Skocz do zawartości
Forum

Coraz większy brak zainteresowania ze strony partnera


Gość Blackeyes28382

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Blackeyes28382

Witam, chyba doszłam do momentu, że potrzebuję porady, bo nie wiem czy nie zaczęłam wariować.. Z moim obecnym partnerem jesteśmy razem 2 lata. Ten związek od początku można powiedzieć, że był dość ciężkim związkiem, dużo się ze sobą kłóciliśmy, facet wielokrotnie mnie oszukiwał o czym dowiadywałam się po czasie. Rzeczy, które robił podchodziły pod zdradę chociaż nie była to bezpośrednia zdrada typu, że przeczytałam jego czułe smsy, albo nakryłam w łóżku z inną dziewczyną. Dogadzał sobie np na kamerkach, na których pisał z innymi dziewczynami kiedy ja bylam za drzwiami. Czasem zdarzało się to nawet codziennie. Tłumaczył to tym, że jestem zbyt nerwowa i nie ma ochoty uprawiać seksu z nerwową dziewczyną.. Po prostu ręce mi opadły, zero przeprosin ,moja wina. Ale jak zawsze wybaczyłam, bo przecież kocham ? Tak było przez te całe 2 lata mnóstwo sytuacji, których z jego strony nie powinno być tym bardziej na początku związku, w końcu 2 lata to nie jest długi staż i emocje między nami zawsze były. Dlatego tym bardziej nie rozumiałam jego zachowania. Tak samo było podczas kłótni, on wychodził na całe noce, zostawiał mnie w pustym mieszkaniu, wracał pijany nad ranem i też nie mam pojęcia gdzie był, z kim był. Po prostu mnie zostawiał. Oczywiście wybaczałam mu wszystko jednak w końcu postawiłam granice. Dałam mu do zrozumienia, że nigdy nie bedzie już kolejnej szansy za wszystkie upokorzenia, to było kiedy naprawdę chciałam go po tym wszystkim zostawić, ale mnie urobił. Powiedziałam mu, że nigdy juz nie uwierze mu na slowo, potrzebuję na wszystko potwierdzenia, bo potrafi kłamać mi prosto w twarz, on się na wszystko zgodził, i tak właśnie jest. Są sytuacje kiedy go sprawdzam, kiedy potrzebuje potwierdzenia, staram się wszystko wiedzieć, bo po tym wszystkim trzęsie mnie na samą myśl, że on zostaje sam w domu, a ja wychodzę. Są czasem dni kiedy wraca do mnie to wszystko, niestety tak mam. Wybaczyłam mu z miłości, ale chyba nigdy nie zapomne o tym co mi robił, bo ja naprawde bylam bardzo lojalna i uczciwa, ale czuje się po prostu zdradzona. Mam te gorsze dni kiedy jestem "jęcząca" i męcząca, kiedy mi się coś przypomina, zaczynam mu o tym mówić, bo zawsze licze w duchu, że usłysze słowa "Kochanie, to już przeszłość, pokaże ci, że jest inaczej" chociażby takie głupie słowa wystarczyłyby mi żeby się uspokoić i powoli zacząć zapominać. Jest na odwrót, jak mam słabszy dzień to on automatycznie izoluje się ode mnie. Gdy nachodzą mnie wątpliwości, on nie pomaga mi ich rozwiać mimo, że są z jego powodu. Zostawia mnie na cały dzień, przez cały dzień nie odezwie się słowem, nie napisze wiadomości i czeka kiedy ja się wycisze. A ja w tym czasie zamiast się uspokoić nakręcam się na sam fakt, jego ignorowania. On też ma czasem gorszy dzień, krzyczy na mnie, jest  niemiły, ale ja mimo to jestem przy nim. Mnie strasznie boli jego ostatnimi czasy podejście do mnie i do tego związku. Wygląda to tak, że jeśli ja jestem milutka, kochana, robię mu obiadki, ładnie się dla niego ubieram, maluje, uwodze to jest on wniebowzięty, taki zakochany, adoruje mnie na każdym kroku. Ale gdy jest taki "normalny", zwykły dzień od razu odczuwam większy chłód od niego, bardziej zajmuje się sobą, a ja jestem tam gdzieś z boku. Mam odczucie, że cały czas muszę chodzić na paluszkach, cały czas muszę go na siebie nakręcać i starać mu sie przypodobać żeby on po prostu zwrócił na mnie uwagę. Nie było tak oczywiście zawsze, zaobserwowałam to od kilku miesięcy, ale najbardziej nie dają mi spokoju te kłótnie. Nie kłócimy się aż tyle co kiedyś, natomiast kiedyś jak się kłóciliśmy, to była jakaś konwersacja, chwila przemyśleń, a w końcu się godziliśmy. Teraz my nie mamy nawet jak sie pokłócić, bo gdy jest jakaś rzecz, która mnie trapi i mu o tym mówie to on kompletnie nie chce tego słuchać, ucina rozmowe. rozłącza się lub wychodzi jeśli jesteśmy w tym czasie razem. Wydaje mi się, że w normalnych związkach jak ludzie się kłócą lub mają jakieś przeciwne zdania to mówią sobie o tym, dyskutują, a nie wychodzą i trzaskają drzwiami. Dziwi mnie to o tyle, że ja  naprawdę nie mówię nic złego. Nie mogę poruszyć żadnego głębszego tematu, bo jak sam twierdzi "męcze mu psychike". Ja patrzę na życie bardzo dojrzale, do wszystkiego podchodzę poważnie. Mam też takie myślenie, że jak jest źle to lepiej wyjaśnić wszystko na bieżąco niż pielęgnować syf. Dlatego każde moje gorsze samopoczucie mu mówie, lub jakąś myśl, bo liczę zwyczajnie na wsparcie z jego strony. Ja nie umiem trzymać wszystkiego w sobie jak on, bo gdy mu jest źle, nigdy nie powie tego wprost, zamiast tego nie będzie się odzywać 3 dni i będzie chodzić obrażony. Dla mnie to straszne i ciężko zrozumieć mi takich ludzi. Na dodatek on teraz zaczął stawiać mi swoje warunki typu "Albo po tym wszystkim dajesz mi nową szanse i ufasz na nowo albo się rozstajemy" tak jakby kompletnie mu na mnie nie zależało i tak chyba jest... Mam wrażenie, że jego uczucia gasną i nie angażuje się kompletnie w ten związek. W codziennych sytuacjach i kontaktach 70% inicjatywy jest z mojej strony. Czuje, że wkładam w to wszystko dużo więcej niż sama dostaje. Jest to przykre tym bardziej, że bardzo mnie skrzywdził i wszystko mu wybaczałam i myślałam, że on zrozumie, że może mnie stracić i trochę bardziej się o mnie postara, nie jest tak. Raczej wygląda to tak, że jeśli chce z nim być to mam siedzieć cicho, uśmiechać się nie narzekać, bo jeśli jest coś nie tak, to już go męczę psychicznie. Nie wiem czy ja naprawdę stałam się tak bardzo męcząca psychicznie czy to jest jego wymówka na to, że ma wszystko gdzieś. Coś z tyłu głowy podpowiada mi, że powinnam zacząć robić tak jak on, izolować się, ignorować, przestać odzywać, ale czuje, że to byłoby wbrew mnie. Kiedyś można powiedzieć, że byłam zmęczona tym jaki jest, odpuściłam sobie go trochę dałam na luz. Nie zaczął się bardziej starać, nie zabiegał o mnie. Po prostu nasz kontakt w tamtym czasie był znikomy.. jedynie chciał wiedzieć czasem co robię i odzywał się raz na parę godzin, ale kompletnie nie interesowało go to jak minął mi dzień, czy jest wszystko ok. Zajmował się sobą, a ja się męczyłam, bo ciągle czekałam aż bardziej sie mną zainteresuje. Na chwile obecną poważnie zastanawiam się nad rozstaniem, przestaje widzieć jakąkolwiek szanse w tym wszystkim. Nie wiem tylko jak zrobić to w odpowiedni sposób, nie chce mu tłumaczyć wszystkiego, bo z reguły gdy on nie odzywa się całe dnie  robie mu długie wiązanki, chcąc cokolwiek wytłumaczyć chociaż on to kompletnie olewa. Nie chce też zostawiać go bez słowa wyjaśnienia. Właściwie to trochę liczę że gdy powiem o rozstaniu to on wtedy o mnie zawalczy, ale bardzo boje się rozczarowania, a wręcz jestem pewna, że on sobie po prostu odpuści i nie odezwie się więcej.. Ehh, dlaczego ja się wszystkim tak przejmuje, jestem tak bardzo zaangażowana, a on w ogóle? I nawet nie chce chociaż zrozumieć, że mogę się tak czuć po jego kłamstwach. Ze wszystkim mam radzić sobie sama, a do niego mogę się odezwać jak jestem w dobrym nastroju, czy taki związek ma w ogóle jakikolwiek sens? Bo ja zaczynam już w to wątpić. Czuje, że pewnego dnia to on sam ze mną zerwie jeśli widzę, że coraz mniej mu zależy, a wtedy to ja znowu będę w przegranej pozycji. Chce wyjść z tego z podniesioną głową, ale po prostu nie umiem.. Moja pewność siebie spadła po prostu do zera, nie wierze w siebie i boje się samotności.. Bardzo prosze o jakieś rady, może ktoś był w podobnej sytuacji..

