Skocz do zawartości
Forum

nierealne oczekiwania zawodowe męża w stosunku do żony


gama

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.
Mam 32 lata. Ok półtora roku temu przeprowadziłam się z mężem do Warszawy. Mój mąż przeniósł się w ramach firmy do tutejszej placówki, podobnie jak ja. Pracowałam jako kasjer w sieci marketów, po jakimś czasie zaproponowano mi szkolenie na kierownicze stanowisko. Wiedziałam, że się nie nadaję ale względy finansowe i naciski ze strony małżonka skłoniły mnie do przyjęcia tej propozycji. Wedle moich przypuszczeń, nie skończyło się to dla mnie dobrze właśnie ze względów na... nazwijmy to właściwościami psychologicznymi. Jestem chorobliwie nieśmiała, chaotyczna nie mam zdolności dowódczych i a umiejętność planowania kończy się na czubku nosa. Mam też zalety, które prawdopodobnie skłoniły kierownika do wytypowania mnie, m.in. pracowitość, punktualność, doświadczenie i rozumienie podstawowych mechanizmów w handlu i poczucie odpowiedzialności za swoją pracę. Poczucie odpowiedzialności w połączeniu z brakiem umiejętności panowania nad zespołem skutkowało tym, że wszelkie opóźnienia zespołu, jakieś niedoróbki nadrabiałam eksploatując siebie. Aby nauczyć mnie kierowania zespołem uznano że zmiany popołudniowe i nocne będą najlepsze dlatego prawie pół roku pracowałam po nocach. Wykończyło mnie to fizycznie - chodziłam w pracy do 20km, nabawiłam się kontuzji stopy przez co cały czas odczuwałam ból, kulałam oraz psychicznie - przewlekły stres, zmęczenie, depresja i lęki. Wytrzymałam pół roku po czym odeszłam i zaczęłam leczyć nogę. Po 2-3miesiącach i wyleczeniu stopy uznałam, że pora na powrót do pracy. Mój mąż jednak oczekuje ode mnie, że bez wykształcenia (mam tylko maturę), doświadczenia i znajomości języka obcego dostanę pracę biurową, np w banku lub jako sekretarka. Moim zdaniem jest to nierealne, co potwierdza brak odzewu na moje aplikacje ze strony pracodawców. Nie dociera do niego, że nie spełniam kryteriów, które jasno określa w ogłoszeniu jednocześnie za moje niepowodzenia zrzuca odpowiedzialność na mnie. Na potwierdzenie moich słów pokazałam mu statystyki otrzymane od jednej ze stron pośrednictwa przedstawiające porównanie mojego dopasowania do oczekiwań pracodawcy oraz informacji na temat innych kandydatów. Nie wyglądają one optymistycznie - pośród ok 100kandydatów 60% miało wyższe wykształcenie podobnie doświadczenie. Dla mnie wszystko jest jasne. Mam do wyboru siedzieć na dupie w domu lub podjąć pracę dostosowaną do moich kwalifikacji lub wrócić do szkoły na co nas nie stać. Mąż jednak nie odpuszcza, terroryzuje mnie, że muszę pracować w biurze bo mam chorą nogę (stopa wyleczona, nie zamierzam podejmować więcej pracy ponad swoje siły) i nie mogę już pracować fizycznie, chce bym była zdrowa i bezpieczna. Moim zdaniem jest tu pewna nieścisłość otóż mąż od dawna naciskał mnie na zmianę pracy jednak ja byłam zadowolona ze swojej pracy, nie dałam się. Jakiś czas temu złożyłam CV na okienko pocztowe, myślałam: praca za biurkiem, w cieple, bez dźwigania bez wózków elektrycznych czy pras którymi można se zrobić kuku (jak ktoś się postara), mąż zaakceptował jednak zaznaczył, że tymczasowo może być. Powiedziałam, że nie szukam pracy