Skocz do zawartości
Forum

Samotność w związku


Rekomendowane odpowiedzi

Naiwnie wierzyłam przez tyle lat, że bez względu na to jak będzie, co będzie...będziemy razem...Nie raz wyobrażałam sobie nas jako parę staruszków...a teraz...nie myślę już o tym co będzie kiedyś. Najdalej co będzie jutro, że znów muszę rano wstać, ogarnąć dzieci, siebie, iść do pracy, założyć maskę i...żyć. Ciężko...
Nie ma go w domu...i tak mi z tym dobrze. Zaraz się kładę, więc może uda się dzisiaj nie zobaczyć...ile tak można?Nie wiem...chyba już nie długo...myślę, że jestem już blisko jakiejś granicy wytrzymałości i jeśli nic się nie zmieni...nie dam rady...dlatego właśnie zaproponowałam, żebyśmy na razie przerwali terapię małżeńską, a ogarneli się sami ze sobą. Czeka nas więc równolegle indywidualna terapia...i znów...czekanie...Nie wiem co z tego będzie w naszym kontekście, ale ja wiem, że potrzebuje pomocy, bo sama nie daje rady...
Kiedy odszedł nie wiedział jeszcze, że ja wiem o jego zdradzie...nie widział mojego bólu, cierpienia...nie chciałam, żeby na to patrzył. Nie prosiłam, żeby wrócił. Zrobił to bo chciał...tak mi się wydawało..., a może wrócił, bo przestraszył się samotności, tego co powiedzą inni...sama nie wiem:( Pozwoliłam mu wrócić z myślą, że będę musiała wybaczyć mu to co zrobił...ale chciałam...chciałam, żeby nam się udało, chciałam spróbować, nie dla dzieci...dla nas. I od początku jasno sobie to powiedzieliśmy...nic na siłę. A teraz...myślę, że bycie razem stało się dla nas męczarnią...jak to kiedyś usłyszałam..."przedłużająca się agonia" naszego związku. Nie wiem na co jeszcze czekam...może czepiam się każdego najmniejszego gest, żeby chociaż trochę mieć jeszcze nadzieję...może jestem naiwna, głupia, ale...nie umiem tak po prostu przestać kochać człowieka, z którym byłam połowę mojego życia...
dzięki, że jesteście

Odnośnik do komentarza

Samotna, domyślam się, że wchodząc na fora internetowe, szukasz nie tylko pomocy, ale też sposobu na zwykłe wygadanie się. Przed anonimowymi rozmówcami jest jakby łatwiej. Proponuję, żebyś zajrzała na też forum Netkobiety. Czytając różne, podobne Twojej historie, dochodzę do wniosku, że kobiety zdradzone, które spokojnie, z tzw. klasą próbują dojść do porozumienia z wiarołomnym, zagubionym misiem, licząc, że się opamięta, pogrążają się jeszcze bardziej w "bagnie" jakie im zgotował, tracąc jednocześnie czas, który mogłyby poświęcić na ratowanie siebie. Czasami warto wykrzyczeć swój ból, a przede wszystkim pomyśleć o sobie. Jeżeli zdradził, to jest tylko jeden sposób na uratowanie związku, który i tak już nigdy nie będzie taki jak kiedyś. Zdrajca musi żałować, zerwać całkowicie kontakt z kochanką, starać się walczyć o rodzinę i żonę i którą skrzywdził, i udowadniać jej, że mimo wszystko ją kocha. Tymczasem Twój mąż winę zrzucił na Ciebie, zachowuje się jak urażony książę i jak widać za nic ma Twoje uczucia. To nie Ty masz się starać, Ty dałaś już szansę pozwalając mu wrócić. Żadna terapia nie wzbudzi w nim miłości do Ciebie, jeśli jej nie ma. Postaraj się na zimno przeanalizować swoją sytuację; masz pracę, jakie alimenty możesz wyegzekwować na dzieci, jeśli w sądzie udowodnisz mu zdradę, możesz także zawalczyć o alimenty na siebie, podział majątku, to wszystko jest bardzo trudne, ale w gdy dochodzisz do ściany, nie ma innego wyjścia. Myślę, że warto postawić pana do pionu i przestać reanimować trupa jakim jest Wasze małżeństwo. Kobiety, które znalazły się w podobnej jak Ty sytuacji, w różnym czasie dochodzą do siebie po rozwodzie i wyprostowaniu swojego życia, ale niemal wszystkie zgodnie twierdzą, że teraz jest im zdecydowanie lepiej i często żałują tych miesięcy, lat! gdy miotały się walcząc o małżeństwo i niewiernego męża.

