Skocz do zawartości
Forum

Nie mam dzieci, nie mam partnera/męża nie jestem zrozumiana


Gość Kether

Rekomendowane odpowiedzi

Ka-wa, naturalnie że nasze poglądy są odmienne. Mam świadomość po tym co napisałaś że masz odmienne poglądy, tym bardziej że masz doświadczenie jako mama. Ja sobie nie wyobrażam posiadania aż trojga dzieci. Jedno - dwoje to już dla mnie dużo. Nie uważam żeby moja rodzina była i nie jest toksyczna ani tym bardziej patologiczna. Moi rodzice się rozwiedli po wielu latach. Zrobili to w wielkiej przyjaźni. I żeby było ciekawiej dla wielu osób, moi rodzice po rozwodzie utrzymywali kontakt mimo że każde poszło w swoją stronę. Rozwód odbył się tak że podpisali papiery, ucałowali sie i uścisnęli rzycząc wszystkiego dobrego. Ja bardzo szanuję rodziców za to co robili dla mnie gdy byłam młoda. Natomiast są sprawy które zaważyły o moim kontakcie z ojcem mimo że mama przekonuje mnie abym się odezwała. Tak jak w wielu rodzinach. Dzisiaj obserwuję to co dzieje się kiedy ludzie biorą śluby, dziewczyny zachodza w ciążę i dopiero później sie martwią co to będzie. Rozwody są co rusz po miesiącu do czterech miesięcy bo po slubie ludzie stwierdzaja że to nie to. Ja miałam bardzo dobry przykład i moich rodziców którzy przez wiele lat ze sobą byli, moi dziadkowie. Mam kontakty z ciotkami i t.d. Nie mam w swojej rodzinie jakiejś patologii. Ale jeżeli ktoś uważa że rozwód jest najgorszy na świecie niż bycie nieszczęsliwym do końca życia i unieszczęsliwienie innej osoby, to z tym się absolutnie nie zgodzę. Tym bardziej z tym że trzeba być z kimś "bo trzeba", "Bo wypada", "dla dzieci". Czasami lepiej sie rozejść i wtedy i rodzice sa szczęśliwsi, mają nawet ze sobą lepszy kontakt ale to sie odbija na wszystkich. Jeżeli ludzie sie szanują to potrafią być ze sobą czy osobno, ale jak już jest dziecko to powinno się mysleć dużo i długo na przyszłosć a nie tylko "na tą chwilę". Ja się zgadzam że dzieci powinny mieć kontakt z rodziną, ale wtedy gdy tego chce, nie jest zmuszane i rodzina także chce i akceptuje to w jaki sposób jest chowane dziecko przez rodzica. Czy ktokolwiek kto ma dzieci wyobraża sobie że nagle jego osoba jest np.krytykowana, hejtowana przez babcie, ciotki, dziadków czy wujków i innych pociotków tylko dlatego że oni by dziecko wychowywali inaczej i próbują to robić. Już nie raz widziałam i słyszałam u znajomych którym sie urodziło dziecko, nie mieli slubu i rodzina z jednej strony dziecko przeciągała do siebie, a rodzina z drugiej w swoją stronę. W końcu obydwoje się rozeszli bo jedna i druga strona rodziny każdego z nich była totalnie skłócona i wyobrażała sobie że będą rządzili zyciem młodych. Kiedyś takie wychowanie było pomocne, ale teraz sobie tego nie wyobrażam i ponawiam moje pytanie z wcześniejszego postu, jeżeli któraś z Was może odpowiedzieć szczerze to dzięki.

Odnośnik do komentarza

Różnie bywa w rodzinach, jak pozwalamy na ingerencję rodziny w wychowanie dzieci to tak mamy, wszystko zależy od naszych charakter ów i osobowości.
Nie wiem dlaczego opierasz się na negatywnych przykładach, przecież bywa różnie i głównie od nas zależy jak pokierujemy własnym życiem.
Nie wiem co Ci da nasze indywidualne odczucie, ja np. też uważam, że dla mnie 2 dzieci to optimum, ale tylko z wygodnictwa, dlatego podziwiam tych, którzy wychowują więcej.
Tak samo, co z tego, że ja napiszę, nie zdecydowała bym się na samotne macierzyństwo, nie miałam takiego dylematu, ale to i tak nic Tobie nie da.
Skoro piszemy, że dzieci powinny wychowywać się w pełnej rodzinie, to już samo za siebie mówi, że nie ma lepszej opcji, bo mamy nie tylko dobre doświadczenia, ale znamy życie.
Wszystko opiera się na uczuciu, jak się zakochasz, nie będziesz patrzyła na złe cechy innych facetów, bo życie to loteria, ryzyko, jakby tak patrzeć, jak Ty dzisiaj, to nikt by nie zakładał rodziny i nie miał dzieci.
Nie wszyscy zdradzają, nie wszyscy się rozwodzą i kilka indywidualnych przykładów nic nie da, bo sama wiesz, że jest różnie.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Obie z taką jedną kolezanką jechalysmy na jednym wozku, miałysmy po dwoje dzieci, pracowalysmy i miewałysmy męzów a jakoby ich nie bylo, bo często praca gnala ich daleko od domu. Wpada po poludniu do mnie ona , siada za stołem w kuchni i opowiada co u niej ostatnio słychać . I wszystko jest na "nie"- a to w pacy strasznie, a to wszystko na jej głowie i siedzi taka zmęczona kupka nieszczęscia ,przyszarzała i smutnawa. I wchodzi mój przystojny mąz do kuchni, zagaduje co slychać a u koleżanki blysk w oku, wyprostowana postawa i dowcipna opowiesc o życiu codziennym. Rozmowa toczy sie wartko i z wigorem.

