Skocz do zawartości
Forum

Moje Życie.


Rekomendowane odpowiedzi

Notka: Chcialbym przeprosić za wszelkie błędy w teksie poniżej, kilka lat na obczyźnie robi swoje. Zresztą w szkole nie byłem orłem.
Mam na imię Szymon i mam 19 lat, prawie 20, przed urodzeniem, w trakcie ciązy moja mama miała wypadek samochodowy, jadąc w zime dużym fiatem wpadli w poślizg i udeżyli w latarnie. Gdy przyszedłem na świat byłem chory, miałem astme i przepókline, byłem chrzszony w szpitalu bo obawiano się że umrę nieochrzczony. Spędziłem w nim około roku swojego życia.
Okres wczesnej młodości pamiętam jak przez mgłe tylko kilka scen i zatartych wspomnień, w końcu się rozwiedli. Trafiłem do domu dziadków gdzie byłem przez nich wychowywany i do których nie mogę mieć zadnych zastrzeżeń. Z tamtych lat pamiętam niewiele, najbardziej to jak mama przychodziła do mnie a potem wychodziła a ja bardzo płakałem, potem przez szybę w bloku obserwowałem jak znika w oddali, ciągle bardzo płacząc. Moja mama starała się dla mnie zarabiać pieniądze, za pewne nie było jej łatwo, w zasadzie nigdy nie rozmawiałem z nikim z rodziny o mojej przeszłości, nikt nie wysunął się z taką inicjatywą a ja nigdy nie pytałem, bo jestem wstydliwy i zamknięty w sobie. Swoje emocje zawsze duszę głęboko w środku a gdy już nie mogę ich udźwignąć to wybucham, mam problem z rozmową. W podstawówce przyszedł okres gdzie moja mama poznała nowego faceta, ja nadal byłem mały i nic praktycznie nie rozumiałem, w końcu zamieszkali razem a ja z nimi, nic nie pamiętam takze z tamtego okresu bo od kąd pamiętam to mam problemy właśnie z pamięcią, w każdym razie z tego okresu pamiętam tyle ze wstydziłem się nowego pana i starałem się go unikać. Po jakims czasie zacząłem uważać go za kogoś kto jest w moim życiu na stałe, za partnera mojej mamy.
Byli ze sobą szczęśliwi lecz ich związek od zawsze był toksyczny, ojczym pił i bił matke a ja nie mogłem na to nic poradzić, z biologicznym ojcem miałem mało kontaktu, na weekendy przyjezdzał do mnie do puki nie poznał nowej kobiety. Wtedy o mnie zapomniał, wydawało mi się że na bardzo długo. Potem urodziła się moja siostra a dwa lata później kolejna. W domu sytuacja sie nie zmieniła, ciągłe awantury i bicie matki po pijaku przez mojego ojczyma, ale nie chodzi tutaj nawet o to. Prawdę mówiąc po dziś dzień stojąc przy nich i słuchając ich rozmowy możesz być pewny że za chwile wybuchnie wielka awantura spowodowana najmniejszą nawet błachostką czy różnicą zdań. Wracając do mojego prawdziwego ojca to wtedy kiedy rodziły się moje siostry, mojemu tacie też narodziła się córka w nowym związku. Pamiętam że wtedy jakąś tata zaczął zabierać mnie do siebie na weekendy zeby spędzić trochę czasu razem. Niestety nie zawsze do działało ponieważ gdy ja przyjezdzałem to bywały dni ze on wychodził do pracy i wracał za kilka godzin, ja w tym czasie siedziałem z jego nową kobietą która krótko mówiąc nie pałała do mnie miłością, przypominam że byłem małym dzieckiem, małym bezbronnym dzieckiem.
Wreszcie rodzi się kolejna siostra mojej mamy a mojemu tacie rodzi się braciszek, w tym momencie spadłem na sa dół drabiny rodzinnej, zostałem osobą od której wszystkiego sie wymagało nie dając w zamian nic, czułem się samotny i zapomniany.
Okres od około 5 klasy podstawówki wspominam bardzo źle, miałem kilku ludzi w klasie ktorzy nie wiedzieć czemu po prostu mnie gnoili, może po prostu dlatego że nigdy nie potrafiłem im się postawić. W tamtym też czasie zacząłem myśleć że jestem gejem, nawet teraz trudno mi sie o tym pisze, za nim jednak znienawidzicie mnie do końca chce się troszke oczyścić z tego piętna choć myślę że nie wiele to da, ale w gimnazjum uświadomiłem sobie że tak naprawdę jestem biseksualny. To jeszcze nie koniec o nie! Zdałem sobie sprawę albo przynajmniej tak mi się wydaje że jestem kobietą uwięzioną w męskim ciele, po prostu jestem delikatny i lubie piękne żeczy, bardzo dobrze rozumiem się z dziewczynami, bardzo dobrze mi się z nimi gada. Tego nie da się tak po prostu wytłumaczyć ale ja to czuję całym sobą, czuje że jestem dziewczyną. W gimnazjum było jeszcze gorzej, wyzywano mnie od pedałów mimo że tak naprawde nigdy nie zrobiłem niczego co mogło by wskazywać na moją orientacje, wyglądam normalnie jak każdy inny. Dla tego też na te obelgi nigdy nie odpowiadałem przecząco ponieważ w głębi duszy wiedziałem że oni mają racje, jestem "pedałem" i nie moge tego zmienić. Na