Skocz do zawartości
Forum

Dan87

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Miasto
    Sopot

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Dan87

0

Reputacja

  1. Zet - zgadzam sie z Twoim postem w 100 %. Panstwo nie oferuje mlodym ludziom praktycznie nic. W szkole przez 3 lata wałkuje sie jakies logarytmy nikomu do niczego nie potrzebne (poza tymi co idą na polibudę) a nie uczy sie tematow tzw zyciowych, i potem wychodzi taki absolwent umie na pamiec wymienic wszystkie rodzaje wiatrow a nie wie o co chodzi ze skladkami w zusie i czym sie rozni umowa o prace od umowy o dzielo ktorą mu pracodawca wcisnie. Nawet majac zawod typu mechanik spawacz itp i tak zeby dobrze zarobic trzeba za...ać, w budownictwie są dobre stawki ale godzinowe, zeby porzadnie zarobic trzeba natrzaskac 200-250 h w miesiacu. Nawet lekarz zeby kilka tys zarobic musi nabrac nie malo dyzurow i to zwykle nocnych. Ale tak jak mowisz pozostalym zostaje praca w tesco calodobowym na 3 zmiany za najniszą krajową albo wyscig szczurow w korporacjach gdzie i tak pracownicy sie zmieniaja czesciej niz striptizerka majtki a wieksza czesc wyplaty to prowizje. kredyt na 30 lat we frankach tez nie zacheca do usamodzielniania sie i planowania rodziny. a co jesli po 15 latach sie taki ojciec rodziny rozchoruje dajmy na to ? bank zabierze mieszkania a on z zoną i dzieciakiem na zieloną trawke. czasem sie tez przestaje dziwic ludziom ktorzy jesli maja taka mozliwsc nie pracuja. a co do pomocy spolecznej to niestety u nas sie pomaga najwiecej żulom, mops da obiad na stolowce, da paczki z zywnoscią na swieta, da dodatek mieszkaniowy, a zasilek ktory tez da maja na wodke, oczywiscie nie potepiam tych ludzi bo alkoholizm to tez jest problem i najczesciej wynika z trudnego dziecinstwa czy innych problemow zyciowych, ale zamiast tym ludziom dac wsparcie w postaci jakies terapii itp, to jeszcze wymyslili 500 zl na dzie... na alkohol :P mam w bloku taką rodzinke, dostali 2000 zl to po cholere pracowac za 1200 jak panstwo da za darmo wiecej. Ale tak jak mowisz chcielismy kapitalizmu to mamy. Co do kobiet niestety w wiekszosci prawda. To juz nie te czasy gdzie cale zycie sie w jednej firmie pracowalo a facet zarabial tyle by utrzymac dom, dzieci i by zona mogla nie pracowac. Dokladnie jak mowisz facet ma miec wyksztalcenie, dobrą prace, prawko, byc modnie ubrany, romantyczny, ze wszystkim sobie swietnie radzic itp itd, a co dostaje w zamian ? focha jak chce sobie LM obejrzec :P No i niestety polacy to hejterzy, ale byc moze wynika to wlasnie z jakiegos zalu czy rozgoryczenia na sytuacje w kraju i brak perspektyw. Ja rowniez wychodze od terapeutow z poczuciem niezrozumienia i bycia ocenianym bardzo szybko i latwo przez osobe ktora praktycznie wogole mnie nie zna.