Odnośnik do komentarza

Pierwszy krok aby zacząć sobie wyrywać dzieci i kłócić się o majątek. Wtedy wszyscy będą szczęśliwi . Wszyscy mam namyśli Ją i jej dzieci ( mąż w pewien sposób by dostał to na co zasłużył ). To teraz zacznijcie kochane Panie namawiać na zbieranie dowodów i szpiegowanie niewiernego męża . Pranie brudów przed sądem nigdy nikomu nie pomogło. Swoją drogą jest jakaś przyczyna , że wrócił . Nie doczytałem się dla czego wrócił ale może jednak jest dla niego jednak najważniejsza . Może potrzebuje czasu aby zapomnieć o tej drugiej osobie. Może naprawdę się w niej zakochał i potrzebuje czasu . Nie raz warto trochę poczekać aby być pewnym w przyszłości , że zrobiło się wszystko.

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Niewierny mąż wrócił do domu i jest jak wór ziemniaków. Czyli nie wrócił bo uswiadomił sobie że popełnił błąd, nie wrócił bo kocha, nie wrócił dla Ciebie, ani dla dzieci. Wrócił bo może się przestraszył że sobie nie poradzi? Niee. Może okazało się że z tą panią nie może być i wrócił ot tak z wygody? A czuje się z tym wszystkim ujowo, więc zwala na Ciebie. Byłaś nieobecna w domu, siedziałaś po godzinach w pracy, latałaś co weekend z koleżankami, nie reagowałaś na jego czułości? To mogłyby być powody aby czuł się źle w związku, ale pewnie te wszystkie " zalety" były po jego stronie, a Twoja wina jest w tym że masz małą wiarę w siebie? Przez te naście lat przy kochającym i wierzącym w Ciebie partnerze powinnaś raczej być siebie pewna.. Czyli czegoś nie dostawałaś od niego, czegoś, co by Cie jako kobietę wzmocniło i podbudowało Twoje ego. Czy gdyby te komplementy które prawił koleżance były skierowane w Twoją stronę, to nie czułabyś się lepiej, dowartościowana?

Odnośnik do komentarza

Dlaczego wyjaśnianie przed sądem nic nie pomoże? Jak najbardziej może pomóc, oczyścić atmosferę z ukrytych żalów i niedomówień, oddać sprawiedliwość pokrzywdzonej stronie, pomóc jej uniezależnić się od tej drugiej, itd. Chyba nie od dziś wiadomo, że to co naprawdę pomaga nie zawsze jest tym najmilszym, najłatwiejszym i najbardziej bezbolesnym wyjściem.

~jonka
Jeżeli zdradził, to jest tylko jeden sposób na uratowanie związku, który i tak już nigdy nie będzie taki jak kiedyś.

Właśnie, i tak nie będzie już taki jak kiedyś, więc trudno to nawet ratowaniem nazwać. Po co się szarpać o coś, co i tak nie da szczęścia? Szkoda nerwów, zdrowia, czasu, energii, w ogóle życia. Dobrze, że kierowałaś się swoimi oczekiwaniami odnośnie związku, a nie samym faktem że są w nim dzieci, decydując się na danie szansy, to znaczy, że była to w miarę świadoma, przemyślana decyzja. Ale teraz widzisz, że nie wychodzi, że to nie działa. Bez sensu ciągnąć dalej coś takiego, tylko się męczysz i jesteś nieszczęśliwa. Na pewno gdy to zakończysz, poczujesz się o wiele lepiej. Nieważne, na ile burzliwie będzie to przebiegało, liczy się skutek tego, którym jest uwolnienie się od tej przytłaczającej, unieszczęśliwiającej Cię sytuacji. Tak jak w przypadku tych kobiet, o których pisała Jonka, które odżyły po rozstaniu-zupełnie logiczne przecież. Ogólnie zgadzam się z jej postem. Dowody o których pisze warto zbierać, bo mogą Ci się przydać.
Za prawdziwą miłością idą prawdziwe uczucia, a trudno o nich mówić, gdy jedna ze stron zakochuje się w kimś innym. Nie wiem więc czemu ta druga ma się godzić na taką byle jaką więź(jeśli w ogóle na jakąś), i może jeszcze czekać, aż partner się odkocha.
A czemu on wrócił do Ciebie? Pewnie z wygody, czyli stał za tym egoizm. To chyba najniższa pobudka, jaką można sobie wyobrazić, ale niestety też najbardziej prozaiczna, popularna. Bardzo możliwe na przykład, że nie wyszło mu z kimś innym, i wrócił, żeby nie zostać z pustymi rękami, i jakieś korzyści nadal mieć. :/

