Skocz do zawartości
Forum

Kryzys w związku


Rekomendowane odpowiedzi

Witam,
od pewnego czasu gryzie mnie to, co dzieje się w moim związku. Jesteśmy razem od pół roku, od jakiegoś czasu pojawiają się rzeczy, które niekoniecznie mi odpowiadają.

Nie czuję się kobieca, doceniana i kochana. Mój partner nie potrafi powiedzieć mi żadnego komplementu, wręcz przeciwnie - potrafi negować. Nieistotne jest to, że stroję się przez 4 godziny, aby mieć piękny makijaż i idealnie ułożone włosy. Dla niego istotniejszy jest fakt, że mimo pięknej kiecki, mam np. oczko w rajstopie, albo cicika na swetrze.
Raz podczas całego związku powiedział "masz ładny pasek", a gdy rozmawiam z nim otwarcie słyszę "przecież zawsze ładnie wyglądasz, mam Ci to mówić dziennie?" No cóż...

Nie potrafi okazywać uczuć, a może nie chce? Co prawda mówi "kochanie, mycho", ale nie jest to zbyt wylewne, nic innego, nic pięknego. Nic, co chciałaby usłyszeć kobieta. Czasem sama daję mu powody do skomplementowania mnie, nie wykorzystuje takich sytuacji, co potem sprawia mi jeszcze większą przykrość. Ja niestety jestem taką osobą, która komplementuje swojego partnera. Która daje z siebie wszystko, a oczekuje tylko tego samego.
Sama nie wiem, czy jestem źle traktowana, czy po prostu wyolbrzymiam. Nie wiem, czy jest sens to kontynuować, bo problemów jest coraz to więcej.
Ma problem z alkoholem, co prawda nie pije dziennie, a np. 2 razy w miesiącu, ale nie ma podczas tego picia umiaru. Mogę dzwonić i prosić, aby wrócił do domu, a on i tak będzie siedział i chlał, do upadłego. Na jednej z imprez upił się tak, jako jedyny z całego towarzystwa, że całą impreze przespał, a ja siedziałam jak idiotka obok "bo może się obudzi i będzie mnie szukał". No sama pluję sobie w twarz, że tak się zachowałam, zamiast dobrze się bawić...

Raz był umówiony ze mną, wcześnie rano wpadł do niego kolega, oczywiście alkohol, dużo alkoholu. Po głosie słyszałam, że jest już pijany. Miałam pretensje, że odwołuje spotkanie ze mną, kosztem spotkania z kolegą. Przyjechałam... okryłam go pijanego kołdrą i zrobiłam kanapki do pracy...

Mam na swojej głowie sporo rzeczy do zrobienia, muszę godzić i uczelnię i spotykanie się ze swoim partnerem. Bardzo istotny jest dla mnie fakt, aby wiedzieć wcześniej, czy się widzimy i jeżeli tak, to o której godzinie, abym mogła zaplanować resztę dnia. Niestety, mój luby za każdym razem, gdy zapytam o spotkanie od razu się bulwersuje, że muszę znać dzień i godzinę, datę... Że on nie wie, że jest dopiero 16, że sam by sie odezwał za 2 godziny, że np. przyjedzie.
Bywały momenty, że przy kłótni przez telefon po prostu się rozłączyłam, aby zobaczyć, czy będzie zabiegał i czy oddzwoni, można się domyśleć, że tak nie było...
Raz niestety pokłóciliśmy się przez Internet, po każdej kłótni nie mogę spać, a wtedy usłyszałam "to poczytaj gazetę". Bardzo często odgryza się, gdy mówię mu o problemach, które mnie trapią, o tym, że chciałabym pewnych zmian w jego zachowaniu. O tym, że powinien być bardziej czuły, zaangażowany, że nie powinien się tak cały czas denerwować, że nie powinien na mnie krzyczeć.
Gdy miałam zły dzień, czułam się jak ostatnia wywłoka, nikomu niepotrzebna - on śmiał się, że gdyby miał takie problemy jak ja, to był by szczęśliwszy... A ja wtedy potrzebowałam miłych słów, że mnie kocha, że mu zależy, że nawet jeżeli byłabym komuś niepotrzebna, to dla niego jestem najbardziej potrzebna.

