Skocz do zawartości
Forum

Czy jestem nic nie warta?


Gość Wercia

Rekomendowane odpowiedzi

27 minut temu, Gość Agu napisał:

Slysze  wyrzuty sumienia za pozornie zle podjeta decyzje , a  to ze ktos jest chory nie znaczy ze nie mozna niczego wymagac i najwazniejsze u Ciebie to mierzenie sie zwlasnymi slabosciami  , ktore wczesniej czynil niewidocznymi  partner.. a ktore tak naprawde i tak istnialy.

Nie za bardzo to rozumiem co napisałaś?

Owszem mam wyrzuty sumienia, poczucie winy, bo w tej całej sytuacji to ja najbardziej cierpię (cała odpowiedzialność za rozstanie spadła na mnie) i chyba nie do końca byłam świadoma konsekwencji po rozstaniu, nie sądziłam, że będę tak to bardzo przeżywać i chyba dlatego nie umiem z tą całą sytuacją się pogodzić. Będąc z nim byłam świadoma po części jakim jestem człowiekiem, że mam słabą psychikę, że wszystkim się przejmuję itp. ale on był właśnie taką moją siłą, takim respiratorem czy brzydko mówiąc terapeutą dzięki któremu ja te swoje słabości razem z nim pokonywałam, bo przecież nie mogłabym udawać przez tyle czasu kogoś innego, byłam w pełni sobą. Ale nie zrozum mnie źle on nie był po to, żeby mnie uleczyć tylko był po to, bo chciałam mieć chłopaka, być zakochana i kochać jego. Ale w ostateczności okazało się, że jestem za słabym człowiekiem, żeby umieć też udźwignąć jego chorobę, zwłaszcza, że o niej nie było częstych rozmów, tak, żeby to był temat taki codzienny itp.

Odnośnik do komentarza

Teraz widzę, że możecie źle mnie zrozumieć, nie chodziło mi o to, że mam wyrzuty sumienia, bo to ja cierpię a nie on, nigdy tak nie myślałam i nie myślę. Ale chodziło mi o to, że w ostateczności to rozstanie odbiło się głównie na mnie, tak jakbym sama sobie strzelilam w stopę. Mam wyrzuty sumienia, bo posłuchałam rozumu, a nie serca, a serce teraz najbardziej cierpi, jest rozdarte na milion małych kawałków. On sobie ułożył życie z kimś innym i jest szczęśliwy, a ja przeżywam ciągle to rozstanie, przestałam w siebie wierzyc, i moje poczucie wartości spadło właśnie do minimum. Nie wiem czy dobrą podjęłam decyzję czy nie, ale wtedy słuchałam rozumu, a nie serca. I to rozum mi mówił, że ja nie podolam w takim związku, że lęk jest silniejszy od miłości i tak naprawdę błędy były popełniane przez obie strony i przeze mnie i przez niego, stąd doszło w ostateczności do rozstania. Ale muszę skorzystać z pomocy specjalisty, bo wiem, że sama sobie nie poradzę z tego wyjść. Jestem w takim stanie, że szkoda gadać. 

Odnośnik do komentarza

Musimy umieć żyć samemu, żeby potrafić stworzyć zdrowy związek, bez tak silnego uzależnienia jak widać na Twoim przykładzie, rozstanie przypłaciłaś zdrowiem, abstrahując od przyczyny. 

Wychodzi na to, że z nim nie mogłaś żyć i bez niego też nie potrafisz, choć tego nie przewidziałaś, bo wszystkiego nie da się przwidzieć, ale ta zależność od niego była chora, nie da się oddychać  tlenem partnera, bo po odcięciu masz taki efekt. 

Szkoda, że nie napisałaś jaka to choroba, czy przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu, wiadomo, że dziecko mogłoby odziedziczyć, dlatego ta Twoja decyzja mogła być uzasadniona. 

