Skocz do zawartości
Forum

Brak marzeń i poryty mózg


Gość Kornel

Rekomendowane odpowiedzi

Jeżeli nie lubisz wyzwań, to nie czytaj dalej. Tylko stracisz czas. Moich problemów nie da się rozwiązać.

Nasz nastrój zależy od substancji zwanych neuroprzekaźnikami. Osoby mające wysoki poziom noradrenaliny są inteligentniejsze i pojmują ryzyko, ale bardzo wysoki poziom tej substancji skutkuje paranoją i natręctwami. Wysoki poziom serotoniny oznacza luz, spokój i empatię, a wysoki poziom dopaminy kreatywność, entuzjazm, chęć tworzenia i doświadczania.

Produkcja neuroprzekaźników zaczyna się w układzie pokarmowym. Pozyskujemy z pożywienia prekursory docelowych substancji, które organizm zamienia w neuroprzekaźnik np dla serotoniny jest to tryptofan będący składnikiem np bananów, a dla dopaminy L-dopa znajdująca się np w mięsie. W wielu przypadkach zamiast leczyć się u psychiatry i marnować najlepsze lata życia na terapie, wystarczy po prostu zmienić dietę. Jeżeli odżywiam się zdrowo, a nie ma poprawy, to może to po prostu wada organizmu np jelita nie wchłaniają odpowiednio składników z pokarmu. Kiedy z tym także jest w porządku, należy sprawdzić mózg pod kątem organicznym. Może jest problem z receptorami lub jakąś częścią mózgu. Dopiero wtedy możemy stwierdzić, że pacjenta trzeba leczyć psychiatrycznie. Być może np serotonina jest produkowana prawidłowo, ale nie jest w pełni uwalniana do receptorów lub zjadają ją jakieś enzymy służące do rozkładu amin endogennych np MAO i to co się wyprodukuje jest od razu neutralizowane przez nie. Następny etap to nasze przekonania o świecie. Mając wrażenie, że żyjemy w dobrym świecie i jesteśmy fajni oraz moralni, organizm wytwarza endorfiny związane z przyjemnością. Najgorsze jest samo uświadomienie sobie, że świat jest zły, nasze wybory wcale nie były takie dobre, a ludzie są beznadziejni i praktycznie nie istnieje żaden cel ani sens życia. Ta świadomość potrafi obniżyć nastrój na całe lata lub może na całe życie, kiedy już się pojawi. Prawda i rezultaty działań naszych oraz innych ludzi są czymś czego nie możemy kontrolować, choć wyraźnie wpływają na nasze nastroje i sterują nimi. Mogą nawet zrujnować komuś życie. Nieodwracalnie, na zawsze.

Wśród części naukowców jest takie przekonanie, że skoro czyjś fizyczny mózg wygląda tak, a nie inaczej i z tego powodu działa właśnie tak, a nie jak mózg innej osoby, to nasze zachowania są zdeterminowane tymi czynnikami. Druga część naukowców uważa, że mózg kształtuje się według świadomości czyli np jeśli w ogóle nie skupiasz się na liczeniu czegokolwiek, to nie będziesz umiał liczyć, a Twój mózg nie rozwinie się tak jak powinien. Częste używanie różnych części mózgu rozwinie je i dzięki temu będziemy mogli zaobserwować korelację między fizycznym wyglądem mózgu z zachowaniami wiążącymi się z ich użyciem. Teoretycznie działa to w dwie strony czyli wszyscy mamy "wolną wolę", ale ona nie jest wolna tu i teraz, bo ogranicza ją fizyczny stan mózgu.

Ludzie zwykle dzielą się na tych, którzy wiedzą czego nie chcą i eliminacja tych czynników jest dla nich prostą drogą do szczęścia oraz tych, którzy wiedzą czego chcą i dążą do tego z determinacją. Ja akurat nie należę do żadnej z tych grup bo zupełnie nie mam pomysłu na cel wiążący się z moimi uczuciami ani nie mam obiektywnych przeszkód blokujących mi drogę do szczęścia. Gdyby Chrystus przyszedł ponownie na Ziemię i obiecał, że spełni główne życzenia każdej osoby, to nawet nie wiedziałbym o co bym go poprosił bo nie mam marzeń. Kiedyś miałem, ale były infantylne i z nich wyrosłem, a realizacja tego o czym wtedy marzyłem zwykle była rozczarowująca i cel był bardziej kuszący póki był nieosiągnięty, trudny i poprzeczka była wysoko zawieszona. Nie znam sposobu na terapię w takim przypadku jak mój, a przyczyny tego stanu są w mózgu. Dawniej bywałem szczęśliwy. Terapeuta zadał mi ćwiczenie żebym zamknął oczy, rozluźnił się i przypomniał sobie zdarzenie i jego okoliczności kiedy ostatnio czułem się szczęśliwy. Długo nic nie przychodziło mi do głowy. To znaczy przychodziło, ale to raczej krótkie chwile kiedy byłem pod wpływem substancji psychoaktywnych, seks, uniesienia miłosne, ryzykowne działania, duma ze sposobu myślenia oraz relaks po wysiłku, a wcześniej w młodzieńczych latach radość z wygrywania (grałem w hokeja i kibicowałem piłkarzom), głupich żartów, z których wyrosłem i innych kompletnych głupot, które uszczęśliwiają dzieci. Z większości z tych rzeczy powyrastałem i pewne bardzo ważne dla mnie odczucia stały się niedostępne, a brak możliwości doświadczania ich poskutkował depresją. Euforia kiedy drużyna, której kibicujesz wygrywa z odwiecznym rywalem jest jednym z najprzyjemniejszych odczuć, ale teraz zwycięstwa już mnie nie cieszą, a kibicowanie jest infantylne. Jak inaczej mógłbym osiągnąć ten stan? Nie wiem, ale potrafię pogodzić się z tym brakiem jeżeli będę doświadczał innych wartościowych rzeczy, ale one wykruszyły się w podobny sposób. Najgorsze jest to, że powygasały uczucia związane z miłością. Zakończyłem jedyny związek bo przestałem czuć miłość do partnerki jako coś pozytywnego. Wiedziałem, że ją kocham bo jej problemy przeżywałem bardziej niż własne i martwiłem się o nią bardziej niż o siebie, ale to mnie nie uszczęśliwia. Czuję piętno związane z tym, że to co wartościowe zbyt wiele kosztuje i to tyle, że nie opłaca się sięgać po te wartości, a na większość przyjemności trzeba uważać bo są dokładnie tym samym co zniewolenie. Właściwie między nimi a zniewoleniem jest jakaś płynna granica, której nikt nigdy dokładnie nie określił i zależy od indywidualnych predyspozycji.

Jeżeli o nie chodzi, to niedawno kolega powiedział, że zazdrości mi tego, że próbowałem większości substancji psychoaktywnych oprócz leków i opioidów, a od niczego nie jestem uzależniony. Wywiązała się z tego ciekawa i długa dyskusja, w której tłumaczyłem mu, że na tym polega mój problem. Nawet kokaina mi się znudziła, ale to nie jest taka nuda, że doświadczam tego samego co zwykle aż uznam, że mi się przejadło. To jest nuda z niedosytem i przy każdej substancji pierwsze próby były super, kolejne jeszcze lepsze, ale już po 10 razie wszystko działało zdecydowanie słabiej i zupełnie inaczej. Nie chodzi o jakość towaru bo współtowarzysze bawili się bardzo dobrze, a niektórym nałogi zniszczyły dobrze zapowiadające się życia. Podejmuję rozmaite aktywności żeby znaleźć coś dla siebie, ale to właśnie charakteryzuje błąd, który blokuje mi uczucia. Wszystko jest fajnie tylko na początku, a potem zamienia się w żmudną i nudną harówkę, która staje się przykrym i niechcianym obowiązkiem. Z dziewczynami mam podobnie. Na początku jest super, a potem namiętność zanika. Druga osoba staje się coraz bardziej obca i próbuje narzucić mi swoje sztywne schematy, podczas gdy mnie charakteryzuje ciągła zmiana. To dlatego, że ciągle się rozwijam i poszerzam świadomość. Koledzy też mnie zwykle nudzą kiedy są już zaufanymi starymi kumplami. Wolę poznawać ludzi i rozmawiać z tymi, którzy powiedzą coś czego nie przewidziałem niż słuchać po raz setny opowieści, która była fajna do dwudziestego razu. Łatwo nawiązuję kontakty i równie łatwo je kończę. Najbliżej byłem z osobami, które też mają ciągłą depresję i też bez wyraźnego realnego zewnętrznego powodu. Potrafię pomagać innym ludziom, a otoczenie ceni sobie moje rady i analizy, ale kiedy to robię, to po prostu wpisuję ich problemy w miejsce "x" po jednej stronie równania i druga sama mi się odsłania bo jest logiczną konsekwencją tego co ktoś uważa za ważne i nazywa celem. Nie analizuję wtedy zasadności ich pragnień, bo chcę im pomóc. Ze mną tak nie ma bo po jednej stronie równania mam "x", a po drugiej "y" i nie wiem co wstawić w miejsce celu lub pragnienia. W świecie zewnętrznym odnajduję się ponadprzeciętnie bo wiem czego nie chcę i umiem to eliminować, ale zupełnie nie wiem czego chcę i nie wynika to ze słabej osobowości, bo mam bardzo silną.

