Skocz do zawartości
Forum

mjur1

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia mjur1

0

Reputacja

  1. mjur1

    Bezradny..

    W dziecinadę nie mam ochoty się bawić, bo to nie jest zupełnie mój styl. Też nie chcę robić tak, że jak dziecko będę się obracał na pięcie i wychodził z domu, bo wiem że jak do niego wrócę, to będzie foch na tydzień. Chodzi mi o zrozumienie którego nie było i nie ma a ja po prostu już chyba nie mam siły ciągnąć tego w nieskończoność i się podporządkowywać przez całe życie, bo co i jak bym nie zrobił i tak będzie źle.. nie mam ochoty słuchać tego jakim jestem nie odpowiedzialnym człowiekiem itp.. więc będę robił, to na co będę miał ochotę oczywiście w granicach rozsądku, a jeżeli i to się nie spodoba, a szansa na to jest bardzo dużo, to trzeba będzie podjąć radykalne kroki i chyba się wyprowadzić.
  2. mjur1

    Bezradny..

    Witajcie, długo nie odpisywałem próbowałem jakoś sobie ułożyć wszystko, przemyśleć na spokojnie, porozmawiać z żoną ... i jestem. Chyba na nic rozmowy i trzeba się pogodzić z rzeczywistą moją sytuacją którą uważam za beznadziejną ale nie bez wyjścia... Ostatnio jak chciałem jechać w góry (jak wspominałem wcześniej, od wielu lat tam jeźdzę i uwielbiam tam spędzać czas, bo najbardziej się w nich resetuje) to zaczęła się jazda i jakieś wypominanie... ech.. żona zazdrości swoim koleżankom, że maja mężów którzy dorośli, zmądrzeli i nie mają potrzeby wychodzenia z domu, spotykania się z innymi i do tego pracują po 12h.. typowe myślenie i mentalność ludzi żyjących i wychowujących się na wsi - po 4 latach mieszkania na wsi tak właśnie stwierdzam, .. tylko nie mówi o tym, że mają kredyty nabrane na 40 lat i tylko mąż rypie żeby koniec z końcem wiązać, bo żony siedzą z dziećmi w domu, nie patrzy na to, że ja z dzieckiem siedzę dzień w dzień, bo kończy przedszkole o 15, ja akurat przyjeżdżam z pracy i do jej zaśnięcia spędzam z córką czas, to się nie liczy.. moje jedno wyjście raz na powiedzmy 3 miesiące przekreśla całe dobro które robię na okrągło, ja jak siedzę w domu i opiekuję się dzieckiem, to jestem dobry, ale jak wyjdę tylko gdzieś, to już jestem najgorszy na świecie, bo z domu wyszedłem..no ręce mi opadają. Z dużo razy się poświęcałem i za dużo razy rezygnowałem ze swoich prywatnych spraw, marzeń na rzecz tego żeby siedzieć z córką w domu, bo żona akurat miała dużo pracy, ale ja potrafię zauważyć, że ktoś się nie wyrabia z pracą, że ktoś jest zmęczony i chcę odpocząć, że ktoś jest chory i bez sił, więc ja wtedy brałem córkę w obroty, żeby żona w spokoju mogła zająć się czymś czym musi, a myślicie, że w drugą stronę to działa ? nigdy w życiu nikt do mnie nie przyszedł i mi nie powiedział, słuchaj idź sobie na chwilę na rower odpocznij, odetchnij, teraz ja się zajmę córką, bo ty z nią spędzasz 24h... Ostatnio mi powiedziała nawet że mam kolegów którzy nie mają dzieci, którzy są singlami i bardzo jej to nie pasuje.. i co zasugerowała, żebym sobie zmienił kolegów, towarzystwo. Znam się z nimi od podstawówki i od podstawówki się przyjaźnimy, zawsze na siebie możemy polegać, zawsze każdy każdego wysłucha i ja mam zmieniać towarzystwo bo co ? kpina.. Nigdy w życiu nie spodziewałem się, że aż tak się będę męczył, że moja wolność będzie tak mocno ograniczona.. życie na wsi, realia, rzeczywistość która mnie spotkała jest już na ten moment nie do wytrzymania. Mam z nią tak wiele spraw nie wyjaśnionych że szkoda gadać, tylko problem jest w tym że my nie potrafimy ze sobą rozmawiać od samego początku.. ostatnio jak jej powiedziałem, że mam już dość, że muszę się ruszyć, że muszę coś ze sobą zrobić bo psychicznie nie wyrabiam, to się rozpłakała i kazała mi wyjść z pokoju, bo ona już wszystko wie... no człowiek nawet chyba nie może powiedzieć prawdy że coś go boli, że z czymś sobie nie radzi.. nie widzę w każdym bądź razie chyba żadnych realnych szans na to że to się kiedykolwiek zmieni.. jeszcze na koniec jak się zapytałem żony czy czasami mama albo siostra jej nie mówią na mój temat czegoś, bo ciężko mi czasami uwierzyć ,że dziewczyna która ma 31 lat tak się zachowuję, to mi powiedziała że przed ślubem się wystarczająco dużo od mamy swojej na mój temat nasłuchała .. noż kur.. mać. Bo przed ślubem też w góry jeździłem i mieszkałem w domu rodzinnym, a nie siedziałem 24h na dobę w domu rodzinnym mojej żony. I jak tu żyć normalnie, bo coś mi się wydaje że się nie da.
  3. mjur1

