Skocz do zawartości
Forum

nienawidzę siebie


Gość nikt

Rekomendowane odpowiedzi

Dzisiaj doszło do mnie że nie nawidze siebie. Nie nawidze za to jaki jestem, że stres ma nade mną przewagę, że nie potrafię być asertywny. Problemy jakie mnie spotykają mają różne oblicze, mam też wrażenie że jestem zacofany, że nie myślę poprawnie logicznie, nie umiem liczyć, kiedy zżera mnie stres. Nie nadaję się w pracy, chociaż bardzo bym chciał. I koniec końców, jestem również podatny na krzyki, nie umiem sobie z tym poradzić. Czuję się zagubiony w pracy i w życiu.

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość racucha napisał:

Polecam na YouTube:

- OcalSiebie

- MasterYourLife

2 godziny temu, Javiolla napisał:

Zapisać się na terapie, pracować nad sobą każdego dnia, sumiennie i konsekwentnie. 

Chodziłam na terapie dwie różne, a teraz jestem na terapii grupowej i pracuje nad sobą wielu lat . ?

Nie widzę póki co efektów poza tym że bardziej mnie dołuje po terapii

 

Znam tamte kanały od dawna

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Javiolla napisał:
23 godziny temu, Gość Karola napisał:

Też siebie nienawidzę ? i nie wiem co z tym zrobić.

Zapisać się na terapie, pracować nad sobą każdego dnia, sumiennie i konsekwentnie. 

To nie działa. Praca nad sobą jest bardzo ważna ale brakuje efektywnych narzędzi do zmiany rzeczywistości na lepsze. Miłość do siebie wymaga solidnych podstaw albo narcystycznego zaślepienia. Można ją budować jeśli wiemy do czego dążyć.

Odnośnik do komentarza
19 godzin temu, Gość Dariusz napisał:

To nie działa. Praca nad sobą jest bardzo ważna ale brakuje efektywnych narzędzi do zmiany rzeczywistości na lepsze. Miłość do siebie wymaga solidnych podstaw albo narcystycznego zaślepienia. Można ją budować jeśli wiemy do czego dążyć.

Działa. Jestem tego przykładem! Co masz na myśli "zmiany rzeczywistości na lepsze"?

"Można ją budować jeśli wiemy do czego dążyć" Dziwne to zdanie, możesz sprostować? Dążysz przecież do polubienia siebie, to jest główny cel. A solidne podstawy? Hmmm czyli jakie? Przykład poproszę, bo nie rozumiem.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Javiolla napisał:

A jakich efektów oczekujesz? Jak długo trwała każda terapia i dlaczego zmieniłaś?

Większego poczucia własnej wartości, zaakceptowania swojego wygladu, lepsze relacje z ludźmi (by chociaż mobbingu wobec mnie nie było to byłby dobry początek to nawiązywania przyjaźni kiedyś w przyszłości), zbudowanie poczucia bezpieczeństwa,  nauczyć się rozmawiać z ludźmi by mieć z nimi choćby neutralne relacje, nie tracić kolejnych znajomości, rozumieć zachowania innych ludzi

 

Cokolwiek z powyższych byłoby dobre,  ale póki co jedynie co czuje ze nikt nie umie mi pomóc. Doszłam sama do pewnego poziomu funkcjonowania ale jakby nie dało się nic ze mnie wycisnąć 

Byłam 6 miesięcy na poznawczo behawioralnej, później coś ponad rok na psychodynamicznej skąd skierowali mnie na grupowa , potem kilka miesięcy na wstępie do grupowej terapii i obecnie miesiąc na grupowej jestem.

Odnośnik do komentarza
37 minut temu, Gość Karola napisał:

Większego poczucia własnej wartości, zaakceptowania swojego wygladu, lepsze relacje z ludźmi (by chociaż mobbingu wobec mnie nie było to byłby dobry początek to nawiązywania przyjaźni kiedyś w przyszłości), zbudowanie poczucia bezpieczeństwa,  nauczyć się rozmawiać z ludźmi by mieć z nimi choćby neutralne relacje, nie tracić kolejnych znajomości, rozumieć zachowania innych ludzi

Ojej... ale to wszystko nie uczyni za Ciebie terapeuta! To sama musisz wypracować. Może w tym rzecz, że oczekujesz od terapeuty, że jest czarodziejem, który za pomocą czarodziejskiej różdżki dotknie i uzdrowi Cię ze wszystkiego. Tak nie jest… życie to nie bajka, a terapeuta nie jest czarodziejem. Jeśli tego oczekujesz to musisz iść do hipnotyzera ?  Terapeuta jest po to by wspierać Cię we własnej pracy, ale nie wykona jej za Ciebie. Co robisz sama z siebie, by mieć to czego oczekujesz???

