Witam, nie wiem czy to jest dobre miejsce by zwierzać się z mojego problemu, ale spróbuje, gdyż nie mam innego wyjścia.
Stoję w miejscu. W moim życiu od 5 lat jest ktoś. Nie mogę go nazwać ani moim chłopakiem ani moim ukochanym.. Spotykamy się od tych nieszczęsnych 5 lat. Czasem jest miło, wesoło, dogadujemy się bez słów. Idealne życie dwojga zakochanych ludzi. Ale..
Jest ale, które ciągle we mnie siedzi, z którym nie mogę sobie poradzić.
Jest tak, że czasami widujemy się raz dwa razy w tygodniu. Kłócimy się przy każdej okazji KIEDY JA CHCE POROZMAWIAĆ O CZYMŚ WAŻNYM, WYJAŚNIĆ JAKIEŚ NIEPOROZUMIENIA LUB PODEJMUJĘ PRÓBĘ POROZMOWANIA O "NAS I NASZEJ PRZYSZŁOŚCI". On w ogóle nie chce o tym rozmawiać ani słyszeć. Przez te 5 lat nie poznałam ani jego znajomych ani jego rodziny, on zresztą mojej też nie pomimo moich próśb, czy głupich zaproszeń na urodzin.
Ciągle słyszę wyrzuty ze nie mam dla niego czasu (pracuje w odróżnieniu od niego).
Z mojej strony (przynajmniej tak myślę) on jest moją miłością życia, ale za każdym razem jak o tym pomyślę wiem i jestem świadoma jak mnie traktuje. Zawsze jestem winna wszystkich kłótni, chce deklaracji, uświadamiana jestem że jest tylko moim kolegą.
Nie chce już tkwić w tej próżni. Chce kochać i być kochaną.
To jest po krótce moje życie, bez smaku i zapachu, z ciągłymi awanturami i niedomówieniami.
Jak zmienić jego myślenie, jak sobie z tym poradzić...
Pomocy!!