Skocz do zawartości
Forum

AdamWawa

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia AdamWawa

0

Reputacja

  1. "bo ewidentnie Ty nawaliłeś, a jej daj spokój" ? A to stwierdzenie/wniosek na jakiej podstawie?
  2. Jak to odkryłaś? ? A pisząc już mniej ironicznie...przecież od początku piszę, praktycznie w każdym poście, że to moje przypuszczenia na bazie pewnych składowych...: Jeszcze raz zacytuję powyższy cytat: "po części" "moim zdaniem" "zbieżne" Więc po jaką cholerę mnie co któryś strofuje, lub przypomina (jakbym nie wiedział), że nie jestem psychologiem. Post założyłem tutaj właśnie po to, by zaczerpnąć informacji od kogoś, kto ze schizoidalnością miał styczność ?
  3. Jakie cechy? Zaangażowanie, wytrwałość, cierpliwość, chęć wnikania w psychikę drugiej osoby, dostosowywanie się (umiarkowane ale jednak), zaniżona (nie niska!) samoocena itd itd. Tak, zastanawiałem się i poruszam również te kwestie u mojego psychologa. W schizoidalnosći (ogólnie przy zaburzeniach i zakładając, że to własnie schizoidalność) najbardziej boli mnie brak racjonalności...spojrzenia na fakty...racjonalnej rozmowy z ex partnerką...ona inaczej postrzega rzeczywistość...nie liczy się już to, co robiłem przez 3 lata...zresztą jakoś nigdy nie brała czynów pod uwagę. Jakby szukała podświadomie czegoś, co zrobiłem za mało lub wymyślała nowe kwestie...
  4. Nie byłem w stanie i na tą chwilę nie jestem, podnieść się za mnie i za nią, chwycić to wszystko i postawić na nogi. Wiem, że bym mógł, mam na to wiele pomysłów ale brakuje mi najzwyczajniej w świecie sił. Próbowałem wielokrotnie ją uświadamiać, nawet teraz po rozstaniu, spotkaliśmy się, rozmawialiśmy wiele godzin...należę do osób, które tłumacząc coś, bazują na faktach, opowiadam długo ale na kilka sposobów, by zostać dobrze zrozumianym. Wydaje mi się, że jedynym wnioskiem, do którego doszła (a podczas spotkania wiele czasu poświęciłem na pokazanie jej, że widzę również moje "bolączki", wady) to taki, że ja próbuję z niej zrobić "wariatkę" i zrzucam na nią odpowiedzialnośc. Powiedziała, że powinienem jej napisać (co zresztą kiedyś ode mnie wymagała) na kartce, jak chcę by reagowała, co mnie zadowala. (nie zrobiłem tego, wydało mi się to irracjonalne, żeby napisać komuś co ma robić, żeby mi pokazać miłośc). Powiedziała, że nie prowadziłem z nią rozmów (ah...prowadziłem jej non stop...pamiętam każdą...tylko zawsze spotykałem się z brakiem emocji z jej strony i zastanowienia). Generalnie podświadomie wymagała, że byłem jeszcze za mało i powinienem jeszcze bardziej. Ja już nie potrafiłem bardziej...ja już nie mogłem...naprawdę, dałem z siebie wszystko, chłonąc jej emocje jak gąbka, pomagając, tłumacząc...zatraciłem się przy tym i czuję (przepraszam ale muszę to napisać) niesłusznie winę w sobie, że to ja wszystko zaprzepaściłem i nie zrobiłem tego, czego chciała. Partnerka (była) chodzi na terapię ale obawiam się, że jest ona nakierunkowana na poradzenie sobie z zerwaniem. Obawiam się też, że psycholog który ją prowadzi, nie ma odpowiednich kompetencji (kadzidełka, sprawdzanie mojej osobowości przez numerologię, znaki zodiaku...gdy to usłyszałem, zapaliły mi się wszystkie czerwone lampki ale...nie mi oceniać, nie mam na to wpływu. Może się mylę, może nie mam racij). Wszystko co opisałaś, brzmi konkretnie, utożsamiam się z tym. Problem mam tylko z ostatnim zdaniem: "ale naturalnie to możliwe przy odpowiednich krokach. Pytanie czy partnerka sobie zdawała z tego sprawę. " Widzę jedno rozwiązanie: -zebranie sił z mojej strony i wejście z większą świadomością ponownie w ten związek (oczywiście za jej przyzwoleniem) -cierpliwe tłumaczenie jej faktów, sytuacji -może wybór wspólnego psychologa (terapia dla par) lub zapisanie się do tego samego, do którego ona chodzi, żeby miał wiekszy pogląd... Tylko pomimo ogromnej miłości i tęsknoty pojawia się jedno...gdzie w tym wszystkim ja...kim będę i ile sił będę miał za kilka lat...czy w ogóle dam radę to udźwignąć...
