Skocz do zawartości
Forum

Yonka1717

Użytkownik
  • Postów

    1 521
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    13

Treść opublikowana przez Yonka1717

  1. Yonka1717

    Nabyte kompleksy

    Myślę, że więcej zyskasz, jeśli przede wszystkim docenisz sama siebie. To, że on obejrzy się za inną, nie oznacza, że Ty jesteś kiepska. Większość facetów gapi się na inne kobiety, czy to w realu, na ekranie, czy na ich zdjęcia, jednak jeśli któryś robi to ostentacyjnie, w obecności swojej partnerki, to świadczy po prostu o braku taktu. Mam na myśli takie wgapianie się, zawieszanie, wykręcanie głowy itp. Co możesz zrobić? Najczęściej odpuścić, lub raz na jakiś czas zwrócić uwagę, ale krótko i bez większych emocji np "twoje zachowanie jest nietaktowne", lub " czuję się upokorzona, gdy tak wlepiasz wzrok w inne dziewczyny". Myślę, że on to robi odruchowo, bezmyślnie. Nie wiem, czy jest sens kruszyć kopie? Możesz też z niego zakpić, choć nie wiem, czy to dobry sposób. Jak się ogląda, to zatrzymaj się, odwróć w stronę tamtej dziewczyny i powiedz mu obojętnym tonem, że możesz poczekać, jeśli on chce sobie jeszcze popatrzeć. Ewentualnie zaproponuj, że może pobiegnie za nią i się zapozna, jeśli tak ujęła go swoim wyglądem. Jeśli gdzieś idziecie, albo gdzieś jesteście np w sklepie, a on nagle całą swoją uwagę koncentruje na jakiejś dziewczynie, zniknij mu z oczu, odejdź w inną stronę, zniknij w jakiejś alejce w sklepie, niech Cię szuka, albo biegnie za Tobą, wtedy nic nie komentuj, powinien domyślić się, że dał plamę.
  2. Czyli jednak karanie jest dozwolone, i nie tylko "glupiec" je stosuje? Czytaj ze zrozumieniem tekstu. Napisałam: "Zdecydowanie", tymczasem ten 10 latek, mimo traumatycznych przeżyć związanych z rozwodem rodziców i pojawieniem się nowego partnera w życiu matki, kogoś, kogo nie akceptuje, z pewnością ma też zalety. Problem w tym, że jest tutaj opisywany przez faceta, który go po prostu nie lubi. Oczywiście, że za złe czyny powinna być kara i rekompensata dla ofiary (najczęściej wystarczą przeprosiny). Chodzi o sposób i podejście do dziecka, nawet niegrzecznego. Bezustanne potępianie go, bez pozytywnego wzmocnienia tylko zaogni konflikt i spowoduje, że dzieciak będzie coraz gorszy. To może od razu zamknąć go w poprawczaku? Litości, ten dzieciak ma 10 lat, o jakim kręgosłupie moralnym mówisz?
  3. Oczywiście, dokładnie o tym samym pisałam. Musiałby być upośledzony, żeby tego nie zauważyć. Chyba to lubi, bo niby chce podjąć decyzję, ale tego nie robi i winę zrzuca na swoją niemoc i miłość do tego "zaburzonego" gościa. Jak to nie zbuduje? Przecież od 2 lat jest w związku ?, wystarczy, że trafi na taką Blackeyes28382, zdesperowaną, zakochaną mimo wszystko. Po co on ma się wysilać. Jak to mówią "każda potwora znajdzie swego amatora" ? Facet nawet nie musi pokusić się o jakieś refleksje. Robi co chce, wysilać się nie musi, a jak partnerka chce się pokłócić, to on się zmywa, byle mieć święty spokój. Niby "zaburzony", a jednak dość sprytny. Autorka takich rad nie przyjmuje do wiadomości. Nie wiem, czy trudniejsze, to chyba zależy od podejścia i osobowości. Większość osób po którymś zawodzie, zlekceważeniu po prostu odejdzie, ceniąc sobie własną godność, ale są też osoby, które mimo kopów w tyłek i pluciu w twarz będą starać się jeszcze bardziej. Smutne, ale prawdziwe. Każdy popełnia błędy, ale ważne jest żeby je dostrzec i wyciągnąć wnioski. Autorka zamyka oczy i zatyka uszy, nie chce dostrzec swoich błędów, a osoby, które zwracają jej uwagę na błędy, które popełnia traktuje z wrogością. Myślę, że nie nadszedł jeszcze jej czas. Jest jej źle od początku, ale jeszcze próbuje walczyć, nie jest jeszcze gotowa na to, żeby spakować swoje manatki i odejść od pana zaburzonego.
  4. Upsssssss, sorki, nie wiem dlaczego moja poprzednia wiadomość skopiowała się podwójnie?. Uważaj, bo autorka oskarży Cię o oczernianie ?
