Skocz do zawartości
Forum

Javiolla

Użytkownik
  • Postów

    3 610
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    41

Ostatnia wygrana Javiolla w dniu 29 Lutego

Użytkownicy przyznają Javiolla punkty reputacji!

4 obserwujących

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Kaszuby

Ostatnie wizyty

14 988 wyświetleń profilu

Osiągnięcia Javiolla

57

Reputacja

  1. Wiesz... piszesz tak bo trochę ją usprawiedliwiasz 😉 Być moze dlatego, że czujesz jakbyś w swoim życiu troche stała w jej roli. Owszem, mama kochała mnie na swój chory sposób, ale dziś wiem, że to nie była zdrowa miłość lecz uzależnianie emocjonalne swoich dzieci oraz współuzależnienie od alkoholika. Mama do dziś nazywa miłością uzależnienie emocjonalne i nadopiekuńczość jaką stosowała i stosuje do dziś 😉 Ja nie będę mamy usprawiedliwiać, choć jestem w stanie zrozumieć, że robiła tak jak umiała zatracona w swym marazmie. Ale zrozumieć, to nie to samo co usprawiedliwiać. Nie ma usprawiedliwień dla krzywdzenia dzieci! Mój ojciec był alkoholikiem. Jego stosunek do mamy to nienawiść, do nas obojętny. Nie rozstali sie nigdy. Jak mi przykro, że Twoja córka się tak czuje, rozumiem ją. Zacznijmy od tego, że Ty raczej męża nie kochasz bo wg mnie to uzależnienie emocjonalne (jak u mojej matki). Albo kochasz wspomnienie jego jakim był, a nie jego dziś, tu i teraz. A więc nie kłam córce (tak ja to widze). Wiesz jak ona będzie postrzegać miłość? Jako cierpienie, ponizanie, poświęcenie i żebranie o uwage. Czy chciałabyś aby ona kiedyś sie tak zachowywała wobec męża, który jej nie szanuje? I ciekawi mnie czy naprawdę za nim tęsknisz? Za czym, za krzykiem, poniżeniem? Czy raczej tęsknisz za nim jaki był kochany kiedyś, bo to jednak różnica. Tak jak jest dzisiaj między Wami, tak nie wygląda miłość więc nie dawaj córce błędnego przykładu i obrazu miłości! Wyczuwa sie z tej rozmowy prośbę córki byś odeszła od męża (nawet jeśli to było wypowiedziane z złości).... a ja przypominam sobie gdy moja mama ignorowała moje uczucia.... obawiam sie, że Twoja córka czuje sie tak samo w tych momentach. Fakt, że nie chce niby rozstania, bo dziecko niestety ma taką psychikę, że kocha rodzica nawet gdy jest krzywdzone. Ja tez nie chciałam by rodzice sie rozstali, ale z drugiej strony pragnęłam spokoju, miłości, ciszy. To było 100 razy większe pragnienie niż taki ojciec w domu. Mówiłaś córce, że kiedy przesadzi to odejdziesz... a wg Ciebie kiedy będzie ta przesada? Gdy uderzy? Kiedy będzie to przekroczenie granicy? Z tego co piszesz to on już dawno przesadza, a więc wg mnie to nie o to chodzi. Chyba bardziej chodzi o Twoją gotowość do odejścia. Raczej powinnaś jej powiedzieć prawdę, że nikt nie ma prawa tak traktować drugiego człowieka, że za dużo sobie pozwalasz, że powinnaś odejść już jakiś czas temu bo dawno przesadził, ale nie jestes na to gotowa 😉 Wg mnie trochę woalujesz prawdę swojej córce. Ona jest juz w takim wieku, że umie kalkulować, wyciągać wnioski, decydować sie na lepsze rozwiązanie, no i widzi prawdę choć jeszcze jej