Skocz do zawartości
Forum

nl30

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Miasto
    Konin

Osiągnięcia nl30

0

Reputacja

  1. Byłem u psychologa jak wspominałem (w zasadzie to Pani psycholog ale to chyba bez znaczenia) to spotkanie było i bolesne i budujące. Dużo mi uświadomiła rzeczy których nie dostrzegałem (nie chciałem dostrzegać) zarówno w oparciu o moją relację zarówno z nim jak i z kobietami z czego wynika w skrócie: -jestem zaborczy i zazdrosny (zawsze muszę postawić na swoją rację)i to było w zasadzie powodem końca większości związków, -jestem wybuchowy jeżeli coś nie idzie po mojej myśli i agresywny (słownie wobec najbliższych), -zawsze muszę stawiać na swoim jeżeli mi się nie udaje reaguję złością (to prawda, w życiu raczej większość planów mi wychodziła, wybór szkoły, praca itp.) w zasadzie największy mój -nie pozostawiam mu strefy prywatności, przestrzeni dla siebie (zdziwiło ją że jeszcze nie wycofał się i nie zaprotestował przeciwko temu) zawód o którym wspominałem z młodości i który najmocniej przeżywałem to była nieodwzajemniona miłość, zakochanie, to była moja pierwsza duża w życiu porażka, To tak w skrócie podsumowując, powiedziała, że jeżeli chce się upewnić to mogę iść do seksuologa dla swojego komfortu psychicznego, ale ona nie widzi powodów jej zdaniem nasza relacja z mojej strony nie ma podtekstu seksualnego i nie dostrzega we mnie nic związanego z orientacją homoseksualną. Co jeszcze, tak jak pisałem jestem osobą śmiałą i charyzmatyczną, ale co także jest prawdą w dzieciństwie miałem wiele kompleksów (krzywy zgryz, wyśmiewanie w szkole przez dzieci), oprócz tego dostrzegła u mnie zaburzenia nerwicowe (to też prawda miałem z tym problemy związane z problemami z sercem). Jej zdaniem zbudowałem sobie gruby pancerz, ale w środku nadal mam bardzo uczuciową naturę (z tym nie do końca się zgadzam w tym momencie). Inne rzeczy z tych o których wiedziałem to pracoholizm (tego jestem świadomy). Co jeszcze dostrzegła, że stawiam dobro przyjaciela nad swoim i nad tym muszę popracować, bo to ja jestem ważniejszy. Kolejna rzecz to to, że żyję przeszłością i lubię rozmyślać nad tym co było co także muszę zmienić. Generalnie podsumowując to mam spory bałagan do posprzątania w mojej głowie co będzie trudne, ale jak najbardziej do zrealizowania. O pozytywnych cechach nie wspominam (zresztą prosiłem by przekazała mi to wszystko wprost bez owijania w bawełnę) bo to w tym kontekście nie ma znaczenia. Najtrudniejsze chyba w tym wszystkim to fakt, że jej zdaniem o preferencjach przyjaciela powinienem z nim porozmawiać i tego się boję, proponowała też spotkanie razem bądź osobno z nim (albo z innym psychologiem mężczyzną, ze względu na trudność jego otwierania się w stosunku do kobiet). Kiedyś już próbowałem zaproponować mu wizytę u psychologa (po rozstaniu kiedy był w kiepskim stanie psychicznym) ale w żaden sposób nie mogłem go do tego namówić. Oczywiście to tylko wstęp, bo zamierzam kontynuować spotkania z nią. Podsumować mogę tylko tak, bardzo żałuję że dopiero tak późno zdecydowałem się na wizytę, na ten moment postanowiłem skupić się na pracy nad sobą przede wszystkim dla siebie, ale i dla niego. Po tym spotkaniu poczułem się jakby spadł ze mnie jakiś wielki głaz, jakby ktoś spuścił powietrza z balona który jest napompowany i ma zaraz pęknąć. Psychicznie znacznie lepiej się czuję, jedynie co to fizycznie zmęczony