domiar złego zakochałem się w koledze, przez 2 długie lata musiałem żyć ze świadomością że osoba którą kocham najchętniej wbiła by mi nóż w plecy gdyby dowiedziała się o moim uczuci. W tamtym czasie swiat sie dla mnie zawalił, straciłem wiare w boga, zacząłem mieć myśli samobójcze. Ze względu na moje oceny trafiłem do psychologa, najpierw szkolnego potem do jakiejś kliniki czy czegoś w tym rodzaju. Po serii badań czy testów orzeczono że mam zdolności ponad przeciętne co kolwiek by to nie znaczyło. W sumie musi być w tym coś prawdy bo od zawsze łapałem różne tematy szybciej od innych i uważam sam siebie za bystrego chociaż po dziś dzień mam problemy z podstawami matematyki. Dodając po krótce: w późniejszym etapie mojej edukacji będąc juz na obczyźnie powiedziano mi że problemy z przzyswajaniem wiedzy wynikają z tego ze miałem złych nauczycieli w polsce a osoby ktore starały sie mnie uczyć zbudowały u mnie nie chęć do nauki na zasadzie obawy że nie nauczy się i tak. Przechodząc dalej: W szkole szło mi beznadziejnie, olewałem wszysto jak leci. Chciałem by dano mi spokój, chciałem tylko być raz w życiu beztroski i szczęśliwy, niestety tak sie nie dało.
Jeszcze przed ukończeniem gimnazjum wyjechałem za granice, nowa szkoła i nowy język, oczywiście w szkole to samo, tym razem wyzywano mnie od polaków...
Chciałbym przypomnieć że w międzyczasie musiałem i muszę po dziś dzień znosić beztroskie awantury mojej rodziny, mimo tego że ojczym nie pije już praktycznie wcale a jak pije to raz do roku, to wtedy ja, mama i siostry jesteśmy przestraszeni co moze zrobić nasz tatulek. W końcu trafiłem do college gdzie zakochałem się w ślicznej dziewczynie litewskiego pochodzenia, byłem szczęśliwy chyba poraz pierwszy w swoim życiu, niestety ona nie odwzajemniła mojego uczucia, świat znowu mi się zawalił a gdy jakąs stanąłem na nogi, okazało mi się że mój przyjaciel którego dażyłem zaufaniem i za którym skoczył bym w ogień spotyka się ze mną tylko ze względu na kożyści z tego płynące. To pozbawiło mnie wiary w ludzi, stałem się do reszty nie ufny i zamknięty w sobie, z każdym dniem myślałem o samobójstwie aż wreszcie poszedłem na tory. Uratowało mnie tylko to że byłem tak nieporadny że chodząc nerwowo po peronie zaczepił mnie ktoś i powiedział ze nie warto i żebym poszedł do domu. Ta osoba uratowała mi życie.
Ciągle natrafiam na ludzi ktorzy są okropnie fałszywi a z racji tego że nie mieszkam w polsce moje grono znajomych jest mizerne, a lepiej z rodakami niż z ludzmi ktorzy tak na prawde cie nie lubią lub którym jesteś obojętny. Zacząłem się ciąć, najpierw na rękach potem na nogach zeby nie było widać blizn przy noszeniu krótkiego rękawku. W końcu uzależniłem się od bólu i ciąłem się dosyć często, trwało ro kilka miesiący, teraz nie tnę się na szczęscie, ale tylko dla tego że dałem sobie spokój ze swoim życiem. Mówiąc krótko stałem się wycofany i zrezygnowany, mam gdzieś co się ze mną stanie,przestałem jeść, schudłem już z 10 kilo przy mojej i tak zawroten wadze, jestem chodzącym szkieletem. Przestałem dbać o siebie i o swój wygląd, od kilku miesięcy po prostu czekam na swoją śmierć a dzień w którym umrę uważam za dzień swojego zbawienia. Podsumowując, całe życie zanim przyszedłem na ten świat, miałem przesrane, i będę miec przesrane po kres swoich dni.
Obwiniam siebie za wszystko co mi się przytrafiło, to że jestem zniewieściałym bi, to że zakochałem się w koledze, to ze jestem nieukiem, to że moi rodzice się rozwiedli, obarczam się winą za to ze nie mam znajomych bo nie mam ich na własne życzenie, tylko czy warto mieć znajomych ktorzy udają twoich kolegów a naprawdę mają cie za nic? No własnie, ja też myślę że nie. Jestem na skraju swoich sił a przy życiu trzyma mnie tylko internet i złudne poczucie że tutaj mnie ktoś rozumie lub lubi. Mam poglądy raczej prawicowe, ale nie patrze na swiat tylko z jednej perspektywy bo to było by głupotą, gdzie czegoś nie skomentuje w inernecie to zaraz mam setki "lajków" wydaje mi się za tem że nie jestem taki beznadziejny, nie mogę być! Prawda? Tylko co z tego skoro ja nadal jestem sam jak palec na tym świecie. Z drugiej strony wiem że jestem życiowym nieudacznikiem, w życiu nic mi nie wyszło. Nie mam siły, muszę umrzeć. Skłamał bym że nie oczekuje od nikogo współczucia, nie mam pytania, chciałem opowiedziec o swoim marnym losie i licze na to że ktoś mi powie jak fachowo nazwać mój stan i jak to leczyć.