Stara się od czasu do czasu, ale tylko od święta. Nasze spotykanie też jest niezbyt ciekawe, zero intymności. Ja mieszkam wciąż z rodzicami, on powrócił do rodziców i siostry z dzieckiem. Gdy przychodzę do nich, on siedzi na fb, albo chrząta się po mieszkaniu, nie zwraca na mnie uwagi, a gdy już usiądzie, oglądamy TV. Cały czas ta sama historia, zero spontaniczności. Ja już naprawdę nie mam sił, by walczyć, ale cholernie mi na nim zależy.

Na walentynki spędziliśmy miło dzień, SAMI. Tak, wreszcie sami. Ale ja już nie miałam nawet ochoty po przebudzeniu się dalej siedzieć, chciałam wrócić do domu... Nasz dzień ograniczył się do tego, że on drinkował, ja leżałam, a potem oglądaliśmy TV.

Odnośnik do komentarza

Największy błąd jaki robisz to to, że starasz się "dla niego"- a potem szukasz aprobaty.
Też taka byłam.W pewnym momencie zmieniłam myślenie.
Wszystko co robię, robię DLA SIEBIE.
Dla siebie chcę wyglądać dobrze, dla siebie chcę ugotować obiad, itd.
Robiłam wszystko to samo, co uprzednio, ale ta zmiana w myśleniu spowodowała, że nie oczekiwałam pochwały, nie musiałam się widzieć przez pryzmat czyichś oczu. Sama się oceniałam, sama była zadowolona.
O dziwo, on też zaczął częściej dostrzegać u mnie, plusy, czego wcześniej, nie było.

Wasze spotkania - siedzicie, oglądacie telewizję, nie rozmawiacie, nie ma czułości, miłości...
Jak w tej chwili, w tym najpiękniejszym okresie zauroczenia, jest tak kiepsko, to jak wyobrażasz sobie z nim przyszłość?
Jesteś pewna, że tak chcesz spędzić całe życie?

Odnośnik do komentarza

Właśnie problem w tym, że sama nie wiem. Tzn. wiem, że go kocham. Rozumiem też, że w danym momencie nie mamy innych sposobów na spędzanie wolnego czasu. Jest zima, na dworze zimno. Dziennie nie można wychodzić do kawiarni, więc lepszym sposobem jest posiedzenie w cieple, nawet kosztem oglądania TV.

Długo zajęło Ci, aby tak zacząć myśleć? Że to dla siebie? Ja chyba zbyt dużo z siebie daje, oczekuje tego samego, taaa - samarytanka, ale nie każdy ma taki wylewny charakter.
Może faktycznie, jeżeli będę sama się doceniała, to przestanę szukać aprobat i pochwał w jego oczach? Tylko, że ja bardzo się poświęcam. Gdyby np. zadzwonił do mnie o godzinie 2 rano, że mam przyjechać, bo ma problem i musi pogadać - pędziłabym, a wiem, że on nie zrobiłby tego samego dla mnie, bo nawet jak mam jakiś problem w ciągu dnia i muszę porozmawiać, a on ma inne plany, to i tak ich nie zmieni... Co prawda zadzwoni, posłucha, ale to tyle.

Nie wiem, czy mam powód do narzekania, czy problem tkwi we mnie...

Odnośnik do komentarza
Gość cytrynowa babeczka

Nie wiem co było pierwsze.Czy chłopak w któryms momencie miał po prostu dosyc domagań się wiecznych komplementów i bezwzględne podporządkowania się Twoim wymogom czy po prostu to nie jest "ten" Ty nie jesteś "ta."
Duzo większy problem widziałabym w zagladaniu do kieliszka.Wprawdzie jeszcze nie częste ale to upijanie się do nieprzytomności dobrze na przyszłość nie wróży...
Zgadzam się z unną.Rob wszystko dla siebie a nie dla faceta.To Ty masz dobrze sie czuc w pieknym makijazu,w nowej sukience.
Chyba masz niską samoocenę ?

