Skocz do zawartości
Forum

samotna80

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    warszawa

Osiągnięcia samotna80

0

Reputacja

  1. "twardy człowiek jest jak szyba z hartowanego szkła...wytrzyma wiele, ale jak się rozpadnie to na milion kawałków, których już nie będzie dało się pozbierać..." a ja liczę na to, że kiedyś się pozbieram...
  2. Może to dziwne ale nie ma we mnie nienawiści i chęci zemsty...Jest tylko ból nie do opisania, żal, rozżalenie i...upokorzenie. Żałuję. że pozwoliłam mu wrócić...zależało mi...byłam gotowa wybaczyć mu wszystko, bo go kochałam. Jego powrotu i pojedyńczych chwil czułości czepiałam się jak przysłowiowej "deski ratunku". A ta deska ratunku okazała się czymś co mnie tylko dobiło i doprowadziło do takiego stanu w jakim jestem...anemia, depresja...dzisiaj wylądowałam u lekarza z podwyższonym ciśnieniem. Widząc w jakim jestem stanie zaproponował mi zwolnienie do końca roku...wzięłam do końca tygodnia...wyjechałam. Najbardziej boli to, że zostawiłam dzieci. Ale wiem, że z tatą krzywda im się nie stanie, a ja...muszę się ogarnąć. doprowadzić do porządku, bo dalej tak żyć się nie da:( Nie chciałam, żeby dzieci widziały w jakim jestem stanie...Tak bardzo je kocham. Są dla mnie najważniejsze...I wiem, że dla niego też...To jedyne w co teraz wierzę...w to, że oboje bez względu co jest między nami chcemy dobrze dla dzieci...Po prosiłam męża o wyprowadzenie się i w tamtym momencie myślałam, że może jak sami ze sobą jakoś się ogarniemy to może uda nam się jeszcze powalczyć o nas...teraz jednak nie wierzę w to. To tak boli, ale nie wierzę już w nas...Czas leczy rany?Mam nadzieję...Myślę, że zdradę można wybaczyć, chociaż nie zapomnieć, ale jeśli ktoś patrzy ci w oczy i kłamie...ktoś komu przez tyle lat ufało się bezgranicznie...
  3. Cały weekend w samotności myślałam...dzisiaj na moją prośbę mąż się wyprowadził...czuję...ulgę...i taką straszną...pustkę w sercu:(Czemu to tak boli?Czy kiedyś przestanie?Jak człowiek z którym spędziłam ponad połowę mojego życia, którego jak mi się wydawało znam tak dobrze tak bardzo mnie zranił...czy ja się kiedyś pozbieram?Chciałam mu wszystko wybaczyć chociaż tak bardzo mnie skrzywdził...upokorzył...a on...pomimo tego, że sam wrócił...nie walczył...:(
  4. bardzo się boję...:(nie wiem czego bardziej...bycia z nim w takiej bylejakości czy bycia bez niego...byliśmy ze sobą prawie 20 lat...ponad połowę mojego życia...był dla mnie wszystkim...nie mogę pojąć jak on mógł mnie tak skrzywdzić, jak on może tak mnie traktować po tym wszystkim co przeżyliśmy...?nie ogarniam tego...
  5. ka-wa Dla swojego zdrowia psychicznego, lepiej jakbyś powiedziała mężowi ,żeby się wyprowadził. Cały czas się łudzę, że może zacznie mu znowu zależeć, że może zacznie się starać,że...nie wiem co...głupia jestem chyba...zresztą jeszcze kilka dni temu chyba tęskniłam, a teraz unikam go jak tylko się da.Bycie w domu z nim stało się dla mnie męczarnią...Nie wiem, może to naiwne...pisałam chyba o tym, że daje sobie czas do świąt, a po nich...nowy rok, nowe postanowienia i decyzje...I ten wyjazd gdzieś samej, żeby się oderwać...kusi...