  5. Owszem mają być pomocne, Ty jednak pomoc odrzucasz, a oczekujesz głaskania po głowie. Nie wciskam swoich racji, tylko je prezentuję, bo takie jest prawo otwartego forum. Nie jesteś pierwszą osobą na forum ,która wkurza się, gdy ktoś pisze nie po jej myśli, a zwłaszcza, gdy jest bliski prawdy - tak, sama jesteś sobie winna. "ale jesteś głupia"? Sorry, ale to już są Twoje słowa, aczkolwiek myślę, że odrobina samokrytyki nie zawadzi. Nie wyśmiewam, tylko wytykam Twoje błędy. Żeby zrobić krok do przodu, chyba warto spojrzeć na siebie krytycznie i dostrzec błędy, jakie się robi, a nawet powiedzieć "głupia byłam, zadając się z takim typem". Oooo, coś nowego! Zaburzenia osobowości. Wcześniej o tym nie wspominałaś, a i z opisu to nie wynikało. Jeśli są u niego tak widoczne, to tym bardziej nie rozumiem, dlaczego od razu nie uciekłaś. Ja bałabym się przebywać z takim człowiekiem. Może masz w sobie coś z matki Teresy, lubisz drogę krzyżową? Nie kpię, tylko pytam poważnie, bo są takie osoby. Wykazujesz zresztą pewne symptomy pisząc np, że żali Ci go opuszczać, bo on taki samotny. Ciekawi mnie też w jaki sposób ten zaburzony człowiek może "urabiać" normalną, nie zaburzoną kobietę mówiąc, że "on wstaje taki szczesliwy, mowiąc jak bardzo mnie kocha..", skoro ta kobieta wie (bo "Nie trzeba być psychologiem albo lekarzem"), że "takie osoby nie mają za grosz empatii i uczuć".??????????????? Na podstawie tego, co napisałaś. Nie rób z siebie bidulki. Jeszcze raz: nie oczerniam Cię, piszę na podstawie Twoich informacji. Wiedząc, że jest zaburzony i świadomie wiążąc się z taką osobą, powody Twoich oczekiwań wobec niego nie są jasne. Ciekawa hipoteza, tylko na jakiej podstawie. To Ty masz problem, nie ja. Ten "zaburzony biedak" Ciebie nie ma dość, bo widocznie mieszkając z Tobą ma wiele korzyści, on ma dość Twojego biadolenia i prób odebrania mu tego, co lubi, a czego nie lubisz Ty. W końcu to nie on chce odejść. W swoim zacietrzewieniu, nie dostrzegasz różnicy. He,he, to dział "psychologia", jeśli nie zauważyłaś. Wszyscy tutaj bawią się w psychologów. "Wyśmiewam, oczerniam", ogarnij się, bo zaczynasz pianę toczyć. Podaj jakiś przykład, który pasowałby do Twoich oskarżeń, a łatwo udowodnię Ci, że nie masz racji. "Psychiczna" zacytuj jeśli znajdziesz w jakiejś mojej wypowiedzi, takie określenie. Miotając się z wściekłości, bo nie głaszczę po głowie, wychodzi na to, że to Ty mnie oczerniasz ?. A owszem, męczysz tego chłopaka. Dostałaś także rady, jak odejść, żeby nie wracać, ale widocznie nie bardzo Ci na nich zależy, bo tak naprawdę chcesz nadal być z tym facetem. Kto tu jest podobno zaburzony, on, czy Ty? Jeżeli czujesz się pokrzywdzona, a zaburzony facet wmawia Ci, że go krzywdzisz, to komu wierzysz, jemu, czy sobie, bierzesz pod uwagę fakt (o ile to fakt), że jest zaburzony i nie można traktować na poważnie tego, co mówi, a być może robi? "czytając te odpowiedzi mam dokładnie takie samo wrażenie, że ja jestem wszystkiemu winna." - i znowu robisz z siebie bidulkę, jakbyś kompletnie nie kojarzyła o co chodzi. Winna nie jesteś jego zachowaniom, tylko tego, że trwałaś/trwasz tyle czasu w związku z takim facetem i masz żal do niego, że jest, jaki jest. Nie musisz. Szkoda, że nie czytasz ze zrozumieniem treści, może moje odpowiedzi zadziałałyby pozytywnie? ...a szanse sama sobie odbierasz. Owszem mają być pomocne, Ty jednak pomoc odrzucasz, a oczekujesz głaskania po głowie. Nie wciskam swoich racji, tylko je prezentuję, bo takie jest prawo otwartego forum. Nie jesteś pierwszą osobą na forum ,która wkurza się, gdy ktoś pisze nie po jej myśli, a zwłaszcza, gdy jest bliski prawdy - tak, sama jesteś sobie winna. "ale jesteś głupia"? Sorry, ale to już są Twoje słowa, aczkolwiek myślę, że odrobina samokrytyki nie zawadzi. Nie wyśmiewam, tylko wytykam Twoje błędy. Żeby zrobić krok do przodu, chyba warto spojrzeć na siebie krytycznie i dostrzec błędy, jakie się robi, a nawet powiedzieć "głupia byłam, zadając się z takim typem". Oooo, coś nowego! Zaburzenia osobowości. Wcześniej o tym