tymczasowej i jeśli się dostanę i się wpasuję to pewnie spędzę tam 10-15lat. Wściekł się i powiedział, że to bardzo smutne co mówię, że nie mam motywacji do czegoś więcej... Dla mnie największą wartością jest stałość, boję się i bardzo źle znoszę zmiany i stres z tym związany. Czuję się szczęśliwa i spokojna kiedy nie muszę o wszystko walczyć, ciągle udowadniać, że się nadaję. Ponadto pragniemy kupić mieszkanie czemu sprzyja uowa o pracę na stałe a ciężko taką uzyskać szukając ciągle szczęścia gdzie indziej. Mój mąż jest bankowcem zakochany w swojej pracy, z perspektywami na awans. Aby osiągnąć swój cel nie ma potrzeby bym miała ambitną wysokopłatną pracę, wystarczy, że jest pewna. Moim zdaniem i tak wiele poświęciłam by on mógł się rozwijać - rzuciłam miasto i ludzi których kochałam, podjęłam się wyzwania w pracy choć zakończonego porażką... Jestem tu sama jak pies bez znajomych, rodziny... Teraz też bez pracy i bez możliwości jej podjęcia myślałam by może podjąć chociaż jakąś umowę zlecenie czasowo by mieć swoje pieniądze i nie musieć ciągle liczyć na to, że mąż mi coś rzuci, nie słuchać jak to on napełnia lodówkę... Nie chcę jednak z nim walczyć i nie robię nic w tym kierunku, wysyłam tylko bezsensownie CV po biurach i bankach, że może coś się fuksnie. Czuję się zdołowana. Czuję się bez sensu. Czuję, że mąż nie kocha mnie tylko to jak sobie mnie wyobraża, że muszę być kimś innym by mnie zaakceptował. Dostałam od niego wykład dlaczego nikt nie odpowiada na moje CV (jest proste ale zawiera co powinno, jest estetyczne i napisane poprawną polszczyzną) : jest nudne, sztampowe trzeba je poprawić co zrobiłam jednak nie przypadło mu do gustu, jak mi je zaczął zmieniać... wykreował mnie na kompletnie inną osobę, przypisał mi umiejętności których nie mam. Nie mógł tylko zmienić nic w wykształceniu i doświadczeniu zawodowym. Z czystym sumieniem nie mogła bym się pod tym podpisać. Boję się to wysłać gdziekolwiek, jestem przekonana, że jeśli wyślę to w tej formie, wszystkie nieprawidłowości wyjdą na wierzch podczas rozmowy. Mąż wmanewrował mnie w jedną rozmowę, która skończyła się dla mnie kompromitacją, nie chcę tego powtarzać. Po fakcie stwierdził, że to na pewno moja wina, że pokazałam jak mi wszystko wisi... Tylko, że nic takiego nie miało miejsca! Jestem nieśmiała, niepewna siebie, znerwicowana, łatwo ulegam emocjom... Gdy doszło do rozmowy nie zarejestrowałam, że nie skończyłam się rozbierać (miałam dalej na sobie płaszcz), w takich sytuacjach nie zawsze dobrze działa u mnie filtr tego co powinnam/nie powinnam mówić. Powiedziałam o kontuzji, o trudnościach w uzyskaniu materiałów do nauki na egzamin (podręcznik dostępny tylko w firmie) o tym, że wolę kopać ziemniaki niż pracować w zawodzie (nie podchodziłam do obrony z pedagogiki specjalnej). Poszłam na ten kierunek bo był powiązany z psychologią, interesowała mnie z powodów osobistych (depresja w rodzinie z samobójstwami włącznie, schizofrenia u członka najbliższej rodziny i moje z tym obawy, swoje problemy z przystosowaniem się w środowisku rówieśniczym) jednak pedagogika specjalna to zbyt obciążający psychicznie zawód, nie dałabym sobie rady. Jak mogłabym pomagać dzieciom skoro nie radzę sobie sama z sobą? Co zrobić?

