Skocz do zawartości
Forum

Jak wybaczyć zdradę męża?


Rekomendowane odpowiedzi

Oczywiście,że każdy powinien mieć zasady i wartości,
ale tak nie jest,
dlatego pisałam ,że różnie bywa ,ludzie są ułomni,
absolutnie nie usprawiedliwiam Twojego męża ,tylko pisze jak bywa....
W związku najważniejszy jest szacunek i zaufanie,Twój mąż to podeptał ,nie wiem czy da radę odbudować,
są kobiety które wybaczają zdradę,w tym sensie ,że próbują dalej wspólnie żyć ,
inne sobie z tym nie radzą i odchodzą,dotyczy to również mężczyzn.
Jest to sprawa bardzo indywidualna i sama musisz decydować czy jesteś w stanie funkcjonować normalnie w tym związku.

Wiesz ,ja bym wolała ,żeby nie było tej przysięgi,która jest nagminnie łamana ,bo prawie nikt nie przywiązuje wagi do tej wymawianej formułki,
bez tego czasem ludzie żyją lepiej,bardziej się szanują,
jednym słowem przysięga nie jest wyznacznikiem udanego związku.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

wiki12010

Uważam, że wszystko zależy od stopnia zaangażowania Pani partnera w romans. Jeśli on pojmuje swoją zdradę jako błąd życiowy, myślę, że można jeszcze stworzyć wspólnie szczęśliwy związek, warunkiem jednak jest "chęć" dwóch osób do odbudowania relacji i przede wszystkim szczera rozmowa. Jeśli jedna ze stron nie pragnie tego pytanie - czy jest warto walczyć z wiatrakami?
Najważniejsze jest odkryć powód "skoku" w bok i walczyć z przyczynami. Tylko niestety nie wszyscy mężczyźni potrafią uzewnętrznić swoje prawdziwe uczucia i otworzyć się.

Właśnie tez tak uważam.Spróbować porozmawiać bez okazywania pretensji, tylko dla naprawy sytuacji, również po swojej stronie.
Co do przysięgi - to faktycznie, i bez niej, jeśli jest się w związku, ma się prawo oczekiwać wierności, ale w życiu rożnie bywa.

Odnośnik do komentarza

W popadanie w romans - temat łóżka pomińmy - winne są z reguły 3 osoby. Paradoks jest taki, że czasem z góry można 1 osobę wykluczyć, a winę scedować na pozostałe 2. Z czego przypisywanie większej winy jednej osobie z owej dwójki jest zazwyczaj błędnie interpretowane... a obrywa tu zazwyczaj kochanek/kochanka - potoczna sucz, gach itd.

1. Zdradzony partner bez określania płci :) - nie potrafi okazać/wyartykułować w sposób prawidłowy swoich potrzeb i oczekiwań - bez względu na okres trwania relacji w związku - zamyka się w sobie na potoczną migrenę tudzież "domyśl się o co mi chodzi".
2. Partner zdradzający - z gruntu można przypisać niedojrzałość emocjonalną z czasów dzieciństwa - patologia rodzinna wszelkiej maści - pod płaszczykiem mylenia pojęcia zakochania z miłością (1 odc "ballad i romansów" Adama Szustaka na yt to wyjaśnia :) ) - partner w związku krótko mówiąc go nie zadowala i nie rozumie o co kaman - brak umiejętności prowadzenia dialogu w związku, co się tyczy równie dobrze obu partnerów.
namiastka pkt 1 również...
3. Kochanek/kochanka - odwieczna i złota zasada nimi kierująca, to ponadnormatywne i jak bezkres kosmosu długi i szeroki niepojęta chrapka na usidlenie upolowanego partnera, paradoksalnie nie stanu wolnego, a pierwotnie zaobrączkowanego... status rodziny do przejechania kolczastym walcem bez mrugnięcia okiem.
Tu ból i rozpacz rozbitej rodziny jest nie ważny. Co gorsza zdarzają się przypadki rozbicia dwóch rodzin jednocześnie i tu jest studnia bez dna, która w swojej głębi ma wszystkie wymienione 3 pkt.

Suma sumarum robi się pod potocznym deklem totalny młyn, gdy wychodzi zdrada na jaw, z reguły od osób postronnych i z treści rozmów/telefonów od osób o "zmienionej płci" w książce telefonicznej.
Bo tu tak na prawdę na początkowym etapie nigdy dokładnie nie wiadomo, kto komu pierwszy zadał cios i wysłał w ramiona kochanki/kochanka lub dał się upolować - słaby kręgosłup moralny. A do wypierania się swojej winy i robienia spychologii na Innych, to nawet Ci ostatni stają się pierwszymi...