nie wspominałaś, a i z opisu to nie wynikało. Jeśli są u niego tak widoczne, to tym bardziej nie rozumiem, dlaczego od razu nie uciekłaś. Ja bałabym się przebywać z takim człowiekiem. Może masz w sobie coś z matki Teresy, lubisz drogę krzyżową? Nie kpię, tylko pytam poważnie, bo są takie osoby. Wykazujesz zresztą pewne symptomy pisząc np, że żali Ci go opuszczać, bo on taki samotny. Ciekawi mnie też w jaki sposób ten zaburzony człowiek może "urabiać" normalną, nie zaburzoną kobietę mówiąc, że "on wstaje taki szczesliwy, mowiąc jak bardzo mnie kocha..", skoro ta kobieta wie (bo "Nie trzeba być psychologiem albo lekarzem"), że "takie osoby nie mają za grosz empatii i uczuć".??????????????? Na podstawie tego, co napisałaś. Nie rób z siebie bidulki. Jeszcze raz: nie oczerniam Cię, piszę na podstawie Twoich informacji. Wiedząc, że jest zaburzony i świadomie wiążąc się z taką osobą, powody Twoich oczekiwań wobec niego nie są jasne. Ciekawa hipoteza, tylko na jakiej podstawie. To Ty masz problem, nie ja. Ten "zaburzony biedak" Ciebie nie ma dość, bo widocznie mieszkając z Tobą ma wiele korzyści, on ma dość Twojego biadolenia i prób odebrania mu tego, co lubi, a czego nie lubisz Ty. W końcu to nie on chce odejść. W swoim zacietrzewieniu, nie dostrzegasz różnicy. He,he, to dział "psychologia", jeśli nie zauważyłaś. Wszyscy tutaj bawią się w psychologów. "Wyśmiewam, oczerniam", ogarnij się, bo zaczynasz pianę toczyć. Podaj jakiś przykład, który pasowałby do Twoich oskarżeń, a łatwo udowodnię Ci, że nie masz racji. "Psychiczna" zacytuj jeśli znajdziesz w jakiejś mojej wypowiedzi, takie określenie. Miotając się z wściekłości, bo nie głaszczę po głowie, wychodzi na to, że to Ty mnie oczerniasz ?. A owszem, męczysz tego chłopaka. Dostałaś także rady, jak odejść, żeby nie wracać, ale widocznie nie bardzo Ci na nich zależy, bo tak naprawdę chcesz nadal być z tym facetem. Kto tu jest zaburzony, on, czy Ty? Jeżeli czujesz się pokrzywdzona, a zaburzony facet wmawia Ci, że go krzywdzisz, to komu wierzysz, jemu, czy sobie, bierzesz pod uwagę fakt (o ile to fakt), że jest zaburzony i nie można traktować na poważnie tego, co mówi, a być może robi? "czytając te odpowiedzi mam dokładnie takie samo wrażenie, że ja jestem wszystkiemu winna." - i znowu robisz z siebie bidulkę, jakbyś kompletnie nie kojarzyła o co chodzi. Winna nie jesteś jego zachowaniom, tylko tego, że trwałaś/trwasz tyle czasu w związku z takim facetem i masz żal do niego, że jest, jaki jest. Nie musisz. Szkoda, że nie czytasz ze zrozumieniem treści, może moje odpowiedzi zadziałałyby pozytywnie? ...a szanse sama sobie odbierasz.
  6. Przecież on wcale nie chce kończyć tego pożal się boże, związku. Jemu, prawdopodobnie jest wygodnie, gdyby tylko partnerka wiecznie nie czepiała się i nie marudziła. Z opisu wynika, że mieszkają razem, więc jak się domyślam, facet ma wikt i opierunek, seks bez zbędnego zachodu, więc dlaczego ma kończyć? Problem w tym, że ich oczekiwania zupełnie się rozmijają. On lubi poflirtować w necie, zabawić się przy kamerce, nie ma ochoty zabiegać o swoją dziewczynę, jak chce się zabawić to znika na noc, lub kilka dni, nie wysila się nie stara, bo po co? Ona i tak jest. Ona oczekuje kochającego, czułego, zaangażowanego, gotowego do poruszania "głębokich tematów"...itd. Tyle, że to nie ten facet, co było widać od początku. ??? Właściwie, to kto nie ma jaj, żeby powiedzieć "to koniec"?
  7. Musiałabyś porozmawiać z lekarzem prowadzącym, czy jest taka możliwość? Zastanów się też, jaka odległość dzieli Cię od szpitala w którym pracuje Twój lekarz, czy jesteś pewna, że zdążyłabyś dojechać? Oczywiście, że byłoby dobrze, gdyby poród odbierał Twój lekarz prowadzący, ale czy masz pewność, że wszystko można zgrać i zaplanować? Ostatnio nastała moda na zatrudnienie tzw "douli". Wiąże się to z pewnymi wydatkami, ale jeśli to Twoje pierwsze dziecko, uważam, że warto taką osobę zatrudnić. Radzę popytać znajomych kobiet w swoim otoczeniu. Często położne spełniają tę rolę. Wpisz sobie w google "doula" i poczytaj.