Odnośnik do komentarza

Myśleć o sobie, nie ulegać presji męża, nie spowiadać się z każdego kroku.
Sama napisz cv, jak dostaniesz pracę w której będziesz dobrze się czuła, nie zmieniaj tylko dlatego, że mąż ma uwagi.
Jeśli będzie widział, że jego naciski są bezskuteczne, odpuści, bo nie będzie miał wyjścia.
Masz ograniczenia z których zdajesz sobie sprawę i dobrze, on tego nie rozumie, dlatego nie wtajemniczaj go w swoje plany zawodowe, poinformuj po fakcie.
Nie do ukrycia jest to, że w ogóle będzie Ci ciężko coś znaleźć, a on jeszcze wydziwia, jakby Cię nie znał.
Zero empatii.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Wychowałam się w pełnej ale dość ubogiej rodzinie. Mama pracowała w podupadającej firmie, tata zaś wyjeżdżał za chlebem za granicę na długie miesiące. Kochałam oboje i chyba oni kochali mnie. Gorzej jednak z rodzeństwem, był między nami pewien rodzaj rywalizacji a tak właściwie sojusz starszego rodzeństwa przeciwko mnie. Wykorzystywali każdą okazję by mnie pognębić fizycznie i psychicznie. Byłam piątym kołem u wozu, wypadkiem przy pracy, w dodatku głupiutkim, niezdarnym. W szkole dostałam kolejnego kopa od rówieśników. Zaczęło się w przedszkolu od bogatej rozkapryszonej dziewuchy, która potrzebowała dodatkowo podbudować swoje ego i umocnić pozycję w grupie dręcząc jakieś dziecko którym byłam ja. Potem dołączyli inni. Rodzice próbowali przenosić mnie z grupy do grupy ale szkoła była jedna więc nie przyniosło to żadnego skutku. Doszłam do wniosku iż najlepszym dla mnie wyjściem jest stać się jak najbardziej niewidzialną. Uspokoiło się to trochę dopiero w liceum, wyrosłam na dość ładną nastolatkę. Nigdy nie pozbyłam się jednak poczucia niższości, braku zaufania do ludzi, paranoicznego wręcz strachu, że jak tylko opuszczę gardę, pożałuję. Nie nawiązałam wielu znajomości, przyjaźni jeszcze mniej. Chyba dopiero w wieku dorosłym poznałam kogoś kto mnie akceptuje i wspiera. Teraz jestem jednak w nowym mieście, nie mam pracy, nie mam pieniędzy (mąż mnie utrzymuje). Czuję się dodatkowo upokorzona i samotna... Mąż oczekuje że podejmę ambitną pracę, że na te potrzeby magicznie przemodeluję swój mózg i swoje zachowanie... jak mam przekonać kogoś że to właśnie mnie szukają kiedy nawet ja w to nie wierzę? Jak mam podjąć pracę w banku/biurze podczas gdy nie mam wykształcenia, nie mam doświadczenia a w dodatku boję się własnego cienia? Mam wziąć psychotropa, iść na warsztaty aktorskie czy może połączyć te dwie metody? Mam wrażenie, że mąż nie kocha mnie tylko to kim w jego mniemaniu mogę być jak mnie się gdzieś przerobi , gdzieś ulepi, gdzieś coś złamie... Nie jestem osobą jestem kawałkiem sękatego drewna w rękach rzeźbiarza

Odnośnik do komentarza

Chodziło mi raczej o jakieś rady, jak przedstawić mój punkt widzenia. Nie wiem czy on wie, że mnie unieszczęśliwia swoim zachowaniem. Pracowałam w sklepie i było mi dobrze. Wiedziałam co mam robić kiedy i jak. Nie potrzebuję być ważną panią z banku. Chcę sobie spokojnie dylać do pracy. Nie potrzebuję nic nikomu udowadniać czy imponować. Lubię mieć różne zmiany w pracy i czasem mieć wolne w tygodniu i nikogo nie prosić gdy muszę coś załatwić czy iść do lekarza. Nie dociera...

Odnośnik do komentarza
Gość Psychoaktyw

Może uważa że mało zarabia i potrzebuje wsparcia. A dwie pensje to nie jedna. To pewne. Pewnie jesteście na starcie a w naszym systemie przeważnie dużo od startu się nie oddala. Napewno nic na siłę i na pewno idź tam gdzie ci się to kalkuluje lepiej.

Odnośnik do komentarza

Moze dobrze by bylo wytlumaczyc mezowi ze nie jestes w stanie dostac pracy w banku bo nie masz wystarczajacych kwalifikacji. Jesli sprawdzalas sie w pracy w sklepie to postaraj sie dostac prace w sklepie. Mezowi opisz ta prace jako pelna mozliwosci awansu na wyzsze stanowisko.
To sa porady na teraz. Uwazam jednak ze sama powinnas zastanowic sie jakie sa twoje mocne strony i co potrafisz robic, i na tym oprzec swoje poszukiwania pracy. A z mezem powinnas porozmawiac.

Odnośnik do komentarza

"(nie podchodziłam do obrony z pedagogiki specjalnej)"
Rozumiem, ze studiowałas , poniewaz byłas z powodów osobistych pewnych rzeczy ciekawa a do dyplomu nie podchodzilas, bo wydało Ci się, ze nie masz czego szukac w tym zawodzie.