W sumie tak czy tak, nie mogłabyś z nim być, bez akceptacji jego choroby. 

Odnośnik do komentarza
23 minuty temu, Gość ka-wa napisał:

Musimy umieć żyć samemu, żeby potrafić stworzyć zdrowy związek, bez tak silnego uzależnienia jak widać na Twoim przykładzie, rozstanie przypłaciłaś zdrowiem, abstrahując od przyczyny. 

Wychodzi na to, że z nim nie mogłaś żyć i bez niego też nie potrafisz, choć tego nie przewidziałaś, bo wszystkiego nie da się przwidzieć, ale ta zależność od niego była chora, nie da się oddychać  tlenem partnera, bo po odcięciu masz taki efekt. 

Szkoda, że nie napisałaś jaka to choroba, czy przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu, wiadomo, że dziecko mogłoby odziedziczyć, dlatego ta Twoja decyzja mogła być uzasadniona. 

W sumie tak czy tak, nie mogłabyś z nim być, bez akceptacji jego choroby. 

A czy to istotne jaka to była choroba, wolałabym o niej publicznie nie pisać. Ponadto Wasza wiedza tu nic nie zmieni. Powiem tak, że ona nie przeszkadza mu w normalnym funkcjonowaniu, ale ją widać. Mimo to będąc z nim bałam się o niego, o naszą przyszłość czy nasze przyszłe dzieci czy jej np. po nim nie odziedziczą itp. Nie chcę już wnikać w to dokładnie, bo to i tak niczego nie zmieni i tak już nie będziemy razem. On już ma inną i jest szczęśliwy. A ja muszę z tego się wyleczyć, bo całe te rozstanie odbija się bardzo źle na moim zdrowiu. 

Odnośnik do komentarza

Wera, nie chcę powtarzać tego, co napisali inni, ale porównanie Twojego związku do respiratora - idealne. Ja także uważam, że terapia jest Ci niezbędna i bynajmniej nie po to, żebyś uporała się z rozstaniem, tylko przede wszystkim popracowała na poczuciem własnej wartości. Zanim tę terapię rozpoczniesz, spróbuj może nie oglądać się za siebie. Co było, nie wróci i nie ma sensu analizować wiecznie przyczyn rozstania oraz idealizować tego faceta. To już przeszłość. 

Jesteś dorosła i czas nauczyć się żyć o własnych siłach, a nie uwieszać się na partnerze. Rozumiem samotność, ale można być samym, ale nie samotnym. Ty czujesz się źle sama z sobą i nad tym powinnaś popracować. Tymczasem postaraj się zająć sobie czas, gdy nachodzą Cię wspomnienia. 

 

Odnośnik do komentarza

I zaznaczę jeszcze, że ta jego choroba oprócz tego, że jest widoczna to spowodowała negatywne skutki na innych narządach ciała. Ale tak jak wcześniej pisałam nie chcę o tym pisać, bo to i tak teraz nie ma sensu.

Odnośnik do komentarza
11 minut temu, Yonka1717 napisał:

Wera, nie chcę powtarzać tego, co napisali inni, ale porównanie Twojego związku do respiratora - idealne. Ja także uważam, że terapia jest Ci niezbędna i bynajmniej nie po to, żebyś uporała się z rozstaniem, tylko przede wszystkim popracowała na poczuciem własnej wartości. Zanim tę terapię rozpoczniesz, spróbuj może nie oglądać się za siebie. Co było, nie wróci i nie ma sensu analizować wiecznie przyczyn rozstania oraz idealizować tego faceta. To już przeszłość. 

Jesteś dorosła i czas nauczyć się żyć o własnych siłach, a nie uwieszać się na partnerze. Rozumiem samotność, ale można być samym, ale nie samotnym. Ty czujesz się źle sama z sobą i nad tym powinnaś popracować. Tymczasem postaraj się zająć sobie czas, gdy nachodzą Cię wspomnienia. 