  8. Yonka1717

    Nabyte kompleksy

    Chyba zdajesz sobie sprawę, że nie pozbędziesz się ze swojego otoczenia (miejscowość, sąsiedzi, praca, ulica itd) młodych, atrakcyjnych dziewczyn. Mało tego, będzie przybywać Ci lat, będzie zmieniał się Twój wygląd (z wiekiem raczej się nie pięknieje), a dopływ młodych i ładnych będzie bezustanny. I co zamierzasz z tym zrobić? Wymordować wszystkie atrakcyjne panienki, oślepić swojego faceta, czy może lepiej pogodzić się z rzeczywistością? O wygląd można dbać zawsze, ale jest mnóstwo inny fajnych rzeczy w życiu, którymi można się zająć. Robisz problem z niczego. Wiele osób zawiesza wzrok na atrakcyjnych ludziach, a Ty wpadasz w panikę, bo Twój sobie popatrzył i do tego chciałabyś mu czytać w myślach. Ogarnij się, no chyba, że Twój facet robi to notorycznie, zapomina o Twoim towarzystwie, wykręca głowę o 180 stopni itd, zawsze można porozmawiać, ewentualnie rozstać się jeśli to powoduje takie cierpienie. Podejrzewam jednak, że przesadzasz.
  9. Ka-wa o jakiej przemocy mówisz, nawet wyrafinowanej, o jakim praniu mózgu? Na siłę usiłujesz zrobić z tego faceta narcyza. Tymczasem jego zachowanie trudno określić jako narcystyczne. Narcyz to bardzo ogólnie rzecz ujmując, osoba, która ma poczucie własnej wyjątkowości przy jednoczesnym umniejszaniu drugiej osobie. Narcyz potrafi świetnie uwodzić, owinąć partnerkę dookoła palca, zanim zacznie ją niszczyć. Oczywiście falowo, raz skomplementuje, a 10 razy poniży. W opisywanej sytuacji nie ma żadnych przesłanek, żeby tego gościa określać narcyzem, a zwłaszcza przypisywać mu jakąkolwiek przemoc. On nie dręczy, nie gnębi, nie poniża, on po prostu olewa i to od początku. To już bardziej przemocowcem w tym układzie jest autorka. To ona się wykłóca, usiłuje wymuszać określone zachowania, ma wieczne pretensje, wywiera presję itd, a wszystko po to, żeby go urobić w/g własnego wyobrażenia i wygody. Autorka cierpi, bo facet urobić się nie daje, nawet kłocić mu się z nią nie chce ? i dlatego uważa się za ofiarę przemocy? Absurd i manipulacja. A ja uważam, że sytuacja z przeszłości Loraine jest bardzo adekwatna. Po za tym, gdyby autorka dojrzała do rozstania, to by to zrobiła. Nie dojrzała, nadal ma nadzieję, szuka pretekstu, żeby tego nie zrobić i kręci się w kółko. Niech idzie wreszcie do tego psychologa i niech nie obawia się, że psycholog powie jej wprost, że jest masochistką - nie powie. Może to zrobić okrężną drogą, żeby sama doszła do tego wniosku, że to nie ten facet wyrządza jej krzywdę, bo od początku jest jaki jest, tylko ona sama to robi. Skoro nie chce być krzywdzona, niech unika sytuacji i osób, które ją krzywdzą (w jej mniemaniu).
  10. Otrzymałaś tutaj sporo rad, których nie przyjmujesz, jakiej więc rady oczekujesz, jeśli wszystko z Twojej strony jest na "nie"? W jednej kwestii zgadzam się z ka-wą; trudno odejść ofierze przemocy od toksycznego partnera. Mówi się wtedy o uzależnieniu od przemocy. Jednak ta sytuacja nijak do Ciebie nie pasuje. Twój partner nie jest toksyczny, on ma Cię po prostu gdzieś. Z Twojego opisu wynika, że Twój partner nie kocha Cię, nie szanuje i okazuje to od samego początku. Ty z kolei wykłócasz się z nim usiłując nagiąć go do swoich wyobrażeń. To już raczej Tobie można by przypisać przemoc psychiczną, bo skoro go wybrałaś, to powinnaś zaakceptować. Jeśli nie akceptujesz - odchodzisz Od czego właściwie uzależniłaś się? Ok, zakochałaś się w nim (mimo wszystko) i uzależniłaś od lekceważenia? Przecież on to robi od samego początku. Uzależnienie, jest to proces. Nie mogłaś więc uzależnić się na samym początku. Trwałaś przy nim, mimo, że robił takie świństwa, kłamał, olewał Cię itd. Obawiam się, że Twoim problemem nie jest uzależnienie, tylko desperacja...ale to też problem, jeśli zmarnowałaś aż 2 lata. Jedyną szansą dla Ciebie byłaby terapia, ale jeszcze nie spróbowałaś, a już mówisz "nie". Jakiej więc rady oczekujesz?