Odnośnik do komentarza

Na pewno nie może być Twoim terapeutą, psiapsiółką, gdzie można zwrócić się ze swoimi bolączkami. 

Trzeba zacząć od tego, że dawno powinnaś go zostawić, ale jeśli mu wszystko wybaczyłaś i teraz jest wobec Ciebie w porządku, powinnaś nie żyć już przeszłością, ale rozumiem, że to Cię męczy, dlatego skorzystaj z pomocy terapeuty, jeśli chciałabyś jeszcze z nim być. 

Jeśli nie, czujesz, że nie dasz rady ciągnąć tego związku, po prostu odejdź, tylko wątpię czy dasz radę, bo jak tkwiłaś przy nim wcześniej, to musisz byc od niego bardzo uzależniona.

Tak czy tak potrzebne Ci wsparcie psychologiczne. 

 

Odnośnik do komentarza

Uważam, że ten związek od początku skazany był na porażkę. Od dwóch lat, czyli od początku reanimujesz trupa, usprawiedliwiając się miłością do tego faceta. Sama jesteś sobie winna. Uważam, że obydwoje macie wypaczony podgląd n/t związku.

On- nielojalny, skupiony na sobie i swoich przyjemnościach, nie liczący się z Twoimi uczuciami, tkwiący w tym związku prawdopodobnie z wygody, bo miłości z jego strony nie widać. Ty- zdesperowana, trzymająca się tego chłopa jak tonący brzytwy, nielogiczna, marudna, wiecznie nieszczęśliwa. 

4 godziny temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Z moim obecnym partnerem jesteśmy razem 2 lata. Ten związek od początku można powiedzieć, że był dość ciężkim związkiem, dużo się ze sobą kłóciliśmy,

Pierwszy bezsens. Początki są na ogół piękne, jeżeli od samego początku dużo kłóciliście się, był to jasny znak, że nie pasujecie do siebie. Problem w tym, że z Twojej wypowiedzi wynika, że Twoim zdaniem kłótnie w związku są czymś naturalnym. Nie są, to świadczy o niedopasowaniu. Oczywiście, w każdym związku dochodzi do nieporozumień, sprzeczek, kłótni, jeśli dzieje się to od początku i często, to j.w. - brak dopasowania.

4 godziny temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

facet wielokrotnie mnie oszukiwał o czym dowiadywałam się po czasie. Rzeczy, które robił podchodziły pod zdradę chociaż nie była to bezpośrednia zdrada typu, że przeczytałam jego czułe smsy, albo nakryłam w łóżku z inną dziewczyną. Dogadzał sobie np na kamerkach, na których pisał z innymi dziewczynami kiedy ja bylam za drzwiami. Czasem zdarzało się to nawet codziennie. Tłumaczył to tym, że jestem zbyt nerwowa i nie ma ochoty uprawiać seksu z nerwową dziewczyną.. Po prostu ręce mi opadły, zero przeprosin ,moja wina. Ale jak zawsze wybaczyłam, bo przecież kocham ? 

Facet był do odstrzału od samego początku. Twoja miłość do niego była chora, dlatego piszę, że sama jesteś sobie winna. Co z tego, że Ty go kochasz, jeśli on Ciebie nie. Przecież tak nie zachowuje się zakochany facet. Jesteś kolejną naiwną, która złapała beznadziejnego faceta i trzyma się go w nadziei, że ten zmieni się w fajnego i kochającego. Nic bardziej mylnego.

4 godziny temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Mam wrażenie, że jego uczucia gasną i nie angażuje się kompletnie w ten związek.

Nie wiem dlaczego ten facet z Tobą jest, być może z wygody? Ważne dlaczego Ty z nim nadal jesteś, tylko nie pisz, że z miłości, bo chyba jesteś masochistką.  Przemęczyłaś z nim dwa lata i nadal się męczysz. Po jakie licho, nadal liczysz, że on zmieni się w kochającego, czułego człowieka? Nie zmieni się, bo taki ma charakter, a po za tym nie kocha Cię. Straciłaś do niego zaufanie, co jest oczywiste. Tymczasem on nigdy Cię nie przeprosił, nie wykazał skruchy, nie zrobił nic, żeby zrekompensować Ci krzywdy, po prostu łaskawie z Tobą został oczekując odcięcia grubą linią nieodległej przeszłości. A tak się nie da. 

Ty nadal cierpisz, marudzisz, oczekujesz rozmów na ciężkie tematy, a on nie chce. Zresztą nikt by z Tobą nie wytrzymał. Bycie miłą, uśmiechniętą, fajnie ubraną uważasz za szczególne poświęcenie?

4 godziny temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Wygląda to tak, że jeśli ja jestem milutka, kochana, robię mu obiadki, ładnie się dla niego ubieram, maluje, uwodze to jest on wniebowzięty, taki zakochany, adoruje mnie na każdym kroku. Ale gdy jest taki "normalny", zwykły dzień od razu odczuwam większy chłód od niego, bardziej zajmuje się sobą, a ja jestem tam gdzieś z boku.

"Normalny", znaczy dla Ciebie jęczący i marudny?

4 godziny temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Mam odczucie, że cały czas muszę chodzić na paluszkach, cały czas muszę go na siebie nakręcać i starać mu sie przypodobać żeby on po prostu zwrócił na mnie uwagę.

4 godziny temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Raczej wygląda to tak, że jeśli chce z nim być to mam siedzieć cicho, uśmiechać się nie narzekać, bo jeśli jest coś nie tak, to już go męczę psychicznie.

4 godziny temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Nie zaczął się bardziej starać, nie zabiegał o mnie.

 

Odczytujesz rzeczywistość, a nie wyciągasz wniosków. Ile Ci jeszcze trzeba upokorzeń, żeby wreszcie zrozumieć, że temu facetowi zwisasz i powiewasz. Z drugiej strony niewielu wytrzymałoby z Tobą.

 

Odnośnik do komentarza
Gość Blackeyes28382
7 godzin temu, Yonka1717 napisał:

Uważam, że ten związek od początku skazany był na porażkę. Od dwóch lat, czyli od początku reanimujesz trupa, usprawiedliwiając się miłością do tego faceta. Sama jesteś sobie winna. Uważam, że obydwoje macie wypaczony podgląd n/t związku.

On- nielojalny, skupiony na sobie i swoich przyjemnościach, nie liczący się z Twoimi uczuciami, tkwiący w tym związku prawdopodobnie z wygody, bo miłości z jego strony nie widać. Ty- zdesperowana, trzymająca się tego chłopa jak tonący brzytwy, nielogiczna, marudna, wiecznie nieszczęśliwa. 

Pierwszy bezsens. Początki są na ogół piękne, jeżeli od samego początku dużo kłóciliście się, był to jasny znak, że nie pasujecie do siebie. Problem w tym, że z Twojej wypowiedzi wynika, że Twoim zdaniem kłótnie w związku są czymś naturalnym. Nie są, to świadczy o niedopasowaniu. Oczywiście, w każdym związku dochodzi do nieporozumień, sprzeczek, kłótni, jeśli dzieje się to od początku i często, to j.w. - brak dopasowania.

Facet był do odstrzału od samego początku. Twoja miłość do niego była chora, dlatego piszę, że sama jesteś sobie winna. Co z tego, że Ty go kochasz, jeśli on Ciebie nie. Przecież tak nie zachowuje się zakochany facet. Jesteś kolejną naiwną, która złapała beznadziejnego faceta i trzyma się go w nadziei, że ten zmieni się w fajnego i kochającego. Nic bardziej mylnego.

Nie wiem dlaczego ten facet z Tobą jest, być może z wygody? Ważne dlaczego Ty z nim nadal jesteś, tylko nie pisz, że z miłości, bo chyba jesteś masochistką.  Przemęczyłaś z nim dwa lata i nadal się męczysz. Po jakie licho, nadal liczysz, że on zmieni się w kochającego, czułego człowieka? Nie zmieni się, bo taki ma charakter, a po za tym nie kocha Cię. Straciłaś do niego zaufanie, co jest oczywiste. Tymczasem on nigdy Cię nie przeprosił, nie wykazał skruchy, nie zrobił nic, żeby zrekompensować Ci krzywdy, po prostu łaskawie z Tobą został oczekując odcięcia grubą linią nieodległej przeszłości. A tak się nie da. 

Ty nadal cierpisz, marudzisz, oczekujesz rozmów na ciężkie tematy, a on nie chce. Zresztą nikt by z Tobą nie wytrzymał. Bycie miłą, uśmiechniętą, fajnie ubraną uważasz za szczególne poświęcenie?

"Normalny", znaczy dla Ciebie jęczący i marudny?