nie rozumie. Ja też zrozumiałam dopiero w dorosłości 😉 W takim razie zapytaj go wprost czy dać mu wolność? Czy jednak chce poprawić to nad czym tyle lat wspólnie pracowaliście (i tu przypomnij mu wszystko)? Daj mu czas np. 3 m-ce a potem ma dać odpowiedź. Jesli wybierze wolność, to składasz o rozwód. Jeśli chce poprawić Wasze relacje, to zapisujecie sie na małżeńską terapie i naprawiacie. A jeśli po tym czasie nie da odpowiedzi, to sama dasz mu wolność, skoro tak jej pragnie. Agnieszko... nie zmienisz go na siłe - naprawde! Nie czekaj też w nieskończoność na jego zmianę. Szanuj sie kobieto!
  2. Odbierałam to jako egozim, że nie dba o mnie dostatecznie dobrze, że mogła zrobić więcej ale nie zrobiła. Że nie liczyła sie z moim zdaniem, moim dobrem, spokojem itp. Czułam się w pewnym sensie zaniedbana, zignorowana, nieważna, gorsza, niekochana. chciałąm zniknąć, umrzeć, byle by tlyko nie żyć w takim domu. Mając jakieś 12-14 lat prosiłam z płaczem by nas mama oddała do domu dziecka, jeśli nie chce odejść od ojca. To daje obraz jak źle się tam czułam.... że wolałam dom dziecka. Oczywiscie jedyne co mama zrobiła to opieprniczyła, że co ja wiem o życiu, ze nikt by nie chciał domu dziecka itp. Czyli znów moje uczucia zostały zignorowane 😞 I słusznie. A co on na to? W tym ambaras aby dwoje chciało na raz. Na siłe nikogo nie zmienisz. Może on sie zgodzi na wspólną małżeńską terapie. Jeśli nie to znaczy, że nie chce polepszenia, nie chce odbudowania relacji. Wtenczas pozostaje samej zadbać o swoją psychikę, o dzieci, wzmocnić się, przygotować do odejścia. Cóż... dzieci nie są głupie, mają swój rozum. A mąż zamiast sie wykurzać powinien to przemyśleć. A wkurza sie bo jest taki jak oni, nawyki wziął z domu rodzinnego, przykład szedł z góry. Toteż niechęć córki do jego rodziców odbiera personalnie, odbiera jakby to była niechęć do niego. Ale niech tak dalej postępuje... to na tę niechęć dziecka faktycznie zapracuje 😉
  3. Cóż, dziecko jest częścią Twojego życia, bo to Twoje geny a więc część Ciebie.... czy jej się to podoba, czy nie 😉 Relacje buduje się całe życie, od maleńkości, a więc jeśli teraz nie zbudujesz relacji dziecko-ojciec to w dorosłości nie będzie chciało Cię znać. Obstawiam więc, że nowa partnerka nie ma pojęcia o wychowaniu a do tego jest zazdrosna. Czuję sie mniej ważna w obliczu Twojego dziecka. Niestety ale tak wygląda związek z kimś kto ma dzieci. jesli jej się to nie podoba, to musi odejść 😕 A co masz myśleć? Nie chcesz dzieci, a ona chce i w dodatku będzie chciał by Wasze dziecko było ważniejsze od Twojego. Fakt, że taka relacja nie ma sensu, tu nie ma co owijać w bawełnę. Trzeba poważnie pomyśleć co dalej... Słusznie, tez by mi się paliła. Jakakolwiek zazdrość jest wynikiem niskiego poczucia wartości i ważności, poczucia gorszości. Jesli już teraz mówi takie rzeczy, zabrania kupowania prezentów to co będzie za ileś lat, gdy będziecie mieli ewentualnie wspólne dziecko. Będzie Ci robić awantury, że dzielisz czas na dwoje dzieci? Będzie kazała wybierać, które dziecko ważniejsze? Wakacje też mozna podzielić na dwie części i część spędzić z dzieckiem, drugą część z partnerką. Albo takiej, która nie chce/nie może mieć dzieci. To może byłaby skłonna pokochać jego dziecko jak swoje.
