Skocz do zawartości
Forum

Relacje


Gość Max

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Mam dziwne podejście do relacji, z innymi ludźmi, otóż ciężko mi ich lubić, przyjaźnić czy kochać, poprostu są.

Nie to że mam jakieś lęki przy ludziach czy coś, nie wstydze się, czasem nazwałbym się aroganckim w stosunku do innych, chyba że potrzebuje coś od kogoś to jestem miły.

Czasem mi to przeszkadza a czasem nie, czasem gdy czuje się samotny to umawiam się z pierwszym lepszym znajomym tylko po to żeby, zaspokoić to moje uczucie.

Szczerze, to pamiętam pierwszy sex a nie pierwszą miłość, nigdy nie umiałem być dla kobiety oparciem czy jak to tam nazwać, nie wchodziłem zabardzo w ich życie, bo mnie to zabardzo nie interesowało, nie umiem się zaangażować w związek, nie przywiązuje się uczuciowo do nich.

Przyjaciół nie mam, tylko znajomych, są mi obojętni dziś są, jutro ich nie ma, będą nowi. Nie przywiązuje się do nich. Czasem też odracam osoby, tak o ,bo mi się znudzili, i są mi już nie potrzebni.

Więkość czynności wykonuje sam, wole iść sam chociaż by w góry, bo nie musze czekać ma kogoś, czy gonić za kimś, tak samo z chodzeniem na basen czy siłownie, ryby. Uwielbiam robić wszystko sam bo nie jestem zależny od kogoś. Sam pracuje na siebie bo nie mogę znieś jak mi ktoś rozkazuje, nie ma takiej opcji żebym był kogoś niewolnikiem, wolalbym umrzeć z głodu czy mieszkać na jakimś odludzu i być samowystarczalnym.

Czasem zazdroszcze innym osobą, że mają partnerów, czy przyjaciół, że mają osobę poprostu bliską.

Obojętny jestem też wobec mojej rodziny,matki, brata czy siostry, nie myśle żeby ich odwiedzić co jakiś czas, czy zadzwonić i dowiedzieć się co się u nich dzieje, u mnie nie występuje poprostu troska czy przywiązanie do drugiego człowieka.

Niewiem jak to zmienić, czasem wydaje mi się że, wyrządzam przez to jakąś tam krzywde sobie i innym.

Odnośnik do komentarza

Witaj. A może po prostu nie jesteś osobą rodzinną i towarzyską. Z tego co piszesz to jesteś indywidualistą. I nie lubisz kiedy inni ci mówią co robić. Może jesteś introwertykiem? Spedzając czas z innymi osobami - znajomymi lub rodziną- trzeba liczyć się z innymi. To samo z pracą zespołową. Po prostu nie jesteś osobą która lubi aby ktoś nim kierował. Wolisz być sam żeglarzem i okrętem. Czy to w pracy czy w wolnym czasie. Może nigdy nie miałeś okazji aby się kimś zajmowac, opiekować. na poczatek zwierzeta są bardzo dobrymi nauczycielami tego jak nalezy dbać i kochac drugą istotę. Pzdr

Odnośnik do komentarza

Ja tu niestety widze duzo egoizmu, i faktycznie mogles wyrzadzic tym wiele krzywdy innym. Chociazby swojej rodzinie, ktora jest Ci obojetna, i tym kobietom, z ktorymi byles tylko dla seksu, a ktore nieraz pewnie mialy nadzieje na cos powaznego. Tylko pytanie, skad ta obojetnosc na innych sie bierze. Mysle, ze to pytanie dla terapeuty, jak i jego zadanie, zeby Cie z tego stanu wyprowadzic. A jak wygladalo Twoje dziecinstwo?

Odnośnik do komentarza

Zgadzam sie style wchodzenia w relacje wynosimy z dzicinstwa.

I to sa dosc trwale rzeczy, mizna probowac obiektywizowac, introwertyk, nie Ci ludzie, ale po tym wszystkim kryje sie kod z dziecinstwa.

Pytanie czy czujesz sie z tym szczesliwy, czy potrzebujesz innych bardziej?

Odnośnik do komentarza

Nie zgadzam się bo mam inne doświadczenia a nauka wcale tego nie potwierdza. Moim zdaniem najważniejszym elementem terapii jest zrozumienie swojej aktualnej sytuacji i czasem powrót do dzieciństwa w tym pomaga a czasem przeszkadza. Lepiej zacząć od tu i teraz.

Odnośnik do komentarza

 Tak, lepiej zaczac od tu i teraz.

Natomiast budowanie wiezi z innymi stoi na fundamencie relacji z pierwotnym obiektem. . Uczymy sie pewnych dynamik relacyjnych barrzo wczesnie i sa one wryte w nas gleboko, czego  sobie potem nieuswiadamiamy Co nie zmienia ze zawsze nalezy siegac do dziecinstwa i ze kazda terapia to robi, nie - nie robi i nie -  nie musi.. 

Psychoterapia nie jest tez obszarem nauki, dlatego nie wyklada sie jej na uniwersytetach. Mozna mierzyc jej skutecznisc , ale poszczegolne tezy wychodza w praktyce terapeutycznej. Terapia to forma sztuki bardziej niz nauka.

Jezeli ktos ma przewlekly problem z budowaniem relacji to tkwi to w dzicinstwie najczesciej. I przy  chronicznych problemavh predzej czy pozniej to dziecinstwo wybija samo, nawet nie inicjowane przez terapeute.

Bliskosc to nie gra  ze mozna sie jej nauczyc ot tak. Bliskosci sie doswiadcza, nasiaka i nabywa...trudno o doswiadczenia korekcyjne w normalnym zyviu gdy nastapilo jakies zaburzenie tego tematu w zyciu. 

 

 

Odnośnik do komentarza
3 minuty temu, Gość Agu napisał:

Natomiast budowanie wiezi z innymi stoi na fundamencie relacji z pierwotnym obiektem. . Uczymy sie pewnych dynamik relacyjnych barrzo wczesnie i sa one wryte w nas gleboko, czego  sobie potem nieuswiadamiamy Co nie zmienia ze zawsze nalezy siegac do dziecinstwa i ze kazda terapia to robi, nie - nie robi i nie -  nie musi.. 