Pierwszy i zasadniczy błąd. W zawodzie nie musisz pracowac a papierek, zes po licencjacie jest. Ludzie częstokroc wykonują pracę nie związaną z wyuczonym zawodem ale, zeby tę pracę podjąc trzeba było chwalic się jakimkolwiek dyplomem.

Nie mozesz wrócic do swoich studiów i zamknąc dyplomem ten czas? Nigdy nikomu zaden dyplom nie zaszkodził. Czasem nie pomógł, ale nie zaszkodził.

Ludzie czasem zaliczają tak rózne studia związane ze swoimi zainteresowaniami a potem się dopiero orientują, ze nie bardzo z tych studiów umieją się utrzymac. Ostatnio spotkałam kolezankę córki, ktora poszła na studia artystyczne. Tyle , ze po nich zrobila MBA i jest szefową na rynki wschodnie duzej międzynarodowej korporacji, ktora tworzy biżuterię. Ma jakis gust, ma artystyczne spojrzenie na produkty firmy (wyrobila sobie to warafinowanie na studiach artystycznych) ale jak to sprzedac, jak zawierać kontrakty , jaką politykę handlową prowadzić aby miec sukces- tego dowiedziała się na kolejnych studiach, których nigdy by nie podjęła, gdyby nie zrobila dyplomu na tych ze swojego pierwszego wyboru.

Dlatego nie powinnas zarzucas szansy na dyplom tam gdzie juz swój czas poswięcilas.

A dyplom robisz nie dla męza tylko dla Ciebie- to jest najwazniejsze podejscie- wtedy masz sukces.

Odnośnik do komentarza
Gość Logiki brak

Współczuję :( Niech twój mąż zainwestuje w szkolenia dla ciebie lub studia zaoczne, zamiast wymagać cudów. Taki wykształcony, a z logiką u niego kiepściutko, nie dociera do niego prosty fakt, że z pustego i Salomon nie naleje?

Odnośnik do komentarza

Nie broniłam pracy nie dlatego, że nie chciałam pracować w zawodzie. Moje rodzeństwo pracuje w innym zawodzie niż by wskazywało wykształcenie i mam świadomość, że w znacznej mierze ów papierek jest po prostu jakimś testem inteligencji. Powód był inny. Studium przypadku dziecka niepełnosprawnego. Pracowałam w tym domu i źle się to skończyło, tatuś nie był najprzyjemniejszym typkiem. Nie uzyskałam dokumentacji medycznej która była konieczna i sprawa się rypła. Po drodze dwa razy skreślano mnie z listy studentów booooooo…. ćwiczeniowiec wpisał mi ocenę w miejsce innego przedmiotu! I tak dwa razy (nie sądziłam, że możliwe bym miała takiego pecha drugi raz więc tego nie sprawdziłam. A jednak.) Potem odwoływanie się... a wystarczyło pieczątki z czerwonymi krzyżykami postawić i podpisać drugi raz. Sprawa z rodziną i problemy rodzinne doprowadziły do depresji, nie miałam już siły dłużej walczyć. Jeśli dobrze się orientuję ma się pięć lat na powrót inaczej zaczynasz od nowa u mnie minęła dekada. Co do sodówy i ważnej pani z banku - sama doszłam do tego wniosku. Zarobki mieliśmy takie, że moglibyśmy wziąć kredyt na 500tysi. Teraz mu na pewno lepiej mnie utrzymywać. Mam być po prostu kimś więcej. Dzieci brak, zawsze był zły czas bo coś tam. Powiedziałam, że rozważam powrót do mojego miasta jeśli nie dojdziemy do porozumienia. Mam oszczędności mogłabym na spokojnie poszukać pracy jakiej chcę. Nie chcę jednak z takiego powodu wszystkiego rzucać...

Odnośnik do komentarza

Właśnie taka perspektywa powrotu, może otrzeźwi męża, że przegina, ale musisz być konsekwentna.
Na początek powiedz, że wyjeżdzasz do swojego miasta szukać pracy i tak zrób, czekaj na reakcję...
Zgadzam się z opinią, że on chciałby się chwalić żoną na jakim to ona stanowisku pracuje, wstydzi się mówić prawdę, a nie bierze pod uwagę Twoich możliwości, zdrowia, marzeń, w ogóle nie bierze Twojego zdania pod uwagę.
Uważa, że każdego można ulepić wg swojego modełka.
Dlatego terapia małżeńska mogłaby otworzyć mu oczy na problem, ale przecież powie, że on nie ma problemu...