 

Dzięki za odpowiedź, aczkolwiek uważam, że oceniłaś mnie jako marudną, wstrętną dziewczyne, która wiecznie jęczy swoim facetom i męczy ich psychicznie. Może napisałam to w taki sposób, jest natomiast przeciwnie. Ja z natury mam miłe i spokojne usposobienie, nie jestem obrażalska, nie robie sztucznych fochów, nie jęcze z byle powodów. To nie jest mój pierwszy i jedyny związek. W poprzednich związkach nigdy nie miałam takich problemów jak w tym, nigdy nie zachowałam się tak desperacko jak w tym. Dlatego napisałam, że sama nie wiem czy nie zaczynam szaleć z tego wszystkiego. Lubię bardzo rozmawiać na głębokie tematy, lubie rozmawiac o przyszlości, ale absolutnie nie jestem marudą, więc nie rozumiem dlaczego twierdzisz, że nikt by ze mną nie wytrzymał. Uważam, że raczej w obejściu jestem "prosta" nie wymagam niewiadomo czego i nie czepiam się rzeczy nieistotnych. Sama widzę, że w tym związku zachowuje się w trochę desperacki sposób, ale nie jest to spowodowane moją naturą, a raczej brakiem zaufania. Wiem, że to sprzeczne, bo nie potrafie mu zaufać, a dalej z nim jestem. Zgadzam się tez z tym, że nie jest do konca w porządku skoro na to pozwoliłam, ale w koncu zaczęlam to dostrzegać daleko moim głównym pytaniem było jak to zakończyc, bo na chwile obecną nie wiem jak odejśc bez krzyków i nerwów. A co do wyglądu to oczywiście, że nie robie nikomu łaski, że po prostu o siebie dbam. To normalne, robi to większośc kobiet. Bardziej chodzi mi o to, że on np "rząda" ode mnie ubierania się w konkretny sposób i malowania jaki mu odpowiada nie mi. I jest zadowolony tylko wtedy kiedy to robie, w przeciwnym razie wyglądam zawsze beznadziejnie.

Odnośnik do komentarza
13 godzin temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Dogadzał sobie np na kamerkach, na których pisał z innymi dziewczynami kiedy ja bylam za drzwiami. Czasem zdarzało się to nawet codziennie.

...no i kłamał - należał mu się kop w tyłek już na wstępie, chyba, że takie zachowanie uważasz za objaw miłości ?

13 godzin temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Tak samo było podczas kłótni, on wychodził na całe noce, zostawiał mnie w pustym mieszkaniu, wracał pijany nad ranem i też nie mam pojęcia gdzie był, z kim był. Po prostu mnie zostawiał.

...pewnie robił to z miłości

13 godzin temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Oczywiście wybaczałam mu wszystko jednak w końcu postawiłam granice. Dałam mu do zrozumienia, że nigdy nie bedzie już kolejnej szansy za wszystkie upokorzenia, to było kiedy naprawdę chciałam go po tym wszystkim zostawić, ale mnie urobił.

Nie, to wcale nie jest oczywiste, to świadczy o braku szacunku do siebie samej. Nie szanujesz siebie, nie oczekuj, że inni będą Cię szanować.

13 godzin temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Powiedziałam mu, że nigdy juz nie uwierze mu na slowo, potrzebuję na wszystko potwierdzenia, bo potrafi kłamać mi prosto w twarz, on się na wszystko zgodził, i tak właśnie jest.

Bez sensu taki związek bez zaufania, tylko, że do tego typa trudno mieć zaufanie, więc dlaczego bujasz się z nim nadal?

Nie chce mi się dłużej cytować tego, co napisałaś, ale ogólnie z Twojej historii wynika, że on nie zmienił się, nadal Cię lekceważy, nie szanuje, a Ty nadal się miotasz i usiłujesz urobić go, żeby pasował do Twojego wyobrażenia kochającego faceta. Jeszcze raz spytam; ile potrzeba Ci jeszcze dowodów z jego strony, ile upokorzenia, żebyś wreszcie zrozumiała, że ten facet ma Cię gdzieś, że zupełnie do siebie nie pasujecie?

44 minuty temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Zgadzam się tez z tym, że nie jest do konca w porządku skoro na to pozwoliłam, ale w koncu zaczęlam to dostrzegać

Trochę Ci to zajęło...

44 minuty temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

głównym pytaniem było jak to zakończyc, bo na chwile obecną nie wiem jak odejśc bez krzyków i nerwów.

Nie przesadzaj, że nie masz pomysłu na rozstanie? Niepotrzebne są krzyki, czy nerwy, wystarczająco się z nim nakłóciłaś  przez te dwa lata. Jaki sens ma ponowne bicie piany i przerabianie wszystkich krzywd i Twoich niespełnionych wobec niego oczekiwań? Facet od początku ma Cię w d***e, więc nie masz powodu, żeby cackać się z nim. Poinformuj go nawet telefonicznie, że masz dosyć, nie pasujecie do siebie i nie będziesz więcej spotykać się z nim. To wszystko, nie wdawaj się w dyskusje, żebyś za kolejny rok znowu nie powiedziała, że dałaś się urobić. Nie szkoda Ci czasu i życia na takiego faceta? 

Jeśli razem mieszkacie, to zależy od układu, albo Ty się wyprowadzasz, ewentualnie prosisz go, żeby on to zrobił. Naprawdę nie ma już sensu rozdrapywanie ran, zresztą on i tak nie ma ochoty Cię słuchać. Dla własnego zdrowia psychicznego najlepiej po zerwaniu uciąć kontakt, a nie kontynuować go pod pretekstem różnych ważnych spraw do załatwienia, oddawania sobie rzeczy przez kolejne miesiące, czy zwyczajnych spotkań na kawkę, bo w ten sposób możesz oszukiwać się jeszcze kolejne 2 lata.

 

Edytowane przez Yonka1717
Odnośnik do komentarza
9 godzin temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

moim głównym pytaniem było jak to zakończyc, bo na chwile obecną nie wiem jak odejśc bez krzyków i nerwów. 

Bardziej obawiasz się tego, że zacznie Cię znowu urabiać, albo powie, czekałem na taki krok z Twojej strony. 

Uważam, że bez pomocy psychologa nie dasz rady odejść, chyba, że on by tego chciał. 

Zapytaj na początek, co on sądzi o waszym rozstaniu, bo nie widzisz dla was przyszłości. Jego reakcja powie Ci jak najlepiej to zrobić. 

Odnośnik do komentarza

Witaj Blackeyes. Pytanie do ciebie, czemu jeszcze jesteś z tym facetem? Co masz z tego związku? Rozumiem że u ciebie wchodzi w grę miłość, ale nie bądź naiwna. On nic nie robi, nie pomaga ci jeżeli chodzi o związek. Natomiast stawia tobie ultimatum. Napisałaś że 2 lata to nie tak dużo. I prawda. Już w momencie kiedy on zaczął cię zostawiać, wychodzić nic nie mówiąc ty powinnaś go kopnąć w D. Nie wiem czemu sie tak starasz. Rozumiem że wpłynął na twoje poczucie wartości. Ale skoro to widzisz to czemu nadal tkwisz w takim związku? W zasadzie ty sie biczujesz, a on ma to wszystko w powazaniu. U was pojawia się sprawa seksu, tego że mu za mało. Ty go zaczęłaś sprawdzać bo mu nie wierzysz. W ogóle jak dalej widzisz wasz związek bo moim zdaniem to już nie jest związek a trzymanie się tego faceta na siłę tak jakbyś nie widziała życia poza nim. Do tego piszesz że boisz się samotności. Więc rozumiem że cała twoja uwaga, nerwy skupiły się na nim. Tylko po co? Nie dobraliscie się, to sie rozejdźcie bo tak to sie jeszcze długo będziecie męczyli.Pzdr

Odnośnik do komentarza
5 godzin temu, Gość ka-wa napisał:

Zapytaj na początek, co on sądzi o waszym rozstaniu, bo nie widzisz dla was przyszłości. Jego reakcja powie Ci jak najlepiej to zrobić. 

Jakie to ma znaczenie, co on sądzi o ich rozstaniu? Jeśli autorka chce się rozstać, czemu trudno się dziwić, to opinia jej beznadziejnego faceta nie jest jej do niczego potrzebna. Facet już raz ją urobił, właściwie nie wiadomo w jakim celu, bo uczucia, ani szacunku w jego czynach nie widać. Dziewczyna od początku godzi się na byle jakie traktowanie, a Ty jej radzisz , żeby nadal kręciła się w kółko i swoją decyzję uzależniała od zdania faceta, który nią pomiata?

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Yonka1717 napisał:

Ty jej radzisz , żeby nadal kręciła się w kółko i swoją decyzję uzależniała od zdania faceta, który nią pomiata

Chodzi tylko o wyczucie go. Musisz wiedzieć, że dziewczyna jest tak od niego uzależniona, że nie wystarczy powiedzieć, odejdź. 

Nawet jeśli to zrobi, wystarczy rozmowa z nim, a będzie jadła mu z ręki. Taką ofiarę z dziewczyny potrafi zrobić toksyk. Ani z nim żyć, ani odejść, to jest nawet trudne do zrozumienia, dlatego wspominam o psychologu. 