  11. Jemu pomóc? Nie żartuj sobie, pomóż sobie i swojemu dziecku i uciekaj z tej patologii. Dziwnym trafem piszą tu często osoby, które absolutnie nie mają dokąd wrócić, mimo, że skądś w końcu przyszły. Autorko, jeśli nie masz rodziców, to rozumiem, że wychowywałaś się w domu dziecka. Z tego, co wiem, domy dziecka pomagają swoim wychowankom w rozpoczęciu dorosłego życia, załatwiają nawet jakieś mieszkania. Może nie są luksusowe, ale zawsze to jakiś dach nad głową. Dlaczego nie skorzystałaś? Ja także proponuję dom samotnej matki. Lepsze to niż życie z takim zdegenerowanym bucem. W domu samotnej matki dostaniesz wsparcie, także pomoc prawną i być może pomogą Ci usamodzielnić się. Niestety musisz zacząć liczyć tylko na siebie, dla siebie i dziecka.
  12. Nie, ka-wa udzieliła Ci odpowiedzi jakiej oczekiwałaś, czyli bujaj się z nim nadal, odwlekaj, pytaj go o zdanie, czy możesz odejść, czy nie, bo przecież jesteś taka słaba i uzależniona od niego. W ten sposób zmarnujesz kolejne lata. Dokładnie, po co? Rozumiałabym jeszcze Twoje rozterki, gdybyście byli razem szmat czasu, wcześniej było świetnie, a nagle coś się zepsuło. Jednak Wy nie dogadujecie się od samego początku, więc kiedy tak bardzo uzależniłaś się od niego? Może po prostu lubisz takie emocje, kłótnie, godzenie się itd? ? To by potwierdzało moje przypuszczenia. W sumie facet dobrze robi, że izoluje się, gdy dążysz do kłótni, widocznie ma dosyć. To też wskazywałoby, że nie pasujecie do siebie. Chyba jednak nie jest taki samotny, jeśli znika na kilka dni, chyba nie spędza ich samotnie pod mostem? Widzę, że znalazłaś kolejny argument, żeby jednak tkwić w tym chorym związku - litość nad rzekomo biednym, samotnym facecikiem. Nic to, że on ma Cię centralnie w tyle, zawsze znajdzie się powód, żeby oszukać samą siebie i chwycić się jakiegoś pretekstu. Daj spokój, nie odchodź i tak nie masz takiego zamiaru. Chciałaś sobie tutaj po prostu poutyskiwać. Rady rodziny - złe, na forum po za ka-wą nikt Cię nie rozumie, do psychologa też nie pójdziesz, więc co począć panie premierze, co począć? ? ZOSTAĆ z tym biedakiem, starać się jeszcze bardziej, może nawet znowu uda się Wam pokłócić i wszystko będzie jak zwykłe. No nie jest łatwe, niestety trzeba by się wysilić. Problem jest wtedy, gdy komuś brakuje motywacji i silnej woli.
  13. Jakie to ma znaczenie, co on sądzi o ich rozstaniu? Jeśli autorka chce się rozstać, czemu trudno się dziwić, to opinia jej beznadziejnego faceta nie jest jej do niczego potrzebna. Facet już raz ją urobił, właściwie nie wiadomo w jakim celu, bo uczucia, ani szacunku w jego czynach nie widać. Dziewczyna od początku godzi się na byle jakie traktowanie, a Ty jej radzisz , żeby nadal kręciła się w kółko i swoją decyzję uzależniała od zdania faceta, który nią pomiata?
  14. Nie, nie zmieniamy tematu, ponieważ dyskutujemy na temat interakcji między autorem, a dziećmi jego partnerki. To bardzo istotna sprawa, jeśli chcą być razem. To nie są wybiegi manipulacyjne. Najwyraźniej jesteś zwolennikiem bata, gdy dzieciak jest niesforny. Przykre, że ciągle są ludzie, którzy widzą tylko taki sposób zdyscyplinowania dziecka. Nic nie działa lepiej na dziecko, niż wzmocnienie pozytywne. Żadne dziecko nie jest z gruntu złe. Tylko głupiec zdiagnozuje 10-latka, jako zdecydowanie złego, złośliwego i zepsutego, którego można "naprostować" tylko karą, krytyką i może jeszcze laniem. Zachowanie chłopca nie odbiega od normy, choć nie zawsze jest chwalebne (nie ma ideału), a do tego uzasadnione okolicznościami. Matka dziecka, ale też autor, osiągną znacznie więcej, gdy docenią i dostrzegą jego pozytywne cechy, które bez wątpienia posiada. Dziecku potrzeba akceptacji i pochwały. Oczywiście nie chodzi o to, żeby go chwalić za złe czyny, ale właśnie potrzeba dyplomacji (to nie manipulacja!). Znacznie więcej osiągną, gdy uświadomią chłopcu, że jest dobry i wartościowy, jednak pewnych jego zachowań nie można akceptować. Oczywiście, za przewinienia powinna być kara, ale przed nią tłumaczenie, argumenty i szansa i oczywiście przeprosiny za wyrządzone szkody.