Głównym defektem wywołującym u mnie depresję jest brak możliwości doświadczania pozytywnych odczuć związanych z konfiguracjami neuroprzekaźników w przeszłości. Najszczęśliwszy byłem w dzieciństwie kiedy nie zdawałem sobie sprawy z beznadziei tego świata. Praktycznie cały czas czułem się tak jak obecnie nic nie jest w stanie mi dać i nawet nie ma takich narkotyków ani ich mieszanek. W dorosłym życiu tylko stan zakochania uruchamia podobną konfigurację endorfin. Teraz on też nie jest dla mnie dostępny bo miłość i związek nie są tym czym myślałem, że powinny być, kiedy niewiele o tym wiedziałem, ale głęboko to czułem kiedy tylko o tym pomyślałem. Praktycznie nic nie ma tej wartości, którą wydawało się mieć w momencie kiedy to było marzeniem. Dlatego marzenia uważam za głupotę, ale bez nich i bez tych pozytywnych endorfin życie jest żmudnym koszmarem, w którym tak naprawdę nic nie jest moje. Czuję się na świecie jak weganin w restauracji, która podaje tylko mięso przyrządzone na różne sposoby. Myślę też, że z każdą chwilą tracę jakąś cząstkę siebie przez to, że taplam się w tym ziemskim bagnie, które chlapie na wszystkie strony.

Odnośnik do komentarza

TLDR - nie da się mi pomóc, gdyż jestem biologicznie niezdolny do "normalności", ale czym jest normalność w moim przypadku kiedy tak naprawdę jestem zabójczo inteligentny i nonkonformistyczny. Zdarzało się, że ćpię ale mam tak silną wolę, że nie jestem uzależniony, a to dlatego m.in., że mam wysoką samoświadomość. Posiadłem także nadludzką wręcz moc analityczną mózgu - np. przewiduję przebieg każdej rozmowy. Jestem duszą towarzystwa, ale ludzie mnie nudzą - baby zaliczam, kolegów zlewam. Wszyscy mi zazdroszczą, że jestem mną, a tak wogóle świat jest do doopy. Marzenia też. Satysfakcji nie odczuwam. 

Klasyczny bełkot osoby chorej na depresję i ewentualne zaburzenia osobowości. Można na to zaradzić, ale najpierw trzeba dostrzec swoje błędy i nielogiczności oraz wykazać chęć wprowadzenia zmian. Sprawa do konsultacji z psychiatrą i psychologiem. 

Besos

Edytowane przez PannaNerwica
Odnośnik do komentarza

Przeinaczyłaś moje słowa wypaczając sens wypowiedzi. Tak naprawdę chciałaś mi pocisnąć, a nie pomóc.

14 godzin temu, PannaNerwica napisał:

TLDR

To w końcu przeczytałaś czy nie? Musiałaś zrobić to bardzo pobieżnie.

14 godzin temu, PannaNerwica napisał:

nie da się mi pomóc, gdyż jestem biologicznie niezdolny do "normalności", ale czym jest normalność w moim przypadku kiedy tak naprawdę jestem zabójczo inteligentny i nonkonformistyczny

Nie uważam, że nie da się mi pomóc. Wtedy bym tego nie napisał. Napisałem, że nie da się rozwiązać moich problemów, ale liczę na feedback z zewnątrz bo szukam świeżego spojrzenia na sytuację. Prawdziwe rozwiązanie nie musi dotyczyć naprawy zaburzeń. Sądzę, że w moim przypadku chodzi o jakiś problem z działaniem neuroprzekaźników i receptorów i dlatego nawet twarde dragi bardzo szybko mnie znudziły. Terapeuci odsyłają mnie do psychiatrów bo po sesji zapoznawczej twierdzą, że nie jestem zaburzony i nie ma nad czym pracować, ale moje objawy wyglądają na organiczne. Zdiagnozowano u mnie depresję endogenną, która jest niezależna od tego co myślę. Nie chcę brać leków zapisanych przez psychiatrów skoro kilkaset razy mocniejsze dragi nie dają mi przyjemności, którą odczuwają inni ludzie. Nie jestem ciągle smutny i nie czuję się bardzo źle. Bardziej brakuje mi pozytywów i zawsze mam poczucie, że czas strasznie się dłuży. Inteligencja i nonkonformizm mogą być tylko pozytywnymi skutkami ubocznymi. Każdy powinien mieć cechy, z których jest dumny.

15 godzin temu, PannaNerwica napisał:

Zdarzało się, że ćpię ale mam tak silną wolę, że nie jestem uzależniony, a to dlatego m.in., że mam wysoką samoświadomość.

Nie mam silnej woli, tylko słabość emocji i niezbyt silne popędy. Gdybym czerpał z tego większą przyjemność, pewnie bym się nie opanował. Nie uzależniłem się bo to nie było to. Pierwszy raz z kokainą był wspaniały, znakomity i zadziałał jak lekarstwo. Drugi raz był jeszcze lepszy, ale trzeci był tylko "ok". Każda kolejna próba była rozczarowaniem i bardzo szybko straciłem dostęp do odczuć, które uzależniają. Wysoka samoświadomość polega na tym, że jestem ze sobą w stu procentach szczery. Mam wrażenie, że szczęśliwi ludzie są tacy bo oszukują samych siebie i potrafią przymknąć oko na niedogodności. Napisałem o tym ponieważ większość problemów psychicznych wynika z nieświadomości na swój temat lub sprecyzowanych traum i deficytów.

15 godzin temu, PannaNerwica napisał:

Posiadłem także nadludzką wręcz moc analityczną mózgu - np. przewiduję przebieg każdej rozmowy.

Nie napisałem tego. Mam dużą, ale zwykłą, ludzką zdolność do analizy. Pracuję z ludźmi, którzy są ode mnie jeszcze lepsi, ale 99% społeczeństwa nigdy nie osiągnie takiego poziomu. Nie przewiduję przebiegu każdej rozmowy, ale po pierwszej fazie znajomości znam drugą osobę na tyle, że rozmowy są powtarzalne i wydaje się, że wyczerpaliśmy wszystkie tematy. Z niektórymi mam tak od razu bo z ludźmi na moim poziomie zwykle zgadzam się w większości tematów i to stawia mi barierę uniemożliwiającą bliskość. Z ludźmi, którzy niewiele rozumieją dzieli mnie bariera niezrozumienia. Ja ich rozumiem bo są prostsi i łatwo się ich nauczyć, ale to nie działa w dwie strony.

15 godzin temu, PannaNerwica napisał:

Jestem duszą towarzystwa, ale ludzie mnie nudzą - baby zaliczam, kolegów zlewam.

Przyjaciele zawsze mogą na mnie liczyć, ale wolę rzadkie spotkania bo szybko nudzimy się sobą, jakbyśmy wyczerpali wszystkie możliwe tematy i wiedzieli o sobie wszystko. Nie zaliczam dziewczyn. Miałem tylko jeden taki epizod bo kuzyn postawił mi dziwkę na 18 urodziny. Byłem w jednym poważnym związku, ale stał się dal mnie obciążeniem, a pozostałe relacje kończyły się szybciej bo nuda przychodziła na wcześniejszym etapie. Z jedną dziewczyną byłem 3 lata, a 3 pozostałe związki trwały nie dłużej niż pół roku i główną przyczyną był brak zaangażowania z mojej strony.

Moją prawdziwą pasją była gra w hokeja, ale nasza liga jest bardzo słaba. Wygrałem olimpiadę i dostałem stypendium na świetnym kierunku i wtedy musiałem zadecydować czy chcę być intelektualistą czy sportowcem. Wolałem hokej, ale wybrałem zgodnie z rozumem i nawet trener w klubie mówił, że nawet nie ma się nad czym zastanawiać bo będąc gwiazdą polskiej ligi zarabiałbym mniej niż słaby piłkarz, a za granicą mają dużo lepsze szkolenie, więc byłbym tam najwyżej przeciętny. Zaraz kończyłbym karierę i nie miałbym perspektyw na dobrą przyszłość, więc powinienem być zadowolony z wyboru, ale codziennie mam wyrzuty sumienia, że wybrałem rozumem zamiast sercem i to przez to moje życie jest szare i nudne. Nie zamartwiam się. To przelotne emocje, których nie staram się kontrolować. Przeżywam je i daję im wygasnąć, ale i tak zawsze wracają jak bumerang.

16 godzin temu, PannaNerwica napisał:

Wszyscy mi zazdroszczą, że jestem mną, a tak wogóle świat jest do doopy. Marzenia też. Satysfakcji nie odczuwam. 