37 minut temu, Gość Karola napisał:

póki co jedynie co czuje ze nikt nie umie mi pomóc

A Ty sama sobie umiesz pomóc? Nikt nie pomoże jeśli Ty tej pomocy nie chcesz, a jeśli nie jesteś gotowa lub nie masz ochoty sama nad sobą pracować, to oznacza, że nie chcesz pomocy. Takie zamknięte koło ? Krótko byłaś na tych terapiach, zwłaszcza pierwszej. Zważywszy, że -jak sądzę- sesja była co 2 tyg, to było zaledwie... jakieś 12 spotkań. 

Edytowane przez Javiolla

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
12 minut temu, Javiolla napisał:

Ojej... ale to wszystko nie uczyni za Ciebie terapeuta! To sama musisz wypracować. Może w tym rzecz, że oczekujesz od terapeuty, że jest czarodziejem, który za pomocą czarodziejskiej różdżki dotknie i uzdrowi Cię ze wszystkiego. Tak nie jest… życie to nie bajka, a terapeuta nie jest czarodziejem. Jeśli tego oczekujesz to musisz iść do hipnotyzera ?  Terapeuta jest po to by wspierać Cię we własnej pracy, ale nie wykona jej za Ciebie. Co robisz sama z siebie, by mieć to czego oczekujesz???

A Ty sama sobie umiesz pomóc? Nikt nie pomoże jeśli Ty tej pomocy nie chcesz, a jeśli nie jesteś gotowa lub nie masz ochoty sama nad sobą pracować, to oznacza, że nie chcesz pomocy. Takie zamknięte koło ? Krótko byłaś na tych terapiach, zwłaszcza pierwszej. Zważywszy, że -jak sądzę- sesja była co 2 tyg, to było zaledwie... jakieś 12 spotkań. 

Nie oczekuje że terapeuta będzie czarodziejem. Na swoje terapie przychodziłam z konkretnymi problemami, moimi sposobami radzenia sobie, próbowanymi sposobami z książek o tematyce psychologicznej i próbowałam za pomocą osoby terapeuty zrozumieć czemu te sposoby nie dawały mi zamierzonych efektów. Kiedy skończyły mi się zwykłe książki to zaczęłam nawet czytać podręczniki dla terapeutów. Ogólnie jestem w takim błędnym kole z którego nie znam sposobu na wyjście, bo mam mega kompleksy na temat wyglądu (wiem skąd są, dbam o siebie aż za bardzo, jedyne czego nie robiłam to operacje plastyczne czy zabiegi medycyny estetycznej, ale to dla mnie ciągle za mało by się zaakceptować), co powoduje wraz ze złym dzieciństwem i brakiem dobrych trwałych relacji rodzinnych i przyjacielskich moje niskie poczucie wartości, a to z kolei sprawia, że często staje się kozłem ofiarnym (w szkole odrzucona od grupy rówieśników, w pracy często mobbingowana lub spychana na margines towarzyski). Gdybym miała normalne/adekwatne poczucie własnej wartości to może kompleksy, albo kontakty z innymi ludźmi by mi lepiej szły... Wiele moich decyzji życiowych podporządkowywałam pod to by te błędne koło jakoś ominąć/wyeliminować (np. szczególnie kobiety mnie "tępiły" a z niektórymi mężczyznami udawało mi się normalnie rozmawiać, więc wybrałam sobie zawód gdzie będzie zdecydowanie więcej mężczyzn niż kobiet itp.)

Co do spotkań w psychoterapii to miałam raz w tygodniu zawsze, nie rzadziej i nie częściej.

Odnośnik do komentarza

W takim razie naprawdę potrzebna Ci hipnoza ? 

Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale odnoszę wrażenie, że mimo przeczytania tylu poradników czy podręczników dla terapeutów, nadal nie wiesz w czym problem... a może nie chcesz wiedzieć... hmmm.