  15. ...no i kłamał - należał mu się kop w tyłek już na wstępie, chyba, że takie zachowanie uważasz za objaw miłości ? ...pewnie robił to z miłości Nie, to wcale nie jest oczywiste, to świadczy o braku szacunku do siebie samej. Nie szanujesz siebie, nie oczekuj, że inni będą Cię szanować. Bez sensu taki związek bez zaufania, tylko, że do tego typa trudno mieć zaufanie, więc dlaczego bujasz się z nim nadal? Nie chce mi się dłużej cytować tego, co napisałaś, ale ogólnie z Twojej historii wynika, że on nie zmienił się, nadal Cię lekceważy, nie szanuje, a Ty nadal się miotasz i usiłujesz urobić go, żeby pasował do Twojego wyobrażenia kochającego faceta. Jeszcze raz spytam; ile potrzeba Ci jeszcze dowodów z jego strony, ile upokorzenia, żebyś wreszcie zrozumiała, że ten facet ma Cię gdzieś, że zupełnie do siebie nie pasujecie? Trochę Ci to zajęło... Nie przesadzaj, że nie masz pomysłu na rozstanie? Niepotrzebne są krzyki, czy nerwy, wystarczająco się z nim nakłóciłaś przez te dwa lata. Jaki sens ma ponowne bicie piany i przerabianie wszystkich krzywd i Twoich niespełnionych wobec niego oczekiwań? Facet od początku ma Cię w d***e, więc nie masz powodu, żeby cackać się z nim. Poinformuj go nawet telefonicznie, że masz dosyć, nie pasujecie do siebie i nie będziesz więcej spotykać się z nim. To wszystko, nie wdawaj się w dyskusje, żebyś za kolejny rok znowu nie powiedziała, że dałaś się urobić. Nie szkoda Ci czasu i życia na takiego faceta? Jeśli razem mieszkacie, to zależy od układu, albo Ty się wyprowadzasz, ewentualnie prosisz go, żeby on to zrobił. Naprawdę nie ma już sensu rozdrapywanie ran, zresztą on i tak nie ma ochoty Cię słuchać. Dla własnego zdrowia psychicznego najlepiej po zerwaniu uciąć kontakt, a nie kontynuować go pod pretekstem różnych ważnych spraw do załatwienia, oddawania sobie rzeczy przez kolejne miesiące, czy zwyczajnych spotkań na kawkę, bo w ten sposób możesz oszukiwać się jeszcze kolejne 2 lata.
  16. Jeszcze raz; to sprawa rodziców, nie Twoja. Mam 1,5 roku młodszego brata i w dzieciństwie czasami mu wtłukłam, gdy mnie wkurzył. Oczywiście też kłóciliśmy się o jakieś bzdury, które wtedy były dla nas ważne. Moja koleżanka prała się na przerwie w szkole z młodszym bratem, a na studiach dwie siostry, nasze koleżanki tak strasznie "żarły" się ze sobą, wyciągając publicznie jakieś brudy, że aż wszyscy dookoła byli zażenowani. No i co z tego? Tak to między rodzeństwem bywa. Od dawna mam z bratem świetny kontakt, kochamy się, wspieramy, dawno wyrośliśmy z walki o pietruszkę. Zostaw problemy między braćmi matce. W ostateczności, gdy kłótnia minie możesz rzucić jakąś mądrą uwagę w kierunku starszego, byle krótko i spokojnie. A najlepiej zacząć od komplementu np mądry z ciebie chłopiec, brat jest w ciebie wpatrzony, to przykre, że mu dokuczasz, tracisz jego zaufanie.
  17. Strasznie pozwoliłaś się zmanipulować. Dla 600 zł oddałaś maleńkie dziecko do żłobka i mimo, że widzisz fatalne tego skutki, nadal tańczysz tak, jak mąż Ci zagra. Biedne to Wasze dziecko. Nie przesadzaj, na to miałaś właśnie to kosiniakowe, a że trochę mniej? Trudno, najwyżej nie kupiłabyś sobie przez rok nowego ciucha, chyba przeżyłabyś? Naprawdę Twoje argumenty są co najmniej dziwne. Nie, to Ty głupio kalkulujesz. Mąż ma obowiązek zapewnić utrzymanie rodzinie, gdy w domu jest maleńkie dziecko. Żadna to łaska z jego strony. O jakim prezencie dla cioci piszesz, jeśli podobno nie masz rodziny na miejscu i co to za argument. Z powodu jakiegoś ciucha, czy prezentu dla cioci, skazałaś dziecko na stres, narażasz na choroby, pozbawiłaś go naturalnego pokarmu, a siebie nieocenionego kontaktu z własnym dzieckiem. Kontakt z matką w pierwszym okresie życia jest niezbędny, czyżbyś nie wiedziała o tym? Straszne i głupie jest to, co robisz.
  18. Ok, ja także jestem zdania, że kobieta powinna pracować zawodowo, choćby ze względu na niezależność i swoją przyszłość. Cały "problem" polega na tym, że to kobieta rodzi dzieci i po porodzie pracować nie może. To jasne jak słońce, jak widać nie dla każdego męża. Pozwoliłaś się zdominować i uległaś mężowi, kosztem własnego dziecka. Czy Ty boisz się męża, że nie byłaś w stanie postawić mu się? Na Twoim miejscu po prostu zwolniłabym się z tej pracy i zajęła dzieckiem. Nie chcę Cię dobijać, ale godzisz się na jego krzywdę, po to, żeby dogodzić mężowi. Domyślam się, że przestałaś karmić piersią, jak mogłaś zgodzić się na to? Przeanalizujcie budżet, na pewno nie umrzecie z głodu. Na co czekasz, dziecko jest teraz najważniejsze, a jeśli mężowi brakuje kasy, to niech bierze nadgodziny.