monthly_2016_04/moje-zycie_3799.jpg

Odnośnik do komentarza

Hola, hola - cóż za pesymistyczne podsumowanie swojego życia.

A może tak:

Przedstawię się, jestem chłopakiem niespełna 20-letnim. Zycie jak na moje 20 lat miałem bardzo ciekawe i jak sobie pomyslę o przyszłości to wydaje mi się ,że jeszcze wiele mi się w życiu może nietypowych rzeczy przydarzyć.
Zacznijmy od początku. Czuwał nade mną Pan Bóg, Dobre Anioły, los- jak mama była ze mną w ciązy, to uległa samochodowemu wypadkowi i mnie dziecku jeszcze w brzuszku tak to zaszkodziło, że po porodzie myśleli, że nie przeżyję i chrzcili mnie od razu z wody a potem pierwszy rok życia spędzilem szpitalu. Byłem mizernym i chorowitym dzieckiem. Jak teraz o tym myślę, to zaczynam uważać,że Pan Bóg oszczędził mnie po coś, coś istotnego muszę na tym świecie zrobić.

Ponieważ moi rodzice się rozeszli to mieszkalem przez jakiś czas z dziadkami. Mama biegala do pracy, żeby jakoś mnie i siebie utrzymać i jak dla mnie to zawsze za rzadko mnie odwiedzała. Pamiętam to dojmujące uczucie smutku jak się oddalała. Ale byłem dzieckiem i jak kazdemu dziecku uwagi mamy czy taty nigdy dość. Krzywdy u dziadziusiów nie miałem. Z czasem moi rodzice założyli nowe rodziny i zaczęły przychodzić na świat w tych rodzinach następne dzieci, czyli moje przyrodnie rodzeństwo. Tata po rozwodzie z mamą jakby "odpadł" z mojego życia, ale jak urodziło mu się jego pierwsze, nowe dziecko w nowej rodzinie, to starał się. Zaczął mnie brac na weekendy do swojego domu, chyba chciał abym pokochal swojego brata, abym się z nim zżył, abym trochę uczestniczył w jego nowym życiu, abym czuł się elementem jego nowego życia. Niestety, w czasie tych wizyt czasem go po parę godzin nie było, bo musiał lecieć do pracy a jego nowa kobieta nie była moją fanką. Dlatego aż tak dobrze się w tym domu nie czulem i z czasem te wizyty umarły śmiercią naturalną a i potem wyjechaliśmy przecież z kraju. Jak teraz to wspominam, to cieszę się, że tata nie chciał mnie tak skreślić, jestem jego synem i uważal, że powinienem być jakoś obecny w jego życiu i mieć okazję poznać jego drugą żonę i nowe rodzeństwo.

Mama z ojczymem tworzą rodzinę jak z kabaretu. Ponieważ jak mama wyszła drugi raz za mąż to, mieszkalem już zawsze z nią ,to ojczym jest jakby drugim moim ojcem, bo jest to facet z którym przebywam codziennie. Oni oboje to nie wiadomo czy się kochają, czy nienawidzą- jakby włoska rodzina. Zawsze o coś muszą się pokłócić. Jeśli tyle lat są razem, to myślę, że się kochają i to bardzo, ale sposób wyrażania tych uczuć jest strasznie męczący. Powiedziałbym nawet, że to delikatne określenie, bo niestety był czas gdy ojczym pil i wtedy było realne zagrożenie w domu, bo wyzywał mamę i brał się do bicia i z siostrami żyliśmy w okropnym strachu. Na szczęscie "polepszylo" mu się i taraz bardzo rzadko używa alkoholu, ale przetrwać spory rodziców to też nie lada sztuka- slyszeć a nie denerwować się. Ciekawe, czy jak ja już będę w związku to będę lepiej panował nad sobą czy też będe taki męczący.

Mamie i ojczymowi jak wspomnialem przyszly na świat jeszcze 2 siostry. Byl czas, gdy wydawało mi się, że jak tyle dzieci moim rodzonym rodzicom się urodziło, to ja już dla nich nie jestem ważny, nic wart. Ale poczytałem i posłuchałem innych ludzi, których rodziny na szczęście dla nich nie były rozbite i doszedłem do wniosku, że taki to już los najstarszego dziecka. Najstarsze, najmądrzejsze być powinno, najrozsądniejsze i wtedy jest wrażenie , że są tylko obowiązki, ale brak uwagi ze strony rodziców, tylko wymagania. Trzeba spojrzeć filozoficznie i pomyśleć, że jedynacy to rozpaczają z powodu nadmiaru uwagi ( 2 dorosłe sztuki nad głową i uwagi: zrób, nie zrób, uśmiechnij się, czemu jesteś smutny)- nic nie mają swojej prywatności.
Dorastając w rodzinie patchworkowej trzeba nauczyć się trochę po cichu zabiegać o swoje, trochę trzeba być w stosunku do sióstr odpowiedzialnym, opiekuńczym,trochę rycerskim, szarmanckim. Różnie mi to idzie, ale pewnie, że w domu dwie mlodsze baby, to jakoś tak bardzo dobrze rozumiem psychikę kobiet, dobrze się dogaduję z koleżankami, czasem nawet myślę, że mógłbym być kobietą.

Może dlatego, że w domu u taty, czy u mamy wszędzie mlodsze rodzeństwo, to bardzo zależał,o mi na przyjaciolach w moim wieku. Nawet miałem takiego jednego, ale się sparzylem bardzo jak mi wyszło, że on utrzymuje ze mną kontakt tylko dla swojej wygody i już z nim się nie kumpluję. Jak się glębiej zastanowić to może on nie winien, tylko troszkę moja idealistyczna natura i chęć posiadania kogoś dla siebie na wylącznośc. On może umial polączyć przyjemne z pożytecznym. W sensie, że lubił mnie, lubił ze mną coś przegadać, spędzać czas, ale też miał z tego realne korzyści. Ja jak zaskoczylem, że te korzyści są dla niego istotne, to odebrałem to jako podważenie całej naszej znajomości. A jak tak głebiej się zastanowić to ludzie się ze sobą znajomością, przyjażnią, miłością łączą i jak to umiejętnie rozgrywają to nie analizują tylko jest im ze sobą dobrze. A jakby to rozkminiać na czynniki pierwsze, to są z tego i zmartwienia i korzyści. Zarówno te emocjonalne jak i te materialne.