To o niczym nie świadczy ale pod wieloma względami mam podobnie jak Max ale to późniejsze dzieje bo nauczyłem się jak obchodzić się z ludźmi i jak ich rozumieć ale w tym celu nie mogę odkrywać swoich kart i muszę być dyplomatą. Problem powstał kiedy się rozwinąłem.

8 minut temu, Gość Agu napisał:

Psychoterapia nie jest tez obszarem nauki, dlatego nie wyklada sie jej na uniwersytetach. Mozna mierzyc jej skutecznisc , ale poszczegolne tezy wychodza w praktyce terapeutycznej. Terapia to forma sztuki bardziej niz nauka.

 

Dokładnie. Jest też skuteczność udokumentowana naukowo dla metod które są stricte nienaukowe w swojej metodologii. Sama psychoanaliza i wywodzące się z niej podejście psychodynamiczne są sprzeczne z ustaleniami naukowców zajmujących się kognitywistyką. Badania nad skutecznością terapii pokazują że to bardzo dobra metoda wskazana dla pewnego typu problemów ale to działa dlatego że ludzie nie wiedzą że mózg potrafi generować fałszywe wspomnienia pod wpływem samej wiary w to że istnieją i problemy z tego wynikają. Mój umysł nie jest w stanie dopasować się do tej terapii i drążenie w przeszłości prowadzi do wielu interpretacji które są niepotwierdzone ale równoważne logicznie. Najlepsze efekty daje mi skupienie się na tu i teraz ale mam problem z chłodem w relacjach bo wiem jak postępować z ludźmi i potrafię ich czytać ale w pewien sposób ograniczam przy nich bycie sobą bo z góry wiem czego na pewno nie zrozumieją. Na pewnym etapie terapeuci nie są w stanie mi pomóc bo kończą się możliwości terapii a mój racjonalizm i chłód emocjonalny wydają się wchodzić w sprzeczność z emocjonalnymi potrzebami.

21 minut temu, Gość Agu napisał:

Jezeli ktos ma przewlekly problem z budowaniem relacji to tkwi to w dzicinstwie najczesciej. I przy  chronicznych problemavh predzej czy pozniej to dziecinstwo wybija samo, nawet nie inicjowane przez terapeute.

 

Skąd przekonanie że to tkwi w dzieciństwie? Nie neguję Twojej racji ale pytam o źródło ?

23 minuty temu, Gość Agu napisał:

Bliskosc to nie gra  ze mozna sie jej nauczyc ot tak. Bliskosci sie doswiadcza, nasiaka i nabywa...trudno o doswiadczenia korekcyjne w normalnym zyviu gdy nastapilo jakies zaburzenie tego tematu w zyciu. 

 

No tak ale człowiek nauczony bliskości może mieć późniejsze problemy z relacjami z różnych powodów. Wciąż doświadczam czegoś takiego jakbym uczył się jej na nowo wracając do korzeni i przypominając sobie emocje których zapomniałem przez późniejsze relacje z ludźmi opierające się jednak na wyrachowaniu.

Odnośnik do komentarza
19 godzin temu, Gość mózg napisał:

Nie zgadzam się bo mam inne doświadczenia a nauka wcale tego nie potwierdza. Moim zdaniem najważniejszym elementem terapii jest zrozumienie swojej aktualnej sytuacji i czasem powrót do dzieciństwa w tym pomaga a czasem przeszkadza. Lepiej zacząć od tu i teraz.

Zaczyna sie od tu i teraz, od stwierdzenie, jaki jest na dany moment problem. Ale zeby zrozumiec aktualna sytuacje, to trzeba wejsc w jej glebsze przyczyny, w gleboko zakorzenione, od dawna tkwiace w czlowieku przekonania, majace swoj poczatek czesto w dziecinstwie. Chociaz silne przezycia doswiadczone w doroslosci tez maja na ludzi wplyw. I to sie sprawdza w przypadku wielu ludzi, wiec to ludzkie doswiadczenie jest najwazniejsze, bez wzgledu na to, co nauka mowi na ten temat. Nauka tu cos rzeczywiscie neguje? To znaczy neguje to, ze w dziecinstwie nabywamy ksztaltujace nas na wiele lat zycia przekonania? Czy neguje sam fakt istnienia tych przekonan? A moze fakt, ze praca z nimi daje efekty? To by byla bardzo dziwna nauka, i w takim razie nienalezalo by sie nia przejmowac. Zamiast tym co mowi nauka czasem lepiej sie zajac realnym zyciem.

Odnośnik do komentarza

Nauka nie potwierdza teorii że dzieciństwo jest najważniejsze i że w ogóle trzeba się na nim skupiać żeby terapia była skuteczna. To nie znaczy że nauka przeczy że dzieciństwo jest ważne czy że wtedy kształtują się pierwsze reakcje ale najważniejsze jest wykrycie ich istnienia i zrozumienie na czym polega błąd a nie drążenie w przeszłości. Istnieje nas konstrukcja budowli a nie geneza jej powstania i nazwiska konstruktorów i do tego zmierzam. Moim zdaniem grzebanie w przeszłości raczej szkodzi i racjonalizuje utrzymanie jakichś głęboko zakorzenionych emocji bo przecież są z dzieciństwa. Zrozumienie genezy powstania tych mechanizmów zmierza do uwolnienia od poczucia winy ale do tego wystarczy samo zrozumienie paradoksu wolnej woli - z jednej strony nie mamy wpływu na to jak zostaliśmy ukształtowani przez świat ale możemy się przekształcać więc nasza przyszłość zależy od nas. Na mnie buddyzm i przestudiowanie różnych filozofii zadziałały mocno terapeutycznie. Retrospekcja towarzyszy mi przez cały czas ale poza uporządkowaniem mentalnym i korektą niektórych reakcji nic wielkiego z tego nie wynika jeśli nie dotyczy teraźniejszości. Obserwując swoje bieżące reakcje od razu mam wgląd w to jak zostałem ukształtowany i już nie wnikam czy to przez zachowanie babci kiedy miałem 3 lata tylko że to niekorzystne i chcę to zmienić. Niektóre rzeczy zmieniają się od razu ale to dotyczy przemyślenia bieżących wydarzeń i błędów. Ciężko w ogóle namierzyć pierwotne przyczyny bo mózg nie przechowuje w pamięci większości z nich a przez cały późniejszy okres ulegają sublimacji a emocje przenoszą się na inne obiekty np agresywny nastolatek zaczyna trenować boks i dzięki temu przenosi pierwotną agresję do wszystkich na konkretne osoby.