  19. Bardzo Ci współczuję. Uważam, że to okropne oddać 5-miesięczne dziecko do żłobka. Niepotrzebnie uległaś mężowi. Rozumiem, że 4 tyś zł +500+, na 3-osobową rodzinę, to niewiele, ale nie tragicznie. Te pół roku mogliście jakoś przebiedować. Twoje zmęczenie, jak sądzę nie wynika tylko z ciężkiej fizycznej pracy, ale też z powodu stresu na zaistniałą sytuację. Czy nie możesz zatrudnić się tylko na pół etatu? Mogłabyś więcej czasu spędzać z dzieckiem. Teraz ono jest najważniejsze, nie pozwól zdominować się mężowi. Powołując dziecko na świat musiał mieć świadomość tego, że przez pewien czas nie będziesz mogła pracować, a nie oddawać maleńkie niemowlę do żłobka. W ostateczności zacznij chodzić na zwolnienia lekarskie, nawet, jeśli zwolnią Cię z pracy, to i tak odetchniesz. Dziwię się też kobietom, które decydują się na dziecko nie mając wcześniej pracy na etacie. W Polsce nie brakuje pracy, a zasiłek macierzyński przez rok, to jednak jest jakiś zastrzyk finansowy.
  20. Uważam, że ten związek od początku skazany był na porażkę. Od dwóch lat, czyli od początku reanimujesz trupa, usprawiedliwiając się miłością do tego faceta. Sama jesteś sobie winna. Uważam, że obydwoje macie wypaczony podgląd n/t związku. On- nielojalny, skupiony na sobie i swoich przyjemnościach, nie liczący się z Twoimi uczuciami, tkwiący w tym związku prawdopodobnie z wygody, bo miłości z jego strony nie widać. Ty- zdesperowana, trzymająca się tego chłopa jak tonący brzytwy, nielogiczna, marudna, wiecznie nieszczęśliwa. Pierwszy bezsens. Początki są na ogół piękne, jeżeli od samego początku dużo kłóciliście się, był to jasny znak, że nie pasujecie do siebie. Problem w tym, że z Twojej wypowiedzi wynika, że Twoim zdaniem kłótnie w związku są czymś naturalnym. Nie są, to świadczy o niedopasowaniu. Oczywiście, w każdym związku dochodzi do nieporozumień, sprzeczek, kłótni, jeśli dzieje się to od początku i często, to j.w. - brak dopasowania. Facet był do odstrzału od samego początku. Twoja miłość do niego była chora, dlatego piszę, że sama jesteś sobie winna. Co z tego, że Ty go kochasz, jeśli on Ciebie nie. Przecież tak nie zachowuje się zakochany facet. Jesteś kolejną naiwną, która złapała beznadziejnego faceta i trzyma się go w nadziei, że ten zmieni się w fajnego i kochającego. Nic bardziej mylnego. Nie wiem dlaczego ten facet z Tobą jest, być może z wygody? Ważne dlaczego Ty z nim nadal jesteś, tylko nie pisz, że z miłości, bo chyba jesteś masochistką. Przemęczyłaś z nim dwa lata i nadal się męczysz. Po jakie licho, nadal liczysz, że on zmieni się w kochającego, czułego człowieka? Nie zmieni się, bo taki ma charakter, a po za tym nie kocha Cię. Straciłaś do niego zaufanie, co jest oczywiste. Tymczasem on nigdy Cię nie przeprosił, nie wykazał skruchy, nie zrobił nic, żeby zrekompensować Ci krzywdy, po prostu łaskawie z Tobą został oczekując odcięcia grubą linią nieodległej przeszłości. A tak się nie da. Ty nadal cierpisz, marudzisz, oczekujesz rozmów na ciężkie tematy, a on nie chce. Zresztą nikt by z Tobą nie wytrzymał. Bycie miłą, uśmiechniętą, fajnie ubraną uważasz za szczególne poświęcenie? "Normalny", znaczy dla Ciebie jęczący i marudny? Odczytujesz rzeczywistość, a nie wyciągasz wniosków. Ile Ci jeszcze trzeba upokorzeń, żeby wreszcie zrozumieć, że temu facetowi zwisasz i powiewasz. Z drugiej strony niewielu wytrzymałoby z Tobą.
  21. Poszukaj sobie pracy, choćby właśnie przekładanie towaru na półkach. Na początek wystarczy. Będziesz miała jakieś swoje pieniądze, nie zamkniesz się w czterech ścianach domu. Radziłabym jak najszybciej poszukać korepetytora z matematyki, przynajmniej dwa razy w tygodniu, a z pozostałych przedmiotów na bieżąco powtarzać materiał. Jeśli to zrobisz, to na pewno zdasz maturę w przyszłym roku. Ważna jest motywacja, systematyczność i trochę wiary w siebie. Twój wiek nie ma większego znaczenia. Wiele osób zaczyna studia w tym wieku, a nawet później, niektórzy zaczynają jakiś kierunek i rezygnują, zaczynając za rok inny. Zresztą mając 21 lat, niczym nie będziesz wyróżniać się od np 19-latków. Nie widzę też powodów, żebyś rezygnowała ze spotkań ze znajomymi. Nie izoluj się, bo za jakiś czas tym bardziej będzie Ci trudniej wrócić do towarzystwa. Nie musisz się tłumaczyć dlaczego nie przystąpiłaś do matury, ewentualnie utnij krótko pytania ciekawskich; "postanowiłam przystąpić do matury za rok".
