Skocz do zawartości
Forum

Problemy z asertywnością i akceptacją


Rekomendowane odpowiedzi

Mam takie 2 trudności prawdopodobnie wynikające z niskiego poczucia własnej wartości. Jestem na studiach, gdzie każdy dobiera się w pary i wykonuje zabiegi kosmetyczne. Niestety mimo przeniesienia do innej grupy również tu nie znalazłam akceptacji i nie potrafię się porozumieć z dziewczynami, które zachowują się jak,, damulki". Nie mam pary do ćwiczeń, próbowałam dołączyć do jakiejś dwójki to nie chciały ze mną robić i kazały iść do kogoś innego. Panie patrzą tylko na mnie z politowaniem i nic nie powiedzą dziewczynom, kiedy żadna nie chce ze mną pracować. Przez to czuję stres przed każdymi zajęciami, bo nie mogę opuścić zbyt wielu godzin, a za zabiegi jest wystawiana ocena końcowa.
Do tego zauważyłam, że brakuje mi asertywności. Poza mamą nie potrafię się nikomu porządnie postawić. Dodałam ostatnio wątek o zmuszaniu do kościoła, ale podobnie jest kiedy np ciocia każe mi założyć polar. Raz potrafię powiedzieć,, nie założę, jest mi ciepło", ale kiedy już ktoś podniesie głos, zaczyna nalegać nie jestem w stanie odmówić. Nawet nie podniosę głosu, bo od razu zaczynam się głupkowato śmierć mimo że wewnątrz jestem mocno wkurzona. Boję się, bo mama jest ciężko chora i jeśli nie pożyłaby za długo tata czy reszta rodziny zacznie za mnie podejmować decyzję, bo nie dam rady podnieść głosu. Nie wiem co robić. Czy zapisać się do psychoterapeuty na jakieś warsztaty z asertywności i perswazji? Bo czuję, że sama nie pokonam tej bariery.

Odnośnik do komentarza

Zapisać się do psychoterapeuty, ale nie w tym celu co piszesz. Oczywiście to tez się przyda, jednak moim zdaniem to samo przyjdzie gdy nabierzesz pewności siebie. Z kolei, aby nabrać pewności siebie trzeba podwyższyć poczucie wartości i polubić siebie i do tego właśnie jest Ci potrzebny terapeuta.

Gdy nie nabierzesz pewności siebie, to taki kurs asertywności będzie nieprzydatny. Nie będziesz umiała wykorzystać tego czego się nauczysz, a problemy innego typu zaczną się mnożyć.

Gdybyś była pewna siebie, to ciotka nie nalegałaby. A nawet jeśli by spróbowała z przyzwyczajenia, to jedno Twoje zdanie wypowiedziane tonem pewnym siebie i patrząc jej w oczy spowoduje, że da spokój.
Podobnie koleżanki ze studiów widząc, że podchodzisz do nich pewnie i zdecydowanie, nie miałyby tyle odwagi, aby Ci odmówić.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Raczej mam ograniczony kontakt z rodziną poza rodzicami np z tą ciocią widuję się raz na kilka miesięcy. Nie chciałabym też okłamywać własnych rodziców, wolę mówić prawdę, broniąc swojego zdania gdyby się zdenerwowali z powodu moich decyzji i czegoś mi zakazywali. W rozmowach z innymi jestem bardzo śmiałą osobą, wykazuję osobowość ambiwertyka, ale kiedy trzeba się postawić coś mnie blokuje, możliwe, że boję się urazić bliskich osób.

Odnośnik do komentarza

A z czego wynika ten lęk przed urażeniem bliskich?
Jest kilka opcji:
- boisz się samotności czyli stracenia ich, odrzucenia z ich strony
- jesteś przez nich zmanipulowana, uzależnili Cie od siebie
- nie widzisz własnych potrzeb, nie są dla Ciebie ważne
- jesteś niedojrzała

Zauważyć trzeba, że każda opcja z w.w. jest wynikiem jednego... niskim poczuciem wartości.
To prawda, że "leczenie" /"naprawa" poczucia wartości to sprawa długotrwała, ale warto się nią zająć.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Na uczelni niestety jest takie chamstwo. Powinny być losowane osoby do grup projektowych i wtedy nie ma problemu. Natomiast jak się studenci sami dobierają to chcą współpracować tylko z przyjaciółmi. Powoduje to wykluczenia oraz to, że oni nie są przyzwyczajeni do współpracy z obcymi. Skarga do rektora nic mi nie dała.