    Bezradny..

    Powiem szczerze, ze już raz taką rozmowę podjąłem, próbowałem wytłumaczyć czy potrzebuje trochę przestrzeni, trochę luzu … no ale nie dotarło to do niej, wręcz przeciwnie miała do mnie pretensje.. podejmowałem tez rozmowy na temat ewentualnej naszej wyprowadzki na swoje, ale oznajmiła mi ze nie wyprowadzi się z domu rodzinnego… teraz mam urlop, będę próbował porozmawiać raz jeszcze i dojść do jakiegoś porozumienia.. ja sam mam problem żeby z nią nie raz normalnie porozmawiać, ale przez jej zaborczość i przewidywalność co mi odpowie, często ją informuje o czymś na ostatni moment, bo zwyczajnie nie potrafię z nią rozmawiać. Problem pewnie tez jest we mnie, bo wydaje mi się ze mam za miękkie serce, dusze w sobie to co mnie boli, nie mówię jej o dużo rzeczach, bo wiem ze dla niej są to trochę rzeczy nie zrozumiałe… i tak w tym tkwię po uszy.. zbieram się w sobie żeby z nia porozmawiać w każdym razie.. ale wiem ze w przyszłym tygodniu będę dym, bo chce jechać w góry na 2 -3 dni… masakra na sama myśl, trochę takie samozaoranie z mojej strony…
  4. mjur1

    Bezradny..

    Dzięki za odzew i dobre słowo.
  5. mjur1

    Bezradny..

    Dokładnie tak jest jak piszesz.. mam dość, dusze się, jestem na granicy swojej wytrzymałości czasami.. czuje się tutaj okropnie odizolowany, po mimo ze jest t dużo osób, ale jest to rodzina mojej żony z którą tez nie mam jakiegoś mega fajnego kontaktu, bo ile można siedzieć z rodziną i słuchać na okrągło jedno i to samo.
  6. mjur1

    Bezradny..