tymi dniami ostatnio. Jeżeli chodzi o zrywanie kontaktu to podobno najgorsze co mógłbym teraz zrobić w tej chwili, bo według niej to taki podświadomy sposób by go ukarać za to, że wszedł w związek, by sprawić mu psychiczny ból. Odezwałem się do niego od razu po wizycie i praktycznie część rzeczy od razu mi się pokryła/sprawdziła z tym co mówiła psycholog - napisałem do niego że przepraszam za brak kontaktu i że musiałem być przez chwilę sam i przemyśleć pewne rzeczy. Odpisał, że nie ma problemu, że rozumie i sam tak czasami miał i dlatego nie naciskał i dał mi przestrzeń i czekał aż sam się odezwę to w zasadzie potwierdziło tylko i utwierdziło mnie w tym że zbyt bardzo chcę ingerować w jego życie. Że to nie jest młodszy brat (zresztą którego zawsze żałowałem że nie mam) a przyjaciel i tak mam zacząć go traktować. Moja wypowiedź jest długa, ale mam nadzieję, że jeżeli komukolwiek nią pomogę to warto było to napisać. Na ten moment, więc zaczynam pracę nad sobą, a rozmowę z nim przeprowadzę gdy emocje trochę opadną i gdyby lepiej poznam sam siebie bo jak widać najmniej wiem o sobie samym. A Wam raz jeszcze bardzo dziękuję za wszystkie porady.
  2. Tak sobie zacząłem to wszystko analizować pod różnymi kątami, także jego orientacji i nie daje mi to spokoju, jakieś dwa lata wstecz chciał mnie namówić na wyjazd na morze na jeden dzień by zobaczyć wschód słońca (nie pojechałem, bo mu powiedziałem szczerze, że to bez sensu jechać ponad 400km żeby zobaczyć tylko wschód słońca w którym zresztą nie widzę nic ciekawego, nie jestem typem romantyka niestety), innym razem pojechaliśmy nad wodę w nocy (spotkaliśmy się wieczorem i jakoś tak spontanicznie zaproponował wyjazd w miejsce gdzie przyjeżdżał ze swoją byłą). Podobnych sytuacji znalazłoby się więcej przez te lata, w sumie kiedyś powiedziałem mu w żartach bardziej, że niezależnie od orientacji i tak będę go zawsze kochał jak członka rodziny i w zasadzie to nie wiem skąd mi się wzięło to wyznanie. Może tylko niepotrzebnie się nakręcam, ale naprawdę zależy mi na tej przyjaźni, a z drugiej strony gdyby się okazało że jednak to są jakieś skłonności homoseksualne to chyba nie dałbym rady jednak wejść w taką relację, sama myśl o całowaniu się w usta np: powoduje u mnie opór nie mówiąc o innych formach kontaktu cielesnego. No nic raz jeszcze dziękuję wszystkim za porady.
  3. Umówiłem się dzisiaj do psychologa, dam znać po powrocie może komuś innemu kiedyś to pomoże w podobnym problemie.
  4. Jeszcze tak odnośnie tych więzi, poklepywania, okazywania uczuć, nie wiem niby czemu miałoby to być zabronione? Jak tak czytam różne opracowania to niby ludzie są powściągliwi w obawie by nie zostali uznani za homoseksualistów rozumiem jeżeli ktoś przejmuje się opinią innych, ale ja np: jestem osobą która ma w nosie to co ktoś o mnie sądzi nie interesuje mnie to jak ktoś kogo nie znam mnie odbiera, dla mnie najważniejsze jest dobre moje i bliskich mi osób i dlatego osobiście nie widzę żadnego powodu by jeżeli np: ktoś jest smutny przytulić go i nie rozumiem co w tym złego, mowa o mocnym objęciu ramieniem w chwilach kryzysu i to zdarzyło się przez te naście lat przyjaźni dosłownie kilka razy.
  5. kikunia w tym co napisałaś o zawładnięciu jest sporo prawdy niestety ale muszę przyznać, że podobnie było w przypadku jego związku wcześniejszego w pewnym momencie, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie.
