Skocz do zawartości
Forum

Jak wybaczyć zdradę męża?


Rekomendowane odpowiedzi

Cześć. Ciekawi mnie jaka sytuacja jest u Ciebie ~ebm? Ja wyprowadziłem się z mieszkania. Nie chciałem by dzieci wysłuchiwały naszych kłutni. Zrobiłem to tylko dla tego by dzieci miały spokój a my z żoną odpoczeli od siebie. Niestety oboje mamy wybuchowy charakter i to najbardziej się daje we znaki dzieciom. Jedni to mogą odebrać że się poddałem, drudzy że poszedłem do innej bo mi sexu brakuje... Bo taki opinie będą pewnie do tego co zrobiłem. Ale serio to zmieniłem pracę, wyprowadziłem się do mojego wuja, śpię na podłodze i mi to wystarczy. Ale tęsknię jak cholera za dziećmi i żoną. Może to nie logiczne, ale znam siebie i żonę i wiem że przebywanie razem z tymi uczuciami jakie teraz do siebie czujemy tylko by pogorszyło sytuację. Bo ostatnio znów poczułem się jak statysta związkowy i do tego wał od zarabiania by żona mogła sobie "odkładać"... Dobiło mnie to, a ciągle do tej pory wierzyłem że ona też chce naprawić ten związek, ale już mam większe wątpliwości... I szzerze wam powiem że jeśli żona złoży pozew o rozwód to nie wiem co zrobię. Nie chcę naprawdę odpyścić i odejść bo ją i dzieci kocham, z drugiej nie chcę być uważany za tego który nie chce rodziny... Zawsze chciałem, ale mieć rodzinę w któtej coś znaczę a nie czuję się jak piąte koło u wozu, pomimo że dawałem z siebie bardzo dużo. Boję się że na rozprawie, jeśli będzie to nie wytrzymam i zabiorę żonie dzieci na zawsze ale nie chce tego. Ciężko to zrozumieć, ale mam haka na żonę o którym sam starałem się zapomnieć przez dwanaście lat i nie potrafię... żona naprawdę nie jest święta ale czy to normalne że tak mi na niej zależy że już sam nie wiem czy powinienem jej w końcu dowalić naprawdę... Bo jak myślę, to ta moja zdrada w porównaniu do tego co żona zrobiła i to nie raz, to jest naprawdę głupstwo. Może ktoś mi powie czy to jest prawdziwa miłość z mojej strony, zauroczenie, czy może coś innego, ale choć mam powody i żal do niej to nie potrafię jej dowalić i skrzywdzić kolejny raz. A zasadniczo to nawet nie chcę jej krzywdzić. Czy to normalne że w ciągu godziny potrafią się zmienić myśli i uczucia do niej z najgorszych w te najlepsze? Czy to znaczy kochać?... pomimo wad i dostawania po tyłku od niej, wyzwiskach i obelgach, mieć ochotę ją przytulić i uspokoić? Nie myśleć o własnej chorobie tylko jak ona poradzi sobie bezemnie z dziećmi kiedyś? Niby proste a jednak nie... Za co się kocha kogoś, i czy aby kochać naprawdę trzeba mieć za co? Ja doszedłem do wniosku że kocha się pomimo wszystko a nie za coś, bo kochanie kogoś za coś a nie bezinteresownie jest puste i "egoistyczne"... Ciekawe zdanie mi wyszło ale mam wrażenie że chyba głębokie w przemyśleniach...

Odnośnik do komentarza

Od miłości do nienawiści ponoć cienka linia...,z tą miłością bywa różnie i każdy odbiera ją inaczej,niektórzy uzależnienie psychiczne nazywają też miłością,
bardziej też się uwidacznia ,jak kogoś tracimy,
co innego jest z miłością do dzieci,z nimi powinieneś utrzymywać częsty kontakt.

Myślę ,że dobrze zrobiłeś,żona też się przekona czy jej lepiej będzie bez Ciebie,jeśli tak,to nic na siłę ,
pierwsza rozprawa jest ugodowa,więc będzie dla was ostatnią szansą,
jeśli nie, to weźmiecie rozwód,najlepiej bez orzekania o winie ,skoro masz w zanadrzu jakieś haki, to lepiej ich nie wyciągać ,tylko się dogadać.
Dzieci jej nie odbierzesz i nawet się nie staraj,bo to by było ze szkodą dla nich,dbaj o dobre relacje z nimi.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

A czemu miałbym ich jej nie odbierać i nie wyciągać brudów? Skoro ona chce to zrobić? I robi. Już sam nie wiem co o niej myśleć? Już nawet nie potrafimy spokojnie sami porozmawiać. Mam wrażenie, że przez ten rok zamiast coś naprawić w naszym małżeństwie to wszystko zepsuliśmy oboje do końca. Kochać,ale po co... żeby z tego powodu cierpieć? Mam wrażenie, że życie to totalny nieład i dążenie do samozniszczenia z oddania drugiej osobie. Czasem stawiam się w sytuacji żony i nie wiem co bym zrobił na jej miejscu? Ale myślę, że gdyby tak bardzo jak ja chciała to naprawić to bym jej zaufał i wybaczył cokolwiek by nie zrobiła. Ale czemu? Może masz rację Ka-wa że to jakieś psychiczne uzależnienie a nie miłość...