Na temat konfrontacji słów przysięgi małżeńskiej z USC czy kościoła z realiami życia codziennego, to można wiele elaboratów popełnić, a i tak od sedna problemu będzie się krążyć jak po orbicie planety.
Złe wdrukowane schematy rodzinne, patologiczność, niedojrzałość emocjonalna, nieporadność życiowa na wielu płaszczyznach, mająca naleciałości z życia w szkole i wychowania na ulicy.
Teraz jeszcze propaganda medialna ociekająca seksem z każdej strony jest wręcz ogromna, bo byle tic-tac stawia do pionu :).
A zdroworozsądkowego myślenia indywidualnego i dobrze zbudowanego kręgosłupa moralnego jest totalny brak, bo przeca co inni powiedzą...
Gdzie się podziały wartości wyższe, którym paradoksalnie przygrywają niczym pierwsze skrzypce kluczowe słowa przysięgi??? Metaforą do tego jest chyba utwór o prywatkach Gąsowskiego.

Nasi pradziadowie robili wszystko, by związki naprawiać; teraz jest moda wysłania go do kosza od tak, bo łatwiej w oparciu o motto muzyczne "wymienić wsio na nowszy model".
Tylko owa wymiana jest metaforycznie mówiąc z malucha na mercedesa, co w rezultacie jest zgoła odwrotne.

Parę lat temu SGH robiło badania i wyszło im, że rocznie 60 tys. młodych par bierze rozwód. Pomińmy tu przyczyny, gdzie jedną z nich jest temat zdrady. Skupmy się raczej na liczbie zawieranych małżeństw w konfrontacji z tą liczbą rozwodów, która rośnie z roku na rok lawinowo w zastraszającym tempie.
Leczy się problem jak nie porównując zrobienie prostej naprawy silnika przez tłumik na końcu rury wydechowej :)

Odnośnik do komentarza

Zdrady się nie wybaczy tak do końca.Można z nią żyć ,gdzieś w tyle głowy ona będzie zawsze.Ale życie po zdradzie jest inne.Bardziej będziesz dbała o swoje i dzieci życie niż o męża, który już zaufania nie odbuduje.
Mówi się ,że przed zdradą oddałabym życie a po zdradzie już nie.

Odnośnik do komentarza

Najpierw trzeba zrozumieć co to jest MIŁOŚĆ- bo to nie seks. Można bardzo się kochać nawzajem i zezwalać na nieczęste wyskoki obu stron lub tylko żyć dla siebie nawzajem.Miłość to dbanie o bliźniego/ żonę/ tak jak o siebie. Dbanie o życie, zdrowie, potrzeby, przyjemności i godność osobistą, Seks tylko często w tym pomaga.
Zdrada to odejście od żony i często od rodziny, do innej lub innego. Najczęściej wyskoki robią mężczyźni proszę wtedy zaproponować również wyskok. Natychmiast wracają.

Odnośnik do komentarza
Gość DarkRivers

Nie ma raczej ludzi idealnych i każdy popełnia jakieś życiowe błędy, które chce później naprawić. Jeden kradnie, drugi dopuszcza się makabrycznego pobicia, a trzeci z kolei zdradza swoją najbliższą osobę. Lecz każdy człowiek zasługuje na drugą szanse. Bez względu na to jakiego przewinienia dopuściła się dana osoba, to należy takiej osobie dać drugą szansę i po prostu jej to wszystko wybaczyć.

Odnośnik do komentarza

anus11
Dziekuje wam wszystkimza tak szybkie komentarze. Nie ukrywam ze pomimo ze nie znam was wszystkich osobiscie wasze rady bardzo podniosly mnie na duchu. Do czerniczki: jezeli chodzi o moja coreczke to naprawde robie wszystko zeby ona nie widziala ani moich lez ani tego ze cos jest nie tak, w tej kwestii jestesmy z mezem jednomyslni. Pozatym jak juz wspomnialam maz bardzo sie teraz stara byc z nami w kazdej wolnej chwili, chodzimy na spacery razem, ostatnio nawet wyjazd na weekend zaproponowal.
Datoja masz racje to nie byl jednorazowy wyskok, z tego co wiem to trwalo ok 10-15 miesiecy , dlatego tak ciezko jest mi to przetrawic. Wiem kilka sytuacji kiedy klamal mi prosto w oczy i swiadomosc tego ze przez taki okres czasu nic nie zauwazylam jest po prostu nie do zniesienia. Jezeli chodzi o powod dlaczego to zrobil, nie ukladalo nam sie w sprawach lozkowych, przedewszystkim z mojego powodu. Ciaza, extra kilogramy, rozstepy tu i tam nie dodaly mi kobiecosci, czulam sie non stop zmeczona plus stresy zycia codziennego po prostu nie mialam ochoty i odpychalam meza. w sumie to czasem sobie tak mysle ze sama sobie na to zapracowalam. Jednak mimo wszystko, przyzekalismy sobie i nie moge zrozumiec mimo wszystko jak on mogl nam/ mi to zrobic ;( po tym jak sie dowiedzialam wyjechalam do polski na miesiac, po powrocie postanowilismy sprobowac byc razem, tylko ze ja mam takie dni kiedy nie moge sobie dac rady i one wracaja bardzo czesto i boje sie ile to jeszcze potrwa ;(

