję, a w ich szkołach (zwłaszcza średnich), chyba nikt nie wie (nie wiedział), że jestem n-lką.
Moje dzieci nie żyją (czas teraźniejszy dotyczy córki, syn jest już po studiach) jak sugerujesz w "edukacyjnej bajce".
Dużo miejsca zajęłoby mi opisywanie przykrych sytuacji, jakich stały się ofiarą, począwszy od przedszkola do gimnazjum. W szkole średniej był już spokój.
Jednak te przykre (bardzo przykre) sytuacje najczęściej były incydentalne, jednak nie wszystkie.
Zarówno syn i córka byli w szkole podstawowej, przez pewien czas dręczeni przez jedną, czy dwie osoby - uczniów. Sytuacja trwała przez jakiś czas. Za każdym razem walczyłam i wywalczyłam, jednak przykre wspomnienia pozostały. Na szczęście bardziej w mojej głowie, bo oni, psychicznie wyszli z tego obronną ręką (mam nadzieję).
Nigdy nie mieli żadnych ulg z powodu matki n-lki.
Pomimo tych niemiłych wspomnień, nie uważam, że jest to powszechne. Wiem, że wszędzie trafią się nieodpowidni ludzie na nieodpowiednich stanowiskach, że ludzie popełniają błędy. Nie znam także rodzica, który byłby w 100% zadowolony ze szkoły i wszystkich n-li, ja także do nich należę :), jednak nie potępiam w czambuł szkoły jako instytucji.
Podsumowując, nie mieści mi się w głowie protegowanie uczniów, dlatego sytuacje, które opisujesz odbieram jako kuriozalne, zwłaszcza, że jak piszesz dotyczą dużego miasta.
???????
...no po prostu nie mogę tego pojąć, szczególnie w dzisiejszych czasach.

Odnośnik do komentarza

~Yonka
Wierzę, że czujesz się pokrzywdzona, ze względu na przeżycia twoich dzieci, jednak uważam, że twoja opinia jest subiektywna i przesadzona, generalnie krzywdząca nauczycieli.

Yonka, uważaj sobie co chcesz. Opisałam prawdę , to nie opinia, to fakty. Za bardzo bolesne żebym jeszcze teraz była zmuszona coś komuś udowadniać. Zresztą- Jaki miałabym powód żeby kłamać. Przecież nie muszę tłumaczyć mobbingiem braku sukcesu.
Nasze dzieci z bardzo przeciętnymi wynikami w nauce szkolnej na egzaminach ocenianych zewnętrznie były nagle lepsze od kolegów ze szkolną średnią 5.0,
dostały się na lepsze studia niż większość „czerwonych pasków” – czy to NAPRAWDĘ nic nie znaczy, nie jest dowodem na celowe zaniżanie.

W przeciwieństwie do Ciebie ja staram się zrozumieć Twoje podejście, ale nie przesadzaj- i nie obrażaj mojej inteligencji. Jako nauczyciel wiesz lepiej niż ja ze pierwsze co wpisują w dziennik to miejsce pracy i tel kontaktowy do rodziców wiec "chyba" jednak wiedzieli ze jesteś nauczycielką. I nie chodzi mi tu o żadne ulgi tylko przynajmniej o brak celowego wykluczenia, a to już bardo dużo.

Co do dręczenia przez kolegów- to kolejny fragment układanki o którym nawet już nie wspominałam,
po prostu dzieci widząc zaniżanie kogoś przez nauczycieli ochoczo skaczą na pochyłe drzewa - i bynajmniej nie była to jedna osoba. Ja nie przesadzałam pisząc o drodze przez mękę.
Wchodząc w określone sytuacje bez zbroi w postaci życiowej chociażby w miarę normalnej pozycji jesteś narażony na ciosy, ale nie sądziłam że ten mechanizm działa również w stosunku do dzieci, a działa, i to na całego.

No Ale wg Ciebie to że nie możesz czegoś pojąć - znaczy że nie istnieje. :P To miałam na myśli pisząc o matrix-ie i bajce.
TY tego nie widzisz, to znaczy że tego nie ma, a ktoś kto ma inne doświadczenia niż Ty – kłamie.
A przecież nie uogólniam, nie twierdze ze Ty jesteś taka i że wszyscy są tacy - opisuję negatywne zjawisko którego doświadczyłam- a szkoła jest tu jednym z elementów brzydkiej życiowej gry, to wszystko.

Odnośnik do komentarza

Sinnn

W przeciwieństwie do Ciebie ja staram się zrozumieć Twoje podejście, ale nie przesadzaj- i nie obrażaj mojej inteligencji. Jako nauczyciel wiesz lepiej niż ja ze pierwsze co wpisują w dziennik to miejsce pracy i tel kontaktowy do rodziców wiec "chyba" jednak wiedzieli ze jesteś nauczycielką. I nie chodzi mi tu o żadne ulgi tylko przynajmniej o brak celowego wykluczenia, a to już bardo dużo.