Odnośnik do komentarza

Wiesz, jak już ma się rodzinę ,dzieci,to obie strony powinny myśleć na pierwszym miejscu o dzieciach i robić wszystko ,żeby wychowywały się w pełnej rodzinie,we wzajemnym szacunku.
Mniejsza o tą miłość,która i tak przeważnie blednie w związkach, na skutek różnych okoliczności,
ważne jest to czy potraficie normalnie funkcjonować w związku,czy potraficie wybaczyć i odciąć się od przeszłości,
jak do tej pory widać,że nie,
ale nie wiadomo jak będzie dalej,być może po tym rozstaniu ,żona zmieni zdanie,
jeśli nie,to widać nie chce się poświęcać dla dzieci ,myśli o sobie ,nie zdaje sobie sprawy ,że nikt nie zastąpi im ojca w domu.
Ja bym upatrywała szansę dla was, w psychoterapii małżeńskiej,spróbuj ją namówić,może teraz jak nie jesteście razem ,zgodzi się,inaczej nie zrozumiecie ,jakie błędy popełniacie,jak to będzie skutkowało w przyszłości.

A tymczasem ,może pisz do niej listy w mailu,możesz też wkleić link do tego wątku,przeczyta,da to jej na pewno do myślenia,
tym bardziej jak nie potraficie spokojnie rozmawiać,taka rozmowa wirtualna ,na spokojnie,przemyślana,może być preludium do pogodzenia się,
jak ona wyobraża sobie dalsze życie,czy faktycznie czuje do Ciebie taką niechęć ,kombinujcie jak ją zwalczyć,pewnie tu też by pomógł specjalista.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Myślę że może kiedyś ją namówię ale teraz lepiej będzie siedzieć cicho i poprostu się nie drażnić. Nie wiem już na co się sam bardziej wściekam czasem, czy na żonę że nie widzę u niej starań i chęci czy na siebie, że moje starania, zapewnienia i okazywanie uczuć nie działa na nią... Widzę tylko że ma ciężko sama z dziećmi. Niechciałbym żeby przez to zrobiła się zamknięta w sobie i wredna. Choć już trochę taka jest... Ale to akurat wiem czemu.

Odnośnik do komentarza

burak, wcześniej radziłam ci zachowanie cierpliwości, wyrozumiałość wobec żony, ze względu na krótki okres czasu jaki minął od twojej zdrady.
W tej chwili to już chyba z 9 m-cy?
Nie usprawiedliwiam ciebie, jednak czasu nie cofniesz.
Rozumiem też, że twoja żona nadal cierpi i przeżywa, każdy ma inną odporność na stres i inaczej reaguje.
Jednak...taka sytuacja nie może trwać wiecznie. Twoja żona pastwi się nad tobą i choć jesteś zdrajcą, to jednak są jakieś granice.
Wyprowadziłeś się z domu i w tych okolicznościach była to słuszna decyzja. Głową muru nie przebijesz.
Można próbować posklejać, to co się rozbiło, ale do tego musi być wola obydwu stron, twoja żona takowej nie wykazuje.
I nie tyle chodzi o wybaczenie, bo z tym może być ciężko, ale o jakieś zasady i nie ukrywajmy, kulturę osobistą.
Tak jak w pierwszym szoku po wykryciu zdrady, można nawet zrozumieć i wybaczyć rozbity o ścianę talerz, tak z upływem czasu takie reakcje budzą niesmak.
Czas na decyzję, w jedną, albo w drugą stronę.
To, co robi twoja żona, mimo jej bólu i zawodu, jest dość prymitywne.
Proponuję, żebyś odpuścił już z tym kajaniem się i błaganiem o przebaczenie. Czas wstać z kolan. Z pewnością jest jej ciężko samej z dziećmi, ale dzieci nie odpuszczaj.
Nie wiem w jakim są wieku, ale nie ograniczaj się tylko do krótkich spotkań i zabaw. Jeśli chodzą do szkoły pomagaj im w odrabianiu lekcji w waszym domu, ale nie daj się sprowokować przez żonę. Ucinaj wszelkie próby ataku na siebie, daj jej do zrozumienia, że czekasz na jej decyzję, nie naciskaj, nie szantażuj, ale nie pozwól już po sobie jeździć.