Napisałem tylko o koledze, który zazdrości mi, że nie jestem podatny na nałogi. Ja mu zazdroszczę tego, że potrafi się bawić i ma emocjonalne motywacje, które nie wynikają z rozumu. Świat nie jest fajny, to fakt. Marzenia są super, ale nie potrafię ich mieć i na tym polega mój problem. Satysfakcję odczuwam codziennie, ale to przelotna emocja związana z pracą i pomaganiem innych, ale to nie przekłada się na satysfakcję z życia i nie jest przyjemnością, tylko informacją zwrotną.

16 godzin temu, PannaNerwica napisał:

Klasyczny bełkot osoby chorej na depresję i ewentualne zaburzenia osobowości. Można na to zaradzić, ale najpierw trzeba dostrzec swoje błędy i nielogiczności oraz wykazać chęć wprowadzenia zmian. Sprawa do konsultacji z psychiatrą i psychologiem. 

Podeszłaś do mnie zbyt rutynowo. Nie mam zaburzeń osobowości, a depresja wcale nie oznacza bełkotania. Głęboka depresja zniekształca obraz rzeczywistości podobnie do szczęścia, tylko w przeciwnym kierunku. Statystycznie najwięcej racjonalistów to osoby z depresją. Badacze nie wiedzą tylko czy to skutek logicznego myślenia, czy predyspozycja do dokładniejszych obserwacji.

Odnośnik do komentarza
34 minuty temu, Gość Kornel napisał:

Podeszłaś do mnie zbyt rutynowo.

Tia, interpretuj sobie to jak chcesz. Tak się składa, że miałam do czynienia z wieloma osobami chorymi na depresję i schematy ich myśli i wypowiedzi są do siebie niemożebnie zbliżone. Nie jesteś więc tak wyjątkowy, jak Ci się wydaje.

33 minuty temu, Gość Kornel napisał:

To w końcu przeczytałaś czy nie? Musiałaś zrobić to bardzo pobieżnie.

Czego w końcu nie przeczytałam? Bo tak się składa, że przeczytałam już drugi Twój elaborat w całości.

A co do spraw z drugiego elaboratu: jak miałam niby przeczytać to, czego nie było w pierwszym sążnistym wpisie, a pojawiło się dopiero w drugim? Nie czytam w myślach poprzez fale 5G.

46 minut temu, Gość Kornel napisał:

Przeinaczyłaś moje słowa wypaczając sens wypowiedzi.

Aha. Yhy. Sadzisz quasi-naukowe teksty o biologiczno-egzystencjonalnym podłożu swojej "nieuleczalnej" depresji zamiast wziąć się za siebie, czyli za leczenie. To sobie spójrz, kto tutaj przeinacza:

Elaborat nr 2:

43 minuty temu, Gość Kornel napisał:

Nie uważam, że nie da się mi pomóc.

Elaborat nr 1:

17 godzin temu, Gość Kornel napisał:

Moich problemów nie da się rozwiązać.

No to jak? Da się, czy się nie da?

Bo to się wzajemnie wyklucza. I tak, to jest bełkotanie. Jak ktoś z forum ma Ci pomóc "świeżym spojrzeniem" skoro sam już doskonale wiesz, co Ci dolega? Tutaj prawdziwym problemem jest brak podjęcia leczenia farmakologicznego i psychoterapii. Nic więcej do dumania.

No i jak niby jesteś zdiagnozowany skoro piszesz, że:

Godzinę temu, Gość Kornel napisał:

Terapeuci odsyłają mnie do psychiatrów bo po sesji zapoznawczej twierdzą, że nie jestem zaburzony i nie ma nad czym pracować,

Terapeuta nie musi być psychologiem. A do postawienia diagnozy potrzebna jest cała seria spotkań z osobą uprawnioną do wykonywania testów diagnostycznych, czyli z psychologiem albo psychoterapeutą. Potrzeba kilku sesji aby przeprowadzić testy diagnostyczne oraz kilku wizyt u psychiatry, który podsumowuje wyniki badań zebranych przez psychologa i stawia ostatecznie diagnozę. Po jednej sesji u kilku różnych osób, to sorry, ale nie wiesz o sobie zupełnie nic. 

Godzinę temu, Gość Kornel napisał:

moje objawy wyglądają na organiczne.

53 minuty temu, Gość Kornel napisał:

Nie chcę brać leków zapisanych przez psychiatrów skoro kilkaset razy mocniejsze dragi nie dają mi przyjemności, którą odczuwają inni ludzie.

Ta, świetne porównanie - kokaina i leki psychiatryczne. Gratulacje.

Psycholog, która na co dzień pracuje z takimi ludźmi mówiła mi na zajęciach z psychologii o tym, że schemat wygląda tak - najpierw zrobić sobie siano z mózgu dragami, a później opowiadać o zaburzonych neuroprzekaźnikach i swojej "wysokiej świadomości, która wywołuje weltschmerz". 

No i objawy organiczne - w jaki sposób na forum internetowym chcesz rozwiązać kwestię niedoborów serotoniny? Niedobory serotoniny trzeba załatwiać sztucznie podczas leczenia farmakologicznego np. podając fluoksetynę i naturalnie np. poprzez aktywność fizyczną i higieniczny tryb życia.

18 godzin temu, Gość Kornel napisał:

Najgorsze jest samo uświadomienie sobie, że świat jest zły, nasze wybory wcale nie były takie dobre, a ludzie są beznadziejni i praktycznie nie istnieje żaden cel ani sens życia.

No i znowu bełkot. My sami stwarzamy świat wokół nas i widzimy go takim, jakim chcemy go widzieć. Na świecie są różni ludzie, jedni są dobrzy, drudzy źli, ale nie ma tylko ludzi dobrych i tylko złych. Postrzeganie świata w tak niesprawiedliwy w ocenie sposób jest typowe dla depresji. Tu nie ma żadnej głębi, rozbudzonej świadomości i niesłychanie natchnionej filozofii - to zwykłe wypatrzenie obrazu świata spowodowane chorobą i tyle.

Godzinę temu, Gość Kornel napisał:

Tak naprawdę chciałaś mi pocisnąć, a nie pomóc.

Nie, nie musiałam Ci pociskać. Idealizowanie siebie przez pryzmat swojej choroby jest zwyczajnie śmieszne - jakieś dumania nad tym, że ludzie z zaburzoną biochemią mózgu są bardziej inteligentni, zdolni itp. i przez to kreowanie swojego chorego "ja" na wybitną jednostkę. No i wracamy też do pytania - jak pomóc skoro podobno nie da się pomóc? 

Nie będę tego już dalej analizować, bo nie jest to żadne wyzwanie tylko zwyczajna strata czasu na przekamarzanie się z Tobą o słówka.

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Niestety Ptaszyno, ale z wiekiem zachodzi chvjnia wszechpotężna w mózgu i dochodzi do spadku liczby receptorów, dających fajne doznania. 

Moje dzieciństwo i wiek do 25 roku życia to była permanentna euforia i stan, którego wszyscy mi zazdrościli. Wszystko było tajemnicze, mistyczne, interesujące, czułem się jakbym cały czas jechał na połączeniu mefedronowej fazy z jakimiś grzybkami. Dopaminka, serotoninka, annandamid i testosteronik bulgotały tak głośno w moim mózgu i jajcach, że można było to usłyszeć na kilometr. 

Niestety wielkość i permanentna euforia ustąpiła w wieku 25 lat głębokiej choojni, która do obecnej chwili mi towarzyszy, a mam proszę ja ciebie 29. 

Najgorsze jest poczucie, że to nigdy nie wróci i wspomnienie tych stanów, w których czułem się niezniszczalny. 

Stan obecny jest przeciwieństwem tego co czułem przez ostatnie 25 lat. 

Obawiam się, że moje receptory dopaminowe i serotoninowe oraz opioidowe wzięły se i zdechły. Czuję się wychooyany przez życie i Boga, żądam zwrotu tego stanu. 

Przecież to nielogiczne, że z czasem ma być gorzej. Każdy normalny człowiek marzy o tym, żeby było lepiej. 

Dlatego cię rozumiem. Moim celem jest odzyskanie tego co straciłem, ale od spodu puka przykra świadomość, która chodzi za mną jak cień, że po prostu mój mózg zaczął się starzeć i już nigdy nie będzie w stanie wygenerować takiego odbioru rzeczywistości. Jest to niezmiernie wkurzające i stąd moja obraza na świat. Dlatego jesteś autorze tematu w tej samej czarnej doopie. 

Z drugiej strony jak to jest, że Polaczków nawet po czterdziestce chemiczne parowy z biedry, Harnaś i TVP1 przyprawiają a taką euforię i koktajl endogennych chemikaliów, że nie powstydziłoby się tego dziecko, które pierwszy raz trafiło do Disneylandu. 