Odnośnik do komentarza

Oczywiście, ze można samemu podnieść swoja wartość, choć jest to proces żmudny i długi. Juz kilku osobom (nie wiem... moze Tobie też) na forum wklejałam propozycje jak to zrobić, z których sama korzystałam. Nie wiem na ile ktoś z nich korzystał, ale zakładam, że skoro ktoś pisze, że chce...to chociaż spróbuje skorzystać.
Jeśli jednak oczekujesz szybkich rezultatów, choćby sztucznych to faktycznie zrób jak poradzono wyżej i zapisz się na jakiś kurs asertywności.
W drugim poście napisze kilka propozycji pracy nad sobą. Jeśli chcesz możesz ćwiczyć sama.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Zacznijmy od wyjaśnienia:
Co to znaczy lubić siebie.
Przede wszystkim należy się najpierw dobrze poznać.
(zaciągnięte z internetu)
„Być łagodną i wyrozumiałą dla siebie
Być swoim sojusznikiem.
Być świadomą swych zalet, wad, potrzeb i uczuć (także tych nieprzyjemnych, w tym: złości, lęku), akceptować się (razem z niedoskonałościami).
Cenić się.
Dbać o siebie, swój odpoczynek.
Pamiętać, że nic nie muszę, mogę - wiele.
Rozpieszczać siebie, sprawiać sobie przyjemności.
Rozwijać się i realizować swe marzenia.
Stawiać siebie i swe potrzeby na równi z innymi osobami i ich potrzebami.
Szanować się.
Ufać sobie, swej intuicji.
Umieć być z sobą samą.
Umieć prosić o pomoc.
Uśmiechać się do siebie.
Wyciągać wnioski z popełnionych przez siebie błędów bez katowania się poczuciem winy.
Znać i doceniać swe umiejętności, ale też znać swe ograniczenia. „
„wytrwale dążyć do celu i nie zrażać się niepowodzeniami
- być dumnym ze swoich osiągnięć „

Metody na polubienie siebie.

Zawsze jest za co siebie lubić. Ja nie wierzę, że nie ma ani jednej rzeczy, za którą możemy się naprawdę bardzo lubić. Pomijając fakt, że nie kochamy za coś konkretnego, tylko za całokształt.
Jak słusznie ktoś kiedyś zauważył, lubić siebie to znaczy lubić się "za to jak się myśli, żyje, postępuje".
To tyle jeśli chodzi o wyjaśnienie kwestii: lubić siebie .

1. A teraz weź kartkę, długopis i napisz priorytety życiowe, uporządkuj jakoś swoje myśli, napisz cele sprecyzowane (bo np. chce mieć znajomych to za ogólnie) i złap się za jedna rzecz... doprowadź do końca i łap następną.

2. Więcej uwagi poświęć pozytywom. To prostsze niż się wydaje: ile razy dziennie myślisz o tym czego NIE chcesz, a ile o tym co CHCESZ? Czy emocje jakie masz w sobie dotyczą rzeczy przyjemnych czy tych smutnych? Czy się uśmiechasz, choćby sam do siebie przed lustrem, czy korygujesz swoją postawę przed lustrem? O tym w następnych p-ktach.
Zapamiętaj, nie skupiaj się na smutnych i przykrych rzeczach!!!

3. Jeśli nie umiesz się skupić na niczym innym, to znaczy, że nie znasz swoich mocnych stron. Koniecznie je sobie wypisz, stale szukaj ich w sobie, gdy coś wyłapiesz-dopisuj.
Proponuję wypisać te cechy (wypisywać na bieżąco) i powiesić w widocznym miejscu, albo na karteczkach samoprzylepnych i ponalepiać w całym mieszkaniu (na lodówce, lustrze, szafie, biurku itp). Zapisując to w zeszycie i chowając do szuflady, nadal nie wychodzisz ze skorupy. Kto Ci zabroni we własnym domu np. utworzyć tablicę i naklejać/podpinać wszystko co cenne? Zrób to!
Nie chcesz karteczek... to może ustawiaj sobie przypomnienia w telefonie, za każdym razem inną miłą rzecz w przypomnieniu.

4. Oprócz tego każdego dnia ( ja to robię zaraz po przebudzeniu) dziękuj za te dobre cechy i za to co masz. Niech Cię nie interesują te gorsze cechy... one chwilowo idą w odstawkę. Skupiaj się na tych pozytywnych, tak długo aż je polubisz, docenisz, zaakceptujesz i poczujesz się z nimi pewnie. Dziękuj za ładna pogodę, za zdrowie, za pracę, za każdy drobiazg. Masz za co dziękować na 100%, bo wielu na świecie nie ma tyle co Ty. Naucz się doceniasz to co masz.

5. Oprawa zewnętrzna: dbanie o ciało i zdrowie jest ważna, ale najważniejsze jest dbanie o dobre samopoczucie! Ciało to tylko mieszkanie duszy, a o duszę jak dbasz? Ile razy dziennie poprawiasz sobie samopoczucie np. oglądając komedię, słuchając muzyki (ulubionej lub relaksacyjnej), medytując, afirmując, czytając książki np. psychologiczne? Zadbaj o swoje samopoczucie.