  6. franca samotna80 Mam ochotę uciec, jak najdalej stąd, od wszystkich i wszystkiego. Zaszyć się gdzieś, żeby nikt nie widział mojego bólu i cierpienia... Nie dziwię Ci się. A co powiesz na pomysł Przeczytałam, żeby na jakiś czas faktycznie gdzieś się wyrwać? Dałoby się to zrobić? Taki mam plan...chce się gdzieś wyrwać, ale zupełnie sama..., żeby to wszystko jeszcze raz przemyśleć...spróbować poukładać w głowie...
  7. ~przeczytałam Bardzo mi przykro :( jestem kobietą i wyobrażam sobie co musisz czuć. Warto abyś mogła wesprzeć się teraz na kimś, mama, przyjaciółka... Przydałaby Ci się zaufana osoba, która by wysłuchała i przytuliła, abyś mogła przy niej wtulić się w koc, otworzyć wino i zwyczajnie się wyryczeć. Może udałoby Ci się wziąć wolne na kilka dni i też na te kilka dni dzieci odstawić do kogoś. Tak żebyś teoche czasu spędziła i sama i też z bliską osobą, może i wyjechać gdzieś. Kiedyś byłam osobą pełną radości, wiecznie uśmiechniętą...kiedyś...Mam rodzinę, przyjaciół, którzy bardzo mnie w tych trudnych dla mnie chwilach wspierają...tylko, że jeszcze do niedawna mój mąż był dla mnie rodziną, przyjacielem...najbliższą osobą...a została pustka, z którą trudno się pogodzić. Jest obok, ale jakby go nie było... Mam ochotę uciec, jak najdalej stąd, od wszystkich i wszystkiego. Zaszyć się gdzieś, żeby nikt nie widział mojego bólu i cierpienia...
  8. Walczyłam z całych sił walczyłam o nasz związek...pomimo tego jak bardzo zostałam zraniona...ale sama nie dam rady. Tak jak pisałam "do tanga trzeba dwojga". Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że wrócił, bo wbrew temu co pisał swojej powierniczce boi się wszystko "wziąć na klatę", co inni sobie pomyślą? Nie byłam ideałem...,ale starałam się...może miałam kompleksy, może jednak nie byłam przez tyle lat wystarczająco dobra dla niego, ale on dla mnie zawsze był najważniejszy. Liczył się tylko on...i co mi z tego przyszło? Czemu to tak bardzo boli? Patrzę na nasze cudowne dzieci i zastanawiam się dlaczego tak łatwo przyszyło mu to podkreślić, przekreślić?:(Naszą rodzinę...Nie ma we mnie nadziei...jest pustka...żal, smutek, rozgoryczenie...Chce mi się wyć... Nie mam siły ani ochoty wypominać mu cokolwiek, gdyby wykazał się odrobiną chęci zmiany takiego stanu rzeczy...OBOJĘTNOŚCI....a ja po prostu nie mam siły. I mam jeszcze odrobinę w sobie szacunku dla siebie samej...nie będę się już więcej narzucała. Daje nam czas...do świąt, świąt, które po cichu liczę nie będą (chociaż na to się zapowiada...:( najgorszymi świętami w moim życiu. Jeśli nic się nie zmieni, nie chce tak żyć...Chce zacząć żyć...nawet jeśli to będzie życie bez niego. Nie ma we mnie chęci zemsty...Jeśli doszłoby do rozwodu mam niepodważalny dowód zdrady...(meile męża z jego powierniczką) na to, żeby chcieć rozwodu z orzeczeniem o winie...ale chyba tego nie chce. Jeśli mamy się rozstać chce bardzo, żeby to odbyło się w zgodzie. Ze względu na dzieci. One są dla mnie najważniejsze. Wiem, że dla niego też. Najbardziej chciałabym, żeby zniknął z mojego życia raz na zawsze...ale ze względu na dzieci...nie jest to możliwe... Nie wiem czym sobie zasłużyłam, że mnie to spotkało...:( Budzę się rano z nadzieją, że te kilka ostatnich tygodni to był jakiś zły sen...ale zaraz okazuje się, że niestety nie. I znów trzeba wstać ogarnąć siebie, dzieci, i żyć...i być...chociaż tak bardzo się nie chce:( Jestem już tak bardzo tym wszystkim zmęczona...chciałabym, żeby się to wreszcie skończyło...