  6. Powiem szczerze, że sferę homoseksualizmu zacząłem rozpatrywać dopiero po pewnych odpowiedziach z forum gdzie wrzuciłem i opisałem tą swoją sytuację wcześniej o tym nie myślałem, ale teraz naprawdę już wariuję i próbuję rozpatrywać to na wszelkie możliwe, czasami bardzo niedorzeczne sposoby, by może w końcu utrafić w sedno. To jest pierwsza moja sytuacja w życiu kiedy jestem aż tak zagubiony i kiedy nie potrafię sobie tego racjonalnie wyjaśnić (nigdy nie miałem z tym problemów, jestem typem umysłu ścisłego i zawsze podchodziłem do życia w racjonalny sposób). Nie wiem jak jest w jego wypadku w sensie nie mogę wejść do jego głowy, zawsze był nieśmiały i raczej typem samotnika . przynajmniej tak mówił chociaż w głębi serca w to nie wierzę, wyznał mi kiedyś że nie kochał tak naprawdę swojej partnerki był z nią bo było mu dobrze, zaręczył się bo takie były naciski ze strony rodziny (nie wtrącałem się w żaden sposób nigdy do jego związku, wychodzę z założenia (wychodziłem?) że to jest ta sfera intymna zarezerwowana dla dwojga ludzi i nie ma miejsca na osoby trzecie). Ja natomiast na odwagę do kobiet nie narzekałem nigdy jak i na otwartość ogólnie do ludzi (znajomych mam dużo) ale za to ja zawsze byłem bardzo ostrożny i nieufny w zwierzeniach, jest jedyną osobą która wie praktycznie wszystko o mniePodobnych sytuacji jak z tymi opisanymi zwrotami mógłbym przytoczyć więcej, ale może to jest teraz po prostu na siłę dorabianie jakiejś ideologii/wyobrażeń? Jeżeli chodzi o kontakt fizyczny z mężczyzną to nie jestem w stanie sobie tego nawet wyobrazić choćbym chciał, nie potrafię ocenić go w kategoriach przystojności, nigdy nie zwracałem uwagi na jego wygląd itp. pod kątem atrakcyjności czy też nie. Bardzo zastanawia mnie ten wspomniany blog o którym mimochodem niby mi wspomniał w tej rozmowie i nie chciał później podać nazwy, powiedział ją szybko jakby od niechcenia w czasie kiedy miał gorsze dni.
  7. Pozwoliłem sobie zamieścić naszą ostatnią rozmowę jako przykład jak to wygląda mniej więcej.
  8. Po Pani odpowiedzi zastanawia mnie też jeszcze jedno, ostatnio wspominał mi że nie ma w ogóle zainteresowania seksem (myślałem że to z przepracowania zarówno on jak i ja pracujemy po kilkanaście godzin dziennie). Odnośnie obecnego związku zwierzył mi się, że nie ma ochoty na seks, uprawia go bo inicjuje to druga strona, że głównie brakuje mu bliskości i pocałunków drugiej osoby. Nie wiem być może to bez znaczenia, ale po tym co Pani napisała przypomniała mi się rozmowa. Teraz też próbuję odkopać coś co mi kiedyś podał, jakiś czas temu w rozmowie mimochodem powiedział żebym wszedł na adres jakiejś strony www i poczytał. Później już tego adresu nie powtórzył , a wtedy nie zrozumiałem dokładnie jak poprosiłem już go nie powtórzył, powiedział że zamieścił tam coś na blogu, później nie chciał wracać do tego tematu i powiedział że to był żart. Może teraz już sobie dopisuję dalszą część historii...
  9. Zastanawiam się także dlaczego tak w zasadzie mam czekać z rozmową do wizyty u seksuologa? Przecież na decyzję to w żaden sposób nie wpłynie chyba. Nie wyobrażam sobie związku z mężczyzną opartego na jakimkolwiek seksie, marzę o rodzinie, ale o normalnej rodzinie i dziecku (i to ostatnio coraz częściej). Nigdy tak naprawdę nie obchodziło mnie zdanie innych ludzi w sensie moich wyborów życiowych (poza najbliższymi mi osobami) i jeżeli miałoby to ratować nasze relacje to myślę, że byłbym w stanie wejść w taki związek emocjonalny, ale nie wyobrażam sobie kontaktu fizycznego z mężczyzną i w dłuższej perspektywie braku seksu z kobietą...