Cha, ha, ha, domniemywam że masz na imię Ania, tak jak moja Małżonka (jesteśmy w związku już niemal 29 lat ).
Na początku małżeństwa gdy ona była w ciąży, to ja byłem zdradzony. Był to oczywiście straszny cios. Przeprowadziłem męską rozmowę z amantem, na której nosiło mnie żeby go sprać. Lecz dzięki jakiejś nadprzyrodzonej sile, powstrzymałem się.
Postawa mojej Żony była podobna do Twojego męża. Uważam że ten fakt jest decydujący, bo postanowiłem przebaczyć ten czyn/czyny. Nie wnikałem w szczegóły i nigdy już więcej nie rozmawialiśmy o tym.
Tak więc te rady abyś go zostawiła, bo to się powtórzy, nie są dobre. Miłość to jest przede wszystkim DECYZJA na dobre i na złe.

Dodam tylko że obydwoje jesteśmy ludźmi głęboko wierzącymi/ufającymi Bogu.

Odnośnik do komentarza

Do Czerniczki :
"Brak seksu w związku nie usprawiedliwia zdrady, nawet jeśli się do niej przyczynił. Ludzie to nie zwierzęta, swój rozum mają i nie powinny nimi kierować najprostsze popędy."

Uwazam dokladnie tak samo!!! Tym bardziej jest ciezko stawic temu wszystkiemu czola.

Dziekuje za slowa wsparcia.

Odnośnik do komentarza

Witam, ja po zdradzie jestem, ponad rok i żeby nie leki na depresję to pewnie bym się zabiła tak mi źle było. Jak się dowiedziałam o zdradzie to mój błagał że tylko raz dla spróbowania. A ja nie wieżyłam aż przesuchiwałam go do skutku. Jesteśmy 15 lat po ślubie a zdrady trwały ok 12-14 lat z prostytutkami o czym on wtedy myślał to niewiem. Najgorsze było dla mnie że mogę mieć hiv niewinnie i zarażałam dzieci bo w ciąży byłam 3 razy ( planowane). Badania ok w tym miałam szczęście w nieszczęściu. Powinnaś pójść na terapię bo u mnie było czym dłużej tym zemną gorzej ale każdy jest inny. Mój recydywista zaciągnął mnie na terapię małżeńską a potem mamy cały czas indywidualną nawet teraz jeszcze. Stara się o mnie, kwiaty, kino, weekendy ale tak cukruje że czasami mnie denerwuje. Zastanawiam się ile jeszcze będzie się starał czy to chwilowe czy cały już czas. Po zdradzie ja jeszcze nie wybaczyłam i nie zapomniałam. Teraz to jak widzę prostytutki to łzy mi same lecä. Bo do dzisiaj nie odpowiedział mi dlaczego. Jego odpowiedź to bo głupi byłem. To że głupi to wiem. Ale jak tu jedna osoba napisała ze przed zdradą to by życie oddała a po zdradzie już nie podpisuję się pod tym. Jak można płacić za sex taka osoba jest dla mnie zerem. A pomimo tego jeszcze jesteśmy razem. Jak długo to niewiem? czy uda nam się odbudować bo to zależy jakie fundamenty ma nasza miłość. Pozdrawiam Cię mocno. Ja teraz uwaźam że trzeba spróbować bo po co później żałować że nie dało się szansy. Rozwód zawsze mogę mieć. Pewnie odrazu bym dostała jak taki recydywista.

Odnośnik do komentarza

TO BARDZIEJ ZŁOŻONA SPRAWA NIŻ SIĘ "SPŁASZCZA"
Jestem po zdradzie żony i po 10 letniej depresji, tyle trwało naprawianie związku. Teraz dzięki temu mogę pomagać innym, ale nie chciałbym przechodzić to drugi raz i chyba już bym nie przechodził.
Kilka najważniejszych kwestii: (1) nie ma znaczenia kto kogo zdradza, bo boli podobnie, a różnice nie wynikają z płci tylko od charakteru, priorytetów, konstrukcji wewn.itp. Jeśli chodzi o płeć to różnica polega tylko na reakcji środowiska: jak facet zdradza - to facet najgorsza świnia (najczęściej słusznie), a kobieta skrzywdzona (słusznie) i niewinna (z tym różnie), ale gdy kobieta zdradza - to facet to rogacz (śmieszny) lub ten, któremu się i tak należało (w najgorszym wypadku za innych), a kobieta to ta co wymierzała sprawiedliwość. DLATEGO NIE PISZMY O PŁCI.