Ta sama kobieta w tej samej sytuacji zycia codziennego. Tyle, ze moja osoba wywolywala u niej szare opowiesci o jej życiu a osoba faceta dodawala jej wigoru ,życia i blasku.

Moja skromna rada- nie wierz tym, ktore tak bardzo narzekają na swój los w rzekomo strasznym malzeństwie i spokojnie latami w tym malżeństwie tkwią. Zastanów sie czy jest możliwe aby to małzeństwo bylo naprawdę tak nieudane- moze im dla poprawienia sobie humoru potrzebna własnie teraz słuchaczka do wypłakania frustracji dnia codziennego i tylko tyle i az tyle. One sobie pogadają, ponarzekają a Ty nabierasz przekonania, ze malżeństwo to instytucja w której nie za bardzo da sie przeżyć. One sobie pogadaję i oczyszczone idą dalej wojowac ze swiatem, a Ciebie tymi opowiesciami przyblokowały.

Czy rodzina moze sie wtrącac w wychowywanie dziecka. I tak i nie. Przeciez nasi rodzice nas wychowali i mnie i męza to dlaczego mieliby czasem nie przekazac jakos swojego zdania na pewne tematy. Umieli mnie wychowac i szło im chyba niezle, to nawet jak dzis mi to nie w czubek, to jednak powinnam uslyszec co do mnie mowią- czy zastosuję to juz następna sprawa. A jesli jeszcze jest tak ze dziadkowie przychodzą do wnuków lub zabierają regularnie wnuki do siebie czyli rodzice dzielą sie opieką nad swoimi dziecmi ze swoimi rodzicami, to trudno aby ich sposób bycia wobec dzieci i ich oczekiwania i wymagania wobec dzieci byly nierespektowane. Przeciez oni wspólwychowują te dzieci. Owszem rodzice nakreslają głowne zasady i te trzeba respektowac np, ze dzieci mają tylko jeden dzien slodyczowy- to mimo, ze babcia dalaby jakies slodkosci powinna respektowac rodzicielski zakaz.

Z męzem tez poza oczami dzieci ustalasz pewne linie wychowania i tez róznymi metodami musisz dojsc do wspólnych wnioskow i to chyba jest trudniejsze niz opinie babc, dziadkow czy cioć. Nasze dziecko jest nasze i ja uwazam tak, a mąz uwaza w tej kwestii inaczej. Dziecko nie moze byc swiadkiem niespójnosci zdania w tej kwestii, nie moze byc szarpane w dwie rozne strony w zaleznosci od tego z kim przebywa, czy z ojcem czy z matką, czyli konsensus jest konieczny.

Czasem nawet zły dzien rodzica powoduje, ze jest on surowszy dla dziecka niz zazwyczaj i drugi rodzic jeśli umie dyplomatycznie łagodzic sytuacje to próbuje, albo zly sie odwraca i slucha wg niego nadmiernej reprymendy wobec wspólnego dziecka a jednak przy dziecku nie podważa zdania ojca. Tak sie buduje autorytet rodzicow. Nie krytykuje sie rodzica przy dziecku. Mozna spokojnie zrobic to juz wtedy, gdy dziecko pójdzie spac i omówić sprawę, ze to bylo chyba niesprawiedliwe

"A w związku niestety druga strona zabiera z nas wszystko co najlepsze. Czekanie że może się coś poprawi to strata czasu" No wiesz, to chyba zależy z kim sie zadajesz. Jeśli jest tak, ze Ty jemu dajesz wszystko co najlepsze, ale i on Tobie daje wszystko co najlepsze u niego ,to chyba wszystko sie normuje, wyrównuje. Spotkalo sie dwoje ludzi i chca z siebie drugiej stronie dac wszystko co najlepsze. Chęci byly , załozenie było dobre- dlaczego nie wyszło mozna czasem probowac sie zastanowić.

A jesli ciągle spotykałas nie tych własciwych, to moze pora zastanowic sie w czym "na dzien dobry" jestes taka chętna np do dzielenia zmartwien danego osobnika, ze własnie taki potrzebujący pomocy do Ciebie lgnie a nie taki, ktory Tobą chcialby sie zaopiekować.

Miałam kiedys kolezankę, ktora byla bardzo zaradna, bo i życie ją do tego zmuszało, mąz częstokroc byl daleko. Zawsze jednak twierdzila, ze jak chłop na horyzoncie to ona "taka mala" (taka skeczowa przedwojenna piosenka o nieporadnej kobietce), ze niemalże klucza do dziurki bez jego pomocy włożyć nie umie. I zawsze mówila, ze niezdrowo jak facet wie, ze ona za duzo umie ogarnąc- moze trochę z jej filozofii trzeba sobie przyswoić?