No cóz może tak mnie ta "przyjażn" tak mocno obeszła, bo ja bylem delikatnym chorowitym chłopakiem, to jak już testosteron buzował w kolegach, to oni wyczuwali moją delikatnośc i mi dokuczali .A teraz jestem na obczyżnie to jestem czasem dla innych gorszy, bo polaczek- i trochę trudno mi się czasem znalesc z świecie rówieśników, to jak już kogoś mam, to od razu idealistycznie oddaję mu całe swoje myśli, nie rozpatruję znajomości tak realnie do końca tylko zbyt idealistycznie i wtedy rysy w znajomości bardzo bolą. Musze bardziej nauczyć się być w kontaktach z drugim człowiekiem uczciwym, ale dawać sobie pewien zakres autonomii, żeby jak wyskoczą jakieś niespodzianki, nie odbierać tego tak boleśnie. A niespodzianki pewnie wyskoczą, bo wszyscy jesteśmy tylko ludzmi - ja wiem co mnie zabolało ze strony znajomego, ale czasem mogę nie wiedzieć, jakie moje zachowanie urazi kolegę, czy koleżankę.
Muszę jeszcze popracować trochę nad otwartością do ludzi ( zauważylem, że takich ludzi bardziej się lubi a ja mam z tym kłopot), bo szczery to może jestem az za bardzo- czyli jak połączyć otartośc z pewną dozą asertywności. Dośc dużo pracy przede mną w tej kwestii. Ale człowiek ciągle coś w sobie powinien doskonalić, nieprawdaż?

Moje nauki to trochę przykra sprawa. Jak nie bylem za bardzo akceptowany w szkole, to troszkę nie walczylem o oceny, a o to, czy następny dzień w szkole obejdzie się bez problemów z kolegami. Inni może skupiali się jak przeżyć, bo stopnie, bo w domu dywaniki za oceny, a mnie bardziej dołowały odzywki kolegów niż dywanik u rodziców i może dlatego nie przykladałem zdytniej wagi do nauki. Ponadto zmienilem w czasie kariery szkolnej system nauczania na system innego państwa i zrobil się większy galimatias, bo jeszcze zrozumienie dokladne języka. Jakbym tak mial powiedzieć, to ze ścislych zawsze byłem noga, ale przedmioty humanistyczne, to trochę moje niedopatrzenia, trochę moje koleje życiowe. Musze dobrze rozważyć, co sprawia mi radośc i jak sie ukierunkować w życiu.
Zawsze lubiłem piękne przedmioty, może coś w kierunku mody, może przyjrzeć sie fotografii i fotografice, mam dobre oko do niuansów świetlnych, podziwiam piękno ciała kobiecego jak i męskiego. No tak musze jeszcze popracować nad tym ,jak zawodowo umieścić się na tym świecie- ukończyć co niezbędne jako papierki do dalszego kształcenia w tym co lubię. Młody jestem, to braki w tym co konieczne uzupełnię, bo przecież rozumu mi nie brakuję, jestem inteligentny i lotny, tylko dobrze sobie wybrać cel.

A sprawy damsko- męskie. Sam nie wiem, ale chyba jestem bi. Mówię tak czysto teoretycznie, bo kiedyś dawno jak wspomnę imponował mi pewien kolega, ale nie tylko intelektualnie, też widziałem piękno jego ciała- miałem świadomość, że jakbym to ujawnil, to mogłoby się dla mnie żle skończyć. Z kolei w collegu pewna piękna Litwinka zakręcila mi w głowie, ale niestety nie mialem u niej szans- a szkoda, naprawdę, fajna laska byla.

Czasem w duszy wydaje mi się, że mógłbym być kobietą, nawet, że w środku kobietą jestem. Bardzo mnie to niepokoi i jeszcze trochę muszę się w tym względzie poznać. Czytalem gdzieś, że częstokroć ludzie sztuki mają inna wrażliwośc i inne widzenie własnego świata dlatego też ich prace są takie interesujące dla zwykłego zjadacza chleba, bo ich odczucia są inne, nietypowe i potem oni umieją część tego przelać na płótno, ująć w wierszu, stworzyć coś ,co zaciekawi innych.

Własciwie jak kazdy człowiek laknę bliskości, milości, ciepla zainteresowania, a że trochę jestem inny, to jestem zamknięty w sobie i nie dopuszczam ludzi do siebie. Czyli jednak muszę nauczyć się być bardziej między ludzmi i uwierzyć,że nie wszyscy chcą mnie zranić. Ponadto nie rozpoznałem chyba jeszcze siebie do końca z tą orientacją seksualną. Ojejku, ile jeszcze na najbliższy czas do zrobienia. Przecież nie można położyc się i czekać na śmierć jak tu tyle spraw nie rozwiklanych jeszcze na bieżąco związanych z moja osobą. A pamiętacie, cudem jako dziecko w łonie mamy uniknąłem śmierci, czyli przyszedłem na świat po coś, może żeby kogoś uratowac, żeby komuś przyniesc ulgę. Czyli muszę coś zdzialac dla świata, a ja tu mam u siebie jakiś balagan. Trzeba zakasać rękawy i brac sie do porzadkowania życia, marudzenie nic nie da. Taki ostanio ospaly jestem, bo cos i jesc mi sie nie chcialo i nawet wagę zrzucilem, czyli wyglądam jak wyrośnięty kurczak. Trzeba zacząc sie racjonalnie odżywiać, to i humor bedzie lepszy. Kondycja u mnie słaba, to jak już się odżywię to może żeby czasem galopadę głupich myśli uspokoić to trzeba by sie wybrac na boisko, czy na halę sportową. Ruch spowoduje, że oderwę się od przemyśliwań, nabiorę dystansu do tego co ważne, ale trudne do ułożenia i może wtedy będa do głowy wpadać ciekawe rozwiązania.
Zawsze lubilem biegać, czulem taki jakby wiatr we włosach, wolnośc ,lekkośc - trzeba do tego wrócić, bo głupio mieć taką slabą kondycję.

Dziękuję za wysluchanie, ale już lecę, bo wychodzi, że pracy przede mną jeszcze ogrom. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Autorze tego wpisu, uważam że jesteś okłamywany przez Bożego buntownika, ojca oszukaństwa i mordercę. Tak „fachowo „nazywam Twój stan.
Wyleczyć na trwale można tylko w jeden sposób, jest nim przyjście/spotkanie się z Bogiem poprzez Jezusa Chrystusa. Nie do religii, czy jakiegokolwiek kościoła, albo księdza. On słyszy i zrozumie Cię w zaciszu domowym, tam gdzie jesteś.