  2. Juz nie napedzam, dyskusja i tak do niczego nie prowadzi bo autor sie juz dawno przestal wypowiadac. Zreszta przegladam rozne watki i masakra ogolnie, niby forum psychologii, wsparcia, a i tak pelno hejtu. Nie wiem jakim trzeba byc zakompleksionym zeby czerpac przyjemnosc z obrazania czy wysmiewania innych
  3. Fakt, że mnostwo osob deklaruje jakas chcec zmiany ale poprzestaja jedynie na deklaracjach, slyszalem o teorii tzw bezpiecznego ogrodka, w ktorym jest nam zle i niby chcielibysmy wyjsc za furtkę cos zmienic ale lepiej zostac w srodku bo ten ogrodek choc zly to jest nam znany, a za furtką czai sie nieznane. Tylko byc moze sa to osoby (a przynajmniej czesc z nich) ktore nie otrzymaly odpowiedniego wsparcia, ktore mimo terapii nie poczuly sie zrozumiane, a czasem naprawde wystarczy glupie slowo "wiem/rozumiem co czujesz". Prosze mnie Pani Kamilo zle nie zrozumiec, ale zauwazylem ze czasem psychologom mimo bycia fachowcem i posiadania duzej wiedzy naukowej i duzego doswiadczenia czasem trudno jest do konca zrozumiec swojego pacjenta. Mowie to na przykladzie znajomych ktorzy studiują/studiowali psychologie a ktorzy sami nie borykali sie z zadnymi zaburzeniami i są z rodzin w ktorych nie bylo zadnej dyskuncji. To moje osobiste subiektywne zdanie i nie twierdze ze mam racje ale wydaje mi sie ze glownie takie osoby idą na ten kierunek, raczej nie spotkalem psychologa ktory sam mialby np depresje. oczywiscie tak jak mowie moge sie mylic tutaj i napewno nie mam na celu nikogo obrazic czy urazic,bo mowie to na przykladzie czterech znajomych mi osob. Jest takie powiedzenie ze syty nie zrozumie glodnego. Oczywiscie psychologowie rozumieją z racji wiedzy, doswiadczenia, ale chodzi mi o takie inne rozumienie, takie z autopsji. Co do alibi, ma Pani rację ze nie mozna sie zaslaniac zlymi doswiadczeniami przez cale zycie, ale czasem one tak mocno zmieniaja ludziom psychike ze staja sie realnym ograniczeniem, tak jak napisala ~rozkapryszona pewnie ze ze wszystkim mozna sobie poradzic, mimo ze jest ciezko na poczatku, tylko duzo latwiej i szybciej jest to zrobic majac wsparcie. ka-wa - zgadzam się z tym postem, owszem to nie jest normalna sytuacja ze zdrowy fizycznie chlopak w tym wieku nie pracowal nigdy, ale no wlasnie, jest nieprzystosowany do zycia, jak juz wczesniej pisalem moze to są jakies zaburzenia adaptacyjne, i zapewne psychoterapia by mu duzo pomogla, podmuch_wiatru - znow ocenianie autora ze na bank mu sie poprostu nie chce isc do pracy bo teraz takie czasy ze se mozna pozwolic na niepracowanie i bycie szczesliwym. sadze ze gdyby autor byl szczesliwy ze swoją sytuacja to nie pisalby o tym jako o problemie na forum psychologii. Pisze Pani ze jak komus sie nie chce pracowac to znaczy ze jest chory ? A skad Pani wie ze jemu sie nie chce to raz, a dwa to, ze byc moze wlasnie jest "chory", nie fizycznie, ale byc moze ma problemy emocjonalne, ze sie tak wyraze "zrytą" psychike, bo maja ją wszystkie osoby DDD niestety, w mniejszym lub wiekszym stopniu, no a sorry ale rodzina ktora nawet jesli w niby dobrym celu z troski robi z dziecka osobe niesamodzielna totalnie, to nie moze to byc rodzina niedysfunkcyjna. W czasach stanu wojennego byl poglad ze dzieci mozna bic i wielu ojcow uwazalo ze ich synowie musza nieraz oberwac pasem bo inaczej nie wyrosna na porzadnych ludzi, co zresztą nadal sie zdarza nawet dzisiaj, choc juz moze nie na taka skale. i co, to tez bylo dobre ? Mordehai i Ciarahy - tez tak uwazam, gdyby to byl troll internetowy ciagnalby watek dla zabawy dalej, autor zapewne przestal pisac bo na samo wejscie spotkal sie z hejtem.