21 godzin temu, Gość Karola napisał:

dbam o siebie aż za bardzo, jedyne czego nie robiłam to operacje plastyczne czy zabiegi medycyny estetycznej, ale to dla mnie ciągle za mało by się zaakceptować),

Nigdy się nie zaakceptujesz dbając o siebie z zewnątrz, taka przykra prawda ?  O siebie trzeba najpierw zadbać od środka. Czy i jak to robisz???

Piszesz też, że miałaś metody radzenia sobie, sposoby z książek a możesz napisać jakie? Ile czasu je stosowałaś i czy sumiennie?

 

 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
14 godzin temu, Javiolla napisał:

W takim razie naprawdę potrzebna Ci hipnoza ? 

Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale odnoszę wrażenie, że mimo przeczytania tylu poradników czy podręczników dla terapeutów, nadal nie wiesz w czym problem... a może nie chcesz wiedzieć... hmmm.

Nigdy się nie zaakceptujesz dbając o siebie z zewnątrz, taka przykra prawda ?  O siebie trzeba najpierw zadbać od środka. Czy i jak to robisz???

Piszesz też, że miałaś metody radzenia sobie, sposoby z książek a możesz napisać jakie? Ile czasu je stosowałaś i czy sumiennie?

 

 

Właśnie wiem co jest moim problemem i skąd się wziął, ale nie wiem jak z tym problemem sobie poradzić. A w podręcznikach dla terapeutów jedyne co to znalazłam jakie techniki na mnie stosowali terapeuci i jaki to miało cel, ale na mnie to działało inaczej. Np. terapeuta mnie zapytał co trzeba zrobić/umieć by być aktywnym w moim zawodzie, na co zaczęłam mówić, ale po chwili zmieniłam temat, bo myślałam, że terapeuta nie lubi swojego zawodu i chce się przebranżowić i ma mój problem w głębokim poważaniu, ale w książce dla terapeutów było o tej technice i to miało za zadanie podnoszenie poczucia wartości, ale ja to odebrałam jako odchodzenie od tematu. 

Z tymi sposobami z książek to wyprowadziłam się z domu rodzinnego od toksycznej matki i zaczęłam stosować techniki z książki o toksycznych rodzicach np. na 2 lata zerwałam jakikolwiek kontakt z rodzicem, gdzie w tym czasie budowałam własne życie i uczyłam się tego co chcę, lubię, co planuje w życiu co też kontynuowałam później. Nadal (mimo 10 lat po wyprowadzce od matki) uczę się z nią rozmawiać w sposób nieagresywny, ani nieobronny, ale ogólnie jak zaczyna mnie obrażać to jej mówię co zrobiła źle w stosunku do mnie i się rozłączam. Ogólnie odcięłam się od niej i pokazuje jej że nie ma władzy nade mną i "tresuje" ją jak trzeba do mnie się odzywać bym ją słuchała/rozmawiała z nią. Ogólnie mój samorozwój tak na serio ruszył gdy miałam 16 lat, wcześniej też może był, ale mało zaawansowany. Jak miałam te 20/21 lat to wiele rzeczy i technik co poznałam wcześniej z książek mogłam zacząć stosować już na spokojniej bo nie mieszkałam z osobą co niszczyła mi życie. Przez lata oduczyłam się kilku mechanizmów co pozwalały mi przeżyć w domu rodzinnym jak np. kłamanie (bo mojej matce nie wolno było mówić prawdy bo miała ograniczony światopogląd), ukrywanie się ze swoimi upodobaniami i hobby. Nauczyłam się rozmawiać z ludźmi starszymi ode mnie, bo wcześniej mnie oni paraliżowali, nauczyłam się dystansu do siebie, nauczyłam się otwarcie żartować, w celu znalezienia nowych znajomości przełamuje nie raz swoją niechęć do wychodzenia z domu. Ogólnie umiem jawnie komunikować co chcę, ale nadal nie umiem jakoś rozmawiać z ludźmi by tworzyć długotrwałe dobre relacje. Wielu aspektów kontaktów międzyludzkich nie rozumiem i nie umiem ich odczytywać (np. jak ktoś mnie nie lubi, ale robi coś z grzeczności to ja tego nie umiem często odczytać). 
Uczę się zadawać pytania i walczę niemiłosiernie z sobą by je zadawać, bo w domu rodzinnym byłam wytresowana by nie zadawać pytań. 