Odnośnik do komentarza

Minęło sporo czasu, nie zaglądałam do tego wątku parę miesięcy. W tym czasie pojawiły się też historie innych zdradzonych. Pozwolę sobie może na parę uwag. Jestem kobietą już po 60 i również przeżyłam zdrady męża. 1 romans męża zaczął się jakieś 6 lat po ślubie. Do ostatniego, który zakończył nasze małżeństwo, doszło prawie po 30 letnim stażu. Dlatego chyba czuję się upoważniona do wyrażenia swojego zdania w tej kwestii.
1. Z każdym związkiem jest tak jak z kryształem - dopóki go nie rozbijesz, cieszysz się jego wartością i pięknem. Każdy związek musi opierać się na wzajemnym zaufaniu i odpowiedzialności. I dopóki realizowana jest taka reguła w związku, to ten związek jest jak kryształ. Każda, nawet wydawałoby się nieznaczna zdrada, kłamstwo i oszustwo raniące drugą stronę, prowadzi do pęknięcia lub rozbicia tego kryształu. I choćby nie wiem co robiły obie osoby w danym związku, to tego kryształu nie doprowadzą do tego, czym był wcześniej. Głupotą jest uznanie, że da się coś tutaj naprawić a jeszcze głupsze jest to, że zdrada może może go wzmocnić. Owszem, może spowodować zazdrość, którą mylnie niektórzy chcą wziąć za silniejszą miłość. Ten ból, który towarzyszy wiedzy o zdradzie, pozostawi faktycznie bliznę po ranie na sercu. I tak już zostanie, bo pamięć wymazuje jedynie Alzheimer. I nawet gdy partnerzy pozostaną ze sobą w imię wspólnych interesów oraz dzieci, to pamięć ta podsunie im zawsze wspomnienie o zdradzie wraz z myślą o możliwości powtórki z "rozrywki". Wtedy trochę trudno o miłe słowa, ochotę na seks czy ciepło w odnoszeniu się do siebie. Nie pomogą zapewnienia o miłości, bo cóż się jakoby zmieniło? To, że się coś wydało, rypło przez przypadek, to ma nagle powodować wzrost pożądania i uczucia?
2. Przed ślubem ludzie powinni mieć tego świadomość, że nawet jednorazowa zdrada z bardzo dużym prawdopodobieństwem doprowadzi do rozpadu związku. I to nie musi być formalny rozkład. Mamy niestety pamięć i nie pomoże tutaj rozumowe podejście do całej sprawy.
myślę ponad to, że taka jednorazowa zdrada jest jedynie zapowiedzią, że to się powtórzy jeszcze nie raz. Pominąwszy nieliczne związki, które prowadzą specyficzne życie i dopuszczający seks w różnych konfiguracjach ale zawsze robią to ze wzajemną wiedzą i akceptacją, to każdy inny, tradycyjny związek jest monogamiczny i nie dopuszcza zdrady.
3. Osoba, która zdradza, stara się znalezć wytłumaczenie swojej postawy, obwinia (słusznie czy mniej słusznie) swojego partnera a zawsze się coś znajdzie, bo nie ma ludzi bez wad. Przyjmijmy raczej, że winny zdrady jest ten, co zdradza.
4. Osoba zdradzana, pod wpływem argumentów zdradzającego, zaczyna przejmować jego przekonania, że w czymś zawiniła, że była niewystarczająco dobra ( że się zaniedbywała lub zaniedbywała dom, dzieci i partnera, w szczególności dawała za mało seksu). W przypadku pozostania ze sobą po zdradzie, osoba zdradzana się stara, chodzi na rzęsach a po paru, kilkunastu, kilkudziesięciu latach się dowiaduje, że partner i tak ją zostawia. To po co miałabym marnować kolejne lata na skakanie wokół trutnia? Żeby i tak dostać kopa na starość?
5. Prawda jest raczej taka, że to zołzy trzymające krótko partnerów są zwykle "górą" i to nie one są zdradzane. Takie czy takich się nie zdradza. Więc to nie jest prawda, że zdrada jest wynikiem jakichś błędów czy niedostatków zdradzanych. To zdradzający mają za dobrze.
6. Od reguły 5. zdarzają się chyba wyjątki (?).
7. Jeśli pozwalają warunki ekonomiczne, to lepiej szybciej się rozejść po zdradzie, niż oszukiwać się i partnera, że jest możliwe bycie razem (jak mówiłam, to nigdy nie będzie to samo). Jest wtedy szansa, że stworzy się jeszcze z kimś innym dom bez zdrad.
8. Argument do bycia razem w postaci wspólnych dzieci jest błędny. Dzieci najczęściej słyszą kłótnie rodziców czy też wyczuwają złą atmosferę w domu. Dla ich dobra, lepiej chyba zamieszkać osobno. Ojciec i matka zawsze przecież pozostaną rodzicami własnych dzieci.
9. Szkoda mi Itd. To przykład, jak kobiety wartościowe są wykorzystywane przez partnerów a na dodatek obwiniają się o to, że partner je zle traktuje, zamiast trutnia od razu wyrzucić za drzwi. Szkoda najlepszych, 10 lat dziewczyny...
:(