 

Odnośnik do komentarza
55 minut temu, PannaNerwica napisał:

Tia, interpretuj sobie to jak chcesz. Tak się składa, że miałam do czynienia z wieloma osobami chorymi na depresję i schematy ich myśli i wypowiedzi są do siebie niemożebnie zbliżone. Nie jesteś więc tak wyjątkowy, jak Ci się wydaje.

 

Po tym jak je zinterpretowałaś może stały się łudząco podobne, ale to już kwestia interpretacji. Wydaje Ci się, że pielęgnuję przekonanie o swojej wyjątkowości, bo zamiast skupić się na odpowiedzi skierowanej do mnie, kierujesz ją do Twojej umysłowej reprezentacji wszystkich ludzi z depresją, których poznałaś. Zmieniłaś sens moich słów żeby pasowały do tego co już wiesz. Tak jest łatwiej niż zmienić swoje dotychczasowe przekonania.

Godzinę temu, PannaNerwica napisał:

Czego w końcu nie przeczytałam? Bo tak się składa, że przeczytałam już drugi Twój elaborat w całości.

 

Odpowiadając na pierwszy napisałaś "TLDR" czyli "za długie, nie czytam" i przypisałaś mi myślenie, które nie ma nic wspólnego z tym co opisałem. Wygląda na to, że tak postrzegasz osoby cierpiące na depresję, bez względu na to co mówią. Chyba właśnie dlatego napisałaś, że nie jestem wyjątkowy jak mi się wydaje i tym sposobem zracjonalizowałaś przypisanie mi typowych (dla Ciebie) cech osób z depresją.

Godzinę temu, PannaNerwica napisał:

No to jak? Da się, czy się nie da?

 

Gdybyś faktycznie przeczytała całość, znałabyś odpowiedź na to pytanie. Teoretycznie może istnieć wyjście z mojej sytuacji, ale nie będzie polegać na rozwiązywaniu problemów, bo nie cierpię z ich powodu. Niedobór pozytywnych emocji nie jest problemem do rozwiązania, tylko deficytem do wypełnienia. Na siłę szukasz sprzeczności w moich słowach żebym pasował Ci do tego co myślisz o depresji.

Nie będę odpowiadał na wszystkie bzdury, które napisałaś, bo moją intencją nie jest wejście w dyskusję, do której próbujesz mnie sprowokować. Doskonale znam ten typ i staram się go unikać. Twoją intencją wcale nie jest pomoc, tylko dowartościowanie się i udowodnienie sobie, że wiesz lepiej. Dziękuję za okazane zainteresowanie i życzę Ci wszystkiego dobrego.

Godzinę temu, Gość BógJestZły napisał:

Niestety Ptaszyno, ale z wiekiem zachodzi chvjnia wszechpotężna w mózgu i dochodzi do spadku liczby receptorów, dających fajne doznania. 

Wygląda na to, że nasze przypadki łączą wspólne elementy, ale nie każdy tak ma. Mnie to nie przekonuje bo znam ludzi, którzy z wiekiem wyszli z problemów i osiągnęli szczęście. To co oni uważają za szczęście dla mnie nie byłoby niczym szczególnym i nie widzę się w ich rolach. A może to bezwarunkowe szczęście w młodszych latach zdegenerowało mózg i popaliło receptory tak jak dragi? To jest teoria, której się boję, bo głęboko w nią wierzę. Opisałem swoją przygodę z koką, ale nie napisałem, że ten stan nie był mi obcy i przywołał odczucia, których kiedyś doświadczałem samoistnie. To wszystko jest w nas, tylko mózg wydaje komendę żeby uwolnić zblokowane endorfiny. Skoro bardzo silne substancje nie są w stanie tego zrobić, to tym bardziej nie zrobią tego leki, które działają dużo słabiej i są rozłożone w czasie.

Godzinę temu, Gość BógJestZły napisał:

Najgorsze jest poczucie, że to nigdy nie wróci i wspomnienie tych stanów, w których czułem się niezniszczalny. 

 

Miałem tak w Twoim wieku. Teraz mam ciut więcej, ale już zapomniałem jak to było. Od roku nie jem mięsa, a ciut dłużej jestem czysty od wszelkich substancji psychoaktywnych. Czuję lekką poprawę, ale jest tak subtelna, że nie mogę powiedzieć, że jest lepiej.

Godzinę temu, Gość BógJestZły napisał:

Obawiam się, że moje receptory dopaminowe i serotoninowe oraz opioidowe wzięły se i zdechły. Czuję się wychooyany przez życie i Boga, żądam zwrotu tego stanu. 

 

Jakiego Boga?

Receptory nie zdechły ot tak. Może uodporniły się na neuroprzekaźniki, a może to kwestia dojrzałości i szczęście jest niedojrzałością.

Godzinę temu, Gość BógJestZły napisał:

Dlatego cię rozumiem. Moim celem jest odzyskanie tego co straciłem, ale od spodu puka przykra świadomość, która chodzi za mną jak cień, że po prostu mój mózg zaczął się starzeć i już nigdy nie będzie w stanie wygenerować takiego odbioru rzeczywistości. Jest to niezmiernie wkurzające i stąd moja obraza na świat. Dlatego jesteś autorze tematu w tej samej czarnej doopie. 

 

Mimo wszystko wierzę, że można to zmienić, tylko trzeba odkryć lepszy sposób. Świadomość, że już nie będzie tak dobrze, to skutek powiązania poczucia szczęścia z myślami, które mu towarzyszyły. Nie da się utrzymać tego myślenia na dłużej, ale może jest możliwość żeby neuroprzekaźniki wydzielały się tak jak wtedy. Do tego dążę, ale nie wiem gdzie tego szukać.

Godzinę temu, Gość BógJestZły napisał:

Z drugiej strony jak to jest, że Polaczków nawet po czterdziestce chemiczne parowy z biedry, Harnaś i TVP1 przyprawiają a taką euforię i koktajl endogennych chemikaliów, że nie powstydziłoby się tego dziecko, które pierwszy raz trafiło do Disneylandu. 

 

:classic_laugh:

Większość jest głupia więc brak wyższych potrzeb działa chyba jak amortyzator, który pozwala im się cieszyć z byle czego. Łatwiej wmówić sobie, że jest dobrze niż zbudować realny dobrobyt. Wiele wybitnych postaci twierdziło, że szczęście ogłupia, a nauka zdaje się to potwierdzać, ale nie wprost. Wysokie IQ jest bardzo skorelowane z depresją (ale nie skrajną), ale depresja nie koreluje z wysokim IQ bo najczęściej wynika z błędnych przekonań. Stan szczęścia jest utrzymywany przez mechanizmy obronne, których zadaniem jest trzymanie niewygodnej prawdy poza świadomością i to tłumaczy dlaczego tak mały procent ludzi zdaje sobie sprawę z podstawowych faktów o świecie, w którym żyją. Prawda jest dla nich tak odległa, a jej przyswojenie byłoby tak bolesne, że ich żywot polega na ucieczce od świadomości. My mamy trudniejsze zadanie bo szukamy sposobu na połączenie świadomości ze szczęściem i nie tak łatwo nas oszukać, skoro nie potrafimy oszukiwać nawet samych siebie.

Odnośnik do komentarza

Kornel czy ty nie jesteś odcięty od swoich emocji? Trudnych, ale w konsekwencji także od tych upiększających nasze życie. Możesz nawet nie zdawać sobie z tego sprawy, czuć od czasu do czasu złość, smutek, radość ale być wewnętrznie odcięty od przeżywania większości emocji na bieżąco.

Odnośnik do komentarza

W pierwszym poscie gigantyczna racjonalizacja. Dalej brak głębokich więzi z ludźmi. Już sam ten fakt może przyczynić się do depresji. A jeśli uczucie do partnerki wygasło i cię rozczarowało, to po prostu nigdy jej nie kochałeś (!!). Martwienie się o jej problemy bardziej, niż o swoje to miłość Matki Teresy (gdzie jest tam miejsce na pożądanie ? pewnie zdechło). Miłości między dorosłą kobietą a dorosłym mężczyzną ci życzę. (A nie pseudo "kółka wzajemnej adoracji" ? i skazanej na niepowodzenie próby wypełniania wzajemnie swoich własnych deficytów). A i bez tego świat może być dla ciebie ciekawy na tyle, by wstawać rano z entuzjazmem i chęcią do życia, z ciekawością: co przyniesie ten dzień? . Czasami potrzeba do tego lat terapii, ale nie uważam, że jest to warunek konieczny.

