Podejrzewam u siebie mizofonię, i to chyba taką silną. Dzielę pokój z ojcem (konieczność), który obrzydliwie chrapie, a ja nie mogę tego znieść. Wcześniej dosłownie zarywałam noce z głośną muzyką na słuchawkach. Odkryłam sposób na minimalne wyciszenie się poprzez codzienne wlewanie sobie do jednego ucha olejku typu Akustone albo parafiny (w takiej ilości, żeby jak najmniej słyszeć), a drugie z całej siły dociskam do poduszki - chociaż czasem nawet to zawodzi i kończę nie śpiąc. Myślę, że to co robię nie jest do końca zdrowe i sobie tym szkodzę. Stopery wszelkiej maści odpadają, bo nie mieszczą mi się do ucha (bardzo wąski przewód). Kiedy tego nie robiłam, noce często przepłakiwałam, a nawet pojawiały się myśli samobójcze. Nie wiem już co robić. Mizofonia podobno jest słabo zbadaną chorobą, niedawno odkrytą, a ja nie mogę uwierzyć w jej leczenie terapią poznawczo-behawioralną, zwłaszcza w moim przypadku. Uciszanie ojca też średnio pomaga, bo najczęściej zaczyna się awanturować, że nie ma na to wpływu, a ja jestem najzwyczajniej nienormalna, jeśli przez to nie mogę spać. Nawet jeśli jest chwila ciszy to nie potrafię zasnąć, bo jestem cała spięta wiedząc, że i tak nie zdążę, bo zaraz się zacznie. Pomocy, bo mam skrajnie dosyć przez tą bezsilność i nie wiem już gdzie szukać pomocy, a wlewanie sobie różnych płynów do uszu nie zawsze pomaga co kończy się nieprzespaną nocą... Nie wiedziałam jakie forum wybrać, szukam po prostu jakiejkolwiek pomocy, a może ktoś chociaż trochę mnie zrozumie, spotkał się z mizofonią, albo zna jakiś sposób na maksymalne zatkanie sobie uszu...
Dzięki wielkie za lekturę