  4. Nie,nie taki jest sens tego przysłowia, tu chodzi o taki typ rodziców którzy za wszelką cenę chcą czy to chronić swoje dziecko, czy to wychować, żeby bylo takie jak sobie wymarzyli, czy uważają, że oni wiedzą lepiej co dziecko chce, potrzebuje i powinno. Niby wszystko z troski i miłości, ale efekt jest ten sam - zrobienie z dziecka że się tak nieładnie wyrażę kaleki życiowej. A to, że teraz ktoś mu napisze, że go rozumie to nie ma nic wspólnego z tym "głaskaniem" przez rodzine. Nie chodzi o to, zeby sie nad autorem litować jaki to jest biedny, chodzi o to, ze napewno poczulby się lepiej gdyby wiedział że ktoś probuje go chociaz zrozumiec i nie skresla z automatu ani nie jest kolejną osoba ktora wie lepiej co on musi. "ale teraz to jest dorosły mężczyzna i sam powinien dokonywać wyborów" - naprawdę myślisz, że osobie za ktorą jak mniemam całe zycie decydowano bedzie po 18tych urodzinach tak bez problemu umiala byc samodzielna ? Co z tego że wiekiem jest dorosły, ale bardzo możliwe że mentalnie nadal czuje się niesamodzielnym dzieckiem z powodu tego jak go wychowano, a wychowanie ciągnie się za nami całe życie. Fakt, że czasami wstrząsczy przyslowiowy kop w d**ę niektórym pomaga, ale nie zawsze,znam dwie osoby z podobnym problemem co autor, jedna trafila do swietnego psychologa ktory wlasnie probowal ją zrozumiec wesprzec, a nie dolowac mowiac ze jest leniem i ta osoba z tego wyszla i dzis jest juz samodzielna. a druga osoba po dostaniu tzw kopa niestety zamknela sie w sobie jeszcze bardziej i skonczyla w przytulku dla bezdomnych. "On nie potrafi się do tego zmusić, bo mu się nie chce, bo mu tak wygodnie" - sorry ale to jest wlasnie ocenianie innych i przypinanie łatek ,choc się praktycznie o danej osobie nic nie wie.takie mowienie nie jest motywacją, jest dobijaniem danej osoby. to tak samo jak mowienie komus ze nic nie umie, wszystko robi zle - w koncu zacznie w to wierzyc, i napewno nie zmotywuje to do jakies zmiany, bo takie slowa poprostu są przykre. "Musi mu się CHCIEĆ coś zmienić" - no przeciez CHCE, skoro opisal tutaj swoją sytuacje i sam ją okresla jako problem, czyli CHĘĆ zmiany jest, tylko NIE POTRAFI tego zrobic
  5. Widzę, że Autor chyba przestał odpisywać, i w sumie to bym się mu nie dziwił. Odpowiedzi na jego post są moim zdaniem dobijające. Przynajmniej dla mnie by były, gdybym był w takiej sytuacji. Ja się nie znam ale wydaje mi się, że to nie jest tak, że Autor nie chce podjąć żadnej pracy, bo mu tak dobrze. Gdyby mu było z tym dobrze i byłby poprostu wygodnicki, to nie pisałby o tym. Autor jednak wstawił post na forum psychologii, pyta, widać że szuka porady, sam pisze, że brak pracy jest dla niego problemem chociażby w znalezieniu dziewczyny. Czyli nie jest mu z jego sytuacją dobrze. Nawet jeśli nie został w domu nauczony pracy, samodzielności i był rozpieszczany, to to nie jest jego wina. Jeżeli nawet w tym wieku rodzina wymusza na nim kupienie mu ciuchów, które oni uważają za słuszne, a on wyraźnie stawia sprzeciw/prosi, że nie chce, mimo to rodzina stawia na swoim, to mogę się jedynie domyślać, że takie sytuacje są częstsze i że pewnie wymuszanie czy stawianie na swoim przez rodzinę ma miejsce też w innych sprawach, nie tylko zakupu ubrań. Być może