Odnośnik do komentarza

Co do celów i marzeń przyznam ci rację. Nowe, czerwone Porshe ponoć cieszy tylko 3 tygodnie a później się człowiek przyzwyczaja. Choć mnie by cieszyło dłużej ? jest na to nawet jakaś nazwa naukowa. Zgadam się też z twierdzeniem, że większość ludzi, świadomie bądź nie, wybiera niedostrzegać prawdy. Masz dużo ciekawych przemyśleń, jednak podszyte depresyjnym myśleniem i bardzo suchą analizą faktów, logiką. Bez cienia pozytywnych emocji, z czym pacjent się zgłasza;) Zastanawiam się czy może być tak, że ty po prostu nie znasz siebie, nie masz wglądu w siebie i stąd brak marzeń. Czy w twoim życiu wydarzyło się w przeciągu roku, dwóch jakieś trudne wydarzenie? Może to depresja reakcyjna. I fakt, możesz mieć inne okablowanie, witam w klubie, depresja bardziej w wyniku pokręconych działań wynikających z okablowania ( i ich konsekwencji - np. brak kochanej i pożądanej kobiety i dzikiego z nią seksu ? a to tylko jeden szczegół, którym się podzieliłeś, takich czynników może być więcej i to one dają nam radość na codzień ) aniżeli neuroprzekaźników wytwarzających się i odbieranych tak, a nie inaczej.

Odnośnik do komentarza
7 godzin temu, Gość Kornel napisał:

"TLDR" czyli "za długie, nie czytam" 

TLDR to skrót skierowany dla osób, które nie chcą czytać kilometrowych wypocin, używany przez osoby, które je przeczytały.

7 godzin temu, Gość Kornel napisał:

Gdybyś faktycznie przeczytała całość, znałabyś odpowiedź na to pytanie.

Nie, bo po przeczytaniu tego elaboratu dalej nie ma odpowiedzi na to pytanie. Stękasz na biochemię, zły świat, złych ludzi. Wszystko jest złe. Nie szukasz zmiany w swoim myśleniu, wyjścia z sytuacji, tylko kogoś kto Cię pogłaszcze po głowie i powie, że jesteś biedny i zabójczo niesamowity w swoim życiu "duchowym", które sprowadza się do idealizowania dzieciństwa, romantyzowania swojej choroby i zabawy w wyjątkowość Twojej samoświadomości.

7 godzin temu, Gość Kornel napisał:

Na siłę szukasz sprzeczności w moich słowach żebym pasował Ci do tego co myślisz o depresji.

Nie szukam tego na siłę. Jak sobie przeczytasz ze zrozumieniem to, co napisałeś to sam zauważysz ile nielogiczności jest w tym, co piszesz. 

I nie jest to wyłącznie moje myślenie o depresji, bo tak się składa że w literaturze specjalistycznej wyszczególnione są typy (á propos "znajomości typów") osobowości charakterystyczne dla osób z różnymi zaburzeniami psychiatrycznymi i niestety ale choroby są sztampowe. To tak jakby mieć nadciśnienie tętnicze jak miliony ludzi na świecie i upierać się, że moje nadciśnienie jest wyjątkowe i dzięki niemu mam dostęp do jakiś prawd na temat życia i świata.

7 godzin temu, Gość Kornel napisał:

Nie będę odpowiadał na wszystkie bzdury, które napisałaś, bo moją intencją nie jest wejście w dyskusję, do której próbujesz mnie sprowokować.

Dobre sobie - ja nie filozofuję na temat choroby i nie ubieram jej w jakieś pseudo-intelektualne wywody. Tutaj na forum średnio raz na miesiąc trafia się taki filozof, który nie szuka pomocy, tylko głaskania po głowie za to, że dzięki chorobie psychiatrycznej zdobył wiedzę absolutną na temat funkcjonowania świata i ludzi, a jego problem jest nierozwiązywalny.

Ciekawe, gdzie są te bzdury - w tym, że chorobę trzeba leczyć? W tym, że bycie chorym nie jest równoznaczne z byciem wyjątkowym? Czy w tym, jak przebiega prawdziwa diagnostyka psychiatryczna, której wnioskuję iż nie przeszedłeś, ale już stałeś się ekspertem od depresji? 

7 godzin temu, Gość Kornel napisał:

Zmieniłaś sens moich słów żeby pasowały do tego co już wiesz. Tak jest łatwiej niż zmienić swoje dotychczasowe przekonania.

Taaa, np. łatwiej jest pielęgnować myśl o swojej super świadomości i wyższości nad złym światem i podłymi ludźmi, niż zacząć się leczyć i dostrzec, że postrzeganie zostało zaburzone przez chorobę.

Podaj chociaż jedno naukowe źródło potwierdzające, że normalne codzienne szczęście jest wyłącznie efektem "ogłupienia" chemicznego mózgu, który nie dostrzega w ten sposób "prawdziwego" świata. Nie ma fizycznej możliwości, żeby zwykłe ludzkie szczęście uszkodziło mózg, ale ćpanie już tak. Nie trzeba było się tyle ogłupiać dragami, a teraz filozofować nad wpływem mięsa na depresję. 

7 godzin temu, Gość Kornel napisał:

Twoją intencją wcale nie jest pomoc, tylko dowartościowanie się i udowodnienie sobie, że wiesz lepiej.

Tylko pytanie, na czym się dowartościowywać, jak nie ma na czym - serwujesz tutaj tylko jakieś górnolotne dumania i to wszystko. Ponawiam pytanie - jak Ci pomóc skoro:

1) odmawiasz leczenia psychiatrycznego i przyjmowania leków;

2) nie chcesz pomocy tylko pogadanki z kimś kto ma depresję i przyklaśnie Ci do tych parafilozoficznych wymyślań;

3) wszystko wiesz najlepiej bo to wydumałeś;

8 godzin temu, Gość Kornel napisał:

Dziękuję za okazane zainteresowanie i życzę Ci wszystkiego dobrego.

Wzajemnie i do widzenia.

Odnośnik do komentarza
4 godziny temu, Gość Kornelia napisał:

Kornel czy ty nie jesteś odcięty od swoich emocji?

Chyba tylko od tych pozytywnych, ale rzeczywiste odcięcie byłoby niemożliwe do namierzenia przez to, że z definicji są poza świadomością. Raczej doświadczam sprzeczności różnych emocji i staram się patrzeć na wszystko z wielu perspektyw, ograniczając wpływ emocji na myślenie. Gdy ktoś jest odcięty od emocji, musi za tym stać jakiś mechanizm obronny. Nie mam takich mechanizmów wobec siebie i zdaję sobie sprawę kiedy uruchamiam je z powodu innych ludzi.

Czuję, że moje emocje są zbyt silne i komplikują mi życie uniemożliwiając różne rzeczy. Kontroluję je przy ludziach i podczas rozważań o prawdzie i moralności. Emocje prowadzą do sprzeczności i nie korelują z rozumem więc prawie nigdy się nimi nie kieruję. Poddaję je obserwacji logicznej i to samo stosuję wobec ludzi. Niczego nie tłumię bo każdy problem można wziąć na przeczekanie i osłabienie negatywnego bodźca przez ciągle powracającą konfrontację z nim póki nie osłabnie. To lepsze rozwiązanie niż rozdwojenie jaźni i rezygnacja z wartości, do czego doprowadziłoby pójście za emocjami. Własne emocje dzielę na popędowe, które są skrajnie prymitywne i jeśli je dopuszczam to tylko po to żeby dać im osłabnąć i nie zafiksować się na walce z nimi oraz na emocje reaktywne, które są ostatecznym skutkiem działania logicznej części umysłu i jej wpływu na moją osobowość. Emocje popędowe to np ochota na seks, apetyt na smaczne jedzenie, chęć naćpania się, pokusa kradzieży, instynkt dominacji, ryzykowna jazda samochodem, niechęć do obowiązków itd. Emocje reaktywne to np mój stosunek do świata, poglądy na temat moralności, działanie zgodnie z "wyższym złem". kierowanie się rozsądkiem. Czasem wybaczam sobie ulegnięcie emocjom popędowym, ale przenigdy nie mogę sobie pozwolić żeby kierowały reaktywnymi.

5 godzin temu, Gość Kornelia napisał:

W pierwszym poscie gigantyczna racjonalizacja

Która?

5 godzin temu, Gość Kornelia napisał:

Dalej brak głębokich więzi z ludźmi. Już sam ten fakt może przyczynić się do depresji

Nie brak więzi tylko kłopot z ich formą. Z ludźmi, z którymi dobrze się rozumiem, po jakimś czasie wszystkie tematy są już obgadane, a na bieżąco nic się nie dzieje. Często mam na coś ochotę, ale tracę ją kiedy wizualizuję sobie przebieg zdarzenia.

5 godzin temu, Gość Kornelia napisał:

A jeśli uczucie do partnerki wygasło i cię rozczarowało, to po prostu nigdy jej nie kochałeś (!!).

Kochałem, ale bodziec się wypalił. Może dlatego, że był zbyt intensywny.

5 godzin temu, Gość Kornelia napisał:

Martwienie się o jej problemy bardziej, niż o swoje to miłość Matki Teresy (gdzie jest tam miejsce na pożądanie ? pewnie zdechło).

To też wina emocji. Punkt kulminacyjny został osiągnięty i emocje się rozmyły, ale poczucie odpowiedzialności utrzymało się dłużej.