    Oddaliliśmy się od siebie, ja i moja żona na ten moment to dwa inne światy w sposobie myślenia, patrzenia na świat i przechodzenia przez nie… po prostu nasze swiaty się kłócą.. nie ma tej chemii, nie ma uczucia i naturalnie oddaliliśmy się od siebie.. zdarza się, ze czasami sypiamy, ale to jest takie bez uczuć, naciągane, bez szału… oby sie szybko przespać i tyle. Od dłuższego czasu, uważam ze nie ma sensu tego ciągnąć, gdyby nie moja córka z którą mam bardzo dobry kontakt, to pewnie już by mnie tu nie było.. rozważam to cały czas, bo nie dam rady tak dłużej żyć, nie potrafię, nie umie i nie chcę.
  7. mjur1

    Bezradny..

    Dzień dobry, Od dłuższego czasu nie układa mi się w życiu, z pozoru wszystko wygląda pięknie, praca, żona (4 lata po ślubie) dziecko, ale ja się w tym wszystkim gubię, czuję się zdesperowany, nie jestem szczęśliwy, nie spełniam się jako mężczyzna, nie spełniam swoich marzeń... 4 lata temu ożeniłem się, zamieszkałem z żoną u jej rodziców na wsi, gdzie w najbliższej okolicy 50- 100 metrów mieszka jej cała rodzina.. i tutaj się w zasadzie wszystko zaczyna. Straciłem swoją wolność, straciłem swoją swobodę, straciłem wszystko, to co lubiłem, to co sprawiało mi przyjemność, stałem się mało słowny, śmieją się ze mnie znajomi, że dałem z siebie zrobić takiego pantofla, a przecież każdy pamięta o mnie, że zawsze wszystkim pomagałem, zawsze gdzieś byłem, zawsze się angażowałem.. teraz nawet rzadko kiedy ich odwiedzam, bo moja żona nie bardzo toleruje moich znajomych, i nie chce się z nimi spotykać, a z kolei jak ja chcę się z nimi spotkać, pogadać napić się piwa, to robi mi z tego tytułu problemy. Czuję się okropnie zdesperowany faktem, że mieszkam z teściami, że po sąsiedzku mieszka rodzina mojej żony, że spędzam z nimi praktycznie cały czas, że jestem odizolowany od znajomych, przyjaciół, że kompletnie nie dogaduję się z moją żoną, męczę się rutyną dnia codziennego, prawie nic mi nie sprawia przyjemności przez to, że jestem praktycznie na każdym kroku blokowany i nie czuję swobody w swoim funkcjonowaniu. Mam ochotę czasami po prostu spakować się i wyjechać gdzieś pod namiot na 2-3 dni aby pobyć sam ze sobą, odpocząć, przemyśleć pewne rzeczy, i zwyczajnie chodzić swoimi ścieżkami. Niczym się ożeniłem, to bardzo dużo jeżdziłem w góry, spałem pod namiotami, w ośrodkach, zdobywałem szczyty i sprawiało mi to bardzo dużą przyjemność, było to moje hobby, a teraz to ja się muszę prosić aby pojechać w góry na dzień, już nie mówić o tym aby zostać na noc gdzieś.. ja nawet jak do rodzinnego miasta jadę raz na pół roku spotkać się ze znajomymi i zostaję spać w domu rodzinnym u Mamy, to mam awantury z tego powodu.. nie daję już rady psychicznie jestem mega zmęczony tą sytuacją, wstyd mi przed samym sobą, że sam też nie mam odwagi za bardzo wykrzyczeć z siebie że mam tego wszystkiego dość. Wiecznie tylko te spędy rodzinne na wsi, rozmowy o dzieciach, pracy, przesiadywanie pod domem i patrzenie się w pola z całą rodziną i plotkowanie o tym kto jak w kościele był ubrany, albo co się na wiosce dzieje itp ... to nie jest kompletnie mój świat. Ja mam 35 lat, pracuję, nie mam żadnych nałogów, kończę pracę o 15 i dzień w dzień od 4 lat( tyle ma lat moja córka) spędzam czas z moją córką