Odnośnik do komentarza
22 godziny temu, Gość mózg napisał:

ale w tym celu nie mogę odkrywać swoich kart i muszę być dyplomatą.

Nie ma czegoś jak nieodkrywanie swoich kart w relacji.

niema czegos takiego np. ze mąz oszukuje zone a ona tego nieświadmomie nie wyczuwa. Podobnie dzieci wyczuwaja wszystko, ni niezaleznie czy się cos ukrywa czy nie. Tak działaja relacje -   to proces - cały -  nie tylko uwzgledniający to co świadomie decydujemy sie odkryć. To jest mit że mozna wogóle "kontrolowac" będac w relacji.  Jesli się kontroluje, to nie ma przepywu, nie ma relacji..

22 godziny temu, Gość mózg napisał:

Skąd przekonanie że to tkwi w dzieciństwie?

Osobowosc kształtuje sie w dzieciństwie 

 

22 godziny temu, Gość mózg napisał:

 ograniczam przy nich bycie sobą bo z góry wiem czego na pewno nie zrozumieją.

I to sposób jak nie być w relacji, bo relacje to budowanie czegoś w odniesieniu do "ja autentycznego". kiedy tego (czegokolwiek) autentycznego, (opartego na emocjach,odczuciach ,  doznaniach) sie  nie wnosi,  trudno o relacje. Jest samotnosc mimo "kontaktów".

Odnośnik do komentarza
18 minut temu, Gość Agu napisał:

Nie ma czegoś jak nieodkrywanie swoich kart w relacji.

 

W miłości nie ma ale ja piszę ogólnie o relacjach i to nieodkrywanie kart polega na tym że niektóre słowa zepsułyby relację a nie chcę nikogo moralizować. Przy kolegach nie będę smutny bo zepsułbym im klimat więc z automatu jestem weselszy. Do każdego trzeba podchodzić inaczej żeby nie urazić czyichś słabych punktów. Miłość to coś innego bo ludzie odsłaniają przed sobą te czułe punkty a w relacjach z innymi nie trzeba tego robić. Czasem tak wyjdzie naturalnie ale nie zawsze bo nie trzeba. Kiedyś miałem taką potrzebę ale wtedy nie rozumiałem własnych problemów i musiałem się komuś wygadać. Już od dawna nie muszę tego robić. Mam potrzebę rozmowy na różne tematy żeby wymienić się informacjami, poznać poglądy innych ludzi, pośmiać się i to już jest bliskość na jakimś poziomie i tworzą się więzi koleżeńskie lub przyjacielskie.

35 minut temu, Gość Agu napisał:

niema czegos takiego np. ze mąz oszukuje zone a ona tego nieświadmomie nie wyczuwa. Podobnie dzieci wyczuwaja wszystko, ni niezaleznie czy się cos ukrywa czy nie.

Nie podzielam tego zdania. Przecież ludzie często dają się oszukiwać a małżonkowie o niczym nie wiedzą a potem nagle jest szok bo prawda wychodzi na jaw. Przy niektórych czuję się jakbym kłamał nawet kiedy mówię prawdę bo patrzą na mnie jakby z góry podejrzewali że ich okłamię. Wszystko zależy od indywidualnych granic i doświadczeń.

38 minut temu, Gość Agu napisał:

Tak działaja relacje -   to proces - cały -  nie tylko uwzgledniający to co świadomie decydujemy sie odkryć. To jest mit że mozna wogóle "kontrolowac" będac w relacji.  Jesli się kontroluje, to nie ma przepywu, nie ma relacji..

A moim zdaniem to kwestia granic. Dla mnie największy przepływ następuje po wódce kiedy całkowicie się nie kontrolujemy ale można mieć granice gdzieś w połowie drogi między stanem absolutnej kontroli wszystkiego a nadmierną swobodą emocji. Ja preferuję ok 60/40 na korzyść kontroli a zmiana tej proporcji zawsze mnie przytłacza.

46 minut temu, Gość Agu napisał:

Osobowosc kształtuje sie w dzieciństwie 

 

Ale zmienia się przez całe życie i niektóre zaburzenia osobowości powstają później lub w ogóle są wynikiem uszkodzeń mózgu lub obecności genów które w pewnym momencie zaczynają się objawiać. Poza tym analiza dzieciństwa nie jest niezbędnym krokiem do rozwiązywania problemów. Równie dobrze nawiązanie do dzieciństwa może być ostatnim krokiem w procesie zrozumienia albo w ogóle może go nie być.

50 minut temu, Gość Agu napisał:

I to sposób jak nie być w relacji, bo relacje to budowanie czegoś w odniesieniu do "ja autentycznego". kiedy tego (czegokolwiek) autentycznego, (opartego na emocjach,odczuciach ,  doznaniach) sie  nie wnosi,  trudno o relacje. Jest samotnosc mimo "kontaktów".

Nie wierzę w emanację 100% ja bo za bardzo podlegamy zmiennym stanom a to o czym napisałem jest sposobem unikania konfliktów. Ciągle tworzymy swoje "ja autentyczne" i z różnymi osobami mam inne kompatybilności więc pod tym wpływem zmienia się "ja w towarzystwie". Nie odczuwam z tego powodu samotności. Brakuje mi tylko dziewczyny ale to nie samotność tylko tęsknota za kimś kto gdzieś jest ale jeszcze nie poznałem. Tu jest właśnie problem z selekcją. Po wielu ludziach widzę że są w paczkach stałych znajomych ale nie lubią się jakby byli na siebie skazani i wtedy normalny zdrowy człowiek będzie się czuł jakby był zaburzony i będzie mu czegoś brakowało.