Odnośnik do komentarza

czamelka, myślę, że zbyt wiele poświęcasz związkowi, a Twój partner wcale albo w niewielkim stopniu to docenia. Nie rób niczego dla komplementów, rób to przede wszystkim dla siebie. Podejrzewam, że masz niskie poczucie własnej wartości, dlatego próbujesz się dowartościować i oczekujesz aprobaty ze strony partnera. On może nie tyle nie chce Cię komplementować, nie tyle nie zauważa Twojego pięknego makijażu czy nowej sukienki, co raczej jest powściągliwy i oszczędny w słowach. Z drugiej strony, jeżeli już na początku Waszej relacji jesteś niezadowolona ze związku, że nudno, że rutyna, że tylko oglądanie TV, to może warto poważnie porozmawiać ze swoim partnerem. Jak wyobrażasz sobie ten związek za rok, dwa lata, pięć lat? Sama miłość nie wystarczy, by związek przetrwał. Nad związkiem trzeba nieustannie pracować, bo relacja ewaluuje, zmienia się. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Niestety mam niską samoocenę, jeszcze niedawno ważyłam +15 kg więcej. Całe swoje życie słuchałam, jaka to ze mnie tłusta krowa. Dopiero 4 lata temu udało mi się schudnąć, ale przez całe swoje dzieciństwo i okres młodzieńczy słuchałam różnych rzeczy w moim kierunku. Dlatego teraz, jako wiele chudsza chciałabym się czuć doceniona i atrakcyjna... Wciaż mam troszkę kg za dużo, jakieś 7, ale to już zdecydowanie mniej niż wcześniej.

Właśnie byłam umówiona z moim o 19:00. Przed 19 zadzwoniłam żeby się upewnić, powiedział, że będzie gdzieś 19:10. Jest 19:30, bez odzewu z jego strony więc zadzwoniłam - wielki bulwers w moją stronę, że dzwonię, że "bo co, bo minął czas w jakim miałem być?" i oprócz irytacji usłyszałam, że będzie za 20 minut.
Znowu coś źle zrobiłam, czy znowu to on wyolbrzymia i mógłby chociażby zadzwonić dać mi znać, że się spóźni? Przecież równie dobrze mogłabym już stać i czekać na niego na dworze...

Rozumiem, że jest na jakiejś fuszerce i czasem rzeczy się przedłużają, bo trzeba jechać to kupić, tu wrócić, tam podjechać, ale mógłby przecież chociaż dać znać...?

Odnośnik do komentarza

Mam 21 lat. Mam faceta już ponad 3 lata. Robiłam tak samo jak Ty, i dość nie dawno ustabilizowało mi się moje zachowanie względem poświęcenia dla Partnera. To było spowodowane dowartościowaniem siebie bo byłam bardzo zakompleksiona.
Po za tym musisz się bardzo zastanowić nad waszą przyszłością bo jeżeli tak dalej pójdzie to przez to wszystko Tobie się odbije na zdrowiu tak jak mi kiedyś odbiło a efekty nie były rewelacyjne .

Odnośnik do komentarza

Powinien dać znać, że się spóźni. A jeszcze to że się obraził, że dzwonisz, jest wyjątkowo niegrzeczne.
Kiedy zmieniłam myślenie?
Zbyt późno, zbyt długo to trwało.
Też starałam mu się dogodzić, też oczekiwałam aprobaty.
Aż w końcu jego wymagania mnie przerosły, po prostu już nie dawałam rady, już było tego zbyt dużo.

Jeśli ulegamy, staramy się, to ta druga strona się do tego przyzwyczaja, uważa to za normalne. Nikt nie docenia takich starań.
Gdy się wreszcie zbuntowałam, to było wielkie zdziwienie, o co mi chodzi?

Czy zauważyłaś, że te osoby, które mają dobre mniemanie o sobie, nawet wtedy, gdy niewiele są warte, to dużo zyskują?
One swym zachowaniem sugerują, że należy im się ta uwaga, to docenianie.
Jeżeli mamy zbyt niskie mniemanie o sobie, to takie sygnały wysyłamy otoczeniu. I wtedy nikt się z nami nie liczy.
Liczy się tylko osoba, która w siebie wierzy.
Gdy w siebie w końcu uwierzyłam, to w zdecydowany sposób, poprawiły się moje relacje z otoczeniem.
Jak o sobie myślimy, tak widzą nas inni.

Więc doceń siebie, rób wszystko dla siebie, a inni to zauważą i docenią.
Nawet jak pomagasz komuś to z myślą, że tobie to sprawi przyjemność. Nie zmieniaj zachowania, tylko zmień myślenie.

Odnośnik do komentarza

Z tego co piszesz, to jesteś z mężczyzną, który Cię lekceważy, jest w stosunku do Ciebie nieżyczliwy, a nawet chamski, właściwie nie zwraca na Ciebie uwagi. Jak sama napisałaś nie czujesz się ani doceniana przez niego, ani kobieca, ani kochana. Od siebie dodam, że prawdopodobnie nie czujesz się też w tej relacji bezpiecznie i nie masz pewności, że możesz na swoim partnerze polegać. Zdaje się, że nie macie też wspólnych zainteresowań, ani tematów do rozmów. Brakuje Ci czułości i dobrego słowa. Pojawia się pytanie na czym jest zbudowany wasz związek oprócz Twoich wyrzeczeń i "męczeństwa"?