6 godzin temu, Gość Kornelia napisał:

Miłości między dorosłą kobietą a dorosłym mężczyzną ci życzę. (A nie pseudo "kółka wzajemnej adoracji" ? i skazanej na niepowodzenie próby wypełniania wzajemnie swoich własnych deficytów).

Dziękuję, ale skoro tamten związek wygasł, to już żaden się nie uda. Już tego nie chcę póki nie osiągnę szczęścia wszelkimi innymi metodami, bo dopiero wtedy będę mógł się nim dzielić z drugą osobą. Czyli to muszą być metody godne polecenia ukochanej osobie lub takie żeby w ogóle poszukać partnerki wg tego kryterium. Inna wizja związku jakoś mi się nie klei. Zgodność i namiętność nie wystarczą żeby utrzymać piękny związek. Potrzebny jest jeszcze długofalowy cel, który łączy dwie osobowości na zawsze, bo tylko wtedy miłość może być bezwarunkowa i nieprzerwana. Bez tego wolę już wziąć ten słaby koks z ciemnego łebu i tylko ze względu na rodziców brać takie dawki żeby się nie przećpać, bo słaby temat i tak będzie lepszy niż słabe życie.

6 godzin temu, Gość Kornelia napisał:

A i bez tego świat może być dla ciebie ciekawy na tyle, by wstawać rano z entuzjazmem i chęcią do życia, z ciekawością: co przyniesie ten dzień? . Czasami potrzeba do tego lat terapii, ale nie uważam, że jest to warunek konieczny.

Miewam takie dni, a nawet dłuższe okresy, ale potem wszystko wraca do normy. Wstaję z entuzjazmem kiedy udaje mi się zdystansować od wszystkiego. To także jedna z przyczyn dlaczego uważam, że to organiczne. Przekonania pozostają te same, tylko przeżyte emocje odchodzą na dalszy plan i bardziej skupiam się na obiektywnym świecie. I tak brzmi smutno :P

5 godzin temu, Gość Kornelia napisał:

Zastanawiam się czy może być tak, że ty po prostu nie znasz siebie, nie masz wglądu w siebie i stąd brak marzeń.

Znam zbyt dobrze i widzę zbyt wiele rzeczy, które zabijają marzenia w zarodku. Chyba brakuje mi mechanizmów obronnych, które powinny uniemożliwić uświadomienie sobie faktów rujnujących sens życia. Boję się, że całe moje bezwarunkowe szczęście z dzieciństwa wynikało z miłości do rodziców i dlatego wszystko wygasło kiedy dojrzałem. Chyba przegapiłem deadline, do którego powinienem być już w dojrzałym związku opartym na długofalowym celu.

6 godzin temu, Gość Kornelia napisał:

Czy w twoim życiu wydarzyło się w przeciągu roku, dwóch jakieś trudne wydarzenie? Może to depresja reakcyjna.

Dużo wcześniej i takich wydarzeń było wiele, ale to nie ma teraz żadnego znaczenia bo od kiedy nie chcę żyć, czuję się jakbym był nieśmiertelny. Niestety są jeszcze gorsze rzeczy niż śmierć. Nie potrafię wyróżnić konkretnego wydarzenia. Całe życie jest pasmem takich wydarzeń i to wszystko do kupy składa się na moją opinię o świecie, bo nic tego nie równoważy.

Odnośnik do komentarza
22 minuty temu, PannaNerwica napisał:

Wzajemnie i do widzenia.

Niepotrzebnie odpisywałaś. Nie zamierzam prostować Twoich przeinaczeń. Zastanawiam się tylko po co wylałaś z siebie tyle irracjonalnej nienawiści w takim stylu jakby przemawiał do mnie bej spod żabki.

Palce mnie swędzą żeby odpowiedzieć tylko na zdanie, które najbardziej mnie zszokowało. Jako miłośnik nauki czuję się po czymś takim jakby płaskoziemiec od żółtych napisów próbował mnie przekonywać, że szczepionki zabijają.

28 minut temu, PannaNerwica napisał:

I nie jest to wyłącznie moje myślenie o depresji, bo tak się składa że w literaturze specjalistycznej wyszczególnione są typy (á propos "znajomości typów") osobowości charakterystyczne dla osób z różnymi zaburzeniami psychiatrycznymi i niestety ale choroby są sztampowe. To tak jakby mieć nadciśnienie tętnicze jak miliony ludzi na świecie i upierać się, że moje nadciśnienie jest wyjątkowe i dzięki niemu mam dostęp do jakiś prawd na temat życia i świata.

Kategorie chorób są sztampowe, ale pod słowem depresja kryje się tak naprawdę mnóstwo konfiguracji różnych objawów z rozmaitych przyczyn i podobnie jest ze schizofrenią, nerwicą i borderline. Możesz pluć na innych, ale szanuj naukę. A psychiatrzy mogliby dodać nową kategorię zaburzenia, do której się zaliczasz i to powinno mieć nazwę "osobowość nienawistna". Obrażanie innych myli Ci się z samooceną. Będąc krytykowaną czułaś się gorsza, więc uznałaś, że hejterzy są lepszymi osobami, ale to odbywa się poza Twoją świadomością i wchodzisz w rolę kata żeby odegrać się na ofierze i wykorzystujesz do tego cudzą chorobę.

Odnośnik do komentarza
10 minut temu, Gość Kornel napisał:

Zastanawiam się tylko po co wylałaś z siebie tyle irracjonalnej nienawiści w takim stylu jakby przemawiał do mnie bej spod żabki.

O, widzę, że jesteś typem "dżentelmena". I skoro mówimy o nienawiści, to ładnie się zdetonowałeś:

10 minut temu, Gość Kornel napisał:

Możesz pluć na innych, ale szanuj naukę. A psychiatrzy mogliby dodać nową kategorię zaburzenia, do której się zaliczasz i to powinno mieć nazwę "osobowość nienawistna". Obrażanie innych myli Ci się z samooceną. Będąc krytykowaną czułaś się gorsza, więc uznałaś, że hejterzy są lepszymi osobami, ale to odbywa się poza Twoją świadomością i wchodzisz w rolę kata żeby odegrać się na ofierze i wykorzystujesz do tego cudzą chorobę.

Ładne świadectwo sobie wystawiłeś "miłośniku nauki". Bo poza kilkoma terminami naukowymi nie wiesz o psychiatrii nic. Zamiast podeprzeć się merytoryką tylko obrażasz, bo nie masz kontrargumentów. To tak w temacie plucia.

Nie dociera do Ciebie możliwość, że się mylisz, więc atakujesz mnie udowadniając przy tym, że to Ty jesteś wszystkim, co mi zarzucasz. 

No i słabą psychoanalizę tutaj zrobiłeś, nawet na 2/10 nie zasługuje. Jeżeli ktoś się z Tobą nie zgadza, to już jest katem, tak? Zabawne, że krytyka = irracjonalna nienawiść i kat. Ale to typowe dla wrażliwców z depresją.

No i jeszcze to stawianie się w roli ofiary... Dobre sobie.

Edytowane przez PannaNerwica
Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły

Z laskami nie gadaj, one są spoko, ale nie znają się na temacie biochemii mózgu. Ja studiowałem biologię molekularną i eksperymentowałem latami to swoje wiem. One cię wyślą na terapię i tyle ci doradzą, bo dla nich kwestie fizjologiczne nie istnieją i istnieje tylko depresja reaktywna na czynniki, które oddziałały na psychikę. Gadaj ze mną.

Ostatnio słyszałem, że człowiek musi nabrać pokory i pogodzić się, że z wiekiem wszystko słabnie, receptory, kubki smakowe, zmysły. 

Tylko zastanawiam się dlaczego u mnie nie było to stopniowe schodzenie krzywej w dół tylko jeden wielki krach, z totalnej euforii i mistycznego stanu wszechmocy dopaminowo-kannabinoidowo-sigmowej do stanu głębokiej, totalnej choojni. U mnie to nie był powolny spadek tylko momentalny krach, jakby w rok wszystko spadło o 200 procent.

Możliwe, że tu był mechanizm psychologiczny. Odkąd dowiedziałem się, że z wiekiem następuje habituacja na bodźce, że mamy coraz mniej neuronów dopaminergicznych, układ nagrody słabnie i zaczyna coraz słabiej odbierać bodźce to odtąd nie daje mi to spokoju. Może to świadomość tego wywołuje u mnie stan permanentnej choojni.

Moja babcia ma 80 lat i potrafi doznać euforii i cieszyć się jak dziecko, więc widać jest to możliwe. Ja stanu euforii od trzech lat nie uświadczyłem, a wcześniej przez 26 lat był ciągle. Może winne są geny i to zależy od tego jaką kto ma pulę i z czego wytraca, może jeden ma niższą pulę a drugi wyższą i ten z wyższą ma z czego wytracać przez bieg życia.