Odnośnik do komentarza

Walczyłam z całych sił walczyłam o nasz związek...pomimo tego jak bardzo zostałam zraniona...ale sama nie dam rady. Tak jak pisałam "do tanga trzeba dwojga". Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że wrócił, bo wbrew temu co pisał swojej powierniczce boi się wszystko "wziąć na klatę", co inni sobie pomyślą? Nie byłam ideałem...,ale starałam się...może miałam kompleksy, może jednak nie byłam przez tyle lat wystarczająco dobra dla niego, ale on dla mnie zawsze był najważniejszy. Liczył się tylko on...i co mi z tego przyszło? Czemu to tak bardzo boli? Patrzę na nasze cudowne dzieci i zastanawiam się dlaczego tak łatwo przyszyło mu to podkreślić, przekreślić?:(Naszą rodzinę...Nie ma we mnie nadziei...jest pustka...żal, smutek, rozgoryczenie...Chce mi się wyć...
Nie mam siły ani ochoty wypominać mu cokolwiek, gdyby wykazał się odrobiną chęci zmiany takiego stanu rzeczy...OBOJĘTNOŚCI....a ja po prostu nie mam siły. I mam jeszcze odrobinę w sobie szacunku dla siebie samej...nie będę się już więcej narzucała. Daje nam czas...do świąt, świąt, które po cichu liczę nie będą (chociaż na to się zapowiada...:( najgorszymi świętami w moim życiu. Jeśli nic się nie zmieni, nie chce tak żyć...Chce zacząć żyć...nawet jeśli to będzie życie bez niego.
Nie ma we mnie chęci zemsty...Jeśli doszłoby do rozwodu mam niepodważalny dowód zdrady...(meile męża z jego powierniczką) na to, żeby chcieć rozwodu z orzeczeniem o winie...ale chyba tego nie chce. Jeśli mamy się rozstać chce bardzo, żeby to odbyło się w zgodzie. Ze względu na dzieci. One są dla mnie najważniejsze. Wiem, że dla niego też. Najbardziej chciałabym, żeby zniknął z mojego życia raz na zawsze...ale ze względu na dzieci...nie jest to możliwe...
Nie wiem czym sobie zasłużyłam, że mnie to spotkało...:(
Budzę się rano z nadzieją, że te kilka ostatnich tygodni to był jakiś zły sen...ale zaraz okazuje się, że niestety nie. I znów trzeba wstać ogarnąć siebie, dzieci, i żyć...i być...chociaż tak bardzo się nie chce:( Jestem już tak bardzo tym wszystkim zmęczona...chciałabym, żeby się to wreszcie skończyło...

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

Bardzo mi przykro :( jestem kobietą i wyobrażam sobie co musisz czuć.
Warto abyś mogła wesprzeć się teraz na kimś, mama, przyjaciółka...
Przydałaby Ci się zaufana osoba, która by wysłuchała i przytuliła, abyś mogła przy niej wtulić się w koc, otworzyć wino i zwyczajnie się wyryczeć. Może udałoby Ci się wziąć wolne na kilka dni i też na te kilka dni dzieci odstawić do kogoś. Tak żebyś teoche czasu spędziła i sama i też z bliską osobą, może i wyjechać gdzieś.

Odnośnik do komentarza

~przeczytałam
Bardzo mi przykro :( jestem kobietą i wyobrażam sobie co musisz czuć.
Warto abyś mogła wesprzeć się teraz na kimś, mama, przyjaciółka...
Przydałaby Ci się zaufana osoba, która by wysłuchała i przytuliła, abyś mogła przy niej wtulić się w koc, otworzyć wino i zwyczajnie się wyryczeć. Może udałoby Ci się wziąć wolne na kilka dni i też na te kilka dni dzieci odstawić do kogoś. Tak żebyś teoche czasu spędziła i sama i też z bliską osobą, może i wyjechać gdzieś.

