Skocz do zawartości
Forum

Marzenie i obawy przed przyszłością


Gość TailsDoll

Rekomendowane odpowiedzi

Gość TailsDoll

Witam ;)
Na początek postaram się w miarę krótko opisać jak jest, może w punktach, będzie nieco czytelniej:

-Przez cały okres nauki (od podstawówki do technikum) byłem gnębiony. Walka z oprawcami w każdy możliwy sposób (nauczyciele, zabieranie typa po szkole i małe lanie, mówienie wyraźnego nie) to były syzyfowe prace, bo i tak nie dawali mi spokoju. Pod koniec technikum sytuacja się uspokoiła, bo podchodziłem na zasadzie "wylane w to, szkoła zaraz się kończy i nie będę sobie czterech liter zawracał idiotami z IQ meduzy". Aktualnie to odbija się na braku akceptacji mojej osoby w otoczeniu dzięki osobom, które były wcześniej moimi oprawcami.

-Byłem ok 1,5 roku w związku który mogło się wydawać, że będzie czymś rewolucyjnym w moim życiu. W rzeczy samej było inaczej: ciągłe wyzwiska bez powodu w moim kierunku, nagminne wspominanie byłego. Powiedziałem stop wtedy kiedy mnie zdradziła oraz po tym jak na jej profilu na nk znalazłem zdjęcia z byłym jak się całowała. Wsiadłem w pociąg i do domu pojechałem, tyle mnie było.
Z tego związku pozostało to, że jestem chrzestnym córki jej brata, który mieszka na drugim końcu Polski, zresztą do mojej byłej podszedł bardzo krytycznie mimo tego, że to jej siostra.

-Zostałem rok temu wyrzucony z domu rodzinnego, jak śmieć. Przez ten czas zdałem sobie sprawę z tego, iż rodzina nigdy mnie nie kochała. Ojciec nie żyje od kilku lat, ale pamiętam go jako alkoholika, który nie umiał wyjść ze swojego problemu. Gdyby kochał by nie pił.
Zaś matka to udowodniła mi, że tak naprawdę urodziłem się po to, by ona sobie mogła pobierać różnorakie zasiłki na mnie (rodzinne, dodatki pielęgnacyjne, renta po śmierci ojca).
Zrobiono ze mnie człowieka mającego autyzm. Nie sądzę bym mógł na to cierpieć- wydaje mi się, że matka miała jakiegoś znajomego lekarza, który wpisał mi w papiery chorobę.
Analogicznie ze szkoły- opinia psychologiczna ze szkoły mocno naciągnięta pod naciskiem matki by dostawać dodatek z MOPS-u.
Rodzina od strony ojca postrzega mnie przez jego pryzmat- "bo będziesz taki sam"- nie odzywam się do nich, gdyż słuchanie "jesteś podobny do ojca" mnie boli mimo rozmów z nimi o tym.
Pozostają mi jedynie chrzestni, z tym że wujek ma swoje problemy, zaś ciocia z racji grania na skrzypcach w zespole jeździ po Europie- choć i tak postrzegają mnie przez pryzmat "co matka powiedziała".

-Przyjaciele- ludzie którzy się uważają za moich przyjaciół wiedzą gdzie jestem gdy czegoś chcą. Jest jedna osoba, która rzeczywiście na ten tytuł zasługuje. Czasami imprezujemy, bywa naprawdę fajnie, tylko że każdy ma swoje życie i nie ma już kiedy zbytnio się spotkać.

