Skocz do zawartości
Forum

Jacobsen

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Jacobsen

  1. Co do miłośći - czułem kiedyś wielką miłość, starałem się nawet pisać jakieś wierszyki czy coś, ale to było dawno - kilka lat temu ( początki liceum ). Wiem, że potrafię głęboko przeżywać pewne sprawy, wzruszać się na filmach jak jest nastrój. Jestem wrażliwy, ale w odpowiednich proporcjach. Jeśli chodzi o wrażliwość patrzenia na świat, odbierania muzyki, filmów itp. Czasem świat mi się wydaje piękny - jednak wiem, że to tylko iluzja chwilowa. Na podwórku, czy gdzieś jak też chodziliśmy z kumplem do chóru w dawnych dziejach - nie czułem tego konfliktu, czułem się sobą - byłem szanowany po prostu, z każym mogłem pogadać, pośmiać się, powydurniać itp. Podobnie w chórze było. Natomiast w klasie został mi jakby z góry nadany wizerunek ( mówie o podstawówce i gimnazjum pierw ), i fakt, że miałem kilku fajnych kumpli, z którymi po szkole czy na przerwie było super, to przy niektórych z klasy czułem blokadę. To byli ci tzw najfajniejsi, też dziewczyn kilka, przy których się czułem marny. Normalnie jak coś mi się nie podoba i ktoś mnei obraża - reaguję. Tyle, że nie mogę czuć blokad. Nie lubię cfaniaków, megalomanów i mam ochotę takiemu człowiekowi dowalić. W gimnazjum czułem się jakby pominięty, poczułem się wtedy naprawdę bez swojej wartości - np wspomnienie o tym jak w szatni się wszyscy przebierali na ławkach, a ja wraz z kilkoma innymi na podłodze. Albo jak ktoś mnei obrażał i wtedy - co ciekawe -ledwo co ledwo, ale potrafiłem się postawić i uderzyć. Jednak w gimnazjum takich akcji było niewiele, bo klasa jakby nie patrzeć była w miarę normalna. Mam kilka dobrych wspomnień z tego okresu. Jednak jak myslę o tej szkole to przede wszystkim sobie myślę o tym jak się wtedy czułem. Mianowicie : źle, niedoceniony, zmarnowany, z chęcią opuszczenia już tej szkoły, a raczej klasy.( poza klasą miałem sporo kolegów, których poznawałem od kilku bliskich mi przyjaciół z podwórka czy skądś gdzie indziej )Jednak kosztowało mnie to mnóstwo emocji. W liceum to już był prawdziwy koszmar - zostałem jakby przejęty całkowicie przez klasę. Tu już swobodnie z nikim nie rozmawiałem. Przeżywałem koszmar, upokorzenie, utratę godności. O sukcesach nawet nie było co marzyć, żeby chociaż tak było jak w gimnazjum. Najgorszy fakt to nie był taki, że poznałem takich ludzi a nie innych, tylko to co się ze mną działo. Nie rozumiałem tego czemu nie potrafiłem być tym kim byłem w domu czy gdzie indziej. Wtedy bym się postawił i nawet z chęcią bym zwalczał ludzi, którzy dokuczają innym. Wiem to po sobie bo czasem tak w życiu potrafię się zachować - np gdzieś u kogoś na imprezie ( oczywiście najlepiej w obecności osób, które znam od lat ) ,,Ty chciałbyś, żeby Twoje emocje jednak wypłynęły z Ciebie i pokazały Ci ten cały świat w innych kolorach, ale te uczucia są tak intensywne, że skorupa jaką zbudowałeś, żeby chronić swoje wnętrze i wyidealizowany wizerunek siebie samego, nie pozwala im się wydostać " Hmm to być może prawda.
    W relacjach z innymi się boję poczucia dyskomfortu, niebycia sobą, albo tego że ktoś mnie weźmie za kogoś innego. Nie wiem czemu tak jest.
    Aa i jeszcze to - wcześniej napisałeś, że nei jestem typem, który mógłby dokuczać innym. To prawda, zawsze wolę stawać w obronie innych, być może też dlatego, że rozładuję swoje emocje i pokażę tym - co dokuczają - żeby się pilnowali. Jednak też miałem w swoim życiu epizody, gdzie potrafiłem kogoś obśmiać, zripostować, szturchnąć - nie był to mobbing, ale raczej forma chęci dowartościowania się. To były starsze czasy. Czego żałuję i tak. Śmieszne jak sobie pomyślę, że w starszych czasach - nie w szkole -bardzo lubiłem się udzielać społecznie, grałem nawet kilka razy w teatrzyku jakimś ( nie pamiętam co to było), chodziłem na pływanie itp, a w szkole prawie, że nic. Byłem pod kontrolą. Czekam na odzew!:} Chętnie jeszcze popiszę.