jego rodzina zachowywała się w ten sposób już wcześniej, gdy był dzieckiem. Jeśli tak, to o ile mi wiadomo, nadopiekuńczość i ograniczanie dziecku własnych wyborów, własnego zdania też jest rodzajem przemocy. Fajnie, że rodzina nie wygania go na siłę do byle jakiej roboty, czy z domu nawet, ale widać, że nawet nie próbują go zmotywować, doradzić coś, tylko jeszcze mówią że nie musi pracować i kupują mu na siłę rzeczy których on nie chce, jak to mówią "kota można zagłaskać na amen". Nie znam się, ale czy to nie może być jakiś rodzaj zaburzeń adaptacyjnych ? Moja niedoszła teściowa pracowała w opiece społecznej jako pracownik socjalny, miała tam praktycznie samych bezrobotnych pod opieką, i z tego co od niej słyszałem, to rzadko się zdarzało, by ktoś był poprostu zepsutym wygodnym leniem. W większości były to osoby, które sobie poprostu nie umiały w życiu poradzić z powodu trudnego dzieciństwa, nałogów, itp itd. Niestety w naszym społeczeństwie strasznie szybko przyprawia się każdemu łatkę. Założę się, że Autora nawet nikt nie próbuje zrozumieć, tylko słysząc "mam 30 lat i nie pracowałem nigdy" odrazu jest łatka - maminsynek, nierób, leń itp. A to na pewno nie poprawia samooceny i nie nastaja pozytywnie ani nie motywuje do zmiany, tylko dołuje jeszcze bardziej. Sam wiem, jak to jest czuć, że nikt nie próbuje nawet mnie zrozumieć. Sądzę, że mówienie mu że musi przestać być wygodny, bo zostanie starym kawalerem jest jak mówienie osobie w depresji "musisz się wziąć w garść". Tylko, że często tak jest, że dana osoba to wie, że musi, że powinna, że chciałaby, ale jakoś nie potrafi, coś ją blokuje, prawdopodobnie własna psychika i brak zrozumienia i wsparcia ze strony innych.
  6. Pani Kamilo dokładnie tak, terapeuta sugeruje, że szukam sobie kozła ofiarnego, na którego można że się tak brzydko wyrażę zwalić winę. Tylko, że tak nie jest, nie uważam, że los mnie skrzywdził więc teraz będę siedzieć płakać i nic nie robić ze sobą. Pracuję, wróciłem na studia, mam przyjaciół, byłem w kilku związkach, a to że nie mam jeszcze własnej rodziny, no to nie każdy ma szczęście szybko trafić na swoją drugą połówkę. Nie wiem, czemu psycholog się tego "uczepił" że tak powiem. Ja właśnie chciałbym i próbuję spojrzeć na to w ten sposób, że trzeba to zaakceptować i żeby przez te doświadczenia mimo że złe stać się silniejszym, tylko trudno to zrobić, gdy nie ma się znikąd wsparcia unna-1 - nie słyszałem o takiej metodzie ale wypróbuję to. co mi szkodzi, najwyżej nie pomoże, a może jednak się okaże, że podziała :) Sinnn - dziękuję za tego posta :) no właśnie, chciałbym usłyszeć od kogoś, że mnie rozumie, a nie że nic się nie stało, a jak stało to dawno i czemu w ogóle nadal to przeżywam. Dokładnie to mi wmawiał mój ojczym, co przytoczyłaś, że zasłużyłem sam sobie, na to że mnie bił i żebym nikomu nie mówił, bo się będą ze mnie śmiać, że nastoletni chłopak z liceum nie umie sobie radzić. I faktycznie, wstydzę się tego do dziś, bałem się go, straszył że wyrzuci mnie z domu, on rządził budżetem domowym, matka mi nie wierzyła nawet jak pokazałem siniaki, nie reagowała jak mnie wyzywał i wyśmiewał. Cieszę się że Ty masz osobę, która Cię rozumie :) myślę że mi właśnie tego najbardziej brakuje, zrozumienia.