  10. Nie chcę też by wyglądało to jak jakaś forma tłumaczenia, ale dopiero co zakończyłem związek bez zobowiązania z kobietą (związek oparty jedynie na fizycznym kontakcie). Tak jak wspomniałem sam także obawiam się tej sytuacji, ale dziwi mnie po pierwsze brak jakiegokolwiek pociągu seksualnego do jego osoby, brak kiedykolwiek w życiu zainteresowania mężczyznami, może to jest próba tłumaczenia i zaprzeczania, ale z tego powodu jest to dla mnie nieracjonalne. Gotów jestem iść do dowolnego lekarza byle tylko uzyskać jakąś poradę i to jak najszybciej...
  11. Być może nie wyraziłem się precyzyjnie, ale to nie są zwroty tylko z mojej strony, a z obu częściej wręcz z jego strony gdybym miał przeanalizować nasze rozmowy...
  12. Proszę także o informację jeżeli ktoś wie czy w Warszawie lub okolicach znajdę jakąś pomocą psychologiczną, psychiatryczną, nie wiem cokolwiek gdzie mógłbym o tym porozmawiać nawet dzisiaj.
  13. Dzień dobry na wstępie od razu zaznaczę i bardzo przepraszam, że napisaem u Was ale ten temat jest bardzo podobny do problemu/mojego dramatu z którym się borykam, jestem mężczyzną. Gdybym miał opisać wszystko ze szczegółami to zapewne połowa z was by nie dotarła do końca, więc postaram się w skrócie na tyle na ile to możliwe. Jestem 30-letnim mężczyzną, mam przyjaciela (mężczyznę) od czasów liceum czyli jakieś 14 lat obecnie. Ja i on jesteśmy heteroseksualni (a przynajmniej tak mi się wydaje bo już naprawdę jeżeli chodzi o mnie to po ostatnich wydarzeniach niczego nie jestem pewien). Mam za sobą kilka dłuższych związków z kobietami i kilkanaście przelotnych znajomości (nie miałem nigdy problemu z zawiaraniem znajomości) on swoją pierwszą kobietę poznał w wieku 22 lat, był z nią w związku przez 6 lat, rozstali się przed ślubem (z jego winy nie wdając się w szczegóły). Przez te wszystkie lata jeszcze przed związkiem rozmawialiśmy praktycznie codziennie raz krócej raz dłużej, partnerkę poznał podczas zainicjowanego przeze mnie spotkania i szczerze cieszyłem się, że układa im się i chcą założyć rodzinę) w tym czasie nasze kontakty uległy rozluźnieniu co jest oczywiście naturalne, w późniejszym etapie można powiedzieć, że wręcz bardzo. Bolało mnie to, ale odsunąłem się na bok nie chcąc go ranić w żaden sposób, jednak kiedy potrzebował starałem się zawsze być obok. Kiedy rozpadał się jego związek byłem cały czas obok, wiedziałem że potrzebuje kontaktu (miał myśli samobójcze) kontakty od prawie dwóch lat odnowiły się na takim etapie jak wcześniej (kontakt codziennie, prawie... jak para?). Kocham go owszem, ale wydaje mi się że jak brata, traktuje go jak członka rodziny, nie raz padały słowa typu kocham Cię, dzień dobry misiaczku itp. ale zawsze albo żartobliwie, a w przypadku deklaracji miłości chodziło o miłość braterską, a nie jak miłość do partnera (a może to był ten cholerny błąd sam nie wiem). Zdarzyło się też wypłakiwanie ze smutków i przytulanie, ale jak brata i przyjaciela w obie strony kiedy któryś z nas był załamany (kilka razy przez tyle lat) przytulanie w sensie objęcie i powiedzenia będzie dobrze, albo siedzenia w ciszy nic więcej. Dopingowałem go i motywowałem żeby wszedł w nowy związek, zapomniał wreszcie o przeszłości. Poznał w końcu kobietę z pracy z czego się ucieszyłem, ich związek rozwija się