  2. Jak to jest, że z tysiącem humorystycznych pomysłów, no jak to bywa w tych czasach pokazania siebie w jakiś sposób jaki jestem, nie potrafię tego zrobić? Nie mam nawet zdjęcia na facebooku. Wiadomo, że można wykpić sprawę, że to błahy problem. Jednak twierdzę, że się to wiąże z patologicznym przejmowaniem się opinią czy jak? Fakt, że mam ledwie kilka osób z którymi mogę porozmawiać, powygłupiać się do woli, i kręcić z nimi parodie filmów itp, a przy innych jestem sztywny i nie w swojej skórze, o czymś źle może świadczyć. Męczące to - bo chcę poznawać nowych ludzi, a nawet jak kogoś poznam to mnie poznają nie do końca prawdziwego.

  3. Skąd się bierze u niektórych ludzi zarozumiałośc do potęgi n-tej, wywyższanie się, protekcjonalność? I jak sobie radzić z takimi ludźmi jeśli się ma przyjemność takich spotkać w grupie. Nie mogę zdzierżyć takich ludzi. Zawsze przy nich czuję się źle po prostu. Zawsze we mnie się gotuje w środku, żeby coś choć powiedzieć, ale mam blokady... Tak czy inaczej zapraszam do pierwszej części postu a później do drugiej jak już.

  4. Oczywiście w sposób 'filozoficzny', nieprzesadny. Przeraża mnie myśl o śmierci i opcja, że wtedy nastaje pustka. Owszem dużo ludzi wierzy, że coś jednak jest po niej, ja też sam wierzyłem, ale teraz to już nie wiem jakie mam zdanie na ten temat. Można być szczęśliwym, żyjąc na świecie, gdzie śmierć jest tak powszechna? Ciągle się słyszy o dramatach, katastrofach, starszych ludziach mających problemy. Dołujące to.

  5. Dobra trochę przegiąłem z tym tekstem, że to miejsce nie dla Ciebie. Jednakże powinnaś wiedzieć : gdyby się zdarzyło, że twoja przyjaciółka, ktoś z rodziny ma depresję czy jakiekolwiek spore problemy emocjonalne, nie możesz jej mówić czegoś w stylu : weź się w garść, nie bądź słaba itp. Po prostu uważam, że Twój komentarz jest nietrafiony i się zdaje, że masz blade o tym pojęcie. Pozdrawiam

  6. potrafię rozmawiać o sekretach, ale to raczej z ludźmi bliskimi. No może teraz już mniej, kiedyś nonstop. Szlag mnie trafia po prostu jak gdzieś idę z ludźmi ( neiwielu takich ) i się czujęswobodnie, śmieję się, gadam itp. A później to samo - zamknięcie w sobie. Dobra powtarzam się. Nie wiem co już powiedzieć. Chyba to, że siedzę kolejny dzień ( wolne od pracy ) i zamulam w domu, ciągle rozmyślając. Co jakiś czas film obejrzę, poczytam też o ii wojnie światowej, artykuły polityczne. Tak to nic. Tak czy ianczej polecam W imię ojca - świetny dramat. Jak ktoś nie oglądał, niech oglądnie. I jak ktoś ma dobre filmy do zaoferowania niech pisze :P

  7. Tak czy ianczej fajnie by było być sobą, takim jakim się według siebie jest ( w głowie i tych rzadkich okazjach ) cały czas. W grupie nie dam rady przebywać bo to koszmar a niektórzy potrafią. Nie wiem skąd się to wzięło . Myślę, żę juz chyba wszystko powiedziałem i mniej więcej wiadomo o co chodzi. No ...Dodam jeszcze, żę na pewno to ma wiele wspólnego z przeżyciami szkolnymi, gdzie to był koszmar. Jednakże tam jak wszedłem pierwszy raz to już po paru miesiącach znowu zacząłem się czuć sztucznie. Czyli jakbym nie miał tej dziwnej przypadłości wszystko mogłobyby pójść ok.