6. Czym się otaczasz.... masz miłe mieszkanko(?), pokój urządzony wg ulubionych kolorów, obraz z ulubionym widokiem (gór, morza, lasu)? To wszystko niby drobiazgi, ale maja wpływ na Twoje samopoczucie. Oczy patrzą, usta się uśmiechają, a dusza się cieszy. Pamiętaj, że to maja być tylko pozytywne obrazy, piękne widoki, pogodne twarze, coś uspokajającego, kojącego, poprawiające estetykę psychiczną. Nic smutnego, ponurego-rozumiesz?

7. Coś/ktoś Ci powinno przypominać każdego dnia, ze jesteś wyjątkowa, masz dobrą duszę, że jesteś atrakcyjna. A to najlepiej zrobisz Ty sama. Codziennie praw sobie komplementy. Nie czekaj na innych, oni Cię nie znają, Ty sama siebie znasz najlepiej więc się sama doceniaj. Afirmacje to pozytywna i ważna rzecz. Warto je wprowadzić, ale mądrze , o tym może później-jeśli zechcesz.
Może ustal jeden dzień w tygodniu/m-cu jako dzień rozpieszczania siebie i pozwól sobie tego dnia na wszystko co najlepsze dla Ciebie, na miłe słowa wobec siebie samej, na spacer, relaksacyjną kąpiel ... cokolwiek co może Cię rozpieścić ... byle pozytywnego. Znajdź sposób, aby się sama dopieszczać, sprawiać sobie przyjemność. Pomyśl o tym poważnie.

8. Na marginesie: wiesz po czym poznać czy ktoś jest pewny siebie?
-Gdy usłyszy komplement, patrzy rozmówcy w oczy, uśmiecha się i mówi "dziękuję". Jak ty reagujesz na komplementy?
-gdy staniesz przed lustrem i popatrzysz na siebie z profilu i na wprost. Jak wygląda Twoja postawa? Zgarbiona, głowa opuszczona, oczy smutne, wzrok do dołu... przyjrzyj się, bo tak widza Cie ludzie. Dlatego dbaj o postawę, nawet gdy nie jesteś pewna siebie, to nie garb się, głowa, lekki uśmiech (chociaż kąciki ust delikatnie do góry), wzrok do góry i pilnuj tej postawy na każdym kroku, bo osoba z odpowiednia postawa wzbudza większe zaufanie.
-Gdy chcesz by postawa dodała Ci pewności siebie naucz się gestu pewnego gestu. Jedna dłoń ujmuje drugą za plecami. Gest tzw. dłoń w dłoń. Symbolizuje uspokojenie, wyciszenie.
Nie krzyżuj rąk, nie splataj dłoni i nie ujmuj dłoni w nadgarstku i wyżej.
Gdy czujesz się niepewnie stosuj ten gest oraz trzymaj prawidłową postawę. W ten sposób ciało wysyła do mózgu odpowiedni komunikat. Gdy opanujesz to do tego stopnia, że nie będziesz musiała się pilnować. Możesz przejść do innych technik.

9. Jeśli czujesz, że powyższe Cie przerasta, to złap się czegoś z przekazem podprogowym. Na yt są sesje hipnotyczne afirmacyjne i inne, które Ci pomogą. Słuchaj ich codziennie systematycznie przez dłuższy czas, a gdy poczujesz się silniejsza, zastosuj powyższe rady.
Powodzenia :)

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Trashik uwielbiam tańczyć i w październiku zapiszę się do szkoły tanecznej, a może gdzieś jeszcze jeśli starczy czasu. Napisałaś, że problem nigdy nie mija. Temperamentu nie da się zmienić, ale może niektóre cechy osobowości.. Znam osoby, które kiedyś wszystkich słuchały, mało tego były bardzo nieśmiałe, a po długiej pracy nad sobą stawały się bardzo pewne siebie.

Odnośnik do komentarza

Trashik
Problem nigdy nie mija, ale można nauczyć się go przezwyciężać.

Z tym się nie zgadzam. nie mija jeśli się nic nie robi w kierunku zmiany siebie, jeśli się nie chce działać. Same kursy asertywności czy czegoś takiego są zakładaniem maski, dopóki się nie nauczy siebie lubić, nie pozna swojej wartości i nie zacznie się samemu cenić. A to jest możliwe, tylko wymaga żmudnej pracy nad sobą. Wtenczas problem mija, a przynajmniej znacznie się zmniejszy i będzie symboliczny/okazjonalny.

Kajsijalli> nie rozpisałam go teraz. Mam zapisane w katalogu i w jedyna moja praca to: kopiuj-wklej ;).
Życze powodzenia. Pisz jak Ci idzie :) .