 

Bardzo dziękuję Ci za ten komentarz. Właśnie potrzebuję takich wskazówek, obiektywnego spojrzenia na sytuację jak to też robili tutaj inni. Ale nie sądzisz, że na terapii powinnam przepracować też rozstanie, bo jakby nie patrząc to przez rozstanie, nie umiem wziąć się w garść?

Odnośnik do komentarza
20 godzin temu, Gość Wercia napisał:

Boję się, że ja pójdę do psychiatry to zaraz ludzie powiedzą, że jestem chora psychicznie

A skąd ludzie mają wiedzieć? Serio pytam, bo ja leczyłam się ponad 2 lata i nikt-dosłownie nikt nie wie. Nawet mąż by nie wiedział gdybym mu po czasie nie powiedziała. A dodam, że pochodzę z rodziny, która była przekonana, że psycholog i psychiatra jest dla wariatów i że przykleją do mnie łatkę na całe życie. Tymczasem nie stało się tak, bo nikt nawet nie wiedział.

20 godzin temu, Gość Wercia napisał:

dzięki niemu nabrałam pewności siebie,

No właśnie i w tym problem. Dzięki niemu... a pewności siebie nabierać się powinno dzięki SOBIE. Tylko wtedy jest ona trwała. Dlatego napisałam, że był on Twoim respiratorem i po odłączeniu respiratora z powrotem nie masz pewności siebie, bo jej tak naprawdę nie wypracowałaś sama. I na tym powinnaś się skupić!

20 godzin temu, Gość Wercia napisał:

I tak jak napisałaś Javiolla może on był moim takim terapeutą, ale też chłopakiem i kochankiem. 

Właśnie, ale rola terapeuty to nie jest rola partnera. Może to dowód, że potrzebujesz terapeuty. Połączenie terapeuty, chłopaka i kochanka zawsze jest chwiejna, bo jest przewaga czegoś co zaburza to drugie, bo to się wzajemnie wyklucza.

 

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
5 minut temu, Javiolla napisał:

Właśnie, ale rola terapeuty to nie jest rola partnera. Może to dowód, że potrzebujesz terapeuty. Połączenie terapeuty, chłopaka i kochanka zawsze jest chwiejna, bo jest przewaga czegoś co zaburza to drugie, bo to się wzajemnie wyklucza.

Dodałabym jeszcze :

Teraz dopiero widać, że rola terapeuty przeważała i że zniknęła gdzieś rola partnera i kochanka, że w danej chwili najbardziej brakuje Ci jego roli terapeuty. Moze nie potrzebowałaś tak bardzo chłopaka, ale terapeuty?

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość Wercia napisał:

 chodziło mi o to, że mam wyrzuty sumienia, bo to ja cierpię a nie on, 

 ja tez cierpie po utracie realacji...I wyrzuty sumienia to mozna muec, bo sie kogos skrzywdzilo lub cos waznego zaprzepascilo. Moglo sie cos pieknego stworzyc, a sie to nie stalo.

A Ty po pristu cierpisz i to jest u Ciebie pierwszoplanowe. 

 

 

Odnośnik do komentarza
1 godzinę temu, Gość Wercia napisał:

I zaznaczę jeszcze, że ta jego choroba oprócz tego, że jest widoczna to spowodowała negatywne skutki na innych narządach ciała. Ale tak jak wcześniej pisałam nie chcę o tym pisać, bo to i tak teraz nie ma sensu.

Teraz już nie ma, ale chodzi bardziej o ocenę Twojej decyzji. 

Na początku nie liczyłaś, że tak rozwnie się ta znajomość, osoby dysfunkcyjne nadrabiają swoją dobrocią, nie żeby specjalnie, tak kszałtuje się ich osobowość i charakter, dlatego tak Cię ujął. 