Odnośnik do komentarza

Tym przydługim moim wpisem chciałam Ci powiedzieć, że szklanka może być od połowy pełna i do połowy pusta. To od Ciebie zależy co widzisz.

Życie jest tylko jedno i w dodatku jest zależne od nas i od Boga, losu co tam uznasz. Niemniej w tym zakresie, w którym od nas zależy ,trzeba próbować iść do przodu, nie poddawać się. Pewnik jest jeden, skoro się urodziliśmy to i umrzemy. Co włożymy między te daty, to już nasza inwencja. Nie jesteś już dzieckiem, tylko młodym mężczyzną, pewnych rzeczy świadomy, do pewnych, bedziesz dorastał całe życie. To stwierdzenie, że uczymy się całe życie i głupi umieramy jest może truizmem, ale chyba też i prawdą. Zawsze uważałam, że lepiej umrzeć jako stary głupiec niż młody mądrala.

Zacznij nad sobą pracować. Jeszcze dużo dobrego możesz w sobie wypracować a i nie wiesz ile ciekawych spraw niesie dla Ciebie życie. Poddawanie się jest niemądre. Zadbaj o siebie, to Twoja młodośc sama będzie Cię przez życie niosła.
Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

Autorowi posta nie mogę nic pocieszającego poradzić, bo jest mądry i wyjdzie na ludzi. Wystarczy chcieć i wierzyć w siebie. Użalanie to nie metoda. Idź do przodu jak burza, olewaj złe spojrzenia, słowa małych ludzi i czyny marudnych krytykantów. Zostaw przeszłość za sobą, twórz nową, pozytywną teraźniejszość. Tylko bezczelnie przebojowi wygrywają. Spróbuj wejść w rolę. Niczym nie ryzykujesz.
I błagam nie tnij się. Moja siostrzenica robiła to samo. Dzisiaj nosi długie rękawy nawet w lecie. Na tych rękach pełnych blizn nosi swoją cudowną córeczkę i nie może uwierzyć w szczęście i odmieniony los. Po prostu któregoś dnia postanowiła wziąć się w garść i zawalczyć.

Jeszcze napiszę tylko tyle, że kikunia55 rozczuliłaś mnie. Jesteś wielka! :)

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

To poczytaj kilka razy, opowieść Kikuni.
Przedstawia twoje życie takie, jakie ono jest. Czym te dwie opowieści o tym samym się różnią? Interpretacją zdarzeń.
Kikunia pokazuje plusy tych zdarzeń, ty same minusy.
Jak ja to mówię, ty patrzysz na ciemną stronę życia, ona na jasną.
Chcesz być szczęśliwy? Chcesz cieszyć się z życia?
To naucz się na pamięć swojego życia, spisanego przez Kikunię.
Szczęście to jest to, jak myślimy o swoim życiu i jakie wyciągamy wnioski, z doświadczeń.
Ty usiadłeś i biadolisz, bo ktoś... Nie, to ty podejmujesz decyzje, ty masz działać, ty masz coś zmienić.
To twoje życie i ty za nie odpowiadasz.

Odnośnik do komentarza

Z postu wynika, że trzymasz z Polakami. Mówią, że Cię lubią a jak przychodzi co do czego to Cię wystawiają.

Po pierwsze koledzy chyba rzadko sobie mówią, że się lubią- najczęściej jak się z kimś towarzysko utrzymuje kontakt to się go przynajmniej trochę lubi, bo inaczej po co tracić swoj cenny czas. Czyli skoro Ty się z nimi spotykasz a oni z Tobą, to powinno być, że nawzajem się lubicie.
Co to znaczy że potem Cię wystawiają?

Zostawiają, czyli umówią na jakieś pogadanie, czy np. wypicie piwka a już np.na mecz polecą sami?

Dlaczego uważasz, że sa toksyczni? Ty ich lubisz tak sobie a spotykasz się z nimi, bo innych nie masz, potem Cię czymś urażą i chętnie juz byś od nich odszedł. ale nie umiesz i jak który zadzwoni to znów biegniesz a potem może być sympatycznie lub nie i znów sobie w brodę plujesz, że po co poszedłeś- tak to odczuwasz?

Jak się głębiej zastanowić to ludzie miewają kolegów, znajomych w różnych "branżach".
Jest grupa, która lubi np. wspinać się na skałki i z nimi spędzam czas czynnie i szczególnie chłopcy się ze swoimi innymi fragmentami życia nie dzielą.
Są tacy co uwielbiają gry komputerowe, na jakieś wielkie rozgrywki międzykontynentalne taszcza do swoich domów komputery i zasiadają do wielkiej grupowej zabawy z drużyną ze Stanów.
Sa tacy co trochę sobie muzykują i lecą na jakiś ciekawy koncert lub w jakiejś salce mają próby swojego własnego zespołu.
Są tacy, którzy bardzo lubią się zmęczyć na treningach np. karate. tenisa czy piłki nożnej, siatkowej czy koszykowej,

Ten wspólnie spędzany czas na aktywności jakoś ludzi łączy i ci, którym wydaje się, że na podobnych falach nadają bywają ze sobą bardziej związani i czasem się jakby już nie "branżowo" też spotykają.

Jak spędza się czas z rówieśnikami aktywnie, to głowa zajęta jest czynnością i starannoscią wykonania czegoś a kolega to "przyjaciel broni". Rodzi się wzajemna zyczliwość i zrozumienie wynikające z poczucia, że drugiego fascynuje coś takiego samego jak mnie.