Odnośnik do komentarza

No i tak...
Jak to widać w wypunktowanej odpowiedzi:
Kobiety same szukają ideału (najlepiej pantofla) bo chyba taki uważają za takowy. Ale jeśli trafi się ktoś kto ma też swoje zdanie i potrzeby to on już nie jest ideałem. Wasze potrzeby i ich zaspokajanie przez faceta jest normalne i "obowiązkowe" ale odwrotnie to już się nazywa wykożystywanie, tak? I nie mam na myśli tutaj tylko sexu. Ja od żony nie oczekiwałem nigdy nic poza jej byciem przy mnie na ile czas pozwala, okazywania uczuć, no i tym głupim sexem też, nie będę owijał w bawełnę. Nie wymagałem cudów na kiju ani prezentów nawet z okazji. Dla niej i całej rodziny się starałem, pracowałem, czasem więcej niż mogłem znieść, oprucz tego więcej czasu spędzałem z dziećmi niż ona bo mój system pracy na to pozwalał i nie ważne że mnie wykańczał tak że nie wiedziałem jaki jest dzień tygodnia. Spałem czasem po 3-4 godziny by nie płacić opiekunce za dużo. Gotowałem obiady, dawałem żonie czas na odpoczynek po pracy zabierając dzieci by się zdrzemła. Tego nie potrafi docenić. A teraz gdy się wyprowadziłem byśmy odpoczeli od siebie i dzieci na kłutniach nie cierpiały to jestem ch...m bo mam ją gdzieś. Więc ja myślę że tu nie chodzi o wasze wybaczenie, tu chodzi o waszą miłość do samych siebie, kobieta nie potrafi spojżeć na siebie i swoje zachowania z perspektywy drugiej osoby. Ma dużo wad których nie chce widzieć. Gdyby moja żona była taka idealna i była takim aniołem za jakiego się uważa to nie bałaby się iść na terapię dla par bądź sama do terapeuty. Bo nie chce by ktoś obcy jej to powiedział. Niestety kobiety ale tak to wygląda z mojej perspektywy. Wracając do tej matczynej miłości... dziecku ma być dobrze i ma czuć się dobrze w rodzinie i ma wiedzieć co to jest rodzina a nie co to są kłutnie i pytać czemu rodzice się rozeszli, bo przez to ono samo też kiedyś nie założy dobrej rodziny, to czy wielkim poświęceniem jest nie prowokowanie kłutni i napiętych sytuacji z powodu waszych racji, które dla nas i tak są czasem bez sensu a to my musimy się często hamować. Jak w końcu nie wytrzymamy i coś z siebie wywalimy to jesteśmy ci najgorsi, którzy w domu krzyczą i jesteśmy furiatami. Wg mnie to się nazywa egoizm, właśnie i myślenie tylko o swoich potrzebach, a nie o kimś czy mu czegoś nie brakuje, czy jest szczęśliwy. Tak jak ja się starałem dotrzeć do żony przed tą całą zdradą, to nie był egoizm tylko chęć poprawy relacji i byśmy potrafili się rozumieć nawzajem. Potrafiłem zrozumieć żony potrzeby i starałem się o to nawet swoim kosztem. A co za to dostałem... zrozumiałem w końcu jakie naprawdę są kobiety. Zasłaniacie się matczyną miłością, domowymi obowiązkami i pracą a tak naprawdę nie zauważacie tego ile dla was robią mężczyźni, nie oczekując od was drogich prezentów, codziennie dwudaniowego obiadu, i rzeczy nienormalnych czy nieludzkich. Za to co dla was robimy, bo nie robimy nic dla siebie, oczekujemy tylko ciepła i uczucia. A kobiety każde nasze potknięcie wypominają i robią z tego koniec świata. Nie mówię tutaj o zdradzie ale o innych głupich rzeczach codziennych (nawet nie spuszczenie deski w wc?!). Grunt w związku to zrozumienie i poświęcenie ale nie każdy kto ptzeszedł dużo doświadczeń w życiu to zrozumie i chce zrozumieć.
Szanuje zdanie kobiet tutaj ale czemu one nie potrafią szanować zdania facetów? Przykład ~ebm widzi o co partner ma do niej pretensje ale nie jest w stanie zrezygnować z niczego by poprawić ich relacje... KOBIETYYYY...

Odnośnik do komentarza

burak, poczekaj, nie denerwuj się.
Uważam, że wyprowadzając się z domu, postąpiłeś dobrze.
Próbowałeś, przepraszałeś, nadskakiwałeś, ale...
jak widać twoja żona nie może dojść do siebie po twojej zdradzie i trudno się dziwić. Jednak takim zachowaniem, wiecznymi awanturami i poniżaniem cię, nie doprowadzi do odbudowy małżeństwa. Uświadamiaj jej, że nie porzuciłeś rodziny, ale w tych okolicznościach, odpoczynek od siebie to najlepsze wyjście, chociażby ze względu na dzieci.
Bądź zawsze blisko, pomagaj, ale nie gódź się już na pomiatanie.
Może twojej żonie potrzebny jest jeszcze czas na podjęcie decyzji; razem, czy osobno. Ale jeśli razem, to nie na takich warunkach. Zdradziłeś, ale to nie daje jej prawa do traktowania ciebie jak śmiecia do końca życia.
Twój wątek tutaj, ma już swoją historie, nie pamiętam już, czy skorzystaliście z terapii małżeńskiej?

Odnośnik do komentarza

Wszystko co napisałeś to prawda,takie przeważnie jesteśmy,bo nie rozumiemy się wzajemnie,nie rozumiemy lub nie chcemy zrozumieć, szczególnie potrzeb seksualnych partnera,tak jak partner nie rozumie braku tych potrzeb u kobiety,szczególnie po porodach,bywają też sytuacje odwrotne,to rodzi konflikty,
nie dotyczy to wszystkich kobiet i mężczyzn,są tacy co się dogadują ,jedni kosztem drugich,bo patrząc na potrzeby partnera ,a nie na swoje,jeden czuje się niekomfortowo.

Mają szczęście Ci co dobiorą się temperamentami,swego czasu pisała pani "my sobie nie odmawiamy", nie miała dzieci.

Ale jak ma się dzieci, to rodzice mimo wszystko powinni się starać się dogadywać, choć czasem się nie da ,stąd tyle rozwodów, a nie chcą korzystać z terapii małżeńskiej ,bo to chyba obciach dla niektórych.