Odnośnik do komentarza
Gość masochistka?
W dniu 4.10.2020 o 11:13, Gość Blackeyes28382 napisał:

Witam, chyba doszłam do momentu, że potrzebuję porady, bo nie wiem czy nie zaczęłam wariować.. Z moim obecnym partnerem jesteśmy razem 2 lata. Ten związek od początku można powiedzieć, że był dość ciężkim związkiem, dużo się ze sobą kłóciliśmy, facet wielokrotnie mnie oszukiwał o czym dowiadywałam się po czasie. Rzeczy, które robił podchodziły pod zdradę chociaż nie była to bezpośrednia zdrada typu, że przeczytałam jego czułe smsy, albo nakryłam w łóżku z inną dziewczyną. Dogadzał sobie np na kamerkach, na których pisał z innymi dziewczynami kiedy ja bylam za drzwiami. Czasem zdarzało się to nawet codziennie. Tłumaczył to tym, że jestem zbyt nerwowa i nie ma ochoty uprawiać seksu z nerwową dziewczyną.. Po prostu ręce mi opadły, zero przeprosin ,moja wina. Ale jak zawsze wybaczyłam, bo przecież kocham ? Tak było przez te całe 2 lata mnóstwo sytuacji, których z jego strony nie powinno być tym bardziej na początku związku, w końcu 2 lata to nie jest długi staż i emocje między nami zawsze były. Dlatego tym bardziej nie rozumiałam jego zachowania. Tak samo było podczas kłótni, on wychodził na całe noce, zostawiał mnie w pustym mieszkaniu, wracał pijany nad ranem i też nie mam pojęcia gdzie był, z kim był. Po prostu mnie zostawiał. Oczywiście wybaczałam mu wszystko jednak w końcu postawiłam granice. Dałam mu do zrozumienia, że nigdy nie bedzie już kolejnej szansy za wszystkie upokorzenia, to było kiedy naprawdę chciałam go po tym wszystkim zostawić, ale mnie urobił. Powiedziałam mu, że nigdy juz nie uwierze mu na slowo, potrzebuję na wszystko potwierdzenia, bo potrafi kłamać mi prosto w twarz, on się na wszystko zgodził, i tak właśnie jest. Są sytuacje kiedy go sprawdzam, kiedy potrzebuje potwierdzenia, staram się wszystko wiedzieć, bo po tym wszystkim trzęsie mnie na samą myśl, że on zostaje sam w domu, a ja wychodzę. Są czasem dni kiedy wraca do mnie to wszystko, niestety tak mam. Wybaczyłam mu z miłości, ale chyba nigdy nie zapomne o tym co mi robił, bo ja naprawde bylam bardzo lojalna i uczciwa, ale czuje się po prostu zdradzona. Mam te gorsze dni kiedy jestem "jęcząca" i męcząca, kiedy mi się coś przypomina, zaczynam mu o tym mówić, bo zawsze licze w duchu, że usłysze słowa "Kochanie, to już przeszłość, pokaże ci, że jest inaczej" chociażby takie głupie słowa wystarczyłyby mi żeby się uspokoić i powoli zacząć zapominać. Jest na odwrót, jak mam słabszy dzień to on automatycznie izoluje się ode mnie. Gdy nachodzą mnie wątpliwości, on nie pomaga mi ich rozwiać mimo, że są z jego powodu. Zostawia mnie na cały dzień, przez cały dzień nie odezwie się słowem, nie napisze wiadomości i czeka kiedy ja się wycisze. A ja w tym czasie zamiast się uspokoić nakręcam się na sam fakt, jego ignorowania. On też ma czasem gorszy dzień, krzyczy na mnie, jest  niemiły, ale ja mimo to jestem przy nim. Mnie strasznie boli jego ostatnimi czasy podejście do mnie i do tego związku. Wygląda to tak, że jeśli ja jestem milutka, kochana, robię mu obiadki, ładnie się dla niego ubieram, maluje, uwodze to jest on wniebowzięty, taki zakochany, adoruje mnie na każdym kroku. Ale gdy jest taki "normalny", zwykły dzień od razu odczuwam większy chłód od niego, bardziej zajmuje się sobą, a ja jestem tam gdzieś z boku. Mam odczucie, że cały czas muszę chodzić na paluszkach, cały czas muszę go na siebie nakręcać i starać mu sie przypodobać żeby on po prostu zwrócił na mnie uwagę. Nie było tak oczywiście zawsze, zaobserwowałam to od kilku miesięcy, ale najbardziej nie dają mi spokoju te kłótnie. Nie kłócimy się aż tyle co kiedyś, natomiast kiedyś jak się kłóciliśmy, to była jakaś konwersacja, chwila przemyśleń, a w końcu się godziliśmy. Teraz my nie mamy nawet jak sie pokłócić, bo gdy jest jakaś rzecz, która mnie trapi i mu o tym mówie to on kompletnie nie chce tego słuchać, ucina rozmowe. rozłącza się lub wychodzi jeśli jesteśmy w tym czasie razem. Wydaje mi się, że w normalnych związkach jak ludzie się kłócą lub mają jakieś przeciwne zdania to mówią sobie o tym, dyskutują, a nie wychodzą i trzaskają drzwiami. Dziwi mnie to o tyle, że ja  naprawdę nie mówię nic złego. Nie mogę poruszyć żadnego głębszego tematu, bo jak sam twierdzi "męcze mu psychike". Ja patrzę na życie bardzo dojrzale, do wszystkiego podchodzę poważnie. Mam też takie myślenie, że jak jest źle to lepiej wyjaśnić wszystko na bieżąco niż pielęgnować syf. Dlatego każde moje gorsze samopoczucie mu mówie, lub jakąś myśl, bo liczę zwyczajnie na wsparcie z jego strony. Ja nie umiem trzymać wszystkiego w sobie jak on, bo gdy mu jest źle, nigdy nie powie tego wprost, zamiast tego nie będzie się odzywać 3 dni i będzie chodzić obrażony. Dla mnie to straszne i ciężko zrozumieć mi takich ludzi. Na dodatek on teraz zaczął stawiać mi swoje warunki typu "Albo po tym wszystkim dajesz mi nową szanse i ufasz na nowo albo się rozstajemy" tak jakby kompletnie mu na mnie nie zależało i tak chyba jest... Mam wrażenie, że jego uczucia gasną i nie angażuje się kompletnie w ten związek. W codziennych sytuacjach i kontaktach 70% inicjatywy jest z mojej strony. Czuje, że wkładam w to wszystko dużo więcej niż sama dostaje. Jest to przykre tym bardziej, że bardzo mnie skrzywdził i wszystko mu wybaczałam i myślałam, że on zrozumie, że może mnie stracić i trochę bardziej się o mnie postara, nie jest tak. Raczej wygląda to tak, że jeśli chce z nim być to mam siedzieć cicho, uśmiechać się nie narzekać, bo jeśli jest coś nie tak, to już go męczę psychicznie. Nie wiem czy ja naprawdę stałam się tak bardzo męcząca psychicznie czy to jest jego wymówka na to, że ma wszystko gdzieś. Coś z tyłu głowy podpowiada mi, że powinnam zacząć robić tak jak on, izolować się, ignorować, przestać odzywać, ale czuje, że to byłoby wbrew mnie. Kiedyś można powiedzieć, że byłam zmęczona tym jaki jest, odpuściłam sobie go trochę dałam na luz. Nie zaczął się bardziej starać, nie zabiegał o mnie. Po prostu nasz kontakt w tamtym czasie był znikomy.. jedynie chciał wiedzieć czasem co robię i odzywał się raz na parę godzin, ale kompletnie nie interesowało go to jak minął mi dzień, czy jest wszystko ok. Zajmował się sobą, a ja się męczyłam, bo ciągle czekałam aż bardziej sie mną zainteresuje. Na chwile obecną poważnie zastanawiam się nad rozstaniem, przestaje widzieć jakąkolwiek szanse w tym wszystkim. Nie wiem tylko jak zrobić to w odpowiedni sposób, nie chce mu tłumaczyć wszystkiego, bo z reguły gdy on nie odzywa się całe dnie  robie mu długie wiązanki, chcąc cokolwiek wytłumaczyć chociaż on to kompletnie olewa. Nie chce też zostawiać go bez słowa wyjaśnienia. Właściwie to trochę liczę że gdy powiem o rozstaniu to on wtedy o mnie zawalczy, ale bardzo boje się rozczarowania, a wręcz jestem pewna, że on sobie po prostu odpuści i nie odezwie się więcej.. Ehh, dlaczego ja się wszystkim tak przejmuje, jestem tak bardzo zaangażowana, a on w ogóle? I nawet nie chce chociaż zrozumieć, że mogę się tak czuć po jego kłamstwach. Ze wszystkim mam radzić sobie sama, a do niego mogę się odezwać jak jestem w dobrym nastroju, czy taki związek ma w ogóle jakikolwiek sens? Bo ja zaczynam już w to wątpić. Czuje, że pewnego dnia to on sam ze mną zerwie jeśli widzę, że coraz mniej mu zależy, a wtedy to ja znowu będę w przegranej pozycji. Chce wyjść z tego z podniesioną głową, ale po prostu nie umiem.. Moja pewność siebie spadła po prostu do zera, nie wierze w siebie i boje się samotności.. Bardzo prosze o jakieś rady, może ktoś był w podobnej sytuacji..

na litość facet Cię zlewa dwa lata a Ty pytasz o poradę???? Obudź się dziewczyno czy takiego życia oczekujesz? To jednak prawda że niektóre dziewczyny lubią być maltretowane chociaż w to nie wierzyłem do tej pory. Dramat

Odnośnik do komentarza
14 minut temu, Gość masochistka? napisał:

To jednak prawda że niektóre dziewczyny lubią być maltretowane chociaż w to nie wierzyłem do tej pory

To nie jest tak, że lubią. To jest tak zwana potocznie zryta psyche, która nie pozwala zrobić radykalnego ruchu, trudno to zrozumieć komuś, kto nie zetknął się z podobną sytuacją. 