  4. W takim razie nie używaj określenia, ze ogromnie go kochasz, bo tak nie wygląda miłość. Raczej jest to ogromne uzależnienie emocjonalne. Ale ważne, że zdajesz sobie z tego sprawę, to już masz zrobiony mały kroczek do przodu. Trochę pokrętne myślenie, ale w sumie typowe dla osób uzależnionych emocjonalnie. Nie chcesz im fundować rozwodu, ale chcesz fundować to co mają teraz? A co dzieci na te przygotowania do rozwodu? Jak sie zapatrują? Droga Agnieszko.... Przykro mi, że to napiszę ale muszę bo się uduszę 😉 Ty już robisz im krzywde.... Jesteś w patowej sytuacji, bo cokolwiek zrobisz będzie jakaś krzywda, jakieś ofiary, ból, płacz i cierpienie. Nie unikniesz tego. Dlatego trzeba wziąć kartkę i długopis i szczerze bez wymówek oraz oszukiwania samego siebie, wypisać plusy i minusy obu sytuacji. Ja widze jednak więcej plusów na opcje odejścia, bo pokazujesz dzieciom, że jednak nie jesteś taka słaba za jaką Cię prawdopodobnie mają. Ponadto dajesz im przykład, że można się wyrwać z nieszczęścia, że warto zadbać o siebie, swoje szczęście. A zostając w tym związku, będąc dalej i bardziej nieszczęśliwa-jakie masz plusy? Proponuję jeszcze poszukać fundacji, która zajmuje się przemocą w rodzinie. Moze tam są jakieś mitingi, spotkania motywacyjne, wspierające. Zauważ, ze leczyć sie mozesz kilka lat i zamierzasz tyle czasu w tym tkwić? W takim razie dzieci doczekają sie pełnoletności, a Ty nadal nie będziesz gotowa. Gdy moja mama poszła kiedyś na terapię, powiedziano jej, że najskuteczniejsza będzie gdy odejdzie od męża, bo jak długo w tym bagnie siedzi, tak długo będzie się leczyć... czyli wiecznie, do usr*nej śmierci. Jesteś pod opieką psychiatry i być moze będzie pod opieką psychoterapeuty (jeśli psychiatrę poprosisz o skierowanie na terapie), bo to mąż doprowadził do takiego Twojego stanu. W końcu obaj (psychiatra i terapeuta) będą to mieli wpisane w karcie pacjenta. Zawsze mogą wydać opinie do sądu. poza tym, skoro maż zgadza sie z Toba w tej jedynej kwestii, czyli nie obracania dzieci przeciwko sobie, to i w czasie rozwodu nie powinien tego robić. Możecie być dobrymi rodzicami, nie mieszkając razem, nie będąc małżeństwem. Znam niejedną parę po rozwodzie, która nie kłóci sie w kwestiach dzieci. Mniej sie bój, a wiecej myśl pozytywnie! A doraźnie, zanim dostaniesz skierowanie na terapię, możesz dzwonić lub udać sie do swojego oddziału Centrum interwencji kryzysowej. Wysłuchają, a nawet mogą skierować Cię na wizytę do psychologa. Mają tez swoich doradców w zakresie prawa więc nawet mogłabyś sie doradzić w sprawach rozwodu. dostać jakieś wskazówki na przyszłość, jak sie przygotować, jakie argumenty, dowody itp.