  7. Niestety nie wiem jaką szkołę psychoterapii skończył mój psycholog, ale wiem, że pracuje w nurcie behawioralno-poznawczym. Mówił, że w terapii chodzi o to, żeby dotrzeć do źródła lęków. Ja jeszcze nie mam konkretnej diagnozy, nerwice lękową zasugerował mój lekarz rodzinny, bo od kilku lat chodziłem do niego po różne skierowania itp, z coraz gorszym samopoczuciem, na szczęście okazało się że fizycznie jestem zdrowy i lekarz kazał udać się na terapię. Dla mnie to był ogromny stres opowiedzieć o tym, co mnie spotkało, a przez sugestie psychologa, że jestem już dorosły i powinienem o tym zapomnieć tak o, po prostu, to czuję jeszcze większy wstyd niż wcześniej. Próbuję sobie z tym radzić, chciałbym zapomnieć, założyć rodzinę itp ale jakoś nie potrafię
  8. Witam! Od 2 miesięcy chodzę na terapię indywidualną do psychologa i początkowo rozmawiało mi się bardzo dobrze, zacząłem odczuwać poprawę, natomiast obecnie czuję się lekko zdołowany po wizycie. Mój główny problem to, to że jako nastolatek byłem ofiarą przemocy domowej. Od kilku lat biegałem non stop po lekarzach, jestem ogólnie zdrowy, stwierdzono nerwicę lękową. Myślałem, że na terapii jakoś to zostanie przepracowane, obgadane, a tymczasem mam wrażenie, że psycholog próbuje jakby negować, to że źródłem tej nerwicy jest to co przeżyłem, i mówi w tym sensie, że to było tak dawno temu, że obecny stan psychiczny nie może być od tego. Tylko, że nic innego się nie wydarzyło w międzyczasie co by było dla mnie jakimś dużym stresem, czy traumą. Mam wrażenie, że psycholog się dziwi, czemu ja to nadal przeżywam skoro minęło już ładnych parę lat, a ja jestem dorosły i powinienem myśleć o rodzinie. No ludzie, czy każda osoba 25+ musi już być po ślubie i mieć dziecko ? bo czuję się trochę wciskany w stereotypy. Moje pytanie brzmi, czy psycholog ma rację, że ja już nie powinienem przeżywać tego, że partner mojej matki przez kilka lat mnie bił, bo jestem dorosły i mam o tym z czasem zapomnieć ? Poproszę o szczere odpowiedzi, nawet jeśli z hejtem. Zawsze się wstydziłem tego i swoich emocji z tym związanych i chyba miałem rację, bo widzę, że źle zrobiłem mówiąc o tym na terapii.
  9. Pani Kamilo dziękuję bardzo za odpowiedź :) Odpowiadając na Pani pytania, tak, próbowałem połączenia farmakoterapii z psychoterapią. Chodziłem przez 3 miesiące na Oddział Dzienny, psychiatra zapisał mi jeden z neuroleptyków, ponieważ jednym z objawów mojej nerwicy (?) są też delikatne tiki nerwowe. Lek ten powodował takie zamulenie, że nie byłem w stanie wstać rano i zwlec się z łóżka, by iść na tę terapię. Dodatkowo jego działaniem ubocznym była hiperprolaktynemia, wystraszyłem się ginekomastii, która jest tego następstwem i psychiatra zmienił mi lek na inny, dodatkowo zlecając kontrolowanie odstępu QT w ekg, gdyż w mojej rodzinie występuje duże obciążenie chorobami kadiologicznymi. Zamiast więc czuć się lepiej, czułem się gorzej psychicznie bo ciągle myślałem o tym, że może mi się coś stać z sercem. Psychiatra stwierdził, że skoro to mi nasila lęki to spróbujemy samej psychoterapii, bo powiedział, że większość leków stosowanych w psychiatrii może właśnie w ten sposób wpływać na serce jako ich działanie niepożądane. Terapia na tym oddziale Dziennym była grupowa i po skończeniu jej zamiast sie czuć lepiej czułem się totalnie rozsypany bo nasłuchałem się opowieści innych uczestników o ich przyczynach depresji/nerwicy i nasiliło mi to lęki. To nie jest tak, że ja nie chcę się otworzyć i sobie pomóc. Ja bardzo chcę zaangażować się w terapię i pozbyć swojej nerwicy, a najbardziej tych objawów somatycznych, które są coraz gorsze i zatruwają mi radość z wszystkiego (głównie jest to takie ogólne złe samopoczucie i zmęczenie zarówno psychiczne jak i fizyczne) Właśnie wróciłem z krótkiego urlopu ale wogóle nie odpocząłem, bo cały czas czułem się fatalnie. Ja wiem co jest przyczyną tej nerwicy, są to lęki/fobie dotyczące zdrowia i życia. Znam też ich żródło, wszystko pojawiło się po tym, jak jedna z najbliższych mi osób w 4 miesiące od postawienia diagnozy zmarła na raka, a ja na żywo widziałem śmierć tej osoby, bo stało się to w domu, byłem wtedy nastolatkiem. Od tamtej pory panicznie boję się, że zachoruje na poważną chorobę i zostanie mi niewiele życia, a mam tyle planów na przyszłość. Wiem, że każda osoba z napadami paniki boi się o swoje życie ale ja chyba odczuwam to podwójnie, bo gdy tylko pojawi się jakiś objaw somatyczny odrazu boje się, że coś się dzieje ze zdrowiem. Gdyby moje lęki dotyczyły czegoś innego niż zdrowia może nie odczuwałbym tego aż tak silnie. Moja kuzynka np ma lęk przed podróżą więc poprostu nigdzie nie wyjeżdza i jest w stanie odciąć się od żródła lęku, znajomy ma silną klaustrofobię więc poprostu unika ciasnych zamkniętych pomieszczeń, a jak ja mam uniknąć tematu zdrowia i życia, skoro jest to nieodłączny element codzienności ?