Kiedyś byłam osobą pełną radości, wiecznie uśmiechniętą...kiedyś...Mam rodzinę, przyjaciół, którzy bardzo mnie w tych trudnych dla mnie chwilach wspierają...tylko, że jeszcze do niedawna mój mąż był dla mnie rodziną, przyjacielem...najbliższą osobą...a została pustka, z którą trudno się pogodzić. Jest obok, ale jakby go nie było...
Mam ochotę uciec, jak najdalej stąd, od wszystkich i wszystkiego. Zaszyć się gdzieś, żeby nikt nie widział mojego bólu i cierpienia...

Odnośnik do komentarza

franca
samotna80

Mam ochotę uciec, jak najdalej stąd, od wszystkich i wszystkiego. Zaszyć się gdzieś, żeby nikt nie widział mojego bólu i cierpienia...

Nie dziwię Ci się. A co powiesz na pomysł Przeczytałam, żeby na jakiś czas faktycznie gdzieś się wyrwać? Dałoby się to zrobić?

Taki mam plan...chce się gdzieś wyrwać, ale zupełnie sama..., żeby to wszystko jeszcze raz przemyśleć...spróbować poukładać w głowie...

Odnośnik do komentarza

samotna80
.nie będę się już więcej narzucała. Daje nam czas...do świąt, świąt, które po cichu liczę nie będą (chociaż na to się zapowiada...:( najgorszymi świętami w moim życiu. Jeśli nic się nie zmieni, nie chce tak żyć...Chce zacząć żyć...nawet jeśli to będzie życie bez niego.

No i w sumie to co tu napisałaś też było całkiem rozsądne, choć może faktycznie lepiej dla Ciebie by było, żeby on się już teraz wyprowadził. A w końcu musisz się zatroszczyć o siebie, najwyższy czas na to.

Odnośnik do komentarza

ka-wa
Dla swojego zdrowia psychicznego, lepiej jakbyś powiedziała mężowi ,żeby się wyprowadził.

Cały czas się łudzę, że może zacznie mu znowu zależeć, że może zacznie się starać,że...nie wiem co...głupia jestem chyba...zresztą jeszcze kilka dni temu chyba tęskniłam, a teraz unikam go jak tylko się da.Bycie w domu z nim stało się dla mnie męczarnią...Nie wiem, może to naiwne...pisałam chyba o tym, że daje sobie czas do świąt, a po nich...nowy rok, nowe postanowienia i decyzje...I ten wyjazd gdzieś samej, żeby się oderwać...kusi...

Odnośnik do komentarza

bardzo się boję...:(nie wiem czego bardziej...bycia z nim w takiej bylejakości czy bycia bez niego...byliśmy ze sobą prawie 20 lat...ponad połowę mojego życia...był dla mnie wszystkim...nie mogę pojąć jak on mógł mnie tak skrzywdzić, jak on może tak mnie traktować po tym wszystkim co przeżyliśmy...?nie ogarniam tego...

Odnośnik do komentarza

Bardzo często nie da się zrozumieć drugiego człowieka...,
on prędzej by się określił jakbyście nie mieszkali razem,
jesteś dla niego za dobra ,za bardzo wyrozumiała,
jemu widać bardziej by pasowała hetera,
Ty , się za bardzo starałaś ,a jego to odpychało jeszcze bardziej,tak ,że olewaj go...,pamiętaj ,że zawsze nas ciągnie do tego co trudniej osiągalne.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
Gość przeczytałam

To są bardzo ciężkie tematy. Gdy chesz aby partner przy Tobie był, każdy jego najmniejszy " śmieciowy" gest jest dla Ciebie oznaką że mu zależy.
Mówisz że 20lat, przypomnij sobie kiedy to realnie zaczął być nieobecny, bo to napewono nie nastąpiło 10 dni temu. Nie miałaś wsparcia, myślę że już dosyć długo. Samotny wyjazd, czy z kimś... Samotny wyjaz będzie pełen tęsknoty, wyjazd z kimś może Ci pokazać że można być szczęśliwym bez...
Najlepszą towarzyszką byłaby osoba pozytywna, ale nie narzucająca się.
Dobrze że są przyjaciele, mało kto może liczyć na takowych :)
Popieram Kawę, że chyba lepiej gdyby się wyprowadził, a z drugiej strony nie powinny na Twoje decyzje mieć żadne postronne osoby, więc jest dylemat :/