Odnośnik do komentarza

Tak, tak tak

1. To co wydarzy sie w wieku 1-7 odciska sie bardziej na czlowieku niz w pozostalym okresie, na tej samej zasadzie co mlode drzewko latwiej zdeptac niz stare.. a bonzai ze starego drzewa z parku nie uczynisz.

przychronicznych problemach w relacjach zrodlo jest najczesciej tam..conie znaczy ze reszta nie wplywa i nieksztaltuje.

2. Zona moze byc zaskoczona zdrada , ale nieswiadomie zdrade wyczuwa, sni o tym, kwestia tego czy przyjmuje do swiadomosci. Czy od swiadomosci rozne sygnaly odsuwa

3.

 

9 godzin temu, Gość mózg napisał:

. Ciągle tworzymy swoje "ja autentyczne" i z różnymi osobami mam inne kompatybilności więc pod tym wpływem zmienia się "ja w towarzystwie". .

Nie., wchodzimy w relacje z roznymi personami ( umalowaniem na twarzy i ubraniem), ale core relacji (bliskich) ktory je podrzymuje , to jest to, co autentyczne-nagie. cos co bardziej odkrywamy, niz tworzymy, czy  kreujemy. Kreowac mozna persone i przybierac ja odpowiednio w pracy, w urzedzie, na imprezie. W relacjach bliskich, przyjazniach milosci, raczej sie ogolacamy. 

 

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Gość Agu napisał:

1. To co wydarzy sie w wieku 1-7 odciska sie bardziej na czlowieku niz w pozostalym okresie, na tej samej zasadzie co mlode drzewko latwiej zdeptac niz stare.. a bonzai ze starego drzewa z parku nie uczynisz.

przychronicznych problemach w relacjach zrodlo jest najczesciej tam..conie znaczy ze reszta nie wplywa i nieksztaltuje.

Możesz mi pokazać jakieś badania naukowe które to potwierdzają? Możliwe że u większości ludzi tak jest ale to sprzeczne z moimi doświadczeniami. Dziś nie mam wiele wspólnego z dzieckiem którym byłem a w okresie 1-7 nie działo się u mnie nic istotnego. Wracając w myślach do dzieciństwa i szukając tam źródła tylko zatracałem się w nienormalnym analizowaniu z którego nic nie wynikało.

Nawet jeżeli tak jest a ja o tym nie wiem to bez tego namierzam w sobie to co patologiczne obserwując swoje aktualne reakcje i porównując je do norm i wiedzy o aktualnych zaburzeniach bez zagłębiania się w ich przyczyny z dzieciństwa, geny itd, I skoro to działa to po co komplikować? Niech będzie że masz rację i w okresie 1-7 kształtują się najważniejsze cechy ale z tego nie wynika że je naprawimy analizując ten okres. Wg badań neurobiologów mózg nie przechowuje tych wspomnień do któregoś roku życia, jeśli się nie mylę to do 4. Doszli do tego badając zmiany połączeń między neuronami i wszystko ulega reorganizacji.

2 godziny temu, Gość Agu napisał:

2. Zona moze byc zaskoczona zdrada , ale nieswiadomie zdrade wyczuwa, sni o tym, kwestia tego czy przyjmuje do swiadomosci. Czy od swiadomosci rozne sygnaly odsuwa

 

Może tak jest ale skąd to wiesz?

2 godziny temu, Gość Agu napisał:

Nie., wchodzimy w relacje z roznymi personami ( umalowaniem na twarzy i ubraniem), ale core relacji (bliskich) ktory je podrzymuje , to jest to, co autentyczne-nagie. cos co bardziej odkrywamy, niz tworzymy, czy  kreujemy. Kreowac mozna persone i przybierac ja odpowiednio w pracy, w urzedzie, na imprezie. W relacjach bliskich, przyjazniach milosci, raczej sie ogolacamy. 

Moim zdaniem najważniejsza jest w tym równowaga. Jednocześnie kreujemy i odkrywamy a oprócz tego jeszcze hamujemy złe impulsy.

Odnośnik do komentarza
20 godzin temu, Gość mózg napisał:

Nauka nie potwierdza teorii że dzieciństwo jest najważniejsze i że w ogóle trzeba się na nim skupiać żeby terapia była skuteczna.

To jakas bardzo dziwna nauka. Zgodnie z doswiadczeniem terapeutow cofanie sie do dziecinstwa czesto bywa bardzo pomocne i pozwala dotrzec do zrodla problemu.

Dlaczego mialaby isc za tym racjonalizacja problemu? Raczej zrozumienie go i uwolnienie sie od poczucia winy, np-"Aha, ten problem we mnie bierze sie stad, ze w dziecinstwie mama na mnie krzyczala o byle co, wiec juz rozumiem, skad sie to wzielo, i nie musze sie o to obwiniac, bo zostalo to spowodowane zachowaniem mamy, a nie moim".

20 godzin temu, Gość mózg napisał:

Zrozumienie genezy powstania tych mechanizmów zmierza do uwolnienia od poczucia winy ale do tego wystarczy samo zrozumienie paradoksu wolnej woli - z jednej strony nie mamy wpływu na to jak zostaliśmy ukształtowani przez świat ale możemy się przekształcać więc nasza przyszłość zależy od nas.

Nigdy nie slyszalam o tym, zeby to wystarczylo do rozwiazania jakiegokolwiek powazniejszego wewnetrznego problemu. I nie sadze, zeby komus to rzeczywiscie pomoglo, do tego trzeba o wiele glebszych dzialan, zwiazanych czesto z uzdrowieniem swojego wewnetrznego dziecka. Sama zmiana chociazby pojedynczego przekonania w nas to nie jest chwila wynikla po prostu z naszej wolnej woli, tylko nielatwy, dlugotrwaly proces.

 

20 godzin temu, Gość mózg napisał:

Ciężko w ogóle namierzyć pierwotne przyczyny bo mózg nie przechowuje w pamięci większości z nich a przez cały późniejszy okres ulegają sublimacji a emocje przenoszą się na inne obiekty

No ciezko, ale jest to jednak mozliwe i psychoterapia sluzy wlasnie temu, zeby do nich dotrzec.

Odnośnik do komentarza
16 minut temu, franca napisał:

To jakas bardzo dziwna nauka. Zgodnie z doswiadczeniem terapeutow cofanie sie do dziecinstwa czesto bywa bardzo pomocne i pozwala dotrzec do zrodla problemu.