Na Twoje pytanie, czy jakbym była tak bogata, ze bez faceta stac byłoby mnie na wychowywanie dziecka to czy bym tak postąpila. Jakbym nie miala męzczyzny to może. Jednak jakos mialam szczęscie i znalazlam tego mojego i dziekuję Bogu, ze tak sie stało. Ja dostałam wiele (i nie chodzi o stronę materialną) od obojga rodziców. Moj charakter to w jakies mierze ich wypadkowa. Zyczliwosc wobec swiata, zapobiegliwosc, zaradnosc, nie zalamywanie sie przy niepowodzeniu- to wszystko dal mi ojciec. Przynaleznosc do mojej plci, identyfikowanie sie z nią, spojrzenie filozoficzne na wiele spraw , umiejętnosc godzenia sie z losem, czasem wiara w to, ze Bog nas prowadzi niezaleznie od naszych usilnych starań to moja mama. Szacunek dla innych, rzetelnosc, uczciwosc, prawdomównosc lub dyplomatyczne przemilczanie spraw- od obojga.

I chcę wierzyć, ze moje dzieci z czasem tez będą umiały tak odpowiedziec- ze takie i takie umiejętnosci wyssały z mlekiem matki a inne z "mlekiem ojca".

Natomiast to co chyba uznalas za wadę, przynajmniej mojego związku- owa sinusoida, co czasem uwazalam za bardzo męczące zjawisko a czasem sobie myslalam jak to kobiety muszą poznawac wielu męzczyzn aby poznac barwy wielu mozliwych uczuć wobec facetów a ja mam komplet w jednym facecie. Od miłosci do szalonego znielubienia i znów do ogromnych pokładów milosci. Jeden facet a tyle odmian uczuć.

I wydaje mi sie, ze w wielu związkach temperatura uczuć, zaangazowanie, zniechęcenie- to jest taki mix- tyle, za jak na podbudowie miłosci i zaufania, to zupełnie niezle zycie mozna z tego ulozyć z miejscem na związek i z miejscem na dzieci.

Odnośnik do komentarza

Wiesz co? To wszystko co nam tu przekazałaś powiedz to tym osobom co Cię nie rozumieją. Jestem niemal że pewna że po takim przedstawieniu sytuacji z pewnością Cię zrozumieją doskonale a i masz niemal 100% pewność że w końcu dadzą Ci upragniony spokój. Ale wpierw walną młotkiem w głowę gdy się dowiedzą jak materialistycznie podchodzisz do posiadania dziecka.
A że uznają Cię za świruskę która ustaliła sobie że tylko dziewczynka albo wcale? Plus oczywiście inne czynniki. No cóż, jesteś niezależna a w końcu gdy ktoś jest niezależny to i się nie przejmuje tym co inni mówią. Zna swoją wartość więc bez problemu oleje sprawę.
A że się pozbawiasz miłości,ciepła, bliskości, czułości i opieki jakiegoś mężczyzny? Że stawiasz na karierę, no cóż, na pewno i to inni zrozumieją. Ja nie mam zamiaru się tego pozbawiać. No ale cóż, Twoje życie, Ty decydujesz.

Odnośnik do komentarza

Kikunia55, cześć. Moi rodzice poznali sie młodo i też to były ich pierwsze miłosci. Później wiadomo ślub i dzieci. Kiedyś pomoc dziadków była potrzebna bo to były czasy komuny (PRL). Troche inaczej sie zyło. Moja babcia dużo pomagala przy opiece, ale nigdy się nie wtrącała. Zawsze kiedy ktos chciał z nią porozmawiać to była bardzo otwarta i pomagała. Ojciec też zawsze gnał i więcej go nie było jak był. Żyło się trochę jak z gwiazdą filmową. Jak już przyjeżdżał to było święto po długim czasie. Kiedyś go nie poznałam jako dziecko kiedy wrócił po długim czasie z zagranicy. Natomiast tak samo rodzeństwo byli bardzo pracowici, lubiani przez innych i otwarci na innych ludzi, na zmiany. Ja z kolei zauważyłam że moje zwiazki, znajomości z męzcyznami to przeciwieństwo, i czesto zupełne nieporozumienia w które sie pakowałam nie wiem czy dlatego bo w końcu chciałam tak jak inni już na siłę domu. Mimo że ani nie kochałam, nawet nie było zauroczenia z mojej strony. Nie byłam z kimś też dla pieniędzy bo to ja byłam stroną która dawała. Nie wiem czemu tak jest że takie typy do mnie brnęły. Ale stwierdziłam że szkoda zycia na takie coś gdzie kazdy oczekuje od ciebie i nic nie daje z siebie. Uważam że raczej pokolenie moich rodziców ma wiekszy szacunek do siebie czy są czy nie są w zwiazku. I nie rozwodza się po miesiącu. Kiedyś tak jak napisałaś, ludzie, każda ze stron od siebie dawała i przy byle jakich nieorozumieniach się nie rozstawali. Dzisiaj jest tak że są jakieś małe problemy, w zasadzie ludzie biora sluby bezmyslnie, bez zastanowienia, czesto tylko po to aby dostac prezenty, zrobić imprezę. A później jest codzienność. I to jest tragedia. Żeby nie było tak że jestem stale na NIE. Znam pary i w moi wieku i w wieku rodziców którzy sa od lat ze sobą szczęsliwi. Co do moich rówieśników to jeszcze zycie weryfikuje. Są bardzo dobrani i sie kochają. Z kolei ci w wieku moich rodziców już ok 40 lat po slubie i są szczęśliwi. To nie jest tak że widze tylko nieszczęsliwych ludzi, po rozwodach, pokłóconych którzy sie nienawidzą. Staram się też zrozumieć czy gdyby kobiety mające już dzieci, niektóre pewnie wnuki, to gdyby w czasie swojej młodości mogły miec pracę pozwalająca im na utrzymanie siebie i dziecka/dzieci bez pomocy męża/partnera to czy zdecydowałyby sie na zamążpójście czy może zwykłe partnerstwo (pogdybać można). Może wolałyby wiedząc to co dzisiaj, aby partner spotykał sie z dziecmi, zabierał je na jakis czas do siebie, a one miałyby czas dla siebie na wyjazd gdzies i odpoczynek ze znajomymi. Rozumiem że pierwszy partner to też brak poznania innych możliwości i doświadczeń z kimś innym. Oczywiście nie każda osoba chce mieć więcej, czasami uważa że ten pierwszy jest najlepszy. Ale też się zastanawiam czy kobieta nie żałuje że nie spróbowała z kimś innym, że nie wie czy może ktos inny byłby lepszy (czy dla kobiety czy dla ojca dziecka). Osobiście znam takie osoby żyjące w długotrwałych zwiazkach. Rodzice jednego z moich chłopaków na tamten czas obchodzili chyba 30lecie. To było ponad 10 lat temu. Wiem że jest róznie. Zastanawiam się czy kobiety w zwiazkach stałych nigdy nie rozważały zmian lub nie miały takich momentów że chciały zostawić faceta bo powyłaziły jakieś sprawy albo same miały dosyć. I co je powstrzymało? Czy tylko dzieci?