Zrób sobie taki bilans plusów i minusów tkwienia w związku z tym człowiekiem, możesz dojść do ciekawych wniosków. Pewnie takich, że po prostu nie warto.

Ciężko będzie Ci skupić się na sobie, jeśli w pobliżu zawsze będzie ten pan, który systematycznie podkopuje Twoje poczucie własnej wartości (Czym innym jest przekonywanie kogoś, że nie zasługuje nawet na to, żeby dać mu znać o której się zobaczycie?). A miłość, hm... nawet jeśli go kochasz, jak widzisz wasze uczucie za kilka lat? Po co doprowadzać do tego, że oboje się znienawidzicie?

Odnośnik do komentarza

Acha. I wydaje mi się, że Tobie nie zależy na NIM. Zależy Ci na wyobrażeniu, jakie o nim masz. Jaki cudowny mógłby być, gdybyś go naprawiła. Ale wiesz co? On taki nie jest i nie naprawisz go. To jest gość, który pije z kolegami zamiast do Ciebie przyjechać i który nie chce Ci powiedzieć, że ładnie wyglądasz. I nikt więcej. Tam nie ma pod spodem żadnych wspaniałych cech, które ujawnią się nagle dzięki temu, że Ty się tak bardzo starasz i że mówisz mu co ma zrobić.

Polecam Ci książkę "Kobiety, które kochają za bardzo", to o Tobie. Powodzenia :)

Odnośnik do komentarza

Cały czas monitoruję ten związek, coraz częściej się zastanawiam, czy jest jakikolwiek sens. Sporo mi się nie podoba, sporo chciałabym naprawić.

Wczoraj byliśmy umówieni, że po mnie przyjedzie i razem pojedziemy na remont, który robi u rodziny.

Tak też się stało. Tylko, że przed jego przyjazdem mieliśmy małą awanturę, bo zakomunikował mi, że przyjedzie po mnie ktoś z jego rodziny. Nie spodobało mi się to, bo nie znałam tej osoby, sam fakt wejścia do kogoś nieznajomego do samochodu i głucha cisza? Miałam rozmawiać o pogodzie? Wejść do samochodu i się przedstawić? No, troszkę mi się to nie widziało, może wyolbrzymiam. W każdym razie zakomunikowałam mu, że wcale mi się to nie podoba, bo nie będę jechała z kimś, kogo nie znam. Że jeżeli obiecał, że po mnie przyjedzie, a w tej chwili nie ma dostępnego swojego samochodu, to niech wraz ze swoją kuzynką się zabierze - byłoby mi oczywiście raźniej.

Wczorajsza sytuacja i jego niezadowolenie na moją negację jego pomysłu przyjazdu kuzynki znowu pokazały mi, że jest wybuchowy. Powiedział, że zawsze mi wszystko nie pasuje, że nie widzi problemu, żeby przyjechał po mnie ktoś kogo nie znam, bo jego kuzynka jest wygadana i nie będzie problemu. Ja próbowałam mu wytłumaczyć o co mi chodzi, a on się chamsko pożegnał "dobraa, nie mam czasu, pa".
Potem tłumaczył mi, że już wychodzili z mieszkania (wraz z kuzynką) i że nie miał jak rozmawiać, bo znowu by debatował ze mną przez godzinę. Z trzy razy może się rozłączył, a ja oddzwaniałam wściekła, że zachowuje się jak palant, spławiając mnie.

Kuzynka okazała się bardzo sympatyczna, później skoczyliśmy do nich do domu, posiedzieliśmy długo. Mój partner sprawdził sobie tramwaj do domu, po czym jakoś zakomunikował, że nie interesuje go mój transport, bo przecież jesteśmy u mnie na osiedlu (gdybym nie miała tramwaju, musiałabym iść 15 minut przez ciemny cmentarz, gdzie bardzo często napadane są kobiety). Jego kuzynka była w szoku, że zachował się jak palant, że jeżeli on mnie nie odprowadzi do najbliższego bezpiecznego miejsca, skąd będę mogła już sama dalej pójść, to ona wraz ze swoim chłopakiem pójdzie ze mną... Podali mi swój numer telefonu i kazali dzwonić w razie czego.

