Sama tak mam,nie uronię ani jednej łzy,we mnie wszystko siedzi w środku,nie wychodzi na zewnątrz. To nie oznacza,że jestem podła,zimna,okrutna,brak mi uczuć. Po prostu inaczej reaguję na śmierć bliskiej osoby. Wiem,że gdzieś tam,po drugiej stronie ona na mnie będzie czekać i kiedyś się spotkamy.
Człowiek nie musi być także silnie emocjonalnie związany z własną rodziną,znam takie przypadki. Głównie chodziło o przemoc,alkohol,brak uwagi ze strony rodziców. Takiemu dzieciakowi była obojętna śmierć matki,siostry,brata czy ojca. Nawet wręcz bym napisała,że człowiek uwolnił się od złej,krzywdzącej,toksycznej relacji i odetchnął gdzieś w środku głęboko. Wiem jak to brzmi,ale sama mam koleżankę,która była katowana przez ojca. Dopiero w chwili jego śmierci zrozumiała,że jest wolna,nie będzie przeżywać traumy po raz kolejny,tak jak każdego dnia.