  9. Naiwnie wierzyłam przez tyle lat, że bez względu na to jak będzie, co będzie...będziemy razem...Nie raz wyobrażałam sobie nas jako parę staruszków...a teraz...nie myślę już o tym co będzie kiedyś. Najdalej co będzie jutro, że znów muszę rano wstać, ogarnąć dzieci, siebie, iść do pracy, założyć maskę i...żyć. Ciężko... Nie ma go w domu...i tak mi z tym dobrze. Zaraz się kładę, więc może uda się dzisiaj nie zobaczyć...ile tak można?Nie wiem...chyba już nie długo...myślę, że jestem już blisko jakiejś granicy wytrzymałości i jeśli nic się nie zmieni...nie dam rady...dlatego właśnie zaproponowałam, żebyśmy na razie przerwali terapię małżeńską, a ogarneli się sami ze sobą. Czeka nas więc równolegle indywidualna terapia...i znów...czekanie...Nie wiem co z tego będzie w naszym kontekście, ale ja wiem, że potrzebuje pomocy, bo sama nie daje rady... Kiedy odszedł nie wiedział jeszcze, że ja wiem o jego zdradzie...nie widział mojego bólu, cierpienia...nie chciałam, żeby na to patrzył. Nie prosiłam, żeby wrócił. Zrobił to bo chciał...tak mi się wydawało..., a może wrócił, bo przestraszył się samotności, tego co powiedzą inni...sama nie wiem:( Pozwoliłam mu wrócić z myślą, że będę musiała wybaczyć mu to co zrobił...ale chciałam...chciałam, żeby nam się udało, chciałam spróbować, nie dla dzieci...dla nas. I od początku jasno sobie to powiedzieliśmy...nic na siłę. A teraz...myślę, że bycie razem stało się dla nas męczarnią...jak to kiedyś usłyszałam..."przedłużająca się agonia" naszego związku. Nie wiem na co jeszcze czekam...może czepiam się każdego najmniejszego gest, żeby chociaż trochę mieć jeszcze nadzieję...może jestem naiwna, głupia, ale...nie umiem tak po prostu przestać kochać człowieka, z którym byłam połowę mojego życia... dzięki, że jesteście
  10. tom79 Nie udało się zapomnieć i może nigdy się nie uda. Ale staram się wybaczyć . Naprawdę zależy mi na tym aby nasza rodzina znowu była taka jak kiedyś. Moja żona też się bardzo stara. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć szczęścia.
  11. [quote="tom79"]Mam problem z odczytywaniem prywatnych wpisów a widzę że coś wysłałaś.[/quote Chciałam zapytać czy udało Ci się wybaczyć, zapomnieć...?I jak długo to trwało? Nie wiem jak było u Ciebie, ale może Twoja żona chciała naprawić to co zrobiła, a mój mąż wrócił...a poza tym nic...obojętność...i to chyba boli najbardziej...:(
  12. tom79 Nie jest łatwo ale jest to możliwe. Mnie w życiu spotkało coś bardzo podobnego. Kiedyś któregoś dnia dowiedziałem , że moja żona kocha kogoś innego. A zaczęło się od tego , że potrafił ją wysłuchać i był na co dzień , właśnie w pracy. Czy nie zaczyna się podobnie. Bardzo...ale nadal nie mam pewności, że wszystko skończyło się dobrze? Jesteście razem?
  13. tom79 Wiesz , że jakbym to kiedyś już przeżywał. Byłem w bardzo podobnej sytuacji i jednak można sobie z tym poradzić. Więc nie ma reguły i złotego środka . Można sobie z tym poradzić tzn? Było szczęśliwe zakończenie? Postanowiłam o tym wszystkim napisać czego doświadczyłam, chyba nie po to, żeby otrzymać jakąś radę co mam robić, bo wiem, tak jak już napisałam, że nikt nie da mi gotowej recepty, ale chyba potrzebuję jakiejś odrobiny nadziei, że ktoś przeżył coś podobnego i ...udało się i był happy end...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...