Ale nie powinnaś żałować tej decyzji, bo miałaś mniemam słuszne obawy o przyszłość, można powiedzieć nie miałaś innego wyjścia, nie akceptując jego choroby, to miało prawo Cię przerosnać. 

W życiu nie można kierować się tylko sercem ale i rozumem, więc nie powinnaś mieć wrzutów sumienia w tej mierze. 

 

Odnośnik do komentarza
2 godziny temu, Gość Wercia napisał:

Ale nie sądzisz, że na terapii powinnam przepracować też rozstanie,

Z pewnością też, ale problem w jaki przeżywasz to rozstanie wynika z Twojego charakteru, Twoich kompleksów i niedoborów (że się tak wyrażę) emocjonalnych. 

3 godziny temu, Gość Wercia napisał:

bo jakby nie patrząc to przez rozstanie, nie umiem wziąć się w garść?

Obawiam się, że nie potrafisz się wziąć w garść NIE przez rozstanie, tylko z powodów j.w. 

Nie wierzysz w siebie, nie doceniasz, okopałaś się w tym swoim "nieciekawym" z Twojego punktu widzenia, życiu i uwierzyłaś, że jedyną drogą do szczęścia był ten chłopak. I w tym tkwi problem, że nie chcesz dostrzec tego, że można żyć inaczej, zmienić coś w sobie i w swoim życiu, zamykasz się na wszelkie możliwości.

Po co ciągle wracasz do przeszłości, co Ci to da, po za rozdrapywaniem rany? Rozstałaś się z nim, bo jednak pewna istotna kwestia Cię skutecznie blokowała i miałaś do tego prawo, podjęłaś decyzję, którą wtedy uważałaś za najlepszą. Nie masz żadnej gwarancji, że byłabyś z nim szczęśliwa. Jest tu podobny wątek faceta, który też ma partnerkę cudowną prawie pod każdym względem, ale jego odrzuca jej budowa ciała i zamiast pełni szczęścia miotają nim rozterki, bo stracił pożądanie. Z Tobą mogłoby być podobnie.

Wydaje mi się, że trochę jesteś niczym pies ogrodnika (bez urazy) i chyba zazdrościsz jego nowej partnerce, że jednak go "wzięła" z całym dobrodziejstwem inwentarza i są teraz szczęśliwi.  Oddałaś nieco "felerny towar" (sorki) nawet nie próbujesz sięgnąć po inny. Nie żyjesz przecież na bezludnej wyspie.

Werka, terapia z pewnością pomaga, ale główną pracę musisz wykonać sama. Nikt za Ciebie tego nie zrobi. Terapeuta z pewnością poszuka przyczyn takiego stanu rzeczy, ukaże możliwości, pomoże zrozumieć, ukierunkować na pewne działania, ale czy i w jaki sposób z tego skorzystasz zależeć będzie tylko od Ciebie.

Tymczasem możesz zacząć już teraz.

 

Odnośnik do komentarza
47 minut temu, Yonka1717 napisał:

Wydaje mi się, że trochę jesteś niczym pies ogrodnika (bez urazy) i chyba zazdrościsz jego nowej partnerce, że jednak go "wzięła" z całym dobrodziejstwem inwentarza i są teraz szczęśliwi. 

Też nie wiadomo do końca jak jest i będzie z tym szczęściem w przyszłosci i nie skończy się jak u Werci... Nic nie jest nam dane na zawsze. 