Odnośnik do komentarza

"Mam też nadzieję że przyjdzie czas i kobiety będzie stać w Polsce na taką rodzinę, aby samotnie wychowywać i utrzymywać dziecko bez pomocy i pieniędzy faceta. To jest moim marzeniem."

Chcę wrócić jeszcze, do Twojego pierwszego postu, otóż oby nigdy do tego nie doszło, a dlaczego, to już tu wszystko chyba zostało napisane.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Bycie siglem jest OK:

(prezentacja po angielsku).
Prezenterka (Bella DePaulo) przytacza dane, ze samotne osoby statystycznie maja wiecej przyjaciol i utrzymuja blizsze kontakty z rodzina (problemem nie jest brak partnera tylko samotnosc). Sredni poziom szczescia kobiet nizameznych i zameznych jest taki sam.
Wypytywanie ludzi czy 'juz' cos zrobili ze swoim zyciem nie jest OK.
Odnośnik do komentarza

"Rozumiem że pierwszy partner to też brak poznania innych możliwości i doświadczeń z kimś innym. Oczywiście nie każda osoba chce mieć więcej, czasami uważa że ten pierwszy jest najlepszy. Ale też się zastanawiam czy kobieta nie żałuje że nie spróbowała z kimś innym, że nie wie czy może ktos inny byłby lepszy (czy dla kobiety czy dla ojca dziecka)."

Wiesz, jesli po wielu latach życia miałabym rozważac, czy ktos inny byłby lepszy jednak dla mnie lub moich dzieci to ewidentnie znaczyloby, ze poniosłam porazkę, żle wybrałam a teraz siedze w fotelu i marudzę. Mnie wystarczy, ze mimo róznych zawirowań przez które pewnie wiele zwiazków przechodzi ogólnie mam wrazenie, ze przeżyłam względnie pelnie i ciekawie życie.

Pojęcie partner nie bardzo istniało w mojej młodosci. My miałysmy swoich chlopaków i to bylo dosc pojemne okreslenie. Mógl to byc bardziej zaprzyjazniony kolega, ktory zaglądał głeboko w oczy, prowadzil do kina czy teatru, sciskał za rączkę i próbowal skrasc calusa. Mogła to tez byc powazna znajomosc, facet dla ktorego ja bylam calym swiatem i on byl całym moim swiatem, mozna bylo z nim w ukryciu prowadzić życie erotyczne. Jednak w naszym pokoleniu nie było partnerow, szczególnie takich z ktorymi decydowałas sie życ bez slubu pod jednym dachem. To po prostu spolecznie nie bylo przyjęte i juz.

Jako, ze wychodzilam za mąz jao 28 latka a wczesniej uczylam sie na uczelni technicznej to raczej z róznymi kolegami, chłopakami miałam okazję sie spotykac. Tyle, ze nawet jak mnie sie wydawalo, ze ten wlasnie jest taki wspanialy i "naj" to akurat nie ja byłam jego muzą, a jak ja dla kogos byłam wazna, podobalam mu sie, proponowal malzeństwo to jednak mnie serce dla niego nie bilo dosc zwawo. Wierzylam, ze gdzies jest ten dla mnie wybrany i ja dla niego. I jak takiego poznalam to miałabym deliberować a moze następny będzie lepszy, fajniejszy? Żart.

"Tylko że dla wielu kobiet partner jest całą rodziną. Kims poza kim nie widzą życia i nie wyobrażają sobie że można inaczej. Dzięki."

Gdybys takiego poznała z ktorym byloby Ci po drodze to byłabys pewnie taką wlasnie osobą, bo jak piszesz, ze swoją wlasną rodziną z ktorej sie wywodzisz nie bardzo sie identyfikujesz, no moze poza Twoją mamą, ale partnerzy, męzowie akurat zwyczajowo najmniej przepadają za tesciowymi wobec całej familii, ktora moze sie przypałętac za partnerką, zoną.

Wydaje mi sie, ze bardziej zajmujesz sie teoretyzowaniem co byłoby w życiu, co mogloby być w życiu niz samym życiem.