Np. dresy mają dużo dopaminy, są zawsze wyluzowani, mają rozluźnione mięśnie, mało mówią, bo jest im dobrze w pozycji spoczynku, nie mają pobudzenia wegetatywnego, jakby wzięli akineton laski na nich lecą, bo mają mało acetylocholiny i jąder cholinergicznych w mózgach, są tępi, małomówni i "tajemniczy".

Doskonale rozumiem Ptaszyno, bo moje dzieciństwo i młodość to też był stan porównywalny do tego co osiąga się po narkotykach, inni musieli ćpieć już w wieku 18 lat, żeby uzyskać mój stan, a ja miałem jakieś poczucie ciągle jakby wypełniała mnie jakaś mistyczna energia, ogromne poczucie własnej wartości i takiej beztroski, że wszystko jest dobrze, wszystko jest zaplanowane na moją korzyść, czuwają nade mną tajemne moce, które zawsze zrobią tak, że będę miał zajebiście.

Trzeba mieć też na uwadze, że neuroprzekaźniki mogą funkcjonować wtórnie do funkcjonowania hormonów i odwrotnie. Np. wysoki testosteron podnosi poziom dopaminy w układzie mezolimibicznym i odwrotnie, wysoka dopamina może wpłynąć korzystnie na poziom testosteronu.

Najepanie w neuroprzekaźnikach może być wtórnie do zaburzeń hormonalnych, ale nie musi. 

Mam też podejrzenia, że to elektronika,a przede wszystkim smartfony mogą odpowiadać za rozregulowanie układu nagrody u wielu osób z populacji, bo jakby nie patrzeć moje problemy zaczęły się intensywnie rozwijać, gdy ta technologia pojawiła się moim życiu, więc zbieżność czasowa mnie zastanawia, ale pewności nie mam. Możliwe, że to działa intensywniej niż się ludziom wydaje. 

 

 

 

Odnośnik do komentarza

Podajesz argumenty pod wplywem depresji, sprobuje znalezc kontrargumenty.

Cytat: "Znam zbyt dobrze i widzę zbyt wiele rzeczy, które zabijają marzenia w zarodku. Chyba brakuje mi mechanizmów obronnych, które powinny uniemożliwić uświadomienie sobie faktów rujnujących sens życia. Boję się, że całe moje bezwarunkowe szczęście z dzieciństwa wynikało z miłości do rodziców i dlatego wszystko wygasło kiedy dojrzałem. Chyba przegapiłem deadline, do którego powinienem być już w dojrzałym związku opartym na długofalowym celu."

1. Czy mozesz wymenic "wiele rzeczy, ktore zabijaja marzenia w zarodku". Podaj przyklady

2. Jakie to marzenia?

3. Jakie fakty, ktore sobie uswiadomiles rujnuja twoj sens zycia?

Dlugofalowy cel nie determinuje satysfakcjonujacego zwiazku. Spoiwo laczace 2 ludzi i wplywajace na jakosc, satysfakcje ze zwiazku, nie ma nic wspolnego z celami. W konsekwencji: cel osiagniety - zwiazek klapa, cel nieosiagniety - zwiazek bardzo satysfakcjonujacy takie kombinacje sa realne jak i inne. Zalozenie dotyczace wplywu dlugofalowego celu na jakosc zwiazku jest bledne. Nie wchodze w zwiazek dlatego, ze moim celem jest ciagniecie wozu i moge to robic tylko z druga osoba, sam nigdzie nie dojade. Wchodze, bo wybieram ta konkretna osobe sposrod innych, jest ona dla mnie NAJ na wybranych przeze mnie, subiektywnie waznych pkaszczyznach. Dla mnie, dla innych byc nie musi. Jest to ocena subiektywna. Z nia laczy mnie spoiwo, ktore jest niedefiniowalne i nie do poznania rozumem. Od zarania dziejow filozofowie i inni staraja sie to zjawisko wytlumaczyc z marnym skutkiem, sa tylko teorie. Czasami to spoiwo wygasa, na co tez mamy niewielki wplyw, poniewaz jest ono poza postrzeganiem racjonalnym, umyslowym. Innym slowem, mozemy sobiecstanac na rzesach i nic nie wskoramy, zwiazek mozemy kontynuowqc bez spoiwa, ale bedzie to zwiazek martwy. W konsekwencji nie bedziemy, albo bedziemy odczuwac malo gratyfikacji z takiej relacji, ale bedzie to nasz wybor. Post przedstawia, między innymi, podejscie osoby, ktora jest w starym, zdziadzialym zwiazku z nastawieniem, ze nic lepszego mnie jej juz w zyciu nie czeka. Zabite libido, sila napedowa do zycia. Jak i agresja. Jednoczesnie nie zaprzeczam wskazaniu autora, ze jest osoba wolna, jedynie zauwazam, ze brzmi jak znudzony, nie wolny i nie widzacy perspektyw ozywiajacych libido czlowiek.

Odnośnik do komentarza

 Jak swiat  wsrod stymulujacych zabawek, ktore nagle przestaja bawic..

 

Czy aktywnosc neuroprzekaznikow spada, Czy moze  czlowiek w wieku 21-25 jest na tyle rozwiniety osobowosciowo i rozeznany w swiecie ze nie potrzebuje tylu..hamuje poznawczo, bo  swiat jest juz rozeznany/wyeksplorowany  dostatecznie by byc doroslym.

 

I zycie ma zaczynac na czyms innym polegac, . Niezaleznie, jak i w ktora strone kto wybiera...

 

 ja z do 25 roku tkwilam np. w  ciemnoscia tj.nie dzialala mi ani dopamina a tymbardziej serotonina  Co najwyzej kortyzol na najwyzszuch obrotach ...i nie dlatego ze mozg mi nie dzialal sprawnie. Dzialal dobrze.

Ale dzisiaj czuje sie bardziej odnaleziona niz rowiesnicy, 

--

Moja kolezanka tak skomentowala druga ktora postanowila nie karmic piersia dziecka z uwagi na wzgledy estetyczne dla meza: " No ale po to sa one zeby wykarmic, dlatego  napedzaja facetom poped...to jakby osiagnac   c e l   i zrezygnowac z   s e n s u   ktory sie za tym celem stoi"

Przyjemnosc sie przejada zawsze.

I to jest porzucenie czegos w "w ime czegos" innego  i nie da sie tego napewno zrozumiec. Czemu kobieta np. poswieca swoje cialo, , zeby urodzic. Szuka stymulantow? Oksytocyny? Dopaminy w glowie? Bo co, bo taki jest poped? To jest pelne wyjasnienie?

 

Kiedy rozmawiacie o tych przekaznikach to troche jak ta kolezankac co roztkliwia sie nad swoimi piersiami, czy oby nie przemina, czy sutki beda jej sterczec jeszcze w grobie, nie wykarmiwszy  nikogo.

 To nie chodzi o te dzieci i decyzje kobiet, ani o poziom neuroprzekaxnikow, tylko decyzje jakie my  podejmujemy i co za nimi stoi... I gdzie  stoimy ze swoim zyciem.

---

A jak chcecie zmiany w mozgu i macie w dupie terapie to zacznijcie medytowac regularnie, jest mnostwo badan o tym jak dobrze wplywa na mozg , fale i uklad osrodkowy. Tylko ze medytacja nie nalezy do kategorii "przyjemnosci"...nie jest bodzcem stymylujacym . Wrecz przeciwnie jest wyizolowaniem sie od  bodzcow iby wybilo najpierw wszystko co zagluszane chaosem wewnatrz.. i spokok na poczatku to nie jest jak wierza niektorzy.pp

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Gość BógJestZły
Godzinę temu, Gość Agu napisał:

 Jak swiat  wsrod stymulujacych zabawek, ktore nagle przestaja bawic..

 

Czy aktywnosc neuroprzekaznikow spada, Czy moze  czlowiek w wieku 21-25 jest na tyle rozwiniety osobowosciowo i rozeznany w swiecie ze nie potrzebuje tylu..hamuje poznawczo, bo  swiat jest juz rozeznany/wyeksplorowany  dostatecznie by byc doroslym.

 

I zycie ma zaczynac na czyms innym polegac, . Niezaleznie, jak i w ktora strone kto wybiera...

 

 ja z do 25 roku tkwilam np. w  ciemnoscia tj.nie dzialala mi ani dopamina a tymbardziej serotonina  Co najwyzej kortyzol na najwyzszuch obrotach ...i nie dlatego ze mozg mi nie dzialal sprawnie. Dzialal dobrze.

Ale dzisiaj czuje sie bardziej odnaleziona niz rowiesnicy, 

--

Moja kolezanka tak skomentowala druga ktora postanowila nie karmic piersia dziecka z uwagi na wzgledy estetyczne dla meza: " No ale po to sa one zeby wykarmic, dlatego  napedzaja facetom poped...to jakby osiagnac   c e l   i zrezygnowac z   s e n s u   ktory sie za tym celem stoi"

Przyjemnosc sie przejada zawsze.