 

Doświadczenie jakich terapeutów i jak jest udokumentowane? Jeszcze nigdy nie widziałem takich badań a skoro to prawda to powinno ich być bardzo dużo. Nie słyszałem też że terapia MUSI skupiać się na dzieciństwie. U niektórych może to przynieść dobre rezultaty ale na zasadzie samooszukiwania mózgu które w skrajnych przypadkach może prowadzić nawet do powstania fałszywych wspomnień.

19 minut temu, franca napisał:

Dlaczego mialaby isc za tym racjonalizacja problemu?

Sama się narzuca. Skoro to wzorzec wyryty od dzieciństwa to samo przez się wiadomo że bardzo ciężko go zmienić a ktoś kto o tym nie wie zmienia go bez problemu namierzając to co funkcjonuje w nim źle. Chodzi o kontakt z emocjami i dotarcie do swojego aktualnego wnętrza.

20 minut temu, franca napisał:

Raczej zrozumienie go i uwolnienie sie od poczucia winy, np-"Aha, ten problem we mnie bierze sie stad, ze w dziecinstwie mama na mnie krzyczala o byle co, wiec juz rozumiem, skad sie to wzielo, i nie musze sie o to obwiniac, bo zostalo to spowodowane zachowaniem mamy, a nie moim".

Jakieś to dla mnie naciągane. Raczej lepiej pomyśleć "ten problem objawia się tak i przez to jest źle więc muszę go rozwiązać i nauczyć się prawidłowego reagowania. Grzebanie w dzieciństwie może wzmocnić poczucie winy i beznadziei bo skoro wziął się z dzieciństwa to teraz już się do niego nie cofniemy. Nieobwinianie się powinno wynikać ze zrozumienia że poczucie winy za to jakim się jest to błędne myślenie które do niczego nie prowadzi i ja tak traktuję wszystkie problemy z automatu. Nie obwiniam się i dzięki temu że się tego nauczyłem to teraz niezależnie od tego co w sobie zidentyfikuję to nie wzbudza to poczucia winy. Nie wyobrażam sobie robić tego z każdym pojedynczym problemem bo to jakaś droga naokoło. No i chyba gdybym tak myślał to zacząłbym obwiniać rodziców a przecież nie chodzi o zrzucanie winy tylko o pozbycie się myślenia tymi kategoriami.

24 minuty temu, franca napisał:

Nigdy nie slyszalam o tym, zeby to wystarczylo do rozwiazania jakiegokolwiek powazniejszego wewnetrznego problemu. I nie sadze, zeby komus to rzeczywiscie pomoglo, do tego trzeba o wiele glebszych dzialan, zwiazanych czesto z uzdrowieniem swojego wewnetrznego dziecka. Sama zmiana chociazby pojedynczego przekonania w nas to nie jest chwila wynikla po prostu z naszej wolnej woli, tylko nielatwy, dlugotrwaly proces.

To podstawa. Nie słyszałem żeby to NIE zadziałało. To są właśnie najgłębsze działania uzdrawiające wewnętrzne dziecko a potem to już jest lawina i pozostałe rzeczy same się odsłaniają bo wcześniej były blokowane przez poczucie winy albo za duże lub za małe poczucie odpowiedzialności. Autoterapia to naturalny proces ale większość ludzi blokuje go nieuświadomionymi przekonaniami które są błędne. Ok, zgodzę się że wynikają z wychowania ale naprawiając samochód nie muszę cofać się do procesu kiedy produkowano poszczególne części i rozbierać wszystkiego do zera żeby złożyć od nowa. Jeżeli osobowość jest bardzo zaburzona to czasem trzeba wszystko rozebrać ale do tego też nie potrzeba świadomości skąd się wzięło konkretne zachowanie i najczęściej wręcz nie ma możliwości żeby to naprawdę ustalić.

28 minut temu, franca napisał:

No ciezko, ale jest to jednak mozliwe i psychoterapia sluzy wlasnie temu, zeby do nich dotrzec.

Terapia służy temu żeby naprawić to co działa źle. Nigdzie nie jest powiedziane że terapia służy docieraniu do źródeł problemów, zwłaszcza że nie ma obiektywnych metod żeby je namierzyć. Terapeuta współpracuje z pacjentem i mają za zadanie dotrzeć do głębokich emocji i odblokować swoje wnętrze. Jeżeli grzebanie w dzieciństwie pomoże danemu pacjentowi to czemu nie, ale nie widzę powodu żeby to miała być główna metoda.

Odnośnik do komentarza
11 minut temu, Gość mózg napisał:

Doświadczenie jakich terapeutów i jak jest udokumentowane? Jeszcze nigdy nie widziałem takich badań a skoro to prawda to powinno ich być bardzo dużo.

Dlaczego powinno byc bardzo duzo takich badan? Niekoniecznie. A mowie o doswiadczeniu terapeutow ktorych sama znam badz znaja ich inni, Ci, ktorym oni pomogli.

 

14 minut temu, Gość mózg napisał:

U niektórych może to przynieść dobre rezultaty ale na zasadzie samooszukiwania mózgu które w skrajnych przypadkach może prowadzić nawet do powstania fałszywych wspomnień.

Nie widze co to ma wspolnego z samooszukiwaniem sie.

15 minut temu, Gość mózg napisał:

Sama się narzuca. Skoro to wzorzec wyryty od dzieciństwa to samo przez się wiadomo że bardzo ciężko go zmienić a ktoś kto o tym nie wie zmienia go bez problemu namierzając to co funkcjonuje w nim źle. Chodzi o kontakt z emocjami i dotarcie do swojego aktualnego wnętrza.

Ale przeciez takie wzorce tak czy siak jest ciezko zmienic, bez wzgledu na to, czy one sie biora z dziecinstwa, czy nie. A jak sie nie zna przyczyny problemu, to przeciez jest to tylko utrudnienie.