  8. Ta odpowiedź twoja to prawda, jednakżę ( nie wiem czy do mnie to aluzja była ), ja tak nie robię. Tak czy inaczej mój problem to z ekspozycją siebie ;społeczną,emocjonalna,charakterologiczną;. Potrafię być tak naprawdę sobą rzadko przy paru bliskich ludziach albo jakichś okazjach ( gdzie o dziwo też da radę porozmawiać z kimś ,z zewnątrz'. Tak to sięcuzję ciągle przytlóczony, sztywny, zamknięty. Sztuczny jak plastik. I to jest straszne - dlatego przebywanei dla mnie w jakiejś określonej grupie to kiepskie doświadczenie. Kiedyś jako tako potrafiłem w pewnych grupkach czuć się świetnie. Naturalnie, spontanicznie z uśmiechem. Teraz nie da rady. Wiadomo, żę wnioski są katastroficzne - brak poczucia swobody, sztuczność, brak rozwoju, poznawania nowych ludzi. Autentyczny staję się rzadko mówiłem już kiedy i jak. Po prostu koszmar. Pocieszenie jest takie, żę prawdopodobnie nie mam borderline ani depresji dwubiegunowej tylko problem z ,uzewnętrznieniem' swojego ja, jakby to powiedzieć. Czyli tak czy inaczej wypadałoby pójść do Pana/ Pani Psycholog.:/

  9. Z początku dodam, że jednym z moich ulubionych zespołów jest Pearl Jam. Polecam zwłaszcza posłuchać piosenki Nothingman, którą ja interpretuję tak, że jest ona o mnie. Otóż sprawa jest taka : porzuciłem priorytety, pracuję w robocie, za którą nie przepadam. Niemalże się nie rozwijam - ani w ukochanym sporcie, językach i innych naukach. Osobowośćiowo i społecznie - jestem trupem. Potrafię być sobą, całkowicie autentyczny i naturalny tylko przy paru osobach, chyba że w dogodnych sytuacjach np na jakiejś imprezie czy turnieju amatorskim. Tak to niemalże ciągle jestem sobą, tyle że w mojej głowie. Co do czego przychodzi - to nawet ze znajomymi, z którymi w miarę się dobrze znam nie potrafię autentycznie rozmawiać i być sobą przy nich. Jak nie ja. Wymuszone niekiedy odpowiedzi, zero spontaniczności , śmiechu. Różnie się to waha powiedziałbym , że tak od 30 do 70% Ja mojego prawdziwego ( idealnego - chyba jest takie pojęcie ) . Tyle, że jak ono ma być idealne, skoro taki potrafiłem być? A po drugie jak temu poradzić? Niebywała męka życiowa - ciężko cokolwiek zrobić, porozmawiać o filmach swobodnie,powygłupiać się i realizować swoje absurdalne pomysły, być sobą.

  10. Niektórzy z was wyciągają naprawdę zbyt pochopne wnioski.Ciężko nagle normalnie życ jak się ma zatruty umysł i przez to zatrutą osobowość niekompatybilną do wspomnień z przeszłości. To tak jakby Polska miałaby być nagle potężnym krajem, a wiemy jaką ma przeszłość. Nie mogę być tym kim chcę, czuję się dziwnie przy nowych ludziach. Tak ogólnie to pracuję i mam 21 lat