  10. Od 2-3 lat mam różne objawy somatyczne, jest ich cały szereg i w sumie wszystkie pasują do różnych objawów zaburzeń lękowych, lęki i fobie występują u mnie również. Zrobiłem cały pakiet badań, miałem wizyty u różnych specjalistów, wszyscy stwierdzili, że jestem fizycznie zdrowy, z czego się oczywiście bardzo cieszę ALE... skoro jestem zdrowy dlaczego czuję się tak fatalnie i to codziennie ?Kiedyś te objawy somatyczne (bóle połowy głowy, ciągłe zmęczenie fizyczne i psychiczne też, duszności, skoki ciśnienia i pulsu, kłucia i bóle pod pachami, dziwny ucisk w szyji/gardle, zawroty głowy o takim typie zapadania się lub niestabilności chodu i podłoża, ruszanie się obrazu przed oczami, uczucie że jest mi słabo i że zaraz padnę, nudności, biegunki, bóle mięśni takie jakby mięśnie były napięte albo za ciasne, zanim zasnę wiercę się z godzinę ale jak zasnę to zkolei śpię nawet 12 h. uczucie że nie mogę wysiedzieć i że nie wytrzymam zaraz i pomiesza mi się w głowie, czasem złe samopoczucie takie ogólne tzn nic konkretnego akurat mi nie jest a czuję się do niczego) Najgorzej jest rano lub po wyjściu na dwór, wieczorem zwykle mija i wraca humor i energia. Wszystkie te objawy występują różnie i naprzemiennie, są też dni gdy czuję się dobrze, choć jest ich ostatnio coraz mniej i rzadziej. Lekarz rodzinny nie chce mi już dawać więcej skierowań, bo uważa mnie chyba za symulanta lub wariata. Wierzę im, że nic nie wykryli natomiast czytając trochę itp zaczynam wkręcać sobie, że może to jakiś pasożyt, borelioza albo trudna do wykrycia choroba. Staram się sam siebie uspokajać, że to tylko nerwica. Chodziłem do kilku psychiatrów ale oni tylko leki zapisują na pierwszej wizycie a na kolejnych 5 min, recepta i tyle. Brałem kilka różnych leków ale nie czułem się po żadnym lepiej, wręcz gorzej bo strasznie mnie zamulały. Chodziłem na psychoterapię grupową, ale słuchanie o problemach innych tylko mnie dobija. Chodziłem na terapię indywidualną ale spotkanie na godzinę raz lub dwa w miesiącu nic mi nie daje, a na prywatną mnie nie stać. Nie wiem już co mam ze sobą zrobić, bo czuję się ostatnio coraz gorzej. staram się wychodzić do ludzi jak najczęściej, ogólnie mam ochotę na spotkania ze znajomymi, na podróże, mam chęć do życia, tylko męczy mnie to, że robimy jakiś wypad gdzieś, wszyscy dobrze się bawią a ja mam ochotę wracać do domu, bo mam akurat duszności lub inne objawy, bo jak można mieć humor i się dobrze bawić jak człowiek się czuje fatalnie. Czy ktoś z Was też tak ma ?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...