Odnośnik do komentarza

Cześć Wszystkim. Dawno tu nie byłam, ale musiałam wszystko jeszcze raz przemyśleć. Macie rację. Nie mogłabym z nim być, jeśli nie zaakceptowałam jego choroby. Ale teraz tak bardzo mi jego brakuje. Nie wiem czy to jest normalne po rozstaniu, że zaczynam go idealizować, tej jego choroby jakby nie widzieć a jedynie jego dobroć i miłość do mnie. Boli mnie to wszystko, że nie potrafię wziąć się w garść, że zaczynam odnosić wrażenie, że straciłam najbardziej wartościowego człowieka i że już nikogo tak dobrego nie poznam. Zaczyna dobijać mnie ta samotność i odpowiedzialność, że to ja go zostawiłam a nie on mnie. Na pewno byłoby mi łatwiej, bo boję się, że zawsze będę tej decyzji żałować. Tak jak piszecie on był moim respiratorem, teraz ja nie umiem bez niego oddychać i żyć. Znów miewam myśli samobójcze. A te leki które przepisał mi psychiatra stały się jakieś słabe i już nie działają jak na początku. Dziwne to wszystko. Dziękuję Wam, że mogę komuś się wyżalić i przeczytać dobrą radę. 

Odnośnik do komentarza
W dniu 31.05.2020 o 19:53, Gość ka-wa napisał:

Też nie wiadomo do końca jak jest i będzie z tym szczęściem w przyszłosci i nie skończy się jak u Werci... Nic nie jest nam dane na zawsze. 

Raczej tak się nie skończy jak u mnie, ponieważ on nie będzie popełniał takich samych błędów jak ze mną, będzie z tą dziewczyną od samego początku szczerze rozmawiał, a temat jego choroby będzie na pożytku dziennym, żeby ta dziewczyna z tym się oswoiła. Z tego co mi wiadomo, ta jego nowa dziewczyna jest dojrzalsza i bardziej wyrozumiała niż ja, ma styczność z osobami chorymi, bo wśród swoich przyjaciół ma dwie koleżanki chore, więc chłopak z pewną dolegliwością nie będzie dla niej żadnym problemem. Dlatego tylko ja nie potrafiłam go docenić, tej jego dobroci. A jego choroba mnie przerosła... Więc to chyba ja jestem jakaś dziwna, że nie umiałam tego zaakceptować. 

Odnośnik do komentarza
2 minuty temu, Gość Wercia napisał:

Nie wiem czy to jest normalne po rozstaniu, że zaczynam go idealizować

Jak jesteśmy razem, to wyostrzają się wady, jak kogoś tracimy, zalety. 

Ale idealizowanie po rozstaniu bywa, ale czy to normalne, nie wiem, w każdym razie zdrowe to nie jest dla swojego samopoczucia. 

8 minut temu, Gość Wercia napisał:

te leki które przepisał mi psychiatra stały się jakieś słabe i już nie działają jak na początku.

Musisz do niego wrócić i powiedzieć, że nie działają. 

Odnośnik do komentarza

Dziękujesz za rady, jednak nie wyciągasz z nich żadnych wniosków. Znowu wszystkie Twoje posty skupiają się na byłym chłopaku i tak taplasz się w tej historii, która jest już przeszłością, analizujesz i biadolisz. Nie pasował Ci, więc się rozstałaś, koniec, kropka, przestań więc ciągle podglądać jego życie i zacznij żyć swoim własnym.

Pomyślałaś o tym, żeby uzupełnić wykształcenie, zmienić pracę na lepiej płatną, popracować nad swoim wyglądem, jeśli uważasz się za tak nieatrakcyjną, znaleźć jakieś pasje, grupę ludzi z którymi mogłabyś tę pasję realizować, a przy okazji kogoś poznać?????

Takie działania mogłyby zmienić Twoje życie na lepsze, ale samo się nie zrobi. Lepiej zamknąć się w tych swoich 4 ścianach i jojczyć?

 

 

Odnośnik do komentarza

Jakie wszystkie posty? Nie rozumiem? Ja tylko ten stworzyłam, o czym Ty piszesz? Ale masz rację, muszę skupić się na swoim życiu, a nie ciągle żyć jego, bo przez to jeszcze bardziej się dołuję i zaczyna się takie błędne koło. Dziękuję Ci za tego kopniaka i rady. Spróbuję wziąć je do serca i wdrożyć je w życie. 