18 minut temu, Gość mózg napisał:

Jakieś to dla mnie naciągane. Raczej lepiej pomyśleć "ten problem objawia się tak i przez to jest źle więc muszę go rozwiązać i nauczyć się prawidłowego reagowania. Grzebanie w dzieciństwie może wzmocnić poczucie winy i beznadziei bo skoro wziął się z dzieciństwa to teraz już się do niego nie cofniemy. Nieobwinianie się powinno wynikać ze zrozumienia że poczucie winy za to jakim się jest to błędne myślenie które do niczego nie prowadzi i ja tak traktuję wszystkie problemy z automatu. Nie obwiniam się i dzięki temu że się tego nauczyłem to teraz niezależnie od tego co w sobie zidentyfikuję to nie wzbudza to poczucia winy. Nie wyobrażam sobie robić tego z każdym pojedynczym problemem bo to jakaś droga naokoło. No i chyba gdybym tak myślał to zacząłbym obwiniać rodziców a przecież nie chodzi o zrzucanie winy tylko o pozbycie się myślenia tymi kategoriami.

Dlaczego to naciagane? Dlaczego grzebanie w dziecinstwie mialo by wzmoc poczucie winy? ? Przeciez moj przyklad pokazal co innego, ze to daje uwolnienie sie od poczucia winy przez zrozumienie, ze to matka ponosi za dany problem odpowiedzialnosc. Dlatego nie rozumiem, czemu masz jakiesobiekcje przed zrzucaniem poczucia winy na kogos innego, przeciez jak widac w moim przykladzie, to jest bardzo pomocne. I z tego podejscia, jak w moim przykladzie, z tego wytlumaczenia sobie calej tej sytuacji wynika zrozumienie, ze to poczucie winy to bledne myslenie w tym przypadku. Nie wiem jednak czy zawsze tak jest, czy zawsze poczucie winy za to jakim sie jest to bledne myslenie. Nie sadze. Bo co w takim razie z egoizmem, z obojetnoscia na ludzi, z ktora nic sie nie robi, tylko pozwala sie jej rozwijac? Co z innymi rzeczami, ktore sa niewlasciwym postepowaniem, ktore nas niekorzystnie ksztaltuje? w takich przypadkach poczucie winy moze byc pierwszym, bardzo pomocnym wskaznikiem, ze cos jest nie tak.

28 minut temu, Gość mózg napisał:

To podstawa. Nie słyszałem żeby to NIE zadziałało. To są właśnie najgłębsze działania uzdrawiające wewnętrzne dziecko a potem to już jest lawina i pozostałe rzeczy same się odsłaniają bo wcześniej były blokowane przez poczucie winy albo za duże lub za małe poczucie odpowiedzialności. Autoterapia to naturalny proces ale większość ludzi blokuje go nieuświadomionymi przekonaniami które są błędne. Ok, zgodzę się że wynikają z wychowania ale naprawiając samochód nie muszę cofać się do procesu kiedy produkowano poszczególne części i rozbierać wszystkiego do zera żeby złożyć od nowa. Jeżeli osobowość jest bardzo zaburzona to czasem trzeba wszystko rozebrać ale do tego też nie potrzeba świadomości skąd się wzięło konkretne zachowanie i najczęściej wręcz nie ma możliwości żeby to naprawdę ustalić.

Ja nie slyszalam, zeby sama swiadomosc, ze mozemy sie przeksztalcic zadzialala. Przeciez nawet jak czlowiek stara sie zmienic, to czesto mu to nie wychodza rozne rzeczy. Co dopiero, jak pozostaje przy samej tylko swiadomosci, ze przeciez zmienic sie moze.

To nie tak latwe, zeby zblizyc sie do swojego wewnetrznego dziecka, a to jest niezbedne, zeby z nim wspolpracowac przy dokonywaniu zmian. Potrzebne jest jego zaufanie, a samo to nie jest tak latwa sprawa. Zdobywanie go to caly proces, do tego trzeba cierpliwosci. Cierpliwosci przy zmaganiu sie z gleboko zakorzenionymi lekami i przekonaniami. A do tego duzo milosci do siebie, i nie jest tak latwo ja w sobie rozwinac. Potrzeba zeby nasze intencje byly czyste, a nie, ze rozmawiamy z wewnetrznym dzieckiem tylko i wylacznie dlatego, ze chcemy zmienic w sobie jakies przekonanie, a nie interesujemy sie nim i jego dobrem. Z tymi intencjami roznie bywa, trzeba je badac i oczyszczac. Wewnetrzne dziecko nie pokazuje wszystkiego jak na dloni od razu, nie wyjasnia natychmiast, bo nie jest gotowe od razu do wszystkiego sie przyznac, z roznych powodow. Te rzeczy odslaniaja sie stopniowo. Sa rozne blokady, ktore to utrudniaja. Itd. Takze to caly proces, a nie powiedzenie sobie, ze moge sie przeksztalcic, wszystko moge, i koniec.

44 minuty temu, Gość mózg napisał:

Terapia służy temu żeby naprawić to co działa źle. Nigdzie nie jest powiedziane że terapia służy docieraniu do źródeł problemów, zwłaszcza że nie ma obiektywnych metod żeby je namierzyć.

Ja raczej bym sie sklaniala do tego, ze powinna ona szukac zrodel problemu, zwlaszcza, ze wtedy jest latwiej uwolnic sie od niego na zawsze.

Odnośnik do komentarza
7 minut temu, franca napisał:

Dlaczego powinno byc bardzo duzo takich badan? Niekoniecznie. A mowie o doswiadczeniu terapeutow ktorych sama znam badz znaja ich inni, Ci, ktorym oni pomogli.

 

Żeby stwierdzić regułę trzeba ją dokładnie przebadać. Dlatego musi być dużo takich badań. Metody tych terapeutów mogły zadziałać ale niekoniecznie z powodu grzebania w dzieciństwie. Jeżeli zadziałały właśnie dlatego to skąd to wiesz?

8 minut temu, franca napisał:

Nie widze co to ma wspolnego z samooszukiwaniem sie.

 

Skoro wspomnień nie ma bo mózg ich nie przechowuje a wprowadza się komuś przekonanie że musi do tego dotrzeć żeby rozwiązać problem to mózg może wygenerować fałszywe wspomnienia.

9 minut temu, franca napisał:

Dlaczego powinno byc bardzo duzo takich badan? Niekoniecznie. A mowie o doswiadczeniu terapeutow ktorych sama znam badz znaja ich inni, Ci, ktorym oni pomogli.