Zmien cos w swoim życiu, jak juz pisałam- miejsce gdzie przebywasz, grupy ludzi z ktorymi sie spotykasz i zajmij sie po prostu tym życiem a nie czynieniem glebokich obserwacji, wyciąganiem wniosków, ktore maja sie nijak do rzeczywistosci gdyby to Tobie byłoby cos takiego przeżywać, bo osoby, ktore obserwujesz mają inne charaktery niz Ty.

Zycie to najlepsza szkola . Zwiazki, w ktore zdecydujesz sie wejsc, to moze przedszkole, czy szkola do tego wlasciwego zwiazku, który moze jednak jest Ci pisany.

Odnośnik do komentarza

Kikunia55, ja rozumiem jakby twoje pojęci3 rodziny i to jak na tamte czasy kobiety żyły, na ile mogły sobie pozwolić. Jesteś prawdopodobnie zblizona wiekiem do mojej mamy. I obydwie chociaż nawet pamietam z opowiadań mojej babci również było podobnie. Byli koledzy z którymi skakało sie przez krzaki jako młode dziewczyny, chodziło sie do kina. Jednak w czasach babci i mojej mamy nie było takiego wyzwolenia. Jeszcze jedna rzecz. Pytam kobiet tutaj czemu zdecydowały tak a nie inaczej i czy ewentualnie chciałyby coś zmienić gdyby miały możliwość bo widzę że sporo kobiet podejmuje takie decyzje. Ale nadal jest to jeszcze w powijakach. Tobie takie życie jakie masz odpowiada i jesteś szczęśliwa. Ja nie chcę być odebrana w ten sposób że deliberuje, że moje związki to szkoła czy przedszkole. Byli partnerzy starsi ok 30 lat ode mnie czyli dużo starsi i zupełnie nieodpowiedzialni, ale także w moim wieku i było to samo jak nie gorzej. Było poświecenie, byłam w różnym środowisku, w innym kraju, ale być może to ja jestem jakąś emocjonalną terrorystką i nie jest mi pisana standardowa rodzina :) Tak poważnie, to faktem jest że jeżeli facetom czy to kolega czy partner, pokazuje się że całkowicie jesteś w stanie się poświęcić dla niego to kobieta jest zgubiona na amen. Ze swoich zwiazków faktycznie żałuję jednego z nich. Ze swoim równolatkiem. Może to mentalność, ale jak już napisałam, i ze swojego doświadczenia i doświadczenia innych także z pracy widzę że facet im starszy tym bardziej szaleje jak nastolatek. A ci młodzi czasami w obecnych czasach są jak stare dziadki lub przeciwnie "Piotruś Pan" który nic nie umie, nic nie wie i róbcie za niego i ubóstwiajcie go bo jest. Życie z takim kimś jest dla mnie tragedią. Nie jestem idealna, nie oczekuję tego od ludzi. Ale nie jestem też masochistką życiową. A każda odpowiedź wasza jest ważna bo mogę sobie przeanalizować pewne sprawy, to co faktycznie może pomijałam i na co w ogóle nie zwracałam uwagi. Na takie sprawy gdzie osoby stąd pisząc swoje odczucia co do tematu i mnie widzą sprawę zupełnie inaczej. Nie jest łatwo się otworzyć przed kimś, ale zawsze łatwiej anonimowo.

Odnośnik do komentarza

ka-wa, dlatego być może ja przyciągałam takich z jakimi nic nie wychodziło bo podświadomie nie chciałam mieć dzieci już wcześnie. To było fajne gdy obserwowałam u innych lub zajmowałam się dziećmi. Ale przyszedł moment takiego uświadomienia sobie samej że to już nie chodzi o wyrwanie się z pewnych standardów, tylko inne postrzeganie życia i inne priorytety dla mnie są istotne. I coraz bardziej zaczęły być im bardziej byłam starsza, widziałam więcej, więcej doświadczyłam i stwierdziłam że dziecko jest łatwo "zrobić". Ale co dalej. Pewnie że kobiety szukają odpowiedniego materiału genetycznego, ale większość tez liczy na to że ten facet będzie też odpowiedzialny materialnie, bo przecież jak inaczej. Jak nie chce to z tego biorą się alimenty. A uczucia, ja podchodzę do tego realnie i wiem że uczucie miłości rodzi się w podwzgórzu a nie w sercu i nie fruwa na skrzydłach gdzieś goły amor ze strzałą. T.zw.uczucia rodzą się w mózgu i tyle. Ludzie generalnie podobno sie dobierają gdy pasuje im wzajemnie swój naturalny zapach. Taka ciekawostka :) Może dość surowe z mojej strony ale się nie okłamuję. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Pewnie że kobiety szukają odpowiedniego materiału genetycznego, ale większość tez liczy na to że ten facet będzie też odpowiedzialny materialnie, bo przecież jak inaczej.
Wiekszosc liczy na to, ze facet będzie odpowiedzialny pod kazdym względem, nie tylko tym ekonomicznym. Dlatego pisałyśmy, ze dziecko powinno sie powoływac w pelnej rodzinie.