Poszliśmy na przystanek, poczekał ze mną na tramwaj, abym mogła podjechać dwa przystanki, gdzie już jest bezpieczniej i skąd mogę sama iść. Potem zadzwonił i rozmawiał ze mną przez całą drogę do mojego domu.

Dzisiaj stwierdził, że przecież nie pozwoliłby mi wracać przez cmentarz i i tak by ze mną poczekał na transport.

Inna sprawa: niebawem wybieramy się na wesele w jego rodzinie. Stwierdził, że jedziemy dwa dni przed weselem, żeby się "zaprawić", a potem on planuje zostać jeszcze przez tydzień, a na moje "niestety nie będę mogła tyle, bo uczelnia, bo obrona", odpowiedział, że sobie sama wrócę, a on zostanie. Nie wiem, czy mówi poważnie, czy to tylko takie gadanie.

Wydaje mi się, że zaślepienie mija, a ja widzę coraz to więcej problemów. Całymi dniami zastanawiam się nad tym, czy może ja wyolbrzymiam, i czy cierpiałabym, gdybym go zostawiła.

Odnośnik do komentarza

Szanuj się dziewczyno i nie trać czasu na palanta.
Wkleję Ci tu tekst, który idealnie pasuje do układu w jakim się znalazłaś. To nie są moje wnioski, ale całkowicie się z nimi zgadzam. Przeczytaj, proszę i zastanów się.

"Trzeba tylko znać jedną zasadę, która przyświeca 99% ludzi gdy łączą się w pary. Mianowicie: jest się dla kogoś tzw. pierwszym lub drugim wyborem.
Pierwszy wybór oznacza, że jest się wymarzonym partnerem i druga osoba czuje, że trafiła na najlepszą możliwą opcje dla siebie na ten moment. Jest dopasowanie na kilku podstawowych płaszczyznach plus ludzie po prostu zwyczajnie się lubią, więc chętnie spędzają ze sobą czas. Charakterystyczne jest też to, że będąc pierwszym wyborem nie ma się rozkmin tego typu co autorka, bo zwyczajnie partner zachowuje się tak by nie stwarzać wątpliwości co do swoich zamiarów, bo zwyczajnie tych wątpliwości nie ma smile

Na przeciwległym biegunie w tej skali znajduje się - opcja nr 2: gdy jesteśmy dla kogoś wyborem nr 2 . W praktyce oznacza to, że dany ktoś jest z nami z powodu braku lepszych (wg niego) i - co istotne- dostępnych mu -opcji. Nie jesteśmy jego 'wymarzonym partnerem' na pewno, ale jesteśmy wporzo na TERAZ i bliżej nieokreślony czas (w praktyce - do momentu, aż nie pojawi się w końcu ktoś odpowiedniejszy wink).
Z tego powodu często mamy wrażenie, że partner nie wybiera nas jako pierwszej i najlepszej alternatywy dla spędzenia swojego wolnego czasu, a jeśli już znajduje dla nas ten czas to w ściśle określonym przez niego terminie czy godzinach i bardzo często nie lubi niczego planować z góry, dlatego, że planowanie zakłada traktowanie kogoś w kategoriach osoby, z która trzeba się liczyć czy przynajmniej w swoich planach uwzględniać. A w tej konfiguracji partner nie ma takiej potrzeby wink
Charakterystyczne dla partnera okupującego miejsce nr 2 (drugi wybór) są ciągłe rozterki i dylematy uczuciowe "Czy mu naprawdę zależy?" "Dlaczego on/ona mówi jedno, a robi drugie?" "Dlaczego pada dużo słów, ale w praktyce nic się nie zmienia na lepsze?" etc. itd.
Ano z prostej przyczyny.. Będąc wyborem z konieczności, z uwagi na okoliczności (<ćwiczę rymy>wink) nie ma co się łudzić, że możemy liczyć na takie zaangażowanie emocjonalne i fantazję w działaniu, jakie z miejsca występuje przy 'pierwszym wyborze'. To się nie stanie.
Mnóstwo osób traci czas na bycie dla kogoś drugim wyborem (inaczej: wyborem z rozsądku) i liczy na to, że czas i wiercenie dziury w brzuchu lub fochy coś w tej sprawie zmienią. Nie zmienią."

Odnośnik do komentarza

To bardzo głębokie i przemawiające. Ja jednak chyba wciąż nie mam tyle odwagi, by cokolwiek na tę chwilę zmienić.

Dziś powiedziałam mu, co leży mi na sercu. Płakał razem ze mną...