 

No ale nie umiem w ogóle zbudować poczucia własnej wartości, poczucia bezpieczeństwa, ani jakiejkolwiek dobrej samooceny siebie. W relacjach jestem mega zazdrosna, ale próbuje swoje myśli filtrować zanim powiem coś na ten temat drugiej osobie, by nie zalewać tej drugiej osoby "pierwszym szlamem" z braku poczucia własnej wartości i totalnego braku poczucia bezpieczeństwa. Wiele lat próbuje, ale nie wychodzi mi to. Znajomości jakie posiadam zawsze po jakimś czasie się kończą, albo przeistaczają się w znajomości, które robią ze mnie kozła ofiarnego nawet jeśli od początku staram się by dana znajomość tak się nie przeistoczyła.

Na mojej pierwszej terapii poznawczo-behawioralnej od początku przyszłam z zamiarem jak prowadzić znajomości w pracy bym nie była mobbingowana. Przyszłam na terapię kilka miesięcy przed zmianą pracy by się przygotować, ale gdy zmieniłam pracę to po jakimś czasie wpadłam w mobbingowe sytuacje i mimo wyostrzonej uważności i tak w taką sytuację wpadłam, a na terapii terapeuta cały czas stosował mnie techniki co w ogóle do mnie nie trafiały i nie miały za bardzo nic wspólnego z tym jak się przygotować na najgorsze. 

Na psychodynamicznej to już w ogóle była masakra, bo tam terapeuta w ogóle nie podejmował ze mną sposobów jak sobie radzić w mobbingowych sytuacjach, a jedynie pytano mnie czy ten mobbing zgłosiłam... Sama wyszłam z mobbingowej sytuacji zmieniając zespół w pracy, bo nie znam innego sposobu niż ucieczka ze złej sytuacji, a nie otrzymałam żądnych informacji jak takie zgłaszanie mobbingu może wyglądać w pracy i jak to zrobić dobrze - czego oczekiwałam od psychoterapeuty skoro mnie pytał czy zgłaszałam problem... Tyle, że z mobbingu zawsze wychodzę zmieniając pracę albo zespół... a to się non stop powtarza i powtarza a chciałam temu jakoś zapobiec, ale nadal nie wiem jak bo ja nie znam takiego sposobu, a terapeuta mi rąbka tajemnicy nie zdradził nigdy... 

Teraz jestem na grupowej terapii i widzę, że jestem inna od tych ludzi i nie rozumiem ich problemów, więc czekam aż mnie znienawidzą  i zacznie się złe traktowanie mnie, bo może wtedy nauczę się co mam robić. Choć sądząc po tym jak wyglądały sesje przed grupą to pewnie znów sama będę musiała szukać tego tajemnego sposobu jak sobie radzić mimo, że go nie znalazłam przez 30 lat swojego życia mimo że mam mega doświadczenie w wpadanie w takie sytuacje ?

Odnośnik do komentarza
8 godzin temu, Gość Karola napisał:

Np. terapeuta mnie zapytał co trzeba zrobić/umieć by być aktywnym w moim zawodzie, na co zaczęłam mówić, ale po chwili zmieniłam temat, bo myślałam, że terapeuta nie lubi swojego zawodu i chce się przebranżowić i ma mój problem w głębokim poważaniu, ale w książce dla terapeutów było o tej technice i to miało za zadanie podnoszenie poczucia wartości, ale ja to odebrałam jako odchodzenie od tematu. 

Odebrałaś to tak, bo masz niskie poczucie wartości. Osoba taka zawsze i wszędzie dopatruje się negatywnych zachowani innych osób wobec własnej osoby. Dlatego moim zdaniem nie powinnaś się za bardzo zastanawiać dlaczego terapeuta o coś pyta, tylko mu zaufać. Skoro o to pyta, to widocznie ma to sens i jest potrzebne, choćbyś Ty miała inne wrażenie. Gdybyś więc nie dała się ponieść swoim myślom, zaufała mu oraz skupiała się na odpowiedzi na pytanie, to z czasem przynosiłoby to skutek. 

8 godzin temu, Gość Karola napisał:

Wielu aspektów kontaktów międzyludzkich nie rozumiem i nie umiem ich odczytywać (np. jak ktoś mnie nie lubi, ale robi coś z grzeczności to ja tego nie umiem często odczytać). 