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

A po co masz wracac do rodzinnego miasta, jesli piszesz, ze sprawy z rodziną wpędzily Cie w depresję? To tam chyba zbytniego oparcia psychicznego nie masz i swojego miejsca na ziemi, gdzie moglabys mieszkać?

Jestes tu gdzie jestes i cos ze swoim życiem musisz zrobić. Masz 32 lata, nie chowasz dzieci, nie chodzisz do pracy, nie uczysz się. Juz same te fakty dołują Ciebie i nastarają żle psychicznie do wszystkiego, łącznie z oczekiwaniami Twojego męza.

Ale sama tez nie jestes zbyt silna. Studia nie wyszły, bo żle trafilas na rodziców przypadku dziecka, o ktorym mialas pisac dyplom i nie dopilnowywałas porzadku w kartach egzaminacyjnych (zaliczeniowych). W depresję wpadłas, bo z rodziną były jakies zle sprawy. Z pracy musiałas zrezygnować, bo zbyt delikatnie zarządzając personelem wykonywalas obowiązki i swoje i częsciowo innych ludzi i organizm Ci się zbuntował.

A teraz mialabys porzucic silnego faceta, za którym kiedyś mialas odwagę w życiu iśc? Owszem, on usiłuje Cię przerobic i robi to może zbyt gwaltownie. Niemniej widzi, ze nie masz tak silnego organizmu, aby całe życie w sklepie pracowac- zazwyczaj iles jest to pracy fizycznej. No to czas najwyższy do szkól jakis isc, aby spokojną pracę urzędniczą wykonywac.

Nie buntuj się przeciw swojemu męzowi, tylko mysl jak go przerobic do niektorych swoich postanowien a w czym on może miec rację i do czego Ty powinnas się nagiąć i możesz to zrobić jak zechcesz.

Facet nie będzie wracał do małej miejscowosci, skoro tutaj mu się rysują większe perspektywy a i Ty pewnie nie masz tam czego szukac. Zal Ci może jednej czy drugiej koleżanki, czy może kogos z rodzeństwa z kim może na wojnę nie szłas. Tyle, ze wszyscy w Twoim wieku są zajęci albo chowaniem dzieci albo praca zawodowa albo jednym i drugim i wcale czasu i uwagi jakbys była na miejscu tak duzo by Ci nie poswięcili.
Zresztą jak masz dobrą kumpelę gdzies w swoim miescie, to od czego są telefony, skypy czy inne messengery?

Odnośnik do komentarza

Biorac pod uwage twoja dotychczasowa kariere i to jak reagujesz na trudnosci, mysle ze twoj maz nie chce dla ciebie zle. Moze ty to tak odbierasz, czujesz presje ale twoj maz prawdopodobnie stara sie ciebie z tego dolka wyciagnac. Stara sie wzbudzic w tobie ambicje bo wierzy ze gdzies tam w tobie one drzemia, pobudzic cie do dzialania.
Jesli spojrzysz na siebie z boku to co widzisz? Nic nie robisz, nie pracujesz, nie wychowujesz dzieci, jestes zona przy mezu ktory cie utrzymuje, nie rozwijasz sie. I wydaje mi sie ze to jest przyczyna problemow. Jesli nic teraz nie zrobisz, to bedzie tylko gorzej. Czy ty sie dobrze czujesz w tej sytuacji?
Co sie dzieje gdy napotykasz trudnosci? Do tej pory uciekalas, chowasz sie za plecami kogos silniejszego, kogos kto bedzie decydowal za ciebie. Ale ten ktos nie przezyje zycia za ciebie, nie rozwiaze twoich problemow, sama powinnac to zrobic.
Zawsze mozesz otworzyc jakis sklepik, bo wydaje sie ze to brak zajecia wywoluje u ciebie depresje.

Odnośnik do komentarza

Skoro autorka widzi, że mąż ma nierealne oczekiwania, to tak jest.
Nie każdego da się wyciągać za uszy do swojego poziomu czy do swoich oczekiwań.

Znam podobny przypadek, gdzie chłopak wiął sobie dziewczynę spokojną, poporządkowaną, taka mu odpowiadała, bo wiedział, że będzie się go słuchała, on będzie rządził.
Też wymuszał/usilnie namawiał na różne przedsięwzięcia, co do pracy dopóki sam się nie przekonał, że ona nie nadaje się nawet to pracy biurowej, bo się myli, mało bystra, nie ogarnia tematu, nie daje sobie rady, a gdzie tu mówić o awansie,
czego patrząc z zewnątrz nie widać, choć nie ma innych problemów.