  5. A teraz nie boli? Poza tym trochę poboli i zaczniesz być szczesliwa, a z nim już prawdopodobnie nigdy nie zaznasz spokoju, szczęścia, czy nawet szacunku. I jeszcze ważna rzecz: ja nie widze tu miłosci, a uzależnienie emocjonalne. Poczytaj sobie o tym. Miłość tak nie wygląda - przykro mi. Przebaczysz ewentualnie dopiero po odejściu i ogarnięciu się. Teraz - póki z nim jesteś- nie ma to sensu, bo będą powstawać nowe powody do wybaczenia. I o to właśnie chodzi. Ponadto dajesz dzieciom przykład na przyszłość, że można kobietę/zonę poniżać, że kobieta/żona musi wszystko znosić. Czy chciałabyś aby Twoje dzieci idąc śladem Twojego wychowania dały się kiedyś komuś tak traktować, jak Ty dajesz mężowi? Uwierz mi (jako dorosłej córce, której matka nie chciała odejść od ojca), że tracisz autorytet w oczach dzieci będąc taka słaba. Moze dzieci będą miały kiedyś do Ciebie żal, że dawałaś sie tak ponizać a one musiały na to patrzeć. Zauważ, że to dla nich okropna trauma. Pomyśl o tym poważnie, nie możesz tak żyć!
  6. Od jak dawna? Jakaś diagnoza, leki? Co mówi psycholog? Najstraszniejsze w tej całej historii jest to, że zadajesz takie pytania, a nie w jaki sposób się od niego uwolnić? Jak zadbać o siebie? Nie przesadzasz jesli chodzi o jego zachowanie, ale ogromną przesadą jest to, że tyle lat tkwisz w tym bagnie i w dodatku z dziećmi. Zawsze najbardziej żal dzieci, bo one cierpią, mają zły przykład. Myślałaś kiedyś o tym?
  7. Sugerowałam Tobie to kiedyś. Powtórzę więc i teraz.... wg mnie on wcale tego mieszkania nie szuka. Ściemnia Ci i tyle. Sama szukałam mieszkania mojej mamie więc wiem jak jak to jest. Do tego zastanawiające jest, że teraz wynajmuje ze współlokatorem-tak? Mieszkając z Tobą tez będzie wynajmował na spółkę, a więc o co chodzi? Wg mnie on po prostu nie zamierza z Tobą mieszka. Być moze ten współlokator to jego zona lub partnerka, dlatego nigdy nie mogłaś do niego pójść. Anusiu... ja moge doradzić, ale obawiam się, że nie takiej rady oczekujesz 😞 Wg mnie on Cię oszukuje i okłamuje, a Ty będąc w desperacji bo bardzo chcesz sie wyprowadzić od rodziców, nie chcesz tego dostrzec. Napisze co ja bym zrobiła. Po pierwsze... poprosiłabym by partner zabierał mnie ze sobą na spotkania w sprawie zakupu mieszkania. Skoro macie wspólnie zamieszkać, jeśli planuje z Tobą wspólną przyszłość to nie powinien odmówić. Co ma to na celu? Otóż sprawdzenie czy w ogóle szuka 😉 i jakie ma kryteria, jakie oczekiwania itp. Moze zaproponowałabym, że mu pomogę szukać (co dwie głowy to nie jedna). Nie ma nic niestosownego w tym by wspólnie szukać mieszkania wszak partnerzy tak własnie postępują. Gdybym wyczuła, ze się wymiguje, że ma coś do ukrycia to pojechałabym bez uprzedzenia do jego mieszkania. Zobaczyłabym z kim faktycznie mieszka. Nie trafiłabym raz, to próbowałabym drugi i trzeci... do skutku. Gdyby się okazało, że faktycznie mieszka z kolegą, to spytałabym czy to prawda, że nie pozwala nikomu przychodzić? Spróbowałabym tego człowieka poznać, by zorientować sie czy partner mi nie nakłamał. Hmmm... nie wiem czy dobrze zrozumiałam, bo pisząc bez znaków interpunkcyjnych czasem trudno sie połapać. Ale idziesz do psychiatry sie doradzić w tej sprawie?
  8. Javiolla