I można mieć znajomych z różnych "branż"- którzy z czasem się między sobą poznają lub i nigdy prawie nic o sobie nie wiedzą. Róznie życie się układa.

Przepraszam jak za daleko pewnie dywaguję, ale czy Ty ze swoimi kumplami nie spotykasz się do "zlej" działalności? Nie obraż się- ale czy np. nie kradniecie, czy może wspólnie nie jaracie?

Aktywność musi przynosić satysfakcję ,a nie poczucie winy lub co gorsze grożbę odpowiedzialności prawnej.

Kolegów od "złej" aktywności nie ma co kolekcjonować, tylko urywać kontakty i to jak najszybciej.

Pamiętaj, to Ty budujesz swoje życie :)

Odnośnik do komentarza

jest tak jak napisałaś, poza tym własnie spotykamy sie glownie na imprezy, picie piwa ewentualnie jakies jaranko.
Tylko ze wlasnie oni mine lubią a w pewnym sensie mną gardzą, takie blachostki ktore dużo znaczą: omija mnie kolejka, jak sie coś pytam kogoś to udaje że nie słyszy i takie tego typu rzeczy, a ja kompletnie tego nie rozumiem, albo kogos lubisz szczerze, albo mówisz mu wypad.

Odnośnik do komentarza

HappySad1996 Mądry z Ciebie facet, ale za dużą wagę przykładasz do dołowania się tym, co w jakimś stopniu negatywnie wpłynęło na Ciebie przez całe życie.

"Krytyka mędrca znaczy więcej niż pochwała głupca", a tutaj, w przypadku Twojego wątku, to Kikunia postawiła przed Tobą lustro. Lustro, byś zobaczył siebie z innej strony. Ale Ty za wszelką cenę boisz się stanąć twarzą w twarz z tym scenariuszem. A teraz przydałoby się jeszcze kolokwialnie mówiąc wyjść z siebie i przyjrzeć sobie z boku.
Sobie i swojemu postępowaniu
Z jednej strony to kim jesteś dzisiaj, to szczątkowe fragmenty z Twojej przeszłości. Fragmenty, w których braki właściwych wzorców rzutują na stan dzisiejszy.
Z drugiej za bardzo skupiasz się na tym, co Ci się przytrafiło w życiu. A im więcej o tym mówisz i na tym się skupiasz, to tym bardziej Cię to przytłacza. A co za tym idzie, sam tworzysz taką a nie inną przyszłość w oparciu o to, co sam projektujesz w myślach.

Toksyczne towarzystwo, może tak, a może nie, bo jak mawia pewne powiedzenie "gdzie wino jest klasy bełt, tam towarzystwo jest klasy barachło".
Tu się może okazać, że problem jest dwubiegunowy, gdzie z jednej jesteś kumplem i przyjacielem, bo jesteś przy kasie. A z drugiej szukasz akceptacji niejako na siłę.
I w temacie akceptacji jest kolejny haczyk, bo to powinno być raczej na odwrót. Stanie na Twojej drodze dziewczyna i postawi Ci ultimatum: albo kumple albo Ona, bo nie pasuje Jej Twoje towarzystwo. Odkleisz się wtedy od Nich?

Co do Twojego życiorysu, to niejako z autopsji wiem o czym mówisz, zaś co do teraźniejszości, to jednego jestem pewien. A mianowicie prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...
Ile osób wśród tych Twoich znajomych wyciągnie do Ciebie rękę jak będziesz stał nad przepaścią zwaną zakrętem życiowym? Z iloma z Nich możesz szczerze i otwarcie podyskutować o wszystkim i o niczym, a spotykając się po jakimś dłuższym czasie, mieć wrażenie, że widziałeś się z Nimi wczoraj jak nie godzinę temu?

Wszystko w Naszym życiu dzieje się po coś, nie dla czegoś i grunt, to umieć z tego wyciągnąć sensowne wnioski na przyszłość.

Odnośnik do komentarza

Jak powiedzieć rodzinie że jest mi bardzo ciężko i że praktycznie codziennie myśle o samobójstwie, jak sie uratować?

Pewnego dnia miała miejsce taka sytuacja że rozmawiałem z ojczymem o znalezieniu pracy, i on powiedział coś w stylu:
"jak ci sie tak bardzo nie chce pracować to moze załatw sobie rente, powiesz że jestes nie zdolny do pracy ze masz głęboką depresje, nie możesz utrzymać koncentracji i ogólnie nie chce ci sie żyć" powiedział to w żarcie, problem jest taki że to jest słowo w słowo co ja czuje..
chodziłem do pracy praca sie zkonczyła, nie potrzebowali juz tyle pracowników więc pozwalniali ludzi agencyjnych w tym i mnie, potem kolejna praca, popracowałem 3 miesiące i to samo, sorry już nie mamy na tyle pracy więc musimy was zwolnić... moja ostatnia praca polegała na tym że pracowałem przez tydzień i pół po czym w środku tygodnia po powrocie do domu miałem straszny ból głowy, taki że na prawde nie mogłem poruszać głową w bok, zadzwonilem do pracy bo po mimu łyknięciu proszków nic nie dało, powiedziałem ze jutro mnie nie będzie ale jak mi sie polepszy to po jutrze jestem gotowy do pracy, ale co sie okazuje ze oni mnie już nie chcą :/ problem w tym ze ja na prawde nie mogłem tam iść, jakby mnie tak poprostu bolała głowa to bym poszedł ale ten ból był dosłownie paraliżujący... po tej porażce poddałem sie, nie szukam już pracy, na razie siedze na utrzymaniu rodziców. Do czego zmiezam? Do tego ze brak mi jakiej kolwiek motywacji ponieważ kazda praca która miałem kończyła się niebawem, a ja naprawde kochałem swoją prace, pracowałem na magazynie z książkami i płytami dvd a ja kocham obie te sprawy, po tej nieszczęsnej 3 pracy to sie załamałem, to nie była moja wina, ale żeby nie zajmować wam czasu, ( chyba najzwyczajniej muszę się "wypłakać" a nie mam komu) chodzi o to ze mój stan psychiczny jest niewątpliwie baaaaaardzo zły, i jestem przeświadczony o tym ze po rozmowie z lekarzami nawet dali by mi tą głupią rente, tylko jak sie otworzyć przed rodziną i powiedzieć im o tym co sie ze mną dzieje? Nie moge powiedzieć im wszystkiego bo zjadł by mnie wstyd, a samo powiedzenie słowa "depresja" do rodziców jest dla mnie czymś niewykonalnym, gdyby tylko mój ojczym wiedział ze jego mały żart jest tak potwornie tragiczny :(