Co do dzieci, ma tak samo.

Bo my mierzymy człowieka swoją miarą i wkurzamy się jak ktoś nam nie dorównuje, dlatego też trochę rozumiem męża autorki,
ale po takich doświadczeniach, powinien dać jej wolną rękę co do zawodu, żeby to ona była zadowolona.

Musi wykonać jakiś ruch, żeby zmienić nastawienie męża, tu nie chodzi o rozwód czy, żeby wracał, tylko, żeby zmienił priorytety.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Wychowałam się na wsi. Na studia wyjechałam do Olsztyna i tam mieszkałam przez dekadę. To Olsztyn miałby być moją ucieczką. Nie liczę, że mąż rzuci wszystko i za mną ruszy. Do rodzinnej miejscowości nie mam po co wracać. Rodzinne problemy są już jakby nieaktualne (rodzeństwo dorosło, w głowie własne życie) ale nadal nie widzę tam swojej przyszłości. Za mąż wyszłam po akcji ze studiami, moim zdaniem wiedział na co się pisze. Po przeprowadzce i awansie męża planowaliśmy założyć rodzinę, myślałam, że w czasie ciąży zacznę jakieś studium (nie zdecydowałam jeszcze jakie) i w trakcie wychowawczego poszukam innej pracy. Mój awans i wszystkie jego konsekwencje puściły te plany z dymem. Teraz jestem rozdarta, nie wiem w którą stronę ruszyć. Wiem, że mam słabą psychę, ciągle ktoś mnie wgniatał w ziemię. Nie wiem jak miałabym przemodelować swój mózg swoje reakcje. Pomijając brak odpowiedzi na CV stres mnie paraliżuje, mogę się przygotować do rozmowy a gdy przychodzi co do czego, lepiej nie mówić. Przez znajomą moje CV zostało przekazane do księgarni, praca została mi przedstawiona zupełnie inaczej niż miała być w rzeczywistości. Dopiero na rozmowie dowiedziałam się, że wymagany jest zaawansowany angielski i tak z zaskoczenia miałam egzamin. Dla mnie było to jak uderzenie sztachetą. Niby uczyłam się angielskiego chyba od czwartej czy piątej klasy podstawówki, dobrze zdałam maturę, na studiach też był ale nie używałam go przez prawie dekadę. Rozumiem prosty tekst pisany i mowę, oglądam filmy i programy po angielsku ale z wydobyciem z siebie zdania mam problem. Ostatnio jedynymi zdaniami jakie wypowiedziałam to: Do you collect stickers? i It is vege pizza. There is no meat at all.