    Trudny wybór

    A mnie zdziwił tytuł tematu, bo tak naprawde to jest bardzo prosty wybór. Ktoś mnie nie szanuje(?)- to do widzenia. Trudne to jest uwolnienie się od uzależnienia emocjonalnego w jakim autor prawdopodobnie żyje.
  9. Javiolla

    Trudny wybór

    Widać, że masz niskie poczucie własnej wartości, gdyż się nie szanujesz. Po co? Logiczny i zdrowy argument poproszę. Wali w rogi Was obu, z tym że on pewnie nic nie wie, a Ty pozwalasz na ponizanie Ciebie. Jesteś trzecim kołem u wozu, co Ty jeszcze z nią robisz??? Nie mozesz zabraniać, ale możesz sam zdecydować by odjeść, póki zostało Ci choćby krzta honoru. Masz powód do złości, ale ona Tobą manipuluje. Widzi jakie z Ciebie "kluchy" (wybacz za wyrażenie, ale tak to wygląda), a więc robi z Ciebie d*rnia, bo wie że moze na*rać Ci na głowe, a Ty ją jeszcze przeprosisz, że pada deszcz. Wyraziłam swoje zdanie wyżej. Myśle, że jesteś niepewny siebie, z niskim poczuciem wartości, dajesz sie manipulować, nie szanujesz samego siebie, brak Ci honoru i dumy. Przepraszam, że tak szczerze piszę... zważywszy na Twoją depresję. Nie odbieraj tego jako krytykę Twojej osoby, ale otworzenie oczu na kwestie, których nie widzisz. Coś sprawiło w dzieciństwie, że jesteś taki podatny na manipulacje, że nie masz pewności siebie, nie lubisz siebie (jak domniemam), dajesz sie wykorzystywać, oszukiwać i nie szanować. Warto poprosić psychiatrę o skierowanie na terapie, bo problem będzie sie powiększał jeśli ktoś nie pomoże Ci znaleźć przyczyny Twojego zachowania, ktoś nie uzmysłowi źródła oraz gdy nie zaczniesz nad sobą pracować.
  10. Najlepiej będzie jeśli przedstawię Ci swoją sytuacje wskazując na błędy jakie robiłam na samym początku. Jestem ponad 20-letnią mężatką. Zostałam wychowana w nadodpowiedzialnosci więc długo nie zdawałam sobie sprawy, że robię błąd biorąc wszystko na swoje barki. Mąż rozpieszczony przez mamusie pierworodny i jedyny syn, sam się przyznał że nie musiał w domu nic robić, bo matka i siostry go we wszystkim wyręczały. Wtedy mi to nie przeszkadzało, bo jako młoda miałam dużo zdrowia, sił, głupiej nadziei i złudzeń. Prawda jednak jest taka, że się wkopałam. Pozwalałam na to, by wyuczona bezradność i wygodnictwo męża powiększało się. Pochodziłam z domu alkoholickiego więc unikałam kłótni, nie miałam siły przebicia z racji niskiego poczucia własnej wartości. Bałam się "nauczyć" męża czegokolwiek, stawiać mu granic, bo to kojarzyło mi się z kłótnią i awanturą, których miałam multum w domu rodzinnym. Myślałam, że jakoś to będzie, wmawiałam sobie że nie jest tak źle i oszukiwałam siebie, że jeśli mnie kocha to ostatecznie się zmieni. Dziś wiem, że byłam po prostu głupia-taka jest prawda. Obecnie mam samoświadomość, mam właściwe poczucie wartosci, umiem stawiać granicę i dbać o siebie. Stale jednak nad sobą pracuje, bo to nie tak, że sie osiągnęło cel i można spocząć na laurach 😉 Dlatego zdaję sobie sprawę, że powinnam była od początku być twardsza, nawet kosztem ewentualnych sprzeczek. Jeśli byłoby ich za dużo, albo przeradzało sie w awantury to by jedynie oznaczało, że nie jesteśmy dopasowani i trzeba sie rozejść. Tłumacze nieraz mężowi, że mimo iż go przyzwyczaiłam do wygody, nicnierobienia (lub niewiele robienia), braku odpowiedzialności to warto by sie jednak zaczął uczyć odpowiedzialności, samodzielności i