I to jest porzucenie czegos w "w ime czegos" innego  i nie da sie tego napewno zrozumiec. Czemu kobieta np. poswieca swoje cialo, , zeby urodzic. Szuka stymulantow? Oksytocyny? Dopaminy w glowie? Bo co, bo taki jest poped? To jest pelne wyjasnienie?

 

Kiedy rozmawiacie o tych przekaznikach to troche jak ta kolezankac co roztkliwia sie nad swoimi piersiami, czy oby nie przemina, czy sutki beda jej sterczec jeszcze w grobie, nie wykarmiwszy  nikogo.

 To nie chodzi o te dzieci i decyzje kobiet, ani o poziom neuroprzekaxnikow, tylko decyzje jakie my  podejmujemy i co za nimi stoi... I gdzie  stoimy ze swoim zyciem.

---

A jak chcecie zmiany w mozgu i macie w dupie terapie to zacznijcie medytowac regularnie, jest mnostwo badan o tym jak dobrze wplywa na mozg , fale i uklad osrodkowy. Tylko ze medytacja nie nalezy do kategorii "przyjemnosci"...nie jest bodzcem stymylujacym . Wrecz przeciwnie jest wyizolowaniem sie od  bodzcow iby wybilo najpierw wszystko co zagluszane chaosem wewnatrz.. i spokok na poczatku to nie jest jak wierza niektorzy.pp

 

 

 

 

Medytacja chvja da. Wyciąg z Ciebie wstrzyknięty we mnie przywróci mi dawną władzę i wspaniałość i jeszcze doda mi dodatkowe moce.

Szykuj się, bo nie znasz dnia ani godziny, gdy będę czyhał z igłą w ciemnym zaułku. 

Odnośnik do komentarza

To moze sprawdzisz jak to jest z tymi neuroprzekaznikami u Ciebie? Zwlaszcza, ze sam mowisz, ze najpierw powinno sie zrobic odpowiednie badania w tym kierunku, a dopiero potem kierowac pacjenta do psychiatry.

W dniu 8.10.2020 o 05:18, Gość Kornel napisał:

 Zastanawiam się tylko po co wylałaś z siebie tyle irracjonalnej nienawiści w takim stylu jakby przemawiał do mnie bej spod żabki.

No to niezle pojechales ?

A jak pogodzic to, ze twierdzisz, ze Twoich problemow nie da sie rozwiazac z tym, ze nie nie tiwerdzisz, ze nie da sie Tobie pomoc?

Ja sie zgadzam z Kornelia, ze jestes odciety od swoich emocji. Odpowiadasz na te jej przypuszczenia tutaj:

W dniu 8.10.2020 o 04:55, Gość Kornel napisał:

Chyba tylko od tych pozytywnych, ale rzeczywiste odcięcie byłoby niemożliwe do namierzenia przez to, że z definicji są poza świadomością. Raczej doświadczam sprzeczności różnych emocji i staram się patrzeć na wszystko z wielu perspektyw, ograniczając wpływ emocji na myślenie. Gdy ktoś jest odcięty od emocji, musi za tym stać jakiś mechanizm obronny. Nie mam takich mechanizmów wobec siebie i zdaję sobie sprawę kiedy uruchamiam je z powodu innych ludzi.

Czuję, że moje emocje są zbyt silne i komplikują mi życie uniemożliwiając różne rzeczy. Kontroluję je przy ludziach i podczas rozważań o prawdzie i moralności. Emocje prowadzą do sprzeczności i nie korelują z rozumem więc prawie nigdy się nimi nie kieruję. Poddaję je obserwacji logicznej i to samo stosuję wobec ludzi. Niczego nie tłumię bo każdy problem można wziąć na przeczekanie i osłabienie negatywnego bodźca przez ciągle powracającą konfrontację z nim póki nie osłabnie. To lepsze rozwiązanie niż rozdwojenie jaźni i rezygnacja z wartości, do czego doprowadziłoby pójście za emocjami. Własne emocje dzielę na popędowe, które są skrajnie prymitywne i jeśli je dopuszczam to tylko po to żeby dać im osłabnąć i nie zafiksować się na walce z nimi oraz na emocje reaktywne, które są ostatecznym skutkiem działania logicznej części umysłu i jej wpływu na moją osobowość. Emocje popędowe to np ochota na seks, apetyt na smaczne jedzenie, chęć naćpania się, pokusa kradzieży, instynkt dominacji, ryzykowna jazda samochodem, niechęć do obowiązków itd. Emocje reaktywne to np mój stosunek do świata, poglądy na temat moralności, działanie zgodnie z "wyższym złem". kierowanie się rozsądkiem. Czasem wybaczam sobie ulegnięcie emocjom popędowym, ale przenigdy nie mogę sobie pozwolić żeby kierowały reaktywnym.

Co tylko potwierdza te przypuszczenia. Odciales sie od swoich emocji. Uwazasz je za sprzeczne, zwodnicze, niepotrzebne, przeszkadzajace. Dzielisz emocje na jakies "lepsze" i "gorsze", gdy nie ma lepszych i gorszych emocji. Wszystko podporzadkowujesz swojemu rozumowi, jemu calkowicie zawierzasz, wszystko starasz sie racjonalizowac, poddawac analizie, tymczasem patrzenie tylko i wylacznie na rozum jest bardzo zwodnicze. U Ciebie rozum zdominowal Twoja psychike, a emocje poszly w jej kat. Tymczasem psychika potrzebuje rownowagii pomiedzy rozumem a emocjami. Bo tak naprawde zarowno to pierwsze jak i drugie jest wazne. Emocje to nie zadne przeszkadzajki, tylko wazne informacje o nas samych, poza tym dzieki nim odczuwamy ten swiat, czasem pomagaja nam tez odpowiednio zareagowac na rozne sytuacje. Dzieki emocjom mozemy sie wiele dowiedziec o nas samych, jezeli je oczywiscie zrozumiemy. A jak najbardziej da sie je rozumiec(mimo tego, ze faktycznie wiecej maja wspolnego z podswiadomoscia niz ze swiadomoscia), choc nie jest to takie hop siup i wymaga wlozenia w to pewnej pracy. Wazne jest tez, zeby zaakceptowac emocje, pokochac je, docenic, ze sa, dzieki temu, w polaczeniu ze zrozumieniem ich, da to duzo wiecej spokoju, zaufania, zrozumienia, nadzieji, bardziej pozytywnego patrzenia na swiat i siebie. Wrazenie, ze swiat jest zly i tak dalej, mocno oslabnie. Kontakt z emocjami bedzie znacznie blizszy, w zwiazku z tym one same zaczna lepiej funkcjonowac, i pojawia sie te pozytywne odczucia, ktore u Ciebie zanikly, co spowodowalo Twoja depresje. Napisales cos o leku zwiazanym z tym zanikiem emocji, ten lek rowniez trzeba pokochac i zaakceptowac, a tylko wtedy bedzie mial szanse odejsc, a wlasnie on przyczynia sie w duzej mierze do blokady tych odczuc, choc nie tylko, to deprecjonowanie emocji, odcinanie sie od nich, tak jak wczesniej pisalam, tez.

W glebszym poznaniu siebie, w tym swoich emocji, zrozumieniu ich, pracy z nimi, bardzo pomaga medytacja. Tylko tak jak napisala Agu:

W dniu 8.10.2020 o 16:56, Gość Agu napisał:

 Tylko ze medytacja nie nalezy do kategorii "przyjemnosci"...nie jest bodzcem stymylujacym . Wrecz przeciwnie jest wyizolowaniem sie od  bodzcow iby wybilo najpierw wszystko co zagluszane chaosem wewnatrz.. i spokok na poczatku to nie jest jak wierza niektorzy.pp

Trzeba miec to na wzgledzie. W medytacji rozne nasze leki, emocje, przekonania zazwyczaj upchniete gdzies w podswiadomosci, wychodza na powierzchnie, i to nie jest mile, to jest moment, aby sie z nimi zmierzyc. To jest jak proces oczyszczania sie z czegokolwiek, te rzeczy, z ktorych sie oczyscisz, sa wtedy bardziej odczuwalne, np lek, wiec nie jest to mile, szczegolnie na poczatku. Ale po to to jest, zeby od przynajmniej czesci tych rzeczy w sobie sie uwolnic, i jest to bardzo pomocne narzedzie.

Odnośnik do komentarza
W dniu 7.10.2020 o 20:07, Gość Kornel napisał:
 

A może to bezwarunkowe szczęście w młodszych latach zdegenerowało mózg i popaliło receptory tak jak dragi? To jest teoria, której się boję, bo głęboko w nią wierzę.

Aha, to tutaj napisales o wspomnianym przeze mnie leku zwiazanym z z tym zanikiem emocji. Przyczyna niego jest Twoje przekonanie o slusznosci tej teorii, a wiec powinienes zrobic wszystko, zeby sie od tego przekonania uwolnic, choc praca z przekonaniami, w ogole z wlasnym wnetrzem, nie jest taka prosta, wymaga wysilku i cierpliwosci.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...