Odnośnik do komentarza
Gość Blackeyes28382
5 godzin temu, Gość ka-wa napisał:

To nie jest tak, że lubią. To jest tak zwana potocznie zryta psyche, która nie pozwala zrobić radykalnego ruchu, trudno to zrozumieć komuś, kto nie zetknął się z podobną sytuacją. 

Dzięki za odpowiedzi ka-wa. Chyba jako jedyna zrozumiałaś mój problem. Zadałam w ogóle pytanie na tym forum, ponieważ gdy próbuje się poradzić rodziny, przyjaciół, czy kogokolwiek bliskiego słysze odpowiedzi typu "to po co z nim jesteś, nie szanujesz się". Problem jest taki, że to nie jest takie łatwe. Szczerze mówiąc pierwszy raz w życiu wplątałam się w taki związek, nigdy poprzednio nie miałam takich partnerów, wiedziałam, że związki są toksyczne, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak. Sama zagłębiałam się trochę w ten temat, wyczytałam, że mój facet najprawdopodobniej ma narcystyczne zaburzenia osobowości, zachowuje się tak, bo nie potrafi odczuwać empatii. Ja natomiast jestem osobą bardzo empatyczną i ciężko mi odejść też z tego względu, że się martwie jak on sobie poradzi... Wiem, że nie ma nikogo poza mną, o czym mi przypomina gdy chce odejść. Mam poczucie, że odchodzę i zostawiam go z niczym. Ja mam dobry kontakt ze swoją rodziną, on bardzo zły. W większości moich związków, które się konczyly brakowało czegoś od dluzszego czasu, ale bylo spokojnie, bez większych kłótni. Po prostu na koniec sobie dziękowaliśmy i każdy szedł we własną stronę. Tu jest trochę inaczej, bo nie gasną uczucia, przynajmniej moje. Są dni kiedy jak już mówiłam, on nie odzywa się wcale, a 2 dni później jest taki kochany, cudowny, komplementuje mnie, stara się i wtedy zaczynam mieć wątpliwości. Dlatego tak trudno mi odejść, bo to taki rollercoaster emocjonalny, który niestety mi funduje. Czasem przymierzam się do rozstania i chce mu już to powiedzieć, ale on wstaje taki szczesliwy, mowiąc jak bardzo mnie kocha.. Wiem, że cięzko to zrozumieć dla kogoś kto nigdy tego nie przeżył. Ja się sama w tym bardzo gubie,  nie bylam przygotowana na taki związek w moim życiu i taką osobę. Co do psychologa, to planowałam iść, ale jestem trochę zrażona wieloma poprzednimi psychologami, którzy ryli mi głowę i zamiast odpowiedzieć na moje pytanie drążyli tematy dzieciństwa i inne brudy. Chciałabym iść do psychologa, który konkretnie zajmuje się tym tematem, inaczej nie wierze, ze mnie zrozumie i powie, że jestem masochistką jak zostalalm juz nazwana na tym forum ? To tak jakby iść do okulisty ze złamaną nogą... Z wszystkiego zdaje sobie sprawe, po prostu nie wiem w jaki sposob odejść tak żebym nie wracala. Wiem, ze jak z dnia na dzien odejde to bede miec watpliwosci i bede wracac...

Odnośnik do komentarza
42 minuty temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

ciężko mi odejść też z tego względu, że się martwie jak on sobie poradzi...

Znajdzie inną, tym się nie przejmuj, myśl o sobie. 

42 minuty temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Wiem, że nie ma nikogo poza mną, o czym mi przypomina gdy chce odejść

To jest już pranie mózgu. 

42 minuty temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Tu jest trochę inaczej, bo nie gasną uczucia, przynajmniej moje

Jest cienka granicą między uczuciem, a uzależnieniem od toksyka, często trudne do odróżnienia. 

42 minuty temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Dlatego tak trudno mi odejść, bo to taki rollercoaster emocjonalny, który niestety mi funduje.

Tak, to jest metoda kija i marchewki, to jest sposób na zatrzymanie partnera. 

42 minuty temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

zamiast odpowiedzieć na moje pytanie drążyli tematy dzieciństwa i inne brudy.

Bo to jest istotne, ma wpływ na Twoją podatność na uzależnienie od osoby toksycznej. 

 

44 minuty temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Chciałabym iść do psychologa, który konkretnie zajmuje się tym tematem, inaczej nie wierze, ze mnie zrozumie 

To na pewno jest ważne, dobry terepeuta to podstawa. 

45 minut temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Wiem, że cięzko to zrozumieć dla kogoś kto nigdy tego nie przeżył. Ja się sama w tym bardzo gubie, 

Tak, ale nie trzeba przeżyć, żeby to zrozumieć,  na pewno trzeba się zetknąć z podobnym problemem. 

Ciężko uwierzyć, że  ktoś może dać tak sobą manipulować, więc nie ma się co dziwić takim, a nie innym opiniom. 

 

Odnośnik do komentarza
52 minuty temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Dzięki za odpowiedzi ka-wa. Chyba jako jedyna zrozumiałaś mój problem.

Nie, ka-wa udzieliła Ci odpowiedzi jakiej oczekiwałaś, czyli bujaj się z nim nadal, odwlekaj, pytaj go o zdanie, czy możesz odejść, czy nie, bo przecież jesteś taka słaba i uzależniona od niego. W ten sposób zmarnujesz kolejne lata.

54 minuty temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

gdy próbuje się poradzić rodziny, przyjaciół, czy kogokolwiek bliskiego słysze odpowiedzi typu "to po co z nim jesteś, nie szanujesz się".

Dokładnie, po co? Rozumiałabym jeszcze Twoje rozterki, gdybyście byli razem szmat czasu, wcześniej było świetnie, a nagle coś się zepsuło. Jednak Wy nie dogadujecie się od samego początku, więc kiedy tak bardzo uzależniłaś się od niego? Może po prostu lubisz takie emocje, kłótnie, godzenie się itd?

W dniu 4.10.2020 o 11:13, Gość Blackeyes28382 napisał:

Teraz my nie mamy nawet jak sie pokłócić, bo gdy jest jakaś rzecz, która mnie trapi i mu o tym mówie to on kompletnie nie chce tego słuchać, ucina rozmowe.

 ? To by potwierdzało moje przypuszczenia. W sumie facet dobrze robi, że izoluje się, gdy dążysz do kłótni, widocznie ma dosyć. To też wskazywałoby, że nie pasujecie do siebie.

Godzinę temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

ciężko mi odejść też z tego względu, że się martwie jak on sobie poradzi... Wiem, że nie ma nikogo poza mną, o czym mi przypomina gdy chce odejść. Mam poczucie, że odchodzę i zostawiam go z niczym.

Chyba jednak nie jest taki samotny, jeśli znika na kilka dni, chyba nie spędza ich samotnie pod mostem? Widzę, że znalazłaś kolejny argument, żeby jednak tkwić w tym chorym związku - litość nad rzekomo biednym, samotnym facecikiem. Nic to, że on ma Cię centralnie w tyle, zawsze znajdzie się powód, żeby oszukać samą siebie i chwycić się jakiegoś pretekstu.

Godzinę temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Dlatego tak trudno mi odejść, bo to taki rollercoaster emocjonalny, który niestety mi funduje.

Daj spokój, nie odchodź i tak nie masz takiego zamiaru. Chciałaś sobie tutaj po prostu poutyskiwać.  Rady rodziny - złe, na forum po za ka-wą nikt Cię nie rozumie, do psychologa też nie pójdziesz, więc co począć panie premierze, co począć? ?

ZOSTAĆ z tym biedakiem, starać się jeszcze bardziej, może nawet znowu uda się Wam pokłócić i wszystko będzie jak zwykłe. 

Godzinę temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

Problem jest taki, że to nie jest takie łatwe.

No nie jest łatwe, niestety trzeba by się wysilić. Problem jest wtedy, gdy komuś brakuje motywacji i silnej woli. 