Powinieneś z żoną porozmawiać poważnie,może ona faktycznie nie zamierza być z Tobą,to niech się zdeklaruje ,żebyś wiedział ,na czym stoisz,
bo jak nie chce iść na terapię ,to tak jakby jej na Tobie nie zależało,
powiedz ,że w takiej sytuacji dajesz na rozwód,bo nie będziesz latami tkwił w próżni,zobaczysz co ona na to.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

ka-wa

Powinieneś z żoną porozmawiać poważnie,może ona faktycznie nie zamierza być z Tobą,to niech się zdeklaruje ,żebyś wiedział ,na czym stoisz,
bo jak nie chce iść na terapię ,to tak jakby jej na Tobie nie zależało,
powiedz ,że w takiej sytuacji dajesz na rozwód,bo nie będziesz latami tkwił w próżni,zobaczysz co ona na to.

Dokładnie o to chodzi i myślę, że nie powinna być to jedna rozmowa, choć z pewnością burak wielokrotnie już na ten temat rozmawiał.
Są jednak ludzie, którzy w zemście znajdują ukojenie i być może żona buraka do nich należy.
Absolutnie nie usprawiedliwiam zdrady, wiem także, że każdy ma swoje tempo i czas potrzebny do tego, żeby stanąć na nogi. Są jednak granice przyzwoitości i z drugiej strony - wytrzymałości.
Dlatego ta próba uspokojenia emocji, żyjąc tym czasem osobno, jest dobrym pomysłem.
Ten stan oczywiście nie może trwać wiecznie. Wszystko w rękach żony, dopóki mąż czeka.
Istnieje jednak ryzyko, że gdy żona buraka zrozumie, że on doszedł już do ściany i po prostu ma dość jeżdżenia po nim, gdy on wyjdzie z propozycją rozwodu, to wtedy nastąpi otrzeźwienie i kalkulacja; co bardziej się opłaca?
...a przecież nie chodzi o interes, tylko o odnalezienie tego, co kiedyś łączyło, naprawę błędów po obydwu stronach, danie sobie kredytu zaufania, a przede wszystkim zweryfikowanie własnych uczuć do partnera.
Niestety, w atmosferze ciągłej awantury, wyrzutów i wyzwisk, takie porozumienie nie jest możliwe.

Odnośnik do komentarza

LideG
Minęło sporo czasu, nie zaglądałam do tego wątku parę miesięcy. W tym czasie pojawiły się też historie innych zdradzonych. Pozwolę sobie może na parę uwag. Jestem kobietą już po 60 i również przeżyłam zdrady męża. 1 romans męża zaczął się jakieś 6 lat po ślubie. Do ostatniego, który zakończył nasze małżeństwo, doszło prawie po 30 letnim stażu. Dlatego chyba czuję się upoważniona do wyrażenia swojego zdania w tej kwestii.
1. Z każdym związkiem jest tak jak z kryształem - dopóki go nie rozbijesz, cieszysz się jego wartością i pięknem. Każdy związek musi opierać się na wzajemnym zaufaniu i odpowiedzialności. I dopóki realizowana jest taka reguła w związku, to ten związek jest jak kryształ. Każda, nawet wydawałoby się nieznaczna zdrada, kłamstwo i oszustwo raniące drugą stronę, prowadzi do pęknięcia lub rozbicia tego kryształu.I choćby nie wiem co robiły obie osoby w danym związku, to tego kryształu nie doprowadzą do tego, czym był wcześniej. Głupotą jest uznanie, że da się coś tutaj naprawić a jeszcze głupsze jest to, że zdrada może może go wzmocnić.Owszem, może spowodować zazdrość, którą mylnie niektórzy chcą wziąć za silniejszą miłość. Ten ból, który towarzyszy wiedzy o zdradzie, pozostawi faktycznie bliznę po ranie na sercu. I tak już zostanie, bo pamięć wymazuje jedynie Alzheimer. I nawet gdy partnerzy pozostaną ze sobą w imię wspólnych interesów oraz dzieci, to pamięć ta podsunie im zawsze wspomnienie o zdradzie wraz z myślą o możliwości powtórki z "rozrywki". Wtedy trochę trudno o miłe słowa, ochotę na seks czy ciepło w odnoszeniu się do siebie. Nie pomogą zapewnienia o miłości, bo cóż się jakoby zmieniło? To, że się coś wydało, rypło przez przypadek, to ma nagle powodować wzrost pożądania i uczucia?
2. Przed ślubem ludzie powinni mieć tego świadomość, że nawet jednorazowa zdrada z bardzo dużym prawdopodobieństwem doprowadzi do rozpadu związku. I to nie musi być formalny rozkład. Mamy niestety pamięć i nie pomoże tutaj rozumowe podejście do całej sprawy.
myślę ponad to, że taka jednorazowa zdrada jest jedynie zapowiedzią, że to się powtórzy jeszcze nie raz. Pominąwszy nieliczne związki, które prowadzą specyficzne życie i dopuszczający seks w różnych konfiguracjach ale zawsze robią to ze wzajemną wiedzą i akceptacją, to każdy inny, tradycyjny związek jest monogamiczny i nie dopuszcza zdrady.
3. Osoba, która zdradza, stara się znalezć wytłumaczenie swojej postawy, obwinia (słusznie czy mniej słusznie) swojego partnera a zawsze się coś znajdzie, bo nie ma ludzi bez wad. Przyjmijmy raczej, że winny zdrady jest ten, co zdradza.
4. Osoba zdradzana, pod wpływem argumentów zdradzającego, zaczyna przejmować jego przekonania, że w czymś zawiniła, że była niewystarczająco dobra ( że się zaniedbywała lub zaniedbywała dom, dzieci i partnera, w szczególności dawała za mało seksu). W przypadku pozostania ze sobą po zdradzie, osoba zdradzana się stara, chodzi na rzęsach a po paru, kilkunastu, kilkudziesięciu latach się dowiaduje, że partner i tak ją zostawia. To po co miałabym marnować kolejne lata na skakanie wokół trutnia? Żeby i tak dostać kopa na starość?
5. Prawda jest raczej taka, że to zołzy trzymające krótko partnerów są zwykle "górą" i to nie one są zdradzane. Takie czy takich się nie zdradza. Więc to nie jest prawda, że zdrada jest wynikiem jakichś błędów czy niedostatków zdradzanych. To zdradzający mają za dobrze.
6. Od reguły 5. zdarzają się chyba wyjątki (?).
7. Jeśli pozwalają warunki ekonomiczne, to lepiej szybciej się rozejść po zdradzie, niż oszukiwać się i partnera, że jest możliwe bycie razem (jak mówiłam, to nigdy nie będzie to samo).Jest wtedy szansa, że stworzy się jeszcze z kimś innym dom bez zdrad.
8. Argument do bycia razem w postaci wspólnych dzieci jest błędny. Dzieci najczęściej słyszą kłótnie rodziców czy też wyczuwają złą atmosferę w domu. Dla ich dobra, lepiej chyba zamieszkać osobno. Ojciec i matka zawsze przecież pozostaną rodzicami własnych dzieci.
9. Szkoda mi Itd. To przykład, jak kobiety wartościowe są wykorzystywane przez partnerów a na dodatek obwiniają się o to, że partner je zle traktuje, zamiast trutnia od razu wyrzucić za drzwi. Szkoda najlepszych, 10 lat dziewczyny...
:(