poradności. Podaję mu następujące argumenty: gdy zostanie sam np. ja pójde do szpitala (a była taka sytuacja) to nie będe mogła nawet spokojnie chorować. Idąc do szpitala przed wyjazdem zamartwiałam sie co mój nieporadny mąż będzie jadł bo nic nie umie sobie ugotować, a matka wiecznie żyć nie będzie 😉 Nie umie włączyć pralki więc drugie zmartwienie czy sobie upierze. Niby pokazałam obsługę pralki, ale on sie zachowywał jak małe dziecko, jakby nic nie ogarniał. I trzecie zmartwienie co z zakupami, bo on nie wie gdzie sie co kupuje, a nawet jaki chleb zjada. Nie wie jaki płyn do czego i nawet ciężko przeczytać, bo przecież ja jestem pod ręką i mogę wskazać palcem. Odkurzy mieszkanie tylko jeśli mu powiem, sam od siebie niekoniecznie bo wg niego nie ma bałaganu. Nie pościeli łóżka bo po co, w końcu za kilka godzin i tak idzie spać. Ja jednak sądze, że to wszystko to zwyczajne wygodnictwo. Nigdy nie musiał sprzątać, gotować, prać i robić zakupów. To nie była jego dziedzina, nie jego brocha. Ja to wszystko brałam na siebie. Podobnie jesli chodzi o pamięć o urodzinach i kombinowaniu co kupić na prezent. On nie ma pojęcia kiedy kto ma urodziny i co by kupić na dany wiek. Inna kwestia to rachunki. Nie wie jakie i kiedy zapłacić i w jaki sposób. Nie zna bakowości elektronicznej, bo na co mu to skoro ja wszyskto opłacam i kupuje przez internet. Nawet nie ma karty płatniczej, bo po co mu... przecież ja robię wszystkie zakupy 😕 A czasem to co on chce dla siebie kupić to moze płacić gotówką. On tak naprawdę w ogólnym znaczeniu nie jest ciapą, bo w swoim fachu jest dobrych specem, bo w sprawach swojego samochodu to on doskonale wie żeby opłacić polisę czy zrobić przegląd. Umie nawet coś sam naprawić. Ale tylko dlatego, bo musi jeździć autem do pracy, to jego samochód, a ja sie na tych sprawach w ogóle nie znam i tę jedną sprawę zepchnęłam całkowicie na niego. Wiedział, że nikt tego za niego nie zrobi. A więc mam dowód na to, że umie, że mógłby, ale... jego częste powiedzenie " po co?". No moze choćby po to, abym mogła ze spokojnym sercem iść do szpitala, wyjechać do rodziny. Bo ja nawet umrzeć sie będę bała, z obawy że mąż sobie nie da beze mnie rady? Albo choćby po to, by mnie odciążyć (skoro mnie kocha), bo ja tez chciałabym powiedzieć, że to nie moja sprawa, nie moja brocha, zmęczona jestem, a tak w ogóle to po co... skoro ktoś to moze za mnie zrobić. Zauważ, że ja jeszcze nie wspomniałam o dzieciach 😉 Tu oczywiście tez wszystko na mojej głowie, bo on przecież wychodzi o 5-tej, wraca o 18-tej i jest zmęczony. A w weekend przecież on sie nie zna na przewijaniu i go to obrzydza ( a ja jestem przyzwyczajona więc on problemu nie widzi abym to dalej robiła sama). I tak całe dziecięce życie.... po co ma się na czymś poznać, skoro ja to wszystko świetnie ogarniam. Opowiedziałabym Ci jedną historie z dzieckiem, ale nie chcę zbędnie przedłużać 😉 A gdy dziecko dorośnie to on się biedaczek uraża, że dziecko nie ma z nim takiej relacji jak ze mną heh. Tylko relacje buduje sie całe życie, nad relacją sie pracuje całe życie, a wychowanie nie polega na tym, że oddam dziecko na wychowanie temu kto jest do tego przyzwyczajony i lepiej ogarnia. Prawda jest taka, że teraz już go nie nauczę, bo przyzwyczaiłam do takiego modelu małżeństwa. On po ponad 20 latach nie rozumie o co mi chodzi, bo tyle