Odnośnik do komentarza

Powiedziałam na tej rozmowie, że mój język skostniał przez brak praktyki. Dostałam w rękę książkę i miałam dogadać się z kontrahentem (w tej roli rekruterka). I sztachetą w łeb, pustka ledwie widziałam co mam w ręce. Zatkało mnie na dłuższy kawałek czasu. Mogę być jedynie wdzięczna tej kobiecie, że nie zmieszała mnie z błotem, gdyby coś powiedziała pewnie wybuchłabym płaczem i jeszcze bardziej się skompromitowała. Babka mi wręcz pomogła, zaproponowała bym najpierw powiedziała po polsku a dopiero potem przetłumaczyła to na angielski. Było znacznie łatwiej ale wiadomo jaki był wynik tej rozmowy. Nie powinno się coś takiego zdarzać, powinnam mieć umiejętność zapanowania nad emocjami a nie być przez nie obezwładniana. Mąż mówi bym spróbowała w jego banku z tym, że w jednostce obsługującej rynek polski (podobno mają taki oddział). Na ogłoszeniu jednak jak wół napisane, że licencjat najlepiej z ekonomii, język i parę innych pod którymi też nie mogłabym się podpisać. Warczy na mnie, że zawsze tak piszą ale nijak ma się to do rzeczywistości... Być może nie zdyskwalifikowali by mnie ze względu na wykształcenie ale język... co miałabym powiedzieć? Bo wicie rozumicie angielski rozumiem sporo ale nie rozmawiam? Część rzeczy potrafię powiedzieć ale nie wiem jak się pisze i na odwrót? No i te testy psychologiczne na początku (mąż przez nie przechodził). Przeraża mnie to wszystko. Zacina mnie też przy pytaniu/poleceniu Opowiedz nam coś o sobie... pierwsze i jedyne co mi wtedy do głowy przychodzi to fakt, że jestem nudna i nie ma o czym opowiadać. Gdyby ktoś spytał jakie są moje wady czy zalety, potrafiłabym powiedzieć ale mój mózg w stresie jakoś tego nie łączy. Jadąc na rozmowę w myślach opowiedziałam o sobie po angielsku a jak przychodzi co do czego... tabula rasa kurwa!!! Przed jakąś szkoła powstrzymuje mnie również strach, że żadna szkoła choćbym poszła na UJ czy SGH nie zmieni to nic w tym psychicznym aspekcie i wyrzucę kasę do kosza. Chciałam iść na konsultacje psychiatryczną, pomyślałam, że porozmawiam może jakaś terapia jakieś leki pomogą. Zebrałam całą swoją odwagę, schowałam wstyd do szuflady a tu kolejka do lekarza 5 miesięcy :/ Ile procent społeczeństwa musi być chorych skoro kilku lekarzy w jednej z wielu placówek nie może poradzić sobie z obsłużeniem pacjentów... Aż dziw, że przy takiej opiece medycznej tak mało osób popełnia samobójstwo czy morduje kogoś przez głosy w głowie... Podczas studiów na zajęciach przewinął się temat rozwoju mózgu dziecka w niesprzyjających warunkach. Wtedy nie zgłębiałam tematu, było tyle nauki, egzaminów... wróciłam do tematu w sumie niedawno. Podobno mózg dziecka poddanego przewlekłemu stresowi inaczej się rozwija, jego hipokamp jest mniejszy niż przeciętna i przypomina raczej ten u ludzi w wieku podeszłym. Skutkiem tego są nieprawidłowości przejawiające się w sferze neurobiologicznej, psychologicznej i społecznej. Niska samoocena, problemy z koncentracją, kontrolowaniem emocji i reakcji, beznadziejna orientacja przestrzenna, to wszystko z czym walczę nie jest urojeniem, nie jest też wyborem mój mózg jest inny. To jest jak pewnego rodzaju zespół stresu pourazowego. Nie trzeba oberwać kulkę w Iraku wystarczy notorycznie dostawać wpierdol psychiczny, fizyczny czy w duecie... Tak jak u żołnierza jakiś dźwięk, chrzaniona petarda rozstraja nerwowo tak ja w niektórych sytuacja dla innych neutralnych dostaję pierdolca. Mogę całymi miesiącami i latami dobrze funkcjonować dopóki ktoś czy coś nie przestawi mi pstryczka w głowie.

Odnośnik do komentarza

Ja bym powiedziala Are you collecting stickers? Dlatego bo stickery zbiera sie czasowo, np jest jakas promocja w sklepie i wtedy ludzie zbieraja stickery. W dodatku akcja ma najczesciej miejsce przy kasie i kasjerka o to pyta. Drugie this is pizza vege. Ja bym tak powiedziala bo u mnie tak sie mowi. Z tym miesem to nie wiem czemu go nie ma, gdybym wiedziala to bym jakos rozwinela.
Pomijajac angielski, prawda jest ze na cos powinnas sie zdecydowac. Sa rozne programy na you tube jak nabrac poczucia wartosci, mozna posluchac, to sa darmowe materialy.
Wydaje mi sie, ze dobrze by bylo gdybys odciela przeszlosc czarna linia, byla, minela i juz nie ma. Kazdy moze cie zranic tylko wtedy gdy na to pozwolisz, to od ciebie zalezy czy bedzie bolalo czy nie, ty o tym decydujesz, nikt inny.
Od siebie polecam do posluchania na you tube Jak znalezc przyjaciol i zjednac sobie ludzi, audiobook Dala Carnegiego. Jest naprawde swietny, mnie bardzo sie przydaje w kontaktach z ludzmi a ciagle testuje jego porady.

Odnośnik do komentarza

gama, myślę, że trafnie zdiagnozowałaś swój problem i żadne rady tu nie pomogą.
Zwykły psycholog, jeszcze zależy na kogo się trafi, za bardzo nie pomoże.
Być może coach by Ci pomógł, ale to z kolei duży koszt.
Póki co, dla oceny sytuacji, wybierz się prywatnie do psychoteaputy.

Ty musisz mieć pracę niestresującą, taką w której dobrze i pewnie się czujesz.
Masz jakieś zaintersowania, co lubisz robić, może byś się przyuczyła do jakiegoś zawodu.
Jeśli będziesz miała spokojną pracę, później pomyślisz czy dasz radę się dokształcać.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

gama
Mówiłam język leży i kwiczy.