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Gość Blackeyes28382 napisał:

po prostu nie wiem w jaki sposob odejść tak żebym nie wracala. Wiem, ze jak z dnia na dzien odejde to bede miec watpliwosci i bede wracac...

Dlatego jak zrozumiesz w czym tkwisz z pomocą psychologa, jedynym, sprawdzonym wyjściem będzie, zero kontaktu, wyjazd, zaszycie się na jakiś czas u kogoś bliskiego, kto Cię wesprze, a kogo on nie zna, zmiana nr telefonu. 

Tak wyszła z takiego toksycznego zwiazku moja znajoma, której w pewnym sensie pomogłam, dlatego znam problem. 

Odnośnik do komentarza
Gość Blackeyes28382
48 minut temu, Yonka1717 napisał:

Nie, ka-wa udzieliła Ci odpowiedzi jakiej oczekiwałaś, czyli bujaj się z nim nadal, odwlekaj, pytaj go o zdanie, czy możesz odejść, czy nie, bo przecież jesteś taka słaba i uzależniona od niego. W ten sposób zmarnujesz kolejne lata.

Dokładnie, po co? Rozumiałabym jeszcze Twoje rozterki, gdybyście byli razem szmat czasu, wcześniej było świetnie, a nagle coś się zepsuło. Jednak Wy nie dogadujecie się od samego początku, więc kiedy tak bardzo uzależniłaś się od niego? Może po prostu lubisz takie emocje, kłótnie, godzenie się itd?

 ? To by potwierdzało moje przypuszczenia. W sumie facet dobrze robi, że izoluje się, gdy dążysz do kłótni, widocznie ma dosyć. To też wskazywałoby, że nie pasujecie do siebie.

Chyba jednak nie jest taki samotny, jeśli znika na kilka dni, chyba nie spędza ich samotnie pod mostem? Widzę, że znalazłaś kolejny argument, żeby jednak tkwić w tym chorym związku - litość nad rzekomo biednym, samotnym facecikiem. Nic to, że on ma Cię centralnie w tyle, zawsze znajdzie się powód, żeby oszukać samą siebie i chwycić się jakiegoś pretekstu.

Daj spokój, nie odchodź i tak nie masz takiego zamiaru. Chciałaś sobie tutaj po prostu poutyskiwać.  Rady rodziny - złe, na forum po za ka-wą nikt Cię nie rozumie, do psychologa też nie pójdziesz, więc co począć panie premierze, co począć? ?

ZOSTAĆ z tym biedakiem, starać się jeszcze bardziej, może nawet znowu uda się Wam pokłócić i wszystko będzie jak zwykłe. 

No nie jest łatwe, niestety trzeba by się wysilić. Problem jest wtedy, gdy komuś brakuje motywacji i silnej woli. 

Sorry, ale nie rozumiem po co komentujesz tego posta skoro ciągle po mnie jedziesz. Jasno zadałam pytania, napisałam o swojej trudnej sytuacji i po tych pieprzonych 2 latach stwierdziłam, że chce odejść. Naprawde to czuje i chodzi mi to po głowie codziennie, nie wiem tylko, z ktorej strony to ugryźć. Jeżeli bym go nie chciała zostawić to nie pisałabym tutaj na forum, ale ty na mnie naskakujesz. Świetnie, że masz wysoką samoocene, że nie pozwoliłabyś się tak komukolwiek traktować, ja dałam, widze to. Ale jeśli uważasz, że jechanie po mnie to dobry sposób, to się nie produkuj, bo nie potrzebuje takich rad i odpowiedzi, które sugerują mi, że jestem głupia. Dobrze, że siedzisz w mojej skórze i wiesz co czuje. Fajnie się siedzi po drugiej stronie i komentuje w taki sposób bez żadnego zrozumienia sytuacji, w dodatku w sposób bardzo agresywny. ? Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Otrzymałaś tutaj sporo rad, których nie przyjmujesz, jakiej więc rady oczekujesz, jeśli wszystko z Twojej strony jest na "nie"?

W jednej kwestii zgadzam się z ka-wą; trudno odejść ofierze przemocy od toksycznego partnera. Mówi się wtedy o uzależnieniu od przemocy. Jednak ta sytuacja nijak do Ciebie nie pasuje. Twój partner nie jest toksyczny, on ma Cię po prostu gdzieś.  Z Twojego opisu wynika, że Twój partner nie kocha Cię, nie szanuje i okazuje to od samego początku. Ty z kolei wykłócasz się z nim usiłując nagiąć go do swoich wyobrażeń. To już raczej Tobie można by przypisać przemoc psychiczną, bo skoro go wybrałaś, to powinnaś zaakceptować. Jeśli nie akceptujesz - odchodzisz

Od czego właściwie uzależniłaś się? Ok, zakochałaś się w nim (mimo wszystko) i uzależniłaś od lekceważenia? Przecież on to robi od samego początku.

W dniu 4.10.2020 o 11:13, Gość Blackeyes28382 napisał:

Ten związek od początku można powiedzieć, że był dość ciężkim związkiem, dużo się ze sobą kłóciliśmy, facet wielokrotnie mnie oszukiwał o czym dowiadywałam się po czasie. Rzeczy, które robił podchodziły pod zdradę chociaż nie była to bezpośrednia zdrada typu, że przeczytałam jego czułe smsy, albo nakryłam w łóżku z inną dziewczyną. Dogadzał sobie np na kamerkach, na których pisał z innymi dziewczynami kiedy ja bylam za drzwiami. Czasem zdarzało się to nawet codziennie.

Uzależnienie, jest to proces. Nie mogłaś więc uzależnić się na samym początku. Trwałaś przy nim, mimo, że robił takie świństwa, kłamał, olewał Cię itd. Obawiam się, że Twoim problemem nie jest uzależnienie, tylko desperacja...ale to też problem, jeśli zmarnowałaś aż 2 lata. Jedyną szansą dla Ciebie byłaby terapia, ale jeszcze nie spróbowałaś, a już mówisz "nie".

Jakiej więc rady oczekujesz?

Odnośnik do komentarza

Yonka, zdaje się, że nie rozumiesz tej sytuacji. To nie jest prosta przemoc, a wyrafinowana, z praniem mózgu od początku, więc tu nawet słowo uzależnienie jest nie bardzo trafione. 

6 godzin temu, Yonka1717 napisał:

Jedyną szansą dla Ciebie byłaby terapia, ale jeszcze nie spróbowałaś, a już mówisz "nie".

I tu nie doczytałaś, bo dziewczyna była u psychologa i wybiera się do innego. 

Partner jest toksyczny, zgadzam się z autorką, że ma zaburzenia osobowości, być może narcystyczne, ale chyba nie tylko. 

Dobrze, że dziewczyna w końcu chce to przerwać, tylko jak widać nie jest to takie proste jakby się wydawało, bo on będzie stosował różne chwyty, żeby ją zatrzymać. 

 

Odnośnik do komentarza

Blackeyes, byłam jak ty kiedyś w związku przez ok 2 lata z facetem z którym od samego poczatku wiedziałam że będzie kiepsko, że nie pasujemy do siebie. Ale chciałam chyba na siłę być taka dorosła, tak być z kimś (wtedy nie liczyło sie dla mnie że mamy zupełnie różne charaktery i potrzeby). I tak odchodziłam i wracała i się biczowałam. ty kochasz swojego faceta ale widzisz że jest między wami przepaść. W moim byłym "związku" facet tez miał odchyły narcystyczne. Generalnie mało co i kto go obchodził. Do tego kłóciliśmy się jak cholera. podświadomie wiedziałam że to nie jest to. Że się rozstaniemy, ale chyba nie wiedziałam też jak to ugryźć, jak podejść do rozstania bo ja go nie kochałam. Ty swojego faceta kochasz (tak napisałaś). Natomiast szkoda mi chyba było tego poświęconego czasu i nie tylko. Z czasem po latach jak tak na to wszystko patrzę to jesteś pełna podziwu że wytrzymałam aż prawie 2 lata i zupełnie nie rozumiem sama tego że byłam z kimś z kim się kłóciłam i byliśmy absolutnie rózni. Ale tutaj właśnie jest to o czym napisałam czyli biczowanie się albo jak kto chce masochizm psychiczny. W tej chwili jest dla mnie nie do pojęcia czemu ja się z tym facetem tak długo męczyłam bo przy nim nic mnie nie trzymało. Nawet teraz nie potrafię chyba powiedziec po co ja tyle czasu zmarnowałam bo to było zupełnie od czapy a nie związek. Więc sama pomyśl ile was rózni, czy jest coś co cię przy nim trzyma (już pomijając miłość), co masz z tego związku, ile w tym związku macie wspólnych zainteresowań, waszych wspólnych spraw, tego co was łączy nie tylko fizycznie ale mentalnie? Czy może więcej was różni? I może też zastanów sie ile stracisz na tym że się z nim rozstaniesz a ile zyskasz? chodzi mi o to czy tak naprawdę jesteś z nim bo nie potrafisz się zdecydować na odejście, boisz sie co będzie jak się rozstaniecie? Nic. Ty pójdziesz w swoją stronę i podejrzewam że poczujesz dopiero po rozstaniu że ci ogromny ciężar spadł z pleców. Zobaczysz że jednak istnieje inne życie poza byciem w nieszczęśliwym związku. Myślę że teraz jesteś nieszczęśliwa bo niby chcesz z nim być ale nie masz żadnego powodu żeby z nim zostać. Czyli jesteś z nim bo ci szkoda tylko nie wiem czy tego czasu który z nim spędziłaś czy jego bo masz nadzieję że się zmieni? Pzdr

Odnośnik do komentarza

Loraine, nie ma przełożenia Twoja sytuacja. Autorka "dojrzała" do rozstania, tylko przez swoją słabość do niego, obawia się, że on ją tak urobi, że wróci, więc pyta jak odejść, choć to wygląda na pytanie retoryczne, nim nie jest. Dlatego musi to zrobić z pomocą psychologa.