Dokładnie. Bardzo trafna wypowiedź, szczególnie to co wytłuściłam moim zdaniem. Jedynie nie zgodzę się z tym że jest jakieś prawo do wypowiadania się w tej sprawie zależne od tego, czy ktoś akurat to przeżył, czy nie. Samo życie pokazuje że wcale niekoniecznie najbardziej doświadczone w tym/w podobnych rzeczach/najdłuże jżyjące/z największym stażem związku osoby wyciągają najbardziej adekwatne wnioski i podejmują najlepsze decyzje. Wszystko tak naprawdę zależy od tego co mamy w umyśle i sercu.

Odnośnik do komentarza

Ale widzę też że emb też tu pisała, więc tylko bym jeszcze dodała że jej życia też szkoda. Tylko je sobie marnuje w tym chorym układzie. :( :(
Zdrada jeśli nie działo się wcześniej nic naprawdę poważnego, jak przemoc fizyczna psychiczna ze strony poźniej zdradzonej/również zdrada/wykorzystywanie partnera np jako służącego albo wibrator, czy jakiekolwiek inne poniewieranie nim/podobny ciężar, to sorry, nic jej nie tłumaczy oprócz ogromnej dawki egoizmu którą ktoś tu kiedyś trafnie nazwał "zrobieniem sobie przerwy w miłości", tylko czy tak naprawdę można sobie zrobić w niej przerwę? Inna ocena tego czynu w zależności od płci jest czystą hipokryzją, np że niby u facetów to jakoś mniej tę miłość wyklucza i jakoś dziwnym trafem mniej u nich egoizmu jest z tym związanego, czyli naprawdę ocena moralna/ocena miłości wychodzi lepsza. :O Włos się na głowie jeż na myśl że ciągle jeszcze można się z podobną hipokryzją spotkać. Zabawne też że gdyby komuś kto by się do czegoś takiego przychylał zaproponować np lżejszą ocenę moralną dla białych niż dla czarnych za jakiś czyn, to by się zaraz święcie oburzył i zaczął występować w obronie dyskryminowanych czarnoskórych, jakże szybka transformacja w "niemalże anioła" :D
Oczywiście że nie zależy to od tego i zarówno w Twoim przypadku emb jak i autorki wątku niestety wszystko wskazuje na to że sprawa jest ewidentna, i świadczy o tym co napisałam wyżej, w żadnym razie nic nie wskazuje na to aby przedtem zaszły tego typu wyjątkowe, wymienione wcześniej przeze mnie sytuacje, które mogły by faktycznie jakoś to tłumaczyć. Pośpiech, mało czasu dla siebie nawzajem, poświęcanie czasna swoje hobby(to dopiero jest przestępstwo), rozstępy i brak ochoty na seks po ciąży-litości! TO mają być powody? :O Takie podejście bardziej pasuje do robienia sobie jakiś dowcipów(co samo w sobie akurat jest fajne, kto nie lubi sobie czasem pożartować), a nie do decydowania się na związek i brania za to pełnej odpowiedzialności. Można by jeszcze wiele o tym napisać, ale tak naprawdę każdy kto coś takiego przeżywa sam może wyciszyć umysł, poukładać myśli i sam/a przemyśleć czy tak nie jest, zajrzeć w swoje serce czy sam się nie oszukuje godząc się na taki układ, szukając sam bądź z pomocą innych coraz to bardziej absurdalnych "wyjaśnień" a potem dalej cierpiąc, gdy rzecz jasna starczają one tylko na krótką metę. Czy sam/a się nie oszukuje i nie daje się wykorzystywać tkwiąc w związku którego kontynuacja jest wygodna dla partnera, a jego/ją samą tak naprawdę coraz dalej i dalej odciąga od szczęścia.