Daje mu szansę, choć nie zasłużył, ale wiem, że jeżeli jeszcze raz się przejadę, to sama bez większych bóli zrezygnuję.

W międzyczasie bawię się w artystkę.
Wylewam swe żale. Gdybyś ktoś miał ochotę przyjrzeć się temu od strony twórczej, można mnie znaleźć na fb - śmieciowa artystka.

Mam nadzieję, że kiedyś natrafi na te "twory", które wierszami bym nie nazwała.

Odnośnik do komentarza
Gość redukcjadoktoramurka

Nie rozumiem takich lasek jak ty. Jak można być z facetem, który mieszka w tym wieku nadal z rodzicami. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że "para" może pomieszkiwać u rodziców, przecież jak nie macie swojego kąciku, to to zabija związek. Ani nie możecie się frywolnie zabawiać, paradować i ruchać się po całym mieszkaniu, jak dla mnie to jest tragiczne. Nic tak nie zabija relacji jak brak ostrego i nieskrępowanego ruchania.
Może mówię to bardziej ze swojej perspektywy, gdyż mając to szczęście mieć majętnych rodziców, dość szybko dostałam mieszkanie w prezencie w bardzo ekologicznym mieście :) Dlatego też to ja dyktuję warunki, jakiego gacha zapraszam na mieszkanie, i nie wyobrażam sobie tego aby dopasowywać się do jakiegokolwiek fajfusa.
Tym bardziej uważam na cieniasów, którzy próbują świergolić o miłościach/srościach, a szerzą sobie bolca na mój majątek. Kutasy, to tylko mięso armatnie. Jak Cie twój nie wyrucha porządnie, to przyjdzie inny zaganiacz z pałą jak pęto podwawelskiej i wypełni tą pustkę, takie życie :) odpuszczaj wszelkich bolców z przywiązaniem do mamuś, bo na co ci kłopoty z obcą rodziną, wystarczy że masz swoją :D

btw, nie wyobrażam sobie, że można poświęcać się do przeprowadzki do najgorzej zasyfionego miasta w tej galaktyce, tylko dla jakiegoś mitomana z depresją.
Hau, hau, jak tam po kilku tyg., miał być rozwód, podział majątku, co tam jeszcze miało być fajuchu? :D
Zażyj leki, bo ci się rzeczywistości mieszaja :)

Odnośnik do komentarza

Znowu się dzisiaj upił. Padł jak mucha, jego siostra mi dała znać, bo wiedziała, że będę się martwiła.

Kłamał, że nie pił, że nie plącze mu się język, że zaraz zadzwoni (padł mu telefon z darmowymi minutami, więc musiał go podładować).

Rezultat? Wszedł do domu, poszedł pod prysznic i walnął się na łóżku spać.

Szlag mnie trafi. Co mnie u licha ciągnie do tego człowieka? Dlaczego sama myśl o odejściu tak boli? Że będę cierpiała jak od niego odejdę, że mogę pozałować, bo np. się zmieni, a ja przy nim nie trwałam. Że pozna jakąś dla której będzie ideałem.
Dlaczego?
Co zrobić żeby pozbyć się tych cholernych myśli?
Wczoraj rozmawialiśmy... przez telefon. Powiedziałam mu co mi leży na sercu, płakał razem ze mną, obiecał poprawę, mówił, że otworzyłam mu oczy.

A dziś?
Dlaczego?
Pomóżcie, proszę. Wczujcie się w moje uczucia i wtedy spróbujcie racjonalnie ocenić, proszę.

Odnośnik do komentarza

Jak jesteśmy jakiś czas w związku to oprócz uczucia następuje też w różnym stopniu uzależnienie emocjonalne,dlatego tak ciężko podjąć decyzję o rozstaniu,

Ty go nie zmienisz ,bo nie da się zmienić osobowości i charakteru człowieka,to nie jest małe dziecko ,to nie czas na wychowanie,jest jaki jest ,albo to zaakceptujesz,albo odejdź ,bo się wykończysz psychicznie.
Wystarczy jak zadasz sobie pytanie, czy chcesz z takim facetem spędzić resztę życia.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Zostaw go. Zrób to teraz. Bo daje sobie rękę uciąć, że w końcu to się stanie, tylko albo się to stanie po kolejnym roku Twojej męczarni, albo to on z Tobą zerwie bo coś mu odwali i stwierdzi, że (w Jego mniemaniu) ciągle coś od Niego wymagasz, że "nawet" napić mu się nie dasz. Powodzenia:))

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...