 

A czy musisz znać przyczyny wszystkiego co rozwiązujesz? Rzadko tak jest bo przyczyny są mniej istotne od mechanizmów które działają żeby rozwiązać problem. Nie ważne czy klucze zginęły bo zgubiła je babcia czy ciocia tylko wstawia się nowy zamek. Poznanie przyczyn nie musi niczego ułatwiać a sam proces szukania może utrudnić proces naprawy i zdania sobie sprawy z tego jak jest tu i teraz.

12 minut temu, franca napisał:

Dlaczego to naciagane? Dlaczego grzebanie w dziecinstwie mialo by wzmoc poczucie winy? ? Przeciez moj przyklad pokazal co innego, ze to daje uwolnienie sie od poczucia winy przez zrozumienie, ze to matka ponosi za dany problem odpowiedzialnosc

Nie mieści mi się w głowie jak zrzucenie odpowiedzialności na matkę uwalnia od poczucia winy. Dużo lepiej jest zrozumieć że wszystko kim teraz jesteśmy to nie nasza odpowiedzialność bo zawsze coś nas ukształtowało i nikt nie odpowiada za to kim jest. To zwalnia od poczucia winy od wszelkich problemów a nie tylko czegoś co spowodowała Twoja mama lub tak Ci się wydaje. Mój przykład dał mi zrozumienie że jestem jaki jestem i powinienem skupić się na tym co zmienić i co najbardziej tego wymaga.

15 minut temu, franca napisał:

Dlatego nie rozumiem, czemu masz jakiesobiekcje przed zrzucaniem poczucia winy na kogos innego, przeciez jak widac w moim przykladzie, to jest bardzo pomocne.

Mi by to nie pomogło. Uważam że jestem trochę dalej bo nie mam potrzeby zrzucania na nikogo odpowiedzialności i dlatego winy się wybacza bo "nie wiedzą co czynią".

16 minut temu, franca napisał:

I z tego podejscia, jak w moim przykladzie, z tego wytlumaczenia sobie calej tej sytuacji wynika zrozumienie, ze to poczucie winy to bledne myslenie w tym przypadku

A moje podejście w KAŻDYM przypadku więc raczej jest lepsze. Zwłaszcza te stare sprawy z dzieciństwa były tak błahe że w ogóle nie ma czego żałować i tylko świeże sprawy dają mi poczucie winy które kończy się rozwiązaniem konfliktu żebym w przyszłości nie popełnił tego samego błędu.

17 minut temu, franca napisał:

Nie wiem jednak czy zawsze tak jest, czy zawsze poczucie winy za to jakim sie jest to bledne myslenie. Nie sadze.

Zawsze bo ono do niczego nie prowadzi i dotyczy tego za co nie odpowiadamy. Co innego poczucie winy za konkretne rzczy które się zrobiło póki są to świeże sprawy.

18 minut temu, franca napisał:

Bo co w takim razie z egoizmem, z obojetnoscia na ludzi, z ktora nic sie nie robi, tylko pozwala sie jej rozwijac?

Nic się nie robi kiedy tkwi się w poczuciu winy. Nie mając go można coś z tym zrobić i w ogóle uświadomić sobie swoje wady w czym nie pomaga wysokie ego i za duże poczucie odpowiedzialności. Zrzucając winę na mamę być może wcale nie rozwiązałaś tych problemów tylko znalazłaś sposób żeby je stłumić ale nadal masz błędną kategorię winy.

20 minut temu, franca napisał:

w takich przypadkach poczucie winy moze byc pierwszym, bardzo pomocnym wskaznikiem, ze cos jest nie tak.

Nigdy tak nie jest. Poczucie winy towarzyszy pierwszemu etapowi a potem terapia czasem polega właśnie na tym żeby pacjent się od tego uwolnił i mógł swobodnie działać.

21 minut temu, franca napisał:

Ja nie slyszalam, zeby sama swiadomosc, ze mozemy sie przeksztalcic zadzialala. Przeciez nawet jak czlowiek stara sie zmienic, to czesto mu to nie wychodza rozne rzeczy. Co dopiero, jak pozostaje przy samej tylko swiadomosci, ze przeciez zmienic sie moze.

Nie mówiłem że sama świadomość zadziała. Najważniejsza jest szczerość przed samym sob, bezwarunkowa akceptacja siebie i dążenie do prawdy.

45 minut temu, franca napisał:

To nie tak latwe, zeby zblizyc sie do swojego wewnetrznego dziecka, a to jest niezbedne, zeby z nim wspolpracowac przy dokonywaniu zmian. Potrzebne jest jego zaufanie, a samo to nie jest tak latwa sprawa. Zdobywanie go to caly proces, do tego trzeba cierpliwosci. Cierpliwosci przy zmaganiu sie z gleboko zakorzenionymi lekami i przekonaniami. A do tego duzo milosci do siebie, i nie jest tak latwo ja w sobie rozwinac. Potrzeba zeby nasze intencje byly czyste, a nie, ze rozmawiamy z wewnetrznym dzieckiem tylko i wylacznie dlatego, ze chcemy zmienic w sobie jakies przekonanie, a nie interesujemy sie nim i jego dobrem. Z tymi intencjami roznie bywa, trzeba je badac i oczyszczac. Wewnetrzne dziecko nie pokazuje wszystkiego jak na dloni od razu, nie wyjasnia natychmiast, bo nie jest gotowe od razu do wszystkiego sie przyznac, z roznych powodow. Te rzeczy odslaniaja sie stopniowo. Sa rozne blokady, ktore to utrudniaja. Itd. Takze to caly proces, a nie powiedzenie sobie, ze moge sie przeksztalcic, wszystko moge, i koniec.

Zgadzam się z tym i uważam przy tym że drążenie odległej przeszłości nie jest potrzebne żeby dotrzeć do wewnętrznego dziecka.

47 minut temu, franca napisał:

Ja raczej bym sie sklaniala do tego, ze powinna ona szukac zrodel problemu, zwlaszcza, ze wtedy jest latwiej uwolnic sie od niego na zawsze.

To czy łatwiej to kwestia względna ale bez sensu szukać źródeł których z definicji już nie ma bo przekształciły się w coś innego. Najważniejszy jest kontakt ze sobą i świadomość w jakim kierunku chcemy się rozwijać.