od prawie godziny 16 do jej zaśnięcia... Uwielbiam swoją córkę, jest dla mnie wszystkim, darzę ją ogromnym uczuciem, miłością, uwielbiam spędzać z nią czas, ale nie będę ukrywał, że czasami też jestem zmęczony i potrzebuję chwili dla siebie, trochę jakiejś odskoczni, spotkać się ze znajomymi, wyjść z tego domu w którym czuję się jak w ulu. Niestety, moja żona tego nie rozumie.. kiedyś nawet pokłóciliśmy się o to, miała pretensje że ja potrzebuję trochę odskoczni i mam potrzebę wychodzenia z domu... ehh ręce mi opadają czasami i naprawdę nie potrafię z nią rozmawiać, w ogólnie nie potrafimy ze sobą rozmawiać, dwa inne światy, i gdyby nie nasza córka, to nie mielibyśmy o czym rozmawiać. Chodź mimo wszystko jest to matka mojego dziecka, jest to dobra kobieta, szanuję ją, jest mądra, ale niestety po tych 4 wspólnych latach dusimy się ze sobą, nie uprawiamy sexu, nie rozmawiamy ze sobą, oddalamy się od siebie mam wrażenie każdego dnia, ja sam już chyba nawet nie chce walczyć o ten związek, bo widoczne jest gołym okiem, że nie pasujemy do siebie. Moja żona, była ze mną od ślubu z 2 razy w towarzystwie moich znajomych i widziałem jak potwornie się męczy, nie rozmawiała z nimi kompletnie nic, ani słowa, ani co słychać, więc stwierdziłem że szkoda żebym i ja się męczył patrząc na to jak ona się meczy, po czym zresztą i tak zrobiła mi awanturę, bo mówiłem że posiedzimy do 23 a siedzieliśmy do 23:30 ... Smutno mi, że muszę się tłumaczyć cały czas z tego co robię i czy mogę coś zrobić, uważam że sam siebie zapędziłem w kozi róg w którym się strasznie męczę, nie potrafię już dłużej tak funkcjonować, bo boję się, że odbije się to na moim zdrowiu.. osłabiam sobie organizm ciągłymi nerwami, coraz częściej mam bóle głowy, kiepskie poczucie humoru.. Jak jechałem do rodzinnego miasta (raz na pół roku) spotkać się w końcu ze znajomymi których przez swoją żonę ciągle okłamywałem, że nie mogę przyjechać bo muszę coś zrobić, gdzieś ingdziej pojechać, nie mam czasu bo coś tam.. historii było mnóstwo, bo przecież nie powiem że żona mnie nie puści.. i jak jechałem i miałem humor dobry, bo cieszyłem się że w końcu się z nimi spotkam , pogadam, to nawet o to potrafiła się przyczepić.. że mam humor. Żeby była jasność, ja nie jestem typem człowieka który ciągle potrzebuję kontaktu ze znajomymi, a potrzebuję wyjść z domu od czasu do czasu, nie myślcie sobie państwo czytając to, że jestem typem imprezowicza i w głowie mi tylko imprezy i znajomi. Ja już się pogubiłem w swoim życiu, i czuję że po prostu wszystko konsekwentnie tracę, bo żona mnie odizolowuje od wszystkiego co w życiu sprawiało mi przyjemność. Wiem, najlepsza opcja to się wyprowadzić z żoną i dzieckiem na swoje, ale niestety póki co fundusze mi na to nie pozwalają, a druga rzecz jest taka, że moja żona raczej się z domu rodzinnego nie wyprowadzi, co już mi zakomunikowała. Czy ja robię coś źle, czy ja mam prawo do swojego życia i prywatności, czy grzechem jest, ze chce jechać w góry i pobyć sam ze sobą ?? ja wiem że nie, ale nie potrafię dojść do mojej żony, i na pewnie nie zmienię jej mentalności.. a mentalność ludzi na wsi( oczywiście kompletnie nie chcę obrażać) jest troszkę inna, zabobonowa, stereotypowa, staroświecka..
×
×
  • Dodaj nową pozycję...