Natomiast kuriozalnie dla mnie brzmi, ze masz charakter osoby bardzo pomocnej, wręcz Matki Teresy i kleją sie do Ciebie czy to w pracy, czy w prywatnym życiu tacy, ktorzy zwyczajnie mają ochotę pojechac na Twoich plecach. Czyli jakby zero asertywnosci z Twojej strony. Zero umiejętnosci przekazania, ze tak, dzis pomoge, jesli jest taka ogromna potrzeba, ale tak ogólnie to obowiązuje zasada umiesz liczyć licz na siebie. Juz nie mówie o umiejętnosci stworzenia obrazu siebie miłej i slodkiej,nieporadnej takiej, którą to otacza sie opieką.

A w stosunku do problemu powolania na swiat dziecka, czyli istoty faktycznie bezbronnej i wymagającej od nas uwagi , cierpliwosci, czasu , pomocy w kazdej sytuacji, Ty osoba skłonna niesc pomoc innym, mówisz: nie, to jest zbyt powazne i kosztowne.
Czyli doroslym facetom to czasami pomagalas a wlasnemu dziecku dlatego, ze trzeba byłoby pomagac to niestety, ale stanowczo mówimy nie.

Troche przewrotna logika.

Odnośnik do komentarza

Kikunia55, zawsze miałam charakter osoby pomocnej, empatycznej gdy ktoś potrzebował ja pomagałam. Taki mój charakter. Nigdy nie chciałabym być Matką Teresą. Ale fakt jest taki że przez większość życia moja pomoc i wszelkie dobre cechy charakteru były wykorzystywane. Juz pisałam że nie jestem ideałem i nigdy nie chciałabym być. Pomagałam i pomogłabym każdemu dziecku. Natomiast to czy chcę Ja mieć dziecko i jakiej płci to inna sprawa. Asertywności nauczyłam i mam wrażenie stale się uczę ponieważ na swojej drodze spotykam róznych ludzi z róznymi charakterami i dokładnie tak jak piszesz niektórzy lubią gdy mogą się przykleić do pleców i wykorzystać/pojechać ile się da. Pewnie za późno u mnie ta asertywność zaczęła "wychodzić", jednak to ułatwia zycie. Nie zawsze, ale często trzeba powiedzieć NIE. Nigdy nie umiałam tworzyć obrazu siebie innej niz jestem, słodkiego cukierka, bo po prostu nie potrafię udawać. Wiem że kobiety tak robią żeby się wyręczyć innymi. Ja uważałam i uważam że szczerość nie da mi tłumu znajomych na chwilę, ale da kilku przyjaciół na życie. Udawanie też nie jest w wychowaniu dziecka czymś dobrym. Ja tego bym nie chciała. Co do pomocy osobom w pracy, a rodzinie to jest zupełnie inna bajka. W pracy pomagam bo mogę, bo akurat mam możliwość. A rodzinie pomagam bo to naturalne. Jeżeli chodzi o powoływanie na świat dziecka, to po pierwsze uważam że nawet jeżeli są obydwoje rodzice w obecnych czasach to powinni mieć świadomość że stać ich będzie na to dziecko czy dzieci i nie będą musieli pobierać od Państwa pieniędzy bo nagle stanie się tragedia, stracą prace, nie ma oszczędności, nie ma mieszkania, za to jest dziecko, wszystko drożeje, dziecko je, dziecko robi w pampersy, dziecko rośnie i przy dziecku trzeba być w dzień i nocy, kąpać, przewijać. I co teraz? Już nie pisze o jednej osobie wychowującej dziecko ale dwojgu młodych rodzicach którzy muszą utzrymywać dziecko w obecnych czasach to są ogromne koszty. Wiem po znajomych którzy zarabiają ponad 3 tys jedno, i to jest za mało na wszystkie opłaty w wielkim mieście. Trzeba mieć to w głowie. Bo ja w stosunku do problemu powolania na swiat dziecka, czyli istoty faktycznie bezbronnej i wymagającej od nas uwagi , cierpliwosci, czasu , pomocy w kazdej sytuacji, jestem osobą która jest skłonna niesc pomoc innym. Posiadanie dziecka wiąże się z kosztami i jest to zbyt powazne aby po prostu bezmyślnie decydować się na dziecko/dzieci, a później dopiero martwić się jak to będzie. Na zasadzie może weźmiemy trochę od Państwa, trochę pomoże rodzina i trochę znajomi i inne instytucje. Ale ile można ciągnąć od rodziny i od Państwa? I ci młodzi rodzice muszą miec dla siebie na obecne czasy stabilność w każdym tego słowa znaczeniu, tak aby tą stabilność zapewnić na teraz i przyszłość maluchowi i samemu później też mieć z czego żyć. Żyjemy już w innych czasach jak nasi rodzice. Dzieci się kocha bo to normalne. Ale nie mozna decydować się na nie bezmyślnie tak samo jak na zwiazki które mają być tylko ze względu na ciążę czy bo ta trzeba, bo rodzina chce i t.p. Jeszcze raz podkreślam, ze mimo mojego podejścia do innych, kwestia mojego poglądu na styl mojego życia samotnego rodzica, czy to kobieta się decyduje na takie zycie czy mężczyzna, uważam że każdego przyszłego rodzica musi być stać na dziecko. Inaczej samą miłością nie nakarmi go. Nawet jeżeli tych rodziców jest dwoje, a kasy brak to jest tragedia tym bardziej bez jakiejś wizji przyszłości i możliwości. Chyba że się pochodzi z rodziny bogaczy to nie ma o czym mówić ale w innym wypadku trzeba mieć dobrze płatną pracę aby dziecko utrzymać i w późniejszym czasie wszystko zapewnić. Przedszkole, szkołę, poświęcić wolny czas też trzeba móc wziąć wolne w pracy. Kto teraz tak rozdaje wolne żeby pobyć z dzieckiem rodzicowi płatny urlop i w jakich instytucjach. Nie żartujmy. Uważam też że empatia wobec obcych ludzi nie jest czymś złym. Każdy potrzebuje trochę uwagi i miłego słowa. Uważam że większość osób na forum psychologii. Zauważyłam jednak że jest coraz rzadziej spotykana. I w rodzinach o czym obecnie coraz częściej się mówi głośno w mediach i wobec obcych ludzi.

