Witam, chcialabym zeby ktos obiektywnie ocenil sytuacje, bo juz sama nie wiem czy slusznie postapilam...
oboje z partnerem pracujemy w tej samej firmie, On jest kierowca, ja Jego dyspozytorem. Ostatnio mielismy nerwowa sytuacje w firmie w ktorej byl zaladunek, On dlugo czekal, ja stawalam na glowie by ten zaladunek przyspieszyc, zaangazowalam do pomocy nawet zagranicznego odbiorce towaru. Moj partner byl bardzo rozdrazniony, zmeczony dlugim oczekiwaniem na zaladunek i cala nerwowka ktora byla w miejscu zaladunku. Przez to kilkakrotnie wysmial moje pytania czy juz laduja, do tego mowil do mnie uzywajac wielu wulgarnych slow. Widzialam ze sytuacja Go rozzloscila, wiec nie zwrocilam Mu uwagi ze odnosi sie do mnie arogancko, ale jego nerwy mi sie udzielily. Tego dnia nie odezwalam sie juz do niego prywatnie, On tez nie. Nastepnego dnia rano zapytal czy sie na niego gniewam. Zapytalam Go czy mam jakis powod. On na to ze tak, bo dzien wczesniej mnie wkurzal swoim zachowaniem, a nie powinien. Napisalam Mu ze owszem, bylo mi przykro ze cala zlosc skierowal na mnie, bo nie sadzilam ze swoje nerwy wyladowuje na najblizszych - to pierwsza taka sytuacja. Odpisal, ze najwyrazniej nie jest idealny, a ja ja powinnam odroznic sprawy sluzbowe od prywatnych, bo jego zlosc nie miala nic wspolnego ze mna. Zapytalam dlaczego sie nie odezwal do mnie po powrocie do domu, tak calkiem prywatnie, ja tez mialam ciezki dzien, ale nie wyzywalam sie na nim, jeszcze dzielnie znosilam Jego aroganckie odzywki. A On nawet nie napisal Dobranoc - jestesmy zwiazkiem na odleglosc - codzienne dzien dobry czy dobranoc to byly stale elementy w naszej codziennej komunikacji. Ja szlam pozno spac, wiedzialam ze On juz spi, nie pisalam by Go nie obudzic. Dodalam jeszcze ze nawet lepiej ze nie pisalam dzien wczesniej, bo wtedy bylam na Niego wkurzona i moglabym byc bardziej dosadna w tym co pisze. A On strzelil focha bo napisal ze ja chyba zartuje ze bylam na Niego wkurzona i ze jest zasadnicza roznica bo on byl wkurzony na sytuacje w miejscu zaladunku a nie na mnie, a ja bylam wkurzona na Niego. Potem sie obrazil i nie odzywal przez pol dnia. Gdy zapytalam czy sie o to gniewa, napisal ze nie, choc powonien ale nie potrafi sie na mnie gniewac.... Mialam wrazenie ze odwrocil uwage od swojego zachowania i zwalil wine na mnie co Mu tez powiedzialam. A on sie poczul urazony i stwierdzil ze takiej ksiezniczce jak ja to trudno dotrzymac kroku. Wkurzyl mnie tym wiec napisalam czy jeszcze chce cos dodac, ze smialo moze bo juz mnie nic nie zdziwi. A ksiezniczka nie jestem. Napisalam tylko ze to nie fair ze On dzien wczesniej mogl swoja zlosc wyladowac na mnie a ja dzien pozniej nawet nie mam prawa Mu powiedziec ze to mnie bolalo i sprawilo przykrosc bo On sie od razu czuje urazony. Na koniec stwierdzil ze wymyslam problemy ktorych nie ma.
Czy posatapilam niewlasciwie mowiac Mu ze jego nerwy mi sie nie podobaly, bo skierowane byly do mnie? Kazdy ma prawo sie zdenerwowac, ale nie moze rozladowywac swojego napiecia robiac przykrosc drugiej osobie. Juz nawet nie wspomne ze nie uslyszalam nawet slow: przepraszam, sytuacja byla nerwowa, ponioslo mnie, nie powinienem byl zloscic sie na Ciebie bo to nie Twoja wina....
Czy mialam racje mowiac partnerowi ze sprawil mi przykrosc swoim zachowaniem? Czy On ma racje ze wymyslilam problem, bo wg Niego nie mialam jednak podstaw do tego by zwrocic Mu uwage na temat Jego zachowania. Co myslicie patrzac na to obiektywnie? Moze faktycznie niepotrzebnie zrobilam afere? Ja patrzac na to teraz mam wrazenie ze moj Partner poczul sie urazony ze zwrocilam Mu uwage na to ze zrobil mi przykrosc, a On nie zauwaza jednak winy w sobie(mimo ze sam jest swiadomy ze wkurzal mnie swoimi nerwami a nie powinien) tylko odwrocil kota ogonem i zwalil wine na mnie mowiac ze sie czepiam bez powodu...