  22. ? raczej wyświadcza niedźwiedzią przysługę - matce, dziecku i sobie. Jeśli Mateusz nadal będzie się tak "starał", to niech uważa, żeby go ojciec chłopców nie przydybał i ręcznie nie wytłumaczył mu, żeby lepiej nie zmieniał w "lepszym kierunku" jego synów.
  23. W tej sytuacji kolej na następny krok - rozmowę w trójkę. Przygotuj się do tej rozmowy, nie krzycz, nie płacz, nie pozwól się sprowokować i wyprowadzić z równowagi. W obecności męża, powiedz spokojnie jego matce, że oczekujesz, aby w ciągu np do końca tygodnia wyprowadziła się od Was i wróciła do domu. Doceniasz jej starania, ale czas, abyście zaczęli żyć, jak normalna rodzina, czyli mąż, żona i dziecko. I znowu; nie ma Twojej zgody na palenie w domu, przekładanie Twoich rzeczy i ogólnie rządzenie się. Czas, żeby mąż/ojciec zaangażował się w sprawy rodziny. Nie będziesz dłużej tolerować takiej sytuacji. Możesz wspomnieć o ewentualnych odwiedzinach w przyszłości, ale nie będziesz tolerowała tego, co dzieje się teraz w Waszym domu. To wszystko musisz im powiedzieć. Przygotuj się na atak z obydwu stron, ale nie pozwól wciągnąć się w kłótnie. Bądź stanowcza, powiedz, co masz do powiedzenia i dodaj, że nie zmienisz zdania. Wytknij też mężowi, że szkoda, że wcześniej nie zdradził się z tym, że nie odciął pępowiny, bo nie wiesz, czy związałabyś się z nim. Następnie przełóż z powrotem rzeczy tak, jak je poukładałaś, ostentacyjnie zmień firankę i powiedz teściowej, żeby nie ważyła się niczego zmieniać, niech się lepiej zajmie pakowaniem swoich rzeczy. Jeśli to nie pomoże, to następnym krokiem powinna być rozmowa z mężem (nie kłótnia) na osobności i uświadomienie mu, że jeśli nadal zamierza żyć z mamusią, to zostaną we dwoje, bo Ty dłużej tego nie wytrzymasz i po prostu odejdziesz. Na Twoim miejscu, mimo wszystko, zabezpieczałabym sobie tyły. Tzn, musisz mieć jakąś alternatywę, wyprowadzki, nie możesz powiedzieć "nie mam możliwości" i trwać w takim układzie. Niestety, ale wygląda na to, że Twój mąż Cię nie szanuje, ma gdzieś Twoje zdanie, a być może dlatego, że jest przekonany, że nie masz dokąd pójść, że jesteś od niego uzależniona. Mimo wszystko poproś rodziców, żeby przyjęli Cię z dzieckiem na np miesiąc. Może masz babcię, która by Cię przyjęła na krótko. Jeśli Twoja sytuacja się nie zmieni, to naprawdę poproś, żeby ktoś z Twojej rodziny po Ciebie przyjechał i powiesz mężowi, że wrócisz dopiero wtedy, gdy jego matki nie będzie w Waszym domu.
  24. ?, dobrze by było przypomnieć sobie także, co to jest interpunkcja. Wracając do tematu, proponuję, a nawet sugeruję ?, poradzić się w tej kwestii swojego chłopaka. On, z męskiego punktu widzenia na pewno lepiej zrozumie zachowanie Twojego kolegi.
  25. Nie wpadaj w panikę. Nie jesteś jedyną matką, która musi sobie radzić w podobnej sytuacji. Planując ślub musiałaś być już w ciąży, czyli z góry zaplanowaliście wesele, gdy dziecko będzie miało pół roku. Już wtedy powinnaś zdawać sobie sprawę z sytuacji, czyli: Większość noworodków i niemowląt płacze w nocy i początki są zawsze trudne, więc na co liczyłaś? Trzeba było zaplanować tylko uroczysty obiad, ewentualnie przesunąć termin ślubu i wesela o np pół roku, i nie miałabyś takiego stresu. Proponuję do opieki wynająć pielęgniarkę, a nie zwykłą nianię. Zatrudnić ją na początek na dwie godziny, czyli wtedy, gdy będziecie chodzić na próby tańca, czy Ty będziesz musiała załatwiać jakieś sprawy związane ze ślubem. Nie wiem, gdzie planujecie wesele, ale dobrze by było, gdyby opiekunka z dzieckiem była gdzieś w pobliżu, żebyś mogła zaglądać do dziecka. Wszystko można jakoś poukładać. Jeśli jednak czujesz, że to Cię przerasta, to przesuńcie datę ślubu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...