Mocno wypaczył jej myślenie, ona uważa, że facet bez niej sobie nie poradzi. Normalnie w głowie się nie mieści, a jednak... 

To on ją rozkochał i uzależnił od siebie,  bo trafił na podatny grunt. O masochizmie psychicznym można by mówić, gdyby to autorce sprawiało przyjemność. 

Uzależnienie od przemocy, to wg mnie też skrót myślowy, bo toksyk jaki by nie był, uzależnia od siebie, nie od przemocy, ma wyrafinowane metody, potrafi wmówić dziecko w brzuch, jak trzeba jest kochany, jego domena to manipulacja. Aż nie do wiary... 

Odnośnik do komentarza
4 minuty temu, Gość ka-wa napisał:

Autorka "dojrzała" do rozstania, tylko przez swoją słabość do niego, obawia się, że on ją tak urobi, że wróci, więc pyta jak odejść, choć to wygląda na pytanie retoryczne, nim nie jest.

Ka-wa u mnie też było takie t.zw. urabianie ? Dokładnie wiem o co chodzi. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi jak odejść bo sama musi znaleść w sobie siłę moim zdaniem żeby po prostu zrzucić z siebie ciężar tego toksycznego związku.

5 minut temu, Gość ka-wa napisał:

O masochizmie psychicznym można by mówić, gdyby to autorce sprawiało przyjemność. 

Niekoniecznie, ponieważ kobiety czesto nieświadomie się wpakują w taką sytuację i później tak w tym trwają. Niby wiedzą że to jest męczarnia, ale świadomie w tym trwają już chyba z przyzwyczajenia, czasami jest jakiś zupełnie abstrakcyjny strach o to jak odejść, jak to będzie. Wiesz, pojawia się wiele pytań.

7 minut temu, Gość ka-wa napisał:

Mocno wypaczył jej myślenie, ona uważa, że facet bez niej sobie nie poradzi. Normalnie w głowie się nie mieści, a jednak... 

A jednak mi się mieści bo niby 2 lata nie jest długim okresem ale w tym czasie jak facet manipuluje i utwierdza kobietę w przekonaniu że ona sobie nie poradzi bez niego, albo on robi z siebie takiego biednego który sobie nie poradzi bez niej to jest to takim szantażem psychicznym. I do tego uzależnieniem drugiej osoby. To bardzo wpływa na psychikę bo kobieta traci z oczu faktyczną sytuację, nie patrzy sie już na swoje dobro ale całkowicie skupia się na facecie.

11 minut temu, Gość ka-wa napisał:

Uzależnienie od przemocy, to wg mnie też skrót myślowy, bo toksyk jaki by nie był, uzależnia od siebie, nie od przemocy,

Toksczczny człowiek może uzaleznić w kazdy sposób. Może stosować przemoc psychiczną i fizyczną. Blackeyes napisała że :

 

W dniu 4.10.2020 o 11:13, Gość Blackeyes28382 napisał:

Nie było tak oczywiście zawsze, zaobserwowałam to od kilku miesięcy, ale najbardziej nie dają mi spokoju te kłótnie. Nie kłócimy się aż tyle co kiedyś, natomiast kiedyś jak się kłóciliśmy, to była jakaś konwersacja, chwila przemyśleń, a w końcu się godziliśmy. Teraz my nie mamy nawet jak sie pokłócić, bo gdy jest jakaś rzecz, która mnie trapi i mu o tym mówie to on kompletnie nie chce tego słuchać, ucina rozmowe. rozłącza się lub wychodzi jeśli jesteśmy w tym czasie razem.

W dniu 4.10.2020 o 11:13, Gość Blackeyes28382 napisał:

Gdy nachodzą mnie wątpliwości, on nie pomaga mi ich rozwiać mimo, że są z jego powodu. Zostawia mnie na cały dzień, przez cały dzień nie odezwie się słowem, nie napisze wiadomości i czeka kiedy ja się wycisze. A ja w tym czasie zamiast się uspokoić nakręcam się na sam fakt, jego ignorowania. On też ma czasem gorszy dzień, krzyczy na mnie, jest  niemiły, ale ja mimo to jestem przy nim.

W ich związku były non stop kłótnie ale od paru miesięcy się coś zmieniło  on się odcina zamiast przedyskutowac jakąs sprawę. Rozmowa nie gryzie, ale dla jej faceta nie jest to wygodne. Z drugiej strony ona nie ma do niego już zaufania więc się nakręca. Można zignorować jakies pierdoły. Przeczekać aż druga strona ochłonie. Ale ignorancja non stop, wychodzenie wracanie kiedy mu się chce...Wiesz to jest tak jakby w zasadzie ten jej facet żył sam. Tylko psychicznie ją od siebie uzaleznił. Zamiast mieć jaja i powiedzięc autorce że jednak nie chce tego związku dalej ciągnąć i sprawiać jej przykrość to on sobie wychodzi bez słowa. To jest upokarzające. Tutaj też pojawia się coś co często mają kobiety w długotrwałych związkach czyli niemoc i tkwienie wtym samym. Autorka pisze że chce odejść ale nie wie jak. Mysle że żaden psycholog, psychoterapeuta jej nie pomoże bo za nią nie odejdzie od faceta.  O ile sama się w końcu nie zdecyduje to nic się nie zmini i będzie w taki związku gdzie ani na nie ma do niego zaufania i go sprawdza, ani on chyba już nie chce w tym tkwić bo w sumie tak naprawdę on zyje jak mu się podoba, wychodzi kiedy chce, gdzie chce. Do tego kłótnie. Autorka sama przed sobą musi odpowiedziec sobie na podstawowe pytania co ją przy facecie trzyma? Czy ma więcej powodów żeby jeszcze to ciągnąć i się zastanawiać jak odejść czy po prostu spakować się i odejść? Nikt za nią tego nie zrobi. Pzdr

Odnośnik do komentarza
Godzinę temu, Gość Loraine napisał:

Mysle że żaden psycholog, psychoterapeuta jej nie pomoże bo za nią nie odejdzie od faceta.  

Pomoże, ja też tak uważałam, dopóki nie spotkałam się z taką toksyczną relacją. Ty nie miałaś do czynienia z takim manipulantem i być może masz mocniejszą psychikę i większe poczucie własnej wartości. 

Nie da się zmierzyć tego problemu swoją miarą. 

 

Odnośnik do komentarza
9 godzin temu, Gość ka-wa napisał:

Yonka, zdaje się, że nie rozumiesz tej sytuacji. To nie jest prosta przemoc, a wyrafinowana, z praniem mózgu od początku, więc tu nawet słowo uzależnienie jest nie bardzo trafione. 

Ka-wa o jakiej przemocy mówisz, nawet wyrafinowanej, o jakim praniu mózgu? Na siłę usiłujesz zrobić z tego faceta narcyza. Tymczasem jego zachowanie trudno określić jako narcystyczne. Narcyz to bardzo ogólnie rzecz ujmując, osoba, która ma poczucie własnej wyjątkowości przy jednoczesnym umniejszaniu drugiej osobie. Narcyz potrafi świetnie uwodzić, owinąć partnerkę dookoła palca, zanim zacznie ją niszczyć. Oczywiście falowo, raz skomplementuje, a 10 razy poniży. 

W opisywanej sytuacji nie ma żadnych przesłanek, żeby tego gościa określać narcyzem, a zwłaszcza przypisywać mu jakąkolwiek przemoc. On nie dręczy, nie gnębi, nie poniża, on po prostu olewa i to od początku. To już bardziej przemocowcem w tym układzie jest autorka. To ona się wykłóca, usiłuje wymuszać określone zachowania, ma wieczne pretensje, wywiera presję itd, a wszystko po to, żeby go urobić w/g własnego wyobrażenia i wygody. Autorka cierpi, bo facet urobić się nie daje, nawet kłocić mu się z nią nie chce ? i dlatego uważa się za ofiarę przemocy? Absurd i manipulacja.

2 godziny temu, Gość ka-wa napisał:

Loraine, nie ma przełożenia Twoja sytuacja. Autorka "dojrzała" do rozstania, tylko przez swoją słabość do niego, obawia się, że on ją tak urobi, że wróci, więc pyta jak odejść, choć to wygląda na pytanie retoryczne, nim nie jest. Dlatego musi to zrobić z pomocą psychologa.