Podsumowując: Brak rodziny, brak miłości, przyjaźń słaba, praca kiepska (1400 netto- zarabiałem więcej, tylko dzięki "kolegom" z pracy poleciałem i trzeba było zmienić pracę- szef mnie nie słuchał, a nieraz odwalali takie numery, przy których naruszone było choćby BHP)....
Uczę się zaocznie, są jakieś tam znajomości, ale z nikim głębszych relacji nie zawiązałem- ot tak pogadać na przerwie i koniec.
Spotykałem się z różnymi dziewczynami po tym rozstaniu, ale to było albo "nie jestem gotowa" (na związek z innym to z pewnością), fochy bo "narzucasz się" (martwiłem się bo ta nie daje od dwóch dni oznak życia), ostatnia prawdziwy hit- fochy, bo "pojechałem do Krakowa do chrześnicy, bo nie poświęcam jej uwagi" (zważywszy na to, iż spotkaliśmy się raptem raz, bo "rodzice mi nie pozwolą"- dziewczyna lat 20 (!)- WTF?! )...

Wydawać by się mogło że moje życie jest strasznie puste- praca-dom, praca-dom (aktualnie przy zaocznej szkole ten stan będzie trwał do października). Wszystko to mnie dołowało, ale nikomu o tym nie mówiłem, bo skończyłoby się na "będzie dobrze", "znajdziesz sobie kogoś" blablabla....

Pół roku nie dzwoniłem by zapytać o swoją chrześnicę. Zadzwoniłem, przełamałem się. Z wielką radością była reakcja na mój telefon, opowiadali mi co u małej (zaczyna bardzo powoli chodzić), pytanie "kiedy przyjeżdżasz?"- zerknąłem w kalendarz, długi weekend. Idę po urlop i jadę.

Mój przyjazd tam mnie pozytywnie zaskoczył- pozytywne podejście osób, które dotychczas widziały mnie z byłą, ba- znienawidzili ją za to jak się zachowywała nie tylko wobec mnie, ale ogólnie- pyskówki, wyzwiska, fochy.
Zaakceptowano mnie takim jakim jestem.
W tym oto gronie poznałem koleżankę. Tkwi w rozlatującym się związku, więc myślę sobie "coś wykombinuje, wyciągnę ją z tego później sam podziałam w tej materii"- i zatrzymałem się na chwilę, bo "musiałbym się tu przeprowadzić".
I kolejne zaskoczenie- "normalnie ze mną rozmawia- to dziwne bo w moich stronach próby zagadania kończyły się źle"- najbardziej zapadł mi w pamięć ten motyw- lekki uśmiech, chcę zagadać a ta "czego się k****a jarzysz?".

Co prawda 2 dniowa znajomość nie miała jakiejś mocnej siły na jej odejście od tego typa, ale za to uświadomiła mi wiele w kwestii relacji z ludźmi.

Na dzień przed wyjazdem totalnie się załamałem- przerażał mnie powrót do Trójmiasta, ten brak akceptacji, ta szarość. Nagle znalazło się kilka osób, które zamiast mi rzucać sloganami "będzie dobrze" blablabla, realnie mnie wysłuchały i doradziły coś, co mi bardzo dużo dało do myślenia.

To teraz przechodzimy do sedna:
W internecie kiedy poznawałem ciekawych i wartościowych ludzi zwykle było tak, że mieszkają na drugim końcu Polski. Dodając do tego wydarzenia z wyjazdu utwierdziła mi się w głowie opinia, że nie ma dla mnie miejsca w Trójmieście.

W tym momencie po powrocie poczułem totalne obrzydzenie tego miejsca. Każdy dzień spędzony w swoich stronach mnie denerwuje, doprowadza do szewskiej pasji, dorzucając do tego możliwości lepszych zarobków....

Poczułem, że to jest to, czego szukałem, wręcz klucz do mojego szczęścia- WYPROWADZKA.

Dodatkowo do myślenia mi dało jedno pytanie z pewnego opowiadania: "Can You feel the sunshine?"- chciałbym poczuć w swoim życiu ten blask słońca, nadzieję i w kwestii mojego marzenia jest to realne.

I tu schody: kwestia finansowa- żaden bank mi nie udzieli na ten cel pożyczki- nie problem, z uwagi na to, ze pracuję od 6 do 14 i weekendy mam wolne- pójdę do agencji pracy tymczasowej i ogarnę coś dodatkowego, zaś zarobione pieniądze przeznaczę na wyprowadzkę.