Odnośnik do komentarza

Chcesz się poddać, wycofać się z życia, uciec.
To najgorsze, co możesz zrobić. Zamkniesz się w czterech ścianach i będziesz wegetował i będzie coraz gorzej.
Walcz, nie poddawaj się. Walcz o swoją przyszłość, ratuj się.
Poszukaj następnej pracy, znajdziesz ją, uwierz w to. Sama wiara już pomaga, dodaje skrzydeł, czyni nas aktywniejszymi, więc uwierz, że znajdziesz pracę.
Zajmij się też jakimś sportem, ruch dodaje energii, a tej ci wyraźnie brakuje.
Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

"jestem przeświadczony o tym ze po rozmowie z lekarzami nawet dali by mi tą głupią rente".

Jesteś co prawda w innym kraju, więc nie mogę się arbitralnie wypowiadać, ale przynajmniej w naszym kraju nikt nikomu nie ma zamiaru ot tak sobie dawać renty. Renta to pieniądze, na ktore pracują inni (potrąca się im skladkę emerytalno rentową z pensji) i dzielą się nimi z osobą niezdolną do pracy z jakiejś poważnej przyczyny- ulegla ona wypadkowi, przyszla na nią jakaś nieuleczalna choroba a żyć z czegoś musi.Wtedy przechodząc przez wysokie komisje lekarskie dostaje się taką rentę albo i nie i u nas ZUS Ci ją wyplaca lub nie. Jak w wypadku stracisz nóżkę, to jak jesteś baletnicą to faktycznie swojego zawodu wykonywać nie możesz, ale mogą Ci zaproponować tylko czasową rentę, żebyś się przekwalifikował. A jak jesteś księgowym, to brak nóżki Ci nie przeszkadza w wykonywaniu zawodu.
Niektórzy dostają bardzo niską rentę, bo urodzili się dziećmi niepełnosprawnymi i nigdy pracy podjąć nie mogli, to po złożeniu odpowiedniej dokumentacji za cale ich schorowane dzieciństwo nasz ZUS chcąc nie chcąc coś im przyznaje.

Jak Cię dopadnie jakaś straszna choroba i chcialbyś rentę, to niezależnie jak bardzo jest to straszna choroba, to jeszcze się bada czy już pracowaleś , ile pracowaleś i czy pracowałeś wraz ze wszystkimi ubezpieczeniami- czyli czy pracodawca odprowadzał do ZUSu skladki wypadkowe,chorobowe, emerytalno-rentowe itp.Tym między innymi różni się praca na czarno, praca na zlecenie od pracy na etat (ta zabezpiecza Cię możliwie najpelniej). Oczywiście w Twoim aktualnym państwie są pewnie jakieś róznice, ale zapewniam, że niewielkie.Tam najczęściej jak pracujesz już trochę to lepiej jesteś chroniony zasiłkami w przypadku jak stracisz pracę, w szczególności dzieci rodziców, którzy stracili pracę starają się bardziej chronić niż w Polsce.

Masz rację niewinny żarcik ojczyma jest bardzo ciężkim dla Ciebie przeżyciem, ale raczej z tego powodu, że nikt Ci nie da żadnej renty na piękne oczy. Jakby tak prosto było brać pieniądze przez całe życie za nic ,to nie byloby chętnych do pracy.

Poczuleś się bardzo żle, że pracodawca z Ciebie zrezygnował, bo bardzo w danym dniu byłeś chory a obiecałeś jak się dobrze poczujesz za następny dzień wrócić do pracy. W naszym państwie możesz jak masz umowę o pracę sobie pochorować legalnie, czyli przedstawić zwolnienie lekarskie. Musisz z wysoką gorączką o świcie stanąć w ogonku i przejść przez rejestrację i jeszcze raz przyjechać na zarejestrowaną godzinę, a wyplata będzie trochę pomniejszona i tak. Dlatego tez często ludzie poświęcają swoje dni urlopowe, żeby choć przez chwilę dojść do siebie, odzyskać siły i móc dalej pracować.

Ty podjąleś pracę chwilową i w tej pracy niejeden już byl przed Tobą popracował 5 dni, odebral tygodniówkę i poszedł sobie np. pić lub zaćpal się i zapomnial wpaść do pracy. Niejednego już nierzetelnego widzieli a Tobie przykro, że nie uwierzyli, że Ty naprawdę byles niedysponowany.

Ty uważasz,że trzy razy próbowaleś podjąc pracę i zawsze ona była bardzo krótkotrwała i wlaściwie to już jesteś usprawiedliwiony, że wpadasz w depresję i żyjesz na garnuszku rodziców.

Dlaczego pracodawca zatrudniający czasowo do prac porządkowo systematyzujących i oglądający przed Tobą pewnie z 8-10 młodych, którzy potrzebują chwilówki ma Ciebie potraktować poważnie?
Ciebie do podejmowania pracy zniechęcają trzy próby a pracodawcę do pochylenia się nad losem młodego człowieka ile prób ma nie zniechęcić?