czasu mi to odpowiadało, a teraz nagle nie? Po raz kolejny sprawdza sie powiedzenie, że ludzie nas tak traktują jak im na to pozwalamy. Dziś jestem na etapie psychicznym, że czuję się przeładowana, przepracowana w sensie organizacyjnym. Czuję się taka jakby przywalona wszystkim, co brałam sobie na głowe przez ponad 20 lat. Dlatego obecnie mam na wszystko wylane. Robie tylko to co niezbędne (jak sie nie podoba moze to zrobić sam), nie mam oporów by mężowi mówić co ma zrobić, choć często słyszę niezadowolenie lub rozkładanie rąk jak u dziecka. Nauczyłam się stawiać granice pomimo jego niezadowolenia, bo jeśli mu się nie podoba to może sie spakować i wynieść... albo ja go spakuję skoro on wygodny i sam nie moze 😛 Gdybym mogła cofnąć czas z obecną świadomością i wiedzą jaką dziś posiadam, to próbowałabym od początku męża nastawić na tryb współpracy. Wszak partnerstwo nie polega na tym, że jedna osoba robi prawie wszystko, a druga tylko to co wygodne. Dobrze jest nie pokazywać, że się wiele umie, że sie jest zorganizowanym i odpowiedzialnym za wszystko, bo inni to wykorzystują (zarówno w pracy jak i w domu). Stosuję też wobec niektórych sytuacji zasadę, że jeśli mąż nie chce czegoś zrobić to zlecam to fachowcowi, a mąż za to zapłaci. Nie chce mi czegoś naprawić, to kilka moich próśb a potem idzie w jego strone informacja, że znalazłam fachowca, kosztuje to tyle i tyle i jutro go wzywam, albo jutro zanoszę do serwisu. Najczęściej mąż sie oburza, że szkoda kasy, że po to tyle pieniędzy tracić, marudzi/zrzędzi i robi to sam. Ale... nie było tak zawsze. Na początku próbował mnie zbyć, że on to jutro zrobi, a ja twardo, że jeśli nie zrobi to po jutrze bez uprzedzania np. zanoszę do serwisu. Heh... nie wierzył, ale gdy zrobiłam tak konsekwentnie ku jego zaskoczeniu i wkurzeniu (poczucia straty kasy), to się nauczył, że ja nie żartuje w takich tematach. Tego typu podejście powinnam była mieć na początku naszego partnerstwa, może wtedy było by mi lżej. Choć wg mnie szału by i tak nie było 😉 Podejrzewam, że to co wyniesione z domu rodzinnego nie da się zmienić w 100%. Na końcu chce wyraźnie zaznaczyć, że zawsze byłam przeciwna określeniom "wychowaj sobie męża/żonę". Jednak w temacie jaki omawiamy to idealnie pasuje i niestety ma rację bytu. Jeśli nie został wychowany przez rodziców, to kto ma go teraz wychować? Domyślam się, że kobieta chce mieć w partnerze oparcie, poczucie bezpieczeństwa, a nie duże dziecko lub księciunia. Obawiam się jednak, że musisz się "pobawić" w nauczycielkę albo matkę nieporadnego dziecka, aby cokolwiek sobie "ugrać". Przepraszam za to sformułowanie. I trzeba nad tym pracować jak najwcześniej, im później tym trudniej. Przykro mi, ale tak to wg mnie wygląda.
  11. No własnie... największy błąd. Sama go popełniłam. I niestety muszę powiedzieć z całą pewnością, że lepiej nigdy nie będzie, a jedynie gorzej z każdym rokiem. Teoretycznie miał racje. Ja się w ogóle nie interesuję samochodem, którym mąż jeździ. Na jego głowie są przeglądy, naprawy, opłaty, ubezp. Ja mam inne opłaty i sprawy na swojej głowie. Ale jeśli on nie ma nic innego na głowie to już jest inna bajka. Hmmm z mojej obserwacji rodziny i pogawędek z koleżankami i kobiet z pracy, jasno stwierdzam, że to u mężczyzn dość powszechne. Nie znasz powiedzenia, że gdy mężczyzna mówi, że coś zrobi-to zrobi