A masz intuicję w życiu, taką ogólną? Trochę w tym pomoże znajomość mowy ciała. Polecam tę wiedzę!

8 godzin temu, Gość Karola napisał:

od początku przyszłam z zamiarem jak prowadzić znajomości w pracy bym nie była mobbingowana

Hmmm nad tym konkretnie nie trzeba jakoś specjalnie pracować. Wystarczy podnieść samoocenę, wypracować poczucie wartości, szanować samego siebie i już jest zamiar zrealizowany. Dlatego prawdopodobnie nie było rezultatu, bo nie trafią do Ciebie żadne argumenty, techniki i metody na ten temat jeśli nadal masz koszmarnie niskie poczucie wartości. To jest podstawa wszystkiego. Trudno wstawiać drzwi i okna gdy nie ma ścian domu ?  Takie mam wrażenie jakbyś się zabierała do tego poczucia wartości od d**y strony ?

8 godzin temu, Gość Karola napisał:

nadal nie wiem jak bo ja nie znam takiego sposobu, a terapeuta mi rąbka tajemnicy nie zdradził nigdy... 

Tak jak napisałam wyżej, polubić siebie, poznać swoją wartość i nie wpakujesz się więcej, a nawet jeśli.... to od razu to rozpoznasz i zanim Cię zgnębią już to załatwisz. 

8 godzin temu, Gość Karola napisał:

czekam aż mnie znienawidzą  i zacznie się złe traktowanie mnie, bo może wtedy nauczę się co mam robić.

A dlaczego na to czekasz? Zawsze tak masz, także w pracy? W sumie przyciągamy to jak się czujemy, a więc dostajesz od losu to czego pragniesz ?  Nauczysz się dopiero wtedy gdy zaczniesz oczekiwać dobrych rzeczy i sama siebie dobrze traktować. 

Jak wygląda Twój przeciętny dzień? O czym myślisz, jak myślisz, co robisz dla siebie? Nie mam na myśli ubierania, czesania, robienia obiadu ? czy myśleniu o zakupach na jutro. 

 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

W sumie to z tym zaufaniem to mam problem, bo nie mam w ogóle poczucia bezpieczeństwa więc non stop mam włączony radar i skanuje wszystkich i wszystko. Sprawdzam i obserwuje ludzi wokoło tak by w miarę możliwości oni tego nie widzieli, ale i tak to robię bo nie czuje się bezpiecznie nigdzie i z nikim. Nie wiem jak budować to zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. 

Co robię dla siebie? Może nie do końca rozumiem o co Ci dokładnie chodziło, ale np. bawię się z kotami, głaszcze je, gram w gry na pc, maluje paznokcie, czasem jakaś maseczka na twarz.

Odnośnik do komentarza

Nie wiem do końca jak skutecznie budować zaufanie. Do tej pory robiłam tak,  że słuchałam danej osoby i później ja sprawdzałam czy mówi prawdę. Nie wszystkich niestety da się tak sprawdzić więc często czuje napięcie w relacjach i nie jestem w stanie się tego pozbyć bo jest element niewiedzy. 

Odnośnik do komentarza
11 godzin temu, Gość Karola napisał:

Do tej pory robiłam tak,  że słuchałam danej osoby i później ja sprawdzałam czy mówi prawdę.

Ale to nie jest zaufanie. Zaufanie jest gdy  dziecko wyciaga ręce do matki i nie kaukuluje jakie sa szanse że ona go przygarnie. Kiedy dzieli sie czymś "swoim"  i nie obmysla tego jakie sa szanse że zdobędzie uwage, gdy dzieli się swoim przezywaniem z innymi i nie zatrzymuje go " co inni pomyslą"....

 

Zaufanie(bycie otwartym) - zawsze wiąże sie z ryzykiem. Będąc otwarci zawsze możemy zostać zranieni, ale dla kogos z  podstawą wewnatrz nie jest to aż taka  traumą przed którą musi sie gorączkowo chronić.

Jak wg Ciebie możesz kształtować swoje zaufanie do innych?

Odnośnik do komentarza

Musisz zacząc świadomie szukac odpowiedzi na to pytanie.