Bardziej boję się czegoś innego: strach przed tym, ze gdy już się przeprowadzę, przez jakiś czas będzie ok, zaś później powtórka z Trójmiasta- brak akceptacji przez otoczenie, samotność, pseudo-przyjaciele....

Wiem, Kraków ma bogatsze życie kulturalne niż Trójmiasto, moja przyjaciółka będąc tam nie wiedziała gdzie iść bo "tego tam tak dużo".

Martwi mnie jednak to, że mogę zostać niezaakceptowany i znów to samo, a chciałbym, żeby w końcu coś się w moim życiu zmieniło, gdyż uważam, że u siebie szczęścia nie zaznam co mi przeszłość pokazała.

Z góry dziękuję za wszelkie odpowiedzi ;)

Odnośnik do komentarza
Gość Czarna Wdowa

wiesz nie masz nic do stracenia :) najwyżej zmienisz tylko miasto... moim zdaniem to bardzo dobry pomysł z tą przeprowadzką... zmienisz otoczenie, będziesz miał możliwość poznania nowych osób i odcięcia się od przeszłości. To dobrze Ci zrobi :) Tak więc nie bój się i działaj. To naprawdę godne podziwu że coś chcesz zmienić że się starasz, tak trzymaj

Odnośnik do komentarza

Wiesz...,wszędzie jest dobrze gdzie nas nie ma...,
mieszkasz w jednym z najładniejszych miejsc w
Polsce,duże miasto ,większe możliwości,

nie widzę sensu wyprowadzki... dla wyprowadzki,

jeśli już to może gdzieś za granicę ,dla większych zarobków ,spróbowania czegoś innego,wszędzie jest dużo naszych rodaków,może tam czeka na ciebie miłość../to tak dla poprawienia humoru/.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

TailsDoll, wyprowadzka dla samej wyprowadzki na pewno nie ma sensu, ale jeśli ta wyprowadzka stanie się bodźcem do zmian w Twoim życiu, których potrzebujesz, to myślę, że warto spróbować. Myślę, że Trójmiasto i Kraków to podobne w perspektywach miasta, a nawet ośmieliłabym się rzec, że w kwestiach zarobkowych to w Trójmieście nawet łatwiej (gdzieś niedawno czytałam jakiś ranking miast polskich, w których łatwo o start w życiu dla młodych osób - akurat Kraków nie miał wysokiej lokaty, Gdańsk i Gdynia wypadały lepiej). Osobiście myślę, że jest Ci źle z samym sobą, możliwe, że nie uporałeś się z traumą przeszłości - przemocą szkolną, alkoholizmem ojca itd. To wszystko zostawiło piętno, sprawiło, że masz pełzającą samoocenę, ale godne podziwu jest to, że szukasz dla siebie alternatyw, pomysłów, próbujesz coś zmieniać. Trzymam za Ciebie kciuki cokolwiek nie postanowisz! Powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Gość TailsDoll

ka-wa
Wiesz...,wszędzie jest dobrze gdzie nas nie ma...,
mieszkasz w jednym z najładniejszych miejsc w
Polsce,duże miasto ,większe możliwości,

nie widzę sensu wyprowadzki... dla wyprowadzki,

jeśli już to może gdzieś za granicę ,dla większych zarobków ,spróbowania czegoś innego,wszędzie jest dużo naszych rodaków,może tam czeka na ciebie miłość../to tak dla poprawienia humoru/.

Mi się osobiście Trójmiasto bardzo nie podoba po za tym wspomniany brak akceptacji tutaj....gdzie bym nie był jest to samo...

Odnośnik do komentarza

No tak, ale takie samo wrażenie będziesz miał po dłuższym pobycie w innym mieście,
zrobisz oczywiście jak zechcesz,sam musisz podejmować życiowe decyzje,
tylko dobrze by było ,żebyś najpierw pojechał ,załóżmy do Krakowa na tydzień czy dwa i załatwił sobie najpierw pracę ,
dopiero myślał po przeprowadzce.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...