Odnośnik do komentarza

Szczerze to nawet nie chce mi sie tego wszystkiego czytać.

Psa nie moge mieć, bo zdechnie jak o nim zapomnę, miałem węża i ptaszniki to zdechły poprostu nie myślałem o nich.

Dzieciństwo miałem dobre, jak miałem 10 lat to mój ojciec umarł, dobrze go wspominam, od 16 roku życie jestem/byłem niewiem jak to nazwać uzależniony od thc, byłem dosyć oporny do szkoły/nauki, 3 razy powtarzałem 1 klase szkoły średniej.

Nie pale już trawy 3 lata, nie pije ,nie pale papierosów, dieta, treningi, 2 firmy, własny dom, 24 lata. Mam życie  cud, tylko nie umiem mieć relacji, załatwianie rzeczy czy rozmowa z klientami to co innego, niż relacje z drugą osobą.

Ludzie też mnie wkurzają z drugiej strony, najbardziej drobnostkami, typu co jem, gdzie idę, co się stało, male głupie pytania mnie irytują.

Odnośnik do komentarza

Mózg mysle że możemy tak rozmawiać bez końca, i faktycznie jak ktoś tu zauważył tych cytowan nie będzie końca i wątpliwości 

mysle ze masz bledne pojęcie o nurtach analitycznych . W terapii nie specjalnie dużo kreujesz a  bardziej odkrywasz - To proces odkrywania, siebie, zasobów, potworów, demonów , potencjałów i wrażliwości , dajesz powolutku hamowanym napięciom ujście …i odbywa się to w relacji do kogos- terapeuty , . który  bedac na równi towarzyszy dając pierwowzór relacji - ale nie robi za Ciebie niczego.

Samą Autoterapią, nie sprawdzimy się i nie dojrzejemy do relacji...

nie chodzi też o wracanie intencjonalne myślami do dzieciństwa - to dokonuje się spontanicznie i  wcale tak bardzo nie dominuje w terapii jak się to niektórym wydaje.  

nie wypowiadam się akurat czy  ze jest niezbędne wracanie za każdym razem, (jestem zwolenniczka że przy zaburzeniach osobowości i chronicznych problemów z bliskości tak...)  faktem jest ze przyczyny większości zaburzen  sa tam ulokowane (rysy analne, oralne czy edypalne wiek 1-7  . I nie chodzi o żadne spektakularne wydarzenia nawet- matka Cie nieprawidłowo odzwierciadlała, ojciec, był biernoagresywny, nieprawidłowo cię "nagradzali" strofowali, nie dali obecności.   nikt nie musiał Cie bic, wystarczy że ludzi ektórzy Cię wychowywali z bliskoscia mieli problem i niemo sabotowali Ci rozwój.

I ty jeśli tego( tej bliskości)  nie doswiadczyłes, to nawet nie wiesz czego Ci brakuje. Jest dziura i potrzeba specjalnych warunków by ja odrobić, . Za najbardziej gruntowne metody uchodza analityczne, sa bardziej zniuansowane od psychodymacznej , 

...oczywiscie nie tylko dziecistwo wchodzi w gre bo może wydarzyć się długotwała trauma - która jak wojna zniszczy solidny budynek..

nie mam potrzeby udowodnienia Ci czegokolwiek i taka  rozmowa na logicze argumenty (niekończąca się) - sama w sobie -  nie stanowi dla mnie satysfakcji … i nie  wiele da tez jak sądze , bo ostatecznie chodzi o zdobycie jakiegoś osobistego doświadczenia, a tu na forum nie jest możliwe dac komus takie doświadczenie.

...

jeśli to dla Ciebie to nie przekonujące co pisze to chyba już  trudno. byłoby to dla  dla mnie zbytnim poswieceniem uwagi gdybym kazde  swoje zdanie miała teraz uzasadniać, i szukac dowodów 

- mysle ze jeśli cos komus dajemy na talerzu - to sa granice tego jak bardzo osoba może nas dopytac a co takie tam jest , sa granice wikłania się w dociekliwość, bo ostatecznie trzeba spróbować doświadczyć, zjeść albo nie.  Mysle że można przyjąć że ktoś moze powiedzieć. nie dziękuję.  Te niekończące sie rozmowy sa od pewnego momentu stratą czasu...

Ty może czerpiesz z tego przyjemność , natomiast  dla mnie to meczące ? - a szczególeni dla mnie jako  prawopołkulowej istoty.

 

 

Odnośnik do komentarza
13 minut temu, Gość Max napisał:

 

Psa nie moge mieć, bo zdechnie jak o nim zapomnę, miałem węża i ptaszniki to zdechły poprostu nie myślałem o nich.

 

wiesz jest takie powiedzenie że jak chcesz mieć rodzine, to najpierw kup psa i sprawdz czy o niego zadbasz... Twoje zwierzęta padły. może zacznij od kwiata i go podlewaj...sprawdz czy Ci nie uschne.  S

orry , ale relacje to wysiłek, więc jak nie "nie chce Ci się"  i nie jesteś na ten wysiłek gotowy to po prostu relacje nie sa dla Ciebie.te zwierzęta nie zdechły - tylko je zabiłeś zaniedbaniem.

 

 

Odnośnik do komentarza
25 minut temu, Gość Agu napisał:

Te niekończące sie rozmowy sa od pewnego momentu stratą czasu...

Też, ale też każdy z was musi mieć ostatnie zdanie?

Do tego nie skupiacie się na autorze wątku, tylko na sobie?

36 minut temu, Gość Max napisał:

Szczerze to nawet nie chce mi sie tego wszystkiego czytać.

Chyba tylko samym dyskutantom. 

37 minut temu, Gość Max napisał:

 jak miałem 10 lat to mój ojciec umarł, dobrze go wspominam, od 16 roku życie jestem/byłem niewiem jak to nazwać uzależniony od thc,

Jedno i drugie mogło jak najbardziej mieć wpływ na Twój problem. 

Tylko forum nijak nie jest w stanie Ci pomóc, porozmawiaj z pychoterapeutą, żeby zrozumieć siebie. 

 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...