Odnośnik do komentarza

Cały weekend w samotności myślałam...dzisiaj na moją prośbę mąż się wyprowadził...czuję...ulgę...i taką straszną...pustkę w sercu:(Czemu to tak boli?Czy kiedyś przestanie?Jak człowiek z którym spędziłam ponad połowę mojego życia, którego jak mi się wydawało znam tak dobrze tak bardzo mnie zranił...czy ja się kiedyś pozbieram?Chciałam mu wszystko wybaczyć chociaż tak bardzo mnie skrzywdził...upokorzył...a on...pomimo tego, że sam wrócił...nie walczył...:(

Odnośnik do komentarza

Czas leczy rany...,wychodzi na to ,że nie powinnaś mu wybaczyć zdrady,nie powinnaś się starać,bo zawsze kobieta starająca się o faceta jest na przegranej pozycji,

można by powiedzieć ,że jeślibyś jemu zostawiła pole do starania się ponownie o Ciebie może,sprawy inaczej by się potoczyły,chociaż w tym przypadku to raczej by to nie miało miejsca ,bo jemu w ogóle widać na Tobie nie zależy ,a to uczucie niechęci jest silniejsze od niego .

Dobrze ,że się wyprowadził, bo ile można trwać w takiej chorej sytuacji,stało się co się stało ,życie toczy się dalej ,mąż nie był wart Twojej miłości i tyle.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

No i dobrze, najwyższy czas na to, lepiej Ci będzie bez niego. Już jest.
Ja nie widzę żadnej sprzeczności w jego zachowaniu. Wrócił do Ciebie z wygody, i nie starał się żebyś była z nim szczęśliwa też z wygody. Czyli zwykły egoizm, zupełnie logiczne, choć jednocześnie okropne.
Na pewno się pozbierasz po tym, może nawet znacznie szybciej niż teraz Ci się wydaje. I na pewno dużo szybciej, niż gdybyś dalej się z nim męczyła.

Odnośnik do komentarza

Dlaczego ma mu nie wybaczyć zdrady. Rozstaną się i wtedy każde z nich zacznie życie od nowa . Wybaczyć to nie znaczy być razem. Mają dzieci i muszą sobie jakąś poukładać stosunki między sobą . Nie wolno się napędzać w jakąś nienawiść . Rany z czasem się zabliźnią. Kto wie co będzie za jakiś czas.

Odnośnik do komentarza

tom79
Dlaczego ma mu nie wybaczyć zdrady. Rozstaną się i wtedy każde z nich zacznie życie od nowa . Wybaczyć to nie znaczy być razem. Mają dzieci i muszą sobie jakąś poukładać stosunki między sobą . Nie wolno się napędzać w jakąś nienawiść . Rany z czasem się zabliźnią. Kto wie co będzie za jakiś czas.

Zgadzam się z tym.
Ale wygląda na to, że się źle zrozumieliście. ;)

Odnośnik do komentarza

Może to dziwne ale nie ma we mnie nienawiści i chęci zemsty...Jest tylko ból nie do opisania, żal, rozżalenie i...upokorzenie. Żałuję. że pozwoliłam mu wrócić...zależało mi...byłam gotowa wybaczyć mu wszystko, bo go kochałam. Jego powrotu i pojedyńczych chwil czułości czepiałam się jak przysłowiowej "deski ratunku". A ta deska ratunku okazała się czymś co mnie tylko dobiło i doprowadziło do takiego stanu w jakim jestem...anemia, depresja...dzisiaj wylądowałam u lekarza z podwyższonym ciśnieniem. Widząc w jakim jestem stanie zaproponował mi zwolnienie do końca roku...wzięłam do końca tygodnia...wyjechałam. Najbardziej boli to, że zostawiłam dzieci. Ale wiem, że z tatą krzywda im się nie stanie, a ja...muszę się ogarnąć. doprowadzić do porządku, bo dalej tak żyć się nie da:( Nie chciałam, żeby dzieci widziały w jakim jestem stanie...Tak bardzo je kocham. Są dla mnie najważniejsze...I wiem, że dla niego też...To jedyne w co teraz wierzę...w to, że oboje bez względu co jest między nami chcemy dobrze dla dzieci...Po prosiłam męża o wyprowadzenie się i w tamtym momencie myślałam, że może jak sami ze sobą jakoś się ogarniemy to może uda nam się jeszcze powalczyć o nas...teraz jednak nie wierzę w to. To tak boli, ale nie wierzę już w nas...Czas leczy rany?Mam nadzieję...Myślę, że zdradę można wybaczyć, chociaż nie zapomnieć, ale jeśli ktoś patrzy ci w oczy i kłamie...ktoś komu przez tyle lat ufało się bezgranicznie...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...