Odnośnik do komentarza

Bags to co napisał na początku - to prawda.
Czy warto walczyć? KAŻDY WYBÓR JEST ZŁY,
bo cierpienia już się nie uniknie, może być tylko większe lub mniejsze (na dzień dzisiejszy nie ma co patrzeć na sprawy finansowe, na to przyjdzie pora później), trzeba teraz zastanowić się nad sprawami najważniejszymi (może egzystencjalnymi), bo wiele osób w takiej sytuacji nie widzi wyjścia z takiej sytuacji i sensu dalszego życia.

Mogę tylko powiedzieć - TEN KOSZMAR ZAWSZE MA SWÓJ KONIEC, chociaż może trwać długo lub krótko.
DLATEGO ŚMIAŁO PYTAJ O NAJDROBNIEJSZE SZCZEGÓŁY, bo nie chce by ktoś przechodził przez to co ja i tak długo.

Odnośnik do komentarza

Większość pisze prawdziwe i warte zapamiętania uwagi;
dodam na co zwrócić uwagę:
- nie pozwolić brać całej winy na siebie (również samej sobie),
- tajemnica przed dziećmi - trzeba dzieci chronić, ale trzeba uważać (w moim przypadku poszedłem za daleko - tak chroniłem dzieci, a jeszcze bardziej żonę, by dzieci i rodzina nie miały złego zdania o niej, by nie pogarszać sytuacji, że w końcu za całe zło, które się działo w naszym małżeństwie obwiniany byłem ja, a jeśli dodać, że równocześnie pojawiło się wiele innych problemów również zawodowych i zdrowotnych, aż skończyło się ciężką depresją, a dzieci miały mnie za wariata niedoceniającego tego co mam); z synem już nie odzyskałem kontaktu, odizolował się i z żoną ma lepszy kontakt, z córką po wielu latach udało się, nawet powiedziała mi, że właśnie mi zawdzięcza swoje sukcesy, że poświęciłem kilkanaście lat życia by ratować rodzinę,
- sens ciągnąć małżeństwo jest tylko wtedy, gdy czujesz, że on naprawdę chce i że też podejmuje walkę (moja żona chciała szczerze, ale nie umiała walczyć, zblokowała się, bo nie umiała się pogodzić z utratą dobrego zdania o sobie, a to utrudniło wszystko), bo Ty musisz czuć szansę na odzyskanie chociaż części tego co straciłaś, bo ta strata powoduje ogromny ból,
- może Ci pomóc świadomość, że on też cierpi tylko nie tak jak Ty (wszystko zależy jakie były relacje między Wami) i jest mu potrzebne Twoje wybaczenie (jeśli o nie prosi i przeprasza to super - tzn, że Wasz związek jeszcze żyje i są duże szanse),
- zdrada, bardzo wzmacnia prawdziwą miłość, bo uświadamia ile stracili/mogli stracić (sens ma wtedy gdy obie strony to sobie uświadamiają)
- małżeństwo, miłość i przysięga jest na złe, bo na dobre by wytrzymać nie trzeba miłości i każdy głupi potrafi,
to jest ten czas kiedy zadane jest Wam, a raczej Tobie pytanie co to jest prawdziwa miłość. Mówi się, że potrafią przejść tylko Ci, którzy prawdziwie kochają (tzn.potrafią umierać dla ukochanej osoby) i tu następny punkt ...
- bardzo ważna, a może decydująca jest Boska pomoc;
wiara daje niesamowitą siłę w takich sytuacjach, dzieją się prawdziwe cuda, gdy uczymy się prawdziwej miłości od Boga, a wtedy wszystko wydaje się prostsze i mające głęboki sens (gdy wszystko zawiodło: terapie, leki, medytacje, przyjaciele, zainteresowania, przyszedł czas na poznanie prawdziwej nauki pochodzącej od Boga, której nie znałem mimo, że całe życie chodziłem do kościoła)
- ważne byście próbowali się nawzajem zrozumieć, musicie dużo ze sobą rozmawiali, tzn.słuchali się nawzajem, by druga osoba mogła poznać ból partnera, bo wtedy on będzie powoli wychodzić, a to Was będzie zbliżać - będziecie się nawzajem poznawać i zbliżać i ufać. Brak zaufania - to tylko w małym stopniu brak wiary, że partner tego już więcej nie zrobi - tu chodzi o coś więcej (np.że będzie czuły na Twój ból, że Cię już nigdy w żadnej formie nie skrzywdzi, że zanim zrobi cokolwiek będzie myślał czy Cię tym nie skrzywdzi, że zrozumiał, że Cię w jakiejś części zabił, że zrozumie, że przeżyłaś szok, że czujesz się zbrukana, "pobrudzona" przez niego, czy będzie blisko przy Tobie gdy będziesz cierpieć wybaczając mu, czy on doceni, czy będzie Cię bardziej kochał, CZY BĘDZIE SŁUCHAĆ TWOJEGO BÓLU, ...