Odnośnik do komentarza

Nawet dla pelnej rodziny dziecko traktujesz jako szalone finansowe obciązenie. Jednak nie wspominasz o tym, ze w wielu rodzinach dziecko/ dzieci jesli chodzi o finanse sa tez motywatorami do tego aby powazniej i krytyczniej spojrzec na swoj rozwoj zawodowy. Czasem niestety to wygląda w ten sposób, ze zarzucamy cos co moze by nam dawało frajdę, pozwalało zglębiac jakies rozkoszne banialuki i idziemy w stronę, gdzie będzie pewniejszy pieniądz. Jednak w przeważającej większosci w kwestii umiejętnosci starania sie o srodki finansowe naprawdę stajemy sie sami dla siebie mistrzami a tę umiejętnosc wyzwalają w nas nasze dzieci i troska o ich byt,

Traktujesz rodzicielstwo jako martyrologię a to jest ogromna życiowa przygoda, ktora po wielokroc nadaje sens naszemu życiu, głębszy sens i pomaga odchodzic z tego świata. Nie czarujmy sie , niewielu z nas jest Michałami Aniołami, Newtonami....- jestesmy zwyklymi zjadaczami chleba i dla ludzkosci jest własciwie obojętnie czy my sie pojawilismy na tym swiecie czy tez nie. Poki zyjemy sami dla siebie mozemy byc centrum swiata. Jednak jak odchodzimy nasze centrum swiata umiera i chyba swiadomosc, ze zostawiamy po sobie jakies inne małe centra swiata ,jest takim jakby pocieszeniem, ze nasze życie cos na tej ziemi znaczyło.

Pisac, ze w dzisiejszych czasach jest nad podziw trudno wychowac dzieci ,jest wg mnie twierdzeniem obrazoburczym. Naprawde w dziejach naszego narodu niewiele było pokoleń, które nie zaznały nieszczescia wojny, zaborów, zniewolenia.Od 64 lat na naszej ziemi nie bylo działan wojennych i skutkiem tego są trudnosci nie do przeskoczenia aby wziąc sie z głową za rodzenie dzieci i ich wychowywanie? Żart.

Odnośnik do komentarza

Kikunia55, jest w dzisiejszych czasach trudno bo dzisiejsze czasy to nie są czasy zaborów, ani inkwizycji (chociaż tutaj bym w pewnym sensie polemizowała), co do zniewolenia także. Nie ma w Polsce wolności takiej na jaką zasługują Polki. Narazie wojen nie ma aczkolwiek nie wiadomo co się może wydarzyć przy obecnych nastrojach międzynarodowych jeżeli ktoś się interesuje i śledzi ten temat to jakoś widzi co się dzieje na świecie. Chodzi o to że ja nie chcę cofać czasu i myśleć że kiedyś było jeszcze gorzej więc teraz jest super, są warunki więc się rozmnażajmy czy jak napisałaś cyt."wziąc sie z głową za rodzenie dzieci i ich wychowywanie". Dokładnie, ale jeżeli urodzić dziecko/dzieci to najpierw pomyśleć a nie rodzić bo teraz nie ma wojny, zaborów i inkwizycji więc jest cudownie. To ma kobietom wystarczyć do spełnienia marzeń? Serio. Kiedyś może tak, po wojnie. Ale teraz w obecnych czasach...Najpierw myśleć i miec świadomość czy dziecko będzie miało przyszłość jeżeli się urodzi, czy rodzic zapewni tą przyszłość. Czy dzieciak będzie przez większość życia na utrzymaniu Państwa i rodziny bo się chciało mnożyć. Absolutnie nie.

Odnośnik do komentarza

Ka-wa, tak jak najbardziej masz rację. Ale wiem teraz czemu jest taka duża dysproporcja w zrozumieniu, także akceptacji i tolerancji społecznej osób o takim stylu i poglądach jak ja. Tak samo przez kobiety jak i przez mężczyzn. Widzę co sprawia że osoby w zwiazkach które mają dzieci i partnerów - mężów czy żony, reagują w taki sposób jaki reagują w większości na osoby które uważają że rodzina to nie standardowa mama i tata z dziećmi oraz pozostałe kwestie które już wymieniłam wcześniej. Zastanawiałam się czy jest ktoś na forum kto nie ma dzieci i uważa podobnie jak ja, kto jest w stanie mnie zrozumieć. W większości pisały osoby (o ile nie wszystkie) które od dłuższego czasu mają mężów i dzieci. Poglądy się zmieniają, a charakter nie. Tak czy inaczej cieszę się że ten temat powstał bo jest dla mnie ważny i nadal uważam że to jest problem tylko w tej chwili widze to inaczej. Dzięki, Pa.