W tej kwestii to powinnaś się podszkolić, jest masę kursów, więc to chyba nie nie byłby problem nie do przeskoczenia.
Myślałam, że np. mogłabyś pracować jako recepcjonistka w hotelu, ale bez języka ani rusz.
W każdym razie powinnaś szlifować angielski, bo on się teraz przyda prawie w każdej pracy.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Z powodu studiow, przez ktore przeszlas, wiesz, ze mozesz miec ograniczenia, bo Twój mózg byl maltretowany przez Twoje rodzeństwo, ktore bezkarnie sobie pozwalalo Ci dokuczac. A może trzeba znów sięgnąc do tych mądrych podręczników i dowiedziec się jak zniwelować te okaleczenia. Jak to przeskoczyć. Teraz jestes na etapie, ze duzo rozumiesz dlaczego jestes w tym etapie życia w ktorym jestes, duzo umiesz wytlumaczyć tyle, ze chyba nie o to chodzi. Chodzi o to co zrobic aby ruszyc do przodu

Odnośnik do komentarza

Nam tak się wydaje, że można to wszystko przeskoczyć, bo najedzony nie zrozumie głodnego.
Nawet, żeby "skakać" trzeba mieć na to siłę, bynajmniej nie o fizyczną tu chodzi.

Co z tego, że ktoś mi powie, ucz się języka, a ja nie mam do tego żadnych
chęci, ani głowy, to na siłę mam się uczyć, nic z tego nie wyjdzie.

Dlatego my tu sobie możemy pogadać, gama najlepiej wie na co ją stać i powinna słuchać siebie.
Psychiki nie da się oszukać.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Czego tu się nie da oszukac?
Umie spokojnie po angielsku powiedziec to o sobie co może wymagac pracodawca, tylko drętwieje jak to ma zaprezentowac fizycznie, praktycznie przed pracodawcą. Ale nawet z paralizu nie wie, czy plaszcz do rozmowy z pracodawcą zdjęła czy tez nie.

Najprostsza sprawa- autorka juz od dawna nie chodzila do pracy, jest niepewna siebie z natury, mąz ją pogania i jeszcze wybrzydza na rozne jej pomysły na pracę. Z tego rodzi się totalny paraliz i trzeba pracowac na tym jak to opanowac. A może duza ilosc rozmów o pracę rozbije ten strach.? Będzie szła na ktorąś następną rozmowę z poczuciem, ze pewnie nic z tego nie wyjdzie i pójdzie z obowiązku (przeciez musze szukac pracy) a wtedy może zaprezentuje na luzie po prostu siebie i juz?

Odnośnik do komentarza

Skad ja to znam !!zaklad o wszystko ze zdrada jest tylko kwestia czasu. Zdradzi Cie z jakas bankierka lub z jakas inna atrakcyja praca. Proponuje pozew o rozwod i znalezienie sobie kogos kto Ciebie zaakceptuje. Wierze ze np pan lekarz moze kochac pania sprzataczke. Zycze szacunku do siebie i szczescia. Pozdrawiam i bardzo Ci kibicuje bo mnie po kolei kazdy porzuca bo nie mam atrakcyjnej pracy. Niech chociaz Tobie sie powiedzie.

Odnośnik do komentarza

Po pierwsze, rokowania w małżeństwie są bardzo nie pomyślne. Ono raczej prędzej niż później się rozpadnie. Po drugie brak pracy dodatkowo osłabia pewność siebie.
Moja rada to szkolenie języka oraz tak jak radzi kikunia55 ustawiczne poszukiwanie pracy. Po jakimś czasie i jedno i drugie stanie się niemal codziennością i za jakiś czas będzie tak postępować z nawyku.
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem iż nic na siłę. Przeciwnie, z własnego doświadczenia uważam iż czasami warto się przymusić. Ja dopiero od niedawna uczę się angielskiego. Niekiedy się wręcz zmuszałam ale obecnie nie ma dnia abym przynajmniej kilka słów czy zdań dziennie nie powiedziała czy przeczytała. Nauka języka to zawsze dobra inwestycja.
Z poszukiwaniem pracy radzę szukać tam gdzie czujemy się dobrze. Rady, chociaż bywają pomocne, pochodzą od innych osób dlatego warto słuchać się samych siebie.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...