Sinnn, dyskutujemy na temat, na który mamy zupełnie inne spojrzenie. Przedstawiam swoje argumenty, wydaje mi się, że rzeczowe i przykro mi, że odbierasz je jako atak na siebie.
W żadnym wypadku nie obrażam ciebie, a tym bardziej twojej inteligencji. Mam po prostu inne zdanie i inne doświadczenia, chociaż jak napisałam wcześniej, nie zawsze pozytywne. Jednak w końcowym efekcie nie trzymam w sobie urazy, było, minęło.
Nie wiem, czy wiesz o tym, że od baaaardzo dawna w szkolnych dziennikach nie zapisuje się miejsca pracy rodziców, niezbędny jest adres i telefony kontaktowe, co oczywiste. Być może w czasach, gdy mój syn chodził do szkoły podstawowej, taki zapis jeszcze obowiązywał, co i tak nie miało żadnego znaczenia (przykre, że nie chcesz w to uwierzyć).
Paradoksalnie, rodzice -nauczyciele, uważani są za "trudnych" rodziców, znają przepisy i gdy dochodzi do jakiegoś nieporozumienia, niektórzy walczą bezpardonowo, co nie znaczy, że mają zawsze rację i że ich dzieci traktowane są w sposób szczególny.
Sytuacje które opisujesz są mi po prostu obce.

Odnośnik do komentarza

To czy coś ma znaczenie czy nie -tego nie wiesz, bo nie wiesz jak by było w innym przypadku.
Moje przypuszczenia co do ewentualnych przyczyn twojej nieznajomości tematu są tylko po to żeby jakoś wytłumaczyć takie po całości podważanie wszystkiego co piszę.
I to mnie jest bardzo przykro ze nie chcesz mi wierzyć.
Mogłabym tu napisać elaborat ze szczegółowymi przykładami ale po co skoro w celu bronienia środowiska bez względu na opisywane fakty i tak wolisz przyjąć ze kłamię-a do moich argumentów odnosisz się wybiórczo pomijając to czego podważyć się nie da.
Yonka. Ty nie masz tu rzeczowych argumentów- to ze zamkniesz oczy nie oznacza ze świat nie istnieje, to ze czegoś nie widzisz- lub nie chcesz widzieć- nie oznacza ze tego nie ma.
I łatwo ci pisać o braku urazy -widocznie nie było aż tak źle.Za dużo mnie kosztuje ten watek i twoje podejście, wiec dajmy już spokój.
Tak jak napisałam-to czy mi wierzysz ma o tyle znaczenie ze może w pracy nieraz inaczej spojrzysz z na jakieś dziecko czy rodzica- niekoniecznie to co opowiada o kimś koleżanka nauczycielka jest zawsze prawdą.

Odnośnik do komentarza
Gość HansHans1

Mahomet - Tylko wiesz co jest przykre? Że Ty masz tak samo jak mój brat. Jesteś takim samym Nołlajfem jak to młodzież popularnie mówi. Zabierz się za siebie bo u Ciebie też jak rodzicieli zabraknie to będzie mogiła.

Odnośnik do komentarza

Hans nawet pewnie sobie nie wyobrażasz, jak bardzo chciałbym mieć tak, ja Twój brat ma w obecnej chwili. No ale niestety tylko dobrzy synowie zasługują na takie przywileje od rodziców. Ja nigdy tego nie doświadczyłem i nie doświadczę już.

Odnośnik do komentarza
Gość HansHans1

Sinnn- Jestem na forum od lat... on także... i uwierz, że "kilka" jego wypowiedzi czytałem. To jest jedna osoba pisząca pod najczęstszymi aktualnie nickami: Mahomet/Mahomecia/Mordehai i Ciarahy/ i różnymi innymi w zależności od potrzeby. Kiedyś udzielał się często pod nickiem: DarkRiwers. Jest tutaj od lat wichrzycielem psującym powagę tego forum. Ludzie piszą na forum z problemami a on ich najczęściej tylko dołuje i obraża. Często także podszywa się pod innych i często pode mnie aby psuć wątki, itd. Ty Sinnn go bronisz bo akurat Tobie raczył strzelić kilka komplementów. Trochę to tanie, co nie?

Odnośnik do komentarza

Hans, oceniasz płytko po pozorach.
Pewnie lepiej niż Ty wiem pod jakimi nickami kto i co tu wypisywał- a Ty niby taki zorientowany, jesteś tu od lat a nie wiesz ze akurat ja miałam cierpliwość i odwagę żeby z tym otwarcie walczyć. Więc teraz jeśli ktoś zachowuje się już inaczej to mam prawo się wypowiedzieć, bo po co prowokować głupotami bez potrzeby.
No i wiesz,w końcu odrobina humoru to chyba nikomu nie zaszkodzi :)

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...