Odnośnik do komentarza

Ok, rozumiem. Ale chyba stworzyłam ten temat, żebym mogła się wyżalić, otrzymać radę i pomoc, wsparcie. Bo może ktoś był w podobnej sytuacji i podzieli się swoim doświadczeniem. Chyba po to ludzie piszą na tym forum, żeby otrzymać pomoc, wsparcie czyż nie? Jestem osobą, która bierze do siebie co kto inni mówią czy piszą. 

Odnośnik do komentarza
3 minuty temu, Gość Wercia napisał:

Chyba po to ludzie piszą na tym forum, żeby otrzymać pomoc, wsparcie czyż nie?

Oczywiscie, ale często oczekiwania autora wątku są inne. Traktuje on wsparcie jak głaskanie po głowie i użalanie się wraz z nim nad jego losem. Tymczasem prawdziwe wsparcie polega na otworzeniu oczu autorowi na sprawy w jakich nie jest obiektywny, aby dokonał właściwych decyzji w kwestii zmiany swego życia. I tu jest często ta kość niezrozumienia. Dlatego ważne jest, aby zaznaczyć na wstępie, czy się chcemy tylko wyżalić, czy naprawdę oczekujemy rady i podpowiedzi jak wyjść z danej sytuacji. Przy czym- w przypadku tego drugiego- trzeba naprawdę tego chcieć ?  W Twoim wątku odnoszę wrażenie, że chodzi właśnie o to głaskanie po głowie, a to nie jest wsparcie... choć pewnie tak to nazywasz.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza
5 minut temu, Gość Wercia napisał:

Ok, rozumiem. Ale chyba stworzyłam ten temat, żebym mogła się wyżalić, otrzymać radę i pomoc, wsparcie. Bo może ktoś był w podobnej sytuacji i podzieli się swoim doświadczeniem. Chyba po to ludzie piszą na tym forum, żeby otrzymać pomoc, wsparcie czyż nie? Jestem osobą, która bierze do siebie co kto inni mówią czy piszą. 

To przecież otrzymałaś mnóstwo rad. Reasumując; przestań myśleć o byłym  i zacznij zmieniać swoje życie na lepsze.

Odnośnik do komentarza
14 minut temu, Javiolla napisał:

Oczywiscie, ale często oczekiwania autora wątku są inne. Traktuje on wsparcie jak głaskanie po głowie i użalanie się wraz z nim nad jego losem. Tymczasem prawdziwe wsparcie polega na otworzeniu oczu autorowi na sprawy w jakich nie jest obiektywny, aby dokonał właściwych decyzji w kwestii zmiany swego życia. I tu jest często ta kość niezrozumienia. Dlatego ważne jest, aby zaznaczyć na wstępie, czy się chcemy tylko wyżalić, czy naprawdę oczekujemy rady i podpowiedzi jak wyjść z danej sytuacji. Przy czym- w przypadku tego drugiego- trzeba naprawdę tego chcieć ?  W Twoim wątku odnoszę wrażenie, że chodzi właśnie o to głaskanie po głowie, a to nie jest wsparcie... choć pewnie tak to nazywasz.

No właśnie i ja oczekiwałam od samego początku tego drugiego. Głaskania po głowie nie potrzebuję. Chcę się zmienić i inaczej myśleć o mojej sytuacji, ale to naprawdę nie jest takie łatwe jak może się wydawać. Bo ja próbuję o nim nie myśleć i chcę zacząć żyć swoim życiem, ale nie wiem dlaczego tego nie potrafię i sprawia mi to taką ogromną trudność. 

Odnośnik do komentarza
5 minut temu, Yonka1717 napisał:

To przecież otrzymałaś mnóstwo rad. Reasumując; przestań myśleć o byłym  i zacznij zmieniać swoje życie na lepsze.

Postaram się tak zrobić. Dziękuję Wszystkim za wsparcie, rady i pomoc. 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...