 

Kiedy napisałas o niskim poczuciu wartości, to ja pomyslałam u Ciebie o bezpieczeństwie własnie - jako tym co jest bardziej pierwotne jeszcze w twoich problemach.  o poczuciu bezpiecznego przywiązania.

bo jak w dziedziństwie dziecko wyrusza w świat społeczny - to wszelkie niepowodzenie amortyzowane sa przez rodziców, do których wraca, jak do bezpiecznej bazy ( i stąd też wynika poczucie wartości) Jesli dzieck ( Ty) tej bazy nie miałas, to i tez kłopot  w eksperymontowaniu społecznym, i uczenia sie dobrego przywiazania do innch.

 

zmienia sie to poprzez terapie - tymże masz bezpieczna przestrzeń do której mozesz powracać i jej ufasz. Najpierw znajdujesz tam swoje miejsce, ujawniasz się ze sobą. Pamietaj że nie chodzi o to że coś powiem i ludzie dadzą Ci super poradę..możesz otrzymac głupia poradę.. ale nie chodzi o to. Chodzi o to że to co mówisz zostaje przyjęte. - przyjete do swiadomości grupowej - pracuje w niej. bezpieczenstwo bierze sie z poczucia bycia z innymi, przynaleznosci. 

 

I to moze potrwac trochę czasu nim sie otworzysz. 

 

 

Odnośnik do komentarza

W sumie to żadnemu terapeucie nie zaufałam, a obecnie będąc na grupie też nie czuje zaufania do tych ludzi. Raz się tam odsłoniłam z jakimiś umiarkowanymi złymi rzeczami z mojego dzieciństwa i w sumie to było dla nich totalnym hardcore ... Więc nie widzę bym mogła im powiedzieć tego co ja uważam za hardcore z mojego życia,  bo oni wątpię by mogli to znieść... terapeuci ten hardcore jakos przyjmowali bez problemów,  ale to I tak nie dawało mi poczucia bezpieczeństwa a jedynie poczucie ze dałam komuś informacje o sobie i nic poza tym się nie zadziało z mojej perspektywy. Ja ogólnie umiem mówić bez problemów o tym co było u mnie złego w życiu i co mnie boli,  ale to że powrotem o tym komuś to nie robi to na mnie jakiegoś wrażenia ani poczucia bezpieczeństwa. Szczerze mówiąc to czasem zdarzało mi się w życiu że ktoś mnie o coś zapytal co ja odebrałam jako troskę ale później ta informacja była wykorzystana przeciwko mnie. Niestety nie wiem kiedy i co można komuś powiedzieć,  bo często to po prostu jakieś info które nic nie zmienia w moim życiu,  ale czasem sprawia ze te info powoduje że ludzie inaczej mnie traktują i nie umiem stwierdzic nigdy jaki będzie efekt końcowy przez co mam kolejny powód na brak poczucia bezpieczeństwa. Niewiedza jak moje słowa, styl bycia, wygląd, zachowanie może wpływać na innych ludzi budzi we mnie niepokój. 

Odnośnik do komentarza

Bo tego trzeba się nauczyc i potrzeba na to czasu.

Ponadto wróć do tego co napisała Ci Javiola - to Ty sie zmieniasz  - bierzesz za to odpowiedzialność. i szukasz rozwiązań.  Nie oczekuj że ktoś zrobi to za Ciebie. Inni sie tylko dzielą. To ty kierujesz.

 

jezeli tylko powtarzasz, "nieumiem, nie umiem,nie działa, nie działa. ..." To tkwisz  w niemocy którą niektórzy nazywaja wyuczona bezradnościa -  wielokrotnie kiedys byłas bezradna , ale dzis jestes dorosłą koieta , która niemusi każdego minimalnego odrzucenia przezywac jako kataklizmu odbierającego wpływ.

Rozumiem ze czujesz się chujowo i bezradnie. Nie zmienia to że na Tobie spoczywa odpowiedzialnośc wyjscia z tego i decyzja co  - i czy wogóle przyjmiesz od innych

Kiedys to były Twoje kataklizmy, dzis mozesz zacząc przezywać wszystko inaczej.

11 minut temu, Gość Karola napisał:

Więc nie widzę bym mogła im powiedzieć tego co ja uważam za hardcore z mojego życia,  bo oni wątpię by mogli to znieść...

To jest ich problem czy to zniosa nie Twój. 