A ja uważam, że sytuacja z przeszłości Loraine jest bardzo adekwatna. Po za tym, gdyby autorka dojrzała do rozstania, to by to zrobiła. Nie dojrzała, nadal ma nadzieję, szuka pretekstu, żeby tego nie zrobić i kręci się w kółko.

Niech idzie wreszcie do tego psychologa i niech nie obawia się, że psycholog powie jej wprost, że jest masochistką - nie powie. Może to zrobić okrężną drogą, żeby sama doszła do tego wniosku, że to nie ten facet wyrządza jej krzywdę, bo od początku jest jaki jest, tylko ona sama to robi. Skoro nie chce być krzywdzona, niech unika sytuacji i osób, które ją krzywdzą (w jej mniemaniu).

Edytowane przez Yonka1717
Odnośnik do komentarza
29 minut temu, Yonka1717 napisał:

A ja uważam, że sytuacja z przeszłości Loraine jest bardzo adekwatna. Po za tym, gdyby autorka dojrzała do rozstania, to by to zrobiła. Nie dojrzała, nadal ma nadzieję, szuka pretekstu, żeby tego nie zrobić i kręci się w kółko.

Yonka,Też tak uważam. Ka-wa,  ja miałam takie nieszczęście do kłamczucha i manipulatora który okłamywał nie tylko mnie ale rodzinę, znajomych. Myślę że inna jest też sytuacja w związku autorki bo ona nadal kocha swojego faceta. W takim stanie trudno jest się zdecydowac na spakowanie się i odejście. Tutaj przewinieniem faceta autorki jest to że ją ignoruje, gdzieś wychodzi nie wiadomo gdzie. Pijany wraca. Nie wiadomo czy jemu jest tak wygodnie bo skoro jest "urabianie" to najwidoczniej tak. A może po prostu nie ma jaj żeby powiedziec że "to koniec". To nie jest fajna sytuacja. A kłótnie na pewno nie pomagają. Moim zdaniem kobiety mimo wszystko myślą więcej sercem bo mają do końca nadzieję że będzie dobrze, że się może zmieni jeszcze, że się uda naprawić. Najkrócej i najprościej, jak ludzie są niedobrani, kłóca się ciagle to taki związek i tak sie prędzej czy później się rozpadnie. Najgorsze jest takie bujanie się. Pzdr

Odnośnik do komentarza
Gość Blackeyes28382
21 minut temu, Yonka1717 napisał:

Ka-wa o jakiej przemocy mówisz, nawet wyrafinowanej, o jakim praniu mózgu? Na siłę usiłujesz zrobić z tego faceta narcyza. Tymczasem jego zachowanie trudno określić jako narcystyczne. Narcyz to bardzo ogólnie rzecz ujmując, osoba, która ma poczucie własnej wyjątkowości przy jednoczesnym umniejszaniu drugiej osobie. Narcyz potrafi świetnie uwodzić, owinąć partnerkę dookoła palca, zanim zacznie ją niszczyć. Oczywiście falowo, raz skomplementuje, a 10 razy poniży. 

W opisywanej sytuacji nie ma żadnych przesłanek, żeby tego gościa określać narcyzem, a zwłaszcza przypisywać mu jakąkolwiek przemoc. On nie dręczy, nie gnębi, nie poniża, on po prostu olewa i to od początku. To już bardziej przemocowcem w tym układzie jest autorka. To ona się wykłóca, usiłuje wymuszać określone zachowania, ma wieczne pretensje, wywiera presję itd, a wszystko po to, żeby go urobić w/g własnego wyobrażenia i wygody. Autorka cierpi, bo facet urobić się nie daje, nawet kłocić mu się z nią nie chce ? i dlatego uważa się za ofiarę przemocy? Absurd i manipulacja.

A ja uważam, że sytuacja z przeszłości Loraine jest bardzo adekwatna. Po za tym, gdyby autorka dojrzała do rozstania, to by to zrobiła. Nie dojrzała, nadal ma nadzieję, szuka pretekstu, żeby tego nie zrobić i kręci się w kółko.

Niech idzie wreszcie do tego psychologa i niech nie obawia się, że psycholog powie jej wprost, że jest masochistką - nie powie. Może to zrobić okrężną drogą, żeby sama doszła do tego wniosku, że to nie ten facet wyrządza jej krzywdę, bo od początku jest jaki jest, tylko ona sama to robi. Skoro nie chce być krzywdzona, niech unika sytuacji i osób, które ją krzywdzą (w jej mniemaniu).

Mam wrażenie, że twoje odpowiedzi nie mają być dla mnie pomocne, nie chcesz zrozumieć mojej sytuacji,a  raczej starasz się wcisnąc mi swoje racje. Owszem, potrzebuje porady i bardzo dziękuje za każdą odpowiedź osób zaangażowanych w tą dyskusje ,za chęć pomocy, ale z twojej strony ewidentnie odczuwam najeżdżanie na mnie w stylu "sama jesteś sobie winna" "ale jesteś głupia" tak jakbyś wyśmiewała mój problem, bo to bułka z masłem odejść od niego. Ja zdaje sobie sprawe z wielu rzeczy, nie potrzebuje żeby ktoś mi wyliczał to dlaczego powinnam odejśc, tak jak ty. Moim pytaniem było jak to zrobić kiedy jestem zdecydowana, a na drugi dzień on robi mi wodę z mózgu. Co do tego, że twierdzisz, że on nie ma zaburzenia osobowości. On ma cięzkie zaburzenie osobowości i tu również nie ma, że mi się "wydaje". Jestem tego pewna, ponieważ rzeczy, które robi są kompletnie nielogiczne, wręcz nieludzkie. Nie trzeba być psychologiem albo lekarzem żeby to stwierdzić. To widać chociażby po tym, że takie osoby nie mają za grosz empatii i uczuć. Mogłabym wymieniać wiele sytuacji wskazujących na to, ale nie mam ochoty. W ogóle to, że twierdzisz, że ja wywieram na nim jakąś presje albo jestem kłótliwa to jest absurdem i poziomem żenady. Na jakiej podstawie w ogóle to stwierdzasz? Oczywiście, że  po tych wszystkich sytuacjach jest mi ciężko, ale absolutnie nie jęcze, nawet tego nie wspominam. Nie jestem osobą zawistną, jeśli ktoś zachowuje się ok w danej chwili jestem w stanie o wszystkim zapomnieć. W jego wypadku  nie mogę bo te zachowania się powielają. Jakbym była taką narzekającą dziewczyną jak próbujesz mnie tutaj oczernić, to bym narzekala bez przerwy bez powodu, tu powody są jasne i nie dam sobie wmówić, że to ze mną jest coś nie tak. Tak na początku bylo, ale dojrzewając do rozstania z nim dojrzałam również do myślenia, że to nie ja jestem wszystkiemu winna, bo uważałam tak przez pieprzone 1,5 roku i dlatego tak się wkręciłam. A patrząc na twoje odpowiedzi to mam wrażenie, że to ty jesteś kobietą, która jeszcze bardziej dałaby sobą pomiatać, jakoś dziwi mnie, że tak mi doradzasz, a piszesz, że tak bardzo mu jęcze, że biedak ma mnie dość. To jest kompletna bzdura, bo żebym ja jęczała to bardzo wiele potrzeba, nie należe do takiego typu osobowości. Nie będę już odpisywac na twoje odpowiedzi, bo po prostu starasz się bawić w psychologa kompletnie nie rozumiejąc mojej sytuacji, wytykając moje błędy i wyśmiewając. Mam nadzieje, że psychologiem nie jesteś i nie aspirujesz bo klienci wychodziliby od ciebie podziurawieni psychicznie, mi też nie pomaga czytanie, że to moja wina, bo tak go męczę i jęczę. Jeśli chodzi o te tematy, to też nie jestem kompletnie łysa, bo mam podstawową wiedze i mnostwo rzeczy dostrzegać. Przyszłam z konkretnym problemem, ponieważ w swojej głowie dawno odpowiedziałam sobie na pytania, raczej chcialam sie dowiedzieć, czy ktoś przez takie cos przechodził i jak odszedł żeby spowrotem nie wracać. Nie spodziewałam się, że zaraz ktoś zacznie mi wytykać jaka psychiczna jestem i męcze tego chłopaka. Tak to właśnie jest. Kiedy czasem już nawet poruszam z nim ten temat, slysze od niego jak bardzo go skrzywdziłam, to teraz czytając te odpowiedzi mam dokładnie takie samo wrażenie, że ja jestem wszystkiemu winna. Przykro mi, ale więcej nie będę czytać twoich odpowiedzi i na nie odpowiadać, bo po prostu źle na mnie działają i wszystko sprowadza się do tego, że jestem psychiczna i wlaściwie nie ma już szans. Pozdrawiam, a wszystkim innym bardzo dziękuje, bo naprawde mi to pomaga i utwierdza w przekonaniu, ze dobrze robie.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...