i nie trzeba mu co roku przypominać 😉 ? Skądś się to powiedzenie wzięło-prawda? Ogólnie dużo mężczyzn jest wygodna, żeby nie użyć słowa leniwa, bo to mogłoby być przegięcie. To już wiesz po kim syn to ma. Brak asertywności, niskie poczucie własnej wartosci, brak pewności siebie. To jest wg mnie przyczyna. To nie musi mieć związku z wychowaniem z samymi babami, bo jak pisałaś wcześniej... jego siostry potrafią załatwić. Moim zdaniem powodem jest to co opisałam wyżej, czyli brak asertywności, niskie poczucie własnej wartosci, brak pewności siebie. A to juz z kolei mogło być wynikiem braku ojca. Wierzę i rozumiem doskonale, że jesteś zmęczona, też tak mam. Z tym, że ja ze swoim jestem 28 lat 🤪 I teraz wyobraź sobie jego... nazwijmy to "nieporadność", gdy urodzi się dziecko, albo dzieci. Jeśli jesteś zmęczona już po 3 latach, to jak będziesz wykończona po 20 latach? Nie wiem co Ci doradzić... moge jedynie podzielić sie refleksjami z własnego doświadczenia. Moze da Ci to coś do myślenia. Zainteresowana?
  12. Wszystko niestety jest możliwe w dzisiejszych czasach. A jak się zakończyło? Napisz. Cóż, to nie jest forum prawne, a najlepiej doradziłby Ci prawnik. Jeśli nie miałaś takiego na rozprawie, a jeszcze sie sprawa nie rozstrzygnęła to najlepiej sobie wynająć lub przynajmniej umówić się na darmowe porady prawne, które są w każdym dużym mieście.
  13. No i co w związku z tym, że sie odezwał? Czegoś oczekujesz? Przyjaźni damsko-męskiej nie ma, zawsze się wkradnie seks albo miłość jednostronna. Znajomymi będziecie nadal, przecież możecie sobie mówić "cześć" na ulicy. Rozstanie nie oznacza udawania, że się nie znacie 😉 Ja bym życzyła wszystkiego dobrego, dużo szczęścia i zamknęła bym za sobą drzwi tego związku.
  14. Nie dotrzesz. Czas zacząć żyć własnym życiem. I nie musisz się pytać rodziców, nie musisz ich słuchać. Jesteś dorosła, zachowaj się więc jak dorosła, spakuj walizki, wyprowadź sie i zacznij żyć po swojemu. Droga Anusiu, akurat ja Ci doradzałam w poprzednim wątku, ale z tego co kojarzę moje rady Tobie nie odpowiadały. Przykro mi z powodu rodziny, ale jej nie zmienisz i czas to w końcu pojąć! Po prostu przestań sie tłumaczyć. Wcale nie musisz tego robić, a robisz tak bo Cie tego nauczyli. Ale NIE MUSISZ, naprawdę. Mozesz być bardziej asertywna wobec nich. Jedyne co można to wyprowadzić sie na wynajem i zacząć żyć po swojemu, jesli partner nadal nie znalazł odpowiedniego mieszkania. Ale z tego co pamietam ten pomysł nie był wg Ciebie dobry. A jestem przekonana, że to jedyny najrozsądniejszy... Czasem nie ma wyjścia i trzeba wszystko postawić na jedną kartę.
  15. A skąd wiesz, że nikt nic nie robi? Moze robią prywatnie/indywidualnie, np. zgłaszają do sądu, lub do wyższych instancji medycznych? Ja nie mam kogo chronić, bo trafiłam na dobrego specjalistę, w dodatku na NFZ 😉 Chodziłam na terapie 2,5 roku i byłam bardzo zadowolona. Znałam taką osobę, ale nie wiem czy zechce sie ujawnić. Sporo przeszła i pewnie nie ma ochoty do tego wracać. Moge jej podesłać Twój temat, ale nie będe do niczego jej namawiać. Co innego gdyby dotyczyło to tego samego specjalisty, bo wtenczas można by złożyć wniosek zbiorowy do sądu, moze byłoby to większą zachętą. Natomiast sam ruch oporu-jak to nazywasz- to może być za mała motywacja.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...