Odnośnik do komentarza

Ja wiem, że to ja się zmieniam, ale właśnie dotarłam do punktu gdy cokolwiek robię - nie działa. Próbowałam to przedyskutować z osobą co zna się na ludziach bardziej niż ja - czyli z terapeutą, co może robię źle, czy coś robię za krótko czy cokolwiek w tym stylu by zaczerpnąć może jakieś wiedzy co otworzy mi drogę do nowych pomysłów, których jeszcze nie próbowałam przez ostatnie 10 lat. Niestety terapeuci jakoś słabo podejmują ten temat i podejmują ze mną dialogi, po których w sumie czuje się jakbym marnowała czas i gadała o rzeczach z którymi nie mam problemu albo które są totalnie nieistotne (jak np. poruszając temat poczucia własnej wartości to terapeuta jakoś doczepił się tematu że nie chce mieć dzieci... tłumaczyłam, że to moja świadoma decyzja i przemyślana, ale terapeuta tak się do tego doczepiał, że aż musiałam poirytowana komunikować że inny temat był na tapecie...). Obecnie na grupie to z każdą kolejną sesją czuje się coraz bardziej inna od tych ludzi, którzy mają zupełnie inne problemy niż ja, a z tym czym ja mam problem to dla nich jest naturalne jak sobie z tym radzą i nawet nie potrafią powiedzieć co robią, że nie mają takich problemów jak ja... Nie bardzo wiem co na tej grupie robić by sobie samej pomóc. Moje życie to dla nich będzie hardcore i mogę się nie przejmować tym jak zniosą te informacje, ale to mi da że o wszystkim opowiem? Z osobą terapeuty miałam poczucie, że warto mówić co mnie spotkało, bo ta osoba ma wiedzę i może mi coś podpowiedzieć, a z tymi ludźmi z grupy w ogóle nie mam poczucia, że oni mogą coś sensownego mi podpowiedzieć. Poza tym, że "zabije" kolejną sesję i zapadnie cisza po której nikt nie będzie wiedział co powiedzieć ani zrobić. 

Odnośnik do komentarza

Karola ale Ty tych ludzi z grupy potrzebujesz, tak jak i innych  ludzi w Twoim życiu, z którymi trudno utrzymać Ci kontakt. Ludzie w normalnym życiu tez sa nie doskonali i nie znają odpowiedzi na wszystko, ...

problem twój to zaufanie i budowanie przywiązania z innymi... czego pochodna jest poczucie pewnosi ( świadomośc swego miejsca między innymi). Powinnas zaufac ze trwanie w terapi Ci pomoze i kontynuować brać odpowiedzialnośc za swój proces , szukać siebie. to troche tak jakbys szła w góry i narzekała że przez pół drogi jestes w ciemnym lesie , a wiec zdaje się ze stoisz w miejscu. Nie stoisz w miescu, tylko nie doszłas jeszcze tam gdzie chcesz. Ale idziesz.

To jest Twoja odpowiedzialnośc co zrobisz  z teraia, ona daje Ci  bezpieczna przestrzen na rózne eksperymenty - . Próbuj tam siebie po prostu i sie ucz bycia miedzy innymi - bo to jest też umiejętnośc którą poza wszelkimi brakami osobistymi powinnaś rozwijać.

 

Odnośnik do komentarza
W dniu 24.04.2021 o 17:35, Javiolla napisał:

Działa. Jestem tego przykładem! Co masz na myśli "zmiany rzeczywistości na lepsze"?

"Można ją budować jeśli wiemy do czego dążyć" Dziwne to zdanie, możesz sprostować? Dążysz przecież do polubienia siebie, to jest główny cel. A solidne podstawy? Hmmm czyli jakie? Przykład poproszę, bo nie rozumiem.

Więc jestem kontrprzykładem bo na mnie terapia nie działa. Skąd wiesz, że akurat to Ci pomogło? Polubienie siebie nie jest dla mnie celem. Jest nim zmienienie siebie na lepsze żebym miał się za co lubić. Przykładem takiej zmiany jest np uprawianie sportu, poprawa diety, słownictwa, pomaganie innym, zaprzyjaźnienie się z kimś, zbudowanie stałego dochodu, realizacja marzeń. Dzięki osiąganiu tych rzeczy poprawia się również samoocena i wtedy można ją opierać na solidnych podstawach. Nie wystarczy tylko zacząć działać. Trzeba jeszcze mieć efekty. Czasem zmiany których chcielibyśmy dokonać są niemożliwe do zrobienia i wtedy terapia nie pomoże.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...