  11. Dzień dobry mam pewien problem, mam nadzieję, że nie zawracam głowy i Pani odpowie. Czuję się jak kupka niezłożonych jeszcze puzzli. Wiem kim jestem, a raczej kim powinienem być..Coś mnie blokuje przy innych ludziach i owszem czasem zdarza się, że mogę porozmawiać. Najlepiej się czuję w rozmowach z przyjacielem czy bratem a także ludźmi, których przypadkowo spotkam np na jakiejś imprezie. Normalnie to ciężko. Rzadko kiedy mogę się wykazać swoimi atutami jak poczucie humoru, spontaniczność czy ciekawość świata ( lubię bardzo politykę i nawet historię ) Dzieciństwo miałem bardoz przyjemne bez przeżyć większych ( parę wyzwisk kilka bójek - nic specjalnego ). Z rodziną zawsze w porządku. Myślę, że szkoła mnie zniszczyła, zwłaszcza klasy - nigdy się nie czułem doceniony i nie mogłem być w sposób naturalny sobą bo sięcuzłem tam zagrożony. Zwłaszcza liceum - pierwsze 3 semestry gdzie zostałem niemalże zniszczony ( patologiczna klasa chłopaki się wyzywające nawzajem ciągle, dziewczyny nie lepsze ). Oberwało mi się ostro - mentalnie, psychicznie; fizycznie nie. Nie mogłem sięwykazać w sporcie co dla mnie powinno być naturalne - najlepiej biegałem, także piłka nożna czy siatkówka...Dobrze sięuczyłem z historii, angielskiego, wosu. Wszystkie talenty i możliwości zaprzepaszczone. Wyobrażałem siebie tam, że będę żartował czy rozmawiał swobodnie jak z bratem czy z przyjaciółmi w dzieciństwie czy z gimnazjum. Nie wiem czemu to mnie spotkało, ale ,dzięki temu" nie mogę się realizować, poczuć rywalizację w sporcie, którą tak lubię, poznawać nowych ludzi.. Na dodatek przeżywam jeszcze kryzys wiaryi denerwuje mnie świat, który jak dla mnie idzie w złym kierunku ( chętnie bym się zapisał do jakiegoś stowarzyszenia - ale jak z tymi problemami mam tam iść ) Wszystko mi pójdzie dobrze, jeśli zacznę sie czuć swobodnie odblokuję, uporam z przeszłością - samemu raczej niewykonalne. Tak czy inaczej dla mnei to upokorzenie iść do psychologa... Nie wiem jak to wytrzymam. Boję się może nie samej wizyty ale faktu, że coś jest nie tak i się jeszcze ktoś może dowiedzieć. Bardzo chciałbym żyć poznawać ludzi i cieszyć się życiem! Zarabiać, uczyć się realizować sie hobbystycznie w sporcie czy graniu na gitarze ( także coś potrafię ). Niestety jakoś nie mogę. Mówiąc ogólnie wpadłem w sieć wyobrażęń o sobie ( te w liceum raczej nie były o mnie dobre, fatalne - mówię o klasie). To jaki mam potencjał charaktertu, i ogólnie możliwości nie jest zbieżny ze wspomnieniami z przeszłości szkolnej ( głównie ) Często się potrafię uwolnić spod tego jarzma i sięczuję naturalnie jak nigdy, ale niestety w dużej części przypadków się czuję sztucznie, nieswobodnie ; przez co wolę być sam w domu, tkwić w stagnacji ale czuć jakiś komfort z samym sobą i bezpieczeństwo. Boję, że jak nawet wszystko zaczęłoby się układać, to że trafię znowu gdzieś do jakiejś grupy ludzi czy to w pracy czy spotkaniu towarzyskim - gdzie się będę czuć sztucznie źle i niekomfortoo - jak nie ja. Dziwne to dość wszystko. Mam nadzieję, że Pani odpisze ( wiem, że dość chaotycznie napisane ). Dodam jeszcze od siebie, że raczej problemów nie mam ze spaniem, smutek czasem mnie dobije ale to zwykle przed spaniem - raz na kilka dni. Zwykle się czuję nieco otępiały i bez ikry, czasem mam przypływ energii, który albo minie po jakimś czasie nicnierobienia albo wykorzystam go na granie w siatkówkę czy na wyjśćie na imprezę ( oczywiście z przyjaciółmi od lat ).. Właśnie byłem na piwie i wszystko git porozmawiałem pośmiałem się , ale coś nie tak jakby...dziwne. Pewna Pani mówiła, że mam Ja idealne i realne i muszę to jakoś pogodzić ( najlepiej przez pomoc psychologiczną ). Tak czy inaczej mam nadzieję, że to nie jest borderline czy też depresja dwubiegunowa. Naprawdę czuję, że to nie jest wielki problem, ale na tyle dokuczliwy że dość ciężko funkcjonować. Nie mam stałych lęków; może co jakiś czas. Nie cierpię na bezsenność, nie mam problemów z przemoca wobec innych czy siebie.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...