Odnośnik do komentarza

~Kether
Ka-wa, tak jak najbardziej masz rację. Ale wiem teraz czemu jest taka duża dysproporcja w zrozumieniu, także akceptacji i tolerancji społecznej osób o takim stylu i poglądach jak ja. Tak samo przez kobiety jak i przez mężczyzn. Widzę co sprawia że osoby w zwiazkach które mają dzieci i partnerów - mężów czy żony, reagują w taki sposób jaki reagują w większości na osoby które uważają że rodzina to nie standardowa mama i tata z dziećmi oraz pozostałe kwestie które już wymieniłam wcześniej. Zastanawiałam się czy jest ktoś na forum kto nie ma dzieci i uważa podobnie jak ja, kto jest w stanie mnie zrozumieć. W większości pisały osoby (o ile nie wszystkie) które od dłuższego czasu mają mężów i dzieci. Poglądy się zmieniają, a charakter nie. Tak czy inaczej cieszę się że ten temat powstał bo jest dla mnie ważny i nadal uważam że to jest problem tylko w tej chwili widze to inaczej. Dzięki, Pa.

takie magiczne stwierdzenie : "dysonans poznawczy"
przez to zjawisko są takie dysproporcje w rozumieniu :)
"no skoro zrobiłam sobie bąbelka to jak ja mam mu nieba nie uchylić ? "

Odnośnik do komentarza

luukas

takie magiczne stwierdzenie : "dysonans poznawczy"
przez to zjawisko są takie dysproporcje w rozumieniu :)
"no skoro zrobiłam sobie bąbelka to jak ja mam mu nieba nie uchylić ? "

A propos dysonansu,
" Ludzie mają różne elementy poznawcze, które logicznie nie są ze sobą zgodne, a mimo to nie wzbudzają dysonansu.", "Nie rozstrzygnięto co decyduje, który z dwóch elementów poznawczych zostaje poddany „obróbce i modyfikacji”. Dlaczego niektórzy palacze dowiadując się o szkodliwości palenia odrzucają palenie, a inni odrzucają informacje na temat szkodliwości? Jednym ze sposobów wybrnięcia z tej trudności jest twierdzenie, że zmianie ulega ten element poznawczy, który jest bardziej podatny na zmianę. Jest to jednak twierdzenie uwikłane w logiczne błędne koło – (element bardziej podatny na zmianę ulega modyfikacji. A skoro ulega modyfikacji, to znaczy, że jest bardziej podatny na zmianę)".
Istnieje również cos takiego jak "Społeczny dowód słuszności" i "Konformizm informacyjny" czy "Syndrom grupowego myślenia". Mozna i tak. Uchylać babelkowi nieba jak najbardziej trzeba, ale najpierw trzeba mieć świadomośc że zanim bąbelek przyjdzie na świat to rodzic sobie będzie w stanie poradzić i przychylić tego nieba - czyli zapewnić normalne życie.

Odnośnik do komentarza

dlatego tu zachodzi prostsze równanie...

"ale najpierw trzeba mieć świadomośc że zanim bąbelek przyjdzie na świat to rodzic sobie będzie w stanie poradzić i przychylić tego nieba"
ten element nie jest istotny, co mi inni ludzie będą mówić ? co mnie inni ludzie będą oceniać ? więc wypada z równania i wtedy kosztem wszystkich innych, bąbelek ma uchylone niebo ;]

i już tutaj znowu się zagotują niektóre panie...ale cytat "wiem, że nic nie wiem" niestety jak zwykle stawia w sytuacji gorszej tych bardziej "inteligentnych". Jeśli nie wiesz czego nawet nie wiesz to przecież życie jest o wiele prostsze, jakoś to będzie :)

Odnośnik do komentarza

Każdy ma prawo do swoich poglądów w każdej dziedzinie, często nie ich rozumie ten co nie chce lub nie potrafi.
Przekonywać do swoich racji, umiemy najlepiej, ale my tu tylko wygłaszamy swoje poglądy, co do których jesteśmy przekonani i nie szukamy opinii innych.

Dlatego się trochę dziwię, że tak Ci zależy na opinii innej jednostki, która ma takie poglądy jak Ty.
Ja szanuje Twoje poglądy, ale widać nie jesteś ich pewna skoro szukasz potwierdzenia.

Można z grubsza podzielić kobiety, które pragną mieć męża i dziecko, na 80%, takie które chcą mieć męża, ale dzieci absolutnie nie 15%, takie które świadomie samotnie decydują się wychowywać dziecko 2%, a takie które są w podobnej sytuacji, co Ty 3%, z tym, że przyczyny są różne, na pewno nie tylko materialne,
Jakby patrzeć tylko na sprawy materialne, to jesteś chyba w 1%.

Choć najwięcej pozostaje singli, którzy nie decydują się na dziecko, z różnych względów i ja ich najbardziej rozumiem, bo tu względy materialne nie odgrywają takiej roli, są raczej na ostatnim miejscu, jest wiele czynników ważniejszych.
Jakby kasa była najważniejsza, to każda bogata singielka, by miała dziecko.
Dziecka trzeba pragnąć, wtedy nie istnieje żadna przeszkoda, bo to silniejsze od nas, ale znowu trzeba wrócić do instynktu macierzyńskiego, nie każdy jest na tyle silny, wtedy mnożymy przeszkody.

Jakby nie patrzeć jesteś odosobniona w swoich poglądach, chociaż to też taki mój osobisty ranking.

Nikt Ci nie każe mieć dziecka, to jest tylko Twój wybór, ja uważam, że dobry.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...