Czerniczka
Brak seksu w związku nie usprawiedliwia zdrady, nawet jeśli się do niej przyczynił. Ludzie to nie zwierzęta, swój rozum mają i nie powinny nimi kierować najprostsze popędy.

~McBob

Kilka najważniejszych kwestii: (1) nie ma znaczenia kto kogo zdradza, bo boli podobnie, a różnice nie wynikają z płci tylko od charakteru, priorytetów, konstrukcji wewn.itp.

Szkoda że wciąż nie wszyscy to rozumieją :O :O Boże Ty widzisz i nie grzmisz :P

Odnośnik do komentarza

Tu nie chodzi o marnowanie życia a o zrozumienie siebie na wzajem, bo tylko to daje szczęście wzajemne. Ale problem jest gdy nie potrafi się tego zrobić lub nie chce. Tu wszystko zależy od charakteru, uczuć, postrzegania drugiej osoby i czasu. Czasu w sensie chwili w której powinniśmy postawić się w sytuacji drugiej osoby w danej sytuacji. A jeśli ktoś tego nie potrafi nie jest zdolny do poświęcenia a tym samym do prawdziwnych uczuć... Staje się egoistą i narcyzem, widzącym tylko siebie. Ale przeżycia takie jak zdrada otwierają oczy kogo można stracić i za co się go kocha. Nie ważne ile razy się dopiekło złymi słowami w nerwach. Jak to bardzo fajny gość powiedział "nie można przestać kochać, zmieniają sie tylko chwilowe myśli o danej osobie" A jak to rozumieć? A tak że; jeśli na kimś ci nie zależało i nie zależy to nie katujesz się myślami o nim, szczególnie tymi złymi... Pomyśl o tym, czy ktoś kogo nie znasz, nie czujesz nic do niego, jest w stanie cię skrzywdzić? Wg mnie nie jest w stanie nawet wpłynąć na twoje zainteresowanie, a co dopiero sprawić byś o nim pomyślała...jeśli naprawdę kogoś kochałaś/eś to się zastanów czy warto to marnować dla swoich zasad, czy chwilowych myśli o nim. Kogo byś nie później niepoznał/a to i tak będą porównania i myśli do tej pierwszej osoby którą się kochało. A najgorsze jest to że i tak będziesz w końcu mieć żal do siebie że nie wystarczająco zadbałaś/eś o jej uczucia. Nie da się żyć bez uczuć, to one są naszym drogowskazem i motywacją...ale muszą być szczere z serca. Wszystko inne jest ulotne, przemijalne i mało istotne. To uczucia dają siłę, energię i chęć do działania. Ale czy wszyscy potrafią je okazywać??? Albo czy nie są na tyle samolubni by tego nie robić??? Przemyślcie to...

Odnośnik do komentarza

No właśnie jednak między innymi o to chodzi w tym o czym pisałam.(w przypadku jednej z osób w grę wchodzi co gorsza już 5 lat) Na pewno nie miało to nic wspólnego z egoizmem, to znaczy tak, ale w tym sensie, że wspominało również o tym, a poświęcenie to chyba zbyt ogólne słowo tutaj, zależy co konkretnie przez to teraz rozumiesz.
Ale zgadza się, dużo zależy od sytuacji, a ja się akurat w ogóle nie odnosiłam teraz do Twojej. Tylko mi parę zdań przemknęło przed oczami, ale napisałeś bardzo dużo, musiałabym najpierw to wszystko przeczytać. Jedno tylko mi się pytanie nasuwa: jeżeli było wcześniej bardzo źle, żona źle Cię traktowała i miałeś tego wszystkiego dość, to dlaczego potem(chyba to już było po zdradzie, ale nie jestem pewna) zupełnie zmieniłeś podejście i zacząłeś robić wszystko żeby związek dalej trwał?
Tak, co do uczuć się zgadzam, że są bardzo ważne, to co mamy w sercu, czy postępujemy w zgodzie z nim, w zgodzie ze sobą, czy się z tym rozmijamy. Ale o tym chyba już coś pisałam ;)

Odnośnik do komentarza

Ja uważam, że mówiąc kolokwialnie każdy kij ma dwa końce, a każdy skutek swoją przyczynę.
Oczywiście bywają sytuacje kiedy ktoś zdradza bo ma taką naturę. Albo tak naprawdę nie kocha.
Ale jeśli dochodzi do tego że zdradza się osobę kochaną, no to myślę że ten "okropny zdrajca"też jest w pewnym sensie ofiarą.
On kocha, a ona jedzie sobie wygodnie na obietnicy wierności z jego strony uważając się tym samym za odgórnie i bezterminowo zwolnioną z wszelkich starań o niego i o związek.