Odnośnik do komentarza

Chciałbym Ci powiedzieć wszystko od razu, więc wyszło nieskładnie i nie w tym kierunku, ...
Najlepiej dużo pytaj, bo świadomość pewnych spraw pomaga przez to wszystko przejść. Często pomaga doświadczenie innych osób, choć każdy przeżywa to inaczej, ale ogólne reakcje naszej psychiki, emocji, ciała są podobne.
Jestem po zdradzie 13 lat i jeszcze czasem mnie potelepie,
ale teraz wiem, że warto było, bo jakiś czas temu żona powiedziała mi że ją uratowałem. Mimo wszystko nie wiem czy bym umiał drugi raz zrobić to samo, nie wiem, ale u mnie sytuacja była bardzo trudna. Po ślubie nie było czasu na bliskość, po pewnym czasie się pogodziłem się z tym, czekając kiedy żona się przyzna, że jednak tego potrzebuje, jednak zapomniałem, że ona była na tyle dumna, że mi się nie przyznała tylko komuś innemu. jej romans trwał podobnie jak u Ciebie. Zle znosiłem wcześniejszą sytuację, dlatego wiadomość o zdradzie i inne problemy spowodowały, że bardzo szybko dopadła mnie depresja. To spowodowało, że żona jeszcze bardziej w poczuciu winy i silnej dumy, próbowała wymusić zmianę mojego zachowania wynikającego z depresji (co w depresji odnosi odwrotny skutek). To uczucie (wstydu, strachu, wyrzutu sumienia) jest tak silne, że przez trzy lata dochodziło do znęcania psychicznego i większego bólu. Wtedy szukałem pomocy w Bogu i u psychologa, jednak to był czas, gdy byłem strzępem człowieka, miałem złe zdanie o sobie i już nie widziałem sensu dalszego. Następne cztery lata to marazm i rozpaczliwa próba ratowania małżeństwa, ale każde na swój sposób, a żona nie umiała mnie przeprosić, za to wyręczała mnie ze wszystkich obowiązków (to była jej forma przeprosin, gdyż całe życie miała problem z emocjami i teraz też nie umiała tego wyrazić). Szukanie sensu życia w Bogu przyniosło tak duży skutek, że psycholog była zaskoczona tak dużą poprawą, ale to była kropla w morzu - z depresji tak szybko się nie wychodzi. Po tych 7 latach coś we mnie pękło (chyba czekałem na szczere przeprosiny). Zrozumiałem wtedy, że jest coś gorszego od braku miłości i uczucia od najbliższej osoby - to brak zdolności kochania innych. To się stało ze mną. Żona to zauważyła. Do tej pory czuła, że ja to ciągnę (walkę wewnętrzną o nasz związek), a ona przejęła wszystkie inne obowiązki (trochę ze względu na moją niedołężność wynikającą z depresji) i tak żyliśmy obok siebie, ale daleko było do normalności. Następnych trzech lat nie pamiętam dokładnie, ale byliśmy oboje we wspólnocie neokatechumenalnej i oboje mocno się angażowaliśmy w związek, wiele się poprawiło, tyle, że we mnie już były takie zmiany psychiczne jak u uczestników katastrof lotniczych czy traumach po obozach koncentracyjnych, a wynikało to z długotrwałości działania negatywnych bodzców. Do tej pory mam kłopoty z koncentracją, pamięcią, składnym wysławianiem się i czasem zastanawiam się co jest prawdą a co fikcją, co mi się tylko wydaje.
Jednak 3 lata temu w czasie świątecznej liturgii (coś w rodzaju oczyszczającej) zostałem wyleczony całkowicie z depresji, ale zdałem sobie sprawę po kilku dniach gdy zauważyłem, że nie mam już ataków. Podobnie było z moim małżeństwem. Najważniejsze, że znowu się uśmiecham, żartuję - już żyję. Jest coraz lepiej. Teraz mogę się angażować zawodowo, pomagam osobom w depresji i małżeństwom z problemami, ćwiczę pamięć występując w teatrze, robię licencję pilota i wiele innych rzeczy, które wydawały mi się niemożliwe w tym stanie. Jedyne czego nie mogę wybaczyć żonie to nie zdrady, ale to, że pozwoliła mi cierpieć w tak koszmarnej chorobie tyle lat tylko dlatego, że nie umiała mnie ze wstydu przeprosić i oddać mi odrobinę godności, którą mi zabrała przez te koszmarne lata przez które próbowałem w pojedynkę ratować małżeństwo i rodzinę. Poza żoną i córką nikt tego nie docenił i częściej traktują mnie (delikatnie mówiąc) jako ekscentryka.
DLATEGO DECYZJĘ CZY WARTO MUSISZ PODJĄĆ SAMA. Teraz oboje z żoną stwierdzamy, że to było zejście do piekła, ale na tym polega miłość, że walczy się o drugą osobę zawsze i do końca, na dobre i na złe. Ona mówi, że warto, ale to my byliśmy zdradzenie i przez co się przechodzi. Dlatego na pewno warto gdy obie osoby chcą walczyć, bo oboje wciąż kochają, bo branie na swoje barki ciągnięcie w pojedynkę jest okropnie wyniszczające.