bardzo dynamicznie, a ja... zacząłem szaleć z zazdrości, myślę o tym co robią, na początku byłem wściekły, a później przyszło załamanie (targają mną mieszane uczucia których sam nie rozumiem). Od dwóch tygodni nic praktycznie nie jem (trochę raz dziennie) śpię po 2-3 godziny, kiedy się budzę sprawdzam czy napisał (sam napisałem mu był mi spokój bo muszę odpocząć i przemyśleć swoje życie, ale nie mówiłem że to jest związane z nim), tak naprawdę napisałem mu to licząc sam nie wiem na co, że zapyta chyba co jest nie tak, co się dzieje. Zawaliłem terminy u klientów, musiałem pooddawać zaliczki za zlecenia (prowadzę firmę) co nie zdarzyło mi się od dwóch lat, ale nie potrafię pracować i nie potrafię się skupić). Mam różne głupie myśli między innymi by skończyć to wszystko raz na zawsze. Nie rozumiem tego uczucia, nie wiem co się ze mną dzieję cały czas myślę o tym czytam wszelkie podobne tematy i analizuję, nigdy nie traktowałem go jako obiektu seksualnego, nie fantazjowałem o nim, zresztą nigdy nie pociągali mnie mężczyźni, ale poza tą sferą cała reszta niestety ale pasuje mi do zakochania/zauroczenia. Nie mam z kim o tym porozmawiać, bo to jest jedyna osoba której ufam i której zawsze zwierzałem się ze swoich problemów, przyrzekliśmy sobie kiedyś być zawsze szczerymi i dotąd nawet w bolesnych sprawach to się sprawdzało) tym bardziej boli mnie to że nie mogę mu tego powiedzieć. Wiem jedynie, że nie moge w tym tkwić, bo każde jego wspomnienie o tej kobiecie powoduje u mnie taki emocjonalny ból jakiego nie doświadczyłem nawet przy pierwszej nieszczęśliwej miłości. Jak tyko zaczynał znajomość z tą kobietą, powiedział że nie chce się angażować (od czasu rozstania cały czas to powtarza) i chce żebym był blisko i jak zobaczę że się angażuje to żebym mu powiedział by się wycofał. A ja wiem natomiast że ja nie potrafię teraz być obiektywny i podświadomie chociaż tego nie chcę dążyłbym do tego by zerwał z nią znajomość a nie chce tego robić bo czuje że to egoizm z mojej strony nie wiem z czego wynikający. Dlatego też po długich przemyśleniach podjąłęm decyzję że najlepiej będzie się wycofać, zerwać kontakt na jakiś czas, a później nie wiem... Bardzo tego nie chcę, ale nie wytrzymam dalej tkwienia w tym. Bardzo zależy mi by ktoś spojrzał na to z boku i pomógł mi chociaż trochę podjąć słuszne decyzje. Na ten moment mamy zaplanowany już wcześniej wyjazd na weekend za tydzień, pomyślałem że to będzie dobra okazja do rozmowy, pojechać razem jego autem, powiedzieć mu o tym, że jestem zazdrosny i nie potrafię sobie z tym poradzić i że muszę odpocząć jakiś czas i wycofać się, a później wrócić pociągiem do domu sam. Boję się tylko tych jego wcześniejszych myśli i zranienia go, ale wiem że nie mogę zerwać teraz kontaktu bez słowa bo jestem mu winien wyjaśnienia i tym bardziej wiem że by go to zabolało. Boję się, że mówiąc to zniszczę to co budowaliśmy przez tyle bezpowrotnie. Boję się sam mojego zachowania i nie rozumiem go chociaż bardzo staram się to zrozumieć. Próbowałem spędzać czas ze znajomymi wczoraj, dzisiaj ale to nic nie zmieniło i tak ciągle o tym myślałem. Jeżeli ktoś miał podobną sytuację to błagam wręcz o parę słów komentarza w tej najtrudniejszej dla mnie w życiu decyzji.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...