  5. Widzisz, 3 lata były nakierunkowaniem moich mysli na nią, na jej zachowanie, nieudolne poczucie jej zadowolenia, uśmiechu. To ja krążyłem jak satelita. Tylko zapomniałem o sobie, do egoizmu mi daleko ale brak mnie w tym wszystkim mnie zmiażdżył.
  6. Nie przyklejam łatki! Pytam, analizuję. Kocham, to najwazniejsze i szukam odpowiedzi na kłębiące się pytania. Nie oceniam, nie degraduję. Szukam rozwiązań. Pytań sporo, pozwól, że udzielę odpowiedzi w swojej głowie ? I oczywiście, zawsze ma drugie dno. Wierz mi, sam siebie analizuję jeszcze bardziej i na pewno krytyczniej
  7. Witajcie... Mam do Was pytanie odnośnie relacji z typem osobowości schizoidalnej. Czy ktoś miał "doświadczenie"? Przez trzy lata byłem w związku z kobietą, mamy po około 30lat, niecały miesiąc temu związek się rozsypał jednak do teraz pewne sprawy nie dają mi spokoju, analizując jej zachowanie. Przykłady: -Brak intymności i uciekanie od niej (wymyślanie obowiązków, zajęć, zawieszanie się na swoim hobby tylko po to, żeby np nie usiąść przed tv razem, nie przytulić się, nie pójść samemu na spacer itd) -Seks ok ale tylko jako sport (brak gry wstępnej, namiętności, pocałunków. Ma być szybko, konkretnie, a jak coś nie pyknie to w odstawkę). -Gdy inicjowałem grę wstępną czy jakieś przytulanki, pocałunki...szybko robiła coś głupiego (mega nieadekwatnego, jak pokazanie np swojej wady w wyglądzie, wyśmianie czegoś itd) -Nic ją nie cieszyło i nie chciała w żaden inny sposób niż swój własny spędzać czasu. Kino, spacer we dwoje, teatr, wycieczka, cokolwiek-nie sprawiało jej przyjemności i się do tego zmuszała -podczas kłótni pomimo, że uważałem ją za osobę bardzo emocjonalną, stała jak słup betonowy bez emocji -podczas moich miłych słów, ciepłych, mówienia za co ją kocham itd również stała jak słup -wiem, że w przeszłości praktycznie nie była w związkach, jedynie przelotny seks lub dłuższy z kimś, kto jej się ewidentnie nie podobał. Albo np z kimś kto na pewno ją skrzywdzi i zostawi. -jak pytałem ją jakie ma fantazje erotyczne-mówiła, że nie wie...i że ją to nie interesuje Jeżeli coś mi się jeszcze przypomni, to dam znać... Sporo czytałem, nie mówię, że to ktoś schizoidalny ale dużo pasuje z opisów, a indywidualnych komentarzy lub opisu zdarzeń z życia niestety brakuje. Dodam, że chodzę po rozstaniu do psychologa, ponieważ przez te 3 lata odczuwałem brak zainteresowania moją osobą, brak czułości, intymności...wszystko zacząłem brać do siebie, stałem się już pod koniec ewidentnym dawcą i trochę mnie zmiotło z powierzchni. Nie mówiąc już, że pochłonąłem jej emocje i problemy jak gąbka. Może niepotrzebnie ale staram się znaleźć przyczynę jej nietypowych zachowań, jakoś to wytłumaczyć racjonalnie. Nie mam wątpliwości, że mnie kochała i kocha, nie mam wątpliwości, że chciała być...ale wiem, że nie potrafiła sie otworzyć. Zawsze tworzyła nie wiedzieć dlaczego jakąś barierę...a ja chodźbym stanął na głowie i uszami zaklaskał, nie byłem w stanie jej przeskoczyć. Teraz wiem, że ona cierpi niesamowicie, zresztą ja tak samo...mnóstwo pytań w głowie, brak rozwiązań...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...