Odnośnik do komentarza

Do McBob: Witam. Dziekuje za twoja wiadomosc. Twoja historia bardzo mnie poruszyla. Widzisz, jak juz wczesniej pisalam moj maz naprawde bardzo sie stara, widze to, doceniam, probuje odplacic tym samym ale... w glowie pojawiaja sie rozne mysli, ktore tak bola. Widzisz ja ufalam mezowi bezgranicznie, wszyscy by dali sobie za niego reke obciac wlacznie ze mna( jesli wiesz co mam na mysli), idealny maz, opiekunczy tata itd. dlatego, mimo tego ze jest w tym i moja wina,jest mi bardzo ciezko wybaczyc to co mi zrobil. Pozatym zawsze zylam w przekonaniu, ze jak ktos zdradza to jest juz koniec zwiazku, ja postanowilam sprobowac dla corki, dla nas ale nie myslalam ze walka z wlasnymi myslami bedzie taka ciezka.

Odnośnik do komentarza

Anus-
nie byłam w Twojej sytuacji , a w końcu
"tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono"
jednak rozumiejąc( tak mi się wydaje) Twój ból, szok, niedowierzanie, zawalenie se czegoś co było takie pewne, takie Twoje, takie bezpieczne -
pomimo tego wszystkiego, to patrząc na to z boku mam takie wrażenie, ze zachowujesz się trochę jak zapatrzona w siebie i swoje potrzeby księżniczka.

To chyba ja pierwsza zapytałam Cie jakie być może były przyczyny zdrady, bo na początku podałaś tylko sam jej fakt wzbudzając morze współczucia dla siebie i potępienia dla męża.

Przysięga, która jest dla Ciebie taka istotna, obowiązuje obie strony, i dotyczy nie tylko wierności fizycznej, ale również tej duchowej, przejawiającej się we wrażliwości na partnera. Ty zostawiłaś go samemu sobie i jesteś ogromnie zdziwiona ze obudziłaś się z ręką w nocniku.

Moze pomocą dla Ciebie w wyjściu z tej traumy będzie właśnie wyjście z roli księżniczki, a wejście w role kobiety- zdradzonej kobiety, która jednak tez w pewien sposób zdradziła. I w sumie mąż też mógłby mieć o to pretensje, bo dla niego rola tego złego z pewnością nie jest fajna.

Nie usprawiedliwiam zdrady, na pewni mógł i powinien był walczyć o Ciebie a nie iść na skróty, jednak na ta sytuacje zapracowaliście oboje i świadomość tego może być pomocna -nie w sensie obwiniania siebie, ale sprawiedliwego rozłożenia odpowiedzialności.

Każde przegięcie jest złe.
McBob bardzo mądrze pisze, przykro ze On odwrotnie- tak chronił żonę ze aż syn się odwrócił od NIEGO(!) -myślę ze tu była rola zony, która powinna nie pozwolić tak się wybielać kosztem zdradzonego męża.

U Ciebie to nie grozi-bo na razie zachowujesz si trochę jak takie księżniczko- dziecko.
Ja sama nie wiem jakbym się czuła, pewnie fatalnie, ale to już samej sobie szczerze trzeba odpowiedzieć na pytanie w jakim stopniu się do tego przyczyniłam i czy w związku z tym jestem w stanie wybaczyć- również sobie...
Pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza

Tak, tego zabrakło w moich słowach to co napisała Anus.
To ważne by do tego podejść mądrze i konstruktywnie.
Często za wszystko winimy to co widzialne i jednoznaczne (określone), ale już całkowicie nie zwracamy uwagi na całą resztę. Osoba, która zdradziła może być w podwójnie "niekomfortowej" sytuacji:
- w zależności od tego co pchnęło ją de tego czynu, ale przyjmijmy, że jakieś cierpienie/tęsknota - może za miłością do Ciebie (oczywiście przez siebie subiektywnie pojmowaną),
a więc z jednej strony - cierpienie i tęsknota, którą (jak to często facet) nie umiał wyartykułować, wyjaśnić, aż przegrał i uległ pokusie, tęsknocie, ciekawości - czyli przegrała raz, a teraz jest tym złym i będzie RESZTĘ ŻYCIA żyć na Twoje cierpienie i na siebie w lustrze patrząc na tego, którego znał do tej pory tylko z filmów - świnia i tyle. Może to zmienić (raczej zmieniać) tylko Twoje szczere wybaczenie.
T co napisałem broniąc krzywdzącego (siebie też skrzywdził) dotyczy też skrzywdzonej osoby. Dotyczy tylko sytuacji, gdy obie osoby żałują szczerze tego co się stało, obie zdają osobie sprawę, że choć trochę były winne i obie chcą bardzo by to się udało, a przede wszystkim się kochają.