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Javiolla zrobiłam całkiem spore postępy. Jeśli chodzi o relacje z rodziną czy znajomymi to coraz otwarciej wyrażam własne zdanie. Wczoraj nawet postawiłam się w sprawie chodzenia do kościoła, chociaż zbyt wiele ta rozmowa nie pomogła. Mama kazała mi się ubrać ciepło, żebym nie zmarzła. Dostałam dość silnego kataru. Uparłam się, że nie chcę jechać. Naciskała na mnie mocno, ale nie zmieniłam zdania. Oberwało mi się odkąd się staję ateistką, że chłopaki, z którymi się spotykam źle na mnie wpływają, bo są niewierzący, nie tak mnie wychowali.. I jeszcze zaszantażowali, że niech tylko spróbuję ich o coś poprosić to mi też nie pomogą. Później jeszcze przy obiedzie mama zachęcała, bo popełniam grzech śmiertelny itp. A w końcu stwierdziła -rób co chcesz, to Twoje sumienie. Próbowałam z nią jeszcze dyskutować, ale uznała tylko, że modlitwa w domu to nie to samo, na mszy jest Eucharystia, ludzie gromadzą się we wspólnocie. I miała pretensje co się ze mną złego dzieje. Za tydzień pewnie byłaby większa awantura, gdybym znów nie poszła. Nwm czy do nich można w jakikolwiek sposób przemówić...

Odnośnik do komentarza

Gratuluję, że nabierasz pewności siebie. Przydatna jest w każdej dziedzinie życia.

Trudno mi doradzać Tobie jak namawiać rodziców by dali Ci spokój, bo sama uważam, ze nie ma sensu się tak izolować od kościoła. To trochę Twoje widzi mi się, a nie coś mądrego.
Naprawdę nic Ci się nie stanie gdy pójdziesz raz w tygodniu na mszę, która przecież nie trwa kilka godzin. Brzydzisz się wody święconej, boisz się wejść?
Twierdzisz, że stajesz się ateistką, czyli nie wierzysz w Boga? Nie pytam o instytucję kościoła, ale o Boga samego w sobie.

No dobra... napisze tak.
Rodzice zobowiązali się w oczach Boga do wychowywania Cię w wierze. Nie możesz więc się dziwić, że tak reagują. Obietnica wobec Boga jest świętością. Możesz im jedynie przypominać, że mogli Cię wychowywać w wierze do dorosłości, teraz już sama odpowiadasz za swoje sumienie. im pozostaje się za Ciebie modlić. Zapewniaj, ze rozumiesz ich troskę... to ważne, aby rodzice nie myśleli, ze jesteś przeciwko nim. Daj im odrobinę zrozumienia, na tyle chyba Cię stać?!
Powiedz, że jeśli są gorliwymi katolikami to dlaczego Cię szantażują, ze nie pomogą? Jezus by tak nie zrobił... to takie zwalczanie ich własną bronią.
Generalnie jest tak jak Ci kiedyś pisałam. Chcesz walczyć, poznaj wroga. Mama mówi, ze grzech śmiertelny.... a Ty, ze grzechem jest przybycie na mszę, ale nie uczestniczenie w niej duchowo- co własnie się dzieje, bo samo przyjście dla świętego spokoju jest takim samym grzechem jak nie przyjście.
Tylko, aby mieć ripostę musisz coś o religii wiedzieć, a nie wiesz, bo nie chcesz wiedzieć...czyli kółko się zamyka. Nie masz linii obrony.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Wiem, że godzina tygodniowo to bardzo mało, jednak czuję się bardzo źle, kiedy muszę iść do kościoła wbrew sobie. Odczuwam złość i myślę zupełnie o czymś innym niż kazanie i modlitwa. Tak jak napisałaś nie uczestniczę w mszach duchowo. W domu wygląda to zupełnie inaczej, nawiązuję silniejszą więź z Bogiem. Co do tego czy staję się ateistką... wierzę w Boga i codziennie się modlę. Też wydaje mi się, że jedynie poszerzenie własnej wiedzy może jakoś pomóc przedstawić stosowne argumenty, chociaż awantury są nieuniknione.

Odnośnik do komentarza

Czujesz się źle, czyli jak? Czujesz złość, ale konkretnie z jakiego powodu? Przepraszam, że dopytuję, ale mnie to zaintrygowało.
Czy zmuszana do innych rzeczy (np. do szkoły, sprzątania) czujesz się tak samo? A mimo tego wykonujesz to potem?

Argumenty są nieuniknione i dopóki nie będziesz ich miała, mądrych i sensownych nie dadzą Ci spokoju. Moze się okazać, że gdy posiądziesz wiedzę to będziesz ich zaginać rzeczami o jakich nie wiedzieli. Ja tak mam wobec mojej mamy. Mama coś w stylu ojca Rydzyka, a ja słowa z Biblii.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...