Odnośnik do komentarza

No właśnie... Nie można nic naprawić bez zrozumienia siebie. Ja mam straszny żal do siebie o tą zdradę. Bo na prawdę kocham żonę jak nikogo innego i tak jak ona potrafi mnie skrzywdzić i wyprowadzić z równowagi to nikt inny tego nie potrafi, a czemu? Bo to działa w dwie strony. Żal jest uczuciem, które można czuć do kogoś na kim nam jednak zależy. Czy to nie jest jakaś paranoja? Ja wiem że się rozejdziemy, ale wiem też że nigdy nie będę chciał źle dla żony czy dzieci. Ale boli mnie jedna rzecz, że ja próbuje zrozumieć wszystkie żony zachowania i dojść fo tego czemu mnie tak traktowała a ona nawet nie widzi swoich zachowań... To boli najbardziej, brak zrozumienia. Czasem się zastanawiam czemu tu pisze wogóle ale chce by kobiety które tu zaglądają choć trochę zrozumiały, że nie tylko one mają uczucia i potrzeby. I facet nie jest tylko narzędziem w domu a żywą i czującą istotą. Ale mam wrażenie że dużo kobiet traktuje nas przedmiotowo. Tu jest błąd, kobiety myślą że jesteśmy nie zdolni do prawdziwych uczuć, to nie prawda. My mamy dużo więcej uczuć niż myślicie. Dużo prościej nas zranić choć słowem, niestety. A my później robimy rzeczy których nie chcemy by się odgryźć, by wam dać do zrozumienia jak my się czujemy. To jest takie błędne koło. Lepiej byłoby być wyuzdanym i wypranym z uczuć ch...em mam wrażenie, niż tak jak ja teraz myśleć o żonie i dzieciach, nie potrafić skupić się na czym kolwiek innym. Nawet moja wyprowadzka z domu nie pomaga się zresetować psychicznie. To dziwne ale ja wiem na kim mi naprawdę zależy, nie na sobie. Właśnie nie na sobie... Nigdy nie myślałem o sobie, poza tą cholerną zdradą. Może o to chodzi że faceci jednak podświadomie muszą się poczuć facetami a nie tylko narzędziem do utrzymywania domu i słuchania czego nie zrobili albo o czym zapomnieli. Tak jak już wcześniej pisałem my naprawdę mamy różne charaktery, i najgorsze że nie potrafimy ich nawzajem zrozumieć...

Odnośnik do komentarza
Gość to franca

O, widzę burak że odpisałeś znowu, ale jak to jest w końcu z tym o co Cię ostatnio spytałam?

franca
Jedno tylko mi się pytanie nasuwa: jeżeli było wcześniej bardzo źle, żona źle Cię traktowała i miałeś tego wszystkiego dość, to dlaczego potem(chyba to już było po zdradzie, ale nie jestem pewna) zupełnie zmieniłeś podejście i zacząłeś robić wszystko żeby związek dalej trwał?

Nikt nie powinien być traktowany jak przedmiot/narzędzie do jakiś celów, dotyczy to każdej osoby tak samo, ale nie wiem jak to dokładnie było z tym u Ciebie, tak jak poprzednio napisałam, musiałabym najpierw wszystko przeczytać. Myślę że nie ma sensu generalizować że wszyscy Ci, albo wszystkie te tak innych traktują, ok, "wszyscy" czy "dużo", zakładając coś do danej dużej grupie ludzi, patrząc na to jaka to jest grupa, a nie na to co kto konkretnie robi.
Nie opisywałam przypadku gdy dana osoba kocha ale zdradza, ale pisałam że jest to mało prawdopodobne moim zdaniem i zdarza się bardzo rzadko. Co mnie samą w sumie dziwi, nawet to tłumaczyłam. :O Oczywiście mam na myśli prawdziwą, szczerą, głęboką bezinteresowną miłość.
To że wszystko ma swoją przyczynę jest oczywiste i nie trzeba o tym pisać, tym bardziej jasne jest że wogóle nie o to się tu rozchodzi. W samej wygodzie nie ma nic złego. Ale co to ma do rzeczy, co jest wygodnego w byciu zdradzonym? A co dopiero w męczeniu się dalej w związku po zdradzie? Aha, to ja pisałam wcześniej jako franca, tylko teraz się nie zalogowałam.

Odnośnik do komentarza

To chyba oczywiste że macie uczucia. To ze nie trzepoczecie rzęsami ze zdziwienia i nie zalewacie się łzami z byle powodu nie znaczy że nie można was zranić.
Nie chciałabym tu wyjść na przeciwnika własnej płci, ale uważam ze jeżeli kochający facet mimo wszystko zdradzi- to jest w tym również wina kobiety i zamiast grac księżniczkę mogłaby się zastanowić co było nie tak również z jej strony ze do tego doszło, bo taki mężczyzna tez nie czuje się komfortowo z tym co zrobił i dodatkowo zbiera wszystkie cięgi.

Odnośnik do komentarza

Jak czytam komentarze typu: "Jedna zdrada to jeszcze nie tak źle". "Jedną zdradę idzie wybaczyć". "Nie należy się przejmować, że żona zdradziła z jakimś fagasem"..... to przestaje już wierzyć w jakiekolwiek zasady moralne. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale te forum i opisywane historie z komentarzami dają mi dużo do myślenia i pozostawiają pytanie czy aby nie lepiej być jednak samemu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...