Odnośnik do komentarza

Nie chodzi o obwinianie się, choć może to mieć żalenie się sobie nawzajem jak przyjacielowi: jak Ci z tym źle, być ze sobą szczerymi, bo to na nowo buduje zaufanie. Mówi się, żeby nie rozrywać ran, ale tematy nieprzegadane (nie wyjaśnione w tym najbardziej nurtującym zakresie - nie chodzi tu oczywiście o opowiadanie seksualnych dokonań) czyli zamiecione pod dywan - zawsze tam będą, najczęściej dla jednej osoby, bo druga nie będzie chciała. Tu chodzi o wzajemną wrażliwość na potrzebę niemówienia i mwienia, wyjaśnienis.
Poza tym zdrada (lub inna mocne zdarzenie w małżeństwie - najczęściej jakaś strata siebie nawzajem) jest ogromną szansą na uratowanie małżeństwa, które i tak w naturalny sposób gaśnie. Tylko ta świadomość (często bez zdrady oczywiście, tylko z świadomością tego) powoduje, że się wreszcie zaczyna naprawdę walczyć o swoją miłość, małżeństwo - docenia się co się ma, co można było stracić. To dotyczy obu stron: osoby skrzywdzonej i krzywdzącej. obie coś straciły, zaniedbały i obie mają szansę (wielką) zyskać, czasem jeszcze więcej. Poza tym miłość jest coś warta naprawdę właśnie w takich chwilach, bo miłość to nic innego jak dar siebie (bezgraniczny) dla drugiego człowieka. Życie dla kogoś, a to mało kto może poznać, a Ty "niestety" masz szansę umrzeć (z miłości, darowania siebie) dla kogoś - powiedzieć - ja kocham naprawdę.
Zostałaś stworzona do miłości, jak każdy, ale większość myśli, że to wystarczy powiedzieć kocham lub być z kimś jak jesteśmy na tronie. Kocha się nie za coś tylko pomimo.
Dlatego teraz dopiero uczysz się prawdziwej miłości, którą uczyła nas Bóg, dlatego tak boli, bo nie każdy potrafi kochać naprawdę.
Mam nadzieję, że świadomość co wielkiego robisz pomoże Ci przejść przez te wszystkie trudy wybaczania (czyli miłości). Ważne byście się uczyli kochać nawzajem oddając się sobie. Nie myśl, że chcesz zostać z mężem dla dziecka, bo to ślepa uliczka. Zrób to dla męża i siebie - dla miłości. Dziecko będzie najszczęśliwsze gdy będzie miało kochających się rodziców, a nie zmuszających się być razem, bo to wyczuje i nie będzie z tego szczęśliwe co będzie czuć. To Wy jesteście jednym ciałem, a dziecko i tak odejdzie od Was i zostaniecie sami i co wtedy? Walczcie o siebie bo dziecko potrzebuje tego najbardziej - bezpieczeństwa, którym jest bezgraniczna walka rodziców o małżeństwo, miłość, jedność - to wszystko rzutuje na rodzinę. Odwrotnie to nie działa.
Pytaj z czym masz największe problemy - może w czymś będę mógł pomóc, podpowiedzieć.

Odnośnik do komentarza

WYBACZA SIĘ (KOMUŚ) DLA SIEBIE - doświadczyłem tego mocno i długo tego nie mogłem zrozumieć, dlatego długo cierpiałem. Poza tym jest coś gorszego niż brak miłości, poczucie skrzywdzenia, to brak zdolności do kochania (np.gdy się długo pielęgnuje złe myśli o kimś). Takie uczucie to straszna pustka i wszechogarniające uczucie bezwartościowości - nic już nie można dać.
Przepraszam za to co napiszę, ale jeśli cierpisz to znaczy, że żyjesz (i kochasz) naprawdę, że w Tobie jest to co najważniejsze. Poza tym w ciąż masz komu wybaczać, a to wielki skarb, bo wiele osób nie ma takiej możliwości.
PROSZĘ CIĘ przeczytaj bardzo powoli R-13 I listu do Koryntian.