Ponadto już w innym poście pisałam Ci,że chyba jesteś dość duży aby swoje sprawy wziąć w swoje ręce. Czyli dalej szukać prac, aby nie być rodzicom ciężarem i poukladaj sobie życie ze szkolą. bo może już takim chwilowym pracownikiem będziesz całe życie i nie będzie Ci to nioslo radości. Masz za mało kwalifikacji a młody jesteś i na swoje papu zarabiać jakoś będziesz musiał, czyli w jakiś zawód trzeba się wpasować niezależnie od chwilowej swojej pracy, o którą musisz ciągle się starać. Jak jedną stracisz, to trzeba innej szukać i już. Innego wyjścia nie ma.

Piszesz, że jestes w slabej kondycji psychicznej. Normalnie młodemu człowiekowi pomaga w utrzymaniu kondycji psychicznej ,utrzymanie kondycji fizycznej ( w zdrowym ciele, zdrowy duch lub jak wolisz, zdrowe cielę). Albo tego nie testujesz na sobie, albo w to nie wierzysz, bo nie piszesz, że coś uprawiasz.

Jeśli Twoja kondycja psychiczna jest tak slaba jak piszesz i już sobie nie umiesz poradzić, to zacznij biegać do psychologów czy psychiatrów.

Ciężko jest nie znając kogoś, po paru jego postach mieć jakieś niekrzywdzące o nim zdanie. Niemniej wydaje mi się, że masz teraz jakiś okres mazania się, a tu trzeba wziąc sie do roboty i porządkować swoje życie. Praca albo nauka a pewnie jedno i drugie. Trochę sportu i nie będziesz miał czasu na "wycofane "życie.
Czego serdecznie Ci życzę.

Odnośnik do komentarza

przed chwila zakladalem sobie worek na glowe i mialem tasme ale zazdwonil telefon, potem znowu zakladam ale patrze biedronka na parapecie, skad ona sie tam wziela przy zamknietym oknie i takim zimnie na dworze, sprawdzilem sobie znaczenie biedronki i mnie zamurowala, ale ja chce sie zabic... doszedlem do wniosku ze tylko strzal w glowe da rade, bo dam rade pociagnac za spust, bedzie to po prostu bardzo szybkie i nie bede sie zastanawiał a w worku dusilem sie i to uczucie bylo straszne.

Odnośnik do komentarza

No chłopaku, co Ty tu wypisujesz? Miałeś w zamiarze powiedzieć rodzicom, że wpadasz w depresję. A sam nie chcesz wybrać sie do psychologa lub psychiatry?
Nie masz umiejętności ,siły, samemu nad sobą pracować a masz sily gromadzić jakieś worki na głowę, martwić się o jakąś broń?

Weż się natychmiast do kupy i szusuj do lekarzy. Brzmialeś rozsądnie, to myślałam, ze sam sobie dasz radę, ale jak czujesz,  że jesteś za słaby to idz pomocy szukaj u kogo mądrego, bo szkoda młodego życia.

Pamiętaj, zawsze po wielkiej burzy wychodzi slońce. Szukaj tego slońca! To co w porywach chciałbyś zrobić to tylko ciemna noc, na zawsze ciemna noc. Słońce to życie, słońce to radość. Kierunek to słońce!

Odnośnik do komentarza

Prosze Cie... Nie poddawaj się. Jak chcesz z kim pogadac idź do lekarza. Ja też mam fobie, tez mi jest cięzko, ale błagam Cie, nie rób sobie krzywdy. Jesteś młody. Całe życie przed Tobą. Nie rób tego swojej Mamie, która nigdy sobie tego nie wybaczy (że sobie coś zrobiłeś). A Poalkom na obczyźnie nie ufaj. Tylko zazdroszczą i znają Cię jak coś chcą. wiem coś o tym.

Odnośnik do komentarza

HappySad1996
przed chwila zakladalem sobie worek na glowe i mialem tasme ale zazdwonil telefon, potem znowu zakladam ale patrze biedronka na parapecie, skad ona sie tam wziela przy zamknietym oknie i takim zimnie na dworze, sprawdzilem sobie znaczenie biedronki i mnie zamurowala, ale ja chce sie zabic... doszedlem do wniosku ze tylko strzal w glowe da rade, bo dam rade pociagnac za spust, bedzie to po prostu bardzo szybkie i nie bede sie zastanawiał a w worku dusilem sie i to uczucie bylo straszne.

Jesteś tak młody i niestety jeszcze nie dojrzały. To co usiłujesz zrobić jest tchórzostwem i wyborem niby łatwiejszej drogi....tylko dokąd … Pomyślałeś o tym ?

Odnośnik do komentarza
Gość Karakuliambro
W dniu 9.04.2016 o 14:39, Jaabes napisał:

Autorze tego wpisu, uważam że jesteś okłamywany przez Bożego buntownika, ojca oszukaństwa i mordercę. Tak „fachowo „nazywam Twój stan.
Wyleczyć na trwale można tylko w jeden sposób, jest nim przyjście/spotkanie się z Bogiem poprzez Jezusa Chrystusa. Nie do religii, czy jakiegokolwiek kościoła, albo księdza. On słyszy i zrozumie Cię w zaciszu domowym, tam gdzie jesteś.

Co ty wygadujesz człowieku? Tu trzeba wizyty u psychiatry (podejrzenie depresji i to z myślami samobójczymi) i terapii psychologicznej, a ty doradzasz mu ucieczkę w nierealny świat religijnego popierdywania. Wychodzą z tego nawiedzeńcy, którzy zamiast po fachową pomoc sięgają po bajdy rodem ze średniowiecza. Szatanem chłopaka straszysz? Myśisz, że takie pierdy pomogą mu wyjść z tej sytuacji? Że pójdzie, nasłucha się księżych kocopołów, wpadnie w jakąś pseudoreligijną sektę, która go do reszty ubezwłasnowolni i  przeżutego wypluje i tyle z tego będzie. Krew się gotuje, jak takie porady czytam ?

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...