Odnośnik do komentarza

Datoja:
Szczerze mówiąc wogole nie rozumiem twojego postu i opini jakobym zachowywała sie jak księżniczko- dziecko?! W dodatku zapatrzona w swoje potrzeby ?! Piszesz ze nie podałam przyczyny zdrady od razu, pierwszy raz w życiu jestem użytkownikiem jakiegokolwiek forum, wybacz wiec ze nie bardzo wiedziałam czego sie tutaj spodziewać. Nie zarejestrowałam sie tu po to zeby wzbudzić współczucie, tylko zeby poznać ludzi których spotkała ta sama krzywda, pomyslałam ze moze rozmowa z kimś kto przezywa to co ja pomoże mi sie z tym wszystkim uporać.Pomalu odpowiadałam na pytania które były mi tu zadawane, i nic nie zatajalam. Zdrada mojego męża jest dla mnie okrutna, nieludzka i niebardzo rozumiem dlaczego go bronisz ( bo to wlasnie robisz w moim odczuciu). Ja męża nie opuściłam, miał wszystko, kochająca zonę, ktora prosiła tysiące razy zeby spędzać wiecej czasu razem, zeby sie zbliżyć do siebie, a on wolał ten czas spędzać z inna. Kłamał mi w oczy ze mnie nie zdradzi w momencie kiedy ja mu mówiłam ze mam takie obawy, jak tak mozna!!! Ja byłam z mężem szczera , on nie chciał rozmawiać wiec nie pisz ,ze to ja jestem lub byłam samolubna . Gdybym była samolubna to pierwszego dnia bym go z domu wyrzuciła. Sam brak sexu NIE JEST Dla MNIE ŻADNYM POWODEM DO ZDRADY i nigdy nie bedzie!!! I jeszcze jedno jeżeli chodzi o przysięgę( bo moze zostałam zle zrozumiana) ,jestem osoba wierząca, a z przysięga chodzilo mi o to ze po pierwsze trzeba mieć zasady w życiu, jeżeli sie do czegoś zobowiązujesz , do małżeństwa do założenia rodziny to trzeba zacisnąć zeby i walczyć a nie poddawać sie przy pierwszym kryzysie. Tu nie chodzi o to czy ja jestem religijna czy nie i jak bardzo ,tylko o zasady ,o szacunek dla osoby której cos przyrzekasz. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

~McBob
Często za wszystko winimy to co widzialne i jednoznaczne (określone), ale już całkowicie nie zwracamy uwagi na całą resztę.

I to jest clou całego "zamieszania" wokół tego zagadnienia.
Bo jak ktoś to kiedyś powiedział[quote]Pokazujesz na partnera, a odwróć dłoń i co widzisz? Trzy palce skierowane są na Ciebie. I nie dlatego, żeś bardziej winny/winna, ale 3 krotnie bardziej przyjrzyj się sobie i swojej roli w związku.

Sam tego nieprzyjemnego doświadczyłem z pozycji ofiary i choć paradoksalnie na tym froncie swojej winy nie zauważyłem, tak też na innych płaszczyznach związku. A ten do lekkich nie należał.
Daleki tu jestem od sprowadzania sprawy do meritum "remontu" związku po zdradzie w oparciu o PŚ, bo paradoksalnie też na tym fundamencie wszystko ma swój początek u każdego z Nas w oparciu o sławetny kręgosłup moralny. Człowiek go kształtuje od kołyski, ma wdrukowane jakieś wzorce od małego, skorygowane nawet przez sakramentalne nauki przdmałżeńskie, a i tak na końcu budzi się z ręką w nocniku.
Buduje to coś na skale, na piasku, czy może jednak w powietrzu.

To ważne by do tego podejść mądrze i konstruktywnie.

To jest temat rzeka, gdzie co głowa to inny pogląd i inne podejście do niego. Nawet Ci wojujący z szabelką pewności siebie na tym polu, mogą polec w mgnieniu oka.
I niestety każdy z naznaczonych tym piętnem bez względu na stronę "sporu", musi tu to zagadnienie sam ze sobą to przerobić i dojść do konkretnych wniosków i decyzji co dalej. Dopiero wtedy można coś myśleć o budowaniu tego od nowa we dwoje, jeśli obie strony tego "ambarasu" mają ku temu chęć.
Postronni obserwatorzy w Naszej osobie mogą co najwyżej wskazać coś, czego do tej pory nie "widzieliśmy" i nie braliśmy pod uwagę, a co może się okazać istotne w tym problemie.
Nawet krytyka jest tutaj wskazana, byle tylko jej podstawy były konstruktywne w pozytywnym tego słowa znaczeniu :)

Odnośnik do komentarza

[quote="anus11"] Widzisz ja ufalam mezowi bezgranicznie, wszyscy by dali sobie za niego reke obciac wlacznie ze mna( jesli wiesz co mam na mysli), idealny maz, opiekunczy tata... [/quoe]

Właśnie taki obraz faceta ,najczęściej jest skłonny do zdrady,zaobserwowałam to w swoim środowisku,pytanie dlaczego?
Doszłam do takich wniosków,
takich facetów wyhaczają przebiegłe laski,bo wiadomo każda by takiego chciała mieć,
żony ich trochę lekceważą,w tym sensie ,że nie zwracają uwagi na ich potrzeby ,bo on dobry ,bo nic nie powie...,a on wszystko dusi w sobie,żeby tylko żony nie urazić i czasem wychodzi jak wychodzi...,

z tym ,że nie można generalizować,nie każdy dobry mąż zdradzi.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...